Thank you for being the better version of me
Szczęście zawsze w pewnym sensie rodzi się z bólu, cierpienia oraz przykrości, które spotkały nas w życiu. Na początku takie stwierdzenie wydaje się głupie i bezsensowne, ale paradoksalnie przeżycie czegoś strasznego sprawia, że nawet najmniejsze miłe rzeczy lub gesty napełniają nas radością, takie które w innym wypadku nie zrobiłyby na nas żadnego wrażenia.
Minęło wiele czasu zanim Peter pozbierał się po śmierci Tony'ego. Dziesiątki nieprzespanych nocy przepełnionych płaczem oraz dni, które upływały mu na tępym patrzeniu się w sufit i uciekaniu przed rzeczywistością. Tygodnie zaczęły się ze sobą zlewać, a czas przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, ponieważ chłopak już dawno przestał liczyć minuty, a później godziny które zmarnował na bezowocne uporanie się z żałobą.
Osobą, która wyciągnęła nastolatka ze stanu w jakim się znajdował był Harley — chłopak, który również traktował Tony'ego jak ojca. Początki nie były łatwe, pełne łez, kłótni, ale po jakimś czasie obydwaj zaczęli wychodzi na prostą.
Obydwaj, ponieważ mimo pozorów Harley nie był w o wiele lepszym stanie psychicznym niż Peter. Blondyn tylko o wiele lepiej ukrywał swoje emocje, a gra pozorów była mu bliska od dzieciństwa. Brunet, który już dawno zaprzestał prób ukrywania swojej żałoby i był wręcz dziecięco szczery z wyrażaniem swoich uczuć, pomógł starszemu chłopakowi z przepracowaniem własnego smutku.
Mimo stałej poprawy i względnego szczęścia jakie osiągneli budując swoją relacje. Akceptacja zawsze przychodzi z czasem, pozostawia bolesne blizny, ale pozwala nam uwolnić się od demonów, które potrafią mieszać w naszym życiu bardzo długo, a czasami nigdy nie przestają, bo rany są zbyt głębokie by zostały uleczone. Często potrzebujemy pomocy bliskich żeby się uwolnić.
Temu wszystkiemu z góry przyglądał się Tony. Cały czas obserwował chłopców na zmianę odczuwając dumę, smutek i wiele innych czasami nie pozytywnych emocji. Najczęściej jednak uśmiechał się i w duchu dziękował za to, że Peter, który tak bardzo chciał być jak swój największy idol na końcu stał się kimś dużo lepszym od Starka, a Harley ze swoim indywidualizmem wyrósł na kogoś kim swego czasu chciał być sam Tony, ale zgubiła go własna pycha.
Przemijalności kolejne lata, a niegdyś mali chłopcy, dorastali. Dawne rany były już całkowicie zaleczone, czasami tylko dając o sobie znać tępym bólem, który przywoływał zamglone już wspomnienia.
Przez ten cały czas Tony obserwował swoich w jakimś stopniu wychowanków i uśmiechał się na myśl, że kiedyś, jak któregoś dnia w końcu się spotkają, będzie mógł im powiedzieć jak bardzo dumny jest z tego kim się stali i jak przeżyli swoje życie.
— • —
Zgadnijcie kto żyje
(Napewno nie ja xd)
Może i jest tragicznie, ale to jedyna rzecz jaką udało mi się wyskrobać od „x" czasu, więc no publikuje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top