Rozdział 5
Tatsuya biegł jak najszybciej mógł. Chciał zapomnieć o tym co przed chwilą przeżył. Wiedział, że Hiroto jest nie do końca dobrą osoba, ale żeby bawić się w takie rzeczy? Tego nie przypuszczał nawet w snach. Biegł przed siebie nie bacząc nawet dokąd ucieka. Gdy się zorientował, że nie wie gdzie jest, było za późno. Nie był jednak na tyle głupi, aby panikować. Sięgnął do kieszeni po telefon, aby znaleźć się na mapie, jednak nie miał takowego sprzętu przy sobie. No teraz nie było ciekawie.
Rozejrzał się po okolicy. Ulica była całkowicie pusta i nie należała do bezpiecznych. Najgorsze w tym był fakt, że nie wiedział gdzie jest ani jak wrócić do domu. Po plecach przeszły mu ciarki. Nie lubił takich sytuacji. A co jeśli się mu coś stanie i nikt nawet się o tym nie dowie? Poważne zaczął się zastanawiać czy dobrze zrobił uciekając od chłopaków. Ale z drugiej strony nie chciał przebywać z łobuzami.
Gdzieś w oddali zaczęło grzmieć a chmury ze śnieżno białych zaczęły przeobrażać się w ciemno granatowe. Niechybnie zbliżała się burza. Jeśli szybko czegoś nie wymyśli, to będzie przemoczony do suchej nitki.
******
Tymczasem Hiroto dalej siedział ze swoimi kumplami w barze, kompletnie olewając chłopaka, który przyszedł za nim tu tak trochę bez większego powodu. A może po prostu go nie dostrzegał? Zamówili kolejną kolejkę piwa mimo tego, że obraz się już im dwoił i troił. W ten sposób chcieli oblać wielki powrót Hiroto na stare śmieci. Zajęci sobą nawet nie zauważyli, że na dworze zaczyna się robić ciemno. Dopiero przechodzący obok chłopak im to przypadkowo uświadomił. Usiadł przy ladzie obok i rzucił do barmana.
- Zbiera się na porządny deszcz. Ciemno się zrobiło w ciągu kilku chwil.- po sali rozeszły się rozmowy na temat pogody. Kilka osób wyjrzało przez okna, aby upewnić się czy to faktyczny stan rzeczy. Nie było co do tego wątpliwości.
- Też coś słyszałem, że ma być oberwanie chmury.- przyznał Haizaki ledwie mogąc utrzymać pion.- Ale żeby tak szybko to doszło...
Hiroto ocknął się. Rozejrzał po zebranych a potem swój wzrok skierował w stronę okna. Nawet z takiej odległości mógł potwierdzić, że burza za niedługo rozszaleje się na dobre. Nagle miał jakiś dziwny przebłysk. I nie, nie chodziło tu o wyładowania atmosferyczne. Coś go tkneło. Przecież nikt oprócz niego nie miał pojęcia gdzie znajduje się ten bar. Właśnie dlatego wymykał się do niego tak, że ojciec nie mógł go w żaden sposób namierzyć. A skoro Tatsuya za nim przyszedł to jakim cudem wróci do rezydencji nie znając drogi? Miał teraz coś w stylu wyrzutów sumienia. Albo tak mu się wydawało, bo był pijany. W każdym bądź razie postanowił odnaleźć chłopaka i zaprowadzić go do domu. Jeszcze tego by brakowało, jakby coś się mu stało a on byłby za to odpowiedzialny, bo go nie upilnował. Jednak kto kogo tak na prawdę miał pilnować?
Wstał z wielkim trudem od stołu i skierował się w kierunku wyjścia. Fudou chciał go jakoś zatrzymać, ale zwalił się z krzesła pod stół. Haizaki na ten widok wybuch śmiechem.
- Kretyn.- rzucił i upił łyka złotego płynu.- Te, a ty dokąd?- tu zwrócił się do Kiry. Ten zatrzymał się i odwrócił do przyjaciół.- No chyba nas tak nie zostawisz, co?
- Zostawię. Muszę coś załatwić.- rzucił oschle i uśmiechnął się.- I tak zaraz z tego upicia będę chodził po ścianach. Wystarczy już tego dobrego. Głowę można stracić, ale nie godność. Nara.- i wyszedł z lokalu.
Zerwał się porywisty wiatr, który tratował wszystko na swojej drodze. Ludzie pospiesznie chowali się w bezpieczne miejsca, aby uniknąć kontaktu z tak niebezpiecznym żywiołem.
Hiroto szedł środkiem ulicy i rozgląda się na boki w poszukiwaniu Tatauyi. Miał cichą nadzieję, że chłopak nie oddalił się za bardzo i gdzieś jest w okolicy. Ciężko mu jednak było iść w miarę prosto, gdyż procenty w jego krwi zaczynały dawać o sobie znać. Serce też nie najlepiej sobie radziło z taką ilością alkoholu. W końcu musiał ratować się ścianą by iść dalej. Jedyne czego teraz chciał to odnaleźć Kiyamę i wrócić do posiadłości.
Zaczynało się na prawdę robić nieciekawie. Grzmoty stawały się coraz bardziej słyszalne. Nigdzie jednak nie było zguby.
- No gdzie on do diabła jest...- wycedził Hiroto stając na chwilę przy jakimś sklepie. Zaczynało mu się kręcić w głowie.- O bracie, przesadziłem jak nigdy. Jak w ogóle to się stało... - prawie by się przewrócił, ale poczuł jak ktoś łapie go w pasie i delikatnie przytrzymuje. Odwrócił się lekko przestraszony, ale gdy rozpoznał osobę stojąca za nim, odetchnął z ulgą.- Jezu, dobrze że jesteś. Jeszcze trochę to bym na policję dzwonił.- zażartował, ale zaraz tego pożałował. Ponownie zakręciło się mu w głowie i teraz na prawdę by się przewrócił.
- Hiroto- tylko to usłyszał zanim stracił przytomność.
******
Lekki szmer deszczu rozbijającego się o plandekę, obudził w końcu Kirę. Chłopak ledwo mógł sobie przypomnieć co działo się przed jego utratą przytomności. Jego głowa leżała na czym dość wygodnym. Nie mógł jednak określić czym to coś jest. Otworzył oczy a nad sobą ujrzał zmartwioną twarz Tatsuyi. Na jego widok od razu się uśmiechnął.
- Co za ulga. Już myślałem, że coś sobie zrobiłeś.- wyszeptał prawie że czerwonowłosy i pomógł wstać koledze. Ten powoli dochodził do siebie ale wciąż czuł się niepewnie. Znajdowali się w jakiś załuku, nad którym ktoś rozciągnął starą plandekę, aby ochronić stojące pod nią stare przedmioty.
Hiroto złapał się za głowę. Dalej cholernie mu ciążyła i przeszkadzała w myśleniu. Spojrzał na towarzysza.
- Nic ci nie jest?- spytał i odwrócił się w jego stronę.- Gdzieś ty polazł co? Mogłeś się zgubić...
- No i to właśnie zrobiłem.- odparł bez wahania Tatsuya.- Dlatego postanowiłem wrócić do tego baru, ale już nie wiedziałem gdzie on jest. Wiedziałem, że idzie burza więc starałem się gdzieś schować. I wtedy trafiłem na ciebie. Wszystko dobrze? Źle wyglądasz.
- Ja zawsze tak wyglądam.- ściął krótko szarowłosy a zaraz westchnął.- Dobra, może trochę przesadziłem z procentami, okej? Spróbuj tylko coś powiedzieć ojcu albo siostrze, to nie ręcze za siebie.- Kiyama podniósł ręce w geście poddania się.
- Nie zamierzam nikomu nic mówić. To nie w moim stylu.- wyznał.- Ale poważnie, jak się czujesz?
- Powiedzmy. Przejdzie mi.- rzucił i naciągnął na głowę kaptur czarnej bluzy.- Wygląda na to, że póki jest burza nie możemy stąd wyjść.
- Trudno się nie zgodzić.
- Dobra, łeb mnie boli jak cholera a nie ma tu lekarstw. Więc bądź tak dobry i usiądź jakoś po ludzku. Będziesz moją poduszką.- mówiąc to spojrzał na towarzysza. Tatsuya przez chwilę zastanawiał się czy nie jest to żart przypadkiem, ale gdy tylko zrozumiał, że nie usiadł sobie w miarę wygodnie a wtedy położył na nim głowę Hiroto i zamknął oczy.- I o tym też nic nie wspominaj. Kompromitacja na całego. Jutro pewnie za to oberwiesz, ale dzisiaj możesz spać spokojnie.
- Zaraz co? Chcesz tu spać? Na dworze?
- A masz jakiś lepszy pomysł?
- Niekoniecznie....
- To sprawa jest ustalona. Ojciec wie, że ja często znikam i wracam na drugi dzień. Nie ma problemu z tym. Gorzej z tobą. Pfff, a zresztą. Co ja się przejmuje. Sam sprowadzisz na siebie jego gniew. W końcu nikomu nic nie mówiłeś dokąd idziesz.
- Skąd to wiesz?- zdziwił się czerwonowłosy. Hiroto zaśmiał się.
- Jakbyś powiedział już by nas pół kraju szukało. A teraz zamknij się i daj spać.
- J-jasne.- wydukał niedbale Kiyama i położył się na ziemi. Ciepło jakie emitował Hiroto było bardzo przyjemne. Pijany czy też nie posiadał dar szybkiego zasypiania. Już teraz słychać było jak cicho chrapie. Czerwonowłosy uśmiechnął się. Pamiętał, że jak byli mali znaleźli się w podobnej sytuacji. Tyle, że wtedy Hiroto był zupełnie inną osobą.
******
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top