Rozdział 9-Mamy tak zwanego kaca...

P.O.V. Lily

Obudził mnie okropny ból głowy, syknęłam. Co mnie podkusiło, żeby tyle pić?! Oprócz bólu głowy, było mi bardzo wygodnie; otworzyłam oczy, lecz od razu je zamknęłam, za jasno, zdecydowanie za jasno. Teraz razem bardziej ostrożnie, i powoli otworzyłam oczy; no tak było mi tak wygodnie, bo leżałam na Jamesie, w jego łóżku w dormitorium Huncwotów. Rozejrzałam się; Dorcas leżała półnaga wtulona w również półnagiego Syriusza. Zaśmiałam się w duchu, alkohol zrobił swoje. Marlena kimała na podłodze przy drzwiach. Alicja i Frank w kącie spali przytulając się, Remus spał normalnie, tyle, że w ubraniach z poprzedniego wieczora. Łóżko Petera było puste, nie było go na balu, na lekcje się spóźniał, i wychodził z nich pierwszy. Coś było nie tak, i muszę odkryć co. Zamknęłam znów oczy, i wtuliłam mocniej w Pottera. Poczułam ruch po sobą, to Rogacz zaczął się budzić.

-Dzień Dobry.-szepnęłam krzywiąc się na dźwięk swojego głosu.

-Skarbie, błagam, nie tak głośnio.-odszeptał ledwie słyszalnie. Zachichotałam.

-Która godzina?-zapytałam najciszej jak umiałam.

-Za piętnaście jedenasta.-odwrócił się w stronę zegarka.-Śniadanie przegapione, obiad za dwie godziny... Masz na coś ochotę?-mrukną mi do ucha pytanie.

-Tak, na aspirynę.

-Znam lepsze lekarstwo.

-Jakie?-nie doczekałam się odpowiedzi.

-Jakbyście nie zauważyli, nie jesteście tu sami! A to łóżko strasznie skrzypi!-Zakrzyknęła półprzytomna Alicja. Marlena rzuciła w nią poduszką, pewnie za darcie się. Faktycznie, nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się pod Jamesem. I na tym się niestety skończyło.

Marlena wstała z ziemi, zwaliła Remusa z jego łóżka, uprzednio próbując go obudzić, Dorcas i Syriusza obudziła Alicja. My podnieśliśmy się z łoża, i wszyscy próbowaliśmy się jakoś ogarnąć. Do dyspozycji mieliśmy dwie łazienki, więc szło w miarę sprawnie. Pierwszy, o dziwo, ogarną się Black, któremu aż tak kac nie dokuczał, więc ruszył do Hogsmede po eliksiry i aspirynę.

Gdy usiadłam, już odświeżona i przebrana, na łóżku Jamesa, do dormitorium wparowała McGonagall.

-CO SIĘ Z WAMI STAŁO?! WYPUSZCZONO WAS O PÓŁNOCY, A JEST DWUNASTA, NA MAERLINA! MOŻNA WIEDZIEĆ DLACZEGO TAK WYGLĄDACIE, TU JEST SYF, I NIE WYSZLIŚCIE JESZCZE Z POKOJU WSPÓLNEGO?! I GDZIE JEST BLACK?!-wydzierała się profesorka, a ja czułam, że zaraz mi głowa pęknie. Niech ktoś uciszy tą kobietę!

-Bo widzi pani, pani profesor, można powiedzieć, że za dużo wczoraj wypiliśmy i mamy tak zwanego kaca...-zaczął tłumaczyć James, a ja schowałam twarz w dłoniach, już po nas.

-TO ILEŻEŚCIE WYPILI, ŻE SPALIŚCIE TYLE GODZIN?!

-To zależy, kto i kiedy...-umilkł, super się wygadał, nie ma co...

-CO ZNACZY KIEDY?!

-No bo trochę się potem nudziliśmy, iiii trochę jeszcze imprezowaliśmy...-Czy on właśnie mówi jej prawdę?! Zabijcie mnie, błagam...

-NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TEGO PO WAS! A TERAZ PROSZĘ MI WYJAŚNIĆ GDZIE JEST BLACK?!

-No dosyć ciężko stwierdzić...-Rogacz podrapał się po karku.

-CO MASZ NA MYŚLI POTTER?!

-Bo tak trochę wyszedł jakieś pół godziny temu, i jeszcze nie wrócił...

-JA IDĘ GO SZUKAĆ, A WY MARSZ DO DYREKTORA!-No to mamy kłopoty...

*W gabinecie dyrektora*

Jeszcze nigdy tu nie byłam; pomieszczenie było duże i okrągłe. na ścianach powieszone były portrety byłych dyrektorów Hogwartu, a w głębi stało biurko, a za nim był potężny fotel na którym siedział profesor. W jego oczach, jak zawsze zresztą, tańczyły wesołe iskierki, choć dziś było ich wyjątkowo dużo.

Gdy McGonagall przyprowadziła Syriusza Dumbledore zabrał głos:

-Skoro jesteście już wszyscy, to zaczynajmy. Co zbroili?

-Wczoraj zostali odesłani do dormitorium o północy, a wiesz co robili do białego rana?! Imprezowali, ot co! Mamy godzinę dwunastą, a oni dopiero wyszli z męskiego dormitorium!

-Minewro, dziś nie mamy zajęć, więc mogli wyjść równie dobrze, nawet za dwie godziny. Co do imprezowania, to tylko raz w życiu ma się szesnaście lat, muszą się wyszaleć. Co-spojrzał na nas.- nie oznacza, że teraz codziennie będziecie się bawić. A co do nocowania w dormitorium chłopców, to stawcie się dzisiaj na szlabanie o osiemnastej u pana Filcha. Mażecie iść.-Staruszek jakoś nie bardzo przejął się tym, że ósemka Gryfonów balowała i piła do rana.

-Ale chwila! Czemu my mamy mieć szlaban za to, że one spały w naszym dormitorium?!-zbulwersował się Łapa. Dyrektor jedynie lekko się uśmiechną.

-Ktoś je tam wpuścił, Panie Black, a skoro tam spały, to chyba nie bardzo byliście temu przeciwni.-miałam ochotę parsknąć śmiechem.- Ktoś ma jeszcze jakiś sprzeciwy? Nie? No to jesteście wolni, miłego dnia.

-Do widzenia.-mruknęliśmy i czym prędzej wyszliśmy, po czym ruszyliśmy do kuchni na śniadanie.

***

P.O.V. Peter

Boje się. Cholernie się boje. Czego?, zapytacie; Śmierciożerców, i Czarnego Pana, i dlatego mam zamiar wstąpić w jego szeregi. Nie dlatego, że go popieram, tylko się boję. Może w ten sposób uda mi się choć minimalnie ochronić przyjaciół. Ostatnio się od nich odsunąłem, ale jakoś niespecjalnie się tym przejęli. Smutno mi, ale co mam zrobić? No nic nie zrobię...

***

P.O.V. Narrator

O 18 ósemka Gryfonów stała przed (ledwo stojącymi) drzwiami kantorku woźnego, Pana Filcha, i każdy z nich zastanawiał się, kiedy ktoś z pozostałej siódemki raczy zapukać, lub kiedy charłak w nich stanie. Jak na razie nie zapowiadało się na żadną z tych rzeczy. Po parunastu minutach, gdy Evans już chciała pukać w drewno, drzwi otworzyły się i wyszedł z nich stróż.

-Za mną.-charkną i poczłapał korytarzem. Uczniowie chcąc, nie chcąc ruszyli za nim.

Poprowadził ich do Izby Pamięci, wskazał na Lily, Jamesa, Remusa oraz Marlenę.

-Wy zostajecie tutaj. Oddajcie swoje różdżki.-wyciągną po nie rękę, niechętnie mu je wręczyli.- wyczyścicie wszystkie nagrody, wszystkie niezbędne rzeczy macie w kącie. Wracam za dwie godziny.- i poszedł dalej.

Marlena rozejrzała się po pomieszczeniu, i westchnęła.

-Dobra, trzeba się za to zabrać.-i gdy zaczęła iść w stronę szmatek i płynów, Potter wyciągną z szaty różdżkę.

-Czekaj chwilę, zaraz się z tym uporamy.-machną dwa razy, i cała sala lśniła.

-Czy nie uważasz, że to nie w porządku?-zapytała ruda.

-Nie sądzę, zresztą on zabrał mi różdżkę, a w sumie jej kopię, mógł to sprawdzić, ale tego nie zrobił, więc to jego strata. -posłał jej łobuzerski uśmieszek, który tak uwielbiała.

-No dobrze. Co będziemy robić przez te dwie godziny?-popatrzyła po przyjaciołach.

-Siadaj, pogadamy sobie.-Rogacz klapną pod ścianą, złapał swoją dziewczynę za rękę i posadził sobie na kolanach.

-A tak się zarzekała, że go nienawidzi, i że go kiedyś zamorduje, a tu proszę.- Zaśmiała się McKinnon, a Lupin jej zawtórował. Ale ani Lily, ani James nie zwrócili na nich najmniejszej uwagi, zatonęli we własnych oczach, a z każdą sekundą ich wargi były minimetr bliżej, aż się spotkały. Języki walczyły o dominacje, zmysły odchodziły, a namiętność brała górę.

Obserwujący to Remus i Marlena posłali w swoją stronę wymowne spojrzenia; tyle z rozmowy. Po chwil chłopak zaproponował kalambury, na co dziewczyna przystała. I tak im miną szlaban.

***

Woźny zaprowadził resztę do kuchni, gdzie mieli ponakrywać stół do kolacji, co nie okazało się takie trudne. Syriusz zajął się szklankami, Dorcas talerzami, Frank sztućcami, a Alicja półmiskami. Gdy Filch wrócił siedzieli w koncie rozmawiając i śmiejąc się. Po drodze zgarnęli pozostałą czwórkę, i gdy chcieli rozejść się do dormitorium Alicja sobie o czymś przypomniała.

-Lily, a ty chyba pamiętasz, że przez tydzień śpisz u Jamesa, prawda?-zapytała ze śmiechem.

-Owszem pamiętam, a ty chyba miałaś iść z pewna sprawą do McGonagall?-odparowała jej.

-Uuuu... O tym zapomniałam.-speszyła się dziewczyna, a Syriusz na wspomnienie swojego wczorajszego wyzwania zaśmiał się, łudząco podobnie do szczekania psa.

-No to na co czekasz?-Black nie mógł opanować rechotu.

-A mogę to zrobić jutro?-zapytała z nadzieją.

-A nawet musisz, bo teraz jest po ciszy nocnej.-stwierdził Remus.

I po tej wymianie zdań rozeszli się do sypialni, Evans jako jedyna do nie swojej.

*W DORMITORIUM HUNCWOTÓW*

-James! Daj mi jakąś koszulkę!-krzyknęła z łazienki Evans.

-Po co Ci?-odkrzykną Rogacz.

-A w czym będę spała?!

-No już, już!-chciał wejść do łazienki, ale drzwi okazały się zamknięte.-Otwórz te drzwi jak mam Ci ją dać!-zaczął szarpać za klamkę. Zamek chrzęstną, a drzwi uchyliły się na malutką szparę. Potter wcisną przez nią materiał.

-Dziękuję!-usłyszał jeszcze za drzwi, nim zatrzasnęły się z powrotem. Po dwóch minutach wyszła przez nie Lily, w czerwonej, za dużej koszulce, na której z tyłu było napisane ,,POTTER"; włosy związała w luźnego koka. Wślizgnęła się pod kołdrę koło Jamesa, który leżał na boku wbijając w nią swoje spojrzenie.

-Jak dla mnie, mogłabyś nocować tu cały czas.-mrukną, gdy dziewczyna położyła się obok niego i wtuliła się w jego bok.

-Bardzo bym chciała, ale dobrze wiesz jakie mogą być z tego kłopoty.-szepnęła patrząc mu w oczy. Dał jej szybkiego buziaka.

-Wiem, kochanie, niestety wiem...- oparł brodę o jej głowę i przymkną oczy. Po chwili usłyszał:

-Kocham cię, James.-i gdy odszepną jej:

-Ja ciebie też, słoneczko.- Dziewczyna już spała. Po chwili, w której rozkoszował się jej zapachem, również zasną.

***

Jamesa obudziły promienie listopadowego słońca, otworzył powoli oczy i zobaczył Lily, jeszcze spała. Na twarzy miała lekki uśmiech, zaczęła się budzić, uchyliła powieki, a w zielonych oczach zatańczyły wesołe iskierki. Dał jej szybkiego buziaka w czoło.

-Dzień dobry, księżniczko.

-Dzień dobry. Która godzina?-przeciągnęła się. Chłopak obejrzał się na zegarek. Wskazywał 7.30.

-7.30.-przutulił się do niej mocniej.

-Trzeba wstawać.-mruknęła dziewczyna, próbując wyswobodzić z uścisku swojego chłopaka. Rozejrzała się po pomieszczeniu, Petera jak zwykle nie było, łóżko Remusa było już zaścielone a właściciela nie było. Syriusz chrapał, i wyglądało na to, że nie zamierza obudzić się w najbliższym czasie.

-Lekcje mamy dopiero za dwie godziny.-jękną Rogacz.

Evans zatonęła głębiej w kołdrze i przymknęła oczy, po chwili otworzyła oczy.

-Co robisz w święta?-zapytała niepewnie.

-Nie wiem jeszcze, możliwe, że zostanę w Hogwarcie. Czemu pytasz?- spojrzał jej w oczy.

To była jedna z tych rzeczy, które rozumieli tylko oni dwoje; gdy patrzyli sobie w oczy, to tak jakby czytali sobie w myślach, jak w otwartej księdze.

-Moi rodzice chcą żebyś przyjechał do nas na święta.-szepnęła, oboje wiedzieli jedno; Rudowłosa strasznie bała się spotkania Jamesa z jej rodziną.

Nie dlatego, że chłopak był charakterny (owszem, był; lecz jej tata był jeszcze bardziej), bała się dlatego, Potter był czarodziejem; a jej tata powiedział jej, że nie dostanie jego błogosławieństwa, jeśli zwiąże się z czarodziejem. Pani Evans natomiast nie podjęła jeszcze stanowiska w tej sprawie, ale Lily podświadomie wiedziała, że poprze męża.

-Myślisz, że to dobry pomysł?-zapytał rozczochraniec drapiąc się po karku.

-Z jednej strony nie, może się to skończyć jedną wielką awanturą. A z drugiej, prędzej czy później i tak się musicie poznać...-obydwoje wiedzieli jedno, są w czarnej dziurze.

-Pomyślimy nad tym późnej, a teraz mam lepszy pomysł. Choć, obudzimy Syriusza.- pocałował ją w czubek głowy, wyczołgał się spod kołdry, podszedł do szafki i wziął z niej różdżkę, podał dziewczynie rękę, i stanęli razem przed Blackiem. James rzucił na niego zaklęcie lewitacji, a Łapa zawisł do góry nogami pod sufitem.

-CZYM JA CI ŁOSIU ZAWINIŁEM?!-wydarł się na całą wieżę, a Lily przemknęło przez myśl, że pierwszaki mogą ich teraz przeklinać, za robienie takiego hałasu o siódmej rano.

-Wstawaj bo się spóźnisz na lekcje!-powiedział sarkastycznie James, Syriusz (który, najwyraźniej, jeszcze się nie obudził) uwierzył mu, i zaczął się szarpać, niewiele to dało, chłopak tylko się zmęczył. Potter cofną zaklęcie, a jego przyjaciel wylądował na łóżku.

-Skoro już wstałeś, to rusz dupę i na śniadanie!-zawołał Potter i ruszył do łazienki.

-Ja idę do siebie się ogarnąć. Do zobaczenia na śniadaniu!-Evans poszła się przebrać. W dormitorium dziewczyn z szóstego roku nie było już nikogo, więc po pięciu minutach była już w drodze do Wielkiej Sali.

***

P.O.V. James

Po zajęciach wpadliśmy z Syriuszem do dormitorium. Dziewczyny poszły do biblioteki, a Remi i Lilcia są na zebraniu prefektów.

-Stary, nie zgadniesz co mi się przydarzyło na balu!-Łapa najwidoczniej nie mógł powstrzymać ekscytacji.

-No nie wiem, wal.

-Spotkałem tą nową ślizgonkę, nie powiem, brzydka nie jest, wręcz przeciwnie! A i charakterek ma nawet niezły...

-No to zarywaj!

-Wtopa, wie o ślubie.-A no tak cała szkoła wie... Ten to ma szczęście...

-Co chcesz z tym zrobić?- Mam nadzieję, że spróbuje się wyplątać z tego kontraktu.

-Jeszcze nie wiem, ale się dowiem.

***

Siedzieliśmy z Syriuszem w Pokoju Wspólnym, gdy przez portret przeszyli Remus i Lily, widać że spotkanie było długie i wynudzające, ponieważ Ruda ziewała, a Lunatykowi przymykały się oczy.

-Ja obiecuje, że kiedyś zasnę na tych spotkaniach. -Remus usiadł na fotelu i potężnie ziewną.

Lilka przysiadła obok mnie i podkurczyła nogi, objąłem ją i pocałowałem ją w czubek głowy.

-Ale co wy tam takiego robicie?-Syriusz przez wrodzoną ciekawość zadał pytanie.

-Słuchamy oczywistości od Prefektów Naczelnych i rozdają nam plany. Jakby nie mogli tego wywiesić w pokoju prefektów.-Evans była wyraźnie rozdrażniona, ale jeśli wierzyć, że w kółko słuchają tego samego, a pretekstem do tego jest rozdanie grafików, to wcale jej się nie dziwię.

-Ile masz paroli w tygodniu?-zapytałem.

-Pięć dziennych i 1 nocny- Jak można dać uczniom szóstego roku nocne dyżury?

-z kim masz ten nocny?-spytałem.

-Nie mieli mi kogo przydzielić więc mam sama.-Ruda wyraźnie nie chciała iść na ten dyżur.

-No to są chyba jakieś żarty! Nie pójdziesz sama na ten patrol! Nawet nie ma takiej opcji!-Oni chyba oszaleli! Żeby dziewczynie dać samej nocy dyżur?

-Bo?!-odwróciła głowę w moją stronę, a w oczach zabłysły iskierki złości.

-Bo może Ci się coś stać!

-Aaa! Czyli sądzisz, że nie potrafię się bronić!?

-Nie. Po prostu będziesz tam sama, i możesz stać się wszystko! Możesz zasłabnąć... albo się potknąć i skręcić kostkę! Zresztą, McGonagall o tym wie?

-Nie, nie wtrąca się w patrole.

-Więc wątpię, żeby się na to zgodziła...

-Do czego zmierzasz?-uniosła wysoko brwi

-A do tego, że mógłbym iść z tobą na ten dyżur.-uśmiechnąłem się, a ona popatrzyła na mnie zdziwionym spojrzeniem.

-I niby ona ma się na to zgodzić?

-Założymy się?

-Niby o co?

-O buziaka... A tak swoją drogą, Alicja była u McGonagall?

-Była.-Syriuszowi w oczach pojawiły się wesołe ogniki.-Wściekła się na maxa! Jutro mają iść do Pomfrey na test!

-Po jakie licho?-Remus, który czytał jakąś książkę, oderwał się od lektury.-Przecież nie jest w ciąży.

-Ale z tym poszła do McGonagall, a ta musi to sprawdzić.

-I teraz chcesz iść do niej, pytać o wspólny patrol?

-A czemu by nie?

-To śmierdzi na kilometr!

-Nie sądzę, choć przekonamy się.-pociągnąłem ją w stronę portretu. Lily trochę się ociągała, ale potem szła normalnie.

***

Profesor McGonagall siedziała sztywno za biurkiem, a minę miała nietęgą. Gdy zobaczyła, że to my, a Lilka nie jest przekonana, a ja jestem uśmiechnięty od ucha do ucha, mina jeszcze bardziej jej zrzedła.

-Jeśli jesteście z tą samą sprawą co Carter, to naprawdę nie jest to odpowiedni moment.-dziwię się, że z nosa nie szła jej para.

-Spokojnie, pani profesor! My z czym innym.

-A więc mówcie.

-Ja wiem, że pani nie wtrąca się w dyżury prefektów, ale Lily ma mieć sama nocny patrol. A i ja wiem, i pani wie, że to jest trochę nieodpowiedzialne, więc przychodzimy z pytaniem, czy mógłbym towarzyszyć Lily w czasie patrolu?-Mina mojej dziewczyny świadczyła o tym, że nie jest całkiem przekonana do tego pomysłu.

-No cóż... Myślę, że nie ma większych przeszkód, dlatego się zgadzam. Tylko mam jeden warunek, zero przemytów, zero psot i zero łamania jakiekolwiek punktu regulaminu.

-Ależ oczywiście!-powoli cofałem się w stronę wyjścia, ciągnąc Evans.-O nic się pani martwić nie musi! Do widzenia!

-Do widzenia, Potter.- oczy profesorki wytrzeszczyły się dość mocno.

-Do widzenia.-mruknęła Ruda.

-Do widzenia, Evans, i śmielej. McGonagall chyba wyczuwała już jakiś podstęp, więc czym prędzej wyszliśmy.

Za drzwiami uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.

-No to co? Kiedy idziemy na ten patrol?

-Za dwa dni.-odpowiedziała i ruszyła przed siebie. Dogoniłem ją i złapałem za rękę

-Pamiętasz o zakładzie?-wyszeptałem jej do ucha. Odwróciła się do mnie, pociągnęła mnie w dół i mocno pocałowała. Objąłem ją w tali i odwzajemniłem pieszczotę, uwielbiałem to uczucie.

Po chwili Lily oplotła nogami moje biodra, a ja przyparłem ją do ściany. Nie minęło dużo czasu, gdy usłyszeliśmy znajomy głos.

-Ciekawe czy doszli w ogóle do gabinetu profesor McGonagall.-przerwałem pocałunek i odwróciłem głowę w kierunku Syriusza, który szczerzył się od ucha do ucha. Obok niego stał zakłopotany Remus. Lilka stanęła koło mnie i złapała mnie za rękę.

-Właśnie stamtąd wracamy.-powiedziałem drapiąc się po karku.

-Właśnie widzę.-parskną śmiechem Łapa, odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem w stronę dormitorium. Remus posłał nam zakłopotane spojrzenie, rozłożył ręce i ruszył za nim. Uśmiechnąłem się do Rudej i poszliśmy za chłopakami.

P.O.V. James

Było już grubo po północy, wszyscy byli już w swoich dormitoriach, tylko ja i Evans zostaliśmy w Pokoju Wspólnym, ponieważ planowaliśmy jutrzejszą imprezę urodzinową Łapy.

-Na pewno wszyscy wiedzą?-zapytała po raz kolejny Evans.

-Tak, nawet Regulus. Mamy pozwolenie od McGonagall?

-Mamy.

-To zabieramy się do roboty.



2611 słów ;-)




No tak więc tego... Wesołych świąt? A teraz na serio. Wiem, listopadowego rozdziału nie było, ale jakoś nie potrafię się wyrobić z tym wszystkim. Ale! Staram się pisać jak najlepiej (ostatnio nawet Pani od polskiego mnie pochwaliła) i jak najwięcej.

Raczej nic do końca roku nic nie wstawię, więc życzę Wam wesołych, rodzinnych, zdrowych świąt i jeszcze lepszego sylwestra, cudownego roku 2021 (choć 2020 był dla mnie jednym z najlepszych) i żeby w przyszłym roku spełniły się wszystkie wasze marzenia!

Papa,

Kleo<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top