Rozdział 8-Łobuz kocha najbardziej
P.O.V. Lily
-Następnym razem zastanów się zanim coś powiesz...
-Kochanie? Może...-zaczął powoli James.
-Cicho, jeszcze z nim nie skończyłam.
-Pomóc ci?-zapytał Syriusz.
-Nie. A co do ciebie nędzny Smarku, jeśli jeszcze raz obrazisz mnie, albo któregoś z moich przyjaciół, obiecuje, że powieszę cię za jaja na najwyższej wieży i nie ściągnę póki ci nie odpadną. A teraz żegnam.-zagroziłam i odwróciłam się do Huncwotów.-Idziemy?
Chłopcy popatrzyli na mnie osłupiali.
-Halo? Ziemia do Jamesa, Remusa i Syriusza. Idziecie czy nie?-mówiłam ze śmiechem.
-Tak, jasne.-otrzeźwiał Potter i wziął mnie za rękę.
*Magia Czasu*
**Kolejny Tydzień**
P.O.V. Narrator
Grupa przyjaciół chodziła po wiosce Hogsmede w poszukiwaniu strojów na bal Hallowenowy, choć chłopcy mieli już swoje szaty, to i tak wybrali się na wycieczkę (choćby po to, żeby pośmiać się z przyjaciółek, które będą wybierać kreację, robiąc przy tym spore zamieszanie). A to, że mogli zrobić raban w butiku Madam Jozephin, by zagrać na nerwach profesor McGonagall było im bardzo na rękę. Jeśli myślicie, że krzyki opiekunki Gryfonów są głośne i donośne, to naprawdę nie znacie się na rzeczy; Madame Jozephin chyba zaskakuje nie tylko swą niepotykaną urodą (mulatka o blond włosach), lecz i głosem, który zdawał się nie mieć limitu ani w skali, ani w głośności.
Gdy Marlena i Dorcas były już po wyborze sukienki i pomagały Lily oraz Alicji, Huncwoci wypuścili łajnobomby przy drzwiach, po czym wybiegli w akompaniamencie wrzasków właścicielki sklepu; a gdy sklep został już wywietrzony, Evans rzuciła się w oczy leśno-zielona sukienka.
Zdziwiona, iż wcześniej jej nie zauważyła, ruszyła w jej kierunku. Przyjrzała jej się i od razu wiedziała, że to jest to; była dokładnie taka jaką chciała. Za kolano, z średnim dekoltem. W dodatku na dole widniały białe wzory. Pomyślała, że jeśli dobierze do tego czarne baleriny, to będzie wyglądać świetnie.
-To co bierzemy tą?-podeszła do niej Dorcas.
-Tak, jest idealna.-odpowiedziała Ruda.
-Jak cię w niej Potter zobaczy to na zawał padnie.-stwierdziła Marlena.
-Oby nie.-zaśmiała się Lily.
I tak zakończyły się poszukiwania przynajmniej dla Evans, Meadows i McKinnon. A następne pół godziny spędziły szukając ubioru dla Carter.
***
-Ileż można wybierać kieckę?!- zdenerwował się Syriusz .-Ja się tu nuuudzę!
-Było trzeba nie robić afery, to zobaczyłbyś co one tam tyle robią.-mrukną Remus.
-Nie zaczynaj...-machną ręką Black.
-Ja jestem ciekaw, ile razu one ten sklep obeszły.-zaśmiał się James.
-Półtora okrążenia.-wtrąciła Dor.
-No nareszcie!-ucieszył się Łapa.
-Macie wszystko?-zapytał z niepokojem Rogacz.
-Jakby tak nie było, to by nas tu jeszcze nie było.-rzekła Lily przytulając się do niego.-Idziemy na piwo kremowe?
-Z chęcią.-odpowiedział Potter.-Wskakuj, będę robił za taksówkę.-zwrócił się do Evans.
-Magoloznawco daje ci we znaki.-powiedziała wskakując mu na plecy.
***
W szarą , nudną (choć tu parę Gryfonów mogłoby wyrazić swój przeciw) środę do Wieży Gryffindoru wkroczyła znudzona Lily Evans i klapnęła na kanapie przy kominku, tuż obok swojego chłopaka.
-Napisałam wszystkie 7 esejów. Czy oni są normalni?! My się tu zaharujemy na śmierć!- zawołała sfrustrowana. -I dowalili mi jeszcze obchód!
-Choć no tu. Moja biedna Lilcia.-przytulił dziewczynę czule, a ta nie protestowała; kochała ciepło jego ramion-czuła się wtedy bezpiecznie, jak w domu.-Wiem o czym mówisz. Boję się myśleć co będzie za rok...-umilkł, ponieważ usłyszeli krzyki Dorcas i Syriusza, które niebezpiecznie się zbliżały.
-Który raz już oni się dzisiaj kłócą?-zapytała Evans chowając twarz w piersi Jamesa.
-Przestałem już liczyć...-pocałował ją w czubek głowy.
-CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?! JAK CHIAŁEŚ SIĘ ZABAWIĆ TO BYŁO TRZEBA SOBIE PUSTĄ LALE PODERWAĆ! A MI DAĆ ŚWIĘTY SPOKÓJ!
-I TAK BY NIC Z TEGO NIE WYSZŁO!
-BO?
-BO MOI RODZICE SĄ SZURNIĘCI I ZMUSZAJĄ MNIE DO ŚLUBU!
I na tym krzyki się zakończyły, Hogwart usłyszał jeszcze jak Łapa dostaje z liścia i trzask drzwiami żeńskiego dormitorium. Jeśli sądzicie, że was zdumiały ostatnie dwa zdania, to nie znacie uczucia osłupienia, bo w nim znajdowali się wszyscy Gryfoni, no może poza Jamesem, który wiedział o wszystkim już dawno.
-Teraz to się narobiło...-westchnęła Ruda, choć ledwo było ją słychać, koszula bruneta skutecznie tłumiła dźwięk.
-I tak by się to tak skończyło.-stwierdził Potter.
-To by wiele wyjaśniało...-mruknęła Lily. Ostatni kawałek układanki wskoczył na swoje miejsce.
-Ile to już trwa?-zapytała szeptem, patrząc mu w oczy.
-Dowiedział się w sierpniu, wtedy uciekł z domu.
-Wiesz z kim?
-Oni sami się jeszcze nie poznali... Nawet z imienia...
-Ależ to okrutne...-Evans spuściła wzrok na podłogę, odwracając się i opierając o tors chłopaka.
-Wiem. Pierworodnych zwykle zaręcza się kontraktami, żeby nie zagrażać rodowi.
-Czyli ty...?-Ruda gwałtownie na niego spojrzała.
-Nie! Rodzice obiecali, że mi tego nie zrobią. Zresztą, zawsze można z tego wyjść, skomplikowane, ale się da...-popatrzył jej głęboko w oczy, ona odnalazła w jego szczerość i miłość.
-Dziwne. Ty nie możesz się nikomu oświadczyć, ale twoi rodzice mogą to zrobić w twoim imieniu.
-Pajac to pisał. Przejdziemy się?- zapytał.
-Jasne.-Lily wstała, chwyciła chłopaka za rękę i pociągnęła na błonia.
Gdy wrócili Evans była lekko spóźniona na patrol.
***
-Remusie naprawdę? Nie możesz mnie przedstawić swoim przyjaciołom?-zapytała krukonka.
-Chcę żeby poznali cię w dniu balu.-odparł Lunatyk.
-Ale obiecujesz?
-Tak.-złapał ją niepewnie za rękę.
***
**Koniec Października**
P.O.V. Lily
-CHOLERA JASNA!-to słyszałam najczęściej w dormitorium, gdy dziewczyny szykowały się na bal. Ja zakładałam właśnie kolczyki i byłam gotowa.
-Nie chcę nic mówić, ale zostało wam 5 minut...
-Merlinie!-Dorcas kończyła kłosa. Odwaliła się nieźle, a to przez rozstanie z Syriuszem bo chcę ,,żeby zobaczył co stracił'' (to jej słowa, nie moje) i choć wszyscy doskonale wiedzą (nawet ona), że Syriusz ją kocha i to nie jego wina, że jego rodzice mają nierówno pod sufitem (bo mają przecież Regulusa, młodszego brata Blacka, i ród by nie ucierpiał) i go zaręczyli. Tak czy siak, sukienki nie zmieniła; złota sukienka do połowy uda, czarne, wysokie szpilki i kopertówka. Mocny makijaż, na co dzień ZA mocny, ale na taką okazję się wpasowuje.
Alicja miała jasno niebieską sukienkę do ziemi, a na nogach buty na średnim obcasie. Włosy potraktowała zaklęciem lokującym, a jej twarz zdobił naturalny makijaż.
Marlena ubrała czerwoną sukienkę do połowy łydki oraz beżowe koturny. Uzupełniała to srebrną torebką. Włosy spięła wsuwkami z lewej strony. Jej twarz zdobił delikatny makijaż.
Ja wyglądałam dokładnie tak jak chciałam, nawet wpięłam białą Lilie we włosy.
-Idziemy?-spytałam niepewnie, byłam strasznie zestresowana, był to mój pierwszy bal.
-Czekaj, chcę zobaczyć minę Pottera jak cię zobaczy.-Jako, że Meadows szła sama, mogła bezceremonialnie wyjść.
-Zrób zdjęcia.-Alicja podała jej czarodziejki aparat.
-I to nawet bez zachęty.-parsknęła śmiechem Dor.
Wyszła, gdy dźwięki ucichły odczekałam chwile i wyszłam. Jestem pewna, że gdybym miała szpilki to już leciałabym do przodu.
Zobaczyłam go jak stoi u stóp schodów. Wow. Po prostu Wow. Brązowa szata opinała ciasno jego klatę, nie pozostawiając ani trochę pracy dla wyobraźni, którą tak uwielbiałam; Quidditch świetnie na niego działał. A przód w kolorze moich oczu, aż prosił się o to by za niego pociągnąć do siebie i pocałować jego właściciela. Krawat był perfekcją balansu pomiędzy moją zielenią, a jego brązem. Wyglądał tak pociągająco, że musiałam naprawdę się powstrzymywać by się na niego nie rzucić, i już nigdy nie wypuścić. Jego mina wyrażała zachwyt, obłęd i niedowierzanie jednocześnie...
P.O.V. James
Lily właśnie schodziła po schodach, wyglądała jak anioł, choć nie wiem czy nie przyćmiła ich wszystkich samym istnieniem. Jej sukienka przywodziła mi na myśl naszą pierwszą formalną randkę, miała wtedy bardzo podobną kreacje. Moje ukochane rude włosy związane w koka z wolnymi kosmykami. Czarne balerinki dodawały jej uroku. A uśmiech był silniejszym opiekunem niż patronus. Na jej twarzy przewijał się zachwyt, pożądanie widoczne jedynie w oczach i na ustach gdy łakomie je oblizywała. A gdy spojrzała na moją twarz na jej twarz zagościł szeroki uśmiech przez, który omal nie zszedłem na zawał. Merlinie dla tej damy uśmiechy powinny być zabronione, jeśli ludzie mają normalnie żyć. Jest już u stóp schodów, podchodzę do niej z uśmiechem.
-Czy uczyni mi Panna zaszczyt, bym dziś wieczór spędził w towarzystwie najpiękniejszej dziewczyny jaką ten świat widział? -ukłoniłem się uroczyście wyciągając do niej prawą rękę.
-Z wielką przyjemnością, Lordzie Potter, spędzę z Lordem cały wieczór i noc.-chwyciła dłoń z promiennym uśmiechem.
Przyciągnąłem ją do siebie, wolną ręką objąłem ją w tali pochyliłem się, musnąłem jej usta. Ona pogłębiła pocałunek, i teraz nie liczyło się nic, tylko taniec naszych języków, z każdą chwilą pieszczota nabierała namiętności. Aż zabrakło nam tchu. Nasze czoła się spotkały, a do uszu dobiegł nasz wspólny chichot.
-Nie śmiałabym przeszkadzać państwu, lecz za piętnaście minut musimy się stawić się na dole, a liczę na to, że chcą państwo zdjęcie pamiątkowe, a i tradycyjną podwiązkę należy pannie nałożyć, bo ową posiadasz?-zapytała lekko zestresowana Dorcas.
-Oczywiście.-odparłem pewnym siebie, dalej patrząc Evans w oczy. Na twarzy Lilci przez chwilę przemkną cień strachu i zmartwienia. Wiedziałem o co chodzi, chyba jeszcze żadna dziewczyna nie była zadowolona z tego zwyczaju. Ba! Nawet większość chłopców go nie lubiła.
-No to dalej!-zawołała Meadows.
Posłałem Lily pokrzepiający uśmiech, odwzajemniła go, co uznałem za dobry znak. Ostrożnie, żeby jej nie przestraszyć, klęknąłem na jedno kolano, Lily wystawiła leciutko prawą nogę, (Dorcas oczywiście musiała to uwiecznić) spojrzałem jej głęboko w oczy i wsunąłem jej podwiązkę na udo. Pomyślałem trochę, i była ciemno zielona. Uśmiechnęła się, a w jej oczach ujrzałem dumę. Wstałem, patrzyłem w zielone oczęta z całą miłością do ich właścicielki.
-Ruszajmy więc.-I tak ruszyliśmy do Wielkiej Sali.
***
P.O.V. Narrator
Przed Wielką Salą było mnóstwo osób, wszystkie odświętnie ubrane. Pięć minut przed ustaloną osiemnastą profesor McGonagall wyszła z rolką pergaminu.
-Jako, iż to zamek magiczny, chcę powitać Was niespodzianką. Z każdego domu wyłoniona została para. Cztery pary otworzą bal tańcem. A teraz zapraszam do siebie: Ravenclaw! Państwo Lovegood! Hufflepuff! Państwo Tonks! Slytherin! Państwo Malfoy! Gryffindor! Państwo Potter!
Wymienieni uśmiechnęli się do siebie, chwycili się mocniej, i ruszyli w kierunku opiekunki ich domu. Wszyscy wiedzieli, że ma słabość do Jamesa, (o tym akurat nie wiedział nikt poza samym zainteresowanym, ale była jego matką chrzestną) a to, że związał z najmądrzejszą uczennicą w Hogwarcie, był dla niej jak miód na serce; więc oczywistym było, że to oni będą reprezentować Gryfonów.
Za drzwiami nie poznali Wielkiej sali, cała w mrocznych dyniach, a jednak tak przytulna, że człowiek miał ochotę spędzić tu całe życie. Nastrój zepsuła nauczycielka:
-Mało młodzieńców pamięta o tym zwyczaju, a jestem przekonana, że wy w szczególności o nim nie wiecie. Chodzi o podwiązki na nodze partnerki. Więc proszę ową wyczarować i założyć zgodnie z tradycją.
-Pani profesor?-zapytał ze śmiechem Rogacz.
-Słucham pana, Panie Potter.-spojrzała na niego spod okularów.
-Bo te uroczę dziewczę już ma podwiązkę.-podrapał się po karku.
-Naprawdę? W takim razie 10 punktów dla Gryffindoru, za podtrzymywanie tradycji.-uśmiechnęła się do nich.- Już, to ustawić się na końcu.
-Tak jest, pani profesor.-unisono mruknęły pary. Gdy stawili się na wyznaczonym miejscu, drzwi się otworzyły, a do środka wlała się fala uczniów. Z krzesełka podniósł się profesor Dumbledore.
-Witam Was drodzy uczniowie na balu Hallowenowym! Powiem tylko tyle, alkohol dostępny jest tylko dla siódmego i szóstego roku. Bawcie się dobrze.
Minerwa pchnęła Jamesa lekko, i tak zaczął się bal.
W kole utworzonym przez bywalców stanęły cztery pary, a gdy rozbrzmiały pierwsze nuty zaczęli tańczyć czarodziejskiego walca. Lily i James nawet nie myśleli co robią, szło im doskonale.
-Pierwszy raz otwierasz bal?-zapytała Ruda.
-Tak. I to jeszcze z najpiękniejszą dziewczyną pod słońcem.-odpowiedział Rogacz. - Wiesz, zrobiłbym coś, ale McGonagall mnie za to zabije.
-Skoro dali nam alkohol, to zabiłaby cię tylko za upicie mnie i zrobienie ze mną czegoś niepoprawnego. To ci chodzi po głowie?
-Nie, nigdy. Ty masz mi dać znać, że tego chcesz, jasne?
-Jak słońce. A co chcesz takiego zrobić?-zapytała podczas piruetu.
-A to.-złapał ją w tali pochylił i pocałował. Niezamierzanie w tym momencie melodia dobiegła końca. Na sali rozległy się krzyki, gwizdy i głośne ,,Uuuu!'' , a nauczyciele klaskali za swojego stołu.
***
Syriusz Black stał oparty obok drzwi Wielkiej Sali. Nie żeby miał coś przeciwko przyjścia tu, wręcz przeciwnie, lubił patrzeć na szczęśliwych Lily i Jamesa, a gdzie indziej ich takich znaleźć, niż na balu? Początek był bardzo obiecujący, ale potem nie było ich widać, zresztą Merlin wie co robili. Mogli pić, (w przypadku Evans, raczej próbować) obściskiwać się w kącie (Łapa nie chciał myśleć, że w schowku na miotły) albo tańczyć.
Z rozmyśleń wyrwał go widok ślicznej blondynki o szarych oczach.
-Pijesz tu sam.-Owszem, pił ognistą, ale nawet Minnie nie miała mu tego za złe, nie po tym jak wieść się rozniosła.
-Pije.-potwierdził.
-Nie pytałam, stwierdziłam fakt. Gabriela Bright.-Oparta się o ścianę obok niego.
-Syriusz Black, ale możesz mi mówić Łapa.
-Wole Syrii, a ty możesz Gaby.
-Szybko nam idzie, nie sądzisz?-upił łyk ze szklanki.
-Zadziwiająco. Czemu tu stoisz?
-Jeśli nie wiesz, to jesteś zadziwiająco niedoinformowana.
-Nadal nul.
-Rodzice zmuszają do ślubu. Moja dziewczyna się wkurzyła i przyszedłem sam. Moi przyjaciele otwierali bal, a ja lubię na nich patrzeć.
-Mhm... I masz zamiar tak stać tu do północy?
-Wyjdę pewnie na szluge, raz czy dwa, powydurniam się z Huncwotami, a potem urządzimy after party.-Wzruszył ramionami.
-Palisz?
-Odkąd się dowiedziałem o ślubie.
-Kto to są Huncwoci?
-Skąd ty się zerwałaś? Grupa moich przyjaciół, psocimy, skąd nazwa.
-Wszystko jasne. Ale after party? Sześć godzin zabawy nie wystarczy?
-Za każdym razem takie urządzamy, można się schlać i nie przejmować McGonagall.
-A więc gryfon.-pomyślała blondynka.-Dziwne, słyszałam, że są aroganccy, ten nie jest taki zły.
-Rozumiem.-Powiedziała już na głos.- A kiedy masz ten ślub?
-Jedenastego sierpnia. Czemu pytasz?
-Niemożliwe.-Odezwał się głos w jej głowie.-Dobra musze lecieć.
I już jej nie było. Black nawet nie próbował jej zatrzymywać. Przeszedł się jednak na papierosa.
***
-To jest Anastazja Star, moja pranerka.-Przedstawił dziewczynę Remus. - A to James, Lily, Dorcas, Alicja, Frank, Syriusz i Marlena.-Mówiąc to wskazywał na odpowiednie osoby.
-Cześć.-przywitali ją ciepło.
-Miło mi Was poznać.-dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
-To co bawimy się?-zapytała Mar.
-Jasne, że tak!-odpowiedział jej Frank.
***
Do profesor McGonagall podeszło trzech Huncwotów.
-Pani profesor?-zapytał Syriusz, który już wkręcił się w imprezę.
-Tak, panie Black?-zwróciła na nich swoją uwagę.
-Możemy wejść tam?-wskazał na miejsce, gdzie grały instrumenty.
-A niby czemu?
-Bo my chcemy coś zaśpiewać.-wyjaśnił James.
-Dobrze, tylko nie zapędzajcie się za bardzo.-westchnęła kobieta.
-Dziękujemy, pani profesor.-odpowiedzieli razem, wymieniając uśmiechy. Pobiegli na scenę i rzucili na siebie zaklęcie Sonorus.
-UWAGA! Prosimy o uwagę! Zaśpiewamy Wam coś!- tłum zwrócił się w nich stronę i nagrodził ich brawami i krzykami, najgłośniejsze krzyki dało się usłyszeć od Lily i Alicji. Dorcas spojrzała z poirytowaniem.
-Powiem Ci na starcie Że łobuz kocha najbardziej I chociaż wszyscy mają parcie To łobuz kocha najbardziej-zaczął Potter.
-Bo łobuz kocha najbardziej- zaśpiewali razem. Potem solówkę zaczął Black:
-Boska sukienka opina Ciebie Patrzę na metkę "Made in Heaven" Czy anioły pijają driny?
-Pijają pijaje-wtrącił Remus.
-Bo jak tak to szukam dziewczyny-skończył zwrotkę Łapa.
-Powiem Ci na starcie Że łobuz kocha najbardziej I chociaż wszyscy mają parcie To łobuz kocha najbardziej-Rogacz znowu zaśpiewał część refrenu. Black go dokończył:
-Bo ty chcesz łobuza A ja myślę o arbuzach I co? Co mi zrobisz? No co? Nic nie zrobisz ha ha ha ha!
-Powiedz czy nóżka Cię zabolała Aua aua Kiedy z nieba upadałaś -widać, że James miał takie kwestie, by Lily nie zrobiła mu przypadkiem o coś afery.
-Czy anioły pijają driny?-Powtórzył Syriusz.
-Pijają pijaje-znów wtrącił Lupin.
-Bo jak tak to szukam dziewczyny-dośpiewał Syriusz
-Powiem ci na starcie Że łobuz kocha najbardziej I chociaż wszyscy mają parcie To łobuz kocha najbardziej.-Zakończyli razem. Wszyscy się świetnie bawili. Huncwoci zdjęli zaklęcie, i zeskoczyli ze sceny. Lily ruszyła w kierunku Jamesa, zarzuciła mu ręce na szyje i mocno pocałowała. Objął w tali przyciągając ją mocniej do siebie.
-Zdecydowanie powinieneś częściej śpiewać.-mruknęła gdy się od siebie oderwali.
-Mogę ci śpiewać nawet codziennie.-wyszeptał i pociągną ją w wir tańczących.
P.O.V. Lily
Stres poszedł w niepamięć, a ja śmiałam się tańcząc z Jamesem od samego początku. Nigdy nie czułam się tak na swoim miejscu, jak wirując z Rogaczem. A gdy śpiewali tą mugolska piosenkę, to było coś! Teraz wirowałam, podskakiwałam do szybkiej melodii. Dochodzi dwunasta, zaraz koniec. Szkoda, ale czeka nas jeszcze after party. Dobrze, że jutro sobota, bo byśmy nie wstali, nie wiem czy w ogóle dojdziemy do łóżek, bo np. taki Syriusz jest już kompletnie pijany, Jamesowi nie wiele do niego brakuje. Remus ledwo trzyma się na nogach (nic dziwnego, bardzo rzadko pije), Dorcas zniknęła, Alicja i Frank nie tknęli nawet Piwa Kremowego, Marlena wypiła szklankę Ognistej. Natomiast ja... No cóż nie powinnam tyle pić, założyć się mogę, że sama wypiłam pół butelki. Ja nie myślałam już za bardzo, za to Potter i Black wcale nie (w porównaniu do mnie) zachowują się tak źle.
James pociągną mnie lekko w górę, tak, że stałam na palcach. Nasze oczy się zrównały.
-Wygodnie?-Zapytał.
-Owszem.-odpowiedziałam. -Machną różdżką, a moje buty zmieniły się w czarne szpilki. Nie powiem, wyszło mu to.
-No to proszę.-Uśmiechną się psotnie.
-Teraz się mogę zabić.-Mruknęłam.
-Nie przy mnie.-Mina mu spoważniała, ale w oczach pozostały wesołe iskierki.
-Nie wątpię. -obrócił mną, a ja się zaśmiałam.
-Choć przejdziemy się.-pociągną mnie na błonia, na które rzucono zaklęcie ogrzewającą, żeby było tu ciepło i można spacerować.- Wiesz, że za minutę północ?
-Naprawdę? Czy to Sirius?-wskazałam na najjaśniejszą gwiazdę.
-Tak, choć i tak ją przyćmiewasz.-rzekł, a na moje policki wstąpił rumieniec. Spojrzał mi głęboko w oczy, a ja przepadłam.
Powoli się do mnie zbliżył i musną moje wargi, a każdy pocałunek był coraz śmielszy, wszystkie oddałam. I gdy chciał pogłębić pieszczotę, na niebie pojawiły się fajerwerki, a na błonia wyszli wszyscy zebrani. Nie przeszkodziło to nam, całowaliśmy się dalej. Potem dowiedziałam się, że Dorcas też tam stała, i oczywiście zrobiła zdjęcie.
-To co, idziemy imprezować dalej?-zapytał szeptem, gdy czuły gest dobiegł końca.
-Owszem, idziemy.-odszeptałam. Złapał mnie za dłoń, i ruszyliśmy w stronę zamku.
Trafiliśmy prosto do dormitorium Huncwotów, które zostało wyciszone jeszcze przed balem.
P.O.V. Narrator
-Dobra! Dobra! Zanim wszystko się tu rozwali, zacznijmy to kunturaknie, znaczy kulturalnie, grą w butelkę.-bełkotał Syriusz.-No to zaczynamy.-zakręcił, wypadło na Dorcas.-Prawda czy Wyzwanie?
-Prawda.-mruknęła nieprzekonana.
-Masz mi za złe, że z tobą byłem?
-Tak, byłeś wtedy zaręczony.-warknęła i nie pozwalając toczyć się dalej sytuacji, zakręciła. Wypadło na Remusa. Anastazji już z nami nie było.-Prawda czy...
-Prawda.-nie pozwolił jej dokończyć.
-Kochasz Anastazje?-rzuciła bez zastanowienia.
-Tak.-odparł odruchowo. Teraz wypadło na Jamesa. Wybrał wyzwanie.
-Przez następne 24 godziny nie powiesz ani słowa o Lily w naszym towarzystwie.
-Dobre Lunio!-zawołał Black. Rogacz wylosował Alicje.
-Wyzwanie.
-Pójdziesz jutro do McGonagall i powiesz jej, że chyba jesteś w ciąży.
-Jebnięty jesteś.-mruknęła. Teraz Lily, wybrała wyzwanie.
-Przez tydzień będziesz tu spać.
-O ty jędzo!- Wiedziała, że James przygarnie ją z otwartymi ramionami.
-Dobra! Dobra! Zaczynamy prawdziwą zabawę!-przerwał Łapa. Rozległa się głośna muzyka, na stole pod ścianą pojawił się alkohol i przekąski. Przyjaciele ,,położyli'' się spać koło piątej rano.
3047 słów
Mi się to tak średnio podoba, ale nic lepszego z siebie nie wycisnę. Brzmi to jak jakiś średniej jakości poemat, nie wiem dlaczego. Napiszcie czy Wam się podoba i do następnego!
Ginny_Kleo_Potter
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top