Rozdział 7 - "Nowe sekrety i kłopoty, ale komu mam wierzyć?"
- To wszystko należy do ciebie? - spytał zaskoczony Kakashi, przyglądając się różnorodnym zwojom i książkom, które Naruto dawał mu do trzymania. Blondynek wzruszył ramionami.
- Niedokładnie. Należą do dziadka oraz wujka Asumy, ale dali mi je do poczytania, ponieważ już ich nie używają. Pozwolili mi je zabrać do nowego mieszkania, bo mi się bardziej przydadzą.
Hatake pokiwał w zrozumieniu głową i dalej patrzył, jak jinchuuriki szuka najpotrzebniejszych rzeczy w wielu szufladach i półkach. Obok, na łóżku, leżał już spakowany plecak z ubraniami i kosmetykami do przeprowadzki oraz osobna torba z prywatnymi przedmiotami należącymi do chłopca, spakowana jeszcze poprzedniego dnia, do której Uzumaki zabronił mu zaglądać.
Sypialnia dziecka była bardzo obszerna w porównaniu do tej znajdującej się w mieszkaniu, do którego się wprowadzał. Szafki i ściany były przyozdobione rysunkami sławnych ninja, które okazały się być dziełem samego lokatora. Jak się dowiedział potem Kakashi, szkicowanie było jego hobby od najmłodszych lat. Gdy syn Białego Kła wyraził swoje obawy, czy w nowym domu będzie wystarczająco miejsca dla młodego artysty i jego prac, ten tylko machnął ręką, mówiąc, że nie potrzebuje dużo przestrzeni, gdyż i tak większość jego rysunków jest w szkicownikach. Jednak na prośbę, czy może zobaczyć te dzieła, Kakashi otrzymał przeczącą odpowiedź z wytłumaczeniem, że są to prywatne szkice. Widząc ilość wspomnianych zeszytów do rysowania, szarowłosy zastanawiał się, ile sekretów może mieć syn Minato.
- Ćwiczysz już techniki? - zdziwił się nagle, gdy na stos w jego rękach trafiło kilka pergaminów tłumaczących jak używać różnorakich jutsu dla początkujących. Chłopiec zaśmiał się.
- Nie, jeszcze nie. Na razie uczę się tylko teorii, dattebayo. Podstawowych informacji o chakrze i jej używaniu. Te zwoje są na później, gdy oni zdecydują, że wystarczająco opanowałem podstawy w Akademii.
- "Oni"? Kim są "oni"?
Naruto spiął się na to pytanie. Chłopak stał do niego tyłem, więc Kakashi nie mógł zobaczyć wyrazu jego twarzy. Dzieciak zaśmiał się niezręcznie.
- Jak to kto, dattebayo? Staruszek i wujek Asuma, oczywiście. - jego głos wyrażał wahanie i niepewność, wystarczające, by zdemaskować ukryte w wypowiedzi kłamstwo.
- Powiedz mi prawdę, Naruto.
Mały milczał, co jeszcze bardziej wzmocniło podejrzenia Hatake. Włożył trzymane zwoje do przygotowanej na nie torby i chwycił siedmiolatka za rękę. Ten próbował ją wyrwać, ale wciąż nie odwrócił się do niego przodem.
- Proszę mnie puścić - domagał się.
- Naruto, kim są "oni"? - głos Kakashiego stał się ostrzejszy, ale też bardziej zmartwiony. - Czy to z nimi trenujesz? Odpowiedz mi, Naruto!
- A co pana to obchodzi, dattebayo?! - dziecko wyrwało rękę i spojrzało w końcu na rozmówcę. Jego rysy wyrażały gniew. - Jakoś przez ostatnie prawie osiem lat cię to nie interesowało!
- Naruto, muszę wiedzieć, kim są ci ludzie - próbował mu na spokojnie wytłumaczyć Kakashi. - Nie znamy ich intencji. Mogą chcieć ci coś zrobić. Jesteś jeszcze dzieckiem. Łatwo cię oszukać. Chcemy tylko wiedzieć kim są, żeby upewnić się, że nie są niebezpieczni.
- Akurat oni nigdy nie podnieśliby na mnie ręki! A przynajmniej nie w sensie chęci zrobienia mi krzywdy.
- Skąd możesz być tego taki pewny?
- Mam swoje powody, by im ufać!
- Jakie?!
- Takie, których nie mam w stosunku do ciebie!
Kakashi znieruchomiał na to oświadczenie, które dogłębnie go zraniło. Uzumaki kontynuował, niewzruszony.
- Kakashi-san, kiedy cię poznałem, dattebayo? Przedwczoraj! Powiedz mi, proszę, komu łatwiej byś zaufał? Człowiekowi, którego znasz od dwóch dni, czy osobom, które jeszcze nigdy cię nie opuściły? Które zawsze są przy tobie, kiedy nikogo innego nie ma? Myślę, że odpowiedź jest prosta. Powinieneś się cieszyć, że ufam ci na tyle, że pozwalam ci ze mną przebywać! Że z tobą w ogóle rozmawiam! Nie możesz oczekiwać, że od razu zdradzę ci wszystkie moje sekrety! Tylko idioci tak robią, a ja nie uważam się za takiego!
Chłopak wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić. Kakashi wciąż stał jak wryty. Blondyn spojrzał mu prosto w oko.
- Daj mi czas, żebym stwierdził, że jesteś godny zaufania. Wtedy ci wszystko opowiem. Obiecuję, dattebayo.
Hatake odwrócił wzrok.
- Ja tylko pragnę twojego bezpieczeństwa, Naruto.
- Rozumiem to, Kakashi-san, ale potrafię o siebie zadbać. Mogę cię zapewnić, że nawet gdyby chcieli, nie mogą mi nic zrobić - spojrzał przez okno. - Po prostu nie jest to możliwe.
Srebrnowłosy spojrzał znowu na chłopca, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi, ale powstrzymał pytanie. Wzrok chłopca wyrażał tą samą tęsknotę, jak wtedy, gdy siedział na huśtawce przed Akademią. Hatake nie potrafił przestać zastanawiać się, kim byli "oni", że Naruto był do nich tak przywiązany.
Jinchuuriki potrząsnął głową, odpędzając smutne myśli. Wskazał na spakowane torby.
- Dobra, trzeba to wszystko teraz zanieść na miejsce. Myślisz, że dasz radę ponieść torbę ze zwojami i plecak, dattebayo?
- ...Tak, pewnie.
***
Po 3 tygodniach chodzenia do Akademii, Naruto zdążył się już przyzwyczaić do stosunku uczniów i nauczycieli do niego. Wiadomo, nie sprawiała mu przyjemności wiedza, że nikt go tam nie chce, ale lepiej było to zaakceptować niż walczyć z tym na siłę. I tak z czasem im udowodni, że jest dobrą osobą do towarzystwa, ale do tego potrzeba czasu.
Szedł właśnie zatłoczonym korytarzem do swojej klasy. Na przerwach było tak głośno, że mógł bez problemu cicho rozmawiać ze swoimi rodzicami, bez narażania się na podsłuchiwanie. Mało kto siedział o tej porze w salach; większość uczniów przebywała na podwórku, jedząc swoje drugie śniadanie lub po prostu się bawiąc i rozmawiając.
Jednak kiedy był już w pobliżu pokoju lekcyjnego, usłyszał jakieś śmiechy. Zaintrygowany, przyspieszył kroku i stanął w drzwiach klasy. Jednak te chichoty, w przeciwieństwie do tego, czego się spodziewał, nie były spowodowane grą lub figlami jego rówieśników. Z oburzeniem patrzył, jak trójka chłopców stoi nad dwoma przestraszonymi dziewczynkami i się z nich wyśmiewa. Różowowłosa uczennica wydawała się próbować bronić drugą, granatowowłosą, ale zaczynała widocznie tracić pewność siebie. Naruto rozpoznał w nich Sakurę i Hinatę. Nadstawił ucha. Teraz, stojąc blisko, mógł usłyszeć, co było powodem rechotu łobuzów.
- A ty co, Wielkie Czoło? - wyzywał stojący pośrodku dzieciak, prawdopodobnie szef tej bandy - Bronisz tego dziwadła? Tylko popatrz na jej oczy!
Wskazał na Hyuugę, którą odwróciła wzrok. W jej oczach czaiły się łzy. Haruno zasłoniła ją rękami.
- W-wcale nie jest dziwadłem! Po prostu ma Byakugana!
- To niech pokaże, że potrafi go używać! Teraz jest tylko bezbronnym, tchórzliwym dziwadłem!
- Właśnie! - poparł swojego przywódcę inny z dręczycieli - A ty bronisz jej tylko dlatego, że jesteś taka jak ona!
- Z tym czołem wyglądasz jak kosmita! - dołączył się trzeci.
- Dziwadło i kosmita!
Chłopcy zanieśli się śmiechem. Uzumaki nie mógł już wytrzymać. Było mu żal biednych dziewczynek, które nie mogły nic poradzić na swój wygląd, ale były z tego powodu dręczone. Towarzysząca mu Kushina już dawno zaczęła okładać małych tyranów duchowymi pięściami, ale to nic nie dawało. Trzeba było podjąć inne środki.
Podszedł do grupki wolnym krokiem. Spojrzał raz na chłopców, potem na dziewczynki, które przyglądały mu się błagalnie, prosząc o pomoc, a następnie znowu na chłopców. I, ku zdziwieniu wszystkich obecnych - jego rodziców, dziewczynek i oprawców - także zaczął się śmiać. Ale chłopcy po chwili otrząsnęli się z szoku i kontynuowali dręczenie różowo- i granatowowłosej.
- Naruto?! Co to ma znaczyć?! - skarcił go ojciec.
- Jak ty się zachowujesz, dattebane?! - oburzyła się jego matka.
Chłopiec tylko mrugnął do nich porozumiewawczo, nie zaprzestając swojej czynności. Sakura i Hinata odwróciły wzrok, nie wiedząc już, co zrobić. Wtedy jinchuuriki nagle przestał się śmiać i spojrzał na łobuzy.
- Ej, a tak właściwie, to z czego się śmiejemy, dattebayo?
To pytanie zbiło oprawców z tropu. Spojrzeli dziwnie na blondyna.
- Co? Jak to z czego? - spytał szef bandy - Nie widzisz tych dziwaczek? Ich twarzy? Wyglądają jak kosmitki! Wybryki natury!
Oblicze Naruto wyrażało dogłębne zdziwienie.
- Czekaj, poważnie? Myślałem, że śmiejemy się z twojego ogromnego nosa!
Przywódca dręczycieli instynktownie złapał się za wspomnianą część ciała. Z boku Uzumaki usłyszał cichy chichot wcześniejszych ofiar. Główny szyderca spojrzał na niego wściekle.
- Co właśnie powiedziałeś?!
- Ty! Ty jesteś tym demonem o którym mówili mi rodzice! - wykrzyknął inny.
Syn Czwartego nie pozwolił, żeby obraźliwe stwierdzenie go zdekoncentrowało.
- Tylko popatrz na te biedne dziewczyny - wskazał na Hyuugę i Haruno. - Tak bardzo nie mogą znieść widoku twojej obrzydliwej twarzy, że ukrywają oczy za rękami. Szczerze mówiąc, dziwię się, czemu ja sam jeszcze nie odwróciłem wzroku - wzdrygnął się teatralnie, żeby podkreślić swoją wypowiedź.
Rozwścieczony chłopak rzucił się na Naruto, zanim ten zdążył coś jeszcze dodać. Jinchuuriki, spodziewając się takiej reakcji, usunął się szybko na bok, podkładając dziecku nogę, co spowodowało jego upadek. Widzący duchy pochylił się nad swoją ofiarą z udawanym współczuciem.
- Och, nic ci się nie stało? Czyżby twój nos był tak ogromny, że zasłania ci widoczność, dattebayo?
- Uważaj, Naruto! - ostrzegł go Minato.
Za późno. Nagle chłopiec poczuł, że coś go unieruchamia. Odwrócił głowę i ujrzał dwóch pozostałych szyderców, którzy chwycili go pod ramiona z dwóch stron i przytrzymali mu nadgarstki wolnych rąk tak, żeby nie mógł nimi ruszyć. Spróbował się wydostać, ale ich chwyt był mocny. Spojrzał z powrotem przed siebie i zobaczył, że powalony przez niego przywódca bandy już wstawał z ziemi. Musiał działać szybko.
Podniósł oba kolana do góry, tym samym zwieszając się luzem w chwycie dręczycieli, po czym zamachnął się nogami do tyłu, uderzając stopami w czułe miejsca chłopców (i wszystkich mężczyzn). Uścisk oprawców się rozluźnił, dzięki czemu mógł się wyślizgnąć. Odwrócił się o 180° i powalił dwóch rozrabiaków na ziemię pchnięciem w klatkę piersiową. Chłopcy leżeli na posadzce, wijąc się z bólu i trzymając w uderzone na początku miejsce.
- U-uważaj!/Za tobą, dattebane! - usłyszał nagle równoczesny krzyk swojej matki i jednej z dziewczynek, chyba Sakury.
Odwrócił się szybko, ale nie na tyle, by uniknąć ciosu wymierzonego w jego twarz. Przywódca oprawców uderzył go pięścią z taką siłą, że Naruto zachwiał się i upadł na ziemię. Poczuł małą strużkę krwi spływającą mu z nosa. Zdążył jednak chwycić atakującego za rękaw i pociągnąć go za sobą, przez co ten padł plackiem prosto na niego. Uzumaki szybko się otrząsnął i chciał zrzucić z siebie chłopca, żeby podnieść się na kolana, ale leżący na nim zaczął ponownie okładać go pięściami. Dopiero po czwartym uderzeniu jinchuurikiemu udało się złapać dłonie dziecka, tym samym zapobiegając kolejnym ciosom. Szyderca próbował się wyrwać, a Naruto czuł, że nie utrzyma go długo. Dzieciak był zdecydowanie lepiej zbudowany niż on, przez co miał też więcej siły fizycznej. W dodatku, blondyn wcale nie chciał go uderzać, wolał go raczej obezwładnić.
Udało mu się w końcu przewrócić przeciwnika na plecy i przyszpilić go do podłogi. Kilka kropel krwi spadło z jego nosa na wykrzywioną w grymasie twarz głównego dręczyciela. Czuł, jak ten jeszcze bardziej napiera, próbując wyrwać swoje nadgarstki z jego rąk.
- Nie poddasz się, prawda, dattebayo? - zapytał syn Czwartego przez zaciśnięte zęby, z trudem mówiąc cokolwiek przy takim wysiłku - Nie pozostawiasz mi innego wyboru.
Specjalnie rozluźnił delikatnie uścisk na lewej ręce przeciwnika, która natychmiast wystrzeliła w stronę jego głowy. Wiedząc, że to się stanie, Naruto odchylił ją do tyłu, przez co pięść oprawcy spotkała się z powietrzem. Póki jeszcze znajdowała się ona wystawiona w górze, wolną dłonią chwycił ją i skierował w twarz jej właściciela. Nie myśląc długo, uderzył nią kilka razy, aż poczuł, że nacisk przeciwnika zmalał i ten przestał się wyrywać. Ponownie przyszpilił go do podłogi. Odetchnął kilka razy, po czym spojrzał chłopcu prosto w oczy.
- Masz już dość? Może następnym razem nie wyśmiewaj się z ludzi za coś, czego nie potrafią zmienić, dobra?
- Co tu się dzieje?!
Naruto odwrócił głowę w stronę drzwi, z których dobiegł okrzyk i zobaczył stojącego w nich Irukę. Przy okazji rozluźnił nieświadomie uścisk na rękach przeciwnika, przez co ten wyrwał się i szybko odsunął się na bok, trzymając za obolały policzek z wściekłym grymasem na twarzy. Umino spojrzał najpierw na niego, a potem na Uzumakiego, który klęczał na podłodze i właśnie ocierał ramieniem krew lecąca z nosa, łapiąc oddech po tym siłowaniu się. Blondyn już chciał otworzyć usta, żeby wszystko wytłumaczyć, ale nie zdążył. Nauczyciel podszedł do niego i chwycił go za kołnierz, stawiając go na nogi.
- Ty! Co to miało znaczyć?! - krzyknął mu w twarz, wciąż nie puszczając jego bluzki - Jesteś od trzech tygodni w szkole i już powodujesz bójki?!
- Nie, ja wcale nie…!
- Sensei, to nie tak, on nas bronił! - Sakura stanęła w obronie wybawiciela. Umino spojrzał na nią, rozluźniając trochę uścisk na bluzce blondyna.
- Co masz na myśli?
- Ta trójka - tu wskazała na szyderców - wyśmiewała się ze mnie i z Hinaty. A on - przekierowała rękę na Naruto - stanął w naszej obronie. Ale nie atakował nikogo! Te łobuzy rzuciły się na niego pierwsze!
Z tyłu Hyuuga pokiwała nieśmiało głową, żeby potwierdzić słowa koleżanki. Iruka spojrzał na trzech chłopców. Jeden z nich oskarżycielsko wskazał palcem na Uzumakiego.
- Nieprawda! On wyśmiewał się z mojego nosa!
- To wcale nie powód, żeby się na mnie rzucać! - bronił się blondyn.
- Musiałem ci udowodnić, że ze mną się nie zadziera!
- No to coś ci to nie wyszło! Poza tym, chciałem ci pokazać, jak się mogły czu-
- Cisza! - przerwał ich kłótnię Iruka, stając pomiędzy nimi. Chłopcu zamilkli, ale wciąż patrzyli na siebie wrogo. Nauczyciel westchnął.
- Rozumiem mniej więcej co się tu stało. Nie zmienia to jednak faktu, że do samej bójki doszło. Gdyby byli jacyś inni, obiektywni świadkowie zdarzenia może rozwiązałbym to szybciej, ale nie mogę niestety tego zrobić. Cała wasza szóstka zostanie dzisiaj po lekcjach. Będę musiał skontaktować się z waszymi rodzicami i skonsultować z nimi zaistniałą sytuację.
Trójka chłopców wydawała się przestraszona tą wiadomością.
- No to mam przechlapane.
- Tylko nie rodzice!
- To nie będzie miła rozmowa…
Dziewczynki też wydawały się być tym zmartwione, ale nic nie powiedziały. Naruto natomiast posmutniał, kątem oka zerkając na Minato i Kushinę. Pochylił głowę w dół.
- Iruka-sensei, z moimi rodzicami niestety nie uda się panu skontaktować.
Umino spojrzał na niego zdziwiony, ale zaraz przypomniał sobie, o co chodziło.
- Ah, no tak. W takim razie porozmawiam z twoim opiekunem prawnym.
- Ale z tym też może być problem, dattebayo. Wujek Asuma jest na misji, a Hokage-sama jest zawsze bardzo zajęty...
Wszyscy oprócz nauczyciela wytrzeszczyli na niego oczy, gdy to usłyszeli. Trójka łobuzów przeraziła się jeszcze bardziej.
- T-to jest ten dzieciak Trzeciego?
- O nie... Matka mnie zabije…
Haruno i Hyuuga spojrzały na niego z nowo znalezionym szacunkiem. Ale on sobie nic z tego nie robił. Tak naprawdę nie chciał być znany jako wychowanek Trzeciego. Nie pragnął być od razu kojarzony z osobą, która nawet nie chciała mu zdradzić tożsamości jego biologicznej rodziny. Wolałby zdecydowanie być rozpoznawany jako syn Minato Namikaze i Kushiny Uzumaki. Tyle że nie mógł nikomu zdradzić tego faktu.
Iruka pokręcił głową zrezygnowany.
- Nic nie poradzę. Będę musiał przerwać trochę pracę Sandaime-sama. Takiej sprawy nie można po prostu zostawić.
W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję. Do klasy zaczęli wchodzić kolejni uczniowie, przyglądając się wychowawcy i kolegom z ciekawością. Umino odwrócił się tyłem do nich i podszedł do biurka.
- Porozmawiamy po tej lekcji. A na razie idźcie siadać do ławek.
***
Szóstka dzieci siedziała w ciszy przysłuchując się "rozmowie" dorosłych. Naruto czuł się bardzo niekomfortowo w tej sytuacji. Od głośnych krzyków bolała go już głowa, a siedzieli tu dopiero od 10 minut. Było mu gorąco, bo w sali było tak dużo postaci. Wcale nie pomagało mu też to, że trójka łobuzów co chwila patrzyła na niego, jakby cała ta sytuacja była jego winą.
Zanim opiekunowie się zebrali, czwórka chłopców została jeszcze podleczona przez jakiegoś medycznego ninję z wszystkich obrażeń otrzymanych przez przeciwników. Potem, gdy wszyscy byli już obecni, udali się do Wieży Hokage. Kiedy weszli razem z Iruką i rodzicami pozostałych dzieci do gabinetu Trzeciego, byli zdziwieni, gdy ten wiedział już dokładnie, po co tam przyszli i co się stało. Okazało się, że jeden z ANBU widział bójkę od samego początku i poszedł to od razu zgłosić, jako że wiedział, że Naruto jest wychowankiem Hokage. To wydało się Uzumakiemu podejrzane, ale postanowił zostawić te przemyślenia na później. Nie trzeba było już nic tłumaczyć, ale dzieci przedstawiły jeszcze swoje wersje wydarzeń, a potem od razu dorośli przeszli do rozmów o konsekwencjach sytuacji. Rodzice zaczęli bronić swoich dzieci, jedni tłumacząc, że "ich chłopcy nic by takiego nie zrobili", a inni że "nie pozwolą, by ich córka była tak traktowana". Z każdej strony padały argumenty, wszyscy próbowali się przekrzyczeć, byleby udowodnić swoją słuszność. Zwykła rozmowa szybko przerodziła się w zażartą i niemożliwie głośną kłótnię.
Już po dwóch minutach blondynek nie mógł znieść hałasu, jaki zapanował w małym gabinecie Kage Konohy. Zamiast tego usiadł sobie pod ścianą, a reszta jego rówieśników szybko podążyła za jego przykładem. Ponieważ i tak nie miał nic do roboty, Naruto zaczął przyglądać się duchom zebranym w pomieszczeniu.
Oprócz Minato i Kushiny w sali były teraz jeszcze trzy widma. (Co prawda na początku byli też obecni Pierwszy i Drugi, ale gdy dowiedzieli się, o czym będzie rozmowa, zniknęli robić bardziej interesujące rzeczy). Dwie ze zjaw były mu już znane od dwóch tygodni, ponieważ zawsze towarzyszyły jego wychowawcy. Nigdy nie miał szansy z nimi porozmawiać, bo Iruka unikał go jak ognia, ale wiedział, że byli to jego rodzice. Nie byli bardzo starzy, co zapewne oznaczało, że umarli, gdy Umino był jeszcze młody. Uzumakiemu robiło się żal mistrza, gdy myślał, co ten musiał przeżyć. Tak czy inaczej, małżeństwo wydawało się być nawet zainteresowane rozmową dorosłych, więc nie zwracało większej uwagi na niego ani resztę dzieci.
Trzecim i ostatnim duchem był ten, który najbardziej przykuł uwagę jinchuurikiego. Poważny wzrok, długie, brązowe włosy i białe oczy bez źrenic - zdecydowanie Hyuuga. Przyszedł razem z mężczyzną wyglądającym dokładnie tak samo jak on, więc syn Minato wywnioskował, że to bracia bliźniacy. A ponieważ ten żywy był ojcem Hinaty, to martwy musiał być jej wujkiem.
W pewnym momencie białooki złapał jego spojrzenie. Przyglądali się sobie chwilę. Naruto zauważył rosnące z każdą chwilą zdziwienie na twarzy mężczyzny. Hyuuga rozglądnął się, a następnie zapytał:
- Widzisz mnie?
Ku jego ogromnemu zaskoczeniu, blondynek skinął delikatnie głową.
- J-jak to możliwe?
Uzumaki wzruszył ramionami. Zastanowił się na chwilę, a następnie zrobił kilka ruchów rękami. To częste pytanie, które zadawał nowo poznanym zmarłym:
'Rozumiesz język migowy?'
Najczęstszą reakcją było niezrozumienie na ich twarzach i jedno słowo - "co?". Tym razem jednak było inaczej. Brązowowłosy uniósł brwi i również odpowiedział gestami.
'Rozumiem i znam.'
'Skąd?' zainteresował się blondynek.
'Członkowie klanu Hyuuga poznają go na pewnym etapie kariery ninja. Ułatwia to komunikację na odległość pomiędzy jego członkami.'
'Rozumiem… Czyli za pomocą Byakugana patrzycie na innego członka znajdującego się gdzieś daleko i porozumiewacie się znakami. Bardzo przydatny pomysł, szczególnie gdy drużyna jest rozdzielona.'
Mężczyzna był pod wrażeniem.
'Szybko pojmujesz. Jak masz na imię?'
'Naruto. Naruto Uzumaki.' oznajmił z dumą wypisaną na twarzy 'A pan?'
'Hizashi Hyuuga'
'Miło mi pana poznać, panie Hyuuga.'
-Hej, przestań tak machać tymi palcami. - zaczepił nagle blondynka jeden z łobuzów. - Co ty w ogóle robisz, co?
- A-ah, to… - jinchuuriki zakłopotał się i podrapał ręką po karku - To taki tik nerwowy. Macham tak bezładnie, gdy się denerwuję, dattebayo.
- To może przestań się denerwować. To strasznie dekoncentruje.
- Przestanę, jak ty skończysz obgryzać paznokcie. - chłopak instynktownie spojrzał na swoje dłonie.
- Nie myśl, że nie zauważyłem, dattebayo. Robisz to od ostatniej minuty. Powinieneś przestać, to obrzydliwe.
Łobuz, lekko czerwony na twarzy z zażenowania, odwrócił głowę i więcej go nie zaczepiał. Uzumaki znów skupił się na swoim duchowym rozmówcy.
'Wracając, panie Hyuuga… Jest pan wujkiem Hinaty?'
'Jesteś spostrzegawczy, dzieciaku. Będzie z ciebie dobry ninja. Tak, jestem bratem bliźniakiem jej ojca, a zarazem głowy klany, Hiashiego.'
'Heee? Nie wiedziałem, że Hinatą jest córką przywódcy… Musi mieć ciekawe życie.'
Hizashi nie odpowiedział.
'Aha, jeszcze jedno.' - przypomniał sobie Naruto - 'Nie musi pan do mnie mówić po migowemu. Oprócz duchów nikt inny pana nie słyszy.'
Hizashi rozglądnął się, a jego wzrok zatrzymał się najpierw na rodzicach Iruki, a potem na Minato i Kushinie.
'Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby inni wiedzieli, o czym rozmawiamy. Nawet jeśli są duchami' gestykulował.
- Nie ma się o co martwić, Hizashi-san - wtrącił się Minato z uśmiechem. - Ta rozmowa nie wyjdzie poza ten pokój.
Hyuuga przekierował swój wzrok na Czwartego.
- Yondaime-sama… - odezwał się już normalnie - Z całym szacunkiem, ale skąd zna pan język migowy?
- Uczyłem się go razem z Kushiną - tu wskazał na żonę - żeby móc rozmawiać z Naruto w miejscach publicznych, tak jak pan teraz.
- Chwila, czyli mówi pan, że często spotyka się pan z tym dzieckiem? Dlaczego? Myślałem, że jest tu pan z Sandaime-sama - brunet był zaintrygowany relacją Hokage ze zwykłym uczniem Akademii.
Naruto podniósł ręce, żeby odpowiedzieć mężczyźnie. Zatrzymał się jednak wpół gestu, gdy poczuł na sobie jakieś spojrzenie. Było o wiele intensywniejsze niż to łobuza z przed chwili, więc wykrył je prawie od razu. Rozglądnął się po sali, ale z początku nie mógł zlokalizować, kto się mu przygląda.
- Naruto - zwróciła jego uwagę matka - To ten ANBU się na ciebie patrzy.
Jinchuuriki zerknął na członka Jednostki Specjalnej Liścia i zamarł. Za dziurami na oczy w masce ujrzał krwistoczerwony blask. Ten sam, co u Kakashiego. Sharingan. Przeraził się, gdy pomyślał, co mogłoby się stać, gdyby człowiek ukryty za maską uruchomił to dōjutsu, a on by tego nie zauważył. Znał dobrze podstawowe funkcje Sharingana - przewidywanie i kopiowanie ruchów. Więc nawet, jeśli ANBU nie zrozumiałby języka migowego, mógł skopiować gesty i potem sprawdzić, co znaczyły.
A właśnie miał zdradzić sekret rangi S (jak nie większy), o którym tak naprawdę nie powinien wiedzieć.
"Muszę bardziej uważać na to, co mówię" skarcił się w myślach "Nie wiem też, czy mogę już ufać Hizashiemu-sama. Może na razie zostawię to bez odpowiedzi"
Spojrzał na starszego Hyuugę przepraszająco, układając ręce w literę T. Każdy wiedział co to znaczy, nawet bez specjalnej nauki porozumiewania się gestami. Białooki skinął głową, wiedząc, że rozmowa z chłopcem jest zakończona. Co nie zmieniało faktu, że wciąż mógł porozumieć się ze zmarłymi.
- Yondaime-sama, czy może mi pan odpowiedzieć na pytanie?
Minato pokręcił przecząco głową.
- Jeszcze nie, Hizashi-san. Poza tym, wygląda na to, że rozmowy się już skończyły.
Rzeczywiście, hałas w pokoju zdążył już ucichnąć, a rodzice zdawali się zbierać. Hokage wstał z krzesła i spojrzał na dzieci, które natychmiast wstały i ustawiły się naprzeciw niego. Hiruzen odchrząknął.
- Dziewczynki są wolne, bo nic złego nie zrobiły. Obiecuję, że postaram się, żeby taka sytuacja się nie powtórzyła. Natomiast co do was... - zwrócił się do czwórki chłopców - Przyznam, że każdy z was jest trochę winny. Nie zmienia to jednak faktu, że to wasza trójka - spojrzał na oprawców - zapoczątkowała całą sytuację. Mam nadzieję, że wasi rodzice przeprowadzą z wami poważną rozmowę w domu i że to będzie ostatnia taka sytuacja. Na razie zostajecie zawieszeni do końca przyszłego tygodnia. Jeśli bójka się powtórzy, konsekwencje będą zgoła inne i mniej przyjemne.
Chłopcy skrzywili się widocznie, ale kiwnęli głową. Sarutobi spojrzał na swojego wychowanka.
- Co do ciebie, może i nie zacząłeś bójki, ale w pewnym sensie ją sprowokowałeś przez uwagę o nosie twojego kolegi. Rozumiem, że chciałeś chronić dziewczynki, ale powinieneś był to zgłosić do nauczyciela, a nie reagować sam. Wiem też, że na początku starałeś się obezwładnić przeciwników, a nie ich atakować, co wychodzi ci na dobre, a potem robiłeś to tylko w samoobronie. Na razie jesteś zawieszony do końca tego tygodnia. Potem jeszcze porozmawiamy.
- Hai, Hokage-sama, dattebayo.
Sandaime westchnął zmęczony.
- Możecie już iść. I nie chce więcej słyszeć o takim zachowaniu, rozumiemy się?
- Hai, Hokage-sama.
Po tym postaci zaczęły powoli opuszczać pokój, aż wkrótce zostali w nim tylko Hiruzen, ANBU i jinchuuriki. Staruszek zerknął na blondynka.
- Naruto, porozmawiamy wieczorem. Mam jeszcze trochę do roboty. - skrzywił się, myśląc o stertach roboty papierkowej, jaka go czekała.
Uzumaki pokręcił głową.
- Nie, muszę coś wiedzieć tu i teraz. Czemu nasłałeś na mnie tego ANBU, dattebayo?
Członek Jednostki Specjalnej Liścia poruszył się delikatnie, natomiast Kage Wioski Liścia uniósł brwi w zdziwieniu.
- Łasico, możesz już iść. To koniec twojej służby na dzisiaj. Przyjdź do mnie jeszcze jutro rano. - rozkazał, nie odrywając wzroku od dziecka.
- Hai, Hokage-sama. - po tych słowach zniknął w kłębie dymu.
Hiruzen zwrócił swój wzrok na wychowanka.
- Nie przestajesz mnie zaskakiwać, Naruto. Od kiedy wiedziałeś?
- Gdybym wiedział wcześniej, spytałbym się wcześniej. Domyśliłem się teraz.
- Jeśli można wiedzieć, w jaki sposób?
Blondynek prychnął.
- Miałem tak po prostu uwierzyć, że akurat kiedy wydarzyła się bójka obok przechodził jakiś ANBU, który w dodatku wiedział kim jestem i że trzeba to do ciebie zgłosić? Jeśli taki był twój plan, to nie wypalił. Postaraj się bardziej następnym razem, dattebayo.
Sarutobi westchnął.
- Dlaczego jesteś taki oschły?
- A dlaczego ty jesteś taki nieufny?! Co takiego zrobiłem, że musisz mnie wciąż śledzić? Ja rozumiem teraz, po bójce, ale ty to robisz od ponad miesiąca!
Sandaime otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył dojść do głosu.
- Najpierw Kakashi-san, teraz to?! - Naruto zacisnął dłonie w pięści, próbując powstrzymać cisnące się mu do oczu łzy - Czy ty w ogóle masz pojęcie, jak ja się mogę czuć w takiej sytuacji, dattebayo?!
- Chwila, ty wiesz o Kakashim?!
- Tak! Tak, wiem o Kakashim-san i to już od dawna! I wiesz co ci powiem, dattebayo? On przynajmniej jest ze mną szczery! - wziął głęboki oddech i wykrzyknął jeszcze jedno zdanie - Prędzej zaufałbym jemu niż tobie!
Nie mogąc więcej znieść tylu emocji naraz, łzy popłynęły po policzkach Naruto, gdy ten się odwracał, by wybiec z pokoju. Hiruzen nie powstrzymał go. Patrzył, jak mała blondwłosa figura znika za drzwiami. Wciąż analizował ostatnie stwierdzenie chłopca. Jeśli miał być szczery, nie było ono bardzo przyjemne. Nie mógł jednak winić za to chłopca. Miał powody, by to powiedzieć i Sarutobi to rozumiał, co jednak nie czyniło zdania mniej bolesnym.
Nagle wyrwał się z zamyślenia. Potrząsnął głową. Będzie mógł przeanalizować wszystko później. Teraz musiał działać. Złożył pieczęć i przyzwał jakiegoś ANBU, który chwilę później pojawił się w kłębie dymu. Uklęknął przed Hokage, czekając na rozkazy. Hiruzen westchnął, przygotowując się mentalnie do rozmowy, która miała się niedługo odbyć.
- Przyprowadź tu Kakashiego Hatake.
__________________
Ludziska, pewnie zabijecie mnie za tak długie oczekiwanie, ale oto jestem wraz z rozdziałem. Jest on jak na razie najdłuższy jaki kiedykolwiek napisałam. Może to wam wynagrodzi chyba z miesiąc bez kolejnej części. Mam nadzieję, że wam się podobało! <3
Aha i takie pytanko. Zastanawiam się nad zrobieniem specjalnego rozdziału na święta. Jest pytanie, czy będziecie zainteresowani. Nie obiecuję, że będzie, bo to zależy, czy się wyrobię, ale zawsze warto wiedzieć, czy lubicie tego typu rzeczy. Jak się nie uda teraz, to może na następną okazję.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top