Rozdział 5 - "Syn mojego Mistrza"
Proszę Was, żebyście przeczytali notkę na dole! A tak poza tym, miłego czytania! <3
__________________________
To nie było w jego stylu tak długo czekać, a jednak siedział tu cały dzień. Nie miał w zwyczaju być na czas, ale tym razem był nawet wcześniej. Nie stał nawet dzisiaj tak długo nad grobami bliskich, bo był tam krócej niż 10 minut, podczas gdy normalnie spędza tam ponad 6 razy więcej. Nie mógł pojąć, dlaczego ten chłopiec miał na niego tak duży wpływ. Coś w blondynku zawsze przyciągało Kakashiego do niego, coś sprawiało, że chciał go poznać. Dlatego nie mógł odpuścić sobie tej szansy. Wiedział, że Naruto może nie przyjść; dlaczego miałby to zrobić? Ale coś kazało mu zostawić tamtą wiadomość i być na miejscu, niczym jakaś wewnętrzna siła.
Czy się opłacało?
Jak najbardziej.
Był już wieczór, gdzieś mniej więcej 18. Szczerze mówiąc, stracił już wtedy nadzieję, że mały się pokaże. Ale obiecał sobie rano, że nie ruszy się z miejsca aż do zmroku i miał zamiar tej przysięgi dotrzymać. Był dopiero początek września, więc ciemno robiło się dopiero o około 20. Miał wciąż czas…
Wtedy ją wyczuł. Jego chakrę, zbliżającą się w tym kierunku. Poruszył się niespokojnie na słupku, na którym siedział i zwrócił głowę w stronę, z której wydawało mu się, że dochodzi energia. Po chwili zobaczył go, wychodzącego zza drzew. Chłopiec wyłonił się z zieleni i stanął przed linią lasu, krzyżując ręce na piersi. Nastąpiło długie milczenie. Dziecko najwyraźniej czekało, aż mężczyzna się odezwie. Za to Hatake nie wiedział, co powinien w tym momencie powiedzieć, od czego zacząć. Czekał tak długo, a i tak nie zdążył się przygotować. Stali więc tak w ciszy, uczucie niezręczności rosło w nich obu z każdą sekundą.
Uzumaki w końcu nie wytrzymał. Wypuścił głośno powietrze i ruszył do przodu, wkrótce stając pod trzema pniami. Kakashi zeskoczył ze swojego siedzenia, tym samym lądując na przeciwko dziecka, i zdjął maskę ANBU. Oboje spojrzeli sobie w oczy.
- Czemu aż tak panu zależy, dattebayo? - syn Minato nie potrafił powstrzymać pytania cisnącego się mu na usta już od dłuższego czasu - Nie jestem przecież nikim ważnym.
- Nieprawda. - zaprzeczył szarowłosy, kucając, żeby mieć twarz na poziomie tej dziecka - Przecież znasz już prawdę. Powinieneś bardzo dobrze wiedzieć, że jesteś wyjątkowy.
- Ten fakt nie ma nic do rzeczy. - blondynek wzruszył ramionami, wyraźnie pokazując swoją obojętność w tym temacie - Co mi daje moje pochodzenie, skoro i tak nikt o nim nie wie? Nic. Nie robi to więc ze mnie nikogo nadzwyczajnego.
- Masz rację. Może dla innych nie, ale dla mnie jak najbardziej ma to duże znaczenie.
- Tylko dlatego, że jestem synem Czwartego Hokage? - wypalił Naruto - A dokładniej mówiąc pana mistrza?
Posiadacz Sharingana wydawał się być zdziwiony.
- Skąd wiesz o tym drugim?
- A skąd ja mam wiedzieć, czy mogę panu ufać? - blondyn skrzyżował ręce na piersi - Czemu miałbym cokolwiek panu mówić? Śledził mnie pan. Przekazywał prywatne informacje o mnie do Hokage. Nie wiem, ile o mnie pan wie. Nawet nie widzę pana całej twarzy.
Zamaskowany był zaskoczony rozwagą chłopca, ale jednocześnie trochę posmutniał. Naprawdę bardzo chciał poznać tego dzieciaka i szczerze z nim porozmawiać, ale najpierw musiał go jakoś zapewnić, że może na nim polegać. Pytanie tylko jak?
- Masz rację, nie możesz mi tak wierzyć już od samego początku… W takim razie co mam zrobić, żeby tak było?
- Po pierwsze, wciąż mi pan nie odpowiedział. Pytałem się, czemu aż tak bardzo chciał mnie pan spotkać?
- Bo jesteś dla mnie bardzo ważny, Naruto. - dotknął ręką serca, żeby wzmocnić znaczenie swoich słów - Jesteś moją ostatnią deską ratunku. Wszystkim, co trzyma mnie przy życiu.
- W jakim sensie? - przekrzywił głowę na bok - Co takiego zrobiłem? Nawet pana nie znam…
- Naruto, uwierz mi lub nie - powiedział Hatake, chwytając siedmiolatka za jego małe dłonie - ale jesteś dla mnie teraz najważniejszą żyjącą osobą, która uratowała mi życie co najmniej 3 razy.
Przez moment nikt się nie odzywał. Dziecko patrzyło tylko szeroko otwartymi oczami na rozmówcę.
- C-co…? Ale ja przecież… Nigdy pana nie spotkałem… Jakim cudem mógłbym w ogóle…? - zszokowany chłopiec nie wiedział co odpowiedzieć. Takiej informacji nie spodziewał się nigdy z ust mężczyzny.
- Widzisz, Naruto, moja historia nie jest zbyt szczęśliwa - Kakashi odwrócił głowę w bok i spojrzał na ziemię. - Straciłem wiele bliskich mi osób, w tym ojca i całą drużynę. Minato-sensei i twoja matka… byli dla mnie jak drudzy rodzice. Jak rodzina, którą straciłem. Więc gdy oni też odeszli, czułem się pusty. Zagubiony. Opuszczony. Samotny. Myślałem, że nie ma już sensu dalej żyć… I przyznam ci się szczerze, wiele razy… próbowałem popełnić samobójstwo…
- Co? Pan?! Odebrać sobie życie?! - Uzumaki nie mógł tego pojąć. Nikt mu o czymś takim nie mówił, nawet rodziciele - Ale przecież pan zawsze jest opisywany jako odważny i niesamowity człowiek! Jeden z najlepszych ninja Konohagakure!
- Nawet najsilniejsi mają swoje słabości. Ja też. Strata nie jest czymś prostym do zaakceptowania i szczerze życzę ci, żebyś nigdy nie musiał jej doświadczyć. Tym bardziej, że to właśnie ty uratowałeś mnie od pogrążenia się w żałobie.
- Ja? Jak to?
- Gdybyś się nie urodził, nie miałbym już nikogo, kto by mnie utrzymywał przy życiu. Może i mam przyjaciół z Akademii, ale oni nie są kimś na wzór rodziny. A ty, jako syn osób, które były dla mnie jak rodzice… zawsze uważałem cię za mojego młodszego braciszka. Znalazłem powód, dla którego musiałem zostać. Czułem się zobowiązany się tobą zająć.
- W takim razie czemu cię przy mnie nie było? - w oku dziecka zakręciła się łza, więc pochyliło głowę, by to ukryć - Czemu mnie zostawiłeś, dattebayo?
- Nigdy bym cię nie zostawił, Naruto! - Kakashi podniósł brodę Uzumakiego i otarł kroplę, która zaczęła spływać po policzku dziecka - Gdybym tylko mógł to z chęcią bym cię nawet adoptował! Ale nie pozwolono mi… Dostałem zakaz spotykania się z tobą.
- D-Dlaczego?!
- Rada Wioski nie chciała, żebyś dowiedział się o swoim pochodzeniu. Nie pytaj mnie po co, bo nie byli mi łaskawi tego wyjaśnić. Myśleli chyba, że jeśli mnie poznasz, to odkryłbyś w końcu kim byli twoi rodzice. Więc dali mi rozkaz, żeby ci się nie pokazywać dopóki oni nie powiedzą, że tak ma się stać.
- W takim razie czemu złamał pan ten zakaz? Przecież będzie musiał pan ponieść tego konsekwencje, dattebayo! Mógł pan po prostu uciec, gdy pana zauważyłem! I tak bym nie nadążył! Nie chcę, żeby miał pan przeze mnie kłopoty!
- Jeśli już będę miał problemy, to ze swojej własnej winy. Sam wybrałem, żeby ci się pokazać. Możesz nazwać mnie samolubnym, ale mam w tym momencie gdzieś jakiekolwiek zasady. Jesteś dla mnie ważniejszy niż Rada, więc nie będę jej stawiał ponad ciebie. Jeśli życie nauczyło mnie jednej rzeczy, to żeby nigdy nie stawiać reguł ponad przyjaciół i bliskich.
Chłopca bardzo wzruszyły słowa starszego, ale sprawiały też, że czuł się winny.
- Przez to spotkanie może pan stracić swój autorytet i szacunek. Może pan mówić co chce, ale ja i tak będę czuł się za to odpowiedzialny. Czemu aż tak dużo dla mnie pan poświęca, dattebayo?
- Widzisz Naruto, - Kakashi popatrzył na niebo, jakby gdzieś tam, w chmurach, mógł dojrzeć swojego dawnego mistrza - twój ojciec nigdy mnie nie opuszczał w trudnych czasach. Gdy byłem smutny, on zawsze był przy mnie, żeby mnie wesprzeć. Tak samo i twoja matka. Jej entuzjazm i chęć życia były tak zaraźliwe, że nawet te najgorsze dni robiły się przyjemniejsze. A ja nigdy nie miałem szansy się im za to odwdzięczyć. A teraz? - skierował spojrzenie czarnego i czerwonego oka na błękitne tęczówki, patrzące na niego dokładnie tak samo jak Minato. Z prawdziwie rodzinną troską i przejęciem - Teraz jedyne, co mi po nich zostało, to ich syn. - uśmiechnął się krzywo pod maską - Chyba po prostu mam to samolubne uczucie, że jeśli pomogę tobie, spłacę w jakiś sposób swój dług wobec Czwartego i pani Kushiny.
- Kakashi… - wyszeptał Czwarty, wzruszony wyznaniem ucznia. Mały Uzumaki drgnął, słysząc głos ojca; jego rodzice tak długo się nie odzywali, a on sam tak bardzo pogrążył się w rozmowie, że zupełnie zapomniał o ich obecności. Jego nagle rozproszenie nie umknęło uwadze Hatake.
-Naruto? Coś się stało?
Dziecko otrząsnęło się.
-Nie, wszystko w porządku. Czyli czego pan tak właściwie ode mnie chce?
-Nie pragnę niczego więcej jak twojego pełnego zaufania do mnie - przyłożył dłoń do serca - Wiem, że nie możesz mnie nim obdarować od razu, dlatego chcę ci pokazać, że możesz na mnie odtąd zawsze liczyć. Tylko powiedz mi, jak mam to osiągnąć.
- Ja… - syn Yondaime nie wiedział co powiedzieć. Rzeczywiście, chciał wiedzieć, czy mężczyzna jest godny zaufania. Nie miał jednak pojęcia, jak rozstrzygnąć czy taki jest. - Musi mi pan po prostu dać czas. Sam jeszcze nie wiem, skąd będę wiedział, że mogę na kimś polegać, bo nikogo takiego nie spotkałem - "Oprócz mamy i taty" dopowiedział w myślach - Jak uznam, że mogę panu w pełni uwierzyć, dowie się pan o tym, dattebayo.
- Rozumiem… W takim razie będę czekał. Jeśli będziesz potrzebował kiedyś pomocy, możesz się do mnie zwrócić. Codziennie rano i wieczorem jestem na cmentarzu, więc tam mnie znajdziesz.
"Na cmentarzu?" Zastanowił się Naruto. "W takim razie musi być czyimś youjinem… Tylko czemu jeszcze nie widziałem przy nim żadnego duch…" Nie dokończył myśli, bo za linią drzew, kilka metrów od nich, ujrzał dwie półprzezroczyste postaci. Jedną z nich był dorosły mężczyzna, z czarnymi oczami i srebrnymi włosami spiętymi z tyłu głowy, ubrany w strój jounina z jednym białym rękawem z czerwonymi końcówkami w kształcie płomieni. Niedaleko niego na trawie siedziała brązowowłosa dziewczynka o orzechowych oczach i okrągłej twarzy. Na policzkach miała wytatuowane fioletowe prostokąty, prawdopodobnie symboliczne dla jej klanu. Nosiła czarną bluzkę z długim rękawem i trójkątnym dekoltem, do tego czarne legginsy i różową spódnicę. Oboje byli ninja Konohagakure, co można było wywnioskować po Hitai-ate z wyrytym symbolem liścia. Analizując wszystko, co wiedział o swoim rozmówcy i przyjmując, że był on youjinem dla tych widm, Naruto rozpoznał w nich ojca Kakashiego i Rin Noharę, członkinię drużyny jego ojca. Widocznie przyglądali się ich konwersacji z ukrycia.
Gdy martwy Hatake zdał sobie sprawę, że mały Namikaze się na nich patrzy, skinął mu głową, jakby wiedział, że on go widzi, co zdziwiło dziecko. Niemniej jednak, gdy kunoichi pomachała mu ręka na powitanie, nie miał wątpliwości, że wiedzą o jego zdolności. On sam mrugnął do nich porozumiewawczo jednym okiem, po czym skierował wzrok na rodziców. Kiwnął im dyskretne głową w kierunku innych zjaw, a tamci, rozumiejąc przekaz, udali się w tamtą stronę.
- Naruto? - zmartwiony głos sprawił, że chłopiec znowu skupił swoją uwagę na Kakashim.
- To nic. Zastanawiałem się nad czymś. - wytłumaczył się szybko. - Jak będę czegoś potrzebował, pójdę do pana.
- Nie mów do mnie per “pan”, proszę. Czuję się wtedy okropnie stary, a mam zaledwie 21 lat. Wystarczy Kakashi - przymrużył oczy w uśmiechu.
- Ale jest pan starszy, dattebayo… - zawahał się mały.
- W takim razie mów do mnie jak do starszego rodzeństwa. Nie musisz zwracać się do mnie tak oficjalnie.
- Ale…
- Nalegam. Jesteś synem mojego mistrza, osoby, która była moim drugim ojcem. Więc traktuj mnie jak przyszywanego brata.
- Hai… Kakashi-san?
-Zdecydowanie lepiej, ale to nie był rozkaz, tylko moja osobista prośba. Nie musisz odpowiadać "hai" jak na służbie.
Uzumaki kiwnął głową, na co Kopiujący Ninja posłał mu swój typowy uśmiech.
- W takim razie ja już się będę zbierał. Hokage-sama zacznie coś podejrzewać, jak nie pojawię się w jego gabinecie z raportem. Nie martw się, - dodał, widząc przestraszoną minę dziecka - nic mu o tobie nie opowiem, ale ty też nie możesz mówić nikomu o dzisiejszej rozmowie. Mogą zabronić nam się wtedy w ogóle spotykać.
- Dobrze - obiecał Naruto. Srebrnowłosy założył maskę i odwrócił się, chcąc już odbiec w stronę serca Wioski, gdy mały jeszcze raz się odezwał.
- Kakashi-san… Ja… ja też mam prośbę. - zaczął nieśmiało. Dawny kapitan ANBU zatrzymał się i zwrócił głowę w jego stronę, pokazując mu, że słucha. - Czy… jutro… też moglibyśmy się spotkać…? Na polu treningowym numer 7? Tylko wieczorem, bo jutro zaczynam Akademię...
Serce Kakashiego zabiło mocniej ze szczęścia i nie mógł powstrzymać uśmiechu pod dwiema (znaczy się trzema) maskami. Pogłaskał dziecko po głowie i odpowiedział:
- Będzie to dla mnie wielka przyjemność, Naruto. Będę czekał o 18.
- Obiecaj, dattebayo - Naruto pokazał mu rękę z wystawionym małym palcem. Posiadacz Sharingana nie wahał się ani chwili. Kucnął i złączył ich małe palce razem, na co mały wyszczerzył do niego zęby.
- Obiecuję.
Po tych słowach odbiegł do lasu, a za nim oddaliły się też zjawy, których był youjinem. Za to obok Uzumakiego z powrotem stanęli Minato i Kushina. Patrzyli jeszcze chwilę za posiadaczem Sharingana, dopóki nie zniknął im całkiem z oczu, a odgłos liści szeleszczących pod jego stopami całkowicie ucichł.
- Przyjdzie jutro, prawda? Poprosiłem, żeby się pojawił - spytał najmłodszy niepewnie, aby rozwiać swoje wątpliwości.
- Oczywiście, Naru, dattebane. - zapewniła go matka, gładząc go po blond kosmykach - Kto jak kto, ale Kakashi-kun nigdy nie kłamałby w takiej sprawie. Widziałeś, jak mu zależało. Nie złamałby danej obietnicy.
- Mhmm - zgodził się jej syn, uśmiechając się. W końcu znalazł kogoś, kto się o niego naprawdę troszczył. - A co z tymi duchami? - zapytał - To byli ojciec Kakashiego-san i Rin Nohara, prawda?
- Zgadza się - potwierdził starszy blondyn. - Dawno się z nimi nie widzieliśmy, więc przyjemnie było ponownie porozmawiać. Szkoda tylko, że tak krótko.
- Oni wiedzą o mnie, dattebayo? W sensie… wiecie o czym mówię…
- Tak, wiedzą o tym. - czerwonowłosa podrapała się po brodzie - Pamiętam, że kiedyś im o tym opowiadaliśmy, ale nie chcieli nam uwierzyć. Sami nie mieli szansy się przekonać, bo mogą przebywać tylko przy Kakashim-kun, dattebane.
- W takim razie co ich przekonało? Nie uwierzyliby tak nagle.
- Wiesz, ponieważ Kakashi jest ich youjinem, nie mogą się oddalać od niego na dużą odległość - zaczął tłumaczyć Czwarty - A ponieważ on obserwował cię od dłuższego czasu, to oni też tam byli. Widzieli więc, jak z nami rozmawiasz.
- Masz rację, to ma sens. A właściwie to w jaki sposób ojciec pana Kaka…
- Ma na imię Sakumo Hatake - wtrąciła jego matka.
- Sakumo Hatake? - zamyślił się Naruto - Brzmi dziwnie znajomo… Jakbym już gdzieś to słyszał…
- To bardzo możliwe, że go kojarzysz - stwierdził Minato. - Był sławnym i niesamowicie silnym ninją, twierdzono nawet, że miał zdolności na poziomie Legendarnych Sanninów.
- Był aż taki potężny, dattebayo?!
- Nie bez powodu nosił przydomek "Biały Kieł Konohy" - potwierdził starszy blondyn.
- To trochę tak, jak twój "Żółty Błysk Konohy", tato!
Namikaze zaśmiał się.
- Masz rację, oba brzmią podobnie.
- Ale w takim razie jak umarł? Skoro był taki silny, to raczej nie poległ w walce, prawda?
- Masz rację, nie został przez kogoś zabity, ale nie zgadzam się z twoją tezą, że jak ktoś jest silny, to nie może umrzeć w pojedynku, dattebane. - wtrąciła Kushina.
- Twoja matka ma rację. Weźmy na przykład mnie. - Minato wskazał na siebie - Byłem, tak jak Sakumo-san, jednym z najsilniejszych ninja w Konosze, nie bez powodu zostałem Hokage, ale poległem w wal… - nie zdołał dokończyć, bo oberwał od żony w głowę.
- A ja to co, dattebane?! Powietrze?! Czy muszę ci przypomnieć, że gdyby nie ja, nie byłbyś w stanie sam zapie… pokonać Kyuubiego! Jeśli byś dał mi samej dokończyć robotę z demonem, to może byś jeszcze żył, ale tobie zachciało się jak skończonemu idiocie poświęcać!
Naruto zaśmiał się, patrząc na przerażonego gniewem kobiety ojca, błagającego Kushinę na kolanach o przebaczenie, jednocześnie próbując się wytłumaczyć. Tak, jeśli istniała jedna rzecz, której bał się Minato, była to właśnie ta czerwonowłosa Uzumaki. Mały postanowił wyratować Namikaze z tej beznadziejnej sytuacji.
- Chodźmy już do domu, mamo, tato. Jest już późno, wujek Asuma się będzie martwił. Nie lubi, kiedy wracam po ciemku - dodał, patrząc na zachodzące słońce.
Rodzice przerwali kłótnię i zgodzili się z synem, ale Czerwonokrwista Habanero wciąż jeszcze patrzyła spod byka na męża. Naruto zbliżył się do mężczyzny i szepnął mu na ucho:
- Tato, radzę ci nie zadzierać z mamą. Następnym razem się lepiej zastanów, co mówisz, bo inaczej mnie też się może od niej dostać.
Nie zdołał zobaczyć, jak Czwarty kiwa głową, bo Kushina rzuciła się w ich kierunku.
- Słyszałam to, ty szczwany dzieciaku, dattebane!
Jednocześnie rozbawieni i przerażeni ojciec i syn zaczęli z piskiem uciekać przed wściekłą fiołkowooką. Niedługo potem chłopiec wbiegł zdyszany do domu, z dużym uśmiechem na ustach i towarzyszącymi mu roześmianymi zjawami. Wciąż jeszcze próbując złapać oddech, zdjął buty i rozejrzał się po pomieszczeniu. Ku jego zaskoczeniu, w salonie, na kanapie, ujrzał siedzącego Hiruzena, palącego swoją ukochaną fajkę.
- Dziadku? Co tu robisz? - spytał zdziwiony - Nie kończysz dzisiaj później? Zwykle wracasz koło 22.
Sarutobi spojrzał na dziecko i uśmiechnął się, wyjmując przedmiot z ust.
- O, już jesteś z powrotem, Naruto. To dobrze. Skończyłem dzisiaj trochę wcześniej, bo chciałem ci coś pokazać.
Uzumaki podszedł do staruszka zaciekawiony.
- Co mi pokazać? Masz dla mnie jakaś niespodziankę? - podekscytowany zaklaskał w dłonie, na co Trzeci pieszczotliwie zmierzwił mu włosy.
- Załóż z powrotem buty. Musimy wyjść na zewnątrz.
Blondynowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Śmignął do przedpokoju i szybko się ubrał, po czym stanął w otwartych drzwiach wyjściowych i patrzył wyczekująco na opiekuna. Sandaime powoli szedł w jego kierunku.
- Pospiesz się, dziadku! - jęknął zniecierpliwiony.
- Już, idę, idę, spokojnie. Nie mam takich młodych i szybkich nóg jak ty - zaśmiał się.
Po kilkominutowym spacerze po pustych już uliczkach Konohy, dotarli pod drzwi niewielkiego apartamentu. Staruszek sięgnął do kieszeni i wyjął z niej klucz, po czym otworzył pomalowane na zielono drzwi, ukazując zafascynowanemu dziecku wnętrze budynku. Naruto wbiegł do środka i od razu zaczął zwiedzać; przeskanował niewielką kuchnię, pooglądał minimalistyczną łazienkę i przeglądał wszystkie szafki w prostej sypialni (niestety okazały się puste). Ponieważ Sandaime nie protestował, wypróbował też małe łóżko, skacząc po nim lekko i rozkładając się na całej jego powierzchni. W końcu, kiedy zbadał każdy najmniejszy kątek nowego miejsca, stanął przed rozbawionym Hokage.
- Po co mi tak właściwie pokazujesz to miejsce, dziadku?
- A podoba ci się?
- Nawet bardzo, dattebayo! - przyznał szczerze - Nie jest może bardzo przestronne, ale wystarczająco dużo miejsca na wszystko, co potrzebne. Dlaczego pytasz?
- Widzisz, Naruto, idziesz już jutro do Akademii, a za trochę ponad miesiąc skończysz 8 lat. Myślę, że najwyższy już czas, żebyś zaczął uczyć się żyć samodzielnie. Nie będziesz zawsze mógł mieszkać ze mną i wujkiem Asumą.
- Czyli mówisz, że… - Uzumakiemu zaświeciły się oczy - Ten apartament jest dla mnie?! Mogę tu zamieszkać?!
- Dokładnie tak. - Sarutobi uśmiechnął się - Myślisz, że jesteś już gotowy? Oczywiście, dopóki nie zaczniesz sam zdobywać własnych pieniędzy, czynsz będę płacić ja, będziesz też otrzymywał tygodniowe kieszonkowe. Pasuje ci taki układ?
- Pewnie, że tak!! Dziękuję, dziadku! - przytulił staruszka, co ten z chęcią odwzajemnił.
- Pamiętaj, że jeśli będziesz mieć jakieś problemy to zawsze możesz do nas przyjść. Przeprowadzisz się następnego dnia, bo dzisiaj już jest późno. Musisz wcześnie jutro wstać, żeby się nie spóźnić na rozpoczęcie roku - przypomniał.
- Haaai! - Naruto podskoczył z radości.
I tak właśnie zaczynał się kolejny rozdział jego życia.
__________________
Czytelnicy moi kochani!
Przepraszam, że publikuję tak późno! Jestem teraz na długiej wycieczce, wrócę dopiero w przyszłą niedzielę, więc dużo się teraz dla mnie dzieje. Mam trochę napięty program i mało czasu wolnego, więc może się zdarzyć tak, że przez dłuższy czas nie będzie nowego rozdziału, bo po prostu nie będę miała kiedy pisać. Mam nadzieję, że to rozumiecie.
Jeśli rozdzialik wam się podobał, podzielicie się ze mną proszę swoją opinią! Lubię wiedzieć, ci sprawia Wam przyjemność, kiedy czytacie, a co uważacie za nudne i niepotrzebne, żeby poprawić i ulepszyć mój styl. Oczywiście jeśli nie chcecie, nie musicie tego robić, a jeśli nie chcecie zostawiać publicznego komentarza, można do mnie też pisać na priv, zawsze chętnie przeczytam i odpowiem.
Dziękuję Wam też za dotychczasowe wsparcie dla tej książki! Ma przecież dopiero 5 rozdziałów, ale widzę, że wielu ludziom już się podoba, co sprawia mi ogromną przyjemność! Mam wielką nadzieję, że dalej będziecie z chęcią to czytać i nie zabijecie mnie za to, że przerwy między rozdziałami są czasem długie i nieregularne 😅😂.
Do następnego!
Keri <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top