Rozdział 4 - "Zaufać czy nie zaufać?"

Przepraszam Was bardzo, że tak długo to zajęło kochani Czytelnicy! Miałam ten rozdział napisany już chyba tydzień temu, ale jak czytałam go jeszcze raz, stwierdziłam, że zdecydowanie przyspieszyłam z akcją. Tak więc połowa rozdziału poleciała do kosza i musiałam 1000+ słów pisać na nowo. Za to teraz jestem o wiele bardziej zadowolona z tego rozdziału i mam nadzieję, że wy też go polubicie i opłacało się pisać go dłużej :D

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Naruto!! Dziękuję za wszystko, co z Tobą przeszłam, że zainspirowałeś mnie do pisania i za to, że dzięki tobie mogę teraz być tu i publikować tą książkę!!! ♥️♥️♥️♥️
_______________________

Dwa dni. Już tylko dwa dni dzieliły Naruto od wstąpienia do Akademii. Chłopiec tak się ekscytował tym faktem od dłuższego czasu, że nie mógł spać. Nie oznaczało to jednak, że zaprzestał trenować lub się uczyć. Wręcz przeciwnie. Jego rodzice zadecydowali, że przez ten ostatni tydzień wycisną z niego siódme poty, aby pierwszego dnia szkoły mógł pokazać się od jak najlepszej strony. Ćwiczenia stały się bardziej intensywne i dłuższe, a momentami nawet bardziej ambitne. Tak było i tego dnia.

- Naruto, co powiesz na to, żeby dzisiaj spróbować czegoś nowego i trudniejszego, dattebane? - zaproponowała Kushina, gdy doszli na pole treningowe. Młodszy Uzumaki spojrzał na nią z ciekawością.

- Co masz na myśli, mamo?

- Rozważaliśmy wczoraj z twoim ojcem, czy nie zacząć trenować cię w rzucaniu do ruchomych celów.

Minato przytaknął.

- Już prawie w ogóle nie masz problemów z trafianiem w tarcze, ale jeśli kiedykolwiek będziesz musiał z kimś walczyć, to twój przeciwnik nie będzie stał w miejscu i czekał, aż go uderzysz.

- Jest w tym dużo racji - przyznał chłopiec - Ale jak macie zamiar to zrobić?

- To bardzo proste - Czwarty uśmiechnął się - Będziesz rzucał we mnie.

- COOOO?! - przeraził się jinchuuriki - Nie, nie, nie, nigdy czegoś takiego nie zrobię, dattebayo!! Jesteś moim tatą!

- Ale jestem także duchem, Naruto - Yondaime podszedł do syna i dotknął jego brzucha swoją ręką. Ramię przeniknęło przez chłopca, który odskoczył, czując nieprzyjemny chłód i mrowienie w tej części ciała.

- Czemu to zrobiłeś, dattebayo?! - jęknął, trzymając się za brzuch.

- Żeby ci coś pokazać. Czułeś teraz ból?

- No... Nie. Bardziej jak takie zimno w tym miejscu.

- Dokładnie. Duchy czują się bardzo podobnie, gdy przenikają przez coś lub kogoś, ale jest to bardziej przyjemne, niż w twoim przypadku. Rozumiesz, do czego zmierzam?

- Czyli twierdzisz, że jeśli kunai cię trafi, to po prostu poczujesz taki miły chłód w tym miejscu, ale nic ci się nie stanie?

Minato kiwnął głową na tak.

- A-ale jesteś pewien? - mały wciąż powątpiewał. - Nie chcę rzucać we własnego ojca. To po prostu nie wydaje się właściwe.

- Wiesz, zawsze możesz rzucać w Kushinę - Yondaime wzruszył ramionami. Nie dłużej niż dwie sekundy później poczuł, jak coś przelatuje mu prosto przez głowę. Stał tak kilka sekund, zaskoczony, a następnie spojrzał za siebie, gdzie dostrzegł shuriken. Zwrócił swój wzrok na dziecko, które już rzucało kolejne bronie w jego stronę.

- Jejku, Naruto, co w ciebie nagle wstąpiło? - krzyknął, nie mogąc zrozumieć nagłej zmiany zachowania syna.

- Jak możesz proponować, żebym atakował własną matkę, dattebayo?! Kobiet się nie bije! Nie wiesz takich rzeczy?!

- A w ojca to już możesz nagle rzucać?!

- Mówiącego takie rzeczy, tak! Poza tym sam mówiłeś, że mogę! - uśmiechnął się szeroko, zapominając zupełnie o swoim wcześniejszym wahaniu.

Kushina z boku tarzała się ze śmiechu po ziemi.

- Dajesz, Naru-chan, dokop mu też ode mnie!

Ku jej zdziwieniu, przez nią też przeleciał kunai.

- Ej! Za co to, dattebane?!

- Miałaś mnie tak nie nazywać, mamo!

- A ty mówiłeś, że kobiet się nie bije!

- Wyjątki potwierdzają zasadę, dattebayo!!

- O ty mały, chodź tutaj, ja ci zaraz potwierdzę zasadę, że dzieci się nie uderza! - Czerwonowłosa rzuciła się z stronę chłopca, który wciąż rzucał w nią i jej męża swoimi broniami.

I tak oto zwykły trening przerodził się w wielką gonitwę. Cała trójka bawiła się w najlepsze, śmiejąc się i rzucając kolejnymi uwagami i wyzwiskami, których nikt oczywiście nie brał na poważnie. I tak pewnie by jeszcze długo szaleli, gdyby w pewnym momencie Naruto nie chybił. Kunai, który rzucił, poleciał w stronę lasu, z którego po chwili usłyszeli dźwięk uderzania metalu o metal, głośne szeleszczenie liści oraz siarczyste przekleństwo. Duchy i dziecko natychmiast ucichli, wpatrując się w okolicę, gdzie poleciał nóż chłopca. Dostrzegłszy tam niewielki ruch, jinchuuriki stanął na równe nogi i rzucił jeszcze jeden shuriken w postać widoczną pośród zieleni. Gwiazda została odbita, ale postać pozostała w cieniu. Nie wyglądała na kogoś niebezpiecznego, ale na wszelki wypadek miał broń w pogotowiu. W dodatku obcy chyba z zaskoczenia przestał ukrywać swoją chakrę, bo wyczuł stamtąd jej dużą ilość; zdecydowanie większą niż przeciętny jounin.

"Na pewno jest więc shinobi, w dodatku jednym z tych lepszych." - zauważył w myślach.

- Hej!! Kto tam jest?! Pokaż się, dattebayo!! - zażądał mały blondyn. Z postury osoby w lesie wywnioskował, że się waha. To go zdziwiło. - I tak cię już widziałem, więc jaki jest sens w dalszym ukrywaniu się? - dodał trochę spokojniej.

Przez chwilę trwała cisza. Nieznajomy ani się nie ukazał, ani nie uciekł. Naruto był z natury cierpliwy, ale nie wtedy, gdy chodziło o odkrycie czegoś nowego. W takich przypadkach ciekawość zawsze brała nad nim górę, a on nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu. Tak było i teraz, a on powstrzymywał się od podbiegnięciem w stronę obcego. W końcu, gdy już nie mógł wytrzymać, postać postanowiła się ujawnić. Zza drzew wyszedł srebrnowłosy mężczyzna w mundurze członków jednostki specjalnej Liścia i biało-czerwonej masce lisa. Minato i Kushina wstrzymali oddech.

- Czy to... - zaczęła kobieta, stając obok zdziwionego ich zachowaniem syna.

- Wzór lisa... - wyszeptał Minato - Przecież odszedł już z ANBU. Co on tu w ogóle robi?

Nieznajomy ściągnął nagle przedmiot zakrywający jego twarz, ujawniając wszystkim swoje oblicze. Tym, co jednak zdziwiło Naruto najbardziej nie była maska zakrywająca usta i nos mężczyzny, blizna przechodząca przez jego lewą powiekę, czy nawet fakt, że jego tęczówka po tej samej stronie błyszczała czerwienią i dobrze znanym chłopcu z książek wzorem Sharingana. Jego uwagę najbardziej przykuła łza spływająca po jego policzku, uroniona przez jego prawe, czarne oko.

- W końcu... - wyszeptał, przymykając oczy, jakby się uśmiechał - W końcu mam szansę cię spotkać, Naruto...

***

Dotychczas tylko raz w życiu musiał podjąć tak ważną decyzję. Miał nadzieję, że będzie to jedyny taki przypadek. Ale teraz znowu stał przed tym wyborem; posłuchać swojego serca czy rozumu? Tamtego dnia podążył za tą drugą opcją i skończyło się to śmiercią jego przyjaciela. Nie miał zamiaru popełniać tego samego błędu jeszcze raz.

A jednak się wahał. Gdy Naruto wykrył jego obecność, nie wyszedł mu od razu na przeciw. Rozkaz Hokage był jasny - śledzić chłopca i się mu nie ukazywać. Ale... to była jego szansa. W końcu Trzeci nie musi wiedzieć. Mały chyba go wysłucha, jeśli poprosi, żeby nic o nim nie mówił, prawda?

Widział, że Uzumaki się niecierpliwi. Wiedział też, że jeśli zaraz nie podejmie decyzji, blondyn rozstrzygnie to za niego. Musiał wybrać teraz. Powinien uciec stamtąd, trzymając się zasad, tak jak nakazuje mu rozum? Czy może wyjść naprzeciw osobie, którą zawsze chciał spotkać, tak jak pragnie jego serce?

W tamtym momencie coś w nim pękło. Nie mógł już dłużej uciekać. Nie potrafił więcej znieść unikania osoby, która każdego dnia utrzymuje go przy życiu nawet o tym nie wiedząc. Miał w nosie wszystkie zasady i rozkazy. Miał w nosie, czy Hiruzen się dowie. On musiał w końcu poznać tego blondyna! Poczuł łzę cisnącą mu się do prawego oka, ale nawet nie próbował jej powstrzymać. Wyszedł z lasu, stając naprzeciw syna jego mistrza i ściągając maskę. Patrząc na twarz blondynka, tak bardzo przypominającą mu o Minato i Kushinie, uśmiechnął się, zamykając oczy.

- W końcu... W końcu mam szansę cię spotkać, Naruto...

Namikaze stał tylko i patrzył na niego, nie wiedząc co powinien zrobić. Na jego obliczu malowała się niepewność, jakby rozważał, czy może zaufać szarowłosemu. Kakashi, patrząc w jego nieziemsko błękitne oczy, nie potrafił się powstrzymać. Podbiegł do małego i uklęknął przed nim, przytulając go i pozwalając sobie po raz pierwszy od wielu lat na szloch.

- Ja... od zawsze... tak bardzo chciałem cię poznać... Naruto...

Blondyn wydawał się zdezorientowany. Jego ciało spięło się, gdy nieznajomy mężczyzna się zbliżył, ale będąc w jego objęciach czuł nieopisane ciepło w klatce piersiowej. Nie wiedział, jak powinien w tym momencie zareagować. Dotychczas jedynymi osobami, do których kiedykolwiek się tulił byli jego rodzice, może od czasu do czasu staruszek. A teraz robił to zupełnie obcy mu człowiek. Powinien był go odepchnąć, odsunąć się, zrobić cokolwiek. Ale nie ruszył się z miejsca. Coś w tym mężczyźnie, w jego zachowaniu, łamiącym się głosie, twarzy tak ucieszonej na jego widok mówiło mu, że srebrnowłosy tego potrzebuje. Kątem oka zerknął na Czwartego i czerwonowłosą, przyglądającym się tej scenie. Nie wydawali się przestraszeni lub wściekli na postać, raczej byli w dużym szoku.

- Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby się tak zachowywał - Kushina też wyglądała, jakby zbierało jej się na płacz.

- Aż tak bardzo przeżywał naszą śmierć? - Minato chwycił żonę za rękę, ściskając ją mocno.

Osoba w stroju ANBU przytuliła chłopca mocniej, jakby bała się, że zaraz gdzieś nagle zniknie, zostawiając ją samą. Po chwili wahania mały oddał gest, niepewnie i delikatnie obejmując mężczyznę swoimi niewielkimi rączkami. Jego mięśnie wciąż były jednak napięte, jak gdyby gotowe zareagować na ewentualny atak lub próbę porwania. Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Wręcz przeciwnie, szarowłosy, nie spodziewając się, że mały też go obejmie, zapłakał jeszcze raz ze szczęścia. Trwali tak chwilę w tym uścisku, aż w końcu starszy się uspokoił. Odsunął się i otarł oczy z łez, po czym spojrzał w nieziemsko błękitne tęczówki dziecka.

- P-Przepraszam cię za to. Co ze mnie za ninja, dający się tak ponieść emocjom? - zaśmiał się lekko. Chłopiec nie odpowiedział, tylko zrobił jeden krok do tyłu. Uwadze posiadacza Sharingana nie umknął fakt, że mały wciąż trzymał jedną dłoń zaciśniętą na broni.

- Jest pan z ANBU, prawda? Hokage-sama pana przysłał, dattebayo?

Nieufność w jego głosie była dobrze słyszalna, a jego postawa pokazywała, że w każdym momencie jest gotowy do ataku. Naruto na szybko analizował w głowie wszystko, co dotychczas wiedział o obcym i starał się określić, na ile może mu na tą chwilę uwierzyć. Po pierwsze, mężczyzna wydawał się być szczerze wzruszony możliwością spotkania z nim, co było dla niego zupełnie nową reakcją kogokolwiek na jego istnienie. Nie sprawiał też wrażenia kogoś, kto chciałby mu coś zrobić, ale zawsze warto było mieć się na baczności. Ponadto, jego rodzice wydawali się go znać i nie wyrażali większych obawów co do jego obecności, co trochę uspokajało Uzumakiego.

Jednakże, z bilansu nie można było wykluczyć faktu, że postać śledziła go prawdopodobnie od dłuższego czasu, naruszając jego prywatność bez jego zgody. Zanotował w myślach, żeby nie wyjawiać mężczyźnie wielu informacji o sobie, na wszelki wypadek, gdyby był szpiegiem. Nie pocieszała go też myśl, że istniała duża możliwość, iż zamaskowany słyszał jego rozmowy z rodzicami. Gdyby postanowił zgłosić to Hokage, Naruto musiałby zdradzić liderowi swój sekret, czego zdecydowanie nie miał zamiaru robić, albo zostać uznanym za wariata, a tego także nie pragnął. Wiedza , jaką mógł posiadać o nim znajdujący się teraz naprzeciw niego mężczyzna, była dla Uzumakiego bardzo znacząca i nie mógł pozwolić, by dostała się w niepowołane ręce.

Nie podobała mu się przewaga, jaką miał nad nim szarowłosy.

- Cóż, nie masz całkowicie racji - Naruto przerwał swoje wewnętrzne przemyślenia, żeby skupić się na odpowiedzi nieznajomego - Prawda jest taka, że nie należę już do ANBU.

Dziecko uniosło jedną brew do góry.

- W takim razie po co ten strój? - otworzył szerzej oczy - Podszywasz się pod ninja Liścia, żeby wyciągnąć informacje?! Jesteś szpiegiem, dattebayo?!

- Nie, nigdy, przysięgam! - starszy podniósł ręce do góry w geście poddania się, jednocześnie gorączkowo myśląc, jak przekonać do siebie chłopca. Jak na razie wszystko obracało się przeciwko niemu. - Mówiłem, że już nie należę do ANBU! Jestem z Konohy, naprawdę! Popatrz!

Najpierw wskazał a swojego Sharingana, którego tomoe zakręciły się, jakby na dowód, że jest prawdziwy. Następnie jeszcze wyciągnął z kabury swój ochraniacz i pokazał Uzumakiemu tatuaż członków jednostki specjalnej Liścia na jego przedramieniu. Mimo to, dziecko wciąż patrzyło nieufnie. Minato postanowił zainterweniować.

- Naruto, jestem pewien, że to nie żaden szpieg. Ten Sharingan na pewno nie jest udawany, genjutsu nie są w stanie odwzorować jego ruchów ani funkcji. Poza tym, byłem jego mistrzem. Z nikim nie pomyliłbym twarzy i zachowania mojego ucznia. Możesz mu uwierzyć.

Młodszy Namikaze wciąż wydawał się niepewny, ale rozluźnił się i schował broń. W myślach powtórzył imiona podopiecznych jego ojca. Rin Nohara... nie, ona była dziewczyną. Następny był Obito Uchiha. Srebrnowłosy przed nim miał może Sharingana, ale tylko w jednym oku, nie wyglądało też na to, żeby się z nim urodził. Chyba nie mógł go wyłączyć. W dodatku ta blizna... Kolor włosów też się nie zgadzał. Czyli Uchihę mógł też wykluczyć. Został tylko jeden. Teraz jak o tym myślał, to wszystko się zgadzało.

- Jest pan Kakashim Hatake? Kopiującym Ninją? - zapytał po chwili milczenia, w czasie której jounin założył Hitai-ate, zasłaniając swoją czerwoną tęczówkę. Mężczyzna zerknął na dziecko i posłał mu jeden ze swoich "ocznych uśmiechów".

- Widzę, że chyba nigdzie nie ucieknę od sławy. Zgadza się, to właśnie ja.

Chłopiec pokłonił się nagle.

- P-proszę o wybaczenie za moje zachowanie i uznanie pana za szpiega! Nie zdawałem sobie z początku sprawy, że to pan, dattebayo!

Szarowłosy chwycił go za ramiona i podciągnął do pionu.

- Nigdy mi się nie kłaniaj, Naruto. Każdy, byle nie ty.

- C-co? Dlaczego?

- Nie zasługuję na to. Nie od ciebie. Poza tym, to zrozumiałe, że mnie podejrzewałeś. Kto by ufał komuś, kto go śledzi? - szybko zmienił temat - Nie masz za co przepraszać.

- Niech zgadnę. Hokage-sama kazał panu mnie obserwować? Z pana zachowania wynika, że raczej z własnej woli by pan tego nie robił.

Hatake odwrócił wzrok.

- Cóż, nie mogę temu zaprzeczyć.

- Wiedziałem, że coś jest na rzeczy, dattebayo. - stwierdził jakby do siebie. - W końcu od naszej ostatniej rozmowy nie wykonał żadnego ruchu. Będę musiał z nim porozmawiać.

- Nie! - zaprzeczył zdecydowanie starszy. - Nie mów mu proszę, że mnie zobaczyłeś. Nie powinniśmy byli się w ogóle spotkać.

- Czemu? - mały zadał podchwytliwe pytanie.

Kakashi otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale zawahał się. Czy może mu to zdradzić? Przecież on i tak już wie. Ale coś go jednak powstrzymywało. Jakby obawa przed Hiruzenem lub po prostu przed wyjawieniem zbyt wielu informacji. Naruto zauważył to i westchnął, patrząc na ziemię.

- Zawsze tak jest, dattebayo. Wszyscy coś przede mną ukrywają. Jak macie zamiar sprawić, że wam zaufam, skoro nawet nie odpowiecie mi na moje proste pytania?! - zamilknął na chwilę, a następnie dorzucili jeszcze jedno zdanie - I wy dobrze wiecie, że znam odpowiedź, więc po co to taicie?!

Po czym Uzumaki zaczął biec w stronę Wioski, zostawiając mężczyznę samego. Minato i Kushina, po chwili wahania, podążyli za nim, oglądając się jeszcze chwilę za dawnym uczniem Czwartego, który opuścił głowę z obliczem wyrażającym żal.

Młodszy blondynek skierował się do swojego mieszkania i wpadł przez drzwi z impetem, tupiąc wściekle nogami. Rzucił wymijające powitanie Asumie i zatrzasnął się w swoim pokoju. Oparł się o drzwi i osunął na podłogę. Ukrył twarz w kolanach i pozwolił jedynej łzie spłynąć po jego policzku. Jego rodzice usiedli po obu jego stronach, aby dodać mu otuchy.

- Czemu mi nie zaufają? Czemu to przede mną ukrywają? - zapytał cicho.

- Naruto, myślę, że na pewno muszą mieć jakiś dobry powód, dattebane... - zaczęła czerwonowłosa.

- Trzeci nie robiłby czegoś bez powodu. Ma pewnie jakiś plan co do ciebie - dodał Yondaime.

- Plan? - zaśmiał się gorzko - Niby jaki? Co mi da niewiedza, dattebayo? - dziecko westchnęło i odłożyło wszystkie przybory do treningu na biurko - Nie mam już dzisiaj siły. Idę spać.

I, nawet nie patrząc na Minato i Kushinę, położył się do łóżka, tyłem do nich i zakrył głowę kołdrą. Para usiadła obok niego i kobieta przesunęła delikatnie dłonią po jego włosach.

- Dobranoc, Naruto - szepnęła, wiedząc, że sama nie pójdzie spać. Zresztą jej mąż też. Duchy nigdy nie spały. Ich rolą była ochrona swoich bliskich, więc musieli z nimi być cały czas, nawet jeśli nic nie mogli zrobić.

***

- Waaaaaaah?! - to pierwsze, co wydobyło się z jego ust, gdy obudził się i otworzył oczy następnego ranka. A przynajmniej myślał, że ranka, ponieważ nic nie mógł zobaczyć. Jakby ktoś mu nagle zgasił światło - Oślepłem?! Co to ma znaczyć?! Co się dzieje, dattebayo?!

Gdzieś z boku usłyszał stłumione śmiechy jego matki i ojca. Obrócił głową w stronę, z której zdawały się dobiegać.

- Co w tym takiego zabawnego?!

- Na-Naruto, masz.. masz k-kartkę przy... klejoną na o-oczy, dattebane - zdołała wypowiedzieć Kushina pomiędzy chichotami.

- Co? - spytał zdziwiony i dotknął swojej twarzy. Rzeczywiście, coś zasłaniało mu widok. Ku jego uldze, odczepił kartkę bez większego problemu czy bólu i w końcu ujrzał światło dzienne. Pierwszym, co zobaczył, była czerwonowłosa tarzająca się ze śmiechu na jego łóżku, obok Czwarty stojący tyłem i kryjący uśmiech. Postanowił ich zignorować i spojrzał na notatkę w jego rękach. Gdy para zdała sobie sprawę, co robi, opanowała się i stanęła za nim, patrząc mu przez ramię na tekst.

Proszę, przyjdź dziś o 10 na to samo pole co wczoraj. Obiecuję ci tym razem wszystko powiedzieć. Będę czekał.

K.H.

Dzieciak wiedział od razu, od kogo to było. Spojrzał na zegar na stole. Było około 9.30. Zaśmiał się pod nosem i zgniótł wiadomość.

- Teraz nagle się zreflektował? - spytał sam siebie - Po tym, jak mu powiedziałem, że już wiem? Taa, marz sobie dalej, dattebayo.

- Może powinieneś mu dać szansę? - zaproponowała nieśmiało starsza Uzumaki. - Może ci to wyjść na dobre.

- Już miał szansę, wczoraj. Nie obchodzi mnie, że jest uczniem taty. Jak mu zależy, niech to najpierw udowodni. W ogóle to znasz jeszcze jakieś inne dobre pole treningowe? - skierował pytanie do Czwartego.

- Może najpierw się ubierz i umyj, co? - odpowiedział Yondaime.

- Hai, hai - chłopiec wziął świeże ubrania i poszedł do łazienki. W międzyczasie poprzedni Hokage rozpłynął się w powietrzu, zostawiając żonę samą. Minutę później, znowu pojawił się obok niej. Kobieta spojrzała na niego pytająco, bo jego oblicze wyrażało zdziwienie.

- Już tam jest - powiedział tylko.

- Przed czasem, dattebane? - mężczyzna skinął głową.

- Czeka. Chyba naprawdę mu zależy.

- Ale Naruto mu nie ufa. Nie sądzę, że zdecyduje się tam iść.

- Jeszcze zobaczymy.

Po śniadaniu Uzumaki wyszedł z domu, nie przejmując się nawet wymyślaniem żadnej wymówki i po prostu mówiąc, że idzie trenować. Asuma wydawał się zdziwiony, ale nie miał czasu się tym wtedy przejmować, bo musiał zająć się trzyletnim Konohamaru. Trzeci był już w pracy, więc nie miał nic do powiedzenia. Za radą Minato Naruto udał się na pole treningowe niedaleko siódmego, przez które przepływała niewielka rzeczka. Jego trening nie różnił się niczym od tego ostatniego - dalej ćwiczył rzuty w ruchomy cel, którym tym razem był jednak tylko jego ojciec. Doskonalił też swoje uderzenia i kopnięcia, nic nowego. Po południu jedno wyjście na ramen jako obiad i powrót do rutyny.

Tak zszedł mu cały dzień. Był zmęczony, to prawda, ale chciał jak najlepiej wypaść następnego dnia w Akademii. Gdy już składał swój sprzęt i planował powrót do domu, nagle się zatrzymał. Spojrzał na rodziców.

- On wciąż tam jest?

Minato i Kushina popatrzyli po sobie. Kobieta skinęła Namikaze głową, a następnie zniknęła. Gdy pojawiła się znowu, spojrzała na młodszego blondyna.

- Cały czas czeka... Naruto, może dasz mu szansę, dattebane? - zaproponowała po tym jak jej syn nic nie odpowiedział. - Co ci szkodzi?

Dziecko trwało chwilę w zadumie, aż w końcu westchnęło i podparło się rękami pod boki.

- Niech wam będzie. Ale tylko ten jeden raz. Prowadź, mamo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top