Rozdział 5: Epilog

Z niedowierzeniem stwierdziła, że inwazja dobiegła końca. Rozglądała się na wszystkie strony, chcąc wypatrzeć gdzieś w tłumie rozbieganych mieszkańców Konohy hebanową czuprynę.

Czyli Sasuke musiało się powieść, pomyślała, nigdzie nie widząc mężczyzny. 

W zastraszająco szybkim biegu przemierzyła wioskę, chcąc dowiedzieć się, dlaczego zrezygnował ze swoich planów zrównania Konohy z ziemią. 

 — Sakura? — Ktoś zapytał. Dziewczyna od razu rozpoznała głos wołającej ją kobiety, dzięki czemu jej nie zignorowała. 

 — Pani Uzumaki? Może mi Pani powiedzieć, co tu się stało? 

 — To ty nie wiesz? — zdziwiła się. — Ten chłopiec, który wpadł do wioski, przyprowadził ze sobą armię dzikusów. Nie jestem pewna, czy dobrze widziałam, ale żaden z tych Indian nie chciał mordować nikogo z naszej wioski. To było dziwne... — westchnęła. 

 — Co takiego? — Wyglądało na to, że mieli nas jedynie zatrzymać... — odpowiedziała niepewnie.  

Haruno zamyśliła się na dobre kilka minut, po czym dopytała: 

 — A gdzie był wtedy Sasuke? 

 — Ktoś mi mówił, że włamał się do budynku, w którym siedzieli Staruchowie, ale nie wiem, co się potem stało — rzekła, spoglądając gdzieś za nastolatkę. Niebawem ktoś zawołał Kushinę, tak więc kobieta przeprosiła Sakurę i odeszła. Zielonooka, nie oglądając się za siebie, ruszyła w stronę swojego domu. 

 Będąc tuż pod drzwiami zastanawiała się, czy aby na pewno postępuje dobrze, lecz szybko odrzuciła tę myśl.

Żeby móc uratować Sasuke, muszę coś poświęcić..., pomyślała. Do jej oczu zaczęły napływać gorzkie łzy. Nigdy nie opuszczałam domu, nawet nie uciekałam. Teraz wiem, co Naruto miał na myśli, że woli zostać w tutaj. Świadomość, że się odchodzi w nieznane jest przerażająca...

Wpatrując się w czubki własnych butów, otarła słoną ciecz z policzków i podniosła głowę. Jej zaczerwienione oczy za bardzo zdradzały naturę słabej dziewczynki, którą za wszelką cenę nie chciała być. Wyciągnęła rękę, chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Weszła na korytarz, upewniając się, że nikogo w nim nie ma. Nie chciała, żeby rodzina widziała ją w takim stanie. 

Wielkim susłem pokonała dzielącą odległość do swojego pokoju. Tam z małej szafki, znajdującej się w kącie pod oknem, wyjęła białą fiolkę, w której znajdował się przezroczysty płyn. Następnie podeszła do stolika i wyciągnęła spod niego pokreśloną kartkę i zaczęła odmawiać regułkę. 

Kiedy skończyła, odłożyła zapieczętowany zwój na stole w salonie, po czym wróciła do pokoju i wyjęła worek, do którego włożyła kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Wyszła z domu, ani razu nie zwalniając tempa.


Tuż przed bramą, gdzie zamierzała wyruszyć w nieznane, spotkała swoją mentorkę, która wraz z innymi Indianami patrolowała obszar za wioską. Sakura była niemal pewna, że władze wioski bały się, iż oprawca mógłby wrócić i dokończyć dzieła, a do tego dopuścić nie mogli. Kategorycznie nie mogli. To by zniszczyło obraz ich idealnej wioski, który budowali od jej powstania. Czemu więc nie wysłać kilku niedojrzałych typków do odwalenia całej roboty oraz swoją własną matkę, z której Minato nie chciał spuszczać oczu? Nic dziwnego, skoro ta kobieta to nałogowa alkoholiczka i pokerzystka. Nic, tylko przebrać się, ruszyć do miast i kantować ludzi jej pokroju. Trudność polegała na tym, że nie wiadomo było, gdzie ta szamanka potem się znajduje. Może dlatego wódz Konohy postąpił w taki a nie inny sposób. 

Sakura długo nie myślała nad kolejnym swoim ruchem – podeszła zdecydowanym krokiem do kobiety, która nie wyglądała na szczęśliwą.

— Sakura, skarbie — powiedziała, robiąc dobrą minę do złej gry. — Twój ojciec szaleje ze strachu o ciebie!

— Jak widzisz, nic mi nie jest — odparła, lekko się chwiejąc. Wciąż nie była do końca przekonana w tym, co chce uczynić. — A mój ojciec jak zawsze panikuje.

— Może tak, a może nie... — westchnęła tamta, dając za wygraną. — Wydaje mi się, że nie potrzebujemy myśleć nad twoim ostatnim zachowaniem.

— Masz na myśli to, że podświadomie przewidziałam to, co się dzisiaj wydarzyło?

— Tak — odparła. — Chciałam ci o tym powiedzieć dzisiaj rano, ale to wszystko działo się tak szybko...

Haruno zamyśliła się na chwilę, chcąc przypomnieć sobie, co robiła w godzinach porannych. Na pewno nie było to nic związanego z dumaniem nad własnymi przeczuciami. Jak zwykle musiała olewać ważne sprawy, by zająć się sprawami przyziemnymi. 

— Nieważne — odezwała się, spuszczając wzrok. — Teraz ważniejsze jest to, co stanie się dalej.

— Co masz na myśli? — zapytała, pełna obaw, Senju.

— Odnajdę Sasuke i przegadam mu do rozumu — rzekła, pewna co do swoich słów. 

Blondynka popatrzała tylko na swoją uczennicę, kiwając głową na znak, że rozumie. I chociaż dla niej nie było to zrozumiałe, bo pogoń za kryminalistą nigdy nie będzie udana, ona sama wiedziała coś na ten temat. Wraz z Jirayą w latach młodości utracili więź, jaka łączyła ich z Orochimaru, pozostawiając jedynie pustkę. I pomimo iż starali się go uratować z otchłani jego mrocznych myśli, to ostatecznie omal nie pozbawił ich życia. Cała ekspedycja sprowadzenia Orochimaru legła w gruzach, przez co musieli się wycofać, by nie było ofiar w ludziach. Utracili członka swojej drużyny przez głupią kłótnię, już na zawsze. Dlatego nie potrafiła zrozumieć zachowania różowowłosej, lecz to była decyzja Sakury, nie jej. Musiała to uszanować.

— Co zamierzasz zrobić? — dopytała, chcąc być pewną co do intencji dziewczyny.

— Powiem mu o Shinie — powiedziała, jakby chodziło o odpowiedź na najprostsze pytanie. Najpiękniejsze słowa, jakie potrafi powiedzieć, i nie czuć się skrępowaną. — Ale najpierw pomogę mu zrozumieć, co się dzieje. I odnaleźć prawdę o nim samym. 

 — W takim razie idź, idź i czyń, co powinnaś. 

Sakura, uznając to za pozwolenie na opuszczenie granic wioski, jedynie skinęła głową i odwróciła się na pięcie. Spojrzała przed siebie w stronę lasu, który widziała niemal codziennie i szła wzdłuż niego jeszcze kilka dni temu, a teraz wydawał jej się obcy. Bardziej mroczny, niebezpieczny. Jakby zmiana nastąpiła diametralnie, choć stoi wciąż taki sam. Las, szumiący, pełen małych istot, dużo mniejszych niż ona sama, żyjących i niepewnych tego, co ich czeka za moment. Teraz czuła się niewyobrażalnie mała, a świat przestał wirować i zatrzymał się w miejscu. Nie czuła ciepłego powiewu wiatru, ani żadnych innych odgłosów. Zamknęła oczy, chcąc wyobrazić sobie, co spotka, lecz żadne obrazy nie pojawiły się przed jej oczyma. 

Westchnęła na otuchę i ruszyła, nie oglądając się za tym, co zostawia.


Weszła do domu tuż za swoim ojcem, ze spuszczoną głową. Nie tego spodziewała się po dniu pełnym wrażeń. Była wręcz przekonana, że jej starsza siostra będzie miała na tyle rozumu, aby pozostać w domu, skoro na zewnątrz szalał z miłości za nią jej kochanek. Tak, wiedziała o Sasuke. Wiedziała, że jeszcze niedawno bardzo się kochali, lecz ich drogi się rozeszły po pewnym czasie, gdyż każde z nich miało inny cel w swym życiu. Keley trudno się słuchało tej opowieści, ponieważ była zbyt smutna jak na jej romantyczną naturę. Jednakże dotrwała do ponurego końca, w którym oboje musieli zadecydować, co dalej ze sobą poczną.

Na samo wspomnienie zacisnęła mocno powieki, chcąc wyrzucić okropny obraz zapłakanej starszej siostry sprzed oczu. Uniosła wysoko głowę, patrząc na szary sufit, i zastanawiając się czy powiedzieć ojcu cokolwiek, co sama wiedziała. W końcu powinien wiedzieć, że Uchiha nie miał zamiaru skrzywdzić Sakury, tylko pokazać jej, że mu na niej zależy. Choć okazał to w najdziwniejszy sposób, w jaki mógł, to jednak zrobił to po swojemu. 

 — Keley, skarbie — zawołał rozpaczliwym głosem mężczyzna. — Podejdź tu, proszę.

— Co się stało, tato? — zapytała, wycierając mokre od płaczu policzki. Zielonooka weszła do salonu, tuż za głosem ojca. Zmarszczyła brwi, wpatrując się w plecy mężczyzny. Tankeshi pochylał się nad jakimś przedmiotem, próbując opanować drżenie rąk. Gdy młoda Haruno podeszła bliżej, zauważyła, że jej rodzic stara się odpieczętować zwój, na którym był znak ich rodziny – liść z kawałkiem łodygi drzewa wiśni. Keley nie musiała długo główkować, by domyślić się kto im to zostawił, ponieważ odpowiedź była prosta: Sakura. Tylko ona mogła zrobić im coś takiego. 

— Daj, tato — powiedziała, wyciągając pewnie rękę. Zręcznym ruchem złożyła odpowiednie pieczęcie, kiedy otrzymała od ojca zwój. Dla niej nie było to nic trudnego, gdyż robiła to niejednokrotnie, kiedy trzeba było wysłać do kogoś zaszyfrowaną wiadomość, a tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele umieli odblokować ich rodzinną pieczęć. 

— Tato... To jest list pożegnalny! — krzyknęła z przerażenia.

— Co..., takiego? — zdziwił się, a Keley zaczęła czytać:


Witajcie, 

Tato, Keley... 

 Na wstępnie chciałabym wam przekazać, żebyście mnie nie szukali. Sama trafię do domu. Gdziekolwiek on jest. 

Wiem, że sprawię wam swoim zniknięciem wiele bólu, ale... Ale muszę Go uratować, żeby nie zginął przed samym sobą! To moja tajna i własna misja. Tylko wy o tym wiecie i... 

Kocham was z całego serca, jak na córkę i starszą siostrę przystało. Zawsze zajmujecie w moim sercu szczególne miejsce, ale musicie wiedzieć, że Sasuke również. Zwłaszcza... Zwłaszcza, że już nie istnieje ja i On, istniejemy My i nasze maleństwo. 

Proszę was o wybaczenie.

Wiem, że nie powinnam była tego zatajać. Wiem, że z wami powinnam być szczera. Wiem, że nie zasługuję na wasze przebaczenie, ale... ten mały szkrabek był taki malutki, a ja taka zagubiona... Sama do końca nie wiedziałam, co tak właściwie powinnam zrobić, a przyznać się wam czy komukolwiek, że mam synka to byłoby zbyt wiele. Starałam się jakoś przygotować i was i siebie na to wyznanie. Jak zwykle musiałam zawalić... Przyznaję, że to moja wina. To wszystko MOJA wina. 

Ale muszę wam również wyznać, że i Sasuke nie wie o malcu. Rozstaliśmy się wtedy, kiedy jeszcze nie wiedziałam o ciąży. Prosiłam Tsunade o pomoc. Tylko ona wie. To ona się nim teraz opiekuje. 

A co do Sasuke... On szuka złotego środka. Stara się odnaleźć mordercę swoich rodziców, wierząc tym samym, że zrobił to Itachi. Sama nie wiem skąd, ale jestem pewna, że jego brat tego nie zrobił. Dlatego postaram się przekonać, wraz z Sasuke, jak było naprawdę.

To moja misja.

To moja droga.

Proszę, zrozumcie to i mnie. Myślę, że po wszystkim zamieszkam z Sasuke i Shinem niedaleko Konohy.

Czekajcie.


xoxoxox

Kocham, Sakura.


Wiedziała, gdzie był. Wyczuła go już kilka kilometrów poza granicami Konohy. 

Jakoś niespecjalnie się ukrywał z wolą ducha..., pomyślała, niezbyt zdziwiona tym odkryciem. W zasadzie, co go obchodziło czy ktoś ruszy za nim, by się z nim rozprawić raz na zawsze, skoro miał na głowie własne porachunki? Sakura doszła do najbardziej możliwych wniosków, kręcąc głową z dezaprobatą.

Dostrzegła go nad jeziorem na pomoście; stał z zamkniętymi oczami i miał uniesioną głowę. Jego krótkie włosy powiewały na wietrze, muskając co chwilę nic nie wyrażającą twarz. Musiało najwyraźniej mu to nie przeszkadzać, ponieważ ani razu nie odgarnął żadnego kosmyka. Ręce zawiesił kciukami o sznur przewieszony na jego biodrach. Jego postawa nie wyrażała żadnych emocji poza obojętnością.

Sakura powoli stawiała każdy krok, nie chcąc się zdemaskować. Podchodziła od drzewa do drzewa, wyciszając wolę ducha, gdyż zauważyła zbliżającą się do Uchihy postać. 

— O czym oni rozmawiają? — mruknęła do siebie cicho. Zmarszczyła czoło, mając nadzieję, że to jej w czymś pomoże. Na nic się zdały jej starania, ponieważ została zdemaskowana. 


  — Nie uważasz, że najpierw wypada pozbyć się nieproszonego gościa? — zapytał zamaskowany mężczyzna.

— Niech się trochę natrudzi — zaczął. — Lubię, jak się wysila.

— Znasz ją?

— To moja kobieta — odpowiedział, posyłając gościowi zadziorny uśmiech.

— Jak uważasz. — Wzruszył ramionami tamten, dając za wygraną.

Sasuke uśmiechnął się do siebie. Zdawał sobie sprawę z myśli, jakie nakłębiły się w głowie mężczyzny. Jakoś wcale mu to nie przeszkadzało.

— O czym chciałeś ze mną porozmawiać? — zapytał Sasuke.

— Słyszałem plotki, że zaatakowałeś Konohę — powiedział. — To nie było mądre.

— Mylisz się, bracie. To było jak najbardziej przemyślane. — Uśmiechnął się tamten zadziornie. 

Itachi popatrzył na brata z politowaniem. Wydawało mu się, że Sasuke stara się zaimponować jego osobie za wszelką cenę, tak jakby chciał wymusić od niego szacunek.

— Sakuro... — rzekł Sasuke.

Z pobliskiego drzewa ześlizgnęła się szczupła noga, przez co dziewczyna omal nie spadła, gdyby nie złapała się małej gałęzi. Nie wiedząc, co zrobić, ponieważ już została nakryta na gorącym uczynku, po prostu skoczyła na równe nogi.

— Sasuke... — szepnęła cicho różowowłosa. — Co...?

— To Itachi — wyjaśnił brunet. Na moment zawiesił głos, po czym mówił dalej: — Bardziej zastanawia mnie twoje pojawienie się tutaj.

— Nie mogłam cię zostawić, kiedy wiem, że potrzebujesz pomocy — krzyknęła, pozwalając sobie na chwilę wskazać jednym palem w stronę ukochanego.

Sasuke uniósł brwi w geście niezrozumienia. 

— Pomocy? — zapytał, posyłając jej rozbawione spojrzenie.

— A nie? — szepnęła, ciężko oddychając.

Starszy z braci nie odezwał się ani słowem od pojawienia się dziewczyny, dając sobie chwilę na ogarnięcie, czy aby na pewno ta dwójka darzy siebie tak szczególnym uczuciem, jak miłość. Uśmiech nie znikał z jego twarzy nawet wtedy, kiedy zielonooka istotka tupnęła nogą i zrobiła obrażoną minę – a nawet zaczął się poszerzać. Widząc ciekawskie spojrzenie skierowane wprost na niego, uświadomił sobie, że wciąż ma zakrytą głowę kapturem, przez co niewiele z jego rys twarzy było widać. Powolnym ruchem sięgnął za końcówki nakrycia i zgrabnym ruchem pozwolił, by opadło na jego plecy.

Surowy, ale zarazem ciepły wzrok przeraził Sakurę, ponieważ tak skrajne emocje dość często nie występowały w naturze. 

— Sasuke, nie uważasz, że to dobry pomysł? — odezwał się w końcu Itachi.

— Co masz na myśli?

Itachi w odpowiedzi westchnął i przeczesał szybkim ruchem swoją grzywkę. 

— A to — zaczął wolno — że subiektywna opinia, kiedy my się pokłócimy może się przydać.

— Sasuke, możemy chwilę porozmawiać? — spytała cicho dziewczyna.

Uchiha spojrzał na nią chwilę i kiwnął leniwie głową. Odeszli kawałek drogi, dostatecznie daleko, aby Itachi nic nie usłyszał. Starszy z braci, wiedząc, że chcą pobyć sami, odwrócił się w stronę zbiornika wodnego i zaczął nasłuchiwać odgłosy przyrody.

— O czym chciałaś porozmawiać? — zaczął, widząc, że Sakura niezbyt kwapi się, by otworzyć usta.

— Bo jest taka sprawa... Bo... — Zaczęła się jąkać. — Hm...

— Po prostu... O co chodzi? — zapytał łagodniejszym tonem, tym, w którym różowowłosa się zakochała.

— Po tym jak się rozstaliśmy rok temu, dowiedziałam się, że... — urwała, biorąc głęboki oddech. — Że jestem w ciąży.

— W ciąży? — zająknął się. — Nie widać...

— Urodziłam trzy miesiące temu... — Spojrzała na mężczyznę z czymś na wzór politowania. 

Uchiha wywrócił lakonicznie oczyma, po czym, zdając sobie sprawę z powagi słów, wypowiedzianych przez zielonooką, wybałuszył nienaturalnie oczy. 

— Co? Jak to? — dopytywał się.

— No wiesz..., kiedy dwójka ludzi się dostatecznie kocha to...

— Wiesz o co mi chodzi — odpowiedział, robiąc krok ku niej.

— Sama nie wiem... — szepnęła, spuszczając wzrok na swoje buty. — Gdybym się dowiedziała, zanim poszliśmy w swoje strony...

— Ale czemu nic nie powiedziałaś wcześniej? Kiedy już wiedziałaś?

— I co byś zrobił? — Jej oczy zaszkliły się. — Zostawiłbyś wszystko i poleciał do mnie? Swoje lata poszukiwań? Sasuke, nie wiedząc co odpowiedzieć, jedynie złapał dziewczynę za ramiona i przytulił do siebie. 

— A jak...? 

 — Shin — powiedziała ledwo słyszalnie pod nosem. — Sasuke, ja naprawdę chcę ci pomóc zrozumieć, co się stało z twoimi rodzicami.

— W takim razie chodźmy — zawołał do brata, który zdawał się nie słyszeć jego słów. — Itachi — warknął, na co tamten również nie zareagował. 

 Sakura, widząc, jak Sasuke rzuca się na brata z rozwścieczoną miną, uśmiechnęła się do siebie.


Tak więc historia ta się rozpoczyna. Niewinnie, przez przypadek.

Ale łączy dwie niespokojne dusze, które naznaczone niewidzialną nicią, nie zrywają się.

Przeciwności losu stają się niezwykle pomocne w ukształtowaniu siły charakteru.

Dwójka ludzi pokochała się i szła przez życie, rozwiązując jego tajemnice.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top