Rozdział 3: Uczucia silniejsze od rozumu
Po zjedzeniu na śniadanie trzech jabłek i bułki, Sakura postanowiła się przejść.
Minato w sumie nic nie mówił wczoraj, żebym przyszła..., pomyślała. Nic więc chyba nie stoi na przeszkodzie, żeby trochę się odprężyć.
Przeszła przez pokój, po czym otworzyła na oścież drzwi prowadzące na zewnątrz. Sprawdziwszy, iż pogoda nadaje się na kilku godzinny spacer, porwała w drodze powrotnej z drewnianego krzesła długą miętową bluzkę, zakładając ją na siebie.
Gdy wyszła z domu gorące powietrze dmuchnęło jej prosto na twarz, przez co musiała zasłonić się dłonią. Lecz nawet to nie zniweczyło jej planów szwendania się dzisiejszego dnia bez celu po osadzie. Wielu chłopców przyglądało jej się, kiedy przechodziła, a raczej jej obfitemu biustowi, który falował przy każdym, nawet najmniejszym kroku. Dziewczyna zdawała sobie sprawę z własnej atrakcyjności i perfidnie wykorzystywała ją do pobudzania pożądania u płci przeciwnej. Wiedziała, że mogą oni jedynie na nią popatrzeć, ponieważ od pożądania bardziej przeważały uczucia lęku, jakie wzbudzała niemalże każdym brutalnym gestem. Silna, młoda kobieta, nie pozwalającą sobą pomiatać, przez co przez niektórych była uważana na równi z mężczyzną, co niekiedy satysfakcjonowało ją.
Niespodziewanie ze swojej lewej strony usłyszała potężny wybuch. Niewiele myśląc, pośpiesznie udała się tam, wraz z większością innych Indian. Jeszcze nigdy nie miał miejsca żaden atak na Konohę, gdyż nie było takiej potrzeby. Nic cennego nie znajdowało się w tej małej wiosce, dlatego też nie było, co grabić. Jednakże zastanawiające było to, że coś takiego stało się właśnie teraz.
Próbując spowolnić nierówny oddech, oparła się dłońmi o kolana, ciężko oddychając. Musiała chwilę odsapnąć po krótkim biegu, mimo małego odcinka drogi. Powoli prostując się, chciała ogarnąć otoczenie. Na pierwszy rzut oka: nic nadzwyczajnego, w powietrzu pełno pyłu. Na ziemi leżały powalone deski oraz kamienie, które służyły do podpory drewnianego muru, otaczającego osadę.
Ktoś wdarł się do wioski – to było pewne. Jednak nigdzie nie było śladu po intruzie.
Na horyzoncie pojawiła się blond czupryna, należąca do tutejszego wodza. Szedł pewnym krokiem, a kiedy stanął przed powaloną ścianą, podniósł wysoko głowę i przemówił:
— Czego tu szukasz, młodzieńcze i co to za rodzaj powitania? — zapytał rozgniewany. Serce Sakury przyspieszyło na dźwięk głosu mężczyzny, który odpowiedział na pytanie Minato:
— Jesteśmy tu z rozkazu Lorda Orochimaru, ponieważ... — wyciągnął rękę z czymś przypominającym miecz, przed siebie — ...macie coś, co nie należy do was.
Jego lodowaty głos zmroziłby każdego, gdyby tylko mógł. Sakura doskonale wiedziała, kim był ów chłopak.
To Sasuke Uchiha.
— A cóż to możemy posiadać, czego ten zdegradowany rzeźnik by chciał? — zirytował się jakiś mężczyzna, stojący blisko różowowłosej. Na tyle blisko, że zdążyła uchwycić jego podenerwowane oblicze, zanim ten zniknął gdzieś między tłumem. Już potem go nie widziała, ale za to czuła, jak nie tylko jej tłucze szaleńczo w piersi małe serduszko. Inni również nie wiedzieli, co o tym wszystkim myśleć. Czy atakować, czy czekać na małe skinięcie palcem Yondaime.
Wtem tuż za Czwartym wyrosła postać Tsunade, gniewnie marszczącej czoło. Położyła rękę na jego nagie ramię, dając do zrozumienia, że ma się nie patyczkować ze swoim rozmówcą. Miał co do tego złe przeczucia, dlatego nie ruszył się z miejsca.
Posiadacz hebanowych włosów ponownie przemówił:
— Ani ja, ani ty nie chcemy rozlewu krwi, więc po prostu oddaj mi ją. — Tym razem warknął, nie ukrywając gromadzonej w nim wściekłości. Uzumaki spojrzał przez ramię na swoją uczennicę, zastanawiając się, czy postępuje właściwie.
— W zasadzie nic jej tutaj nie trzyma, jest tu z własnej woli — westchnął, odwracając twarz z powrotem na Uchihę. — Dlatego jeśli tak bardzo ją kochasz, dasz jej prawo do wyboru.
W wiosce zawrzało. Lud właśnie zdał sobie sprawę, że chodzi o dziewczynę. Pomimo tego, że każdy mógłby wyrecytować prawo, jakie obowiązuje w osadzie, to oddaliby nawet złoto ponad wyższe dobro całości. Wszystko po to, byleby dalej żyć w pokoju.
Jednak nie wszystko jest takie, jakie być powinno.
Strzeż się...
Oto nadchodzi...
W głowie Sakury nakłębiło się tysiące myśli. Zdawała sobie sprawę, iż nikt nie wie o jaką dziewczynę chodzi, zaś ona wiedziała. I doskonale ukryła chęć podejścia i walnięcia swego dawnego kochanka.
Chodzi o ciebie... — Cichy szept rozbrzmiał echem w umyśle zielonookiej. Ona natomiast potrząsnęła głową, chcąc wyrzucić nieswoje myśli.
Jej źrenice nagle zmieniły swój kształt, robiąc się nienaturalnie małe.
Czyj to był głos?, zapytała samą siebie w akcie paniki, lecz jak na ironię nikt jej nie odpowiedział. Przypomniawszy sobie absurdalny moment na takie rozważania, spojrzała wprost w kare tęczówki, które spoglądały na nią z wymalowanym bólem.
Bólem i tęsknotą, który tylko ona mogła rozpoznać.
Zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, iż wszyscy na nią spoglądają. Odgarnęła od siebie wszystkie zbędne myśli, przygotowując się do ataku. Wyciągając z kabury kunai gestem ręki powstrzymał ją Minato, nawet nie zaszczycając spojrzeniem.
— Jak widzisz, O N A nie chce iść z T O B Ą.
— To się jeszcze okaże... — syknął Sasuke, przymykając powieki, a już po chwili nie było po nim śladu. Rozpłynął się w powietrzu.
— Projekcja astralna? — Tuż pod swoim uchem, Sakura usłyszała głos pana Shikaku; ojca jej kolegi Shikamaru.
— Tak — odparł wódz, a następnie złapał za ramiona nastolatkę i, patrząc jej prosto w oczy, zapytał: — Znasz tego chłopaka?
— Jaa... — zająknęła się. Jego oczy przybrały ostry wyraz, jeszcze nigdy nie widziała u niego takiego przerażenia połączonego z odrobiną zawzięcia.
— Sakura! — krzyknął z trudem Tankeshi, jej ojciec. — Co... — wysapał i oparł ręce na kolanach.
— Haruno, odpowiedz! — wrzasnął Uzumaki, potrząsając nią lekko. Ojciec spojrzał na nią z dezaprobatą, wiedząc o czym mowa, jednakże nie zamierzał się odzywać w tej sprawie. To była decyzja Sakury czy wyjawi reszcie kim był ów chłopak.
Dziewczyna stała jakby sparaliżowana, a wódz puścił ją, widząc jej opory.
— Jeśli...
— To Sasuke Uchiha — odpowiedziała, patrząc nieobecnym wzrokiem w swoje buty. — Mój przyjaciel z dzieciństwa.
Ludzie naokoło spojrzeli na nią, jak na ducha. Nic dziwnego, skoro nastolatka przywołała nazwisko nieistniejącego już najpotężniejszego klanu na świecie. Minato, słysząc, co nastolatka właśnie mu zakomunikowała, zmarszczył brwi.
— Wiesz co on tu robił? — zapytał.
— Nie — zaprzeczyła niemal od razu. Pomimo iż podejrzewała, po co tu przybył, nie powiedziała o tym nikomu. Wolała spotkać się z nim osobiście i pogadać w cztery oczy.
Minato popatrzył jeszcze chwilę na uczennicę, ale, nie widząc w niej większego zainteresowania dalszą rozmową, odwrócił się i poszedł do kilku mężczyzn. Wydał rozkaz sprawdzenia terenu oraz naprawienia muru, następnie poszedł do swojego tipi, całkowicie ignorując wołania Danzo.
Biegła tak szybko, na ile siły jej pozwalały. Specjalnie czekała aż zapadnie zmierzch, ponieważ nie chciała, aby ktoś zauważył, że wymknęła się poza granice wioski akurat wtedy, gdy na zewnątrz grasował Uchiha. Zaraz po wróceniu z ojcem do glinianego domu, Sakura zamknęła się w swoim pokoju. Zauważyła tam coś niepokojącego, mianowicie ślady stóp oraz kawałek materiału wbity kunaiem w drzwiczki jej szafy. Kiedy szok mijał, chwiejnym krokiem podeszła do mebla i oderwała szmatę. Było na niej napisane, dobrze znanym jej charakterem pisma: Znajdź mnie.
Różowowłona nie potrafiła zebrać myśli, dlaczego w swojej ludzkiej postaci przyszedł do jej domu zamiast pojawiać się na dziedzińcu. W końcu ona była tam, gdzie wszyscy, a nie w bezpiecznym schronieniu. Powinien wystarczająco dobrze wiedzieć, że ona nie jest typem człowieka, który ucieka od problemu, gdzie pieprz rośnie. Kiedy występuje zagrożenie, ona pierwsza leci na ratunek.
Albo zrobił to specjalnie..., przeleciało jej przez myśl. Momentalnie zwolniła swój bieg, zastanawiając się, gdzie Sasuke może się znajdować. Nie widząc żadnych oznak życia na terenie, na który przybyła, zatrzymała się i zamknęła oczy. Za pomocą swojej mocy ducha wyostrzyła zmysły, po czym wsłuchała się w otoczenie. Do jej uszu doszły odgłosy szumu wody, tupnie kopytami jakichś zwierząt oraz głos. Głos, za którym nieświadomie zaczęła podążać. Zanim się spostrzegła, co robi, znajdowała się tuż przed medytującym mężczyzną. W głowie słyszała jego myśli, które nawoływały ją do przyjścia tam, gdzie on był. Niepewnie wyciągnęła rękę, aby szturchnąć czarnowłosego, lecz on był szybszy. Ich oczy spotkały się ze sobą w tym samym czasie. Na twarzy Sakury wstąpił niewielki rumieniec, kiedy chłopak wstał i wpił się w jej usta. Już nawet nie pamiętała jak smakowały; jakie to przyjemne uczucie, gdy ktoś ma cię w swoich ramionach.
— Sasuke... — Jako pierwsza odezwała się zielonooka, tym samym przerywając namiętny pocałunek ze swoim kochankiem. Młodzieniec spojrzał na nią pożądliwym wzrokiem, lecz, widząc jej spojrzenie, zaprzestał swych czynności. Wiedział, że ona nie da mu tej przyjemności z seksu jak niegdyś; bynajmniej nie na tę chwilę.
— Co się stało, Sakura? — zapytał, przybierając swoją maskę obojętności. I, pomimo iż wiedział, że nie wywrze to na niej żadnego wrażenia, to i tak to zrobił. Jak zawsze, po prostu już się tego nauczył, kiedy jej nie było w pobliżu.
— Musimy porozmawiać — rzekła pewnym głosem.
— O tym, co dziś się wydarzyło? — mruknął niezadowolony, a następnie dodał: — Nie musisz znać szczegółów mojej misji.
— Nie chodzi mi o twoją misję... — Machnęła ręką. — Ale o to, że wkradłeś się do mojego domu!
— Musiałem zostawić ci jakąś wiadomość, abyś do mnie przyszła, a mówienie tym wszystkim ludziom tak otwarcie nie wchodziło w rachubę.
— Niby tak... — powiedziała szeptem, wpatrując się w czubki swoich butów. — Po co chciałeś się ze mną spotkać? — zapytała.
— Hej, skarbie... — Podniósł jej podbródek, a następnie przytulił dziewczynę do siebie.
— Czego ty tak właściwie szukasz w Konosze?
— Czy to nie oczywiste? — Sasuke spojrzał na nią.
Ciebie, pomyślała, zanim on to wypowiedział. Westchnęła ciężko na jego słowa, a następnie niekontrolowanie zadygotała z zimna. Sasuke, widząc nagłą zmianę w zachowaniu dziewczyny, objął ją w talii, a następnie mocniej przycisnął do siebie.
— Pomożesz mi w czymś? — zapytał, przytulając swoją twarz do jej włosów. — To wtedy ci powiem.
Oczy Sakury zwężyły się do minimum. On – Sasuke Uchiha – prosi kogoś o pomoc! Było to tak niewiarygodne, jak zobaczyć Naruto rozwiązującego łamigłówkę od ojca. Czyli praktycznie i teoretycznie nieprawdopodobne zjawisko. Mimo wszystko przytaknęła, potwierdzając swą chęć pomocy.
— No to słuchaj — zaczął, odsuwając głowę od niej. — Wysłał mnie Orochimaru z zamiarem pojmania jednego ze strażników konohańskiego więzienia. Jest on bowiem posiadaczem mistycznego miecza zwanego "Rubim" — powiedział, podając dziewczynie płaszcz, aby okryła nim swoje drżące ciało. Bardziej jej się przyda niż jemu.
— Dziwna nazwa jak na miecz... — rzekła, uśmiechając do chłopaka w geście podziękowania.
— Cóż, jest on bardzo stary i wiele osób chce go posiąść. — Usiedli tam, gdzie wcześniej Sasuke, zaś chłopak nie przerywał swej opowieści: — Ma on niezwykłe właściwości; słyszałem również, że ten, kto go zdobędzie, może władać wszystkimi żywiołami świata.
— Czyli ten miecz to coś dla ciebie?
— Tak, najmilsza — odpowiedział z ciepłym uśmiechem na ustach. — Nie mam najmniejszego zamiaru oddawać go Orochimaru.
Brwi Sakury uniosły się wysoko.
— Ach tak? — zadrwiła, zaś Sasuke to zignorował i ciągnął dalej:
— Jednakże to nie jest mój jedyny cel... — powiedział dość tajemniczo, co mocno zaniepokoiło zielonooką.
— A co jeszcze chcesz zrobić? — zapytała niepewnie i spojrzała w otchłań jego oczu, kompletnie nie wiedząc, o co mu teraz chodzi. Zazwyczaj potrafiła odgadnąć nawet najczarniejsze myśli chłopaka, lecz dopiero teraz zorientowała się, co roczna rozłąka ich kosztowała. Zmianę osobowości obojga.
— Muszę odnaleźć brata — wysyczał jadowicie.
Jesteś zadowolona?
Od spotkania z Sasuke minęły trzy dni, ale w jej głowie wciąż huczały jego przepełnione gniewem słowa. Nie wiedziała, dlaczego akurat teraz zaczął szukać swojego zaginionego starszego brata. I co z tym wszystkim ma wspólnego miecz Rubim. Odkąd spotkała go po roku nieobecności, kompletnie utraciła zdolność do odgadywania jego intencji. Zagadka godna największego umysłu, a ona stała w martwym punkcie.
Swoje przemyślenia musiała odłożyć na bok, gdyż usłyszała ciche kroki skradające się wprost w stronę wejścia do jej domu. To nie mógł być nikt z jej rodziny ani znajomych, ponieważ każdy mieszkaniec normalnie wchodzi do cudzych domów w odwiedziny. Z resztą nikt po zmroku nie pomyślałby nawet, żeby wyjść poza mury swojego domu, co tym bardziej wzmożyło jej strach. Zerwała się na równe nogi i ruszyła w stronę kuchni. Było ciemno, wszystkie lampy czy świece już dawno się nie paliły.
Idealny moment, aby zaatakować, pomyślała zażenowana.
Po omacku wymacała krawędź rączki od patelni i powoli weszła do drugiego pomieszczenia, a następnie schowała się w cieniu na skraju salonu łączącego go z korytarzem.
Skradająca się postać była już pod drzwiami i mocowała się z klamką. Usłyszawszy szczęk przewracającego się wytrycha w zamku, Sakura zamarła. Żaden odgłos czynności nieznajomego nijak mijał się z tymi, które ona znała. Niegdyś lubiła nasłuchiwać odgłosów nie tylko natury, ale też i ludzkich czynności, które były o wiele głośniejsze w nocy, aniżeli w dzień. Dlatego nie słysząc znajomego dla niej dźwięku, zlękła się.
Kiedy drzwi powoli się otwierały, a spowita ciemnością postać, zaczęła wolnym krokiem wdzierać się w głąb korytarza, Sakura wolno się podniosła. W dłoni dzierżyła średniej wielkości patelnię, na której jeszcze trzy godziny temu smażyły się naleśniki. Drzwi zamknął ktoś z drugiej strony, lecz różowowłosa nie patrzyła za siebie. Kiedy ten ktoś ją wyminął, śmiało mogła stwierdzić, że to męska sylwetka. Niewiele myśląc zamachnęła się najmocniej jak potrafiła, a metalowy przedmiot wypadł jej z ręki. Momentalnie usłyszała jęk bólu dobrze znanego jej osobnika.
— Sasuke? — zapytała zdziwniona, próbując podnieść z podłogi ukochanego. — Co ty tu robisz?
— Zabieram cię stąd — odpowiedział nadzwyczaj spokojnie, zapewne trzymając się za bolące miejsce. Gdyby teraz mogła, przyfasoliłaby mu drugi raz w ten jego baniak, jednakże fakt, iż nie miała teraz dostępu do patelni, uniemożliwiał jej spełnienie tego zamiaru.
— Co takiego? — Dostałem rozkaz zniszczenia Konohy, a nie chcę tego zrobić, wiedząc, że ty tu jesteś — odparł po chwili.
Sakurze zadrżały oczy; co on ma zrobić?
Zniszczyć... Konohę? To chyba jakiś żart..., pomyślała zrozpaczona.
— Nie ma mowy... — odpowiedziała dygoczącym głosem, a Sasuke zapalił nieopodal stojącą na stoliku świecę, rozświetlając trochę pomieszczenie. — Nie pójdę z tobą.
Sasuke spojrzał na nią ze wściekłością w oczach, lecz nie odezwał się.
— Tu jest mój dom, moja rodzina, znajomi, przyjaciele... Nie zostawię ich — szepnęła na tyle głośno, aby chłopak mógł usłyszeć. Czarnooki westchnął ciężko i rozejrzał się po salonie. Zatrzymał się na rodzinnej fotografii dziewczyny. Podszedł do komody i wziął w rękę ramkę ze zdjęciem. Wpatrywał się chwilę w szczęśliwą rodzinę, uśmiechniętą od ucha do ucha, po czym odłożył na miejsce, mocno zaciskając powieki.
On nigdy nie doświadczył, aby ktoś go ganił za źle podjęte decyzje, że źle postąpił. Nikt nie pochwalił za dobrze wykonaną robotę. Chłopak nie przeżył prawdziwej miłości. Oprócz uczucia do pewnej istotki, dziewczyny o różowych włosach i zielonych oczach. Miłość, którą obdarzyli go rodzice, ledwo pamiętał, jak nie zapominał w ogóle. Orochimaru też był zawsze oschły – krzyczał i wymierzał bolesne kary. Nic więcej. Dlatego serce Sasuke pragnęło znowu spotkać ukochaną Sakurę, ale gdy już tak się stało doszło do czegoś, czego się nigdy po sobie nie spodziewał. Niestety ponownie ją stracił; teraz nie zamierzał znowu do tego dopuścić. Musi ją zabrać z tej wioski, choćby siłą.
— Możesz im powiedzieć, żeby się gdzieś ukryli...
— Nie! — zaprzeczyła, przerywając jego wypowiedź. — Nie pójdę z tobą, ani też nie będziemy się nigdzie ukrywać. Chcesz walczyć, będzie walka — odpowiedziała pewnie.
Nie bądź tego taka pewna...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top