Rozdział 1: Burzliwa przeszłość początkiem nowej przyszłości


Wbiegała właśnie do kanału, aby ukryć się przed pędzącym w jej stronę stadem dzikich psów. Nie miała serca, żeby pozbawić je życia, lecz nie chciała także, aby one pozbawiły życia ją. Na jej szczęście w miejscu, w którym się teraz znajdowała, były różne wąwozy czy małe zbiorniki z wodą, dzięki czemu znalazła schronienie. Będąc cała przemoczona przeklinała się w duchu za swoje zachowanie.

Jesteś zbyt miękka Sakura, skarciła siebie w myślach, nurkując w jeziorze. W tym czasie horda dzikich zwierząt ulotniła się, widząc, że ich niedoszła zdobycz zapadła się pod ziemię. Przesiedziała tam aż do wieczora, gdyż uznała, że tak pięknego miejsca jeszcze nie widziała. Obserwowała otaczający ją krajobraz z zainteresowaniem. Nikt jeszcze nie zjednoczył się tak bardzo z naturą, jak ona – przynajmniej tak mówiono w jej plemieniu.

— No to czas się zbierać — powiedziała sama do siebie, po czym ubrała suche już ubrania. Nie zajęło jej to zbyt dużo czasu. Misja została wykonana, a ona nie musi się spieszyć do osady. Zdawała sobie sprawę, że oczekują jej powrotu, ale znali ją i wiedzieli, że może krążyć wokół domu nawet miesiącami. Niektórzy starsi członkowie ludu nazywali ją Córą Matki Natury, gdyż takiego przywiązania do przyrody nie widzieli u nikogo innego. Znaleźli się też tacy, którzy się jej bali. Nie tylko jej przywiązania, ale też ogromnej siły, którą uwielbiała eksponować w męskim gronie. Wiele razy ojciec proponował jej, aby znalazła sobie w kręgu ich klanu mężczyznę, mogącego dzielić z nią wspólną przyszłość, lecz ona tego nie chciała. Nie chciała być przywiązana do jednego mężczyzny, którego nie kocha. W dodatku musiałaby urodzić dziecko, co było nieodzownym elementem w życiu każdej kobiety ich plemienia. Musiałaby wtedy koniecznie zostać w wiosce, a to jej się w ogóle nie uśmiechało. Ona kochała działać sama, uczyć się na błędach, które popełniała, scalać się z tym, co było dla niej ważne – z naturą. Nie tylko dlatego wyzwalała u płci przeciwnej strach, ale też dlatego, iż w swoim życiu spotkała chłopca, który zawładnął jej umysłem i sercem. Od chwili, w którym go spotkała, nie potrafiła przestać o nim myśleć, mimo iż opuściła go w momencie, kiedy pocałowali się po raz pierwszy. 

Ale w końcu dał mi buziaka, pomyślała z rozpaczą. Jednak nie wtedy, kiedy oboje tego chcieliśmy. Pocałował mnie tylko dlatego, aby się ze mną pożegnać.

Z taką myślą doszła do murów Konohy – jej domu. Niespodziewanie poczuła na sobie lodowatą wodę, a po chwili usłyszała głośny śmiech znienawidzonej przez nią osoby. I vice-versa. 

— Ty poczwarko — powiedziała z odrazą posiadaczka czerwonych włosów. — Mogłabyś czasem się pośpieszyć z tym chodzeniem, czekamy tu na ciebie i czekamy — westchnęła niczym nie przejęta, po czym dodała pod nosem: — A mogłabym teraz relaksować się w ciepłym błotku, moja skóra zrobiła się jakaś...

Sakura dalej nie słuchała, tylko z całej siły swego ducha kazała palącej się obok czerwonowłosej dziewczyny pochodni podpalić jej włosy.

— Karin... Twoje włosy... — Szturchnęła ją jej poplecznica. Pokazała palcem na głowę swojej przyjaciółki, aby nie doszło do większej tragedii. Karin wraz z Miwą, która do tej pory stała obok czerwonowłosej w milczeniu, wpadły w panikę, a następnie obie pouciekały przed siebie w nieznanym Sakurze kierunku.

— Przynajmniej jest teraz cisza — westchnęła zrezygnowana, po czym warknęła zła: — Ale znowu jestem mokra.

Cała zadygotała z gniewu, a następnie tupnęła nogą, nie kryjąc swojego oburzenia. W takim nastroju doszła do drewnianego tipi wodza, który był równocześnie ojcem jej wroga numer jeden – Karin. Z niemałą dozą niechęci odsunęła materiał, a jej oczom ukazało się spokojne oblicze blondwłosego mężczyzny. Wiedziała, że to, co teraz działo się w duszy mężczyzny, nie może zostać przerwane, dlatego też usiadła naprzeciw niego i również wprawiła siebie w taki stan. Stan medytacji i wewnętrznych modłów.Kiedy skończyła, otworzyła oczy, a następnie obróciła się, aby ocenić jaka pora dnia jest obecnie na zewnątrz. 

— Już poranek — powiedział spokojnie wódz. Sakura spojrzała na niego zaskoczona, gdyż zazwyczaj jego medytacje trwają nawet tygodniami. — Jak poszło ci na misji?

Dziewczyna zmieszała się trochę, nie wiedząc, co powiedzieć.

Tak Sakura, po prostu powiedz mu, że nawaliłaś...!, krzyknęła w myślach. 

— Wszystko poszło tak, jak zaplanowaliśmy. — Z trudem uśmiechnęła się. Minato jedynie zaśmiał się przyjaźnie, po czym ocierając łezkę z oka, powiedział: 

— Jesteś taką samą kłamczuchą jak twoja matka... Nie potrafisz kłamać, skarbie. — On również się uśmiechnął, zaś Sakura spaliła buraka ze wstydu. Nieczęsto można było ją zobaczyć w kolorze dojrzałej czereśni, dlatego blondyn napawał się tym widokiem. — Mów.

— Skopałam — przyznała i spuściła głowę. Wiedziała, że Minato zależy na tej misji, aby sprowadzić jego matkę z powrotem do wioski. W końcu nie codziennie ma się styczność z legendarnym sanninem, a tym samym matką wodza.

— Tego zdążyłem się już domyślić. — Na twarz Minato wypełzł ciepły uśmiech, a następnie dodał: — Sprecyzuj.

— Sytuacja była patowa, nie mogłam nic zrobić! — Głos Sakury stał się nieco pewniejszy. — Pani Tsunade nie dała się przekonać. Dalej jest na ciebie wściekła... — Machnęła gwałtownie ręką w niezbyt zrozumiałym geście.

— Powiedz mi coś, czego nie wiem — mrugnął w niezadowoleniu, opierając się brodą o wewnętrzną stronę dłoni. Wpatrywał się w nią ze zmęczeniem. Tu już nie chodziło o jego pracę, ale o "małe" problemy z własną matką.

— No, a w drodze powrotnej zaczęły mnie gonić dingo, dlatego musiałam wiać... Znalazłam się w jakiejś jaskini, gdzie było jezioro. Tam przesiedziałam w oczekiwaniu na to, by psy dały sobie spokój, no a później... — kontynuowała a sekundę potem, zdając sobie sprawę z tego, co mówi, gwałtownie się zacięła, po czym dodała niepewnie: — Następnie rozejrzałam się tam chwilkę... 

— "Chwilkę"? — Minato o mało co nie zachłysnął się własną śliną, gdy usłyszał wypowiedź nastolatki. — Kochana, misja na dwa dni zajęła ci tydzień...

— Bez przesady... — Machnęła wymownie ręką. — Minimum dzień mogłoby to zająć...

Minato dalej nie mógł uwierzyć w szczerość różowowłosej, dlatego wlepił swe ślepia w jej osobę.— Co nie zmienia faktu, że zabuliłaś z czasem — rzekł, pewny siebie.

— Przepraszam... — mrugnęła z przygaszonym entuzjazmem. — Ale wiesz, jak ja lubię takie miejsca...

— Tak, wiem. — Minato westchnął ciężko i opadł na swój fotel. Znał Sakurę na tyle dobrze, że wiedział na co ją stać. — Niech ci będzie. Ale następnym razem proszę, byś przyszła się zameldować wcześniej.

— Tak jest! — Zasalutowała niemal od razu. Nie chciała podpaść Uzumaki'emu kolejny raz i stracić jeszcze bardziej w jego oczach.

— Cóż, to chyba wszystko... Możesz już iść. — Gestem ręki kazał jej wyjść z jego centrum dowodzenia. Musiał pomyśleć.

Sakura wstała i wyszła z tipi, po czym zaciągnęła się świeżym powietrzem.W sumie nie było tak źle. 

Myślałam, że będzie wymieniać moje spartolone misje albo każe zrobić coś trudniejszego..., przeszło dziewczynie przez głowę. Ależ ja mam dzisiaj szczęście. No, ale będzie tego. Muszę się umyć, przebrać i coś zjeść, bo zaraz chyba umrę...

W tym momencie na horyzoncie ujrzała Keley, która energicznie machała do niej ręką.

Coś to szczęście jest dziś ulotne..., pomyślała z rozpaczą, szukając drogi ucieczki. Pech chciał, aby tipi wodza stało na środku pustej przestrzeni w samym centrum Konohy. Jedynym rozwiązaniem było zostanie w swoim miejscu – do tego istniała przecież opcja, że może siostra będzie na tyle miła, iż pomoże jej się ogarnąć.

— Siooooorkaa! — krzyknęła Keley, będąc dwa metry przed Sakurą. Momentalnie rzuciła się na dziewczynę i obie wylądowały na ziemi. Młodsza Haruno pochyliła się i cmoknęła Sakurę w policzek.

— Och, Keley, to było mokre — powiedziała ocierając policzek wolną ręką. — Możesz coś dla mnie zrooobiiiić? — dodała, robiąc słodkie oczka.

— Jeśli myślisz, że cię przetargam na drugi koniec wioski, to nie licz na to — rzekła tamta na jednym wdechu, wstając z niej. Gdy tylko pomogła różowowłosej podnieść się na równe nogi, wykorzystała moc swojego ducha i teleportowała się do domu. Sakura westchnęła ciężko i, chcąc ruszyć swoje cztery litery, runęła jak długa uderzając przy tym głową o coś twardego. Przez jej myśli przeszło jedno stwierdzenie:

Trzeba było streszczać się z powrotem do domu... Przynajmniej nie byłabym teraz taka zmęczona...

A potem straciła przytomność.


Ciemność...


Głuchota...


Samotność...


Złość...


Strach...


Obudziła się w swoim pokoju, czując swąd przypalonego kurczaka. Wiedziała, co to oznacza: wyszkolony szaman chciał wypędzić z kogoś złe duchy, które zawładnęły duszą niewinnego człowieka. Nie było to miłym widokiem ze względu na to, jak osoba opętana wtedy się zachowuje: zazwyczaj wije się na wszystkie strony, jakby ktoś wylał na nią gorącą wodę, albo poparzył rozżarzonym węglem.

Jak na zawołanie usłyszała przeraźliwe krzyki z pomieszczenia obok. Nie mogła przypomnieć sobie, kto jest właścicielem owych jęków, dlatego – chcąc się tego dowiedzieć – wstała ze swojego posłania. Zrobiła kilka kroków, po czym znalazła się w progu swojego pokoju. Mając jeszcze zamglone oczy, spojrzała na rudowłosą dziewczynę, która była wygięta w nienaturalny sposób. Podtrzymywało ją aż sześciu mężczyzn, zaś największa – po Tsunade – szamanka odprawiała rytuał odpędzający. Nieprzyjemny widok.

Nie chcąc patrzeć na to wszystko, Sakura wycofała się z powrotem do pokoju, gdzie następnie odsunęła firankę. Zazwyczaj, kiedy miała mieszane uczucia, a myślami odpływała gdzieś daleko, siadała na zimnej ziemi, znajdującej się poza domem. Tak też uczyniła i tym razem. Przymknęła na chwilę swe powieki, chcąc jak najszybciej wymazać z pamięci tamten widok. Zaczęła myśleć, czy kiedykolwiek uda jej się opanować moc ducha. Jednak zanim doszła do jakichkolwiek wniosków, ktoś zapukał do drzwi. Czy może raczej nie tyle zapukał, ile w ten kawałek drewna zaczął walić. Nie dane było jej podejść i kulturalne otworzyć drzwi, ponieważ ułamek sekundy potem do pomieszczenia weszła rozweselona od ucha do ucha Keley.

— Hej, sis! — zapiszczała młodsza Haruno. — Zapomniałaś o czymś, czy jak?

— Hę? O czym? — Sakura nieprzytomnie odwróciła się w stronę siostry.

— No, mamy ognisko na cześć nowo narodzonego maluszka od Willych z krańca Konohy! — powiedziała, podekscytowana tym wydarzeniem.

— Ojej, faktycznie... Zapomniałam, racja. Wybacz, już się zbieram — powiedziała flegmatycznie Sakura, podnosząc się z zimnych kafelek. Podeszła do wielkiej szafy z zamiarem wyjęcia czystych szat na specjalne okazje.

— Nie musisz tak zaraz, dopiero zbieramy opał, ognisko rozpalimy dopiero na wieczór... — Keley już chciała iść, lecz coś ją zatrzymało i zapytała: 

— A, ten... Wszystko dobrze?

— Tak, a czemu miałoby być źle? — Różowowłosa odpowiedziała pytaniem. Nie chciała, aby ktoś dowiedział się o jej rozterkach, ale zdaje się, że niezbyt dobrze je ukrywała. 

— Wyglądasz na jakąś taką... nieswoją.

— Nie ma powodu do obaw, po prostu zawaliłam misję... A wiesz, jakie jest moje podejście do tego — wyjaśniła pokrótce, zbywając siostrę. Nie musiała wiedzieć o jej wewnętrznych rozdarciach, przynajmniej nie teraz.

— Oj, to wiem — powiedziała, już spokojniejsza. — No, to nic, do zobaczenia na ognisku!

— Jasne. Pa.

Keley zamknęła drzwi, zaś Sakura zapatrzyła się z powrotem w krajobraz za oknem.

Co się ze mną dzieje...?, pomyślała. Coś się wydarzy, czy jak...? Dobra, nieważne. Przemyślenia na bok, dzisiaj mamy ognisko. Muszę coś znaleźć dla rodziny noworodka.

Sakura odwróciła się od okna i, nie wiedząc jeszcze o tym, że jej przypuszczenia o zagrożeniu są słuszne, poczęła szukać czegoś, co można dać Willym jako prezent dla dziecka.


Szukaj...

Szukaj aż znajdziesz.

Innej okazji nie znajdziesz...


Ogień trzaskał wesoło i otulał wszystkich zebranych wokół siebie niesamowitym ciepłem. Gdyby ktoś zapytał teraz, czy ogień jest śmiercionośną bronią, większość odpowiedziałoby, że nie i popukałaby się w czoło. W tej chwili ogień był posłusznym kompanem w tym wyjątkowym dniu. Gdy Sakura przyszła, na belkach przy ognisku siedziało już kilka osób – zapewne mieli pilnować płomieni. Jak każdy wie, te czerwone języczki nie zawsze grają tak, jak człowiek by chciał. 

Czasem potrzebowały kontroli.

Jak moc ducha.

Różowowłosa potrząsnęła głową na tę myśl i, próbując skupić się na tym, co robili inni, usiadła na pustej belce, po czym zajęła się przypatrywaniem, jak inni krzątają się przy ogniu. Szybko jednak zajęła się swoimi myślami: 

Czemu czuję taki niepokój? Coś ma się wydarzyć, czy jak...?

—  Sakura! — Ktoś krzyknął, a dziewczyna aż podskoczyła. Uniosła wzrok i ujrzała swoją mentorkę ubraną w odświętne, wyszywane koralikami szaty. 

Dekolt jak zawsze musi być..., przemknęło ironicznie Haruno przez myśl.

—Wołam cię już czwarty raz! Co się z tobą dzieje? — Szamanka usiadła obok nastolatki i spojrzała na nią z troską. Traktowała ją jak rodzoną córkę, chociaż gdyby była szybsza, to byłaby szansa, żeby nią została.Sakura rozważała możliwość odpowiedzi w stylu: "Nic mi nie jest", ale Tsunade to Tsunade. Jej się nie oszuka.

— Ja... — zaczęła niepewnie, ale zaraz stwierdziła, że nie ma sensu owijać w bawełnę. Nie przy szamance. — Ja sama nie wiem, co się ze mną dzieje.

— Musiało się coś stać. — Blondyna zamilkła na chwilę i pogłaskała Sakurę po głowie, po czym powiedziała uspokajającym głosem: — Wiesz, że mnie możesz wszystko powiedzieć.

— Wiem— spuściła głowę w geście bezradności. Niezbyt wiedziała, jak ma przedstawić tak wspaniałemu sanninowi swoje obawy.

— Więc? Doczekam się odpowiedzi z twojej strony? — zapytała zniecierpliwiona szamanka.

Dziewczyna milczała kilka sekund, po czym odparła: 

—Czuję, że wydarzy się coś... złego.

— Co masz na myśli? — Tsunade zabrała rękę z różowych włosów rozmówczyni i zmarszczyła lekko czoło. Nie podobało jej się to, co mówi jej uczennica. W głosie dziewczyny było coś dziwnego, coś, co dostrzegła niegdyś u Rin – matki Sakury – zanim umarła. 

— Sama nie wiem, to uczucie jest bardzo niejasne, ale jednocześnie dosłowne. Takie... takie... że nie da się tego zignorować — powiedziała po chwili namysłu.

Tsunade kontemplowała słowa dziewczyny dobrych kilka minut, aż jej wzrok padł na blondwłosego mężczyznę zmierzającego w ich stronę. W tej chwili w jej głowie zapaliła się czerwona lampka – czas zwiewać.

— Słuchaj, ja już będę lecieć... — Głos szamanki zrobił się dziwnie nerwowy. Szybko wstała, rzuciła jeszcze: — Pomyślę nad tym i wezwę cię, gdy do czegoś dojdę — po czym oddaliła się pospiesznie. Niebawem zniknęła z linii horyzontu.

Sakura dopiero, gdy ujrzała Minato, zrozumiała zachowanie blondyny. Mężczyzna, kiedy znalazł się obok nastolatki, usiadł w miejscu, gdzie wcześniej siedziała szamanka i zapytał: 

— Jak się czujesz?

Różowowłosą zszokowało pytanie wodza. Nie wiedząc, co powiedzieć, odwróciła głowę w stronę palącego się ognia. Języki ognia powoli przyciągały coraz bardziej uwagę zielonookiej. Jeszcze nigdy nie widziała nic piękniejszego, jak tańczące płomienie. Mogłaby trwać tak godzinami i wpatrywać się w ten obrazek, ale zniecierpliwiony Minato zaczął pstrykać palcami tuż przed oczami zielonookiej w celu obudzeniu jej z letargu, w jaki wpadła. Dopiero ten gest zmusił Sakurę do powrócenia na ziemię.

— Em... — zmieszała się i, żeby nie wyjść na wariatkę, zapytała z przepraszającym uśmiechem: — Mówiłeś coś?


Ranisz ludzi po to, by móc żyć w spokoju.

Zła Sakura.

Zła.


Mężczyzna już miał coś powiedzieć, ale ktoś ze Starszyzny zawołał go, aby pobłogosławił maleństwo. Z cichym westchnięciem oddalił się od zadowolonej z takiego obrotu spraw nastolatki. Teraz wszystkie pary oczu wpatrywały się w wodza i maleństwo wraz z jego rodzicami. 

— Jakie imię wybraliście dla niego? — zapytał szaman stojący po prawicy przywódcy.

— Daisuke — odpowiedział pewnym głosem ojciec malca.

Minato stanął naprzeciw matki dziecka, następnie za jej pozwoleniem odebrał małego i wzniósł go ku ogniu. Stali tak w milczeniu przez kilka minut, najważniejsi szamanie sypali kadzidłami oraz mówili regułkę w starożytnym języku. Po tym geście Minato, oddawszy dziecko matce, zaczął malować różne znaki na jego ciałku oraz odmawiał starożytną modlitwę tak, jak Starszyzna, aby go uświęcić. Rodzina zebrała się wokół, by zatańczyć taniec ku czci ich nowo narodzonego członka rodziny. Reszta osób zebranych na placu również zaczęła tańczyć wokół nich, tyle że w przeciwną stronę. 

Cała ceremonia może i nie trwała długo, ale to, co działo się podczas tych kilku minut wprawiło wszystkich w magiczny nastrój. Sakura wpatrywała się w ten obrazek z wielkim zainteresowaniem. Pomimo iż wiele razy widziała taki widok, to za każdym razem robiło to na niej jeszcze większe wrażenie.


Podobno najpiękniejsze jest to, czego nikt nie widzi... — Ledwo słyszalny głos rozbrzmiał w umyśle różowowłosej. Sakura mocno zacisnęła powieki, a twarz ukryła w dłoniach. Przypomniało jej się to, co nieskutecznie próbuje ukryć. Zdawała sobie sprawę, że tak ważnego aspektu w jej życiu nie może ciągle pomijać, zwłaszcza, że to nie tylko jej problem. Nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś rękę, odruchowo spojrzała w stronę osoby, która przeszkodziła jej w użalaniu się nad sobą. 

— Saki, Minato-sensei prosi twój rocznik, aby poczekał jeszcze chwilę przy ognisku — powiedziała rozradowana zielonooka. Sakura kiwnęła jedynie głową na znak, że rozumie słowa siostry. Zamknęła na chwilę oczy. Ujrzała sceny, które wywołały u niej napad przechodzących przez plecy ciarek.

Zeszłoroczna misja..., pomyślała z przerażeniem.Nie dane było jej jednak dalej nad tym rozmyślać, gdyż wódz zabrał głos:

— Wybaczcie, droga młodzieży, że kazałem wam zostać, ale nie było i nie będzie innej sposobności, by z wami porozmawiać... Chciałbym podyskutować z wami o mocy ducha — rozpoczął swoją przemowę, po czym zapytał: — Powiedzcie mi, co o niej wiecie?

— Słyszałem od starszych, że jest to moc pozwalająca ludziom robić nadzwyczajne rzeczy — odezwał się najmądrzejszy chłopak w grupie wiekowej, w jakiej znajdowała się Haruno. — I zależnie od klanu, ma się inne zdolności. 

— Dokładnie! — Uzumaki przyznał mu rację. — Shikamaru, a wiesz może, kto pomaga nam, ludziom, rozwinąć nasze możliwości?

Nara pokręcił przecząco głową, a Minato w zamian spojrzał po twarzach nastolatków. Każdy z nich kręcił głową na znak, że nie wie. Wódz z cichym westchnięciem zabrał głos: 

— Pomagają nam nasi przodkowie, którzy rozważają czy na to zasługujemy.

— Na co? — zdziwił się Naruto. Hinata, przy której siedział, aż podskoczyła ze strachu i szybko zrobiła się czerwona jak dojrzała czereśnia.

— Skąd wziąłeś się w wiosce, Naruto? — zapytał podwójnie zdziwiony wódz osady. — Słyszałem, że goniło cię stado grizzly, jak im umknąłeś? — dopytał, zaciekawiony owym faktem.

— Oj, tatku, nie takie rzeczy się robiło. — Chłopak machnął zdawkowo ręką. W następnej kolejności zrobił dziwną minę, którą niezbyt można było określić i przytulił czerwoną Hyuugę do siebie. Zrobił to tak niespodziewanie, że ta aż zemdlała w jego ramionach. Chłopak musiał nie zauważyć zmiany, jaka nastąpiła w zachowaniu dziewczyny, ponieważ zaczął do niej niechlujnie mówić: — A wiesz, że te miśki były nawet sympatyczne?

— Naruto, oddaj mi proszę moją kuzynkę — powiedział nadzwyczaj spokojnie Neji. I choć cały wrzał ze wściekłości, zachowywał stoicki spokój, bo wiedział, że wrzeszczenie na blondyna nic nie da. Naruto spojrzał na niego lekceważącym wzrokiem, po czym jak gdyby nigdy nic, zasnął. Zdziwiony białooki, nie bacząc na niedźwiedzi uścisk blondyna, po kilku próbach wydostał w końcu kuzynkę i, wraz z Ino, którą poprosił o pomoc, próbowali ją ocucić. Zrezygnowany Minato kiwnął w srotnę Haruno, ta zaś od razu zrozumiała przekaz wodza i sprawdziła stan młodego Uzumaki'ego.

— Nie wydaje się być chory... — stwierdziła w pierwszej chwili. — Ale jeśli szedł przez północ, to mógł się nawdychać toksycznego odoru, jaki wydają grzybki-halucynki w tamtejszym lesie i dlatego teraz jest taki niewyraźny — dodała po wstępnych oględzinach.

— Ale przejdzie mu? — dopytał Minato. Nie chciał, aby jego syn był postrzegany za jeszcze większego ułoma, niż do tej pory. Co jak co, ale to w końcu jego pierworodny syn.

— Powinno — zapewniła go uczennica Tsunade. Minato polecił dwóm chłopcom, aby odnieśli nieprzytomnego Uzumaki'ego do domu. Następnie powrócił do dyskusji, jaką prowadził z nastolatkami.

— No dobrze, skoro z Naruto wszystko wiadome, powiedzcie mi jeszcze jedną rzecz... —powiedział spokojnie, a następnie się zamyślił. Nie patrząc na nikogo, zaczął mówić: — Czy wasi rodzice rozmawiają z wami na temat waszych mocy?

Wódz konohańskiej wioski wpatrywał się w wędrujące w jednym kierunku stado mróweczek, które prawdopodobnie niosły pożywienie dla swojej królowej. Zaczął się zastanawiać, o co tak naprawdę chodzi starym prykom w Starszyźnie, z nie mówieniem dzieciakom tego, co powinni wiedzieć niemal od zawsze. Moc ducha nie jest zabawką, którą można rzucić w kąt, ponieważ któregoś dnia może jej zabraknąć za sprawą rozgniewanych przodków. Dlatego, nie zważając na kategoryczny zakaz, postanowił rozmawiać o tym z młodzieżą. 

— Wiecie... Kiedyś słyszałem, że jak się rozgniewa swoich przodków, mogą nam wywinąć niezły numer oraz zabrać nie tylko swoją moc, ale także i naszą, zostawiając nas bezbronnych, zdanych na pastwę losu... — powiedział Minato po krótkiej przerwie, a w dzieciakach zawrzało. 

—Ale... Minato-sensei, jak to? — zdziwił się Neji, najmądrzejszy zaraz po Shikamaru. — Przecież moc ma każdy z nas z osobna. To jest coś, co pozwala nam żyć. Jeżeli się ją odbierze, to tak, jakby zabrać całe jezioro a zostawić morskie stworzenia. Umrą! 

— Nie do końca się z tobą zgodzę, Neji — włączyła się do rozmowy różowowłosa. — Moc ducha wcale nie działa tak, jak to przedstawiłeś. Sama nazwa wskazuje, jest to duchowa moc, czyli coś, co możemy wykorzystać, ale tylko duchowo.

— Czyli uważasz, że to coś na wzór takiej magii, którą niby używają magicy w dużych wioskach dla rozrywki? — dopytał Shikamaru, drapiąc się po głowie i spoglądając na ciemny nieboskłon.

— No, tak jakby — odpowiedziała niepewnie.

Minato przysłuchiwał się konwersacji, która powoli wchodziła na właściwy tor. Chciał, aby jego uczniowie sami doszli do odpowiednich wniosków. On jedynie pokaże im dobry kierunek, jeśli zajdzie taka potrzeba. Najbardziej był zadowolony z postępów, jakie zrobiła starsza z sióstr Haruno. Niegdyś była tak słaba, że wszyscy chcieli ją zwerbować na zwykłą kurę domową. Teraz silna, pewna siebie, niezależna. Już gdy miała 15 lat, większość osadników uważała tę młodą dziewczynę za wspaniałą szamankę. Pod skrzydłami legendarnego Sannina w ciągu kilku wiosen rozkwitła nie tylko wiedzą i doświadczeniem, ale też i dojrzała pod względem interesowania u osób płci przeciwnej. Teraz, mając lat osiemnaście, nie pozostawiała żadnej złudnej kwestii, że jest tamtą dziewczyną sprzed lat. Każdy czuje od niej szacunek, a to ceni sobie najbardziej Haruno.Minato bardzo podobała się ta widoczna zmiana w charakterze dziewczyny.

— Dobrze, dzieciaki... — zaczął, uświadamiając sobie, że od kilku minut stoi i nic nie mówi. — Raz zgodzę się z Sakurą, a raz z Neji'im. 

— Dlaczego? — zapytał Lee.

— Ponieważ to nie od człowieka zależy, jak moc jest uwalniana, ale od klanu, w którym się urodzi — rzekł dumnie, wypinając pierś. Zrobił to niekontrolowanie, gdyż każdy wiedział, że to Senju i Uchiha są najsilniejszymi klanami. I choć ten drugi jako klan już nie istnieje, dalej czuło się respekt do tego rodu. — Raz człowiek, który straci moc, straci również i życie, a raz człowiek, który utraci moc, nie utraci życia. To jest zapisane w naszych genach i stopniowo utwardza nas w tym. Lecz nie każdy kwalifikuje się do tego, że odbierze mu się tę moc. Trzeba naprawdę urazić przodków, aby do tego doszło, tylko w naszym świecie nie są znane takie przypadki, to są jedynie domysły.

— Ale skoro to są tylko domysły, to skąd one się w ogóle wzięły? — zapytał, cichy jak do tej pory, Choji. 

Uzumaki roześmiał się przyjaźnie, a następnie powiedział: 

— Dobra, uciekać już dzieciaki, bo pleciecie bzdury. Mam nadzieję, że wyciągnęliście odpowiednie wnioski z naszej rozmowy.

Nastolatkowie mruknęli coś niezrozumiałego pod nosem, a już po chwili wszyscy kierowali się w stronę swoich domów. W oddali było słychać jak ktoś wyzywał Choji'ego od głupkowatych mięśniaków, ale wódz osady nie usłyszał dalszej rozmowy młodziaków. Sam udał się do swojego tipi na długą naradę ze Starszyzną. Coś czuł w kościach, że te stare pryki dowiedziały się o małej niesubordynacji ze strony Yondaime.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top