06#
Nick pov.
Oglądałem wiadomości z Levim i Erenem. Akurat pokazywali pościg w deszczu na najdłuższej autostradzie. Pogoń trwała już dobre dziesięć minut i nadal nie mogli ująć przestępcy, który z łatwością omijał auta. Wyszedłem więc z Akashim zrobić sobie budyń. Nikt nie uwierzy, ale naprawdę go lubi. Szczególnie waniliowy. Nawet nie muszę pytać czemu akurat ten. Siedziałem z nim przy stole pilnując czy nie ucieka mi czasem mleko. Akashi bardzo bacznie mi się przyglądał. Wziąłem do ręki butelkę z wodą i zacząłem pić.
- Wujku, jak to jest podczas seksu? - Zakrztusiłem się, kiedy z młodych ust padło takie pytanie. Chwilę kaszlałem, a Akashi tylko patrzył. W końcu udało mi się uspokoić. Ale wtedy mleko zaczęło uciekać z garnka. Szybko wsypałem tam budyń w proszku i zacząłem mieszać. Kiedy już skończyłem wróciłem do dzieciaka z budynkiem na talerzu. Sam tez zacząłem jeść.
- To powiesz mi wujku? - Odłożyłem łyżkę dla bezpieczeństwa. Co ja miałem mu powiedzieć?
- Skąd ci się wzięło takie pytanie?
- No, bo mama i tata często w nocy hałasują. Słyszę krzyki mamy. Czy to ją boli? – Zaśmiałem się cicho. No tak, w końcu coś z dziecka ma.
- Zapewniam cię, że nie.
- To czemu krzyczy? – Ach ta ciekawość po Erenie…
- Prawdopodobnie dlatego, że jest jej przyjemnie.
- Prawdopodobnie? To ty wujku nie wiesz jak to jest? – Zatkało mnie. Jedyne uczucie jakie znam to robienie komuś loda. I to był jeden raz! Westchnąłem.
- Nie wiem. Nie robiłem tego nigdy.
- Ale przecież masz już dwadzieścia cztery lata wujku. To niemożliwe!
- Uwierz, a wszystko będzie możliwe. - Akashi tylko kiwną główką na znak, że rozumie. A potem wróciliśmy do jedzenia budyniu. Nawet dobry wyszedł...
- Nick! Chodź ,szybko!!-Do kuchni wpadł przestraszony Eren.
- O co tyle krzyku?
- Chodź! - Zostałem zaciągnięty przed telewizor gdzie siedział Levi z poważnym wyrazem twarzy. Spojrzałem na ekran. W jednej chwili z czas jakby zwolnił. Nie mogłem nic zrobić. Kurwa nic! Chciałem się poruszyć, ale nie mogłem. Widziałem jak pogotowie zabiera Ryana. Mojego Ryana, który na noszach leżał nieprzytomny.
- Pościg zakończył się tragedią. Poszukiwany wjechał w auto jadące po autostradzie powodując kolizję… Kierowca auta osobowego jest nieprzytomny. Jego stan może być bardzo poważny patrząc na wygląd auta, które jest zmiażdżone do połowy...
Spikerka mówiła, ale ja nie słyszałem reszty. Nie chciałem słyszeć. Przecież to niemożliwe. Zostałem złapany za rękę. Otrząsnąłem się i spojrzałem w dół na czerwonowłosego. Uśmiechnął się delikatnie.
- Wujku na pewno nic mu nie jest. Musisz w to uwierzyć. - Z oczu poleciały mi łzy.
- Nie mazgaj mi się Nicku Sliver. Jedziemy. - Zarządził Levi, a ja skinąłem głową.
-Eren jaki to był szpital?
- Na Hagison.
- Rozumiem. Zostań tu z Seijirou.
- Tato ja też chce jechać. Wujek mnie potrzebuje. - Ten dzieciak jest kochany. Uklęknąłem przy nim na jednym kolanie.
- Spokojnie, dam sobie radę. Zostań z mamą. Pamiętaj, że dziś odwiedzi was Kuroko. Nie możesz go zawieść. - Chłopczyk skinął głową i stanął koło Erena. My z Levin wyszliśmy z domu by zaraz wsiąść do auta i przemierzać ulice. Nigdy jeszcze czas tak mi się nie dłużył, a myśli szalały.
- Nick, spokojnie.
- Łatwo ci mówić. Może to przez mnie? Rano się jeszcze widzieliśmy. Prawdopodobnie to moja wina.
- Ryj szczylu. Głupoty gadasz. Jesteś najtwardszą Omegą jaką znam. Więc głowa do góry, korona na łeb i zapierdalaj dalej przez życie. Nawet nie wiesz czy to coś poważnego. Za bardzo popadasz w panikę.
- Chyba masz rację. Muszę się uspokoić. -Wziąłem głęboki wdech by zaraz wypuścić powietrze z powrotem. I jeszcze raz i kolejny.
- Dobra, starczy bo mi się tu zapowietrzysz. Za chwilę dojedziemy do szpitala. Więc proszę nie rycz. Mam opinię oschłego i zimnego gościa. Nie chce jej nadszarpnąć. - Mrugnął do mnie. - Po za tym druga strona jest przeznaczona dla rodziny.
- Jasne. Już mi lepiej.
- Jesteś członkiem mojej rodziny więc jesteś silny. Nie zapominaj o tym.
- Coś jeszcze wujaszku?
- Mam nadzieje, że wkrótce nim zostanę... -Zbiło mnie to trochę z tropu, ale zaraz załapałem o co chodzi. - Teraz wysiadka, dotarliśmy.
Oboje wyszliśmy z auta i skierowaliśmy się do szpitala. W recepcji zastaliśmy kobietę, która od razu załapała o co chodzi i podała nam numer sali. Wjechaliśmy windą na górę i zaraz po wyjściu z niej skręciliśmy w lewo stając przed odpowiednimi drzwiami.
- Wejść z tobą?
- Dam radę. - Ostrożnie nacisnąłem na klamkę popychając drzwi. Widok jaki zastałem po drugiej stronie kompletnie mnie rozwalił...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top