Nowy etap.

Obudziłam, się o 7:30 a może w ogóle nie kładłam się spać. Ostatnio jak spojrzałam na zegarek była 7:10. Nie mogłam spać tej nocy, brzuch miałam ściśnięty jak przed obroną. Przewracałam się z boku na bok zadając sobie w kółko to samo pytanie. Może tak zrezygnować? W końcu musi być ten pierwszy raz gdy nie uda się zrealizować postawionego celu. Żużlem interesuje się od roku, tak naprawdę gdyby nie mój brat to moja noga nigdy nie stanęła by na stadionie. Nie jestem największą fanką, oprócz Sparty tak naprawdę nie mam pojęcia gdzie jaki zawodnik jeździ. Znam kilka nazwisk ale na tym by się skończyło. Co musiało uderzyć mnie w głowę żebym pomyślała, że mogę tam pracować. Na dodatek świadomość tego, że moja najlepsza przyjaciółka jest zakochana w jednym z zawodników wcale nie ułatwia sprawy. Tylko to nie jest miłość do zawodnika, ona naprawdę jest w nim zakochana. Pamiętam jak zobaczyła, go po raz pierwszy i prawie weszła w stojącą przed nią latarnie. Umierałam wtedy ze śmiechu. Nigdy nie rozumiałam tego, jak można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Nigdy nie spotkało mnie takie uczucie i znając mnie nigdy go nie doświadczę. To głupie, widzisz człowieka pierwszy raz w życiu i już twierdzisz, że to miłość Twojego życia, planujesz ślub i to ile będziecie mieć dzieci w przyszłości. Dlatego nie rozumiem co ona widzi w nim cudownego, oprócz tego, że jest wysokim blondynem o niebieskich oczach. Dla mnie jest zwykłym facetem. Odwróciłam się na drugi bok i starałam się usnąć, mając nadzieję, że Marysia zaśpi i ominie mnie zażenowanie roku. To ona uparła się żebym tam poszła. Nienawidzę jej za to ale z drugiej strony wiem, że dba o to abym się rozwijała i żebym była szczęśliwa. Nie minęło nawet pięć minut gdy poczułam zimno po szybkim ściągnięciu ze mnie kołdry.

- WSTAWAJ!! Zaraz się spóźnisz! - wykrzykiwała mi nad uchem współlokatorka i zaczęła skakać po łóżku jak pięcioletnia dziewczynka, która chce iść na plac zabaw. Pomimo tego, że ją kocham mam ochotę przywalić jej w głowę czymkolwiek co znajdę pod ręką, najlepiej czymś ciężkim.

- Daj mi święty spokój, zostaję w łóżku i nigdzie nie wychodzę. - odpowiedziałam jeszcze spokojnym głosem. Nie chciałam od razu z rana rozpoczynać kłótni między nami a wiedziałam, że zaraz się zacznie. Znam ją od małego i wiem do czego jest zdolna. Jeśli jej na czymś zależy to nie ma możliwości żeby odpuściła. To jedna z niewielu cech, które mamy takie same. Obie walczymy do upadłego, nawet jeśli wiemy, że się nie uda, po prostu nie poddajemy się.

- Zostajesz w domu?! Nie myśl o tym. Masz okazję poznać mojego przyszłego męża szybciej niż ja i zrobisz to! - krzyczała, że chyba pól osiedla ją słyszało. Co miałam zrobić? Zabić ją? Uderzyć żeby zemdlała na parę godzin? Nic nie było dobre w tym momencie. Jedynym moim wyjściem było podniesienie tyłka i ruszenie na tą chorą rozmowę kwalifikacyjną. Nie uda się mówi się trudno, będą kolejne rozmowy i kolejne możliwości pracy. Na tej jednej przecież świat się nie kończy. Przynajmniej sprawie, że ta okropna czarnulka będzie szczęśliwa, bo przecież czego nie robi się dla przyjaciół.

- Dobrze, dobrze. Wstanę, dla Ciebie. No ale jeśli się nie dostanę to ... dasz mi święty spokój? - zapytałam z błagalnym wzrokiem. Okej, żużel był fajny. Uwielbiałam ten dreszczyk emocji podczas każdego meczu, ale nie byłam taką psychofanką jak ona. Potrafiłam się przy zawodnikach zachować jak normalny człowiek, może to właśnie dlatego mnie zauważyli a nie Marysie? Nigdy nie chciałam jej tego powiedzieć, ale przecież wolą mieć w pracy normalnego człowieka a nie fana, który jedyne o czym by mówił to Maciek Janowski. Zaśmiałam się pod nosem wyobrażając sobie Marysie jako pracownik
Sparty, który wzdycha za każdym razem gdy Maciek przechodzi obok niej i podniosłam się z łóżka. Spojrzałam tylko na leżące obok łóżka CV i pragnęłam tylko aby ten dzień się skończył. Radość na twarzy Marysi jeszcze bardziej mnie dobijała, bo co jeśli naprawdę mi się nie uda? Jeśli stwierdzą, że jestem do niczego pomimo tak długiej listy mojego doświadczenia. Może stwierdzą, że za dużo mam obowiązków i nie będę mogła się w pełni oddać Sparcie? Ale przecież nazywasz się Zuzanna Larczyńska, dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych.

- Mogę jechać z Tobą? Wiesz dla pewności, że w ogóle tam dotrzesz - uśmiechnęła się do mnie przyjaciółka. Boże, dlaczego postawiłeś ją na mojej drodze. Nie było kogoś bardziej normalnego? No ale gdyby nie ona to pewnie nie byłabym w tym miejscu gdzie jestem teraz. To ona namówiła mnie na wyjazd do Wrocławia, gdy moje życie legło w gruzach. To ona wysłuchiwała mojego płaczu i przekleństw na cały ten świat. Wyciągnęła mnie z dołka, który już prawie zakopywałam. Nie opuściła mnie pomimo tego, że wiele razy powiedziałam o niej źle, pomimo tego, że prosiłam ją żeby zostawiła mnie w świętym spokoju. Ona zawsze była coraz silniejsza, z coraz to większą wiarą we mnie, że osiągnę wiele w swoim życiu. Uważała, że nikt tak nie zasługuje na szczęście jak ja. Teraz jej za to dziękuje, pokazała mi w chwilach ciemności, że świat jest kolorowy i piękny. Lepszej osoby niż ona nie znajdę nigdy w życiu.

- Jasne, idź się ogarniać - odpowiedziałam po czym weszłam do swojej garderoby. No tak teraz pół godziny spędzone na znalezieniu ubrania i potem umalowaniu się. Oby się tylko nie spóźnić. Uwielbiam się stroić, ubiór tak naprawdę pokazuje jacy jesteśmy. Tak samo jak gesty, wszystko co robimy i to jak wyglądamy świadczą o nas samych. Ja zawsze muszę wyglądać perfekcyjnie nie mogę pozwolić, by ktoś pomyślał o mnie źle tylko przez pryzmat tego jak wyglądam. Jako, że to rozmowa o pracę postanowiłam założyć coś eleganckiego ale jednak z nutką normalności, nie chce wyjść na jakiegoś korposzczura, którym nigdy w życiu nie zostanę.

- Chodź, za 15 minut mamy tramwaj - krzyknęła moja współlokatorka, która chyba już od pół godziny była gotowa.Jak zawsze zapominalska, od kiedy to ja jeżdżę tramwajami. Stara czasu i pieniędzy, wole postać 5 minut w korku ale przynajmniej czuć się bezpiecznie we własnym małym wozie.

- Pojedziemy autem, nie będę na rozmowę tłukła się tramwajem - zaśmiałam się po czym obie radośnie wyszłyśmy z domu. Droga minęła nam spokojnie, śpiewałyśmy piosenki, dzięki czemu nie czułam tego całego stresu związanego z rozmową kwalifikacyjną. Gdy dojechałyśmy na miejsce przed wejściem do klubu wypaliłam chyba pół paczki papierosów i dostałam potrójny opiernicz od przyjaciółki, bo przecież będę im śmierdzieć a to dobrze nie wpłynie na ocenę mojej osoby. Jednak miałam to gdzieś, zawsze gdy się denerwuje to pale jak smok. Tak już mam i chyba nic tego nie zmieni. Chociaż okej, jak zajdę w ciążę to na pewno nie będę palić, ale do tego mi daleko nie mam zamiaru jeszcze zakładać rodziny i mieć dzieci. Dopaliłam ostatniego papierosa i weszłam do środka. No to Zuzia, teraz albo nigdy.

- Dzień dobry, ja przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną - uśmiechnęłam się szeroko do stojącej naprzeciwko mnie wysokiej brunetki w kręconych włosach. Widziałam ją nie raz, nie dwa na stadionie. Zawsze imponowała mi swoim spokojem i radością z jaką podchodziła do ludzi.

- Witaj, mów mi Kasia. Kawy, herbaty? Usiądź proszę. - zapytała z delikatnym uśmiechem. Biło od niej ciepło i dobroć. Widać było, że dba tutaj o wszystkich i wprowadza rodzinną atmosferę.

- Wystarczy woda, dziękuje. - odpowiedziałam po czym usiadłam przy wskazanym przez nią stole. Denerwowałam się, w końcu nie wiedziałam czego mam oczekiwać. Wyciągnęłam z torebki CV i położyłam na stole czekając, aż kobieta wróci.

- O przyniosłaś CV, nie będzie potrzebne - po tych słowach zaczęłam się jeszcze bardziej denerwować. Jak to nie potrzebne? Czyli mogę się pożegnać z pracą tutaj, a mogłam w ogóle nie przychodzić. - Na sam początek zajmiesz się obsługą sklepu. Zbliża się początek sezonu, więc ludzie będą przychodzić i kupować. Wprowadziliśmy nowe gadżety i zobaczymy jak się spiszesz na wypromowaniu ich. A potem, mam dla Ciebie lepszą pracę, jednak musisz pokazać, że na nią zasługujesz - kobieta uśmiechnęła się do mnie i upiła łyk kawy ze swojego kubka w barwach klubu. Nie mogłam uwierzyć w to co do mnie mówi, od tak bez żadnej rozmowy dostałam pracę? I ma dla mnie inną tylko muszę przejść test? Tak szybko to chyba w żadnej pracy nie miałam. Cieszyłam się strasznie. Wypiłam za jednym razem całą wodę, tak zaschło mi w gardle.

- Dziękuje, nawet nie wie Pani jak się cieszę, dam z siebie wszystko obiecuję. Od kiedy zaczynam? - zapytałam i czułam, że cała się trzęsę. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Wydawało mi się, że śnie i zaraz obudzi mnie krzyk współlokatorki, że powinnam podnieść ten swój chudy tyłek z łóżka bo się spóźnię. Jednak gdy delikatnie się uszczypnęłam zrozumiałam, że wcale nie śpię a to wszystko to prawda.

- Po pierwsze mówiłam, mów do mnie Kasia. Po drugie od jutra, witaj w rodzinie Zuzanno - podała mi rękę, a ja zrozumiałam, że zaczyna się najlepszy etap w moim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top