5

SHIRO

Gdy się obudziłem, pierwszą rzeczą jaka do mnie dotarła, był mój ból głowy. Nie mam pojęcia od czego, jednak patrzcie państwo - tak jednak można. Otworzyłem oczy. Było chyba południe. Znajdowałem się w bliżej niezidentyfikowanym mi pokoju. Kolorystycznie, to dominowała tu biel. Przez wielkie okno w ścianie dostrzegłem park. Drzewa bez liści, pokryte szronem prezentowały się naprawdę niezwykle. Z trudem oderwałem wzrok od okna, ale musiałem się zorientować gdzie ja kurde jestem! Wtedy przypomniały mi się wydarzenia z wczorajszego dnia. Aż ciarki po mnie przeszły. Omiotłem pokój wzrokiem. Po wyposażeniu i całym tym profesjonalnym sprzęcie wywnioskowałem, że znajduję się w szpitalu. Tylko skąd ja się tu wziąłem? Miałem niemiłe wrażenie, że ten cały Rin jest w to wszystko zamieszany.

Taaak,.... Rin. Ja naprawdę nic do niego nie mam i uważam, że to całkiem miły chłopak. Bardzo przyjemnie mi się z nim wczoraj rozmawiało. Tylko denerwują mnie moje własne reakcje w jego towarzystwie. Od kiedy to ja stałem się taką wyczuloną na każdy, najmniejszy gest dziewicą? Ja serio mówię! Zachowuję się zupełnie jak baba! Zaczyna mnie to wszystko niepokoić...

Moje rozmyślania przerwała pielęgniarka, która weszła do pokoju, w którym się znajdowałem. Była młodą kobietą. "Na oko" dałbym jej dwadzieścia-parę lat. Miała kręcone, blond włosy sięgające do ramion. Uśmiechnęła się do mnie, widząc, że już się obudziłem.

- Witaj, Shiro. Dobrze, że już się obudziłeś - odezwała się do mnie. Skąd ona zna moje imię? Lekarze to normalnie jacyś magicy. Zawsze wiedzą o tobie wszystko i nigdy nie wiadomo skąd!

- Dzień dobry. Przepraszam....,ale jak ja się tu znalazłem.... i gdzie ja tak dokładnie jestem? - Niby wie, że szpital, no nie? Ale adres by mi się przydał. Ja potrzebuję konkretów!

Na moje słowa zaśmiała się lekko pod nosem.- W szpitalu, oczywiście! Na ulicy Jesiennej (Boże.... Moje nazwy ulic są takie z dupy zupełnie. dop. aut.) Przyniósł cię tutaj taki młody chłopak... Całkiem niezłe ciacho tak szczerze mówiąc...

Na te słowa coś we mnie pękło. Nie mam pojęcia, czemu się tak zdenerwowałem, ale w obecnej chwili miałem to zupełnie gdzieś. To obrzydliwe... Z trudem powstrzymywałem odruch wymiotny.

- Tak czy inaczej, powiedział, że jest twoim kolegą z klasy i podał nam twoje dane osobowe - kontynuowała zupełnie niezrażona moją negatywną reakcją.- Lekarz nie stwierdził u ciebie żadnych poważnych urazów. Nic ci nie dolega. Byłeś po prostu wymęczony i głodny. Teraz radzimy ci tylko pić dużo wody, bo jesteś nieco odwodniony i może cię boleć głowa. Niedługo jeszcze wpadnie do ciebie lekarz, aby jeszcze raz cię zbadać. Jak dobrze pójdzie, a taką mamy nadzieję, to jeszcze dzisiaj zostaniesz wypuszczony ze szpitala. Aczkolwiek nasz psycholog prosił o rozmowę z tobą.

Na te słowa mina mi zrzedła i zrobiłem się blady na twarzy. O co może im znowu chodzić?! Czemu się znowu mnie czepiają? Chyba się niczego nie domyślili w związku z moim ojcem, prawda? Wyobrażając sobie najgorsze scenariusze, nieświadomie, głośno przełknąłem ślinę, co nie uszło uwadze pielęgniarki, która spoglądała teraz na mnie uważnie. To się wkopałem...

RIN

Odkąd odstawiłam Shiro do szpitala minęło sporo czasu. Zaraz potem jak zemdlał zadzwoniłem po moją mamę i wytłumaczyłem jej sytuację. Natychmiast zaczęła działać. Nie wiem nawet co bym bez niej zrobił. Pewnie bym tylko panikował. Na szczęście moja mama, mimo swojego codziennego wyluzowania, potrafi zachować zimną krew i zachowac sie jak profesjonalistka. Razem przenieśliśmy go do samochodu i jak najprędzej (nie łamiąc iczywiście przepisów i pod żadnym pozorem nie przekraczając dozwolonej prędkości, bo mimo wszystko to jednak moja mama, no nie?) pojechaliśmy w stronę najbliższego szpitala. Na szczęście szybko się nim zajęto. Ja musiałem tylko wypełnić trochę dokumentów (tak, on se śpi w najlepsze, a ja zostałem z papierkową robotą). Następnie skierowałem się w stronę sali na której jak się okazało leżał i postanowiłem z nim trochę posiedzieć. Czuwałem przy nim przez 4 godziny! A ten cały czas spał. Lekarze powiedzieli mi, gdy już wchodziłem, że to nic poważnego i niedługo wydobrzeje. Gdy wchodziłem na dworze było już całkowicie ciemno. Z resztą, najcieplej też nie było. Szczelnie opatulony kurtką skierowałem się w stronę przystanku autobusowego. W drodze powrotnej ciągle o nim myślałem. Teraz też o nim non stop myślę. Zamiast słuchać jakże interesujących wywodów pani od historii (wyczujcie tę ironię) to zastanawiałem się jak się czuje i czy już się obudził. Zamierzam chyba odwiedzić co zaraz po szkole. Mam tylko nadzieję, że odczepiłasię od niego ta blondwłosa pielęgniarka. Cały czas gapiła się na niego tymi wymalowanymi zbyt wielką ilością masakry...... ekhm maskary oczami. I tylko pomyśleć, że to ona ma się nim zajmować. A niech tylko spróbuje go tknąć to obiecuję, że wyrwę jej te łapy i do dupy wsadzę!

Po ostatniej lekcji natychmiast skierowałem się w stronę drzwi. Zignorowałem nawoływania moich kolegów, zachęcających do wspólnej gry w koszykówkę na sali gimnastycznej. Mama czekała na mnie pod szkoła w swoim samochodzie. Poprosiłem ją, aby zawieszka mnie do szpitala. Nawet nie ukrywała swojego zdziwienia.

- To jak? Lecisz do swojego kolegi. Wow, nie spodziewalam się, że tak szybko znajdziesz sobie przyjaciół.

- Jak zwykle przesadzasz. Chcę po prostu zobaczyć jak się czuje i tyle - odburknąłem.

- Czy ja coś mówię? To ty się mnie jakoś czepiasz. - Teatralnie odwróciła głowę, udając obrażoną.

Nawet nie zdążyłem jej odpowiedzieć, bo zdążyliśmy dojechać na miejsce. Podziękowałem mojej mamie szybko za podwózkę i wysiadłem z samochodu. Na recepcji upewniłem się, że Shiro nie został nigdzie przeniesiony. Biegłem w stronę sali na ktorej leżał, wiec nawet kilka osób zwróciło mi uwagę, abym uważał. Wpadając do pomieszania musiałem się przytrzymać drzwi, aby nie zaliczyć przysłowiowej "gleby". Tam jednak nie zobaczyłem Shiro tylko tą durną pielęgniarkę.

- Ummmm... Dzień dobry. Jest może Shiro? - Może pytanie głupie, ale wiecie - ja jako osoba inteligentna, powinienem dostosowywać podczas rozmów poziom moich wypowiedzi do osoby, z którą rozmawiam, no nie?

- Nie!! Uciekł przed chwilą! Próbowałam go zatrzymać, jednak mi się wyrwał! Nie mam pojęcia czemu ani gdzie pobiegł.

- Dobrze. Ja spróbuję go poszukać, a pani niech wszystkich zawiadomi.

Po tych słowach zerwałem sie do biegu. Co mu znowu odbiło?

Przeszukałem chyba cały budynek zanim go znalazłem. Nie było łatwo, bo nawet raz otworzyłem drzwi, za którymi jakaś stara baba się przebierała. Ciężko było się z tego tłumaczyć. A tak w ogóle to co trwa babcia sobie pomyślała? Darła mordę tak głośno, że słychać ją było na ulicy. Krzyczała coś o jakimś zboczeńcu i gwałcicielu. Tacy starzy ludzie mają zdecydowanie za wysoką samoocenę! Aż mi się rzygać jak myślę o niej bez bluzki, a co dopiero o gwałcie na niej. A kysz złe myśli! A kysz! Ale nie o tym teraz, bo mózg mi się roztopi.

Jak już mówiłem udało mi się znaleźć poszukiwanego. To były jedne z ostatnich drzwi, do których nie zdążyłem zajrzeć. Ja to mam farta. Był to konkretnie pusty gabinet lekarski. Ktoś najwyraźniej zapomniał go zamknąć, z czego skorzystał białowłosy. Siedział na podłodze oparty o ścianę z podkulonymi nogami. Twarz miał schowaną miedzy kolanami. Gdy usłyszał trzask zamykanych drzwi natychmiast uniósł głowę. Na mój widok oczy rozszerzyły mu sie ze zdziwienia.

- Co ty tutaj robisz? - zapytał odgarniając jasne włosy, które spadły mu na oczy.

- Szukam cię. A właściwie to już znalazłem. Co się stało? Wszyscy cię szukają.

- Nic, nie twoja sprawa. Idź stąd. Nie chcę nikogo widzieć.

- O. Jaka szkoda, że to nie jest koncert życzeń. Powiedz mi lepiej o co chodzi, bo zawołam tu wszystkich.

- Nie, proszę! - W jego oczach można było dostrzec strach. Nie wiem o co chodzi, ale musiało stać się coś poważnego. - Powiem ci tylko nie wołaj ich. Pomóż mi się stąd wydostać niepostrzeżenie. Obiecuję, że ci wszystko powiem jak tylko stąd wyjdziemy.

-Dobra. Ale trzymam cię za słowo. A teraz wstawaj z ziemi. Musimy cię stąd teraz jakiś wyciągnąć.

Na drogę ucieczki wybraliśmy okno. Był to na całe szczęście parter, tak więc spokojnie udało nam się wyjść. Wyskoczył zaraz po mnie. Widać, że nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić. Skoro nie mógł się zdecydować to postanowiłem mu w tym pomóc. Złapałem go za rękę i
pociągnąłem za sobą jednocześnie ruszając w dobrze znanym mi kierunku.

- Gdzie idziemy? - zapytał zdziwiony.

- Jak to gdzie? Do mojego domu, oczywiście! - Nie protestował. Skinął tylko głową na znak zgody i ruszył za mną. - Tam mi wszystko wytłumaczysz - dopowiedziałem.

--------------------------------

Hejo! Chiałabym jeszcze raz strasznie podziękować wszystkim, którzy czytają moje opowiadanie. Jesteście suuuper!!!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top