2

RIN

Środek listopada. W moim przypadku oznacza to pierwszy dzień w nowej szkole. Jestem okropnie zestresowany. A jak nikt mnie nie polubi to zostanę wyrzutkiem. Nie chcę być totalnym przegrywem. NIE!!!!! Może to nieco powierzchowne z mojej strony, że tak mi zależy na byciu lubianym, no ale co? Mam siedzieć w kącie sam słuchając muzyki lub nołlajfiąc na telefonie, marnując najlepsze lata swojego życia?? Nie dzięki, jestem nieco ambitniejszy. Tak więc moja kochana mama podwiozła mnie do szkoły. Było bardzo zimno. Bardzo się cieszę, że nie musiałem się tu dostać autobusem lub co gorsza na pieszo (bo nie znam jeszcze tutejszego rozkładu jazdy autobusów). Gdy mama zatrzymała się pod budynkiem mogłem się nareszcie dokładnie przyjrzeć.  Moja nowa szkołą była całkiem sporym budynkiem. Była pomalowana w różne odcienie zieleni. Gdzieniegdzie tynk już obłaził, a jeszcze w innych miejscach widoczne były graffiti , które ktoś najwyraźniej próbował nieudolnie zamalować. Jednak budynek wyglądał na zadbany i sprawiał ciepłe oraz przytulne wrażenie. Na dość sporym dziedzińcu przed szkołą można było dojrzeć uczniów, opatulonych w kurtki i zmierzających w stronę wejścia, uciekających przed mrozem. Nieco się wahając wyszedłem w końcu z samochodu i sam również ruszyłem w stronę drzwi. I co ja miałem tam zrobić sam? Czemu mama ze mną nie poszła? Wiem, że zachowuje się jak mazgaj, ale na swoją obronę, gdy jestem pod presją to nastroje mam gorsze od kobiet w ciąży. Po wejściu miałem zamiar skierować się prosto w stronę gabinetu dyrektorki. Chętnie bym to zrobił oczywiście, gdybym wiedział tylko gdzie to jest!!! Tak więc wałęsałem się we wszystkie strony, szukając kogoś kogo mógłbym się o drogę zapytać, lecz jak na złość wszyscy nagle gdzieś wyparowali. Ja rozumiem, że był już dzwonek na pierwszą lekcję i wszystko, ale helouuuu to jest gimnazjum, no nie? Co za dziwna szkoła...

SHIRO

Ten dzień zaczął się wprost bosko (wyczuj tę ironię). Mój przewspaniały tatuś już z samego rana, z miłości do mnie postanowił mi przywalić. Prosto w twarz. Potem z łokcia w brzuch. I na koniec żebym nie czuł smutny z braku jego uwagi to z kolana dostałem w klatkę piersiową. Przez bite parę sekund nie mogłem złapać oddechu. A ja, jako podręcznikowy przykład świątyni spokoju i opanowania, postanowiłem dać upust emocjom razem z krwią. Tak, tak w znaczeniu, że się pociąłem. Tego dnia nieco przesadziłem. Krew zupełnie nie przestawała lecieć. Zostało mi mało czasu do rozpoczęcia się lekcji, ale ja nie mogłem pójść w takim stanie, bo od razu wszyscy połączą ze sobą fakty i wszystko się wyda. Ja nie mam zamiaru dać wyjść prawdzie na jaw. Wiem, że prawdopodobnie każdy mówiłby mi, że byłoby mi lepiej gdybym poprosił o pomoc. Ale ja za długo starałem się sprawiać wrażenie normalnego nastolatka. Może teoretycznie by mi to pomogło, lecz tak naprawdę - byłbym napiętnowany do końca życia. Zawsze już patrzyliby na mnie jak na ofiarę. Ja tego nie chcę. Nienawidzę litości. Niby ci wszyscy mówią, jak to ci współczują, a rzeczywiście cieszą się, że spotkało to ciebie, nie ich. I nie robią nic by ci pomóc.

Jak więc mówiłem, przez mój mały incydent z nożem kuchennym, spóźniłem się na autobus. Dzień zapowiada się coraz lepiej. Mam już tego dość! Na dodatek było w chuj zimno, a ja zapierdalałem na pieszo 5 kilometrów!! Gdy wreszcie dotarłem, byłem cały przemarznięty. Jeszcze tego brakuje bym się przeziębił. Było już dawno po dzwonku, więc nie spodziewałem się nikogo a korytarzu. Ale tu też los mnie zaskoczył. Co to ma być za dzień? Powinno się to zapisać w kalendarzu jako święto narodowe -  "DZIEŃ ROBIENIA Z SHIRO IDIOTY". Jakiś nieznajomy mi chłopak wałęsał się, zagubiony od drzwi do drzwi chyba nie bardzo wiedząc co zrobić. Nie bardzo chciałem teraz z nikim rozmawiać, więc miałem nadzieję,  że uda mi się jakoś taktycznie wycofać. Jednak nie wziąłem pod uwagę jednego, małego szczegółu. Konkretnie - dziś był najgorszy dzień w moim życiu i nic mi się nie udaje. Gdy odwrócony uciekałem przed wzrokiem obcego, ten jak na złość musiał się odwrócić. Sekundę po tym usłyszałem krzyk - Czekaj! - Odwróciłem się do niego twarzą. Chwilę się mu przyglądałem. Był bardzo przystojny.  Wyższy ode mnie o pół głowy. Miał czarne, przydługie włosy i ciemne oczy. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie swoimi kształtnymi ustami....Co ja właśnie powiedziałem!! Stój, nie! Jak ja właśnie opisałem chłopaka!? Shiro ogarnij się! No homo man!!!

- Przepraszam, ale czy nie wiesz może gdzie jest gabinet dyrektorki? - odezwał się pierwszy.

- Wiem - odpowiedziałem mu.

- Serio? - W jego oczach pojawiła się nadzieja.

- Hej! Nie patrz na mnie tak! Powiedziałem, że wiem gdzie jest gabinet, a nie, że ci go pokażę! - No dobra. Może to niekoniecznie wszystko wina nieśmiałości, ale po postu tak się przyzwyczaiłem przez te lata.

- Wiesz. Nie musiałeś być dla mnie taki wredny. Sam sobie poradzę, dzięki. - Odszedł wkurzony. Źle go oceniłem na początku. Miałem wrażenie, że jak się na niego nakrzyczy to podkuli ogon, a ten proszę! Nawarczał na mnie! Robiło się coraz bardziej interesująco. Bardzo mnie zaintrygował. Normalnie nie interesowałem się aż tak nikim i tu nagle on się pojawia. Nie mogę przestać o nim myśleć! Jest ze mną źle.... Razem z moimi czarnymi myślami skierowałem się spóźniony w stronę sali, gdzie miałem lekcje.

RIN

Co to w ogóle miało być?? Ja tu podchodzę, kulturalnie się pytam, a ten mnie atakuje. Chamstwo w biały dzień!!! Przyłapałem się na tym, że cały czas o nim myślę. Miał bardzo nietypową urodę. Był bardzo ładny. Nie przystojny, lecz ładny. Jego włosy były zupełnie białe. Skórę też miał wyjątkowo bladą. Jedyne co z tym kontrastowało to jego oczy. Były czerwone. Z reszta jego usta też były niczego sobie. Aż by się chciało całować..... Nie, lepiej nie. Kiedyś już raz miałem taki niemiły incydent. W szóstej klasie podstawówki zakochałem się w moim przyjacielu. Na zakończeniu roku wyznałem mu to. Liczyłem, że może odwzajemni on moje uczucia. Jednak on mnie wyśmiał i zaczął wyzywać. Od tamtej pory nie miałem z nim kontaktu. A z resztą, o czym ja myślę! Przecież ten chłopak dopiero co na mnie nakrzyczał i uciekł ode mnie. Takie oznaki chyba nie są dowodem sympatii. Moje przemyślenia skończyły się gdy nareszcie natknąłem się na właściwe drzwi. Wiedziałem, że to te bo widniał na nich napis informujący, że to pokój pani dyrektor. Zapukałem, a po usłyszeniu odpowiedzi wszedłem do środka, próbując wymyślić sensowną wymówkę na to dlaczego się spóźniłem. Bo to że zgubiłem się w budynku nie dość, że brzmiało niewiarygodnie to jeszcze robiło ze mnie idiotę.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top