Spacerowo - relasowo

/*
Wiem, że od rozdziału do rozdziału znów minęło duużo czasu, ale za to rozdziały są długie. Więc miłego czytania i jeszcze trochę cierpliwości niedługo będę mieć więcej czasu dla tego opowiadania. Obiecuję 😊
*/

Obudziłam się coś koło ósmej rano. Druga połowa łóżka była pusta i zimna. Musiał wcześnie wstać i wyjść po cichu, że nawet nie słyszałam. Byłam przekonana, że siedzi w salonie i ogląda telewizor czy coś. Wstałam, chcąc jak najszybciej rozwiać swoje wątpliwości. Po drodze do salonu złapałam jakąś bluzę i zarzuciłam ją na siebie. W salonie było pusto, w kuchni też, w łazience ani śladu po nim nie było. Zastanawiałam się gdzie poszedł. Wieczór zakończyliśmy jakoś w niezbyt przyjaznej atmosferze. Czyżby już się wyniósł ode mnie? Tak szybko? Wystarczyła jedna, mała sprzeczka? Wróciłam do sypialni i zajrzałam do szafy. Oddałam mu jedna półkę, na której trzymał niewielką ilość swoich rzeczy, które zresztą kupiliśmy razem. Była zapełniona, więc nie wyniósł się. Chyba, że zabrał tylko wojskowe rzeczy, a te cywilne zostawił, z racji tego, że nie potrzebował ich za dużo, jak to on twierdził. Zajrzałam do drugiej szafy, tej w korytarzu, gdzie powinien leżeć jego plecak z oprzyrządowaniem wojskowym. Był na miejscu. Bez tego raczej by się nie wyniósł. Nie miałam pojęcia gdzie zniknął, ale jakoś dziwnie mi było tak nagle bez niego i bez wiedzy gdzie jest. Już się zdążyłam przyzwyczaić do tego, że był ciągle koło mnie. Wzięłam koc i okrywając się, usadowiłam się wygodnie na kanapie. Siedziałam zamyślona, sama nie wiem jak długo. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam się, aby zobaczyć kto się w nich pojawi. Mogła to być moja mama, bo ma do mnie klucze, albo Ryan. Nikt inny do głowy mi nie przychodził. Po kilku sekundach ujrzałam w drzwiach sylwetkę Ryana. Był ubrany w dresy. Bluza była mokra. wyglądał jakby się tak spocił.

- Hej. Wcześnie wstałaś. - Zmachany, z ledwo widocznym uśmiechem na ustach, przywitał mnie na wydechu.

- Ty też wcześnie wstałeś i wcześnie wyszedłeś.

- Obudziłem się rano, jeszcze spałaś. Nie chciałem cię budzić, to poszedłem pobiegać. Dawno się nie ruszałem. - Wyjaśnił obojętnie, po czym szybko się ulotnił, dodając na odchodne. - Pójdę się wykąpać.

- Jasne.

Dziwnie się czułam. Po jego miłości, troskliwości i bliskości nie było śladu. Czułam pustkę, a on nagle zaczął się inaczej zachowywać. Trzymał jakiś taki dystans do mnie. Czy to po wczorajszym spotkaniu z Ashley? Może byli parą, a ona była jedną z tych, w których się naprawdę zakochał kiedyś. Nadal ją kocha? Może dopiero przy niej zrozumiał, że do mnie nic nie czuje? Te i mnóstwo innych pytań, kłębiły mi się w głowie. Nie miałam ochoty ruszać się z kanapy i cokolwiek robić. Nagle odechciało mi się wszystkiego. Moje przypuszczenia były takie realne, a jego zachowanie tylko mnie w nich utwierdzało.

Kiedy wyszedł z łazienki, od razu poszedł do kuchni, rzucając tylko po drodze szybkie "zrobię nam śniadanie". Żadnego zbliżenia, żadnego buziaka na dzień dobry, żadnego stęskniłem się, żadnego kontaktu choćby wzrokowego. Po prostu przeszedł koło mnie i tyle. Co się działo? Mógłby mi chociaż wyjaśnić, ale nie chciałam po raz kolejny to ja zaczynać tej rozmowy. Powinien sam się zreflektować i przedstawić mi na czym stoję, skoro miał wątpliwości. Ale chyba się tego nie doczekam. Okryłam się bardziej kocem, mając ochotę schować się w nim i zniknąć całkowicie. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej i objęłam je ramionami, kuląc się. Taka poza dawała mi odrobinę poczucia bezpieczeństwa i spokoju. Starałam się jakoś uspokoić i nie roztrząsać niczego zawczasu.

Po kilku minutach pojawił się znów w salonie i postawił na stoliku przede mną, talerzyk z kanapkami i kubek z herbatą. Wrócił do kuchni po swoją porcję i zajął miejsce koło mnie, ale zachowując dystans. Postanowiłam nie odzywać się pierwsza. Podziękowałam tylko grzecznie za kanapki i herbatę i pomimo, że nie miałam ochoty jeść, starałam się wmusić w siebie posiłek. Zjadłam tylko jedną z dwóch przygotowanych przez Ryana kanapek. Pierwszą wciskałam na siłę, więc o zjedzeniu drugiej nie było mowy. Odstawiłam talerzyk na stolik i wzięłam kubek z gorącą herbatą. Ogrzewając dłonie od naczynia, wpatrywałam się pusto w głębię ciemnej cieczy.

- Jak tak dalej będziesz jeść, to nie będziesz miała siły wstać z tej kanapy. - Ryan stwierdził oschle, patrząc na moją niedojedzoną kanapkę.

- Dobrze mi tutaj. - Wzięłam łyk herbaty i odstawiłam kubek na stolik, po czym okrywając się bardziej kocem, przytuliłam się do zwiniętego jego skrawka, szukając chyba w nim ukojenia.

- Co ci jest?

- Nie jestem głodna. - Przelotnie na niego zerknęłam i, jak tylko skierował wzrok na mnie, szybko utkwiłam wzrok w swoich kolanach. Nie miałam ochoty patrzeć na jego puste spojrzenie na mnie.

- To widzę, a poza tym? - Ku mojemu zdziwieniu zapytał, ale jego głos nie wyrażał zbytnio zainteresowania. Zdawało mi się, że zapytał, bo tak wypadało.

- Po prostu nie mam ochoty jeść. - Postanowiłam nic nie mówić i wybadać, o co mu tak naprawdę chodziło.

- I siedzisz na kanapie, pod kocem.

- No i? - Nie wiedziałam do czego konkretnie dąży.

- Dobrze się czujesz?

- Tak. - Skłamałam bez najmniejszego problemu. Nie zamierzałam zaczynać tej rozmowy. To on pierwszy zaczął się dziwnie zachowywać, więc powinien się zreflektować, że należą mi się jakieś wyjaśnienia. Poza tym jakoś nie wydawało mi się, czy pyta w tym samym kontekście, o którym ja ciągle myśle.

- Wyglądasz jakby coś cię brało. - Tak myślałam, że nie wie, albo nie chce wiedzieć o co może mi chodzić.

- Nic mi nie jest.

- To czemu tak siedzisz?

- Po prostu, niedawno wstałam, ciebie nie było, więc przyszłam sobie na kanapę pod koc.

- No dobrze, to chodźmy na spacer. - Odstawił swój pusty talerzyk na stolik i spojrzał na mnie uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Nie chce.

- No co ty! Dlaczego?

- Nie mam ochoty wychodzić spod tego koca, a co dopiero z domu.

- No chodź! Zobacz jaka jest piękna pogoda. - Położył mi dłoń na kolanach. To był nasz pierwszy kontakt fizyczny dzisiaj. Dziwnie się czułam. Nie rozumiałam jego zachowania. Najpierw zdystansowany, a później jakby nigdy nic wyciąga mnie na spacer.

- Jest zimno. - Szukałam argumentów, które go zniechęcą.

- Nie jest tak zimno. Zobacz jak świeci słońce.

- Ale powietrze jest zimne jeszcze. Nie zamierzam nigdzie wychodzić. Nie mam na to ochoty. - Serio nie miałam ochoty nigdzie iść. Wolałam koc i swoją kanapę. Ryanowi ani trochę nie szło przekonywanie mnie

- W powietrzu czuć wiosnę. Chodź się przejdziemy. Dobrze ci to zrobi.

- Nie chcę nigdzie iść! Nie mam ochoty na spacer! Sam możesz sobie iść! - Podniosłam głos, żeby raz a porządnie skończyć jego dziecięce błagania.

- No dobra, co jest? To nie jest tylko brak apetytu, więc o co chodzi? - Uśmiech z jego twarzy znikł, ale pomimo jego zmiany frontu, nie zamierzałam nic wyciągać z niego na siłę.

- Nic. Po prostu wolę poleżeć na kanapie. Jak chcesz to idź sam na spacer. - Odpowiedziałam już spokojniej.

- Wolę z tobą.

- Ale ja nie chcę.

- No dobrze. W takim razie poleżymy razem. Może później zmienisz zdanie. - Ryan odpuścił i całkowicie zmienił front. Po raz kolejny. Wyciągnął koc spod moich stóp, uniósł go i wsuwając się pod niego, wepchnął się między moje kolana i kładąc się w tym miejscu, przytulił głowę do mojego brzucha. Byłam już kompletnie zmieszana jego zachowaniem. Najpierw mnie unika, zero czegokolwiek w stosunku do mnie, a teraz nagle ni stąd ni zowąd przytula się. Jakoś, po tym wszystkim, nie miałam ochoty na czułości z nim. Postanowiłam się zdystansować tak, jak on do tej pory. Zaczęłam go odpychać i wygrzebywać się z pod niego, zmuszajac go, żeby wrócił na swoje miejsce.

- Co jest? - Spytał zdziwiony, opuszczając moja strefę komfortu.

- A co ma być? - Postanowiłam grać tak jak on i nie być ciągle tą, która ma pretensje o wszystko.

- Czemu mnie odpychasz?

- Utrzymuje dystans tak, jak ty od wczoraj.

- Że co? Jaki dystans? - Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zdziwiony. Serio? Dla niego to wszystko, to nic znaczącego? Świetnie!

- Od rana traktujesz mnie jak powietrze, a teraz nagle się przymilasz i twierdzisz, że nie trzymałeś się na dystans?

- Nie traktuję cię jak powietrze.

- Nie? Jak wróciłeś, to sie nawet nie przywitałeś, tylko poszedłeś do łazienki.

- Byłem spocony, chciałem się wykąpać.

- Później też przeszedłeś koło mnie jak zjawa.

- Poszedłem zrobić śniadanie, to źle?

- Nie no spoko. - Syknęłam sarkastycznie. Dobijał mnie.

- O co ci chodzi? - Nie wiem czy udawał, czy tak na serio był tak obojętny, że nie wiedział o co mi chodzi.

- Zachowujesz się jakbyś sobie uświadomił, że nie chcesz już więcej się do mnie zbliżać. A przynajmniej jeszcze niedawno tak się zachowywałeś. Masz chorobę dwubiegunową?

- Niby czemu? - Prychnął.

- Wcześniej byłeś wielce stęskniony, po nocy przespanej ze mną w jednym łóżku i w dodatku mając mnie w objęciach. Teraz noc spędziłeś na drugim końcu łóżka, później idziesz sobie gdzieś, a jak wracasz zero czułości z twojej strony. Teraz nagle wciskasz się i przytulasz jakby nigdy nic.

- Nie mogę się przytulać? - Zapytał głupio z miną zbitego kociaka.

- Nie rozumiem Twojego zachowania.

- A ja twoich pretensji.

- Mam dość tajemnic jakie tworzysz wokół siebie i tego jak się zachowujesz. Albo się nie odklejasz ode mnie, a jak coś Cię trafi to mnie nie zauważasz. To nie jest normalne. Coś Cię gryzie i powoduje, że z sytuacji na sytuację zachowujesz się inaczej. Tylko nie wiem co. Możesz mi w końcu wyjaśnić wszystko? - Nie wytrzymałam już. Chciałam w końcu rozwiać tą tajemniczą mgłę jaka rozpościerała się wokół niego i dowiedzieć się na czym tak naprawdę stoję.

- Ale co mam ci wyjaśnić?

- Ryan, wszystko. Ja nie wiem o tobie prawie nic, a jak spotkam kogoś z twojej przeszłości, to staje się on wielką tajemnicą.

- Niby kto taki?

- Emily... - Zaczęłam wymieniać, a on w tym samym momencie się skrzywił. Nie chciałam zacząć wymieniać od Ashley, żeby nie wyciągać od razu na wierzch tego, przez co ta cała sytuacja zaistniała. Jego historia z Emily też była dla mnie tajemnicą, więc to był idealny przykład na rozpoczęcie wyliczanki.

- Tylko o nią ci chodzi?

- Z poznanych wczoraj znajomych, też zrobiłeś dla mnie wielką tajemnicę. - Konkretnie chodziło mi o jedną osobę, ale nie chciałam mu jej wypominać, ZNOWU.

- Chodzi ci o Ashley, tak? - Spytał skrzywiony, prostując się i ciężko opierając się o oparcie kanapy. Brawo! W końcu na coś wpadł.

- Niezbyt miło zakończyłeś wczorajszą rozmowę na ten temat.

- Bo nie chciałem rozmawiać o Ash? - Spojrzał na mnie z uniesioną brwią. Świetnie, teraz już jest dla niego zdrobniałą Ash. A może była i znowu będzie jego małą, kochaną Ash?! Miałam ochotę nawrzeszczeć na niego, ale się powstrzymałam.

- Nie przeszkadzałoby mi to, gdybym nie obudziła się w pustym łóżku i nie była później traktowana przez ciebie, jak bryła lodu.

- Poszedłem tylko pobiegać. To taki problem?

- Od tygodnia u mnie jesteś i do tej pory nie chodziłeś biegać, a po spotkaniu z nią nagle poszedłeś? Zresztą mniejsza o to. Tu nie chodzi o to, że poszedłeś pobiegać, tylko o to, jak sie później zachowywałeś.

- A jak się zachowywałem? - O nie, znowu muszę mu wszystko tłumaczyć. Ostatnie kilkanaście minut poszło w błoto. Czy on mnie w ogóle słuchał?

- Omijałeś mnie. Wolisz Ashley? - w końcu nie wytrzymałam. Nie mogłam dłużej znosić jego owijania w bawełnę i okrążania tematu.

- Że co?! - Oburzył się. - Dlaczego tak twierdzisz?

- Nie twierdzę, pytam.

- A skąd takie pytanie?

- Nie pytałabym, gdybym się nie nasłuchała od niej, jak to blisko jesteście, od Thiago nie dostała pytań czy niezręcznie się czuję z nią w towarzystwie, a od ciebie unikania tematu i mnie!

- No dobrze, niech ci będzie. - Wziął głęboki wdech, a ja nie wiedziałam czego się spodziewać teraz. Trochę się bałam, ale chyba byłam gotowa na wszystko.

- Co, niech mi będzie? - Zapytałam, jak nie kontynuował.

- Chcesz wiedzieć wszystko o Ash? To ci powiem.

- Chcę mieć jasną sytuację nas, a jak na razie widzę, że im bliżej niej jesteś tym dalej mnie. Więc bądź tak łaskaw i mnie olśnij na czym stoimy.

- Z mojej strony nic się nie zmieniło.

- Jasne. Pokazałeś to po powrocie z twojego treningu biegowego i wczoraj w łóżku, odwracając się do mnie plecami.

- To nie tak, jak myślisz.

- To mi wytłumacz, proszę.

- Naprawdę dawno się nie ruszałem. Z braku ruchu już mnie wszystko zaczynało boleć. Serio. Musiałem iść pobiegać. I przy okazji pomyśleć.

- Tu nie chodzi o twoje bieganie...

- Tak wiem. Chodzi o Ash.

- O nią też nie. Tylko o twoje zachowanie, które dziwnie się zmieniło po spotkaniu z nią.

- To nie tak.

- A jak? Wytłumacz mi, bo już zgłupiałam.

- Tak, Ashley to moja była.

- Wow. Nie trudno było się domyśleć. - Stwierdziłam sarkastycznie. Może nie powinnam się tak do niego odzywać, ale miałam tego już po dziurki w nosie.

- Tak, była jedna z tych dwóch, w których się zakochałem. - I wszystko stało się dla mnie jasne. Moje przypuszczenia się potwierdziły.

- Nadal ja kochasz i chcesz do niej wrócić. - Stwierdziłam oschle. Pomimo zachowania zewnętrznego spokoju, serce mi przyspieszyło i czułam, że ogarnia mnie złości, rozpacz. Sama nie potrafiłam określić co to było. Czułam jak powoli łzy cisną mi się do oczu. Starałam się głęboko oddychać i uspokoić w miarę możliwości, czekając na to, co powie mi dalej.

- Że co? Nie! Skąd ci to przyszłości głowy.

- Stąd, że mnie unikałeś po spotkaniu z nią, a ona była tą, którą kochałeś.

- Nie kocham jej. - Byłam kompletnie zagubiona. Albo próbował mi właśnie sprzedać niezłe kłamstwo, albo nie ma dla mnie sensownego wytłumaczenia tego wszystkiego.

- To skąd twoje zachowanie po spotkaniu z nią?

- Nie unikałem Cię. Nie wiem o co ci chodzi.

- Jasne!! Ciekawe co to było?!

- No dobra, może byłem trochę bardziej zamyślony...

- O Ashley. - Wtrąciłam mu się, dołączając to, co myślę.

- Nie! Nie o niej. No może gdzieś w kontekście była, ale nie takim, jak myślisz.

- A jakim?

- Chodźmy na spacer to ci wyjaśnię.

- Co ty tak ciągniesz na spacer?! Nie chce iść. Nie mam nastroju!

- Nastrój ci się poprawi jak poczujesz wiosnę na dworze. Chodź. Przejdziemy się, a ja ci wyjaśnię, żebyś się na mnie nie wściekała i pozwoliła mi się znów przytulać. - Głupek. Nie wiem czemu mu tak zależało na tym spacerze i czemu tak ciągnął mnie na dwór, ale chyba nie miałam wyjścia. Miał silny argument, którym mnie przekonał. Za bardzo zależało mi żeby to wyjaśnić. Nie wiedziałam tylko czy spacer nie był wymówką, żeby zyskać więcej czasu na wymyślanie zgrabnego wytłumaczenia. Pozostało mi tylko zaryzykować.

- To o czym tak rozmyślałeś intensywnie od wczoraj, że traktowałeś mnie jak powietrze? - Spytałam jak tylko postawiłam stopę na chodniku przed wejściem do mojej klatki. Nie chciałam marnować czasu i od pierwszych sekund próbowałam uzyskać to, po co tu przyszłam.

Stanął przodem do mnie i wyciągnął w moja stronę otwartą dłoń, oczekując, że położę na niej swoją. Kiedy to zrobiłam, złączył nasze palce i odwracając się na pięcie, ruszył wzdłuż chodnika. Jego kciuk zaczął gładzić mnie po zewnętrznej stronie dłoni, a on nie patrząc na mnie, zaczął niepewnie mówić.

- Myślałem o Ash - wiedziałam! - ale nie w takim kontekście jak sądzisz. - kontynuował i przelotne na mnie zerknął, żeby chyba upewnić się mojej reakcji na to co powiedział. Ja natomiast starałam się zachować kamienną twarz i utrzymać wszystkie buzujące emocje wewnątrz mnie.

- A w jakim? - Zapytałam bez emocji.

- Nie chciałem, żebyś ich poznała.

- To po co mnie tam zabierałeś?

- To znaczy chciałem, żebyś poznała Thiago i Chudego. Nie Ash i Nicolás'a.

- Chudego?

- Taki kumpel. Thiago mi napisał, jak już jechaliśmy, że go wezwali na jakąś awarię do pracy, więc musiał iść na popołudniową zmianę i dlatego go nie było.

- Ok - Przytaknęłam obojętnie choć żałowałam, że nie poznałam tego, kogo Ryan chciał mi przedstawić.

- Nicolás'a i Ash miało nie być. Thiago w ostatniej chwili dał znać, że Nicolás jednak będzie. Nie chciałem robić z siebie debila i zawracać, jak już prawie byliśmy na miejscu. Stwierdziłem, że jakoś przeżyje Nicolás'a, jak nie będzie Ash. Ash miało nie być wcale. I to chyba jedyny powód, dla którego się nie zwróciłem w ostatnim momencie.

- Czemu mi teraz przedstawiasz wersję siebie negatywnie nastawionych do nich. Świetnie się bawiłeś z Nicolás'em.

- Tak, jest spoko, dopóki nie widzę go z Ash i nie przypomnę sobie co zrobił. Poza momentami, kiedy jest z Ash, jakoś go trawię.

- Nie rozumiem.

- Ash była moja drugą dziewczyna, w której się zakochałem. Mówiłem ci, że poznałem ją na przepustce i szybko się zeszliśmy. Było nam dobrze, a przynajmniej mi się tak wydawało. Kiedy wyjeżdżałem pierwszy raz, trochę się obawiała. Jak wróciłem poszliśmy razem do Thiago na imprezę. Tam poznała Nicolás'a. I nagle wszystkie jej obawy o mnie, kiedy wyjeżdżałem, zniknęły. Resztę możesz sobie poskładać. - Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Przypomniało mi się to, co mówił o dziewczynie, w której się zakochał a ta go zdradzała. Nie myślałam jakoś, że to właśnie o Ashley chodziło. Chyba zrobiło mi się trochę głupio. - Miała zastępstwo, o którym bym sie nie dowiedział, gdybym któregoś razu nie wrócił wcześniej z misji i nie chciał zrobić jej niespodzianki. Nicolás jest flirciarzem, który już raz zabrał mi kobietę życia. Nie chciałem dawać mu szansy, na odebranie kolejnej. - Dodał ściszonym głosem, zatrzymując się i patrząc niepewnie mi w oczy.

- Rozumiem, ale to nie tłumaczy twojego zachowania od wczoraj.

- Jak juz ci mówiłem, Ashley miało nie być wczoraj. Thiago mnie zapewniał o tym, nie wiem co się zmieniło, że nagle się pojawiła. Próbowała ci namieszać w głowie. Ze mną też rozmawiała i kręciła coś, jakby chciała wrócić do mnie. Po tym spotkaniu zatopiłem się w swoich myślach. O tym co było, co nas łączyło i czy cokolwiek jeszcze z tego zostało. Jak uświadomiłem sobie, że kompletnie nic mnie z nią nie łączy i nawet nie chce, żeby łączyło, to zagłębiem się w tym, jak ty na nią zareagowałaś i co sobie myślisz po spotkaniu z nimi. Chyba za bardzo popłynąłem. Ale to nie była chęć powrotu do niej, tylko jak tego nie spieprzyć i nie dać tobie uciec ode mnie. A przynajmniej nie tak łatwo, jak dałem Ash odejść do Nicolás'a. Przepraszam, nie tak miało być.

- Jesteś głupek! Nie mogłeś mi tego powiedzieć wczoraj? Nie byłoby problemu! Ale nie! Bo ty wolisz wielką tajemnicę wokół siebie!!

- Nie wolę!

- Jasne!!

- Wczoraj chyba byłem trochę wściekły i nie chciało mi się o tym rozmawiać.

- Na co byłeś wściekły?

- Na Thiago, za to, że gadał, że Ash nie będzie, a nagle się pojawiła. I na Ash, że musiała się zjawić i wtrącić swoje pięć groszy. Wieczór bez niej byłby o wiele lepszy. A jeszcze lepszy byłby bez Nicolás'a, a z Chudym.

- Nie było tak źle. - Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami i wzrokiem pytającym "SERIO?". Miał trochę racji i zgadzałam się z nim w jednej kwestii, więc dodałam mały szczegół - No dobra, Ashley by mogło nie być i byłoby idealnie.

- Już lepiej. - Pocałował mnie w czoło i ruszyliśmy w dalszą drogę do parku.

- Czyli nie wydawało mi się, że Nicolás momentami ze mną flirtował? - Spytałam po kilku metrach pokonanych w ciszy. Choć po chwili zastanawiałam się, czy z takim podejściem Ryana do Nicolás'a, to pytanie było dobre.

- Nie, nie wydawało ci się. Ten dupek ze wszystkimi kobietami flirtuje. Ale jego już się nie zmieni, więc wkrecajac Cię, że z Thiago są parą, chciałem odwrócić chociaż twoja uwagę od tych flirtów. - I nagle coraz więcej rzeczy się rozjasnialo!

- Głupek. To nie było miłe! - Uderzyłam go w ramię.

- Ale działało. - Wyszczerzył się zadowolony z siebie.

- Nie musiało! Nicolás jest może i przystojny, ale jego flirty mnie raczej odpychały, bo wolę Ciebie.

- Jest przystojny? - Spytał podejrzliwie. Z całej mojej wypowiedzi wychwycił tylko jeden, mały, nieistotny szczegół.

- No, ale Thiago mi się bardziej podoba niż Nicolás. - Postanowiłam się z nim trochę podrażnić, w odwecie za to wszystko co zrobił.

- Co ty nie powiesz. Ale chyba nie tak bardzo jak ja.

- No właśnie bardziej. - uśmiechnęłam się do niego zawadiacko. Wiedziałam, że go to ruszy i miałam rację.

- Jak to bardziej?! Ode mnie?! Żarty sobie robisz, prawda?

- Nie. Thiago jest przystojniejszy od Ciebie. I do tego używa podobnych perfum co ty, więc komplet idealny. - Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem. Nie byłam pewna czy na serio to przyjął do siebie, czy droczy się ze mną, tak jak ja z nim.

- To dlatego od rana nie pozwalasz mi sie zbliżyć do siebie? - zapytał zachowując powagę.

- Ja ci się nie pozwalam zbliżyć do siebie?!

- No, a kto mnie wyganiał, jak chciałem się przytulić. - Po jego tonie głosu i wkradajacym się na usta uśmieszku, domyślałam się, że tylko się ze mną przekomarza, więc nie zamierzałam tego kończyć.

- Sam sobie na to zapracowales, rozmyslajac o Ashley!

- Nie wiedziałaś o kim myślę!

- Nie trudno było się domyśleć!

- Niby po czym się domyśliłaś?

- Spotykasz laske, która się do Ciebie klei, a później gada ona do mnie takie farmazony, Thiago przeprasza za niezręczną sytuację, a na koniec robisz się taki nieobecny, to co innego można sobie pomyśleć?

- Co ci gadała? - Nagle spoważniał i spojrzał na mnie wyczekując odpowiedź.

- Pytała czy nie mam nic przeciwko, że wróciła wcześniej, bo mogłam się poczuć niezręcznie. Po czym ignorując moja nieświadomość, czemu mogłam się czuć niezręcznie, próbowała mnie wprowadzić w większe zakłopotanie pytając czy nie przeszkadza mi, że jesteście tak blisko. W sumie to nic wielkiego, ale dawało do myślenia.

- Niby jak blisko jestesmy? - Prychnął. - Co jej odpowiedziałaś?

- Że nie przeszkadza mi jej osoba, póki trzyma łapy z dala od Ciebie.

- Walczysz o mnie - Widziałam właśnie, jak jego ego rośnie w oczach. Wyprostował się jak paw i zadowolony szczerzył zęby.

- Głupek!

- Ale twój! - Zatrzymał się i zachodząc mi drogę, stanął przede mną. Objął mnie ramionami i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Brakowało mi tego. Serce przyspieszyło mi z radości i od pieszczoty, jaką właśnie dostałam od Ryana. - Kleić to ja się mogę do Ciebie, a nie do niej. Blisko też mogę być tylko z tobą, tak blisko, że bliżej się nie da - położył mi dłonie na tyłku i kończąc zdanie, przyciągnął go do siebie, tak abym odbiła się od jego bioder. Robiąc to patrzył mi cały czas w oczy, a po chwili ponowił pocałunek.

- Cieszy mnie to bardzo. - Obdarowałam go szczerym uśmiechem zadowolenia, jak tylko się ode mnie oderwał.

- A poza tym, Ash nie kleiła się do mnie wczoraj. Więc skąd stwierdzenie, że spotykam laskę, która się do mnie klei?

- Przez cały wieczór patrzyła na Ciebie maślanymi oczami i w kuchni widziałam, jak się do Ciebie przytula.

- Przytulała się do mnie w kuchni? Kiedy?! - Spytał marszcząc brwi i patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem.

- Poszedłeś po coś do kuchni. To było jakoś chwilę po tym jak wróciła do domu.

- Podglądałaś nas? Nie ufasz mi? - Spytał raczej rozbawiony. Choć kwestia o zaufaniu brzmiała bardziej, jak stwierdzenie niż pytanie.

- Ufam ci. I nie podglądałam! Po prostu zauważyłam, jak przechodziłam korytarzem do toalety. Odruchowo zerknęłam w tamtą stronę, słysząc głosy. - Tłumaczyłam się lekko ściemniając.

- Jasne, jasne!

- No tak!

- Ale ona się nie przytulała do mnie w kuchni, więc coś źle zauważyłaś.

- Ale stała bardzo blisko Ciebie i miała zarzucona rękę na twoje ramię. Może to przytulenie nie było, ale na koleżeńskie poklepanie po ramieniu to nie wyglądało.

- Jesteś zazdrosna! - Wystrzelił zadowolony zamiast się bronić.

- Nie jestem!

- Jesteś!

- No może troszeczkę. - Poddałam się przyznając się.

- A nie mówiłem! - pękał z dumy i radości. Jak ja go nie lubię za to! - Ale cieszy mnie to. A tak dla twojego spokoju ducha, nie przytulała się, a to co widziałaś, było mi obojętne. Wolałbym Ciebie tam, zamiast niej.

- Ale jednak trochę czasu tam spędziliście. - Wypomniałam mu.

- Tylko rozmawialiśmy. - Tłumaczył się.

- O czym?

- O różnych rzeczach.

- Czyli tajemnica. - Oczywiście, bo co innego mogłam się po nim spodziewać.

- Nie tajemnica, tylko dużo tego było. Ogólnie wzięło jej się na wspominki, jak to było, jak byliśmy razem i jak nam było dobrze razem. Chyba myślała, że to sprawi że moje uczucie nagle wróci. Tylko nie wiem, jaki miałaby w tym cel, bo z tego co wiem, nadal jest z Nicolás'em.

- Może uświadomiła sobie co straciła.

- Może. Nie ważne, nie rozmawiajmy już o Ash.

- A mógłbyś przestać na nią tak mówić? - Zapytałam wpatrując się w niego niepewnie.

- Że jak?

- Tak zdrobniale.

- Czemu?

- A czemu tak na nią mówisz?

- Bo się przyzwyczaiłem. Od zawsze tak na nią mówię.

- Czyli jak byliście razem, też tak na nią mówiłeś?

- No, między innymi.

- No właśnie.

- Co właśnie? - Niczego nie rozumiał.

- Mówiłeś tak na nią, jak byliście razem, tak czule, zdrobniale, bo byłeś w niej zakochany i teraz nadal tak czule zarabiasz jej imię... - Przerwałam z nadzieją, że po takim wyjaśnieniu w końcu załapie o co mi chodzi.

- Myślisz, że nadal coś do niej czuje? - Spytał, a kiedy spojrzałam na niego oczami słodkiego kociaka, dodał prychając. - Głuptas! Chodźmy już i zakończymy raz na zawsze temat Ashley. - Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, znów chwycił moją dłoń i złączył nasze palce. Jednak moja dłoń bardzo szybko okazała się dla niego za małym kontaktem ze mną, więc przełożył rękę za moimi plecami, tym samym obejmując mnie i chwycił za drugą dłoń, przysuwając mnie do siebie, tak, żebyśmy stykali się biodrami. Kocham go!

Tak spacerowaliśmy powolnym krokiem przez park, wtuleni w siebie, ciesząc się każdą chwilą. Było naprawdę przyjemnie. Słoneczko przygrzewało, wiatru prawie nie było. To był naprawdę pogodny dzień. Jakby tego było mało, Ryan mi naprawdę dużo powiedział o sobie dzisiaj. Cieszyłam się, że jednak wyciągnął mnie na ten spacer i w końcu troszeczkę się otworzył.

Ciszę przerwał dźwięk jego telefonu. Nie odrywając się ode mnie, drugą ręką wyjdą go z kieszeni i po chwili wpatrywania się w ekran, szybko coś wystukał na nim i schował go z powrotem do kieszeni. Kilka razy się to powtórzyło i przyznam się szczerze, że trochę mnie zżerała ciekawość, z kim pisze.

- Piszesz z Ashley? - W końcu nie wytrzymałam i wypaliłam.

- Nie pisze z Ashley. Mieliśmy zakończyć jej temat. - Upomniał mnie, skupiony na telefonie po raz kolejny.

- No wiem. Tak mi przyszło na myśl, bo co chwila komuś odpisujesz.

- Będziesz mnie teraz kontrolować, czy się z nią kontaktuje? - Spojrzał na mnie z podstępnym uśmieszkiem, chowając smartfona do kieszeni.

- Nie, tak tylko pytam z ciekawości, komu wolisz teraz poświęcać czas. - Próbowałam jakoś wyjść z twarzą z tej sytuacji, ukrywając nieco moja ciekawość.

- Thiago. Chce do nas dołączyć na spacerze. Chcesz zobaczyć smsy?

- Nie chce. Wierzę ci.

- Super.

- Ale mógłbyś być nieco bardziej otwarty dla mnie. - Nie omieszkałam skorzystać z sytuacji, aby przypomnieć mu, że czekam na zdradzenie większej ilości tajemnic na jego temat.

- Ja? Bardziej się nie da. - Szybko odpowiedział, jakby w ogóle tego nie przemyślał. Spojrzałam na niego śmiertelnie poważnym wzrokiem, zadając mu nieme pytanie czy on tak na serio, czy sobie żartuje ze mnie. W odpowiedzi wybuchł śmiechem, po czym widząc moja niezmienną minę, szybko dodał. - Z czasem będę.

- Ekstra! Dzięki wielkie. A dożyję tego?

- Pewnie! O Thiago już jest. - Szybko zmienił temat wskazując na postać w oddali idącą w naszym kierunku.

- Z kim on idzie? - Zapytałam widząc, że trzyma rękę na ramieniu jakiegoś dziecka.

- To ten chłopiec z domu dziecka, o którym mówił wczoraj. Wziął go teraz na weekend do siebie.

- Fajnie z jego strony. - Ucieszyłam się na sama myśl o spotkaniu z Thiago. Naprawdę go polubiłam.

Kiedy byli już blisko nas, Thiago zrobił kilka kroków szybciej niż towarzyszący mu chłopiec i podchodząc do nas, przywitał się. Najpierw mnie pocałował w policzek, a następnie uścisnął sobie dłoń z Ryanem. Po czym cofnął się i przedstawił nam chłopca.

- A to jest Liam, ekstra chłopak, o którym wam mówiłem.

- Witaj kolego. - Ryan pierwszy wyciągnął do niego rękę na przywitanie, ale chłopiec tylko się zawstydził i robiąc krok w tył, schował się za Thiago.

- Nie wstydź się. No co ty?! Nie ma czego. To jest mój przyjaciel Ryan i jego dziewczyna Sara. - Thiago próbował go zachęcić, ale chłopak tylko wymamrotał niewyraźnie "dzień dobry", nie podnosząc na nas nawet wzroku. - Potrzebuje chwili, żeby się oswoić. - Thiago go tłumaczył.

- Spoko. W końcu się przekona do nas. Tacy fajni jesteśmy, że się nie oprze. - Ryan zażartował.

- Też tak myślę. - Thiago przystanął i objął ramieniem chłopca, przyciągając go do siebie. Widać było, że darzy go ogromną sympatią. Chłopiec się nieznacznie uśmiechnął do swojego opiekuna i zerknął na nas już z kamiennym wyrazem twarzy, po czym szybko utkwił wzrok z powrotem w ziemi. - To co idziemy dalej? Nie chciałbym was zatrzymywać. - Thiago spojrzał na nas.

- Jasne. - Ryan odpowiedział za nas oboje.

Ruszyliśmy dalej w głąb parku. Przez całą drogę chłopiec trzymał się przy boku Thiago, a na nas tylko spoglądał przelotnie.

- Fajnie, że udało nam się jeszcze spotkać. - Thiago ponownie rozpoczął rozmowę, przerywając ciszę po chwili.

- Też mnie to cieszy. - Przyznałam szczerze.

- Dobrze, że tym razem bez ptaszków. - Ryan burknął wymownie.

- Wiesz, wczoraj głupio wyszło. - Myślałam, że mówił do Ryana, jednak, kiedy kontynuował, zdziwiłam się. - Chciałem Cię przeprosić Sara.

- Mnie? Za co? - Totalnie mnie zaskoczył i kompletnie nie wiedziałam, o co mu chodzi.

- Za to moje głupie dopytywanie się, czy czujesz się niezręcznie. Jakoś tak mam, że wolę żeby goście dobrze się czuli u mnie w domu... i lubię wiedzieć czy wszystko w porządku... i czy nie czują się niezręcznie - Thiago trochę się jąkał, jakby nie wiedział co powiedzieć, a ja zastanawiałam się co próbuje osiągnąć.

- Thiago ogarnij się! I przestań się jąkać! Sara już wszystko wie. - Upomniał go Ryan, prychając śmiechem.

- Tak? - Thiago spojrzał na mnie, jakby czekał na potwierdzenie.

- Ale o czym wiem? - Zapytałam nieświadoma.

- O Ashley. - Ryan wyjaśnił wszystko krótkim stwierdzeniem, a mi przypomniało się, jak Thiago wczoraj upewniał się, czy nie jest mi niezręcznie. Zrozumiałam, ale nie spodziewałabym się, że Thiago będzie próbował wyprostować sytuację.

- Przepraszam, myślałem że nie wiesz, bo wczoraj, jak pytałem czy czujesz się niezręcznie przy niej, to wydawałaś się nie świadoma wszystkiego i chciałem wszystko odkręcić, żeby głupio nie było.

- Dzięki czemu dzisiaj spaliłeś się po raz kolejny. - Ryan zarechotał, co mnie też rozśmieszyło, ale postanowiłam nie wprowadzać Thiago w jeszcze większe zakłopotanie i po prostu zignorować rozbawionego Ryana.

- Ryan dzisiaj raczył mi wyjaśnić. - Wyjaśniłam podkreślając pretensje do mojego chłopaka.

- Dzięki twojej głupocie! - Ryan natomiast wysunął pretensje do swojego kolegi, już z nieco większą powagą..

- Jakiej głupocie? - Tym razem Thiago nie do końca zrozumiał.

- Takiej, że tymi swoimi głupimi pytaniami tylko zwiększyłeś jej podejrzenia.

- Dobrze, przynajmniej się trochę otworzyłeś przede mną. - Wyszczerzyłam się do niego, puszczając w przelocie nieme dziękuję do Thiago.

- No, ja myślałem, że uprzedzisz Sarę zanim przyjdziecie. Skąd miałem wiedzieć, że mam trzymać gębę na kłódkę. - Thiago próbował się bronić.

- Ashley miało nie być! - Ryan zagrzmiał ostro.

- Tego pajaca też nie. Dopiero jak w południe wypełzł ze swojej nory, to raczył oznajmić, że ma wolne i siedzi w domu. - Thiago tłumaczył się.

- Przecież nic się nie stało. Było w porządku. - Próbowałam załagodzić przyjacielskie obrzucanie się winą moich towarzyszy.

- Prócz tego, że musiałem znosić Ashley i bronić Ciebie, przed flirtami Nicolás'a.

- Ale mi bronienie, wkręciłeś mnie tylko, żebym nie odpowiadała na flirty Nicolás'a.

- To było dobre. Fajnie było popatrzeć na oburzonego Nicolás'a. - Thiago się zaśmiał. - Do tej pory uważał się za macho, który zdobędzie każdą, a tu nagle ty, która go wzięła za geja! - Postanowiłam to przemilczeć. Niech się śmieją ile chcą. Przeżyje to. Przejdzie im zaraz. A przynajmniej tego się trzymałam.

- Czemu Ashley przyszła? Miało jej nie być? - Ryan zapytał skrzywiony, porzucając temat naśmiewania się z mojej wpadki, w której się znalazłam przez niego.

- Miała mieć jakieś spotkania biznesowe wieczorem. Podobno jej przełożyli, dlatego udało jej się wrócić, z czego była bardzo zadowolona, jak z nią rozmawiałem i mega cieszyła się, że udało jej się z Tobą zobaczyć. - Thiago wyjaśnił, dziwnie spoglądając na Ryana. Zastanawiałam się, co kryje za sobą jego wzrok.

- Ta, nie wątpię. Robiła jakieś dziwne podchody do mnie wczoraj.

- Wydaje mi się, że ich związek z Nicolás'em jest dziwny. - Thiago przyznał zagłębiając się w swoje myśli.

- W jakim sensie dziwny? - Wtrąciłam się.

- W sensie, wydaje mi się, że są razem, ale sypiają z innymi. - Thiago podzielił się swoimi przemyśleniami.

- Wow! To by wyjaśniało zachowanie Ashley i jej teksty. - Nie wiem, czy Ryan miał na myśli to samo, co powiedział mi kilka chwil wcześniej, ale jakoś miałam wrażenie, że nie do końca. Dlatego interesowało mnie to głębiej, na szczęście nie musiałam drążyć tematu, bo Thiago mnie w tym wyręczył.

- Jakie teksty? - Thiago zapytał niepewnie spoglądając na mnie i na Ryana, jakby się upewniając, czy nie popełnił błędu zadając to pytanie.

- Różne, dziwne. - Ogólnikowo odburknął. Czego mogłabym się spodziewać.

- Sory, nie powinienem drążyć. - Thiago się wycofał, co uruchomiło nieco Ryana, ku mojej uciesze.

- Nie no, Sara wie o tym. Mówiłem jej. - Spojrzał na mnie, posyłając mi uśmiech i nieme "Jestem z tobą szczery". - Pytała czy z Sarą to tak na poważnie, czy tylko dla seksu, czy jestem z nią szczęśliwy i czy mi dobrze. Takie tam dziwne pytania, jakby dążyła do czegoś.

- Badała cię może, chcąc wciągnąć w swoje gierki.

- Możliwe. Patrząc na nią jakoś mnie to nie dziwi. - Ryan podsumował.

- W sumie na Nicolás'a, też nie. Ugania się za każdą. Dziwiło mnie, że się związał na dłużej z Ashley przy swoim popędzie. Jeśli ona jest taka sama to się dobrali idealnie.

- Raczej. Jak to się nazywa? Związek otwarty? - Ryan zapytał kpiąco.

- Ta. - Thiago przytaknął.

- Czemu ty nie wywalisz tego pajaca ze swojego mieszkania? - Ryan nagle wypalił.

- Przecież wiesz, że nie mogę.

- Jasne! - Ryan burknął i zmienił nagle temat. - Patrzcie staw! Chodź puścimy kaczki na wodzie, Liam. - Chłopiec wydawał się być zainteresowany, ale nadal zawstydzony. Ryan nie czekając na niego, pocałował mnie w policzek i poszedł w stronę brzegu, porzucając ostatecznie niedawny temat.

- Idź z Ryanem. On umie świetnie puszczać kaczki na wodzie. Nauczy Cię. - Thiago go zachęcał ale chłopiec nadal nie wydawał się być przekonany. - Nie bój się. No co ty? Ryan to super gość. Razem służyliśmy w wojsku. Skoro polubiłeś mnie, to polubisz i jego.

To chyba przekonało go, bo ruszył w kierunku Ryana. Kiedy już był koło niego, stanął niepewnie i przyglądał się co robi mój chłopak. Ryan od razu zaczął go instruować jakie kamyki muszą znaleźć, a później pokazywał mu, jak się puszcza kaczki. Z każdym rzucony kamykiem, chłopiec był coraz bardziej zainteresowany, a dotychczasowe zawstydzenie odchodziło w niepamięć. Po dosłownie kilku minutach, Ryan doskonale się dogadywał z Liamem.

- Wracając do tematu Nicolás'a, za niego też chciałbym Cię przeprosić. - Thiago zaczął, korzystając z tego że zostaliśmy sami na ścieżce.

- Czemu przepraszasz mnie za niego?

- Bo jak idiota z Tobą flirtował i się przystawiał do Ciebie. Sam nie przeprosi, a ty byłaś moim gościem, więc nie chciałbym, żebyś źle się czuła po tej wizycie. Wiem, że z niego jest palant i wyruchałby wszystko co się rusza, oczywiście bez urazy dla ciebie. Jesteś bardzo ładną kobietą. Ale serio, on patrzy uśliniony chyba na wszystkie kobiety i tego już się chyba nie zmieni. Mimo wszystko nie chciałbym, żebyś czuła się źle, czy skrępowana. Po prostu ignoruj go.

- Przestań nie musisz się za niego tłumaczyć.

- Ryan na serio cię lubi, a ta cała sprawa z Ashley troszkę przeze mnie, więc mi głupio. - Thiago ignorując moje słowa kontynuował. - Nie chciałbym, żeby to się powtórzyło. A teraz znowu wtopa z Tobą.

- Jaka znowu wtopa. - Miałam wrażenie jakby Thiago bredził od rzeczy.

- Naraziłem cię na spotkanie z Nicolás'em, tak jak kiedyś Ashley. To u mnie na imprezie się poznali. Więc to trochę przeze mnie. Jest mi głupio teraz. Względem ciebie też.

- Przestań! To nie znaczy, że jesteś winny. Ashley jest, jaka jest, więc to mógłby być ktokolwiek inny, niekoniecznie Nicolás. Daleko mi do kobiet jej pokroju, więc spotkanie z natrętnym, napalonym gościem nie sprawi, że od razu porzucę innego dla niego. Proszę cię, nie patrz na to z tej perspektywy.

- Ale Nicolás też jest głupkiem. Ryan jest moim przyjacielem, więc powinien się ogarnąć.

- Skoro on jest taki to nie zmieni się nagle, tylko dlatego, że Ryan to twój przyjaciel.

- Wiem. Ale wstydzę się za niego mimo wszystko. I Ryan ma rację, powinienem go wywalić i serio z wielką chęcią bym to zrobił, ale nie mogę.

- Czemu? To jest jego mieszkanie, czy jak?

- Gdyby było jego, to sam bym się wyniósł, gdyby był tylko taki problem. Ale to moje mieszkanie.

- To czemu nie możesz go wywalić? - Myślałam, że wchodzą tu jakieś inne kwestie i komplikacje prawne. W każdym razie spodziewałam się usłyszeć kompletnie co innego niż, rzeczywiście usłyszałam.

- Bo obiecałem mamie, że się nim zaopiekuję. W mojej rodzinie obietnica to rzecz święta i nie łamie się ich ot tak, bo jest ciężko. - Trochę nie rozumiałam czemu miałby obiecywać swojej mamie, że zaopiekuje się jakimś tam kolesiem. Wlepiłam więc pytający, zmieszany wzrok w Thiago, licząc na jakieś większe wyjaśnienia. Nie miał problemu z odczytaniem mojego zagubienia w sytuacji, bo szybko dodał. - Nicolás to mój młodszy brat.

- Serio?! - Zwaliło mnie z nóg. Nie spodziewałam się usłyszeć tego.

- No. Ryan ci nie mówił?

- Nie, jakoś pominął tą kwestię.

- Jak wyjeżdżaliśmy z domu rodzinnego, obiecałem mamie że się zaopiekuję Nicolás'em i nie pozwolę mu się wpakować w kłopoty. Niestety on jest jak magnes na kłopoty. Już o mały włos by nie zginął z rąk Ryana, za to co zrobił. Przeżył tylko dlatego, że stanąłem Ryanowi na drodzę.

- Jak? Podobno Ryan ich nakrył w łóżku? - Dziwiłam się, skąd tam się jeszcze Thiago wziął.

- Tak, dokładnie. Ale jak Nicolás zobaczył wkurwionego Ryana, przemierzającego pokój z zamiarem urwania mu jaj, to na golasa wyskoczył przez okno i zaczął spieprzać do domu. Ashley mieszkała wtedy, na jego szczęście, na parterze i blisko nas. Wpadł do domu nago, a za nim wparadował Ryan. Gdyby nie było mnie wtedy w domu, to po powrocie na pewno znalazłbym martwego Nicolás'a, leżącego pod drzwiami. - Roześmiałam się na głos. Może nie powinnam, ale jak sobie to wyobraziłam to było mega zabawne. Uciekający Nicolás, nago przez osiedle, a za nim biegnący Ryan. To musiało dziwnie i zabawnie wyglądać.

- Wybacz za mój śmiech, ale musiało to komicznie wyglądać, jak tak gonili się przez osiedle... - Zamiast się powstrzymać, wybuchłam jeszcze większym śmiechem.

- Z perspektywy czasu tak było. - Thiago również się roześmiał.

- Z czego się tak rechoczecie? - Ryan spytał zaciekawiony, podchodząc do nas z Liamem.

- Nic takiego. - Thiago próbował się powstrzymać.

- Obiecałem Liamowi deser, jaki tylko sobie wybierze w kawiarni, jeśli uda mu się puścić kaczkę, więc idziemy do kawiarni. - Ryan oznajmił, ignorując nasz śmiech.

- Super. Szkoda że nie widziałem. - Thiago objął ramieniem dumnego Liama.

- Trzeba było patrzeć, a nie rechotać z Sarą. - Ryan obrzucił go morderczym spojrzeniem.

- Następnym razem mi pokażesz. Chodźmy do kawiarni na deser.

- Super!!! - Wykrzyczał zadowolony Liam.

Ruszyliśmy w kierunku najbliższej kawiarni, a po drodze mijaliśmy ogromny plac zabaw. Wtedy Liam przystanął i błagalnym wzrokiem spojrzał na Thiago.

- Możemy na chwilę? - Zapytał niepewnie.

- A co z deserem? - Thiago spojrzał zaciekawiony,co chłopiec wybierze.

- Tylko kilka minut i potem możemy iść na deser? - Chłopiec był niepewny i wycofany.

- Dobra, biegnij się bawić. - Thiago kiwnął głową w kierunku placu zabaw, dając chłopcu pozwolenie. Po sekundzie Liam rozradowany był już na placu zabaw.

Ryan zaczął o czymś rozmawiać z Thiago, a ja patrzyłam na radosnego Liama, jak się wspina po przeszkodach na placu zabaw. Nie słuchałam o czym rozmawiali, podziwiałam, jak z wycofanego chłopca powoli zaczęła wychodzić radość. Wtedy po drugiej stronie zobaczyłam znajomą twarz. Dziwiło mnie, że ją tutaj widzę, dlatego nie mogłam powstrzymać się, żeby nie podejść do niej. Powiedziałam chłopakom gdzie idę i pokonując dzielącą nas drogę na około, podeszłam do Emily przywitać się. Ucieszyła się, że mnie widzi, tak jak ja, że spotkałam ją. Stanęliśmy na uboczu placu zabaw i zaczęliśmy rozmawiać. W końcu miałam chwilę, żeby na spokojnie zamienić z nią kilka słów. Emily opowiadała o nowym mieszkaniu i jak się urządzili. Była pogodna, i biła od niej radość. Kiedy tak rozmawialiśmy, podbiegł do niej jej syn i zaczął ją o coś błagać. Ostatni raz widziałam go u nas w szpitalu na kontroli, a to było około cztery lata temu. Był raczej drobny jak na swój wiek, ale podług tego co pamiętam, to zmienił się niesamowicie. Emily wzięła go na ręce chcąc uzyskać jeszcze choć chwilę na rozmowę ze mną. Mały uspokoił się i rozglądając się dookoła, grzecznie czekał aż mama skończy rozmowę. Zdążyliśmy zamienić jeszcze kilka zdań, gdy nagle zza jej pleców usłyszałam wołający mnie głos Ryana. Kiedy spojrzałam w tamtym kierunku był już prawie koło nas. Emily zrobiła krok w bok, aby zobaczyć wzywającą mnie osobę. Wtedy ich spojrzenia się spotkały. Ryan tylko przelotne na nią zerknął, a jego oblicze od razu zmieniło się w mroczną pustkę. Brwi automatycznie się ściągnęły, szczęka zacisnęła się, a wzrok utkwił we mnie. Emily za to jakby się speszyła, od razu skierowała wzrok gdzieś indziej, ani na mnie ani na Ryana, a na jej polikach pojawiły się delikatne rumieńce. Nie miałam pojęcia o co chodziło tej dwójce. Ryan oschłym tonem oznajmił mi tylko że idzie z chłopakami w kierunku kawiarni bo Liam już ciągnie i dosłownie w sekundzie, odwrócił się na pięcie i oddalił od nas, nawet nie czekając na moją reakcję. Widziałam jeszcze, jak na odchodne ukradkiem zerka na Ethana. Emily, jak tylko Ryan sie oddalil, totalnie wycofana stwierdziła, że w takim razie nie będzie mnie zatrzymywać i już idzie. Nie rozumiałam jej zakłopotania. Próbowałam ją uspokoić i wyjaśnić że, zdążę ich dogonić, ale to ją nie przekonywało i dosłownie po chwili i ona sie ewakuowała.
Przez te kilka sekund zaistniałej sytuacji z tą tajemniczą dwójką, przerzucałam wzrok to na Ryana, to na Emily trzymająca na rękach swojego syna. Może i nie trwało to jakoś długo, ale zdążyłam zauważyć że Ethan jest mega podobny do Ryana. I tak nasunęła mi się pewna myśl, która nie dawała mi spokoju...

Całą drogę do kawiarni rozmyślałam nad tą jedną kwestią. W kawiarni też byłam nieobecna. Co spojrzałam na Ryana, widziałam Ethana. Tylko o jednym mogło to świadczyć, ale nie chciałam zaczynać tematu przy Thiago. Z drugiej strony on mógłby być pomocny w uzyskaniu jakiś informacji od Ryana, tak jak w przypadku Ashley...

- Ryan, o co chodzi z Emily? - w końcu się odważyłam i wypaliłam prosto z mostu. Stwierdziłam, że albo będzie z tego kłótnia, albo mi wyjaśni. Raz kozie śmierć.

- O nic. - Odburknął odwracając wzrok. Spojrzałam na Thiago, wydawał się być zainteresowany i raczej nieświadomy. Ciekawe.

- Nie wyglądało na nic. - Drążyłam.

- Co to za Emily? - Thiago się wtrącił, za co w sumie byłam mu wdzięczna. Skoro nie wiedział nic o Emily, to może wspólnymi siłami coś wyciągniemy z Ryana.

- Nikt ważny. - Ryan zignorował moje stwierdzenie i próbował oddalić rozmowę na jej temat.

- Jakaś twoja była, że nie chcesz gadać? - Thiago zapytał, za co został obrzucony morderczym spojrzeniem Ryan i chyba szybko zaczął tego żałować.

- Co za różnica? Możemy skończyć ten temat? - Mój chłopak bardzo szybko się zirytował i wybuchł. Chyba był już gotowy na opuszczenie lokalu. Spoglądał tylko na Liama, który nadal jadł swój deser i chyba tylko to go zatrzymało przed podniesieniem się z krzesła.

- Spoko. Luz. - Thiago się wycofał. Ja też postanowiłam się nie odzywać więcej.

Całą drogę do domu spędziliśmy w ciszy. Ja nie miałam ochoty się odzywać, po tym jak się uniósł na samo wspomnienie Emily. On jakoś też nie kwapił się, żeby zagaić jakąkolwiek rozmowę. Wydawało mi się, że przez całą drogę był nieobecny myślami. Zupełnie tak jak po spotkaniu Ashley. Czyżby Emily była jego pierwszą dziewczyną w której się zakochał? Ethan byłby ich dzieckiem? Wiele pytań kłębiło mi się w głowie, które nie miały odpowiedzi i długo jej raczej mieć nie będą, z takim podejściem Ryana do tematu.

W ciszy przemierzyliśmy schody i zatrzymaliśmy się przed drzwiami mojego mieszkania. Zaczęłam szukać kluczy i otwierać drzwi. On w tym czasie oparł się o ścianę i intensywnie mi się przyglądał.

- Czemu się tak przyglądasz? - Pierwsza postanowiłam przerwać ciszę panującą między nami od dłuższego czasu i spytałam zaciekawiona jego tajemniczym wzrokiem.

- Już nie jesteś tak stęskniona, jak pierwszego dnia. - zignorował moje pytanie i stwierdził z rozczarowaniem.

- Czemu tak uważasz?

- Bo nie rzucasz się na mnie, zanim wejdziemy do mieszkania.

- Mam cię na co dzień, nie mam czasu się stęsknić.

- Szybko się zaspokoiłaś.

- Ty też. - Odbiłam piłeczkę.

- Ja? Niby czemu?

- Mam ci przypomnieć co było rano?

- Ciągle będziesz do tego wracać? - Skrzywił się.

- Jeśli będę musiała.

- Świetnie. - Rzucił sarkastycznie. Przepuścił mnie w drzwiach, ale jak tylko znaleźliśmy się w mieszkaniu, ominął mnie obojętnie i poszedł usiąść na kanapie, po drodze szybko pozbywając się butów.

- Nie będę do tego wracać. Przepraszam. - Zreflektowałam się i uznałam, że to było nie na miejscu, bo już sobie wszystko wyjaśniliśmy. Podeszłam do niego od tyłu i przytuliłam go. Nie odezwał się nic, tylko mnie pocałował w policzek. Długo tak nie wytrwaliśmy, bo nie wiem co mnie naszło, ale po raz kolejny wypaliłam prosto z mostu. - Masz dziecko z Emily?

- CO?! - Niemal krzyknął, szybko wyswobodził się z moich objęć i zmieniając pozycję na kanapie usadowił się tak, żeby być do mnie przodem. Był kompletnie zaskoczony moim pytaniem i ze zmarszczonymi brwiami, patrzył na mnie, jak na idiotkę zerwaną z choinki. - Skąd ci to do głowy przyszło?

- Ethan to mała kopia ciebie. Jestem więcej niż pewna, że to twoje dziecko. - Wyjaśniłam, pewna swego.

- Serio? Znowu? - Prychnął.

- Co znowu? Robisz z tego wielką tajemnicę, a ja widzę, to co widzę i mogę tylko przypuszczać, bo nie chcesz mi nic wyjaśnić. Ale wiele kwestii jest oczywistych jak dla mnie. Emily to twoja miłość ze szkoły, czy jakaś przelotna kochanka, z którą wpadłeś?

- Nic z tych rzeczy. Nic nie jest oczywiste. - Burknął pod nosem i odwrócił się do mnie plecami. Usiadł już normalnie na kanapie. Nie podobało mi się to. Obeszłam kanapę i zajęłam miejsce koło niego, nie odpuszczając ani trochę.

- Skoro nie to, to co? Wyjaśnij mi to nie będę bazowała na swoich przypuszczeniach.

- Nie chcę rozmawiać na ten temat. - Automatycznie wstał i poszedł do łazienki bez słowa wyjaśnienia. Zabolało mnie to. Znowu wieczór kończy się podobnie. Zaczynało się to robić naszą codziennością. Świetnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top