Pojednanie
/*
Wybaczcie, że tak bardzo testuje waszą cierpliwość i rozdziały pojawiają się tak rzadko. Ale myślę, że ma to też swoje plusy, bo dzięki temu mocno ewoluują one i ostatecznie mają inną postać niż początkowo zakładam. Dzięki temu mam wrażenie, że są ciekawsze, bogatsze w treść i lepsze.
W każdym razie leci do was kolejny rozdział, wraz z obietnicą, że nie porzucę opowiadania, dopóki go nie skończę.
P.S
Jeśli są jakieś błędy to wybaczcie, ale koryguje je już z powiekami na zapałki, bo nie chcę was dłużej przeciągać. I tak już długo czekaliście.
Miłego czytania i dalszej wytrwałości w oczekiwaniu na kolejne rozdziały 😉
*/
Obudziłam się koło ósmej rano. Leżałam na samym brzegu swojej połowy łóżka, plecami zwrócona w stronę części zajmowanej w ostatnim czasie przez Ryana. Nie czułam jego obecności za sobą i po wczorajszym zakończeniu dnia, nie spodziewałam się go tam zastać. Odwróciłam się delikatnie, na wypadek, gdybym jednak się myliła, ale intuicja mnie nie zawiodła. Druga połowa łóżka była pusta. Kłótliwe wieczory i samotne poranki stawały się naszą codziennością. Nie podobało mi się to. Sądziłam, że inaczej będzie wyglądał nasz związek, w szczególności na początku. Po takiej pobudce kompletnie nie chciało mi się wstawać. Odwróciłam się z powrotem, nakryłam się kołdrą i wtuliłam do poduszki. Chciałam z powrotem zasnąć, żeby pozbyć się wszystkich buzujących we mnie emocji. Niestety, masa myśli krążących mi po głowie, nie pozwoliła mi na to. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego Ryan jest taki tajemniczy i czemu ma tak skrajne dwa oblicza. Niby mnie kochał, choć jeszcze ani razu mi tego wprost nie powiedział, a wciąż trzymał się na jakiś dziwny dystans i nie pozwalał mi się poznać i zbliżyć do siebie. Nie rozumiałam tego.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi do pokoju. To na pewno Ryan już wrócił. Swoją drogą szybko. Mimo wszystko nie miałam ochoty odwracać się do niego, czy odzywać. Leżałam więc w bezruchu. Poczułam jak wchodzi na łóżko i powoli kładzie się za mną. Przejechał palcem po moim ramieniu, od dłoni w górę i na barku, w miejscu, gdzie zatrzymał palce, złożył delikatny pocałunek. Zaczął mi czule odgarniać włosy z twarzy i muskać palcami moją skórę. Po chwili rozbrzmiał jego przyciszony głos.
- Hej maleńka. - Chyba myślał, że jeszcze śpię i próbował mnie tak łagodnie obudzić. Nie wiem gdzie się podział jego wczorajszy humor. Nagła zmiana? Chyba przestawało mnie to już dziwić. Ale ale mnie to nie bawiło. Ja nie mam takich wahań nastroju i mi nie przeszło tak szybko, więc nie zamierzałam być taka słodka jak on.
- Szybko wróciłeś dzisiaj. - Stwierdziłam oschle, nawet się do niego nie odwracając.
- Wróciłem? Skąd? Nigdzie nie byłem. - Zdziwiony spojrzał mi w oczy i przestał gładzić kciukiem moje ramię.
- Nie wiem. W łóżku cię nie było. Nie wiem gdzie cię zaprowadziły twoje humory.
- Poszedłem zrobić ci śniadanie.
- Mhm. - Mruknęłam obojętnie.
- Nie mam żadnych humorów. - Nagle wrócił do drugiej części mojej wypowiedzi, jakby dopiero po czasie do niego dotarło to, co powiedziałam.
- Chyba jednak masz.
- O co ci chodzi?
- Po spotkaniu Ashley nie chciałeś o tym rozmawiać, olałeś mnie i poszedłeś pobiegać. Po spotkaniu Emily nie chciałeś o tym rozmawiać, olałeś mnie i rano znów zniknąłeś. Trochę już nie nadążam za Tobą.
- Nie ma za czym. - Próbował mnie objąć ramieniem i przytulić, jednak ja nie miałam na to ochoty i odepchnęłam jego rękę. Zdziwiony spojrzał na mnie i od razu zapytał. - Ej! Co jest?
- Wybacz, ale wczoraj traktowałeś mnie jak powietrze, za to, że próbowałam cię bardziej poznać, więc dzisiaj ja nie mam ochoty na twoje czułości.
- Nie traktowałem cię jak powietrze. - Zwinnym ruchem przeskoczył mnie i wcisnął się na skrawek łóżka przede mna, kładąc się do mnie przodem i wpatrując się we mnie intensywnie.
- Nie? To niby jak to według ciebie wyglądało?
- Normalnie. Poszedłem się umyć i spać.
- Jak to jest dla ciebie normalnie i jak tak ma wyglądać nasz związek, to chyba nie ma sensu dalej tego ciągnąć. - Zabolały mnie te słowa i ciężko przeszły przez gardło, ale niestety taka była prawda i musiałam to przyznać wprost. Chciałam się odsunąć od niego, jednak zatrzymał mnie.
- Dlaczego tak uważasz?
- Ryan! Jeszcze pytasz?! Chciałam się tylko dowiedzieć kim dla ciebie była Emily i Ethan, a ty mnie zbyłeś i obrażony poszedłeś spać. Przedwczoraj, jak chciałam się dowiedzieć kim była dla ciebie Ashley, było to samo. Ze wszystkiego co dotyczy ciebie, robisz wielką tajemnicę! To się ciągnie za Tobą, a skoro jesteśmy razem, to i za mną, a ty się tylko na to zamykasz i automatycznie zamykasz się też na mnie! Jak ty sobie wyobrażasz nas, skoro odsuwasz mnie na każdym kroku, jeśli w grę wchodzi twoja przeszłość? Nie odetniesz się od wszystkiego co było, ale jesteś na dobrej drodze żeby się odciąć ode mnie. - Wszystko wylało się ze mnie z prędkością światła. Chyba za bardzo zabolał mnie drugi taki sam, przykry wieczór i nie chciałam, żeby każdy kolejny kończył się tak samo.
- Przepraszam. - Położył mi dłoń na policzku i gładząc go kciukiem, pocałował mnie w czoło. Nie spodziewałam się tego. Raczej sądziłam, że zacznie się bronić i wykręcać, albo zwyczajnie stwierdzi, że wyolbrzymiam. Ale było zupełnie odwrotnie. Spojrzał mi w oczy i zaczął przyciszonym głosem tłumaczyć. - To ciężki temat dla mnie. Nie spodziewałem się, że znasz Emily i że przyjdzie mi się z tym zmierzyć tak szybko. Wyjaśnię Ci wszystko, ale najpierw musze to sobie poukładać i sam się z tym zmierzyć. Nie chcę mieć przed tobą tajemnic. Ale potrzebuję czasu. Dasz mi trochę czasu? - Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Nie miałam pojęcia, że dla niego to takie trudne. Chyba łezka zakręciła mi się w oku. Nie myślałam, że będzie taki szczery i powie mi coś takiego.
- Oczywiście, że dam. Jeśli tylko przestaniesz się izolować ode mnie, po takich sytuacjach. - Uspokoiłam się już nieco i mój ton głosu od razu złagodniał. Tak tyle wystarczyło, żeby moja porywczość zmalała.
- Przestanę, jeśli przestaniesz naciskać tak bardzo.
- Jak obiecasz mi, że cię poznam i nie będziesz robił z tego tajemnic. Ani się więcej nie zachowywał tak, jak do tej pory to robiłeś po jakiejś sytuacji.
- Obiecuję. Powiem ci wszystko, ale w swoim czasie. - Wywołał tym wielki uśmiech na mojej twarzy, co go ucieszyło, bo złączył nasze usta w pocałunku. Jego ręką powędrowała z mojego policzka na ramię i lekko popychając je, zmusił mnie do przekręcenia się na plecy i sam znalazł się nade mną, nie przerywając pocałunku. Chyba było mu nieco ciasno i niewygodnie na samy brzegu. Po chwili odsunął się ode mnie i zwisając nade mną, patrzył mi prosto w oczy, bardzo zadowolony z czegoś.
- Zrobiłem Ci śniadanie. - Stwierdził z szerokim uśmiechem.
- Tak? A co dobrego przygotowałeś?
- Nie jestem jakimś szefem kuchni, więc nie spodziewaj się nie wiadomo czego. Zrobiłem tylko kanapki. Ale mam nadzieję, że będą ci smakować.
- To gdzie je masz?
Na dźwięk mojego pytania, zerwał się jak oparzony i zeskoczył z łóżka. Wyszedł z pokoju i wrócił dosłownie po kilku sekundach z tacą w rękach. Powoli wdrapał się z powrotem na łóżko i siadając koło mnie, dumnie podstawił mi pod nos zastawioną tacę. Ja również podniosłam się do pozycji siedzącej, powoli, żeby nic nie wywalić i zaczęłam podziwiać to, co znajdowało się przede mną. Może nie było to jakoś bardzo skomplikowane i wykwintne, ale wyglądało mega i totalnie mnie zaskoczyło. Na tacy był talerz z czterema kanapkami, każda z czymś innym. Pierwsza z serkiem śmietankowym, plasterkami rzodkiewki i posypana niewielką ilością kiełek. Druga z serem żółtym, plasterkami ugotowanego na twardo jajka, odrobiną majonezu i posypana szczypiorkiem. Trzecia z sałatą, szynką i pomidorem posypanym szczypiorkiem. A ostatnia, najbardziej wypasiona, z sałatą, szynką, serem żółtym, jajkiem i pomidorem ze szczypiorkiem. Do tego był drugi talerzyk z pokrojoną i ładnie poukładaną rzodkiewką, papryką czerwoną i żółtą, ogórkiem świeżym oraz z kilkoma plasterkami zwiniętego w rulonik sera żółtego, szynki i kilkoma kabanosami. Na spodku obok stał humus, a w szklance stojącej dalej, włożone było kilka paluchów chlebowych. Do tego do picia był sok pomarańczowy oraz kawa z mlekiem i puszystą pianką, a dodatkowo coś na słodko: maślane croissanty i ciasteczka francuskie z jabłkiem i cynamonem, i zdrowego: plasterki pomarańczy, kilka winogron i plasterki banana.
- Skąd wytrzasnąłeś to wszystko? - Spytałam z szeroko otwartymi oczami. Większość z tych produktów miałam w lodówce, ale nie wszystko. A już na pewno nie croissanty i ciasteczka francuskie.
- Masz sporo rzeczy w lodówce. - Skromnie wymigał się od odpowiedzi, ale wiedziałam, że to nie możliwe.
- Ale nie wszystko.
- Wyskoczyłem na chwile do sklepu.
- Wariat! - Krótko go podsumowałam, bo tylko tak można go było określić w tym momencie.
- Ale twój. - Wyszczerzył się i cmoknął mnie w policzek. - Nie wiem czy wszystko lubisz, ale pomyślałem, że skoro masz to w lodówce, to musisz lubić.
- Lubię, ale ja tego wszystkiego nie zmieszczę.
- To ci pomogę... - Wyszczerzył się zadowolony z siebie, jeszcze bardziej niż poprzednio.
Przekazał mi tacę i dając mi szybkiego buziaka, zniknął za drzwiami. Po chwili wrócił z kubkiem czarnej kawy dla siebie i zajął miejsce koło mnie. Postawił swój napój na tacy i przejął ją ode mnie. Tak spędziliśmy bardzo miły poranek na wspólnym śniadaniu w łóżku. To chyba było moje najdłuższe śniadanie w życiu. Naszykował tego tyle, że obydwoje się najedliśmy. Podczas posiłku wesoło rozmawialiśmy, w sumie o niczym. Ryan momentami rozśmieszał mnie aż do łez, swoimi różnymi tekstami. Na deser dopiliśmy kawę i zjedliśmy maślane croissanty i ciasteczka francuskie z jabłkiem i cynamonem. Ten poranek, to była naprawdę miła odmiana po ostatnich gorszych chwilach. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy ze strony Ryana. Ale byłam z tego bardzo zadowolona. W końcu osiągnęliśmy jakiś kompromis, bo on zaczynał coś wyjaśniać na swój temat. Nie miało znaczenia, że to, co dostałam, było tylko wytłumaczeniem, odłożeniem w czasie tego, czego od niego oczekiwałam. Najważniejsze, że choć trochę się przede mną otworzył, mówiąc, że jest to dla niego trudny temat, i że potrzebuje czasu, aby to sobie poukładać. To już było coś, coś lepszego niż nic.
- Smakowało ci? - Spytał, wracając do mnie na łóżko, po odstawieniu tacy do kuchni i przytulając się.
- Bardzo.
- Cieszę się.
- Odkupiłeś winy. - Przyznałam rozbawiona.
- Jakie winy? - Obruszył się.
- Wczorajsze.
- Ej!
- Co? Może powiesz, że byłeś niewinny?
- No dobra, trochę byłem winny. - Przyznał niechętnie.
- NO! - Wyszczerzyłam się triumfalnie. Za to on błyskawicznie znalazł się nade mną i siadając na mnie okrakiem, uwięził mnie i w odpowiedzi zaczął mnie gilgotać. Byłam w potrzasku i nawet nie miałam jak się bronić. Jak już brakowało mi tchu, zaczęłam błagać go, żeby przestał. Wtedy to on obdarował mnie triumfalnym spojrzeniem, ale na wszelki wypadek nadal na mnie siedział, nie pozwalając mi uciec. Kiedy już doszłam do siebie i przyznałam, że to nie fair, bo on ma przewagę fizyczną, skrzywił się teatralnie, udając, że się tym przejmuje. Menda! Pokazałam mu język i próbowałam się wyswobodzić, jednak nie miałam najmniejszych szans. Złapał mnie za dłonie i przerzucił mi je nad głowę, żebym przestała się wiercić. Trzymając mnie w takiej zniewolonej pozycji, zaczął mnie całować. Najpierw delikatnie, ale już po chwili przerodziło się to w namiętny, pełen stęsknienia i pasji pocałunek. Na pocałunku się oczywiście nie skończyło. Nie wiem jak on to zrobił po takim kiepskim wczorajszym wieczorze i dzisiejszym początku dnia, ale bardzo szybko mnie rozpalił i to ja poszłam o krok dalej. Wyswobodziłam dłonie z uwięzi i przekładając je na jego klatkę piersiową, najpierw zaczęłam po niej błądzić, a po kilku sekundach pozbyłam się jego koszulki, żeby móc cieszyć się pełnym kontaktem z jego skórą. To go tylko zachęciło i nadal siedząc na mnie, zaczął krążyć palcami po moim ciele i pozbywać się mojej piżamy...
Chyba obydwoje nie mieliśmy najmniejszej ochoty wstawać dzisiaj z łóżka. Podobno seks po kłótni jest najlepszy i po dzisiejszym poranku mogę się ku temu skłonić. Niestety, siła wyższa zmusiła nas do opuszczenia pościeli. Oboje musieliśmy iść do toalety. Nim jednak wstaliśmy, przekomarzaliśmy się, komu chce się bardziej i kto powinien iść pierwszy. Ja jednak użyłam swojej szantażo-perswazji, że skoro mnie kocha, to puści mnie pierwszą. Nie mógł temu zaprzeczyć i wygrałam. Założyłam szybko jego koszulkę i pognałam do łazienki. Jemu najwidoczniej nie chciało się aż tak bardzo, bo leżał jeszcze długo po moim powrocie i przyglądał mi się, jak wybieram ubrania z szafy i się ubieram.
- Podobno bardzo chciało ci się siku? - Przypomniałam mu.
- No, chciało.
- I co, nie idziesz?
- Idę. - Przyznał nie ruszając się choćby na milimetr.
- Nie widać.
- Ale idę.
- Chyba w swojej wyobraźni. - Wyśmiałam go. - Co się tak mi przyglądasz?
- Nic. - Uśmiechnął się tak, że nie wskazywało to na "nic".
- Widać co innego. O czym myślisz? - Spytałam, będąc pewna, że coś analizuje w głowie.
- Niemożliwe. O niczym nie myślę. - Zerwał się na nogi, jakbym go zdemaskowała i w sekundę założył bokserki i znalazł się koło mnie. Dał mi szybkiego buziaka i popędził w stronę łazienki. Po chwili drzwi delikatnie trzasnęły. Miałam chwilę spokoju na ubranie się, bez wścibskiego przyglądania się jego świdrującego wzroku.
Nie zdążyłam się ubrać, a raczej zdążyłam tylko wybrać, co chcę założyć i tylko założyć bieliznę, kiedy rozbrzmiał się dzwonek do drzwi. Ryan właśnie wyszedł z łazienki i krzyknął, że otworzy. Byłam wdzięczna, bo w przeciwieństwie do niego, nie lubiłam otwierać drzwi w bieliźnie. Stojąc niemalże w tym samym miejscu, wyciągnęłam się przez pokój i delikatnie pchnęłam drzwi od sypialni, żeby je trochę przymknąć. Nie miałam pojęcia kto przyszedł, ale w razie gdyby był to ktoś, kogo Ryan zaprosi do środka, nie chciałam, żeby mnie widział w samej bieliźnie. W pośpiechu zakładałam spodnie, koszulkę i skarpetki. Wydawało mi się, że szybko to zrobiłam, jednak nim wyszłam z pokoju, w drzwiach był już Ryan. Jego oblicze zmieniło się w mroczne. Ani trochę nie przypominało tego radosnego sprzed minuty, kiedy wychodził z łóżka.
- Do ciebie. - Oschle burknął.
- Kto to przyszedł? - Odpowiedzi już nie usłyszałam, za to Ryan zaczął się ubierać w ekspresowym tempie. Jak wyszłam z sypialni, zobaczyłam Emily stojącą w salonie i wszystko było jasne. Ja się szybko ubierałam, ale przez to, kto pojawił się przed Ryanem w drzwiach, to on wrócił błyskawicznie do sypialni.
- Hej Emily. - Przywitałam ją z uśmiechem na twarzy. Wyraźnie była zdenerwowana, a ja trochę zaskoczona jej odwiedzinami. Zazwyczaj wcześniej się kontaktowaliśmy przed jakimkolwiek spotkaniem, czy odwiedzinami. Ale nie byłam zła, że tym razem wpadła bez zapowiedzi.
- Cześć. Przepraszam, że tak cię nachodzę bez uprzedzenia. Nie wiedziałam, że wy... że masz gościa. - Emily szybko zaczęła się tłumaczyć, zerkając co chwila z lekkim przerażeniem na drzwi sypialni.
- Nic nie szkodzi. - Starałam się ją uspokoić. Nie chciałam, żeby przez Ryana czuła się niemile widziana u mnie. - Chodź, siadaj. Zrobię nam kawę. - Emily nie zdążyła zrobić nawet kroku i znieruchomiała, bo w salonie pojawił się Ryan. Kończył zapinać spodnie i zakładać bluzę. Ubierał się naprawdę w ogromnym pośpiechu, jakby powietrze znajdujące się w mieszkaniu nagle go parzyło. To raczej obecność Emily tak na niego wpływała. To, co się między nimi działo, kiedy byli blisko, było strasznie tajemnicze i przez to nieziemsko interesujące. Mimo ogromnych chęci, powstrzymałam się przed jakimikolwiek pytaniami, tak, jak obiecałam. Tylko przyglądałam się w milczeniu całej sytuacji.
- Wychodzę, do sklepu, na spacer, czy cokolwiek... Możesz swobodnie pogadać. - Ryan rzucił, nawet na nas nie spoglądając i dosłownie w biegu zakładał buty. Kurtkę tylko chwycił w dłoń i już go nie było.
- Przepraszam. Nie powinnam tak bez uprzedzenia. Nie wiedziałam, że jest u ciebie. - Jak tylko Ryan zniknął za zamykającymi się drzwiami, Emily natychmiast zaczęła mnie ponownie przepraszać.
- Przestań! Lepiej powiedz, co Cię sprowadza do mnie? - Sądziłam, że musiało coś pilnego ją przyprowadzić do mnie, bo inaczej odpuściła by, jak tylko Ryan otworzył jej drzwi. A przynajmniej takie miałam wrażenie, po ostatnich kilku minutach obserwacji tej dwójki.
- Rano odebrałam wyniki badań Ethana. Dla mnie nie wyglądają za dobrze. Wizytę mamy dopiero we wtorek. Nie mogłam wytrzymać kilku godzin w domu, a co dopiero do wtorku. Jak tylko przyszło mi do głowy, żeby przyjść z tym do ciebie, tak już w ogóle nie mogłam usiedzieć. Przepraszam.
- Nic się nie stało. Chodź, zrobię kawę, no może tobie lepiej jakąś herbatę na uspokojenie i przejrzymy te wyniki.
Zrobiłyśmy jak powiedziałam. Poszłyśmy do kuchni i zaczęłam przyrządzać napoje, a Emily zajęła miejsce przy stole.
- Nie jesteś zła, że tak wparowałam do ciebie bez zapowiedzi? - Zapytała niepewnie, wciąż czując się winna.
- Oczywiście że nie. Cieszę się, że pomyślałaś o mnie i przyszłaś.
- I przy okazji wygonilam ci chłopaka z łóżka. Przepraszam. Nie chciałam wam w niczym przeszkodzić.
- Nie przeszkodziłaś nam w niczym. Mieliśmy mieć dzień piżamowy. Tyle. Poza tym i tak musieliśmy wstać, bo popołudni wpada do nas znajomy. Więc nie przejmuj się. Swoją drogą intrygujące jest to, jak na siebie reagujecie z Ryanem.
- Długa historia. - Emily ucięła krótko, jakby też nie chciała się w ogóle podzielić szczegółami.
- Nie chcesz mi jej opowiedzieć? - Spytałam podchwytliwie. Chyba trochę licząc, że jednak przyjaciółka się otworzy. Do tej pory myślałam, że wiem o niej dużo, ale teraz wiem, że się grubo myliłam.
- To chyba nie jest dobry moment na takie opowieści. - Niestety Emily broniła się rękami i nogami przed uchyleniem rąbka tajemnicy. Byli z Ryanem bardzo podobni do siebie pod tym względem. Nie chciałam na nią naciskać. Miała wystarczająco dużo zmartwień z Ethanem, więc odpuściłam od razu.
- Nie ma sprawy.
- Jak długo się znacie z Ryanem? - Ku mojemu zaskoczeniu, Emily po chwili ciszy nagle zapytała.
- Kilka lat. W zeszłym roku mieliśmy okazję się poznać nieco bliżej, będąc razem na misji.
- A od kiedy jesteście razem?
- Jak dla mnie, odkąd wrócił z misji, czyli niecałe dwa tygodnie. Ale jego wersja jest, że od końca zeszłego roku, jak jeszcze był na misji.
- Aha.
- A ty długo go znasz? - Chciałam poznać o nich choć drobne szczegóły. Cokolwiek. Zżerała mnie ciekawość.
- Chyba od zawsze. Chociaż ostatnio dochodzę do wniosku, że tak naprawdę to nigdy go nie znałam. - Po tych słowach, tylko jedna myśl mi się nasuwała. Czyżby Emily była jednak jego pierwszą miłością, z którą znał się od lat dziecięcych? Po rozstaniu przypadkiem spotkali się kilka lat później, nieplanowane zbliżenie i stąd Ethan. To by się mogło zgadzać. Ale Ryan zaprzeczył, że Ethan jest jego synem. Sama już nie wiedziałam co myśleć. Nie chciałam wymyślać sobie sama historii, więc otrząsnęłam się i wróciłam do rozmowy.
- Czemu?
- Bo wszystko co do tej pory o nim wiedziałam, okazuje się nieprawdą. Zmienił się, albo to ja miałam o nim takie wyobrażenie, jakie chciałam mieć, a nie takie, jaki był naprawdę. Nie ważne. Nie będę wracać do przeszłości. - Troszeczkę jej nie rozumiałam. Brakowało mi szczegółów, ale nie chciałam jej dłużej męczyć, bo w kącikach jej oczu dostrzegałam wzbierające się łzy. To co w sobie dusiła, było ogromne i skomplikowane. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie. To też wydawało się znajome. Ryan też wydawał się skrywać dziwna, skomplikowana tajemnicę.
- Nie naciskam więcej. Chodźmy do salonu przejrzeć wyniki twojego syna. - Zmieniłam temat, nie chcąc, aby Emily zdołowała się bardziej.
Siedzieliśmy na kanapie w salonie. Na stoliku rozłożyłam wszystkie wyniki Ethana, jakie Emily przyniosła. Analizowałam te aktualne i porównywałam je z poprzednimi i z tymi, kiedy nastąpiło u niego poprzednie pogorszenie. Wiele rzeczy tłumaczyłam Emily, żeby się nie martwiła coraz bardziej.
- Tu trochę ma podwyższony wskaźnik, podobnie jak wtedy, kiedy było pogorszenie. - Zaczęłam wyjaśniać, wskazując na jeden parametr z wyników. Emily od razu się spięła, jednak ja szybko kontynuowałam, żeby ją uspokoić. - Ale zobacz to i to. - Wskazałam palcem na dwa inne parametry na wydruku i spojrzałam na nią. - Są powiązane z tym pierwszym i wtedy były też podwyższone, a teraz są w normie. To może świadczyć, że coś się dzieje, ale na pewno nie to samo, co przedtem. - Emily odetchnęła z ulgą, jednak od razu podsunęła mi pod nos inną kartkę.
- A to? To też nie wygląda dobrze. - Stwierdziła zdenerwowana. Zerknęłam szybko na słupki na kartce, jednak na pierwszy rzut oka nic mi nie mówiły. Moje skupienie przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości na mój telefon. Musiałam to sprawdzić, to mógł być Ryan, albo coś pilniejszego.
- Przepraszam cię na moment, muszę zobaczyć kto to. - Poprosiłam Emily o wybaczenie i sięgnęłam po swój telefon.
Dobre miałam przeczucie, bo to było coś pilniejszego. To Tony napisał, że będzie za około godzinę i zapytał, czy to będzie ok. Tak, za plecami Ryana rozmawiałam z Tonym, który chciał przyjechać i porozmawiać z przyjacielem, a ja mu w tym pomagałam. Wspierałam Tonego, jak tylko mogłam i jak do mnie napisał, że chciałby wpaść i spotkać się z Ryanem, od razu zaczęłam knuć plan, tak, żeby Ryan nic nie wiedział i nie miał okazji uciec. Tak więc, umówiłam się z Tonym na dzisiaj. Ja chciałam jak najprędzej i najchętniej zrobiłabym to, jak tylko Ryan wrócił z frontu, ale niestety Tony pracuje i dopiero dzisiaj udało mu się załatwić wolne. Odpisałam szybko Tonemu, że będzie ok i wróciłam do przerwanej czynności.
- Przepraszam, musiałam odpisać przyjacielowi, że czekam na niego i może przyjeżdżać. - Wyjaśniłam Emily, choć nie musiałam, bo nie oczekiwała tego ode mnie. Przytaknęła tylko i dalej zamartwiona wpatrywała się w kartki.
Po przeanalizowaniu wszystkich wyników dwa razy, zaczęłam tłumaczyć Emily, co o tym wszystkim sądziłam.
- Ethan nie ma idealnych wyników, ale sądzę, że jeszcze nie ma czego się obawiać, bo nie są one na tyle złe, żeby wyglądało to na pogorszenie jego stanu. Oczywiście musisz to skonsultować z lekarzem, bo ja kardiologiem nie jestem, ale na ten moment z całą pewnością i czystym sumieniem mogę cię uspokoić. Absolutnie nie wygląda to tak, jak poprzednio.
- Tak się zaczyna... - Emily przyznałą cicho, ale przerwałam jej.
- Nie, nie zaczyna się tak. Zobacz, tu wyglądało to zupełnie inaczej, kiedy się zaczynało. - Zaczęłam pokazywać jej różnice na wydrukach. - Teraz brakuje kilku współczynników. To jest zupełnie co innego, ale żeby określić co, moim zdaniem trzeba wykonać kilka innych badań. W każdym razie, na ten moment nie wygląda to groźnie. Dlatego nie przejmuj się tym za bardzo. - Dopiero teraz Emily mi uwierzyła i odetchnęła z ulgą. Bardzo szybko podziękowała mi nad wyraz, za moją opinię i wiedząc, że mam mieć niedługo gości, ale również, nie chcąc być przyczyną tak długiego wygnania Ryana z mojego domu, najszybciej jak potrafiła, zebrała się do wyjścia.
Jakieś pół godziny po wyjściu Emily, do drzwi zapukał Tony. Wpuściłam go i zaprosiłam na kanapę, wyjaśniając, że Ryan zaraz powinien wrócić. Nie chciałam tracić czasu na wyjaśnianie mu, czemu Ryan uciekł z domu. Od razu zagaiłam rozmowę o tym, co u niego słychać i jak sobie radzi. Niezbyt chętnie chciał cokolwiek mówić, tylko półsłówkami coś tam wyjaśniał. Widziałam, że coś jest nie tak. Jak spytałam go co się dzieje, niechętnie się przyznał, że już dawno taki zestresowany nie był, jak teraz. Nie zadręczałam go już więcej pytaniami. Przyniosłam mu coś zimnego do picia i starałam się jakoś uspokoić. Na szczęście nie trwało to długo i kilka minut później drzwi do mojego mieszkania otworzyły się i stanął w nich nie kto inny, jak Ryan. Oboje z Tonym natychmiast poderwaliśmy się na równe nogi, żeby stanąć z nim twarzą w twarz.
- Sory, nie wiedziałem, myślałem, że już można. Nie będę wam przeszkadzał, pójdę na spacer, czy coś... - Ryan zaczął się wycofywać, jak tylko podniósł głowę i zobaczył Tonego.
- Ryan! Naprawdę?! Tony tu przyjechał dla ciebie, nie dla mnie! - Zatrzymałam go od razu. Tony nie wiedział co powiedzieć.
- Jakoś nie widać.
- Serio? Będziesz się zachowywał teraz, jak dziecko? Będziesz uciekał i oczekiwał, że Tony będzie za Tobą ganiał? Odpuść trochę! Pójdę zrobić coś do jedzenia, a wy sobie pogadajcie. - Postawiłam ich pod ścianą, zrobią co będą chcieli, ja więcej zmuszać ich nie będę. Uznałam, że jak się po prostu wycofam, to łatwiej im będzie pogadać, a jeśli Ryan ucieknie, a Tony nie zareaguje, to już nie moja sprawa. Ja im tylko stworzyłam okazję i troszeczkę ustawiłam do pionu Ryana. Tyle w temacie. Czym prędzej się ulotniłam do kuchni i zaczęłam się krzątać i przyrządzać obiad. Późny bo późny, ale coś zjeść trzeba było. Zresztą byłam pewna, że Tony po podróży też jest głodny.
- Słuchaj stary, naprawdę chciałem cię przeprosić za tamto... - Słyszałam, jak Tony niepewnie zaczął. Żeby nie było, ja ich nie podsłuchiwałam, po prostu moja kuchnia nie posiadała drzwi, a tylko otwór drzwiowy i dlatego było wszystko słychać. Ryan nic się nie odzywał, nawet się nie ruszył z miejsca, bo nie słyszałam żadnych kroków. - Ja tak naprawdę nie obwiniam cię za... - Tony kontynuował, ale zrobił przerwę, jakby kolejna część zdania nie chciała mu przejść przez gardło. - ... za śmierć Lily. Ona... ona znała ryzyko... wszyscy je znamy... i wiedzieliśmy na co się piszemy, decydując na wyjazd.
- Mogłem wziąć kogoś innego... To twoje słowa. - Ryan oschle mu przypomniał.
- Byłem wzburzony i zrozpaczony. Straciłem kogoś, w kim się chwilę wcześniej zakochałem i planowałem wspólną przyszłość. Ty byś tak nie zrobił, gdyby sytuacja była odwrotna i chodziło o Sarę?
- Miałeś prawo mi przyłożyć. Też pewnie bym tak zareagował w pierwszej chwili. I pomyślał dokładnie tak samo, jak ty, że to moja wina, bo ją tam zabrałem, bo byłem dowódcą, bo za nią odpowiadałem. Ale po kilku tygodniach, nie odtrącił bym wyciągniętej ręki przyjaciela. Przyjaźnimy się od dziecka... - Ryan wyrzucił, przyjacielowi z pretensją. Teraz miałam potwierdzenie, że zabolało go to bardziej, niż było wtedy widać.
- Tak, wiem, byłem głupi. Po prostu potrzebowałem więcej czasu, żeby się pozbierać.
- Ta... Już się pozbierałeś? - Burknął sarkastycznie. Nie wiedziałam skąd taka niechęć ze strony Ryana. Trochę smucił mnie przebieg tej rozmowy. Myślałam, że jakoś łatwiej im pójdzie, że Ryan nie będzie taki zawzięty.
- Powiedzmy. - Tony nieśmiało się przyznał.
- To po co do mnie przyjechałeś? Chyba, że przyjechałeś do Sary, to w takim razie ja mogę sobie iść.
- Przyjechałem do ciebie. Chciałem cię przeprosić i... i podziękować. - Tony niepewnie dodał.
- Podziękować? - Ryan się zdziwił.
- Za to, że zostałeś za mnie i załatwiłeś mi powrót do domu.
- Skąd taki pomysł u ciebie?
- Jaki?
- Że zostałem za ciebie.
- Wróciłem do domu, pomimo, że byłem w połowie kontraktu, ty zostałeś, pomimo, że skończyłeś kontrakt i powinieneś wrócić. Nie jestem głupi. Umiem powiązać końce i... słyszałem plotki - Tony dokończył niepewnie, jakby się wahał, czy to dobry pomysł, żeby dokończyć to zdanie.
- Plotki? Jakie plotki?
- Różne. Gadali, że w centrum dowodzenia była dyskusja, i że oddział zostaje na dłużej niż sześć miesięcy, co do tej pory się nie zdarzało. - Tony próbował jakoś się tłumaczyć i przy tym chyba nie wydać mnie.
- Przedłużyłem kontrakt, tak po prostu, bez związku z tobą.
- Ta... i nie wróciłeś z dziewczyną do domu.
- Poprosili mnie o zostanie. Mieli braki kadrowe. - Zastanawiałam się, czy Ryan teraz mówi prawdę, a przed moim wylotem ściemniał mi, żebym lepiej to przyjęła, czy teraz ściemnia, chcąc, żeby Tony się odczepił.
- A ja niby czemu wróciłem do domu?
- Nie wiem. Może psycholog cię odesłał.
- Jasne! Znam opinię psychologa. Nie odesłał mnie do domu.
- To nie moja sprawa. - Ryan próbował się wycofać.
- A ja myślę właśnie, że twoja. Słuchaj - Ryan chciał już coś mu odpowiedzieć, jednak Tony nie dał mu na to szansy i kontynuował. - Możesz sobie mówić co chcesz, ale ja wiem swoje! I chciałem cię przeprosić, bo nie zasłużyłeś na takie baty ze strony przyjaciela. Ale również chciałem ci podziękować, bo gdybym został, to już bym nie wrócił, a raczej wróciłbym, ale w puszce, nogami do przodu. Może z jednej strony to by było dobre, nie musiałbym się męczyć. Ale z drugiej strony, z jakiegoś powodu dostałem drugą szansę. Jeszcze nie wiem z jakiego, ale jakiś powód musi być... i ja wiem, że to ty mi dałeś tą drugą szansę. O mało nie przypłacając tego własnym życiem. Dlatego dziękuję ci przyjacielu. Dla mnie będziesz zawsze przyjacielem. Na dobre i złe... nawet jeśli teraz mi nie wybaczysz. - Tony skończył przygaszony i mogłam niemalże usłyszeć, jak ciężko wzdycha i spuszcza głowę ze smutkiem.
Nie wiedziałam co zamierzał zrobić Ryan. Miałam ochotę iść do nich i ochrzanić Ryana. Ale obiecałam sobie, że nie będę się wtrącać, to ich rozmowa, więc wróciłam do przyrządzania obiadu. Mimo wszystko nie przestałam nasłuchiwać, co dzieje się w salonie. To było silniejsze ode mnie. Po chwili krępującej ciszy, rozległy się kroki jednego z nich. Trochę się bałam, że mogą się na siebie rzucić z pięściami, czy coś. Choć niby nie mieli powodu, ale nigdy nie wiadomo. Trochę się stresowałam tym wszystkim, ale nie chciałam tam zaglądać i być wścibska. Kroki ustały i zapanowała krótka cisza, a później rozległ się śmiech i przyjazne słowa obydwóch. Kamień spadł mi z serca.
Po wspólnie zjedzonym obiedzie usiedliśmy w salonie i chłopaki w końcu zaczęli normalnie ze sobą rozmawiać. Nareszcie zakopali topór wojenny, który ostatnio między nimi wisiał i przestali się nawzajem obwiniać.
- Jak tam u ciebie? Słyszałem, że wróciłeś do cywila? - Ryan pierwszy zaczął rozmowę na osobisty temat.
- Tak. Złożyłem papiery rezygnacyjne niemalże od razu po powrocie. Z końcem marca odszedłem.
- Czemu?
- Po powrocie próbowałem jakoś służyć, przystosować się i zapomnieć, ale nie potrafiłem. Wszystko dookoła tylko przypominało mi jedno. Nie potrafiłem się ogarnąć, więc postanowiłem spróbować inaczej i zmienić troche swoje życie. Zresztą... tak planowaliśmy z Lili. - Tony się nieco zawahał przed dokończeniem wypowiedzi.
- Spoko. To chyba dobrze. A teraz jest lepiej?
- Jakoś leci. - Tony odpowiedział na odczepne, jakby nie chciał się zagłębiać w szczegóły, albo pokazać swoich słabości przed nami.
- Co teraz robisz?
- Pracuje u starego Fishera.
- No nie gadaj! - Ryan parsknął. - Serio?!
- Tak.
- Nie wierzę. Dlaczego u starego Fishera? Wszystko tylko nie on!
- Gdzieś trzeba było się zaczepić. A jakoś ciężko mi było cokolwiek złapać. Nie mam doświadczenia, poza bieganiem z bronią.
- Trochę słabo. Po tylu latach służby.
- No, ale co zrobisz...?
- Czemu tylko nie u Fishera? To zła praca? - Wtrąciłąm się, trochę nie wiedząc o co chodzi i będąc poza rozmową.
- Praca jak praca. - Tony wzruszył ramionami. Chyba nie chciał się bardziej wkopywać.
- To stary cwaniak, który na każdym kroku roluje kogo tylko może i jak może. Jest cwany i z nim nigdy nie wyjdziesz na niczym dobrze, nawet jeśli na początku myślisz inaczej. - Ryan wyjaśnił, jakby doskonale go znał. Spojrzałam na Tonego, chcąc poznać jego zdanie.
- To prawda. - Tony skrzywił się, ale przyznał rację przyjacielowi.
- To co tam robisz u niego? Czym on się teraz zajmuje? - Ryan kontynuował wypytywanie.
- W sumie wszystkim. Co, kto chce mu zlecić, to on się tego podejmuje. Sprzątamy zagracone pomieszczenia, czyścimy baseny, ogarniamy ogrody, ścinamy drzewa, malujemy ogrodzenia, jakieś drobne remonty. Takie tam pierdoły.
- Ciekawie. - Ryan sarkastycznie podsumował.
- Ta. Przynajmniej nie marudził na mój brak doświadczenia. - Tony chyba nie był zadowolony ze swojego życia, co Ryan szybko wychwycił.
- Zaraz znajdziesz coś lepszego. Nie łam się stary. To na pewno tylko przejściowe. A gdzie mieszkasz? Znalazłeś coś?
- Nie, na razie wróciłem do rodziców. Oni mają duży dom i mogę przy okazji im pomagać. Mama trochę się pochorowała.
- Jak się czuje mama?
- Już lepiej. Leczenie pomaga. Ale i tak potrzebują pomocy.
- Pewnie. A jak tam Leah?
- Wyprowadziła się, jak podjąłem decyzję, że więcej na misję nie jadę. Ale kiedy zmieniłem zdanie i jednak pojechałem na tą ostatnią misję, a mama zachorowała, to wróciła domu rodziców.
- W sumie dom twoich rodziców jest naprawdę wielki, więc spokojnie się wszyscy pomieścicie.
- To też właśnie. Ja mieszkam sobie w tym letniaku w głąb podwórka. Rodzice na parterze, a Leah z rodziną na piętrze.
- Z rodziną? Doczekali się powiększenia? - Ryan zapytał z zaciekawieniem, a ja nie miałam pojęcia o kim rozmawiają. Z jednej strony nie chciałam przeszkadzać im ale z drugiej strony, nie chciałam być wykluczona całkowicie z rozmowy, znowu.
- Nie, jeszcze nie. To znaczy Leah jest w trzecim miesiącu ciąży, więc można powiedzieć, że prawie się doczekali.
- No to gratulacje dla nich.
- Dzięki.
- Mogę się spytać kim jest Leah? - Delikatnie się wtrąciłam.
- To moja młodsza siostra. - Trochę byłam zaskoczona tym, co powiedział. Nigdy nie wspominał o rodzeństwie. Okazuje się, że Tonego też nie znam tak, jak myślałam.
- Nie wiedziałam, że masz rodzeństwo.
- Nigdy nie wspominałem o niej. Mieliśmy kiepski kontakt.
- Czemu? - Zapytałam, ciągnąc go za język.
- Bo ja wyjeżdżałem na misje, a ona tego nie lubiła. Przez to każda nasza rozmowa kończyła się kłótnią. Tyle.
- To by wiele wyjaśniało. - W sumie jednym zdaniem wyjaśnił wszystko.
- No. Zaczęliśmy się dogadywać niedawno, jak wróciłem zrezygnowałem i wróciłem do domu.
- To bardzo dobrze. - Przyznałam, ale nie mogłam kontynuować z nimi rozmowy, bo nagle zadzwonił mój telefon. Przeprosiłam chłopaków i poszłam do kuchni odebrać, bo dzwoniła Emily. Moja rozmówczyni pamiętała, że miałam mieć gości, więc na wstępie od razu zaczęła mnie przepraszać, że przeszkadza. W jej głosie słychać było zaniepokojenie. Jak wyjaśniła mi powód, przez który dzwoni, jej zaniepokojenie od razu stało się dla mnie jasne. Uspokoiłam ją i obiecałam że sprawdzę i jak najszybciej do niej oddzwonię. Jak obiecałam, tak uczyniłam i czym prędzej wróciłam do salonu.
- Emily zgubiła klucze. Możliwe, że u mnie. Możemy poszukać? - Zapytałam chłopaków, ale jak się spodziewałam, Ryan się skrzywił na dźwięk jej imienia.
- Spoko - Tony od razu się poderwał, chętny do pomocy. - Gdzie powinniśmy szukać?
- W okolicy kanapy. Raczej tutaj siedzieliśmy, a gdziekolwiek indziej byłyby chyba widoczne.
Ryan także podniósł się i zaczął sprawdzać pod kanapą. Tony natomiast od razu zaczął przeszukiwać kanapę. Ja jeszcze dla pewności przeszukałam kuchnię.
- Chyba mam. - Rozległ się głos Tonego, kiedy ja wracałam z kuchni, nic nie znajdując. Szybkim krokiem podeszłam do Tonego, który trzymał jakieś klucze w ręce i dziwnie się im przyglądał. Wzięłam od niego klucze i od razu je poznałam, bo miała do nich przyczepione miniaturowe zdjęcie swojej rodziny.
- To jej klucze. Dzięki bogu. - Podziękowałam mu, ale Tony wyglądał na mocno zdziwionego.
- To TA Emily? - W końcu Tony wydusił z siebie swoje wątpliwości, a pytanie to było raczej skierowane do Ryana, bo to na niego patrzył ze zmarszczonymi brwiami.
- Ta. - Ryan wydusił przez zęby.
- Co to znaczy "To TA Emily"? - Zapytałam Tonego. On musiał coś wiedzieć. Po moim pytaniu Tony przerzucał niepewnie wzrok to na mnie, to na Ryana. Od razu mi tu coś zaśmierdziało. - Znasz Emily? - Zapytałam patrząc Tonemu prosto w oczy. A raczej stwierdziłam, bo miałam niemalże stuprocentową pewność, że ją zna skoro tak się zapytał, a Ryan tylko przytaknął.
- Co?... Nie... To znaczy... - Tony się jąkał, jakby nie wiedział, co może powiedzieć.
- Tony! - Upomniałam go, ale to nie podziałało. Spojrzał tylko na Ryana, a ten zaciskał tylko szczęki w nerwach.
- Nie powiedziałeś jej nic? - Tony nie odrywał wzroku od przyjaciela.
- Nie. - Ryan zaprzeczył oschle.
- Ok, więc to nie moja sprawa. Ja się nie będę między was wtrącał. - Tony uniósł ręce w obronnym geście i wycofał się, gasząc moje nadzieje, na zdobycie informacji z innej ręki. Nie naciskałam go więcej. W końcu Ryan mi coś obiecał w tym temacie, a ja jemu.
Zadzwoniłam do Emily, żeby ją uspokoić apropo kluczy. Kamień spadł jej z serca. Powiedziała, że kiedyś przy okazji je odbierze, bo ma na razie zapasowe. Na szczęście nie musiałam wymieniać zamków.
Resztę wieczoru spędziliśmy rozmawiając o najprzeróżniejszych rzeczach. Tony trochę opowiedział, co słychać u niego w domu i dzięki temu poznałam go nieco bardziej, a on, miałam wrażenie, że jakby trochę się rozweselił. To był naprawdę miły wieczór. Siedzielismy do późna. Tony u nas przenocował i z samego rana, tuż po śniadaniu pojechał do domu. Cieszyłam się, że mieli z Ryanem okazję spędzić trochę czasu razem. Jeszcze bardziej cieszyło mnie to, że w końcu między nimi jest normalnie, że rozmawiają i znów są przyjaciółmi, tak jak dawniej. Wiele dla siebie znaczyli i byli ogromny wsparciem dla siebie nawzajem. Wydawało mi się, że obydwoje tego potrzebowali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top