Pobudka

Idąc do niego czwartego dnia, wiedziałam, że będę sama, bo Tony nie mógł iść. Nie wiem nawet czemu. Siedziałam przy nim wpatrzona w jego anielską twarz i gładziłam go po dłoni jak zawsze. Po paru godzinach jego ręka poruszyła się. Wtedy serce szybciej mi zabiło. A po chwili otworzył oczy i spojrzał od razu na mnie. Przestraszyłam  się i szybko zabrałam swoje dłonie z jego ręki.

- Cześć. - uśmiechnęłam się niepewnie a na mojej twarzy pojawił się rumieniec zawstydzenia, że przyłapał mnie jak dotykam jego dłoni.

- Cześć. - odwzajemnił uśmiech ale bardzo delikatnie.

- Przepraszam cię za to. - postanowiłam od razu się wytłumaczyć.

- Za co? - odezwał się ledwo słyszalnym, mocno zachrypniętym głosem.

- Za to, że cię gładziłam po dłoni. Po prostu miałam nadzieję, że tak dam znać twojej podświadomości, że nie znajdujesz się już wśród wrogów tylko pośród przyjaciół i dzięki temu szybciej odzyskasz przytomność. Przepraszam to głupie. - od razu zrezygnowałam.

- Zadziałało.

- Serio? - zdziwiłam się.

- Tak. Ocknąłem się ale nie chciałem otworzyć oczu. Chciałem znów stracić przytomność, żeby nie widzieć nic, ani nie czuć. Dopiero jak poczułem twoją dłoń to postanowiłem otworzyć oczy.

- To dobrze. - ulżyło mi.

- Jak się czujesz?

- To ja powinnam się o to zapytać.

- Ale ja byłem pierwszy. - stwierdził z uśmiechem

- Dobrze. Już mogę normalnie chodzić. A ty?

- Nic nie czuję. W końcu. - w jego głosie można było wyczuć ulgę

- Przepraszam.

- Za co znowu? - spytał zdziwiony ale nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo przyszedł lekarz i poprosił mnie żebym wyszła, bo chciał go zbadać.

Skorzystałam z chwili wolnego i poszłam powiedzieć Tonemu najświeższą nowinę. Tony skakał z radości jak usłyszał, że Ryan się obudził. Dobre wieści rozeszły się po bazie błyskawicznie.

Po obiedzie razem z Tonym poszliśmy odwiedzić Ryana. Ja weszłam pierwsza.

- Hej. Przyprowadziłam ci kogoś. - zażartowałam. Patrzył zaciekawiony w kierunku wejścia

- No cześć brachu!! - Tony niemalże wskoczył do sali.

- Tony! - na ustach Ryana pojawił się szeroki uśmiech. Tony podszedł do niego i uścisnął delikatnie uniesioną prawą dłoń

- Trochę mnie nastraszyłeś przyjacielu.

- Przecież mówiłem, że jestem z tytanu. - zerknął  na mnie, a mi się przypomniało jak mówił mi to tam.

- Jasne! Nie rób więcej tego! - Tony mu pogroził.

- Nie obiecuję nic.

- Jak się czujesz? - rozmawiali między sobą. Ja nie chciałam się wtrącać. Miałam już swoje pięć minut, a Tony w końcu znał go od dziecka. Byli przyjaciółmi.

- Bywało lepiej. Ale nie jest źle. Tylko strasznie mi się nudzi.

- Dopiero się obudziłeś i już ci się nudzi?!

- No już  cały dzień tu leżę. A nawet dłużej

- Ale miałeś do tej pory towarzystwo. - Tony spojrzał na mnie z uśmiechem

- Wiem. Dzięki - Ryan spojrzał na mnie

- Nie ma za co. Nic takiego nie zrobiłam.

- Tony. Kto odszedł? - Ryan posmutniał i spytał niepewnie.

- Fultz, nie zdążył wyskoczyć z gniazda zanim trafił w nas RPG. Brown też zginął w gnieździe, bo po naszym wozie wysadzili drugi. Nie zdążył. Freeman oberwał, ale o tym wiesz. Wyliże się z tego. Whitener i Jackson też oberwali ale nie groźnie i już biegają z powrotem. Whitener jak pomagał Jacksonowi.

- A 23?

Tony zamilkł na chwilę i skierował wzrok w podłogę.

- Jeden zanim do nich dotarliśm. Pięciu zginęło w pierwszym wozie, który wysadzili rebelianci. A kolejnych dwóch po drodze do punktu ewakuacji. Jeden był już ranny jak do nich dotarliśmy. Drugi po ataku próbował go odciągnąć.

- Prawie cała 23.

Tony tylko kiwnął głową na potwierdzenie, a ja poczułam się cholernie winna za to wszystko.

- A ty? Coś ci zrobili? - Tony widząc moją twarz zmienił temat.

- Co? Nie. - jednak jego przyjaciel szybko go zakończył. - A ty jak się trzymasz?

- Ja? Dobrze! Już  bym mógł wrócić do służby bo mi się cholernie nudzi ale ręka jeszcze trochę nie współpracuje.

Ryan się zaśmiał na dźwięk słów Tonego. W tym momencie do sali wszedł mój tata. Ryan szybko odwrócił głowę w jego stronę, jednak widziałam, że sprawiło mu to ból, bo na jego twarzy pojawił się  grymas. Tony jak oparzony zerwał się na równe nogi i stanął na baczność.

- Spocznij. - tata odezwał się do Tonego. - Jak się czujesz poruczniku Shepherd? - kontynuował.

- Nienajgorzej generale.

- Doszły do mnie słuchy, że już się obudziłeś. Podobno plotki szybko tutaj się rozchodzą. - zerknął na mnie

- Chciałem ci osobiście podziękować za ocalenie życia mojej córce.

- Wykonywałem tylko rozkazy generale.

- Ja wiem. I nie powinienem wam też tak grozić przed wyruszeniem na misję ale ona wiele dla mnie znaczy. - tata spojrzał przelotnie na mnie

- Domyślam się, sir.

- Wiem też, że otoczyłeś ją szczególną opieką za co ci dziękuję. Dzięki tobie moja córka wróciła do domu.

- Nie tylko dzięki mnie. Sir. To była operacja zespołowa.

- A jednak tobie bardziej zawdzięczam jej powrót. Mam u ciebie ogromny dług. Dziękuję ci. I nie broń się już.

Ryan pozostawiony bez możliwości sprzeciwu kiwnął tylko głową na znak przyjęcia podziękowań. Tata poprosił mnie, żebym poszła z nim. Zostawiłam ich samych i podążyłam za tatą.

- Wrócił. Żywy. Mogłaś przy nim siedzieć jak nikt inny. Nawet miałaś okazję z nim porozmawiać. Czy teraz możesz już wrócić do domu? - mówił w drodzę do swojego namiotu.

- Tak tato. - przyznałam niechętnie.

Nie chciałam dłużej nadużywać jego cierpliwości i dobrej woli.

- Świetnie. Jutro przylatuje transport z samego rana. Z powrotem zabiera turę żołnierzy, którym skończyły się kontrakty na misję tuta. Polecisz z nimi do kraju. Dobrze?

- Dobrze tato.

- Cieszę się bardzo, że opuścisz w końcu to piekło córeczko. - objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.

Nie myślałam, że spędzę tak mało czasu z Ryanem po jego wybudzeniu. Ale chyba więcej nie było sensu. Nic dla niego nie znaczyłam. W sumie to byłam dla niego zupełnie obcą osobą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top