Dyżur niespodzianka

Przyszłam rano do szpitala, stanęłam przy swojej szafce i zdjęłam kamizelkę i hełm, chowając je do jej wnętrza, a wyjmując swój fartuch lekarski. Zaraz potem skierowałam swoje kroki w stronę sali, gdzie leżał Amid, po drodze zakładając fartuch, żeby nie tracić czasu. Nie wiedziałam ilu lekarzy już wróciło do bazy, a ilu jeszcze nie, ale nie zwracając na to uwagi postanowiłam wypełnić swoje obowiązki. Przekraczając próg sali, do której zamierzałam, moim oczom od razu ukazało się puste sąsiednie łóżko. Było ładnie zaścielone. Teraz już miałam stuprocentową pewność, że Ryana wypuszczono już ze szpitala. 

Podeszłam od razu do łóżka Amida i przywitałam go z uśmiechem. Jak tylko mnie zobaczył, usiadł na łóżku, uśmiechnął się i wypowiadając bardzo wyraźnie słowa "doktor Sara", wyciągnął w moja stronę wyprostowane rączki. Kiedy się zbliżyłam, mocno mnie przytulił. Z jeszcze większym uśmiechem na twarzy i ogromną radością w sercu, odwzajemniam jego uścisk. Nie miałam tłumacza, ale jakoś udało mi się porozumieć z chłopcem. Zadawałam mu pytania, bardziej pokazując o co mi chodzi niż mówiąc. Wyglądało to trochę, jak gra w kalambury, z której Amid miał wiele radości. Ja też nieźle się nagłówkowałam, aby wszystko pokazać tak, żeby zrozumiał o co mi chodzi. Dowiedziałam się, że już się dobrze czuje i nic go nie boli. Niestety z jego karty wyczytałam, że rana na nodze nie chce się goić, a złamana kość zrosnąć. Serce mi się krajało, kiedy patrzyłam na tą małą istotę. Niczym nie zawinił, a musiał tyle wycierpieć, mimo wszystko pozostawał pogodny i radosny. Zanim jeszcze odeszłam Amid pokazał mi resoraka, którym się bawił i wyjaśnił, że dostał go od Ryana. Zrozumiałam to dokładnie, bo wskazywał na sąsiednie, puste łóżko, a potem na samochodzik i na siebie, cały czas coś tłumacząc w swoim języku. 

Kiedy wyszłam z sali, na mojej twarzy cały czas widniał szeroki uśmiech. Przemierzałam korytarz, kiedy podeszła do mnie pielęgniarka i poprosiła o zastąpienie doktora Hickmana na sali zabiegowej, bo ten musiał pilnie biec do pacjenta, który właśnie przyjechał. Pewnie jakiś przypadek ortopedyczny i za to potrzebowali Davida. David był jedynym ortopedą w bazie. Dowiedziałam się, że pozostało mi tylko ściągnąć pacjentowi szwy, bo doktor Hickman już resztę zrobił, więc udałam się prosto do sali zabiegowej. Pielęgniarka spytała tylko czy będę ją potrzebowała, bo jeśli nie to ona udałaby się do pacjentów, bo skład pielęgniarski nadal był pomniejszony. Nie widziałam w tym problemu i zgodziłam się od razu. 

Niestety bardzo szybko zaczęłam tego żałować. Jak tylko przekroczyłam próg, stanęłam jak wryta. Moim oczom ukazał się Ryan. Siedział na leżance i wpatrywał się prosto we mnie. Był w samych spodenkach dresowych. Jego tors był goły, a bandaże go przykrywające zniknęły. Pojawił się za to stabilizator na lewym barku, który sięgał do jego lewego bicepsu, przykrywał cały bark i obojczyk, a pasek mocujący przebiegał przez jego klatkę piersiową, pod pachą na stronie przeciwnej, aby z tyłu znów dojść do barku. Zrobiło i mi się gorąco na jego widok, a emocje wewnątrz mnie wybuchły, jak jakaś bomba atomowa. Poczułam strach, przerażenie, zmartwienie, ogromną miłość do niego i jeszcze większe pragnienie jego dotyku i bycia blisko niego. Nie spodziewałam się, że tak na niego zareaguję. Ogarnęło mnie również zawstydzenie z powodu tego, że go unikałam, aby ostatecznie skorzystać z okazji i uciec. Wszystkie te i wiele innych emocji buzowało we mnie, co sprawiało, że zaczynałam nieco panikować i nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Wzięłam głęboki wdech i zacisnęłam zęby. Postanowiłam wziąć się w garść i zachowywać się profesjonalnie, jak na lekarza przystało. 

- Zastąpię Davida, bo on ma pilniejszego pacjenta. Zdejmę ci szwy. - Wyjaśniłam szybko, bez zbędnego owijania w bawełnę. On się nie odezwał, tylko przyglądał mi się uważnie.

Podeszłam do szafki z przyborami, wzięłam rękawiczki i założyłam je, następnie wzięłam potrzebne rzeczy i nie czekając na jego reakcje przystąpiłam do tego, po co tu przyszłam. Położyłam potrzebne przybory na jeżdżącej podstawce i postawiłam ją po mojej prawej stronie, aby mieć wszystko pod ręką. Sama stanęłam naprzeciwko niego, tak aby mieć jak najlepszy dostęp do jego rany. Postanowiłam się nie przejmować nim i zrobić co do mnie należy, a następnie jak najszybciej się ulotnić z tego pomieszczenia. Zdjęłam przyklejone opatrunki i spryskałam bok jego głowy płynem dezynfekującym. Zebrałam gazikiem nadmiar płynu wycierając ściekające stróżki. Ryan cały czas tylko się we mnie wpatrywał, nie wypowiadając ani jednego słowa od mojego przybycia, co wywoływało we mnie dziwne emocje. Chwyciłam za chirurgiczne nożyce aby przeciąć szwy, a następnie wzięłam pensetę aby je usunąć. Kiedy chwyciłam za pierwszy szew, Ryan nagle się odezwał lekko mnie strasząc, aż drgnęłam. 

- Dawno Cię nie widziałem. - spojrzałam na jego oczy, ale nie mogłam z nich wyczytać żadnych emocji.

- Bo mnie nie było. - próbowałam zachować dotychczasowe opanowanie wewnętrznych emocji i zewnętrznego profesjonalizmu, ale stawało się to coraz cięższe. 

- A gdzie byłaś? 

- Wyjechałam do innej bazy. - Powróciłam do przerwanej czynności i zaczęłam usuwać szwy. 

- Uciekłaś? 

- Nie uciekłam. 

- Zniknęłaś tak nagle. 

- Bo tak nagle pojawiła się potrzeba wyjazdu. 

- Nie musiałaś się zgłaszać. - No nie! On też? Skąd oni wszyscy mają tyle informacji o mnie?! 

- Ale chciałam. - Starałam się zachować jak najbardziej bez emocjonalną postawę, tak jak on, ale mi nie wychodziło to tak dobrze. 

- Żeby uciec ode mnie? 

- Nie! Żeby pomagać - skłamałam, nie chciałam się przyznać przed nim. 

- Tu też mogłaś pomagać. 

- Tam bardziej. 

- Wystraszyłem Cię? 

- Czym miałeś mnie wystraszyć? 

- Moimi słowami i zachowaniem. 

- Jakimi?

- Że nie potrafię się trzymać od Ciebie z daleka. 

- Pamiętasz to? Myślałam, że nie będziesz pamiętał w ogóle. 

- Pamiętam. Wszystko pamiętam. 

- Wiem że powiedziałeś to przez krwiaka. W takim stanie mówi się różne bzdury, wiec spokojnie. - Wyjaśniłam wersję, której się trzymam. Odłożyłam narzędzie na podstawkę, bo usunęłam już wszystkie szwy i wzięłam gazik aby jeszcze raz przemyć okolice rany.

- To nie była bzdura. - Był śmiertelnie poważny. 

- Ryan, rozumiem że miałeś krwiaka, który uciskał ci mózg, więc nie kontrolowałeś swojego zachowania i wypowiedzianych słów. 

- W jednej kwestii masz rację. Nie kontrolowałem swojego zachowania. Tak samo, jak po ataku na szpital, w którym ucierpiałaś, albo u mnie w pokoju po tym, jak ci się śniło, że zginąłem, ale to nie przez krwiaka. 

- Skończyłam. Jesteś wolny. - postanowiła zignorować jego niedawną wypowiedź, nie robić sobie złudnej nadziei i po prostu odejść. 

Odsunęłam podstawkę na narzędzia na bok i zdjęłam rękawiczki, wyrzucając je do kosza na śmieci stojącego obok leżanki. Kiedy zrobiłam krok w kierunku wyjścia, Ryan szybko zeskoczył z leżanki, chwycił mnie za rękę i szarpnął w swoim kierunku. Zaskoczyło mnie to i dlatego bez najmniejszych oporów poddałam się temu, w efekcie czego sekundę później stałam naprzeciwko niego tak blisko, że nasze ciała dzieliły tylko centymetry. Czułam ciepło jakie biło od jego ciała, wydychane przez niego powietrze otulało moje policzki, które swoją drogą zalewały się rumieńcem coraz bardziej. Był tak blisko, że nasze usta niemal się stykały. Serce zaczęło mi walić, a ciało w środku szaleć od emocji jakie je ogarniały. Pragnęłam kolejnego zbliżenia z nim, ale zdrowy rozsądek kazał mi się odsunąć. Dłonie trzymałam zaciśnięte na swoim fartuchu, bo wiedziałam, że jak tylko go puszczę to znajdą się na klatce Ryana. On swoją lewą dłonią cały czas trzymał mój nadgarstek, jakby bał się, że jak go puści to ucieknę. Prawą za to zaczął gładzić mnie po policzku. A ja w myślach żałowałam, że już ma wyswobodzoną lewą rękę. Łatwiej by mi było powstrzymać się i uciec gdyby mnie nie trzymał, a emocje łatwiej byłoby opanować gdyby nie gładził mnie po twarzy. Z jedną ręką obie te czynności nie byłyby możliwe, a ja miałabym większe szanse na sprzeciwienie się jemu i emocjom jakie mną rządziły. 

- Sara - odezwał się lekko zachrypniętym głosem, jakby czekał na pozwolenie. 

- Ryan, proszę Cię przestań się mną bawić. - ostatnimi siłami próbowałam powstrzymać swoje uczucia i oddalić się od niego. Niestety starczyło ich tylko na to jedno zdanie, nie potrafiłam już wykonać żadnego choćby najmniejszego ruchu. 

- Nawet bym nie śmiał bawić się Tobą. - dokończył przyciszonym głosem a ostatnie słowo powiedział muskając już moje usta swoimi. 

Nie znalazłam w sobie siły żeby go odepchnąć, ani mu się przeciwstawić. Złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, który zaczęłam odwzajemniać. W końcu marzyłam o tym bez przerwy od ostatniego razu. To chyba upewniło go w przekonaniu, że nie ucieknę już bo przeniósł swoją lewą dłoń na mój drugi policzek i chywtajac moja twarz w obie dłonie pogłębiał pocałunek. Motyle w moim brzuchu zaczęły po prostu szaleć, a ja przeklinałam się w myślach za to, co on ze mną potrafi zrobić. Rozluźniłam swoje pięści puszczając tym samym fartuch i tak jak myślałam, moje dłonie automatycznie powędrowały na jego klatkę piersiową. Dotyk jego nagiego ciała sprawiał, że po mojej skórze przechodziły elektryzujące dreszcze. Zaczęłam błądzić palcami po jego torsie, zatracając się powoli w przyjemności. Mój ruch wywołał na jego ustach uśmiech, zabrał dłonie z mojej twarzy i zjechał nimi w dół po moim ciele, zatrzymując je na moim tyłku. Chwytając za pośladki podniósł mnie wyżej, sadzając na swoich biodrach. Ja juz w ogole zatraciłam się w przyjemności i brnęłam w to dalej mimo ciągle goszczącej niejasności w mojej głowie. Jedną ręką objęłam go za szyję, a drugą dłoń wplotłam w jego włosy, bawiąc się nimi.

- Nie powinieneś dźwigać jeszcze ta ręką. - powiedziałam pomiędzy pocałunkami, przesuwając dłoń na jego bark umieszczony w stabilizatorze. 

- Nie martw się. - wydyszał mi w usta nie odrywając się ode mnie. 

- Muszę. Jestem twoim lekarzem. - przypomniałam mu. Wtedy lekko się ode mnie odsunął i spojrzał mi prosto w oczy.  

- Już nie. Przecież skończyłaś. - na jego ustach pojawił się zwycięski uśmiech.

Nie dał mi nic więcej odpowiedzieć, bo znów złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Zrobił dwa kroki w tył i usiadł na leżance, sadzając mnie na swoich kolanach. Siedziałam na nim okrakiem, nogi miałam podwinięte i piszczelami opierałam się na leżance. Nie była to wygodna pozycja do dłuższego siedzenia, ale nie zamierzałam się ruszać aby ją zmienić. Ryan jedną rękę cały czas trzymał na moim tyłku, ciągle przyciągając mnie bliżej siebie. Bliżej już sie nie dało, bo nasze klatki piersiowe sie stykały, tak samo jak podbrzusza, ale i tak nie dawał nawet możliwości odsunięcia się choćby na milimetr. Przyznam szczerze, wywoływało to we mnie ogromną radość. Drugą ręką natomiast zaczął błądzić po moich plecach, ostatecznie zatrzymując ją na mojej szyi. 

- Ryan, przecież jesteś moim przełożonym. - Znalazłam w sobie siłę, żeby oderwać się od niego i przypomnieć mu, co mu przeszkadzało przy ostatnim naszym zbliżeniu. Ręce miałam zarzucone na jego szyję, nasze twarze dzieliła niewielka przestrzeń, a ja patrzyłam się prosto w jego oczy. 

- Już niedługo nie będę. - W ogóle się nie przejął tym, co powiedziałam. 

- Ale teraz jesteś. Już ci to nie przeszkadza? 

- Nie. 

- A regulamin? 

- Zaryzykuję.  

 - Możesz za to wylecieć. - Przypomniałam mu, będąc gotowa na to, że na dźwięk tych słów automatycznie się ode mnie odsunie, tak jak to było u niego w pokoju. 

- Nie ważne. Ty jesteś cenniejsza dla mnie. - Nie wierzyłam w to co słyszę. Było to dla mnie nieprawdopodobne.
 
- Serio? - postanowiłam się upewnić, czy aby na pewno się nie przesłyszałam. 

- Serio, serio - posłał mi szeroki uśmiech, a ja odruchowo na dźwięk tych słów przyciągnęłam go za szyję do siebie i wtuliłam się w jego zagłębienie pod brodą. 

On odwzajemnił uścisk, lecz bardzo szybko odsunął mnie od siebie, chwycił za brodę i pociągająca ją w swoją stronę złączył nasze usta. Zaserwował mi długi i namiętny pocałunek. Moje ciało wypełniało mnóstwo emocji, pozytywnych emocji i reagowało na każdy jego dotyku w sposób szczególny. Muszę przyznać, że już nie raz byłam z chłopakiem, ale w taki sposób reagowałam po raz pierwszy. Z każdym jego dotykiem po moim ciele rozchodziły się swego rodzaju dreszcze, w brzuchu mnie skrecało, ale w przyjemny sposób i za żadne skarby nie chciałam się odsunąć od niego choćby na milimetr. Pragnęłam stykać się z jego ciałem każdym centymetrem mojego ciała i wciąż było mi mało. Nieważne jak blisko mnie był, dla mnie był zawsze za daleko.

Absolutnie nie przeszkadzało nam to, gdzie się aktualnie znajdujemy, pomimo, że mieliśmy świadomość, że w każdej chwili ktoś mógłby wejść i nas zobaczyć. Obydwoje cieszyliśmy się sobą nawzajem i żadne z nas nie miało ochoty tego przerwać. 

Byłam słaba i nie potrafiłam się od niego oderwać, a on jakby doskonale o tym wiedział. Odsunęliśmy się od siebie dopiero, jak brakowało nam już tchu. Spojrzałam mu prosto w oczy i uświadomiłam sobie, że on może ze mną zrobić co chce, bez większego wysiłku. 

- Dlaczego ty ze mną to robisz? - Spytałam nie zastanawiając się nad sensem tych słów.

- Co robię? - Nie bardzo zrozumiał o co mi chodzi. I nie dziwię się, nie czytał mi w myślach, a pytanie było dwuznaczne. 

- Co tylko chcesz. A ja nie potrafię się oprzeć. - Wyjaśniłam szczerze, a na dźwięk moich słów na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. 

- Widać masz do mnie słabość.

- To nie znaczy, że możesz ją wykorzystywać. - próbowałam się bronić, ale wiedziałam, że nie mam szans ze swoją słabością do niego.

- Nie mogę, tylko muszę. Gdyby nie twoja słabość, to w życiu nie miałbym u Ciebie szans!

Aż parsknęłam śmiechem na to, co powiedział. Był cholernie poważny, ale tego nie dało się wziąć na poważnie. 

- I co teraz? Zamierzasz mnie unikać do końca kontraktu tutaj? -postanowiłam zmienić temat i uspokoić nieco swoją podświadomość, która zdążyła już mi podsunąć obrazy, jak prawdopodobnie będzie wyglądało moje ostatnie półtora miesiąca tutaj. 

- Chciałabyś! - prychnął - Ale nie ma takiej opcji!

- To jak to sobie wyobrażasz? 

- Szczerze to nie wiem, ale jakoś to będzie. 

- Jak? - ja nie potrafiłam sobie wyobrazić nic innego niż to, co było do tej pory, czyli unikającego mnie Ryana. 

- Tajemniczo - uśmiechnął się do mnie i cmoknął mnie w usta. 

Obydwoje wiedzieliśmy, że nie możemy dłużej siedzieć w sali zabiegowej. I tak zdjęcie szwów trwało w tym przypadku rekordowo długo. Niechętnie ale oderwaliśmy się od siebie i oboje podążyliśmy w stronę drzwi wyjściowych. Ryan cały czas trzymał mnie za rękę. Jak już byliśmy przy wyjściu szarpnął mnie delikatnie pociągając w swoją stronę i zanim opuściliśmy pomieszczenie, złożył na moich ustach ostatni pocałunek. Na korytarzu nasze drogi się rozeszły. On poszedł do sali na której leżał. Dzisiaj wychodził, już był po wszystkich zaplanowanych zabiegach, wiec był wolny. Mógł zebrać swoje rzeczy i opuścić szpital. Ja za to musiałam zająć się pozostałymi pacjentami. Cały czas nie wiedziałam jak on sobie wyobraża nas tutaj. Oboje nie potrafiliśmy trzymać się od siebie z daleka, a nie mogliśmy pokazać, że coś nas łączy. Ale postanowiłam nie martwić się na zapas. Czas pokaże, a ja byłam przeszczęśliwa z dzisiejszego obrotu sytuacji. 

/*
Hej! Kolejny rozdział wpadł. Dajcie znać jak wam się podobał i w ogóle jak wam się podoba rozwój sytuacji.  😊
*/

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top