Rozdział 1 Początek snów

Cassidy

Obudziłam się w domu nie pamiętając jak się tu znalazłam. Jednocześnie czułam się tak jakbym straciła w życiu coś nie zwykle ważnego. Coś cennego, czego nigdy prze nigdy za nic w świecie nie chciałabym oddać. Bolało mnie serce ale dlaczego? To nie był ból którego doświadcza się psychicznie raczej fizycznie. Czułam się rozstrojona emocjonalnie. Czułam gniew. Oślepiającą furię i nienawiść.

Odetchnęłam głęboko. Zawsze tak robiłam żeby się uspokoić. To był mój sposób na zachowanie kontroli. I jeszcze te głosy które słyszałam we śnie. Chodź do nas. Znajdź nas. Nie możesz o nas zapomnieć!

Część głosów należała do mężczyzn. Były mocne silne z nutą ostrej determinacji. I był jeszcze jeden głos mocny, silny, kobiecy. Wołała mnie z taką rozpaczą i miłością w głosie. Normalną osoba by się przestraszyła ale ja nie byłam normalną osobą. Nie mogę zapominać że jestem wróżką. Nie mogę zapominać czym jest moje magiczne dziedzictwo.

Spojrzałam na zegarek. 19:20 pm. No pięknie. Teraz nie bedę mogła spać w nocy. No trudno. Zaparzę kawy i wezmę się do nauki. W końcu przecież jutro zaczynam pierwsze zajęcia. Zgłosiłam się na nauczycielkę mitologi w Mystic Falls. Wypadałoby pochwalić się swoją wiedzą.

Czas na nauce zleciał mi bardzo szybko i przy dobrej kawie. Zwłaszcza że byłam bardzo skoncentrowana na pracy nie zauważyłam która godzina. Odłożyłam książki i przeciągnęłam się mocno. Na mojej szyi błysnął niebieski kamyk. Mam go od urodzenia. Spojrzałam na kamień. Przypominał mi czyjeś oczy. Tylko nie wiedziałam czyje. Kiedy w końcu zjadłam obiad i poszłam spać miałam dziwny sen.

Siedziałam obok blondynki w pięknej niebieskiej sukni. Moja miała głęboki odcień czerwieni. Nagle coś błysnęło przed moim wzrokiem. Chwyciłam tę rzecz. Okazało się że to niebieski kamyk. Mały ledwo mieszczący się na moją dłoń.
- Spójrz Rebeko! Czyż nie jest po prostu prześliczny?- zachwyciłam się. Blondynka tylko wzruszyła ramionami.
- To tylko zwykły kamień.- odparła nie przejmując się moim entuzjazmem zbytnio.
- Mylisz się. Dla ciebie to może tylko zwykły kamień. Dla mnie może kryć cały wszechświat. To co najmniej uchwycić gołym okiem jest najbardziej wyjątkowe. Ciekawe jak bardzo jest stara jego dusza?- zamyśliłam się i przyłożyłam kamy do ucha jakby oczekując odpowiedzi.

Rebeka spojrzała na mnie z miłością w oczach.
- W takim razie daję ci go. Skoro go chcesz jest twój.- wzięła kamień z mojej dłoni. Przytrzymała go, po czym przycisnęła do swoich ust. Składając na nim krótki pocałunek.
- Gdziekolwiek będziesz, od teraz ja zawsze bedę przy tobie, moja ukochana słodka Cassidy.- wcisnęła kamyk w moją dłoń. Promieniowało od niego przyjemne ciepło. Uśmiechnęła się czule do blondynki. Wtedy wizja zniknęła. A może sen?

Wiem tylko że następnego ranka obudziłam się w moim łóżku w prawdziwym szoku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top