~ Rozdział 7 ~

Wokoło otaczała ich czysta zieleń. Gęsto zarośnięty las sprawiał wrażenie jakby ludzie nigdy do niego nie zaglądali. Tylko wąska, wychodzona ścieżka udowadniała im, że jednak coś na samym jej końcu się znajduje.

-Daleko jeszcze ? - zapytał zmęczony już wędrówką Droy. Byli właśnie w drodze do domu osoby, która potrzebowała pomocy w zbieraniu grzybów. Nagle zza drzew przebił się obraz średniej wielkości drewnianego domu.

-Na pewno zamieszkują tu jacyś staruszkowie, który nie mają sił do takiej pracy.

-Jet nie mów tak, nigdy nie wiesz jaka jest sytuacja u kogoś w domu – odpowiedziała zirytowana jego zachowaniem. Szczerze, była to od niej pierwsza tak długa wypowiedź od rozpoczęcia misji. Była zła, że Gajeel zabrał im misje i ogólnie była zła na siebie bez powodu. Chłopaki mimo, że już czasami nie potrafili wytrzymać dziś od niej humorków, nie wybuchali na nią jak i zastanawiali się cały czas, co się stało na poprzedniej misji. Stali już przed drzwiami, a Levy zapukała delikatnie maleńką kołatką powieszoną na drzwiach.

-Już idę! - z środka dochodził głos mężczyzny.

-Ja chcieć otworzyć – i nagle w drzwiach stanęła mała dziewczynka mająca nie więcej niż 3 lata. Miała na sobie słodką różową sukienkę, brązowe włoski spięte w dwa kucyki i niebieskie oczy, które wpatrywały się z ciekawością na przybyłych gości.

-Chi nie wychodź, kiedy nie wiesz kto przyszedł – wysoki brunet wziął dziewczynkę na ręce po czym przywitał się z nimi – Wy jesteście pewnie z Fairy Tail – uśmiechnął się ukazując swoje białe ząbki – Jestem Keiji. Przepraszam za fatygę, wejdźcie do środka – zrobił miejsce w przejściu. Levy weszła pierwsza, a na widok tej małej dziewczynki zapomniała o swoich humorkach i zamierzała skupić się na misji. Stanęła przy kanapie, a chłopaki z nią – Myślałem, że sam dam rade zbierać te grzyby. Bo jak widzicie nasz las jest strasznie gęsty, dzięki czemu w tym okresie występuje u nas większość grzybów, które trafia do sprzedaży do miasta. Nasza rodzina w tym okresie, w dużej mierze żyje z tego zbierania, lecz to nie wystarcza, dlatego nasi rodzice wyjechali do miasta trochę przyrobić, a mi powierzyli to zadanie. Przez pierwsze dwa tygodnie dawałem rady. Zabierałem Chi ze sobą i na spokojnie ich szukałem, lecz od ostatniego tygodnia grasuje po tych lasach zwierze i nie mogę narażać siostry na takie niebezpieczeństwo, a samej w domu jej też nie zostawię – Spojrzał na dziewczynkę, która radośnie bawiła się pośrodku pokoju – Myślałem, że przyjdzie tylko jedna osoba za tak niską nagrodę – zaśmiał się – Ale, że jest was trzy i to na dodatek jedna dziewczyna myślałem byś ty zaopiekowała się moją siostrzyczką, a my faceci pójdziemy zbierać te grzyby.

-Jasne – odpowiedziała radośnie, czując, że to będzie najmilsza misja jaką ją spotkała. Uwielbiała małe dzieci. Sama często się nim jeszcze czuła – A mogę z nią trochę też po przechadzać się po lesie z wami ?

-Raczej ... Nie wiem czy zdołasz obronić ją, gdy przyjdzie to zwierze – zawahał się – w takich sytuacjach wolałbym męskiej ręki...

-O to się nie martw – przerwał mu Jet – Jest o wiele silniejsza i co najważniejsze rozważniejsza od nas. W tej kwestii spokojnie możesz jej zaufać – uspokajał go, a Droy kiwał głową do potwierdzenia słów przyjaciela.

-No dobrze niech wam będzie – na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech – Choć przedstawię cię Chi i zaraz wyruszamy. Chi przedstaw się ładnie Pani.

-Dzeń Dobly jestem Chieko – i radośnie wyciągnęła dłoń w kierunku dziewczyny.

-A ja Levy miło mi cię poznać – odważyła się nawet wziąć ją na ręce, a ta radośnie przytuliła się do dziewczyny.

-No dobra to co zbieramy się – zaproponował.

-Ja jeszcze tu z nią chwile zostanę, a później przejdziemy się na podwórko. Obiecuje nie będziemy się oddalać od domu – postawiła Chi z powrotem na ziemię, a ta pobiegła do stolika gdzie znajdywały się kredki i biała kartka.

-To my lecimy, na razie – powiedział Jet po czym w trójkę wyszli z domu. Levy usiadła przy dziewczynce i razem z nią rysowała po kartce. Nie minęło ani 20 min i dziecku już się to znudziło.

-A Pani jeśt magiem – zapytała siadając przed nią.

-Tak jestem i należę do najwspanialszej gildii jaka istnieje.

-A Pani magia na ćym polegać? - jej oczy zaczęły lśnić. Nie wiedziała czy dokładnie opowiadać wszystko na czym polega je magia.

-Moja magia to „solidne pismo", czyli to co napiszę moją magią w powietrzu materializuje się i staje się prawdziwe – dziewczynka wykazała się drobnym zainteresowaniem, mimo wszystko Levy nie miała zamiaru pół godziny streszczać jej, na czym polega jej magia – No dobra idź się teraz bawić, a ja poczytam książkę – wyjęła z torby dość cienką księgę i zaczęła ją czytać. Jednak po czasie obie nie miały już ochoty siedzieć w środku i wyszły razem na podwórko. Tam najpierw Chi oprowadzała ją po swoich kryjówkach przed braciszkiem, a później zagrały wspólnie w grzybka, lecz z czasem i to jej się znudziło.

-To co powiesz teraz na „baba jaga patrzy" ? - przykucnęła przy małej, która grzebała w ziemi, ta popatrzyła na nią radośnie i kiwnęła na tak. Levy stanęła przy drzewie, a Chi parę metrów od niej – Dobra gotowa? Raz, dwa, trzy baba jaga patrzy – odwróciła się za siebie, a mała była o dwa małe kroczki bliżej przybrawszy dziwną statyczną pozycje z zasłoniętą dłońmi twarzą – Raz, dwa trzy, baba jaga patrzy – ponownie się obróciła, lecz tym razem uchwyciła ruch -Ruszyłaś si... -już chciała mówić radośnie, ale to nie był ruch dziewczynki... - CHIEKO! - krzyknęła, ale ona nie wiedziała o co chodzi. Dwa metry za nią stał nienormalnych rozmiarów dzik patrząc na nie wściekle. Levy rzuciła się w kierunku dziewczynki i stanęła przed nią zasłaniając ją swoim ciałem. Ona jak i dzik patrzeli na siebie wściekle. Stojąc blisko niego mogła lekko oszacować, że zwierze miało 2 metry wysokości, o wiele większe od niej.

-Słuchaj Chi jak powiem, że masz biec, biegnij do domu na górę – miały ogromne szczęście, że nie ruszyły się poza podwórko. Dziewczyna zaczęła swoja magie – Ogień – wyszeptała do siebie po czym zaczęła pisać to słowo. Zwierze jak zwierze, ognia z pewnością się boi. Średniej wielkości kula ognia składająca się z napisu pojawiła się przed dziewczyną, a w oczach napastnika odbijał się jego blask. Zadrżał lekko. Widziała, że wszystkie jego mięśnie są napięte, by zaatakować – Kurwa – przeklęła pod nosem. Nie boi się tego, a wręcz przeciwnie przyciąga jego uwagę, mówiła sobie w myślach i kalkulowała sytuacje, ale miała mało czasu do zastanowienia.

-A gdyby tak ... - nie planowała dłużej myśleć, a skupiła się na pisaniu kolejnego słowa w powietrzu – Dym, to go znacznie ograniczy – szarość zaczęła ich otaczać z wszystkich stron, a najbardziej widoczna w tym wszystkim była płonąca kula, która dalej unosiła się przed dziewczyną – Chi teraz ! Uciekaj! A ty mój drogi dziku biegniesz za mną – dziewczynka znikła już w dymie kierując się do domu, a Levy zaczęła biec w przeciwnym kierunku. Zwierze tak jak myślała, biegło za nią, a dokładnie za kulą, która leciała tuż za niebieskowłosą, by przyciągnąć jego uwagę. Przebiegła już dość duży kawałek, a dalszego planu nie miała. Jej priorytetem było, by Cheiko była bezpieczna, ale co teraz... 


*~*~*~*~*~*~*

Wiem rozdział nie zawiera zbyt wielu wydarzeń i jest nudny ;__; ciężko było mi w ogóle wybrnąć z tych momentów i zmieniałam je kilka razy, ale jest to tak naprawdę jedna część rozdziału, który był za długi i podzieliłam go na dwie części po 1300 słów. Za to obstawiam, że druga część pojawi się znacznie szybciej xD coś czuje, ze za dwa tygodnie xD Zapraszam również do krótkiego One Shota, niedawno wstawionego oraz do nowego opowiadania z Naruto, które za niedługo powinno się u mnie pojawić.

Dziękuję również za wszystkie gwiazdki i komentarze *o* Nie spodziewałam się, że ktokolwiek będzie to czytał xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top