~ Rozdział 4 ~

 Po pokoju rozniósł się huk uderzenia. Jet nie potrafiąc powstrzymać swoich nerwów uderzał kolejno raz po raz w stół Levy. Droy tak samo wściekły miał ochotę kopnąć w krzesło, które znajdowało się obok niego.

- CZY TY OSZALAŁAŚ!!! - zaczął Jet nie mogąc już dłużej wytrzymać ciszy i braku reakcji u dziewczyny – Przecież on nas pobił i zakneblował na drzewie. On mógł cię zabić, a ty się zgodziłaś na to, by wstąpił do naszej gildii. Ja mu tego nigdy nie wybaczę!

- Nie powiedziałam, że mu wybaczę. Boję się go... Ale nie mogę tak po prostu odmówić komuś wstąpienia do nas. Będziemy go unikać, jakoś się to uda... Zobaczycie.

- Ale Levy co jeśli będzie chciał dokończyć to co zaczął. Nie pozwolę by znowu stała się tobie krzywda – dodał trochę bardziej spokojnie Droy.

- No ale nie traktujcie mnie też jak dziecko. Nie pozwolę by znowu coś takiego się stało, tak samo Mistrz na pewno będzie wszystko kontrolował i obserwował go na początku, więc o mnie się nie martwcie – miło z ich strony, że tak się o nią troszczyli, lecz strasznie nie lubiła jak traktowało się ją jak małe bezbronne dziecko. W szczególności kiedy oni ją tak traktowali. Może była mała, lecz była silniejsza od tej dwójki. Parę dni później pojawił się już pierwszy raz w gildii jako nowy członek. Większość przyjęła go negatywnie, reszta była po prostu obojętna jago osobą. Mimo, że obiecała sobie, że będzie odważna, gdy tylko go zobaczyła schowała się za drzwiami wejściowymi i obserwowała wraz z chłopakami co robi. Gajeel podszedł do tablicy z wywieszonymi misjami, zamieniając parę słów z Lucy. Zachowywał się normalni, jak gdyby nic złego nie wydarzyło się między nim, a gildią. Gdy odszedł dziewczyna podbiegła do blondynki podziwiając ją za odwagę, że potrafi tak na swobodnie z nim pogadać. Nie zauważyła natomiast, że Droy i Jet pobiegli za nim, by spotkać się z nim po tym samym drzewem, na jakim ich powiesił. Gdy tylko zauważyła ich nieobecność, czuła, że coś niedobrego może się zaraz stać. Pobiegła w stronę wyjścia, w ostatniej chwili zauważyła ich skręcających na końcu w jakąś uliczkę. Stali i wpatrywali się tak naprzeciwko siebie. Levy stanęła przy drzewie mając nadzieje, że nie zrobią nic głupiego.

- Chłopaki wystarczy, nie chcę więcej kłótni – lecz oni nie słuchali, wykrzyczeli tylko, że mu tego nie wybaczą po czym rzucili się na niego – Nie macie szans przecież ... - chciała się rzucić w ich obronie, lecz Gajeel ani raz się nie obronił ani nie zaatakował. Po chwili przystanęli wpatrując się w niego zdziwieni.

- Co jest? - zapytał zdziwiony Droy.

- Sorry, jeśli to wszystko pozwólcie, że już sobie pójdę... Mam misje do wykonania – zabrał swój plecak z trawnika po czym się odwrócił plecami do nich. Gdyby postawił choć krok do przodu wpadł by na wysokiego umięśnionego blondyna.

- To przez ciebie Fairy Tail uważane jest za słabą gildie! - wykrzyczał po czym uderzył go swoim atakiem bez chwili zastanowienia. Mimo to Gajeel tak samo jak poprzednio ani nie drgnął, a tylko przyjmował na siebie wszystkie ataki. Blondyn spojrzał w stronę drużyny Levy – No i wy ... Jak mogliście się dać tak łatwo pokonać! - dziewczynie aż pobladła twarz, wszystko działo się tak gwałtownie, że nie wiedziała jak zareagować – Nie powinniście należeć nigdy do tej gildii – I znowu się zaczęło, lecz tym razem atak nie skierował się na smoczego zabójce, lecz w stronę Droya, Jeta i ...

- LEVY UWAŻAJ!!! - wykrzyczeli w dwójkę, lecz byli zbyt wolni, by nagle stanąć w jej obronie, przed zbliżającym się coraz bardziej atakiem. Rozległ się huk... Lecz dziewczyna dalej stała bez ani jednego obrażenia. Miała zasłoniętą twarz dłońmi, a kiedy zorientowała się po chwili, że już po wszystkim, przed nią stał Gaajel lekko krwawiąc z ramienia. Blondyn znikł w chwili zamieszania, a czarnowłosy chłopak kierował się już w swoją stronę, zostawiając wstrząśniętą trójkę samych. Wszyscy wrócili w grobowej atmosferze do gildii i opowiedzieli o tym Mirijane. Levy strasznie chciała się spotkać z Lucy, lecz ta zdążyła już wyruszyć na jakąś misje.

- Trochę mi teraz i głupio... Może nie powinniśmy go tak potraktować. Nie wiem co nam strzeliło do głowy – obaj posmutnieli.

- Już dobrze. Na szczęście nic nikomu się nie stało – próbowała się uśmiechać, lecz po jej głowie krążyły tylko myśli, że jeśli ją obronił, to może naprawdę nie jest taki zły. Dlatego Mistrz rozmyślał kwestie przyjęcia go do nas. Cieszyła się jednocześnie, że być może jednak podjęła dobrą decyzję. Gajeel chce się zintegrować z gildią, chce by go zaakceptowali, dlatego postanowiła, że jak tylko wróci z misji podziękuje mu za to, że ją obronił. Codziennie przez kolejne dni, gdy wchodziła do gildii miała nadzieje, że już będzie i podziękuje mu mając to już za sobą, lecz minął tydzień, dwa a go dalej nie było. Nawet Droy i Jet postanowili, że wyruszą w dwójkę na misję.

- Może też wyruszysz na misję sama, a jak wrócisz to on już będzie z powrotem – zaproponowała Mirijane, z którą wspólnie siedziała przy barze czytając książkę – A i właśnie Lucy mi mówiła, że na tablicy jest misja, z prośbą byś to ty ją wykonała – Levy gwałtownie zamknęła książkę i podbiegła do tablicy. To był pierwszy raz, gdy była specjalnie wytyczona przez osoby trzecie, nie Mistrza, na jakaś misje. Podskakując zerwała ogłoszenie zapisanym w treści z jej imieniem i nazwiskiem. Aż poczuła motylki brzuchu zadowolona z siebie. Trzymała kartkę przed sobą czytając zawartość. Na samej górze był obrazek przedstawiający fajerwerki i ludzi bawiących się wokół wielkiej fontanny. Na środku widniał napis „Parada Smoka". „Smoka" pomyślała... Co od niej magia ma do smoków. Zabrała się do czytania głównej treści.

Jak na pewno Pani dobrze wiadomo, rozpoczyna się sezon na festiwale, parady i różne święta, dlatego też nasze miasto jak co 5 lat organizuje Paradę Smoka. Pani zadaniem będzie ukazywać różne żywioły smoków za pomocą Pani magi „solidne pismo" oraz ogólna pomoc przy zorganizowaniu tej imprezy. Nagroda za wykonanie tego zadanie wynosi 100,000J. Prosimy o zjawienie się Pani do dnia 05.07.XXXX

- Sto tysięcy to dość jak na takie zadanie, a piąty lipiec jest już za tydzień – spojrzała na Mirijane.

- To musisz już dziś wyruszyć, bo miasto Callistemon znajduje się dwa dni drogi stąd pociągiem i nawet dość długa trasa do przejścia pieszo – ponaglała ją – Będąc na misji trzykrotnie szybciej minie ci ten czas i wyruszaj zanim ta dwójka wróci, bo jeszcze nie zauważysz, a powędrują za tobą na tą misje – Levy uśmiechnęła się do niej, dziękując za to, że powiedziała jej o misji, po czym pobiegła w stronę Hotelu by zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Godzinę później już stała na dworcu kolejowym, wsiadając do pociągu. Ze sobą miała tylko małą torbę z jedzeniem no i dwie książki by jakoś umilić sobie kilkugodzinną podróż pociągiem. Następnie kilka przesiadek i jedna noc spędzona w Hotelu, by na następny dzień z rana wyruszyć w dalszą drogę. Kilkanaście godzin później była już na miejscu. Mimo, że święto zaczynało się za parę dni od miasta aż tętniło imprezową atmosferą. Większość mieszkańców już szykowała się, przystrajając swoje domu i mieszkania rożnymi ozdobami. Dziewczyna szła dalej, a co jakiś czas ktoś witał ją uśmiechem rozpoznając w niej turystę. Na samy środku miasta znajdował się plac w wielką fontanną, identyczną jaka była na ogłoszeniu.

- Przepraszam, gdzie mieszka burmistrz tego miasta ? - zapytała osobę stojącą najbliżej. Ta przepełniona radością wskazała na dość duży budynek wystający spoza reszty. Dziewczyna podziękowała i powędrowała w tamtym kierunku. Budynek był naprawdę wspaniały i jak to na niego przystało był najbardziej przygotowany na paradę. Do środka zaprowadziło ja dwóch, nawet bardzo wysokich przy jej wzroście mężczyzn do gabinetu burmistrza.

- Witam drogą Panią Levy – przywitał ją starszy niski mężczyzna w okularach – Bardzo się cieszę, że zgodziła się Pani na tą misję. Mam dla Ciebie bardzo ważną rolę w paradzie, lecz przed tym jest inna sprawa.

- Wiedziałam, że to za duża cena jak na zwykłe wystąpienie – przeszło przez myśl dziewczynie.

- Dwa tygodnie temu wezwałem jeszcze jedna osobę na podobną misję, tylko jej zadanie było śledzenie mrocznej gildii, która powstała ostatnie czasy na obrzeżu miasta. Czuję to, że będą chcieli ukraść diamentowego smoka, który raz na 100 lat umieszczany jest na samej górze fontanny jako patron i symbol dobrego stulecia. Zostanie on przemieszczony z sejfu strzeżonego starożytną magią, paradą na cała noc na fontannie. Tylko wtedy maja okazje go ukraść. Twoim zadaniem podczas parady będzie nie tylko wystąpienie, lecz również ciągłe pilnowanie tego zabytkowego smoka oraz przez całą noc aż do rana gdy będzie odnoszony z powrotem. W nocy wokół fontanny będzie umieszczona cała moja służba, lecz ty wraz z drugim magiem zatrudnionym przeze mnie będziecie siedzieć w specjalnym miejscu w fontannie zaczarowanym tak, że z zewnątrz wygląda jak zwykły słup fontanny, a od wewnątrz widać wszystko na wszystkie strony świata. Nie ma szans by wiedzieli, że takie coś znajduje się w środku. Wejście i wyjście jest od góry. W razie ataku ty ukradkiem zabierasz go z góry do środka, a drugi mag wkroczy do walki. Myślę, że to już wszystko z wyjaśnień. Liczę na owocną współpracę, a być może nagroda za tą misję wzrośnie – uśmiechnął się mile po raz pierwszy od wejścia dziewczyny do gabinetu – Dzisiaj ma Pani jeszcze odpoczynek, lecz jutro z rana czekają Pani treningi do parady – jak tylko skończył wytłumaczenie zadania powrócił z powrotem do formalnego stylu rozmowy. Widać było, że o wiele bardziej swobodnie czuje się w luźnej rozmowie, co było dość mało spotykane u starców w jego wieku – Mój służący.. – wskazał na mężczyznę który ją tu zaprowadził – Pokarze Ci gdzie jest twój pokój – Ukłoniła się lekko i pomaszerowała za służącym. Budynek był ogromny i łatwo można było się w nim zgubić.

- Tu jest Pański pokój, obok natomiast jest drugi mag więc proszę się zachować w miarę cicho – otworzył drzwi – Lecz pewnie to Pani będzie miała problem z zaśnięciem przez niego – wyszeptał po czym zniknął za rogiem. Levy powoli weszła do środka, rzuciła torbę na łóżko i pobiegła do łazienki, by po tym ciężkim dniu podróży wziąć porządną kąpiel. Przez ścianę obok dochodziły odgłosy jak ktoś gra na gitarze i to nawet całkiem dobrze. Umiliło jej to trochę kąpiel, lecz gdy wreszcie chciała się położyć spać, ten dalej grał na tej gitarze. Teraz już wiedziała o co chodziło służącemu. Miała ochotę wykrzyczeć, by już przestał. Spojrzała przez okno w stronę pokoju skąd dochodziły odgłosy. Również i tam było otwarte okno.

- Miło proszę ... CZY MÓGŁBYŚ, MOGŁABYŚ, KIMKOLWIEK JESTEŚ PRZESTAĆ GRAĆ! Ludzie chcą spać – wykrzyczała by tamta osoba dosłyszała jej, jak na co dzień, cichy głos. Ciągle wychylała głowę wpatrując się w tamtym kierunku. Nagle z tamtego okna wychylił się mężczyzna.

- A CO ZABRON... - przerwał wpatrując się w nią jak w idiotkę. Tak samo ona wychyliła się z zdziwienia tak bardzo, że lekki powiew wiatru mógłby spowodować by wypadła z tego okna.

- Gajeel – wyszeptała cicho i obaj w równoczesnym czasie wrócili z powrotem do środka. Co on tutaj robił, czy ona wybrała się na tą sama misję na którą on dwa tygodnie temu. No i na dodatek teraz miała okazję, by mu podziękować. Wiedziała, że jutro i w kolejne dni będzie zbyt zajęta przygotowaniami. Cała czerwona od wstydu, że na dodatek teraz tak krzyczała wyszła z pokoju i zapukała do jego drzwi.

- Mogę wejść – powiedziała nieśmiało mimo ze starała się być poważna. Mimo wszystko dalej czuła strach, że może jej coś zrobić – po chwili drzwi się uchyliły i stanął przed nią z poważną miną.

- Czego chcesz? - zapytał. Levy miała jednak ochotę stamtąd uciec.

-No bo chciałam ci podziękować za to że mnie obroniłeś – spoważniała – Nie oznacza to że ci wybaczyłam co nam zrobiłeś, lecz nie chce więcej walk między nami i chce byśmy się pogodzili. Jednak wszyscy jesteśmy teraz rodziną więc nie chciałabym więcej takich sytuacji... - przerwała, on natomiast nadal stał słuchając co powie dalej – A więc jeszcze raz dziękuję – ukłoniła się lekko – Oraz liczę na dobrą współprace podczas tej misji – by popatrzeć mu prosto w twarz musiała spojrzeć wysoko ponad siebie. Na jego twarzy pojawił się niby to szyderczy uśmiech, lecz biło od niego zwykłym normalnym uśmiechem.

-Heh. Nie ma za co – z dalej uśmiechniętą mordą patrzył się na nią, po czym zatrzasną drzwi gwałtownie, centralnie przed jej nosem. Huk mocno zamykanych drzwi rozległ się aż po całym korytarzu, a wstrząśnięta i wkurzona dziewczyna wróciła z powrotem do swojego pokoju. Na domiar złego gra na gitarze nie ustała i słyszała ją aż do chwili zaśnięcia. 


*~*~*~

W końcu odzyskałam mojego kompa ;__; i mogłam wstawić ten rozdział *o* I stwierdziłam, że tak czy tak nie wyrobie się szybciej z pisaniem, więc rozdziały będą pojawiać się co miesiąc xD no tak niecały xD Lecz postaram się za to by były dłuższe xDD 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top