~ Rozdział 15 ~

Gwarno, tłoczno, a w powietrzu jak zawsze unosił się zapach piwa. Dwójka magów weszła przez otwarte na oścież drzwi do Gildii.

-Jak co idę porozmawiać z Lucy – Levy pomachała dziewczynie, która siedziała przy jednym z stołów.

-No to ja tego idę obczaić misję – mimo, że wszystko wydawało się takie jak zawsze, Gajeel nie wiedział do końca jak ma się zachować, czuł się zawstydzony, lecz to nie oznaczało w żadnym stopniu, że nie był szczęśliwy z tego, że chodzi z Levy. Pragnął tego już od bardzo dawna. Dziewczyna dosiadła się do blondynki, która spojrzała na nią podejrzliwie.

-Levy coś jest na rzeczy co nie? - spytała widząc jej dalej wielki uśmiech zawieszony na twarzy i energie, która ją tak rozpierała, że ledwo potrafiła usiedzieć.

-Lu-chan jestem taka szczęśliwa – przytuliła się do niej z całych sił i opowiedziała co się stało.

-Wiedziałam, że prędzej czy później wam się uda.

-Co się uda? – Natsu z talerzem pełnym mięsa usiadł naprzeciwko dziewczyn.

-To, że Levy w końcu jest z Gajeelem.

-Naprawdę?! Nigdy bym nie pomyślał, że on może mieć jakieś uczucia.

-Natsu!

-Mimo wszystko gratulacje – uśmiechnął się szczerze, po czym przystąpił do konsumpcji swojego jedzenia. W tym samym czasie do Gajeela stojącego przy tablicy ogłoszeń podszedł mistrz.

-Wczoraj do nas przyszła misja specjalna dla ciebie.

-O co w niej chodzi? - odpowiedział po części obojętnym tonem.

-Za miesiąc w Magnolii odbędą się ważne przedstawienia teatralne, które maja zareklamować nasze miasto. Wyznaczono dla ciebie zadanie byś zagrał na wstępie na swojej gitarze.

-Jasne że tak.

-Ale tylko na gitarze, bez śpiewania.

-No okey – to, że nie będzie mógł zaśpiewać trochę go zdołowało, lecz i tak był zadowolony samym faktem, że chcą go na występy. Dziękując za tą informację Mistrzowi jak nigdy, podzielił się z tym z Levy i zaczął przygotowywanie nowego kawałka, na który miał czas zaledwie miesiąc. Czas leciał niemiłosiernie i min się obejrzeli zostało już tylko parę dni do występu.

-Gajeeel! No proszę choć się gdzieś przejść.

-Ale muszę przygotować się jak najlepiej jak potrafię.

-Ty już jesteś gotowy nawet ponad normę. No proszę może być cokolwiek. Basen, restauracja...

-Mi by dziś odpowiadał basen – dołączył się Lily, który grzał się przy kominku.

-To chodźmy coś zjeść – zadeklarował chłopak, po tym jak zaburczało mu w brzuchu.

Dziewczyna usiadła na jednym z krzeseł, a naprzeciwko niej żelazny. Levy od dłuższego czasu grzebała w swoim jedzeniu i biorąc tylko miniaturowe kawałki do swoich ust.

-Nie smakuje ci?

-Smakuje, tylko chciałam cię o coś zapytać – chłopak popatrzył na nią zdziwiony o co może jej chodzić.

-Dajesz.

-Wiem, że to może za szybko... Ale czy nie zamieszkalibyśmy razem? - wypaliła opuszczając głowę, bała się strasznie jego odpowiedzi. Spoglądała na swoje buty, gdy nagle krzesło naprzeciwko niej odsunęło się od stołu – Gajeel nie... - myślała, że chłopak zamierza wyjść z restauracji, lecz on podszedł do niej przytulając ją mocno.

-Jasne, że się zgadzam tylko moje mieszkanie jest za małe, a twoje jest w babskim hotelu – radość z oczu dziewczyny zniknęła momentalnie – Co nie oznacza, że nie możemy wspólnie jakiegoś wynająć.

-Co powiesz na przyszły miesiąc żeby zamieszkać, a szukać zaczniemy po twojej misji – wstała uradowana i przytuliła się do niego mocniej, gdy ten kiwnął na tak. I w końcu nastał ten dzień. Gajeel standardowo w swoim białym garniturze i białym kapeluszem, spoglądali z Levy przez kurtynę, na zbierających się na widowni ludzi.

-Wielgachne to nawet – powiedziała, po czym ugryzła się w język, bo to tylko sprawiło, że chłopak wyglądał na bardziej zestresowanego.

-No nie wierze! - krzyknęła jedna z kobiet, które najwyraźniej też miały występować na scenie. Blondynka podbiegła do chłopaka popychając Levy łokciem w bok – Ga~jeel – przeciągnęła jak kot samogłoski jego imienia i przejechała palcami po jego garniturze.

-Ehm... - odchrząknęła, by zwrócić ich uwagę na siebie. Nie potrafiła wytrzymać zdziwionego wzroku chłopaka na tą blondynę – Jeśli pozwolisz, Gajeel aktualnie ma zaraz występ, więc mogłabyś z łaski swojej mu nie przeszkadzać? – w Levy buzowało jak nigdy. Nie pomyślałaby, że może być zazdrosna o taka debilkę. Dziewczyna spojrzała na nią z góry i prychając na nią poszła sobie dalej – Co za jędza...

-Spokojnie – uśmiechał się zadziornie do niebieskowłosej. Podobało mu się to jak jest zazdrosna o inne. Zza kurtyny dochodziły już oklaski, a na scenę wszedł burmistrz miasta zapowiadający rozpoczęcie przedstawienia. Gajeel wziął głęboki oddech.

-Wiem, że dasz rade.

-No ba – podniósł z stojaka swoją gitarę i wszedł na scenę powitany również gromkimi oklaskami. Miesiąc ciężkiego treningu na 5 minut chwały. Mimo to było warto. Widowni się podobało i było gotowi na kolejne występy i chłopak czuł się wniebowzięty. Levy przytuliła go zawieszając mu się na karku, a on odwdzięczył się pocałunkiem.

-Od kiedy to menadżerka całuje się z swoim pracownikiem – znowu ta blondynka Dziewczyna aż czuła jak świerzbi ją rękę. Nienawidziła się bić, ale coś sprawiało, że miała ochotę przywalić tej lasce jak nikomu.

-Gdybyś chciała wiedzieć... To to jest mój chłopak.

-Ta bo już ci uwierzę... Gajeel~ możemy pogadać w cztery oczy, bez tego szkodnika...

-Jak chcesz coś powiedzieć to mów teraz – odpowiedział sucho. Nie spodobało jej się to.

-A zresztą ta mała mi i tak nic nie zrobi – uśmiechnęła się fałszywie, a jej wzrok zmienił się momentalnie – Zgadnij dzięki komu dziś tu występowałeś... Tak mnie – zrobiła krok w ich kierunku – Planowałam to od dłuższego czasu i myślałam, że dzięki temu zwrócisz na mnie uwagę, lecz ta mała DZIWKA musiała mi w tym przeszkodzić – wymachiwała rękami na wszystkie strony świata. Chłopak mimowolnie stanął przed Levy, osłaniając ją w razie czego ciałem.

-Nie nazywaj jej tak – wysapał wściekły.

-Możesz mnie w tej minucie nienawidzić... To i tak bez znaczenia... - uśmiechnęła się szeroko jak jakaś psychopatka – Bo byłam przygotowana i na taki bieg wydarzeń – wsadziła swoja dłoń gwałtownie do kieszeni i tak samo gwałtownie ją stamtąd wyjmując i obrzucając jakimś dziwnym proszkiem Gajeela. Wokół chłopaka pokazał się wielki krąg, który pochłonął go przerażająco białym światłem.

-Gajeel! - wykrzyknęła nie wiedząc w ogóle co się dzieje. Światło znikło tak samo jak krąg, lecz z chłopakiem nic nie było – Wszystko okey? - nie odpowiedział. Stał tylko i patrzył się na blondynkę, która uśmiechała się od ucha do ucha.

-Choć do mnie kochany, nie będziemy zadawać się z szczurami... - żelazny postawił parę kroków w jej kierunku, lecz Levy złapała go za rękę zatrzymując.

-Co ty robisz!

-Zostaw mnie – zamachnął ręką i mało, by brakowało i dostałaby z pięści w twarz. Odskoczyła krok do tyłu patrząc na niego z przerażeniem – Co... Co się dzieje....

-Zdziwiona co nie! - znowu odezwała się ta idiotka – On cię nie pamięta, a wręcz nienawidzi. Zamieniłam mu wspomnienia tak, że wszystkie chwile jakie z nim spędziłaś, myśli, że to byłam ja. No lekko je tylko podrasowałam, że zrobiłaś mi kiedyś krzywdę.

-Jak? - ledwo potrafiła wykrztusić cokolwiek z swoich ust.

-Tak się składa, że ostatnio trafił do moich rąk prastara księga, w której to znalazłam. Gajeel, kochanie przegoń ją!

-Nie, nie rób tego – odskoczyła jeszcze raz w tył, gdy chłopak wymierzył w nią swoją ręką którą zamienił w metal. Była przerażona, nadal nie wiedziała co się dzieje. Kolejny atak tym razem użył ryku, którego ledwo zdołała uniknąć.

-Nie... Nie NIE! - przed jej oczami pojawiły się sceny ich pierwszego spotkania. Czuła znowu to samo... Stach, ból, lecz tym razem rozpacz jaka ją ogarniała, nie miała porównania do tego co czuła wtedy. Kolejny ryk, lecz tym razem nim oberwała, a atak pociął całą dolną cześć sukienki i przy okazji od niej skórę. Łzy ciekły jej już strumieniami – Nie zostawię tak tego! Słyszysz! - krzyknęła do blondynki, która spokojnie stała sobie z boku, patrząc na to całe zajście.

-Choć, nie ma co czasu na takie gówno jak ty poświęcać – chłopak jak posłuszny piesek, bez żadnych emocji podążał za dziewczyną – W końcu zrobimy to, czego tak pragnęłam w hotelu, gdzie pierwszy raz usłyszałam jak grasz.

-Nie rób tego! - cała czerwona od łez i krwi, rzuciła się na Gajeela przytulając się do niego, by się zatrzymał.

-Puść mnie! - spojrzał na dziewczynę wściekle po czym uderzył ją z pięści w brzuch. Zaczęła kaszleć krwią, a ból był tak okropny, że przeszył całe jej ciało. Jak spojrzała przed siebie ich już tam nie było. Kręciło jej się w głowie, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Leżała tak chwilę, aż w końcu wstała i po prostu poszła przed siebie...

Nastała noc, a Natsu wraz z Happy kierowali się do domu Lucy. Przechodzili właśnieobok sklepu, przy którym stały dwie starsze kobiety szepcząc coś do siebie.

-Słyszałam, że duch kobiety wędrował dziś po mieście.

-A ja, że to był duch dziecka.

-Jakim cudem jak mój mąż sam widział jak sunęła w potarganej niebieskiej sukni...

-Ale nie miała cy... - głosy były już coraz mniej dosłyszalne dla dwójki magów, lecz mimo to nie zatrzymali się, lecz skręcili w kolejną ulicę.

-Natsu? Myślisz, że duch tej dziewczyny naprawdę chodzi po mieście? - zapytał przerażony kot.

-Gdzie tam – zaśmiał się lekko po czym spoważniał i stanął jak wryty – Chyba że...

-D...Duch! - wykrzyczał i wzniósł się bardziej w powietrze. Postać kroczyła w ich kierunku patrząc przed siebie pustymi oczami, które jakby przenikały ich ciała, a kawałki swojej sukni, które były oderwane ciągnęła za sobą po ziemi. Uprzytamniając i czując zagrożenie przygotował się do walki, a w jego dłoni pojawił się ogień, który rozświetlił twarz dziewczyny.

-Levy? - różowo włosy spojrzał na dziewczynę, która rozświetliła się przez światło jego płomieni. Słysząc swoje imię zatrzymała się i odwróciła w jego kierunku. Nadal miała kamienną twarz jakby jej dusza uleciała już dawno z jej ciała – Co ci jest? Dlaczego jesteś taka poobijana... - Dziewczyna nic nie opowiedziała, tylko wpatrywała się przed siebie – Choć zabiorę cię do Lucy – objął ją delikatnie ramieniem, bojąc się na początku, że jest opętana czy coś. lecz gdy kroczyła z nim w stronę domu Lucy lekko się uspokoił. Weszła chwiejnym krokiem po schodach i stanęła przed drzwiami do mieszkania, które już dobrze znała. Natsu zapukał do drzwi co mu się nigdy nie zdarzało, bo zawsze wchodził oknem, lecz wiedział, że Levy nie dałaby rady.

-Natsu? - zdziwiona widokiem chłopaka, który wszedł do mieszkania jak normalny człowiek, zerknęła zza niego, chcąc się dowiedzieć kto tam jeszcze stoi – Boże święty Levy! Co ci się stało? - niebiesko włosa dalej nie mówiąc ani słowa weszła do środka i usiadła na sofie, przyciągając do siebie kolana. Siedzieli może tak z godzinę, lecz Levy nie odezwała się słowem, nie ważne jak długo się do niej mówiło.

-Mogę iść wziąć kąpiel – wyszeptała cicho w końcu po jakimś czasie. Lucy przygotowała jej ciepłą wodę i ubranie na zmianę. Gdy wyszła z kąpieli, tuląc się mocno do blondynki zaczęła płakać jej w ramię i opowiadać co się stało.

-Zabiję ją! - wykrzyczał Natsu, płonąc z nerwów – A on też dostanie w ryj ode mnie.

-Natsu! - uderzyła go w ramię, by się uspokoił i odwróciła się do dziewczyny – Śpij dziś u mnie, a jutro poszukamy ich po mieście i spróbujemy go sprowadzić. Założę się, że ten czar nie trwa wiecznie – Levy kiwnęła na to głową i zwijając się w kulkę położyła się na sofie udając, że śpi. W ten sposób minęła cała noc dziewczynie, a rano w czwórkę chodzili po mieście.

-A co jeśli udała się z nim do innego miasta – zapytał smoczy zabójca po dwóch godzinach szukania.

-To wiem z jakiego miejsca pochodzi ta... - żadne określenie nie było tak okropne jakim chciała opisać tą kobietę. Levy odzyskała siły, a złość buzowała w niej jak nigdy. Byłaby wstanie przywalić każdej osobie, której spojrzy na nią z byka.

-Levy! - krzyczały jakieś głosy z oddali. Dopiero jak spojrzała w niebo zauważyła Lilyego i Felis.

-Gdzie byłaś całą noc i gdzie jest Gajeel? Nie wrócił na noc do domu – Widać było, że jego przyjaciel martwi się o niego. Spuściła głowę bojąc się powiedzieć co się stało. Kot spojrzał na nią pytająco, a widząc jej rany na ciele tym bardziej się przeraził. Lucy obieła dziewczynę i odpowiedziała co zaszło. Dziewczyny nigdy nie widziały Lilyego tak wkurwionego, który aż z nerwów przyjął swoją większą formę. Nagle przez jej ciało zaczęły przechodzić dreszcze i czuła czyjeś spojrzenie na sobie.

-Gajeel... - powiedziała odwracając się za siebie i widząc wychodzącego chłopaka z sklepu. Reszta również odwróciła się w tym kierunku i stanęli jak wryci, widząc go obściskującego się z tą kobietą. Natsu i Lily pierwsi puścili się do ataku.

-Ty dziwko zostaw Gajeela! - już chcieli wymierzyć swój atak na blondynkę, lecz żelazny zakrył ją swoim ciałem.

-Chłopaki co wy odpierdalacie! - spojrzał na nich wściekle.

-Opamiętaj się chłopie, ona nie jest twoją dziewczyną!

-Co ty pierdolisz, przecież dobrze wiesz, że jestem z Miko od miesiąca! - żelazny spojrzał na grupkę, która stała lekko dalej i przypatrywała się im uważnie – To przez nią! - wskazał na Levy – Nagadała wam jakiś kłamstw, a wy jej uwierzyliście!

-Ty debilu – Lily nie potrafiąc wytrzymać z nerwów uderzył chłopaka z pięści w twarz, lecz to nie zrobiło na nim żadnego efektu. Miko patrzyła na to wszystko z satysfakcją.

-Aż nie mogę uwierzyć, że oni nazywali się kiedyś twoimi przyjaciółmi – prychnęła, po czym odwróciła się w przeciwnym kierunku – Choć kochanie – kiwnął na tak, następnie znikając za rogiem.

-Musimy powiedzieć o wszystkim co tu zaszło Mistrzowi i to szybko – odparła Lucy ciągnąc załamaną dziewczynę w stronę gildii. Gdy wyszli z jego gabinetu, wszyscy z Fairy Tail wiedzieli co zaszło i za przewodnictwem Droya i Jeta udali się na spotkanie z żelaznym, by wybić mu głupoty z głowy. Levy wiedząc, że to nie poskutkuje czekała z Mistrzem aż wszyscy wrócą.

-I jak? – odparł staruszek widząc ich wracających z powrotem.

-To nic nie dało. Stwierdził, że odchodzi z gildii jeśli jesteśmy wszyscy przeciwko niemu...

-Chyba nie mamy wyjścia – zamyślił się na chwile, po czym odwrócił się w stronę dziewczyny – Udaj się do Porlyusicy i opisz jej dokładnie jak wyglądała magia tej dziewczyny i wszystkie szczegóły temu towarzyszące. Każda magia ma jakiś słaby punkt...


~*~*~*~

Nie chce tego kończyć :( Wręcz nienawidzę kończyć opowiadań, przez co tak ciężko jest mi pisać te ostatnie rozdziały. Ale kiedyś trzeba :/

Do końca ferii pojawi się ostatni jednak rozdział ( bo wyszedł mi za długi i rozdzieliłam go na dwie części xD) oraz epilog. Do zobaczenia ^^ papapapa <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top