~ Rozdział 14 ~
Delikatna mała rączka położyła na jej czoło mokry ręczniczek, poprzedni ponownie zanurzając w lodowatej wodzie.
-Wendy...?
-Cii Levy leż spokojnie, masz strasznie wysoką gorączkę.
-Ale ja muszę iść... - chciała się wydostać spod dużej ilości koców, lecz dziewczyna ją zatrzymała.
-Nie ma mowy! - spojrzała na nią poważnie – Carla szykuje ci gorący posiłek, a ja przypilnuje byś się nie ruszyła z tego łóżka – usiadła z powrotem na krześle.
-Dobrze – czuła jak świat wiruje jej dookoła, nawet gdyby wstała, to trzymałaby się na nogach tylko siłą woli. Karciła się w środku jak mogła się doprowadzić do takiego stanu – Jak długo będzie mnie to trzymać?
-Hyym jak dobrze pójdzie to z trzy dni.
-Wspaniale... - powiedziała z załamaniem w głosie. Chciała przecież iść jak najszybciej do Gajeela i wyjaśnić wszystko, a teraz to miała wrażenie, że sytuacja się tylko pogorszy, a on pomyśli, że ona nie chce go widzieć. W tym samym momencie Carla podała gorącą zupę, a Levy po spożyciu jej zasnęła, budząc się dopiero na kolejny dzień.
Huk uderzenia o ścianę rozniósł się po całym mieszkaniu. Dwójka kotów przyleciała od razu z pokoju obok, sprawdzić co się dzieje.
-Gajeel? - chłopak masował sobie lekko głowę – Jak chciałeś rozwalić tą ścianę to mogłeś dłonią, wiesz?
-Nie chciałem jej rozwalić, po prostu jej nie zauważyłem...
-Wczoraj też nie zauważyłeś stołu, a później chciałeś usiąść na krześle, które znajdowało się metr dalej.
-To nie moja wina, to te przedmioty są nie tam gdzie powinny się znajdować.
-Prędzej twój stan emocjonalny – na te słowa, chłopak strzelił buraka i z załamaniem opadł na sofę – Gajeel na pewno dziś przyjdzie, a jak nie to przelecę się sprawdzić co u niej? - chłopak tylko kiwnął głową i odwrócił ją zawstydzony w drugą stronę.
-Robisz postępy, temperatura spadła ci o jeden stopień – Wendy ponownie zmieniła jej okład.
-To czyli ile teraz mam stopni – dyszała dalej ciężko i do końca nie wybudziła się ze snu.
-Niecałe... 39 stopni.
-Nie bój się jutro już będziesz umiała ustać na nogach – odezwała się Carla, która czytała sobie jedną z książek Levy.
-Dziękuję za opiekę, pewnie też jesteście już zmęczone.
-Spokojnie, co jakiś czas zmieniamy się z Erzą. Właśnie wyszła zanim się zbudziłaś – nagle do pokoju ktoś zapukał – Czekaj pójdę otworzyć – dziewczyna podskakując radośnie skierowała się w stronę drzwi, do których nawet nie zdążyła dojść, a już otworzyły się z trzaskiem.
-Levy! - zmartwieni Droy i Jet wpadli do środka pomieszczenia. Wendy korzystając z okazji zostawiła im pod opiekę dziewczynę, a sama powędrowała pozałatwiać swoje sprawy. Mimo, że niebiesko włosa nie do końca potrafiła jeszcze trzeźwo myśleć, zdziwiła się ich wizytą. Była pewna, że są na nią nadal źli i przez jeszcze kolejne parę dni nie odezwą się do niej ani słowem. Już chciała z nimi na spokojnie porozmawiać, lecz ponownie zasnęła w parę sekund ze zmęczenia.
W tym samym momencie Lily wybrał się nawet wcześniej niż obiecał sprawdzić co u dziewczyny. Nie planował wchodzić do środka. Pamiętał, które okno należało do niej i powoli do niego podlatując, zerknął czy znajduje się w środku. Przy stole opierając się o niego spali jej towarzysze, a Levy dalej z okładem na głowie w swoim łóżku.
-Levy... - nie wiedząc do końca co z nią jest zawahał się czy nie wejść do środka, lecz po chwili namysłu zdecydował się najpierw powiedzieć o tym Gajeelowi. Gdy chłopak usłyszał o zaistniałej sytuacji, kamień spadł mu z serca.
-Dobra ja lecę, nie wiem czy wrócę na noc – wybiegł z domu nie czekając na odpowiedz. Po parunastu minutach stał już przed drzwiami do mieszkania dziewczyny.
-Już idę – słysząc pukanie, pół przytomny Jet wstał z krzesła i powędrował je otworzyć, nie wiedząc, kto właśnie za nimi stoi. Gdy już uchylił je trochę stał jak wryty.
-Mogę wejść?
-...- odsunął się w bok robiąc przejście i kiwną lekko głową na tak – Droy wstawaj. To my już pójdziemy – odezwał się do smoczego zabójcę i ciągnąc za sobą swojego przyjaciela, wyszli z mieszkania. Gajeela usiadł na krześle obok łóżka i spojrzał na dalej śpiącą dziewczynę. Położył jedną dłoń na materacu i pochylając się nad nią, dotknął swym czołem od niej.
-Masz mi wyzdrowieć - czuł, że nadal ma wysoką gorączkę. Nagle drzwi trzasły z wielkim hukiem. Chłopak dalej pochylał się nad niebieskowłosą, a widząc gościa zawstydzony gwałtownie usiadł normalnie na krześle.
-O Gajeela świetnie że jesteś – do pokoju weszła Erza trzymając w dłoni dwa listki papieru – Miałam to zamiar dać Levy, by ta nakłoniła cię na pójście na koncert, no cóż teraz to będzie twoja działka – położyła bilety na stole i podeszła sprawdzić jej stan – Nieźle się dziewczyna przeziębiła, ale za tydzień na koncert powinna być już zdrowa. Mi się on i tak nie przyda. Dobra to ja uciekam. Papa opiekuj się nią i nie rób nic zbereźnego – znikła tak samo szybko jak się pojawiła. Pod wieczór dziewczyna w końcu znowu się obudziła. Była zaskoczona widokiem Gajeela, ale była zbyt nieprzytomna, by porozmawiać z nim o ostatniej sytuacji. W końcu nie powiedziała nic o tym na następny dzień, ani kolejny, mimo że była już prawie całkowicie zdrowa. Czekała na odpowiedni moment, który według niej był wspólny koncert na który mają iść za kilka dni.
Dzień koncertu.
-Gotowa?
-Już wychodzę – dziewczyna ubrała na siebie ciemnogranatową bokserkę, czarną spódniczkę i zakolanówki, po czym wyszła z pokoju – Ok. Jestem gotowa, możemy iść – wzięła swoją kurtkę i zawiesiła na sobie, a Gajeel czekał już w drzwiach. Club do którego się udali był blisko, więc już po paru minutach czekali wraz z innymi w kolejce na otworzenie sali.
-Jestem taka podekscytowana. Pierwszy raz jestem na koncercie.
-Tylko mi się nie zgub karzełku – uśmiechnął się jak zwykle zadziorczo, głaszcząc ją po głowie. Gdy drzwi do clubu się otworzyły, a stado bydła próbowało się przepchać do środka, by być jak najbliżej sceny, chłopa chwycił Levy za rękę – Miałaś mi się nie gubić.
-Przepraszam – zawstydzona trzymała go mocno dalej aż do momentu, gdy na scenę wszedł zespół i zaczął grać.
-Pff i tak potrafię lepie.
-Wiem to – uspokoiła lekko jego dumę muzyczną i słuchali dalej przygłuszone piskami piosenki – Gajeela ja zaraz wracam. Idę do ubikacji – krzyczała mu do ucha, by coś usłyszała. On kiwnął na to głową, a dziewczyna zaczęła przebijać się przez tłumy. W ubikacji nikogo nie było, a nawet tam muzyka była bardzo dobrze słyszalna. Gdy już zrobiła co musiała i myła właśnie ręce, kątem oka wydawało jej się, że coś się poruszyło. Nie słyszała, by ktokolwiek wchodził do środka. Odwróciła się w stronę drzwi i tylko poczuła jak świat ponownie jej wiruje, no i ten okropny ból głowy od uderzenia. Wkurzona jak nigdy przeklinała w myślach, że znowu musiało jej się to przytrafić.
Zbudziła się na zimnej, metalowej powierzchni. Było kompletnie ciemno i nic nie widziała.
-Gdzie ja jestem? – mówiła do siebie szeptem, w tej samem sekundzie drzwi samochodu się otworzyły, a trójka mężczyzn wrzuciła do środka kolejną nieprzytomną dziewczynę. Nie były tam same. Oprócz nich było jeszcze cztery kolejne kobiety, które kłębiły się ze strachu na końcu wozu – Nie... Ja tak tego nie zostawię – ponownie powiedziała do siebie. Usiadła bokiem opierając się o ścianę samochodu. Próbowała uwolnić związane za jej plecami, metalowymi kajdanami dłonie, lecz nie miała tyle sił, by je rozerwać. Porywacze, lub kimkolwiek oni byli zamknęli ich z powrotem mówiąc coś do siebie uradowani, że tyle im wystarczy i zaraz wyruszają – Ja się nie poddam... Palcami potrafię dalej ruszać – wszystkie znajdujące się tak dziewczyny patrzyły na nią jak na idiotkę – Solidne pismo „Ostrze" - napis gwałtownie opadł na kajdany dziewczyny, przecinając oprócz nich lekko skórę na jej plecach – Zaraz was uwolnię – wykonując jeszcze raz swoja magię przecięła drzwi samochodu, który na szczęście jeszcze nie ruszył.
-Co to było! - trójka mężczyzn stanęła przed Levy, patrząc się na nią wściekłym wzrokiem – Ty mała...
-Sami sobie jesteście winni Solidne pismo „Dziura" „Dziura" „Dziura" - pod każdym z nich zrobił się wielki dołek, do którego wpadli aż pod głowę. Otrząsając się po minucie z szoku próbowali się z niej wydostać – Nie myście, że wam pozwolę Solidne pismo „Piasek" Solidne pismo „Woda" - gorący piasek zasypał wszystkie dziury unieruchamiając ich ciała, a woda to jeszcze tylko umocniła.
-Ty suko, jak cię zaraz dopadnę – zaczęli się wiercić, lecz to było na nic. Nie mieli szans się stamtąd samemu wydostać.
-A teraz końcowe – dziewczyna dyszała ze zmęczenia coraz bardziej – Solidne pismo „Piorun" - cała trójka straciła przytomność, a Levy opadła na kolana – W końcu koniec, teraz muszę szybko wrócić na koncert – popatrzyła na wejście do klubu, które było otwarte. Nagle poczuła drgania zamykanych drzwi samochodu.
-Co tu się stało! – czwarty mężczyzna kierował się w stronę dziewczyny, która wyskoczyła z furgonetki i stanęła naprzeciwko niego – Zajebie cię!
-No to choć! - dalej była wkurzona, że przerwali jej w tak ważnym momencie jej życia, no i że znowu wpadła w tarapaty, z których zamierzała się samodzielnie wydostać. Lecz co najważniejsze chiała ten dzień spędzić spokojnie i miło z Gajeelem, by potem powiedzieć mu swoje uczucia z świadomością, że może jej odmówić. Mimo to wolała taką ścieżkę, niżeli ciągłe gdybania i zastanawiania się co on do niej czuje. Chciała wiedzieć na czym stoi, a oni zniszczyli najlepszą do tego okazję – Solidne pism... Co jest nie mogę się ruszyć... - czuła jak przez jej ciało przechodzi prąd i powoli traci czucie w nogach, a obraz powoli się obraca.
-Ha.. hahahahaha. Tylko na tyle cie stać dziwko – kopnął bezwładne ciało Levy leżące na ziemi. Skuliła się z bólu, gdy dostała w brzuch. Była przygotowana na kolejną serię kopniaków, ale ich nie otrzymała. Przed jej oczami stał Gajeel przybijający mężczyznę do ściany.
-Teraz to mnie wkurzyłeś – odrzucił go gdzieś na bok i podszedł do leżącej dziewczyny – Proszę nie martw mnie więcej – podnosząc ją delikatnie na kolana, przyciągnął do siebie i przytulił.
-Jeszcze tylko trochę i w końcu bym sobie sama poradziła, w końcu byłabym silna. Dlaczego zabrakło mi magi – zaniosła się lekkim płaczem, a łzy które spłynęły jej po policzku momentalnie wytarła dłonią – Następnym razem pokaże, że też jestem silna.
-Nie musisz mi tego udowadniać, ja to wiem – pocałował ja w czoło i pomógł wstać.
-Trzeba zawiadomić straż o tej sytuacji.
-Wysłałem już jedna osobę z koncertu, by pobiegła poinformować – wszedł do samochodu, gdzie w kacie dalej kłębiły się przestraszone kobiety. Jednym sprawnym ruchem rozwalił łańcuchy, zostawiając niestety resztki kajdan na nadgarstkach – Resztę zdejmą wam straże.
-Mi też będą musieli – kołysała lekko pozostałością łańcucha. Chwiejnym krokiem podeszła do chłopaka, który pomógł ostatniej dziewczynie – Koncert się już pewnie skończył co nie – spuściła smutna głowę, a by nie stracić równowagi jedną dłonią trzymała się ramienia chłopaka. Po paru minutach przybyła straż, która aresztowała porywaczy, a Levy i Gajeel zmyli się stamtąd jak tylko zdali zeznanie. Nie wiedząc szczególnie co maja robić skierowali się do domu chłopaka.
-A i właśnie Gajeel rozerwiesz mi, zapomnieliśmy poprosić, by mi je zdjęli – zapytała siadając standardowo na jego dwuosobowej kanapie.
-Nie rozerwie ci ich, uszkodził bym ci prędzej rękę.
-To chodź – wstała prawie wpadając na chłopaka, który właśnie chciał usiąść obok niej – Może straż będzie miała jakieś klucze, żeby je otworzyć.
-Czekaj, to że ich nie rozerwę, nie znaczy, że nie poradzę sobie z nimi w inny sposób – delikatnie szturchnął dziewczyną, by usiadła na swoje miejsce, a on obok niej – Są przecież metalowe – chwycił jej jedna rękę i zaczął powoli wydajać kajdany z jej nadgarstków.
-G...Gajeel – była tak zaskoczona, że nie wiedziała co zrobić. Nie drasnął ani trochę jej skóry, od której dzieliły milimetr od jego zębów. Wszystkie mięśnie Levy momentalnie stanęły, a twarz jak i reszta ciała robiły się coraz to bardziej rozpalone. Nie wiedziała nawet co ma powiedzieć. Gajeel za to był całkowicie skupiony na swoim zadaniu, gdy połowa kajdan została już zjedzona, z łatwością mógł zdjąć jej pozostałą część i odłożyć na stole. Był zdziwiony samym swoim zachowaniem. Kiedyś nigdy, by się na coś takiego nie odważył. Czuł się zawstydzony, lecz jednocześnie podekscytowany zaistniała sytuacją. Jego twarz była teraz jeszcze bliżej dziewczyny, gdy zaczął drugą rękę, a z każdym kęsem niebieskowłosa przysuwała ją sobie coraz bliżej siebie.
-Gajeel – gdy już odkładał drugi kawałek na stół, objęła jego twarz dłońmi i spojrzała mu głęboko w oczy. Dawno nie miała okazji widzieć ich tak z bliska – Kocham cie – wyszeptała z wielkim uśmiechem na ustach. Chłopaka, który dalej patrzył na nią wielkimi oczami zamurowało – Boże powiedziałam to, Boże powiedziałam to – czuła jak jej twarz coraz bardziej piecze, a w myślach zastanawiała się, czy dobrze zrobiła. Minęły już z co najmniej 3 minuty, a on nawet nie drgnął dalej pochylając się lekko nad dziewczyną – E tego ...Ja... - dalej cisza, zaczynała żałować tego co powiedziała – Zapomnij – zawiedziona i zawstydzona, przestała obejmować dłońmi jego twarz i planowała stamtąd iść.
-A ty gdzie – chwycił dłoń dziewczyny, która właśnie opadała w dół. Drugą ręką natomiast podparł się na sofie całkowicie pochylając się nad nią – Teraz to cię nigdzie nie puszczę – był szczęśliwy, ogromnie szczęśliwy i nie wiedział na początku jak to ukazać, lecz właśnie po tych paru minutach, gdy zorientował się, że to nie sen, chciał tylko jednego – jej. Szybkim, a zarazem delikatnym ruchem, przyciągnął dziewczynę za wcześniej trzymaną dłoń i puszczając ją, objął Levy w biodrach, by znajdowała się jak najbliżej niego. Z wielkim uśmiechem na twarzy patrzył się na nią uradowany jak nigdy.
-Też cię kocham Levy – wyszeptał, po czym musnął delikatne usta dziewczyny. Muśnięcie przemieniło się głębszy pocałunek, z czego to w namiętne pocałunki, które pochłonęły ich całkowicie. Przycisnął ją mocniej do siebie, a ona zawiesiła mu się na karku. Trwali tak jeszcze parę minut, które wydawały im się sekundą. Gajeel chwiejnym krokiem powędrował po coś do picia, a jej kręciło się w głowie jak nigdy. Czuła, jak jej całe ciało trzęsie się z podniecenia, a nogi ma jak z waty. Gdy ten usiadł z powrotem obok niej uradowana oparła się o jego klatę i siedzieli tak dopóki nie zasnęli. Wydawało im się, że teraz będzie już tylko pięknie i wspaniale, lecz czekała ich ciężka próba...
~*~*~*~*~
Wow, wow, wow rozdział po tak długim czasie xD I to jaki, bo prawdopodobnie przedostatni :_: Czuję, że powoli to już koniec tego ff :_: Normalny człowiek pewnie zakończył by to w tym momencie, lecz nie. Dla mnie to było o wieeele za płytkie xD Dlatego mam nadzieje, że wytrwacie do kolejnego rozdziału xD Postaram się, by nie był tak nudny jak ten:_: Więc do następnego <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top