3 Października 1949

Rosja rozpoczyna rozprawę, patrząc na zegar. Jest już kilka minut po północy.

-Witajcie drodzy towarzysze i przyjaciele Związku Radzieckiego! - zaczyna, ale jednocześnie przewraca od niechcenia swymi oczami. - Dobra, walić, ekhm...  Znaczy bez owijania w bawełnę przejdźmy do konkretów. Nie chcę siedzieć tu całej nocy z wami.

Wszyscy patrzą się na niego z szeroko otwartymi oczami i z niedowierzaniem, ale po chwili przypominają sobie, że też nie chcą tu być, szczególnie z nim, i kiwają zgodnie głowami.

-A więc kontynuując... - Zagląda do pierwszej z brzegu sterty papierów. - Ojciec ma dla każdego z was plan do wykonania. Wiecie jak to działa. Dostajecie plan, np. Pięcioletni i w tym czasie musicie coś tam zbudować, przekroczyć jakiś próg, wyprodukować ileś czegoś... Nudy.. - Podaje pakiety dokumentów Kazachstanowi. - Weź im to rodzaj.

Kazachstan wstaje i robiąc kółko po sali rozdaje wszystkim ich plany. Polska również dostaje. Jest to ogromna i ogromnie ciężka teczka pełna różnych wytycznych. Polska zagląda do niej, rzuca okeim na kilka pierwszych stron, przegląda spis treści i otwiera na ostatniej stronie.

-Hmm... - Mruczy niezrozumiale pod nosem.

-Coś ci się nie podoba? - Rosja najwyraźniej go usłyszał. - Polski kurduplu...

-Coś ty powiedział?! - Polska wstał natychmiast z bojowym grymasem. - Ruski cham!

-Ty mały szczylu!! - Rosjanin wstał i wyszedł zza biurka.

Polska natychmiast przeskoczył przez stół, gdyż miał daleko do wyjścia, a nie chciał się przepychać. Wyszedł na środek i zbliżył się do Rosjanina. Był co prawda od niego niższy, ale nie aż tak bardzo. Rosjanin spojrzał na niego z góry. Polska zadarł głowę do góry z iskrą w oku. Już miało dojść do rękoczynów, kiedy nagle do sali wszedł niespodziewany, spóźniony gość. Spojrzał na nich obu.

-Um... - Spojrzał na Polaka i wyszeptał. - Masz dziś szczęście, ogromne...

-A może to ty je masz? - Odpowiedział mu Polak z niemałym uśmieszkiem na twarzy, który na pewno zdenerwował w środku Rosjanina.

-Witaj Towarzyszu z Azji! - Odwrócił się do przybysza. - Proszę wejdź, wejdź. Reszta może sobie już iść.

Wszyscy zbierają się do wyjścia i zabierają ze sobą "plany rozwojowe", dar od ZSRR. Zaczynają wychodzić jeden po drugim. Polska również ma taki zamiar. Jednak kiedy wychodzi...

-Ty zostań.. . - Odzywa się głos za jego plecami.

Odwraca się powoli i podejrzewa, że ma nieźle przekichane.

-Ja cię nie lubię i ty mnie też, ale... No właśnie jest jedno ale. - Rosjanin mówił na poważnie. - Kraj masz trochę większy od innych to roboty też więcej. - Wyjął z biurka jeszcze jeden papier i podał Polakowi. - Dodatkowo do zrealizowania.

-Co to? - Polsce nie chciało się zaglądać do środka.

-Ach... No tak... Zapomniałbym.. - Odwrócił się. - Poznaj proszę... - Bycie miłym ewidentnie go męczyło. - Naszego gościa z Azji, Partia Komunistyczna Indonezji. PKI, to jest Polska Rzeczypospolita Ludowa.

-Miło poznać. - Polska wyciąga rękę na powitanie, niewiedząc czego moze się spodziewać.

-Mi również. - Azjata energicznie uściska dłoń.

-No to wracając do tematu... Polsko.. Bierzesz swoje cztery litery i wyjeżdżasz do Azji, dzielić się z tamtejszym ludami, cudami techniki radzieckiej. Ale to dopiero za parę lat. W tym czasie nasz gość będzie zwiedzał naszą cześć Europy, poznając nasza cudowną gospodarkę. - Rosjanin ciągnął sam mało przekonany.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top