Rozdział 21
— Aadrien! —tym razem głośno zapłakałam.
Moje rodzące się wciąż łzy przysłaniały mi obraz.
Błagam nie teraz, błagam. Teraz kiedy mnie po raz kolejny ocaliłeś, kiedy widać, że jednak jest coś na rzeczy, kiedy mamy okazję ze sobą sam na sam porozmawiać, wyjaśnić wszystko tym razem bez choćby odrobiny kłamstwa... Odezwij się!
Wpadłam w panikę. W mojej głowie tworzyły się najczarniejsze scenariusze.
— Adrien, prooszę.— rozpaczliwie potrząsałam jego dłonią.
Ostre widzenie utrudniały mi łzy, ale mimo tego jestem pewna, że jego usta bardzo delikatnie rozciągnęły się w uśmiechu. Teraz zastygłam w bezruchu, spięłam się i poczęłam z wielką uwagą, zważając jakby na każdy kolejny jakikolwiek najmniejszy jego ruch, przyglądać się mu.
Nagle z jego ust wydobył się cichy szept. Natychmiast zaprzestałam głośno pochlipywać i wsłuchałam się zadowolona w jego głos.
— Mari... Marinette... — mruknął bardzo słabo, ledwie słyszalnie. Sam widok tak totalnie bezsilnego i bezradnego Adriena wprawiał mnie w rozpacz. Zaczął z powolnością otwierać oczy. — Kochana, przepraszam... Bardzo cię przepraszam. Byłem zbyt bardzo tchórzem by się do tego przyznać i także by to dostrzec... Ale zrozumiałem... Zrozumiałem, że mi na Tobie zależy. Na początku... — nabrał ledwie powietrza i cały czas patrzył mi w oczy — na początku rzeczywiście chodziłem z tobą dla zabawy, nie widziałem w tym nic większego, zachowywałem się jak drań, wiem, byłem cholernym i jakże głupim egoistą!— powiedział i na chwilę przymknął oczy spuszczając brwi na dół, jakby z poniżeniem dla samego siebie.— Ale... chociaż nikomu tego nie powiedziałem... mój tato jest bardzo chory. On...— głos mu się załamał. —Zostało mu parę miesięcy życia.— Adrien załkał pod nosem ze spuszczoną głową.—Tato zawsze zapewniał mi wszystko, czego tylko zapragnąłem. Byłem głupi, myślałem, że to się nie skończy, a przynajmniej niczym się nie przejmowałem.
Po chwili znów otworzył oczy, dostrzegłam w nich powstające słone łzy, których kilka zgubił w pościeli. Czyli to stąd mogło wynikać jego nienormalne zachowanie... Możliwe, że jako posiadający bogatych rodziców nastolatek pragnął wiecznie się zabawiać, bo przecież był zarozumiały, egoistyczny...Stał się zazdrosnym dupkiem.
— Zawsze czułem, że coś do Ciebie mam... Nie zdawałem sobie sprawy co... Ale gdy Cię straciłem i gdy byłaś z tym Nicholasem stałem się zazdrosnym dupkiem. Gdy ciebie z nim widziałem... To po prostu stchórzyłem. Ciążyło mi to, sądziłem, że jesteś już szczęśliwa z Nicholasem i dla mnie za późno. Wybacz mi.— przypatrywał się moim oczom.— Marinette.— znów zaciągnął powietrza—Zrozumiałem, że Cię kocham.
Nic nigdy tak bardzo, tak prawdziwie, nie ukoiło mojego serca jak te słowa. Poczułam wtedy ogromną radość. Byłam mocno zaskoczona, oczywiście pozytywnie. Szczerze, bardzo szeroko uśmiechnęłam się do niego. W moim oku zakręciła się nawet łezka wzruszenia. Bałam się czy to przypadkiem nie najpiękniejszy w życiu SEN.
Ale nie. To nie był sen!
Odwzajemnił niepewnie mój uśmiech.
Zaczęliśmy przez dłuższą chwilę patrzeć sobie wzajemnie w oczy. To było magiczne. Niepewnie usiadł na materacu, robił to jednak wolno, był totalnie bez sił. Nie spuszczał ze mnie błyszczących oczu.
Nachyliłam się nad nim. Nasze twarze dzieliły tylko centymetry, a oczy wzajemnie pilnowały siebie.
Patrząc na jego usta, przypomniałam sobie jednak tą obrzydzającą scenę z Chloe, co sprawiło, że odsunęłam się nieco z odrazą od jego twarzy.
— O co chodzi? — spojrzał mi smutno w oczy.
— Chloe...— skrzywiłam się z odrazą.
— Ach... Wiem... To było bardzo głupie. I nie prawdziwe... Byłem... Czułem się nieszczęśliwy, nie było mi dobrze ze sobą, ja tylko udawałem... i dręczyło mnie sumienie. Ale byłem tchórzem. W środku cierpiałem i nienawidziłem siebie za to co zrobiłem. Możesz mnie za to znienawidzić.— spojrzał gdzieś w bok, zły na siebie.
—Cieszę się jednak, że zdałeś sobie sprawę...— powiedziałam.
Na nowo, bardzo powoli, zbliżyłam się do jego twarzy.
Wyciągnął w moją stronę jedną rękę, bo drugą miał złamaną równie jak ja. W dodatku robił to z wysiłkiem, jakby każdy ruch sprawiał mu dokuczliwy ból. Dotknął z ostrożnością moje mokre od wcześniej uronionych łez policzki. Stałam tuż nad nim, pociągnął prawie bez sił za moją dłoń, jakby dając mi znak, abym podeszła bliżej. Nachyliłam się nad nim.
Zaraz potem mogłam cieszyć się, smakiem jego ust, za którym niezwykle tęskniłam. Pocałunek początkowo był bardzo delikatny, niewinny, słodki.
— Obiecuję, że wynagrodzę Ci tą niesmaczną scenę.— oznajmił, po czym złożył na moich ustach kolejny, cudowny i czuły pocałunek. Chwilę później przerodził się w długi i dość łapczywy. Usta ochoczo goniły usta.— Ty już wynagrodziłeś. Uratowałeś mnie...
Tak bardzo mi tego brakowało! Jejku, jak tęskniłam! Po tym co usłyszałam, jestem skłonna wybaczyć mu wszyściutko.
* * *
Nicholas
Spoglądałem co chwila w stronę Adriena i Marinette, obrzucając ich zazdrosnym spojrzeniem. Tęskniłem za Marinette, szczerze nie podobało mi się, że nasza relacja skończyła się dawno na przyjaźni. Ale gdy widziałem ją wielce rozweseloną i zarumienioną na kolanach Adriena... rozumiałem, że nie była mi pisana. Przy Adrienie widzę ją zawsze uśmiechniętą, w jej oczach pojawia się ten magiczny błysk, z kilometra widać jak tryska tym szczęściem. Naprawdę jest mi przykro, że nie udało nam się stworzyć głębszych więzi, jednak to faktycznie było by bezsensu, nie czuła się ze mną w pełni szczęśliwa. Ja byłem tylko pocieszeniem, wsparciem.
No dobra. Nie będę zaniżać swojej roli, byłem jej przyjacielem. I nadal jestem.
Większość w takiej sytuacji z pewnością obraziłaby się, przestała odzywać, zerwała całkowicie kontakt ze względu na poczucie odrzucenia. To boli.
Ja natomiast od razu zdecydowałem, że nie chcę się na nią "gniewać" bez żadnego powodu. Owszem, będą takie dni kiedy nie będę miał ochoty z nią rozmawiać, i to pewnie nie raz, z zazdrości, z powodu rozczarowania. Nie chcę zaś okazywać jej swojego niezadowolenia, zwłaszcza, że przeżyła już swoje, wyszedłbym tylko na wrednego zazdrośnika, który bardzo jej oczekiwał i nadal oczekuje, co mogło by tylko pójść w jedną stronę, a mianowicie pogorszyć moje relacje z nią.
To nie jej wina, że mnie nie kocha - stwierdzam z bólem.
Po prostu nie była moim przeznaczeniem.
I chociaż nic nie mogę na to poradzić, wprawdzie... uważam, że ten blondas na nią nie zasługuje. I zawsze ośmiela się wpleść w moje myśli taka myśl, która mówi, że zająłbym się nią lepiej niż Adrien.
Co prawda mamy ze sobą kontakt i czasem podyskutujemy o czymś wspólnie na wesoło, ale nie jest to już taka relacja, jak kiedyś. Jak wtedy, kiedy Adrien ją zostawił.
Z jednej strony jestem piekielnie zazdrosny i zbolały w duszy, zaś z drugiej... cieszę się, że jest szczęśliwa. Muszę uszanować jej decyzję, bo nie chcę by była nieszczęśliwa ze mną. To chyba dla niej lepiej, że się już ze mną nie męczy...
____________________________________________________________
_______________________________________________________
No widzicie, w tym rozdziale pojawiła się perspektywa Nicholasa ;D
Od razu mówię, że jeszcze tylko epilog będzie ://
A co do powyższego rozdziału...
Nie jesteście rozczarowani takim obrotem sprawy? A może wręcz przeciwnie?😜💕
No przecież, że musiało być te Adrienettee w końcu😃💓
Chociaż, nie okłamujmy się, Nicholas też był dobrą partią😏😅 tak myślę XD 😉😍
To... Miłego dnia! Czy tam wieczoru xD
Nie martwcie się jednak, mam nadzieję, że wena znów mnie nawiedzi (pewnie tak będzie😎📃) i napiszę kolejną opowieść 🔥🔥💕💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top