Rozdział 11
Obudziłam się czując silny ból głowy. Otworzyłam leniwie oczy, złapałam się za głowę i zobaczyłam obejmującą mój brzuch rękę Adriena. Przypomniałam sobie co się wczoraj wydarzyło. Nie jesteśmy u siebie. A ból głowy to pewnie skutek zdenerwowania i wczorajszego mocnego stresu.
Przez szybę przebijały się promyki wiosennego słońca. Dobrze, że chociaż słońce dawało ciepło, bo ogólnie to pomieszczenie nie było zbyt ogrzewane, a szyby od okien dosyć masywne.
Nawet gdybyśmy próbowali wezwać pomoc i wymachiwać cały dzień przed oknem, że coś się dzieje, to na nic by się to nie zdało, gdyż było to pustkowie.
Nie wiem w jakim rejonie miasta się znajdowaliśmy, ale nie było tu żadnej żywej duszy. A może byliśmy gdzieś poza Paryżem?
Przekręciłam się na materacu. Obok mnie słodko spał blondyn.
Czyli jednak to nie był sen? Naprawdę mnie objął? Ten zimny drań?
Dziwne...
Mimo wszystko bardzo tęskniłam za Adrienem. Poczęłam przyglądać się rysom jego twarzy, jakoś tak nie mogłam się powstrzymać, pomimo, iż miałam świadomość, że na to nie zasługiwał. Żeby go podziwiać. No ale... tęsknota i uczucie ze mną zwyciężyły.
Miałam ochotę wpić się w jego usta. Oblizałam się, wędrowałam intensywnie wzrokiem po całej jego twarzy.
Przypomniała mi się jednak wczorajsza kłótnia, ponownie zranił mnie słowami. Nie wiem ile razy jeszcze będzie musiał to zrobić, bym wreszcie przestała o nim myśleć.
Po chwili podniosłam się z materaca i skierowałam do łazienki. Była bardzo niewielka w jasnych barwach. Gdy wyszłam, podeszłam do okna i wyjrzałam za nie. Wokół ciągnęła się trawa, po części wypalona. A dalej las, mnóstwo drzew, krzewów. Droga do miasta na pewno nie jest daleko. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
Miałam nadzieję, że rodzice jak najszybciej zgłoszą tą całą sytuację na policję. Oczywiście nie mogłam się z nimi skontaktować, bo porywacze od razu zabrali mi plecak. Ciekawe kiedy porwali Adriena... Może też przed szkołą? Bo w sumie byłam nieobecna w szkole z powodu skręconej kostki, więc może też śledzili Adriena i wczoraj postanowili zaatakować. Ale dlaczego akurat mnie i Adriena? Czy to przypadek losu? I to jak złośliwy przypadek. Pragnęłam w końcu opuścić to miejsce, bałam się tutaj. W każdym wypadku chyba lepiej, że jestem tu z Adrienem niż sama. Chociaż go nie cierpię, ale bez niego jeszcze bardziej bym się bała tych mężczyzn o ponurych twarzach.
Stojąc przy oknie, nagle usłyszałam przekręcający się w zamku klucz. Zadrżałam i natychmiast zwróciłam głowę ku drzwiom.
Wszedł ten, który wczoraj przyniósł nam picie. Tym razem w dłoni trzymał worek z bułkami i małym smakowym serkiem. Położył to na stoliku i spojrzał na mnie chłodno, przez co oblał mnie dreszcz. Poczułam zapach alkoholu.
Mężczyzna w ciemnym stroju, z brodą, odszedł od małego stolika i zbliżył się kilka kroków w moją stronę. Mój oddech był niespokojny. Oblał mnie zimny pot. Spojrzał na mój biust, a potem znów na twarz.
- Rodzice pytają czy nic ci nie zrobiliśmy. Jak podam ci telefon to masz mówić, że wszystko ok.- burknął.
- Dobrze.- mruknęłam, wystraszona.
Odsunął się i wyszedł.
I wtedy zobaczyłam budzącego się Adriena. Najpierw nieśmiało szukał czegoś ręką, następnie zerwał się i zasiadł na łóżku. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Byłam oparta o parapet tyłem przy oknie. Gdy tak patrzył, prawie niezauważalnie zachwiałam się.
Myślałam o tym czy przywitamy się chociaż ze sobą zwykłym "cześć". Ale Adrien się nie odezwał, ja też nie.
Nasze śniadanie nie było zbyt smakowite, bułki wyglądały trochę nieświeżo, dali nam byle co. Podzieliliśmy się ze sobą też truskawkowym serkiem.
* * *
Niespodziewanie do przestarzałego pomieszczenia wtargnął jeden z bandytów. Inny niż tamten. Trochę ich tutaj było...
Zdawał się być rozgniewany. Agresywnie przyłożył mi telefon do ucha.
- Mów, że wszystko w porządku, to twoja matka, uczepiła się.
- Wszystko dobrze.- powiedziałam trochę drżącym i niepewnym głosem.
- Słyszałaś?! - warknął do telefonu, zabierając mi go spod ucha.- Na jutro ma być ku*wa odpowiednia suma, bo inaczej nie będzie już tak dobrze! - posłyszałam zanim wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. - I ostrzegam, że nie usłyszysz już córeczki!
Moja głowa nadal boleśnie pulsowała, lecz ból trochę odpuścił. Westchnęłam ciężko i przeraziłam do szpiku kości jego słowami.
- I co, twój książę po ciebie przyjdzie? - zakpił sobie nagle Adrien.- A mnie też uwolni?
Co mu odbiło, dlaczego nagle wyskakuje z jakimś "moim księciem"?
Spojrzałam na niego pytająco.
- O co ci chodzi?
- No ten brzydal w sensie.
Skrzywiłam się, spuściłam brwi na dół.
- Nicholas? - spytałam niepewnie. Nie wiedziałam czy aby na pewno o niego mu chodzi.
- No tak.- podśmiewał się.
- Zostaw go w spokoju, nic ci nie zrobił. Nie masz prawa się wtrącać.
Prychnął śmiechem.
- Musi mieć naprawdę niepoprawnie w głowie, żeby się umawiać z takim czymś jak ty.
- Odwal się od nas.- warknęłam.- Myślisz, że ty jesteś lepszy? To raczej ja musiałam mieć niepoprawnie w głowie by umawiać się z tobą.
Gniew brał nade mną górę, podeszłam o kilka kroków bliżej do niego.
Był bardzo bezczelny, jak on śmie! Najpierw się mną pobawił, potraktował jak śmiecia, zupełnie się mną nie przejmując, a teraz jeszcze ciągle mocno mi docina. Zachowuje się jak Chloe, przejął wredne dogryzki po niej. Jejku, ależ on mnie wkurzał. I jestem skazana codziennie widywać go z dziewczynami, które chcą mnie zniszczyć nie wiedzieć czemu.
I pomyśleć, że chłopak, którego kochałam teraz zadaje się wyłącznie z tymi nienawidzącymi mnie dziewczynami. Tak jakby od początku planował mnie upokorzyć i by mi było jak najgorzej.
Strasznie działa mi on na nerwy!
- Jesteś strasznie naiwna i głupia. Uważasz, że on cię lubi?
- Och, nie wtrącaj się. - całą sobą zbierałam w sobie siłę, aby nie dać się mu sprowokować. W dodatku ból głowy nasilił się.
- Na pewno ma cię gdzieś tak jak ja, przekonasz się.
Stałam tuż przed nim rozgniewana tym co mówi.
Złapałam się za głowę. Zaczęła niemiłosiernie pulsować. Natychmiast poczęłam gorączkowo masować skronie okrężnymi ruchami, lękając się, że lada moment upadnę. Zacisnęłam powieki z bólu. Pragnęłam, by ból głowy ustąpił. Szukałam nerwowo ręką czegoś wokół, czego mogłabym się trzymać.
Gdy powoli rozwarłam powieki, ujrzałam Adriena, stojącego znacznie bliżej mnie niż przed chwilą. Spojrzałam na niego niemrawo, bo ucisk w głowie był nie do zniesienia. Zamknęłam oczy znowu i poczułam się słabo. Nagle wydawało mi się, że ktoś mnie obejmuje.
- Może usiądź. - Pomógł mi się dostać na materac.
Trzymałam się nadal za głowę.
- Marinette? - usłyszałam jego głos.
Otworzyłam oczy.
- Napij się. - Wyciągnął przede mną dłoń z butelką wody.
* * *
-
I co z tego, że chociaż przez chwilę byłem miły. Naprawdę uwierzyłaś w to, że zależy mi na tobie? Nawet temu Nicholasowi nie zależy! Widzisz? Nie przyszedł! A miał przyjechać na białym koniu!
- Jaki ty jesteś żałosny... Chcesz mi jak najbardziej dopiec. Ludzie, którzy docinają innym mają zazwyczaj tak, że coś im się w sobie nie podoba... Masz kompleksy. Mnóstwo kompleksów!
- Ta, to w tobie mi się nic nie podoba!
- A nie mówiłam... Adrien paplasz ciągle to samo, aż zaczynam się zastanawiać o co ci tak naprawdę chodzi... Czy ty... Chcesz w tym czegoś konkretnego...?
Z jednej strony jego słowa we mnie uderzały, były zimne i bardzo nieprzyjemne. Z drugiej zaś to brzmiało tak jakby był naprawdę bardzo... zazdrosny o Nicholasa.
Począł się zastanawiać, na chwilę się zamyślił.
- O nic mi nie chodzi.- burknął pod nosem.
- Ale z ciebie tchórz! Prawdziwy tchórz... Ty tylko ciągle... Kłamiesz! - wykrzyczałam mu zawiedziona w twarz.
Zaczęliśmy szarpaninę ze sobą. Wściekła uderzałam go, a ten mnie odpychał. Nie dałam jednak za wygraną. Pchnęłam go tak mocno, że aż upadł do tyłu, na materac. Był zaskoczony. Po chwili jednak wstał i rzucił się na mnie poprzez co uderzyłam tyłem o jedną z wysokich, starych szaf. W trakcie zderzenia przymknęłam na parę sekund oczy i jęknęłam z bólu.
Wpadłam w furię, próbowałam znów go powalić, jednakże był zbyt silny. Trzymał moje dwie ręce, nie mogłam nimi poruszyć Starałam się wyrwać, szarpałam się, ale nic z tego. Trzymał moje nadgarstki, przygwoździł je swoimi dłońmi do jednej z wysokich szaf, a stał przy mnie tak blisko, że nasze ciała prawie się stykały. Spojrzałam mu zdenerwowana w te wredne oczy. On też przyglądał się przez chwilę moim.
Zaraz potem poczułam na swoich ustach jego. Złapał swoimi wargami za moje, pocałował mnie delikatnie. Oszołomiona, oddałam jego pocałunek. Ponieważ za tym tęskniłam. I to jak bardzo. Nawet jak honor zdzierał sobie gardło, mówiąc "przestań, nie zasłużył", ja nie potrafiłam.
______________________________
_____________________________
No witam😄
Mhmm mam nadzieję, że rozdział powyżej jest w miarę ok...😅
Chociaż to jeszcze nie koniec ich dramatycznej przygody, tyle mogę zdradzić😌😈😇
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, nie dość, że wprawiają w dobry nastrój, to jeszcze motywują do wstawiania kolejnych! 💝 💞
Gwiazdki również pozytywnie wpływają⭐😃
Także dzięki 🌈
Cóż, dzisiaj nie mam zbyt wiele do powiedzenia😆 trzymajcie się cieplutko🍬🍭🍨😻
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top