9.
Sasuke nienawidzi imprez takich, jak ta. Mimo że to nie jest jego pierwsza domówka to i tak nie trawi obcych twarzy, które go nieustannie mijają, ani tego, że przybyły tłum ledwo się tu mieści. Ponadto odór potu, alkoholu oraz zioła sprawia, że nozdrza rozszerzają mu się z odrazą. Jest jednak do tego na tyle przyzwyczajony, że żołądek wbrew pozorom nie daje o sobie znać, całkowicie znieczulony. Zresztą trzecie piwo koi jego zszargane nerwy.
Stoją w odosobnieniu, w kącie pomieszczenia, tylko on, Neji i Kabuto. Wszyscy trzej mają znudzone oblicza, niemalże kpiące, szczególnie, gdy co rusz jakaś młodsza dziewczyna posyła im swoje, w jej mniemaniu, zalotne spojrzenie. O dziwo, tym razem nawet Kabuto nie ulega urokom i nie idzie na szybki numerek. Wygląda wręcz na równie znudzonego. Od czasu do czasu jedynie unosi obscenicznie brew, niczym w niemym flircie, aczkolwiek nie porusza się ani o cal.
— Niedawno przyjechała Ann ze swoim chłopakiem — zagaduje nagle Neji, przełamując ciszę pomiędzy nimi. Obaj posyłają mu zaciekawione spojrzenia, czekając na rozwinięcie tematu. — Ten tatuażysta, poznałeś go?
— Nie miałem przyjemności — prycha Sasuke, przechylając przy okazji szklaną butelkę. Bierze sporego łyka, po czym, po przełknięciu, odzywa się ponownie: — I nie wiem, czy chcę mieć.
— Kankuro, prawda? Już wcześniej o nim rozmawialiśmy — wtrąca rozbawiony Kabuto, poprawiając swoje przekrzywione okulary. — I doszliśmy do wniosku, że lepiej, żeby Uchiha go jednak nie poznawał.
Ma sarkastyczny uśmiech na twarzy, który zdaje się jego znakiem rozpoznawczym.
— Dlaczego pytasz? — interesuje się Sasuke, lekceważąc wypowiedź drugiego chłopaka. Neji odwzajemnia spojrzenie przyjaciela i wzrusza niedbale ramionami.
— Wydaje się być w porządku — stwierdza po prostu, ale zaledwie po chwili dodaje: — Ino właśnie poszła się u niego dziarać.
— Nie obchodzi mnie ten facet — kwituje Sasuke suchym tonem. Ani on, ani Kabuto nie dopytują także o tatuaż Yamanaki i bynajmniej nie zamierzają oglądać całego widowiska w drugim pomieszczeniu. Szczerze mówiąc, na chwilę obecną Sasuke nie lubi tatuażysty, choć nie wymienił z nim ani jednego zdania. Nie to, że to ma znaczenie. Ann już zdążyła go na tyle zirytować, ponieważ wpadła na niego przeszło trzy razy, że doszedł do wniosku, iż jeśli ktoś spotyka się z taką dziewczyną, to coś musi być z nim nie tak. I dlatego woli trzymać się od obojga z daleka, ponieważ zdecydowanie nie wierzy w żadne, cholerne przypadki.
Z drugiej strony jednak miga mu na końcu pokoju obsceniczny róż, który mieni się w odcieni fioletu w przytłumionych barwach lampy. Niemniej nie idzie pomylić włosów Sakury z niczym innym, więc Sasuke z łatwością wyłapuje swoją dziewczynę i jednocześnie przez głowę przemyka mu myśl, czy aby nie skończył podobnie?
Ma ochotę parsknąć śmiechem na to pytanie, ale jedynie maskuje suchy uśmiech butelką piwa, kiedy bierze kolejny łyk alkoholu. Nie chce, by ktokolwiek dostrzegł jego pogardliwy wyraz twarzy. Wolał ciszę niż natarczywe pytania, ostatecznie prowadzące donikąd.
Sakura jest właśnie z koleżankami pośród kilku innych mężczyzn. Trochę podrygują do muzyki, ale głównie rozmawiają. Cały czas śmieje się, popijając dwukolorowego drinka. Jest trochę podchmielona, ale wydaje się dość trzeźwa, jak na początek imprezy. Zwykle Sasuke jest świadkiem jej upojenia jeszcze przed przybyciem gości. Nie dlatego, że jest uzależniona od alkoholu, ale dlatego — wbrew temu co wszyscy myślą — że nadal się czasami stresuje. Momentami wciąż przypomina nieśmiałą dziewczynkę, którą poznał te lata temu. Szkoda tylko, że podobieństwo jest rzadko widoczne. Sakura zmieniła się i wydaje się, w odróżnieniu od tego, co sądzi Sasuke, jest z tego dumna. A brunetowi z kolei na samą myśl chce się rzygać.
Nienawidzi tego wszystkiego. Nienawidzi tego kim się oboje stali.
Jakby przyciągana przez jego nadmierną uwagę, obraca się i mruga do niego, oblizując przy okazji usta. Błyszczyk już dawno zniknął z wąskich warg i nie mieni się tak, jak godzinę temu. Nie, żeby Sasuke to obchodziło. Dla niego Sakura nie musiała się malować wcale. Nie lubił smaku szminek ani ich zapachu, a przede wszystkim irytował się, kiedy podkład zostawał na jego koszulkach.
— Idzie na łowy — cicho kpi Kabuto, także widząc zmierzającą w ich stronę Sakurę. Dziewczyna przedziera się przez tłum już bez drinka; w swoim wyzywającym stroju. Jej sukienka zdecydowanie jest zbyt krótka, ponieważ prawie że odkrywa tyłek. W tym wypadku jednak Sasuke wyjątkowo nie narzeka, akurat pulchny tyłek Sakury ma swoje atuty.
— Cześć, przystojniaku — Sakura natychmiast owija dłonie wokół jego szyi, przytulając się do jego boku. Odruchowo Sasuke przytrzymuje ją w talii, przyciągając bliżej. Ignoruje Nejiego oraz Kabuto, którzy śmieją się pod nosem.
— Podoba ci się? — pyta, wskazując na udo. To właśnie tam ma świeżo wydziaranego, małego motylka. Nie ma rajstop, więc czerń tatuażu łatwo wychwycić na bladej skórze.
— Ujdzie — oświadcza Sasuke, na wpół drocząc się. Sakura niby oburzona klepie go po klatce piersiowej. Niezbyt mocno, bardziej po to, aby móc dotknąć wyrzeźbionych mięśni. Po tym zaś nachyla się, by ustami musnąć jego prawego ucha.
— Może pójdziemy do łazienki? — mówi szeptem.
Sasuke zastyga. Jego mina zmienia się w oka mgnieniu. Twarz staje się zimniejsza niż wcześniej, co nawet Neji dostrzega, ponieważ posyła mu pytające spojrzenie. Niestety, Sasuke nie zamierza mu tłumaczyć, co się wydarzyło.
— Nie mam ochoty — oświadcza sucho, odsuwając się o krok. Sakura na to wyraźnie przygryza wargę, domyślając się, że nie jest zadowolony z jej sugestii.
— Czy to przez...? — nie kończy w pierwszej chwili, dopiero potem dodając jeszcze ciszej „alkohol". Sasuke naprawdę w tym momencie chce się śmiać i krzyczeć jednocześnie.
— A jak, kurwa, sądzisz? — syczy przez zęby. Nie chce się kłócić akurat w urodziny Haruno, ale gniew w nim buzuje bardziej niż zwykle. Nie potrafi go od tak, na zawołanie, utemperować. Szczególnie, że poruszają teraz takie kwestie. I to przy jego kumplach, którzy mogliby się czegoś domyślić, gdyby tylko przysunęli się o kilka cali bliżej.
— Ostatnio wyraziłaś się jasno — kontynuuje, przypominając sobie jej słowa.
Sakura wydaje się być zraniona, ale w tej chwili gówno go to obchodzi. Ma ochotę zdecydowanie kogoś rozszarpać. Niemniej rozsądek podpowiada mu, że rękoczyny do niczego nie doprowadzą. Zresztą nie powinien robić syfu na urodzinach swojej dziewczyny, nie powinien się z nikim oklepywać, choćby z pieprzonym tatuażystą. Właśnie z tego powodu wycofuje się do korytarza, nie bacząc na wołania kumpli czy Haruno za sobą. Po prostu ignoruje to, a potem wchodzi do toalety.
Łazienka na całe szczęście jest pusta. Sasuke nie rozgląda się na boki, ponieważ nie jest tu ani pierwszy, ani zapewne ostatni raz. Zna mieszkanie rodziców Haruno jak własną kieszeń, więc nawet się nie krzywi na różowe, kobiece elementy w postaci dywaniku przed prysznicem, czy też butelki mydła w płynie. Nie mruga także na kwiecistą zasłonkę, po prostu zatrzaskując drzwi na klucz, a potem podchodząc do zlewu. Przemywa twarz chłodną, niemal lodowatą wodą, ale to wcale nie pomaga mu ochłonąć. Czuje się jakby się dławił, jakby coś od środka się w nim gotowało i zabierało z niego wszystko, co dobre. Był popieprzony, cholernie, kurewsko popieprzony.
Nie jest pewien, kiedy to się stało, ale już po sekundzie lustro pęka, a szkło z trzaskiem rozsypuje się po kafelkach. Ręce Sasuke drżą, ociekając krwią. Zaciśnięte pięści poluźniają się, a para znika z niekształconego odbicia. Pajęczyna na wreszcie spokojnej twarz Sasuke wygląda jakoś tak bardziej fascynująco.
I nareszcie czuje, że uścisk w piersi powoli znika.
***
Naruto przez całe popołudnie uczył się wraz z przyjaciółmi u dziadków Hinaty. Przerabiali intensywnie materiały z nadchodzącego wielkimi krokami egzaminu z chemii. Hinata starała się mu niektóre zagadnienia wytłumaczyć, jak najlepiej mogła, aczkolwiek nie była zbyt dobrym nauczycielem. Kiba także musiał to stwierdzić, ponieważ również krzywił się przy kolejnych zadaniach, których nadal nie rozumiał. Nie chcieli jednak jej robić przykrości i nic nie powiedzieli, po cichu modląc się, by nauka dobiegła końca.
Pomimo tego jednak Naruto spędził miło dzień. Lubił towarzystwo nowych znajomych bardziej niż początkowo myślał. Sprawiali, że na jego ustach gościł mniej sztywny uśmiech, a uścisk nerwowości w piersi znikał choćby na ulotne chwile. Ciepła herbata rozgrzała go, a mały pokój Hinaty też przyczynił się do jego komfortu psychicznego. Ponadto dziadkowie dziewczyny byli uprzejmymi ludźmi i wydawali się troskliwi w stosunku do swojej wnuczki. Naruto nie pytał o jej rodziców, ponieważ czuł, że to był temat tabu. Choćby przez jedyne zdjęcie rodzinne, które stało na półce z książkami. Przedstawiało ono dziadków Hinaty oraz dwie młode pary. Jeden z nich musiał być ojcem Hinaty, ponieważ dostrzegał jawne podobieństwo, a drugi zaś bratem bliźniakiem. Obaj trzymali dzieci w swych dłoniach — jeden dziewczynkę, drugi chłopca.
Naruto poczuł jakieś ciarki, patrząc na fotografię. I sądząc po bólu w oczach Hinaty, gdy także zerknęła na półkę, nie były to tylko jego urojenia, że coś się niepokojącego wydarzyło u niej w rodzinie. Musiała również mieć ukryte traumy. Być może dlatego była taka nerwowa na co dzień.
W każdym bądź razie, Naruto dopiero wieczorem wyszedł od przyjaciółki. Teraz więc idzie przez ciemne, oświetlone jedynie przytłumionymi światłami latarń drogi, pod ramieniem trzymając teczkę z zadaniami. Nie zna tak dobrze tych okolic, więc z tego powodu rozgląda się uważnie na boki, nie chcąc zbłądzić. Dziadek Hinaty co prawda powiedział, że może go podwieźć, ale Naruto nie chciał staruszka fatygować. Poza tym to nie tak, że droga zajęłaby mu godziny, co najwyżej kwadrans. Jeśli oczywiście nigdzie się nie zagubi.
Przełyka ślinę i chyli głowę, przechodząc obok domu Haruno. Wie, że tutaj jest wyprawiana ta cała impreza urodzinowa, ponieważ nawet dzisiaj Kiba o tym wspomniał. Był nie tylko podekscytowany, co zainteresowany plotkami. Zastanawiał się też, co tym razem się wydarzy — podobno zwykle było co na drugi dzień opowiadać. Według jego słów większa połowa uczniów została zaproszona i był to najgorętszy temat wśród nastolatków. Oczywiście oni nie wliczali się w to grono. Nikt nawet o nich nie pomyślał, choć Kiba z Saiem próbowali jakoś jednak uzyskać zaproszenie, bez powodzenia.
Naruto udawał w tym czasie, że skupia się na informacji w książce, ale mimowolnie wyłapywał wszystkie zdania, które między nimi padły. I miał nadzieję, że nikt nie zauważył jego zmarszczonych brwi, czy też rozproszonego wzroku. Nic nie mógł poradzić na to, że myśli odbiegały od nauki, a błądziły na znajomych Sasuke. Na jego dziewczynie, która miała urodziny. Czy się dobrze bawili? Całowali po kątach? Pili do omdlenia? Naruto mógł się tylko domyślać, co się tam teraz działo.
Ale nie odważył się spojrzeć, pomimo wychwycenia głośnych basów muzyki i okolicznych świateł od lampek. Nawet na chodniku napotkał konfetti, aczkolwiek nie przystanął, a po prostu przeszedł dalej. Czuje, że stresuje się z każdym krokiem, niemniej po zaledwie dwóch minutach, ponownie otacza go cisza i ciemność.
Nie trwa długo, gdy w końcu znajduje się w swoim sąsiedztwie, o czym informuje go pies sąsiada. Zalewa go ulga, bo to oznacza, że nigdzie nie zbłądził i dzieli go niewiele od własnego domu. Co prawda radość jest ulotna, Naturo zastyga bowiem przed furtką i odwraca się, zauważając kątem oka niewielką iskrę żarzącego się papierosa. Mruży oczy, próbując po przeciwnej stronie ulicy dostrzec wyraźniejsze kontury. I tak, widzi go. Chłopak niedbale siedzi na betonowych stopniach, prowadzących do domu.
Pali w mroku nocy, beznamiętnie patrząc na Naruto. Blondyn drży, rozumując, że musiał go obserwować od dłuższego czasu. I może nie powinien, bo waha się przez ułamek sekundy, ale potem faktycznie kieruje niezdecydowane kroki do bruneta. Lampa jest od nich oddalona o kilka metrów, więc nie oświetla ich zbyt mocno. Twarz Sasuke jest widoczna bardziej przez papierosa, a raczej — jak wyczuwa po zapachu Naruto — przez jointa. A potem Naruto robi krok w tył, z szokiem zauważając krew na chodniku i na dłoniach chłopaka. Robi mu się niedobrze.
— Przestraszony? — pyta prześmiewczo Sasuke, choć twarz ma chłodną, a spojrzenie twarde.
— Czy ty... znowu się z kimś biłeś? — duka Naruto, nie wiedząc o co ma tak naprawdę zapytać i zrobić. Czy Sasuke w ogóle chce, żeby tutaj stał? Żeby wypytywał go o to, co się wydarzyło?
— Uderzyłem w lustro — prycha obojętnie drugi chłopak. — To tylko draśnięcie. Zawsze mogło być gorzej. — Uśmiecha się, chociaż temu uśmiechowi daleko do rozbawienia. Naruto czuje się niczym w amoku, patrząc na wciąż, skapującą po knykciach, posokę. To niemal makabryczny widok, szczególnie podczas otaczającej ich zewsząd ciemności.
— Chcesz? — nagle pyta Sasuke, wskazując na jointa. — To cię rozluźni.
— Ja nie... — zaczyna Naruto, przystępując z nogi na nogę i mocniej ściskając teczkę. Ale Sasuke nie wydaje się przejmować jego niezdecydowaniem czy obawami. Śmiało nakazuje:
— Chodź.
Naruto już się nie opiera. Szorstki, choć cichy głos Sasuke ma siłę przebicia. Blondyn więc prawie że mechanicznie nachyla się do bruneta i ku swojemu zaskoczeniu, ten chwyta go za podbródek, po czym przysuwa jeszcze bliżej. Dym przelatuje z ust do ust i, nim Naruto orientuje się, napotyka język, który śmiało wkracza do środka. Sasuke wolno zaczyna go pożerać, przygryzając wargi i ssąc język. Ślina, dym i smak alkoholu odurzają Naruto przez co jęczy i mocniej zaciska powieki. Potem jednak, z głosem rozsądku, odsuwa się na kilka milimetrów.
— Nie powinniśmy — sapie. — Ktoś może zobaczyć.
Tym razem wie, że naprawdę to może się wydarzyć. Już miał przykład Shikamaru, który ośmielił się z nim podzielić tym, czego był pomiędzy nimi świadkiem. Naruto nigdy nie sądził, że naprawdę ktoś go zobaczy, jak robi loda. Cóż... nie był z tego wcale dumny, choć teraz ponownie adrenalina sprawia, że zapiera mu dech w piersiach na sam ten pomysł. Być może jest bardziej zdewastowany niż sam o sobie myślał.
— I? Wstydzisz się? — kpi Sasuke, przekrzywiając głowę. Nadal mocno przytrzymuje go za podbródek i znowu dmucha, tym razem tylko dymem owiewając mokre wargi Naruto.
— Nie — zaprzecza natychmiast. — Powinieneś wiedzieć, że nie. Już cię ssałem, prawda?
Znowu to robi, znowu nie panuje nad własnymi słowami, które bezwstydnie się z niego wydobywają. Nie wie co Sasuke z nim robi, ale to chyba nic dobrego. Szczególnie, że tak łatwo wszystko to może odwrócić się przeciwko niemu. Ale może dlatego to podnieca go jeszcze bardziej? Ta władza Sasuke nad nim.
— Urocze — kwituje Sasuke, choć słychać w tonie dziwne zadowolenie. Niestety, szybko się ono ulatnia. Twarz tężeje, jakby brunet sobie o czymś niespodziewanie przypomniał. Naruto patrzy na tę zmianę w oszołomieniu, a potem czuje jak Sasuke puszcza go. — Możesz już iść, nie będziemy się pieprzyć. Ostatnio mój kutas — szydzi ostro przez zęby, wyrzucając niedopałek i ściskając pięści — ma pewne braki. Nie sądzę, żeby mógł cię wystarczająco usatysfakcjonować, więc spierdalaj.
Naruto nie sądził, że Sasuke powie coś takiego. Że wyzna mu to, co zapewne sprawiło, że był w takim stanie. I rozumie, dlaczego było w nim tyle gniewu. Tyle nienawiści do samego siebie. Naruto, o dziwo, tym bardziej nie zamierzał teraz spierdalać. Właściwie nie chciał opuszczać takiego Sasuke. Nie wiedział także, czy może piłkarza zostawić, nie mając go na sumieniu.
— Nie obchodzi mnie to — oznajmia Naruto i śmiało rzuca teczkę na ziemię, po czym chwyta Sasuke za szyję, by móc usiąść mu na kolanach. Przypuszcza w panice, że ten go zrzuci, ale Sasuke zamiast tego odruchowo chwyta go za biodra. Nie oponuje, wręcz przeciwnie — jego poranione knykcie wdzierają się pod bluzę i koszulkę. Zapewne tworzą przy tym krwawe ślady, ale Naruto wcale to nie niepokoi. — Miękki czy nie, twój kutas jest duży.
Naruto ku podkreśleniu przesuwa lewą dłoń po szwie jeansów Uchihy i gładzi wypukłość, która faktycznie jedynie delikatnie się unosi. Mimo wszystko i tak go to podnieca, choćby Sasuke cały czas był niezdolny do stwardnienia. I tak chciał go ssać. I właśnie to szepnął na głos, zaskakując tym siebie oraz samego Uchihę. A potem słyszy mocne, wyraźne przekleństwo:
— Kurwa.
Sasuke podnosi go.
— Masz szczęście, że mam pusty dom — warczy Uchiha, co Naruto podnieca jeszcze bardziej. — Bo to, co ci zrobię, na pewno nie spodobałoby się mojej matce. Albo kto wie? Może by do nas dołączyła?
— Jesteś obrzydliwy — wyznaje Naruto, mocniej oplatając nogi wokół jego talii, kiedy Sasuke zręcznie otwiera drzwi, a następnie przekracza próg.
— Lubisz to. — Sasuke bezczelnie przygryza jego płatek ucha, ale tak mocno, że ból promieniuje do pachwiny Naruto. I tak, zdecydowanie, cholernie to lubi. Boże, Sasuke robi mu sieczkę z mózgu. Jego zapach potu, jego ciemne oczy i mocne dłonie — Naruto naprawdę nie wie jakim cudem może mieć to wszystko i nadal oddychać. Jest odurzony i kurewsko przejebany. To nie może się dobrze skończyć, prawda? Życie go przecież nienawidzi. Świat go nienawidzi, ale w tych ramionach chociaż na chwilę może zapomnieć o tym, co jest na zewnątrz. O tym, że Sasuke należy do kogoś innego.
I tak łatwo zapomina.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top