7.

Jestem tak podekscytowana i tym jak rzeczy powoli się dzieją i Waszymi komentarzami! <3 Jak pewnie się domyślacie to nie będzie lekka historyjka, będzie duuużo się działo :D Biedni chłopcy... jeszcze tyle przed nimi...

— Postawcie to tutaj.

Sakura szósty raz każe im przenosić cholerną kanapę w inne miejsce. Sasuke krzywi się, a Kabuto klnie pod nosem. Naprawdę mają dość bycia chłopcami na posyłki, szczególnie, że dziewczyny właśnie dmuchają pieprzone balony, czy krzątają się w kuchni, gotując. Mimo że impreza jest dopiero jutro, to Sakura musi mieć wszystko pod kontrolą już dzisiaj. Nigdy nie lubi szykować przyjęć na ostatnią chwilę. Woli przemyśleć sobie każdą rzecz, nawet ustawienie cholernej kanapy.

— Nie wściekaj się, misiu — mówi do niego, gdy w końcu jest zadowolona z efektu. Chciała mieć imitację parkietu w salonie, więc stół z meblami przysunęli do ściany. Cmoka go przy tym w polik, a potem wycofuje się do kuchni.

Kabuto unosi na niego wymownie brew.

— Widzę w twoich oczach tę samą rozpacz, stary... znaczy, misiu — kpi, a Sasuke mrozi go spojrzeniem. Ale jednocześnie nic nie mówi, by w odwecie dopiec Kabuto, ten zbyt dobrze wie, że Sasuke ma naprawdę dość. Nienawidzi, gdy Sakura nazywa go tymi wszystkimi pieszczotliwymi zwrotami, szczególnie, że głównie robi to przy swoich koleżankach. By pokazać jacy są, kurwa, zakochani.

— Ann, jak sądzisz, która z tych? Turkusowa czy liliowa sukienka? — Głos Sakury wyłapują z oddali. Zapewne przeszła przez kuchnie i od drugiej strony weszła wraz z Ann do następnego pomieszczenia, a konkretnie pokoju, by poradzić się odnośnie ubioru. Ściany w domu Haruno są cienkie, więc wystarczy, że nie zamkną drzwi, a słowa są wyraźne w salonie. Nie, żeby ich interesowało, o czym konkretnie rozmawiają. A tym bardziej o wyborze ciuchów na jutro.

— Co ty ubierasz? — Mimo to pyta Kabuto, siadając obok niego na kanapie, którą jeszcze chwilę przenosili z kąta w kąt. — Musisz być dopasowany kolorystycznie, żebyś przypadkiem nie popełnił modowej wtopy.

— Zamknij się, Kabuto — oświadcza zimno Sasuke. Kabuto podaje mu zapalniczkę, a Sasuke przyjmuje ją odruchowo, zapalając swojego szluga. Tak naprawdę często nie pali, ze względu na piłkę nożną, ale od czasu do czasu mu się zdarza. Niekiedy częściej niż rzadziej, a tym bardziej będąc zirytowanym.

Kiedy już ma w ustach fajkę, oddaje zapaliczkę drugiemu chłopakowi. Ten chowa ją zręcznie do kieszeni. Przez chwilę wciągają nikotynę w płuca bez słów, ale zdecydowanie z porozumieniem. Patrzą przy tym na stos balonów, który rośnie z każdą chwilą. Jedna z dziewczyn za pomocą pompki nadmuchuje je helem. Wydaje się być lekko zestresowana, co widać przez jej wyraźne speszenie na twarzy, czy sztywną postawę. Mimo że jest to zapewne ich wina i tak nie spuszczają jej z oczu. I nie tęsknią, gdy dziewczyna kończy robotę i również znika w pośpiechu za drzwiami. Dołącza do reszty chichoczących lasek.

Gdy zostają sami, Kabuto konspiracyjnie się do niego nachyla.

— Ta nowa koleżanka Sakury... — zaczyna beznamiętnie, mrużąc przy tym powieki — naprawdę ma chłopaka?

— Tak — mówi, wydmuchując dym. — Dlaczego pytasz?

— Ślini się, gdy tylko przechodzisz obok — wyjaśnia. — Więc niekoniecznie uważałbym ją za odpowiednią przyjaciółkę.

— To nie moja sprawa — wzrusza ramionami, odpowiadając. — Ale faktycznie, suka jest irytująca.

— Uważaj na nią — ostrzega go Kabuto. — Jutro zjawi się jej chłopak i to skutecznie może zakłócić imprezę. A wiemy, jak lubujesz się ostatnio w bójkach, kto wie, czy to gówno jej nie kręci. Takie laski mogą być w chuj popierdolone.

— Nie będę się bił z jakimś randomowym gościem — odpowiada Sasuke spokojnie. — Najwyżej powiem mu, żeby zacieśnił smycz.

Kabuto otwarcie śmieje się na te słowa. Kącik Sasuke również drga ku górze. Obaj wiedzą, że właśnie tak rozpoczynają wszystkie bójki. Wystarczy dolać oliwy do ognia, a rozróba tworzy się sama. Chociaż w rzeczywistości Sasuke na chwilę obecną nie myśli o jutrzejszej imprezie, czy jakiejś Ann. Myśli zamiast tego o swojej dziewczynie. Jak bardzo mu ufa, by pozwalać na posyłanie gorących spojrzeń koleżanek w jego stronę.

Myśli też o blondynie, z którym się dzisiaj wysadził. Najgorsze jest to, że nie ma wyrzutów sumienia. Nigdy nie ma, jest satysfakcja i nikła złość, która jednak nie odchodzi całkowicie. Zrobi to znowu. Wie to.

Nagle się śmieje. Cicho, sucho. Kabuto nie reaguje, bo obaj często są tak samo popieprzeni. Nie pyta też z czego wynika rozbawienie Uchihy. A cóż, odpowiedź na pewno by go zaskoczyła. Bo jeszcze kilka lat temu zdrada była dla niego czymś odrażającym.

Zaskakujące, jak rzeczy potrafią się zmieniać, myśli z goryczą.

Niespodziewanie ciszę przerywa dźwięk zgrzytu drzwi. Do środka wchodzi Ino. Nie kieruje się do dziewczyn do kuchni, a natychmiast podchodzi do nich. Całuje Kabuto w policzek na przywitanie, a potem waha się przed Sasuke. Ostatecznie to robi, a nacisk jej ust jest silniejszy niż zwykle. Sasuke ma ochotę się odsunąć, ale Kabuto na pewno by to dostrzegł niepokojąco łatwo. Był spostrzegawczy jak diabli.

— Nie mieliście pomagać? — Prostuje się i śmieje, zakrywając wcześniejszą niezręczność uśmiechem.

— Pomagaliśmy — oświadcza surowo Kabuto. — Ta kanapa nie znalazła się tutaj magicznym sposobem. Miałem ją w dłoniach sześć, pierdolonych razy.

— Urocze — kwituje Ino. Potem rozgląda się. Ostatecznie zerka na wejście do kuchni, skąd słychać najgłośniejsze dźwięki. Cokolwiek robią dziewczyny, na pewno nie tylko przyrządzają przekąski. — Sakura w kuchni?

— Jest z Ann, wybierają kiecki w pokoju — informuje ją Kabuto. Mina Ino opada, w oczach pojawia się iskra czegoś, co może oznaczać lekkie rozczarowanie. Sasuke się jednak temu nie dziwi. Ostatnio Ino właściwie na własne życzenie oddala się od Haruno. Mówił jej, żeby zapomniała i zakończyła temat tego, co było. Najwyraźniej nie wzięła sobie jego rad do serca. I, jakby na znak, też na niego patrzy. Oboje myślą o tym samym, Sasuke jest tego bardziej niż pewny.

— Neji nie przyjdzie?

— To chyba my powinniśmy pytać — zauważa Kabuto, poprawiając okulary, niby niezainteresowany tematem. Aczkolwiek Sasuke zna go zbyt dobrze, by się nabrać. Kabuto to kawał szczwanego lisa. — W końcu to nie nasz chłopak.

— Jego ojciec wrócił — mówi wreszcie Sasuke, litując się nad nią. Gdyby był jednak jeszcze milszy, mógłby powiedzieć, że na pewno nie chciał jej martwić, dlatego nic o tym nie wspomniał. Jednak zwyczajnie mu się nie chce. Poza tym to kłamstwo jest zbyt oczywiste i służyłoby tylko po to, aby pocieszyć. Nie ma więc sensu.

***

Naruto wchodzi do domu, ściąga niedbale trampki, nawet nie siląc się, aby je równo ułożyć. Zamiast tego idzie dalej, w głowie marząc już o prysznicu, po całym tym dniu. Myśli też, że może śmierdzieć, ponieważ naprawdę mocno się pocił, czy to przy Sasuke, czy na zajęciach informatycznych.

Nawet teraz wzdryga się na same wspomnienie. Dawno nie czuł aż takiego skrępowania, miał ochotę zwymiotować, kiedy docinki się tylko nagłaśniały. Chociaż tłumaczył sobie, że to nie pierwszy i ostatni raz. Ma doświadczenie w byciu wytykanym palcami. W poprzedniej szkole też mu tego nie oszczędzano, chociaż z zgoła innych powodów.

Przechodzi przez salon i ma zamiar już skręcić, ale słyszy donośny śmiech. Marszczy brwi, ponieważ nie należy on do matki. Z wahaniem więc wraca się i zagląda speszony do kuchni, aby móc zobaczyć dwie kobiety, rozmawiające przy kawie.

— Hej, kochanie — matka wita się z nim radośnie. Dawno tak nie wyglądała. Jej poliki są zdrowo rumiane, na ustach trwa rzeczywisty uśmiech, chociaż w oczach nadal dostrzega nikłe widmo rozpaczy.

— Cześć — odpowiada, a potem kieruje wzrok na ciemnowłosą kobietą. Przełyka ślinę, widząc te same ostre rysy twarzy i równie przeszywające ciemne oczy, co u syna. — Dzień dobry, pani Uchiha.

Mikoto uśmiecha się, choć ten uśmiech kryje się za filiżanką kawy, gdy podnosi ją, aby wziąć łyk. Potem odkłada porcelanę z powrotem na stole i dopiero wtedy odpowiada:

— Miło cię poznać, Naruto. Ostatnio chyba widzieliśmy się przelotnie, co?

Mikoto ma rację. Poprzednim razem, jak tutaj przyszła z szarlotką, Naruto szybko ulotnił się do swojego pokoju. Puścił jej jedynie nieuważne jedno spojrzenie, nic poza tym. Sądził też, że ona go nie zauważyła, widocznie jednak się pomylił.

— Spotkałam Mikoto w bibliotece — odzywa się Kushina. — Zaczęłyśmy rozmawiać o tutejszej radzie. Mówiłam ci, że pani Uchiha należy do członków Rady Miasta? I właściwie zaproponowała moją kandydaturę, za miesiąc odbywają się nowe lokalne wybory...

Twarz Naruto opada. Przygląda się matce, jej zmarszczkom, włosom upiętym w niesfornego koka. Nie chce jej znowu oglądać w idealnym garniturze, z czerwoną szminką i wyprutym wzrokiem. Nie chce znowu przeżywać tego samego, co wtedy.

— Chcesz się zgłosić? — pyta poważnie, a Mikoto przy tym marszczy brwi, jakby domyślała się niedopowiedzeń pomiędzy nimi. Tylko ktoś całkowicie nieświadomy nie wyczułby, że coś jest nie tak.

Kushina wypycha językiem policzek. Patrzy na Naruto, potem posyła spojrzenie do kobiety, by zaraz znowu skupić na nim uwagę.

— Zastanawiam się nad tym. Zresztą to tylko lokalna rada — bagatelizuje, wzruszywszy ramionami. Chociaż jej oczy mówią co innego.

— Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł — nie wytrzymuje, ostro wypowiadając swoje zdanie. Naprawdę tak uważa. Tak się przecież wszystko zaczyna, od nowa i od nowa. Może to być lokalna rada, ale nawet w lokalnej radzie znajdą się jakieś dupki, które awansują, albo będą chciały ją awansować. Które znowu wprowadzą ją do polityki jako posłuszną marionetkę. Jako substytut człowieka.

Idealne. To było jej ulubione, jednocześnie znienawidzone słowo przez Naruto. Wszystko musiało być idealne. Idealny syn, idealny dom, idealne koleżanki. Nawet ich wielki, idealny dom. Naruto odczuwa żółć w gardle, jak sobie pomyśli o tym koszmarze. Nienawidzi tego każdym skrawkiem swojej duszy.

Matka zapewne musi o tym wiedzieć albo się tego domyślać, ponieważ milczy, tak jak on milczy. W tym czasie patrzą na siebie, niemal z wyzwaniem. Wyrywa ich jednak z tej bańki odchrząknięcie. Naruto zaskoczony drga, przypominając sobie o obecności pani Uchiha. To właśnie ona teraz porusza się i przykrywa swoją ręką, drżące knykcie Kushiny. Ku pocieszeniu, choć nie może wiedzieć, w czym dokładnie jest problem. Nie zna ich historii. Pomimo że, Naruto przypuszcza, to tylko kwestia czasu. W końcu każdy się dowie, takie rzeczy nie trwają długo w tajemnicy.

— To była tylko luźna propozycja — wyjaśnia pogodnie. — I nie musimy o tym rozmawiać. Sądziłam po prostu, że udzielanie się i działanie dla miasta jest czymś, co lubisz, ze względu na twojego męża.

Kushina sztywnieje. Ale zaledwie sekundę później stara się powrócić do swojej beztroski, chociaż teraz to jedynie gra. Mikoto zauważa to, sądząc po bruździe na czole. Wydaje się rozmyślać, dlaczego oboje tak reagują. Co jest nie tak?

Naruto nie chce jej oświecać.

— Ostatnio nie utrzymujemy kontaktów z tatą. — Wie, że nie powinien tego mówić, sugerować czegokolwiek. Ale ile jeszcze mogą udawać przed sobą i innymi? Oczywiście, że ojciec dzwoni, jeszcze przedwczoraj Naruto dostał nawet SMS-a od niego, ale tak naprawdę już nie mają ze sobą nic wspólnego. A ojciec dzwoni tylko po to, aby upewnić się, że niczego nie powiedzieli. Sprawdza czy milczą.

Ich życie wygląda żałośnie. Najchętniej uciekłby gdzieś, gdzie nie byłoby żadnych pieprzonych ludzi. Żadnych, którzy mogliby zranić. Ma też ochotę wykrzyczeć w twarz ojcu, by przestał robić to, co robi. By przestał ich dręczyć, ale wie, że tylko pogorszy sytuacje. Ojciec w ogóle ich nie zostawi, będzie naciskał, aż uwierzą, że wszystko, co robi, ma uzasadnienie. To cholerny manipulant, nie bez powodu siedzi na szczeblu.

Naruto ostatecznie wychodzi z kuchni w tej napiętej atmosferze. Stracił poprzedni zapał do gorącego prysznica, aczkolwiek i tak tam się kieruje. Nadal jest lepki i obrzydliwy, nadal chce zmyć, teraz jeszcze bardziej, trudy dnia. Czasami ma wrażenie, że na powierzchni utrzymuje się tylko cudem. W gruncie rzeczy nie ma nikogo, na kim mógłby się oprzeć. Jest sam i tonie. Tak mocno tonie.

W łazience jest chłodno przez okienko, które zostało otwarte. Przeciąg jednak trwa, dopóki nie zamknie drzwi. Naruto wchodzi na krawędź brodzika, po czym zatrzaskuje je, niemal się przy tym zabijając. Noga mu się wygina, syczy z bólu, ale staje po chwili prosto, osądzając, że jednak niczego nie złamał. Ani nie zwichnął na jego oko. Ból bowiem doświadcza jedynie na krótki moment, potem nie ma nic. Nawet wszystkie niewygodne emocje z nim odchodzą.

Chlopak pusto patrzy na kafelki. Może minutę, może dwie. Nie ma to znaczenia, ostatecznie wolno rozbiera z siebie ubrania. Na biodrze widzi zaczerwienienie, które ma kształt palców. Naruto odruchowo bada to własnymi opuszkami. Naciska mocno, by zaczerwienie nie odeszło całkowicie. Dopiero potem wkracza do brodzika, zamyka kabinę i wreszcie puszcza ciepłą wodę. Właściwie wrzątek, który parzy jego ciało.

To jest dobre, bo na sekundę każda myśl odchodzi. Jego głowa staje się pusta i to dość upajające, niemal tak satysfakcjonujące, jak kiedy Sasuke go dotykał. Nie myślał wtedy o niczym innym niż o przyjemności.

Może to właśnie to, co potrzebuje, by jakoś funkcjonować. Tyle że bycie czyimś przedmiotem nie jest i nie powinno być w porządku. Naruto nie żyje w iluzji, ponownie będzie używany niczym zabawka. Ale to i tak więcej, niż mógłby prosić. Dla nikogo nie jest wystarczający, więc nie sądzi, by miał prawo wierzyć, że jest warty lepszego traktowania. Przyjmuje rzeczy takimi jakie są. A przeszłość pokazała, że ludzie nie przejmują się jego uczuciami. Jest tylko kimś, ładną twarzą, w tłoku innych.

I dzisiaj zaryzykował wszystko, gdy pozwolił Sasuke go dotknąć. Ale te ryzyko wstydu, kolejnej kompromitacji okazało się warte poświęcenia. Nadal się boi, ale pragnie tego i nie warto wmawiać sobie, że tak nie jest. Jeśli Sasuke zechce go raz jeszcze dotknąć, pozwoli na to.

***

Pod wieczór ogląda serial na laptopie, mimo że jak zwykle powinien się uczyć. To nie tak, że próbował — naprawdę to zrobił. Literatura angielska nie jest jego ulubionym przedmiotem, a on ma spore braki. Tym bardziej nudzi się, czytając o renesansie i jego ówczesnych twórcach. Jego notatki urywają się brutalnie w połowie, kiedy wreszcie odpuszcza.

Nie potrafi się jednak nawet całkowicie skupić na serialu. Włączył Dom z papieru, ale, szczerze mówiąc, nudzi się na nim. Nie rozumie wysokich ocen krytyków czy widzów — nie bardzo go interesują te wszystkie wątki.

Wzdycha, a potem odłącza słuchawki i zatrzaskuje laptopa. Wstaje, rozciągając kości. Nakłada bluzę, bo na dworze robi się chłodniej.

Ma ochotę pojeździć rowerem.

Nie spotyka tym razem Kushiny po drodze, więc zapewne jest u siebie w pokoju. To sprawia mu ulgę, ponieważ po popołudniowej sprzeczce nie zamierza się z nią jeszcze raz konfrontować. Na razie woli, żeby się unikali.

Wychodzi, sprawnie przechodzi na tyły domu, aż do garażu, skąd zabiera swój zużyty, czarny rower. Wsiada na siodełko i zaczyna jechać, nie mając określonego celu. A przynajmniej tak sobie wmawia.

Wczoraj nie spotkał Sasuke, więc jaka jest szansa, że dzisiaj biega? Prawdopodobnie żadna, ale Naruto nic nie może poradzić na iskrę nadziei. Chciałby go spotkać, mimo że nie ma pojęcia, co by zrobił, gdyby faktycznie gdzieś dostrzegł ciemną sylwetkę. Znowu go będzie śledził? Sasuke mógłby już nie wytrzymać i naprawdę go spławić, albo zrobić z niego pośmiewisko, czy to na forum miasta, czy samej szkoły.

W każdym bądź razie, robi jedno okrążenie wokół ich osiedla, a potem kolejne. Czuje wiatr we włosach, ból w udach, ale jest to orzeźwiające uczucie. Nie spotyka też zbyt wiele osób, o siódmej wieczorem jest tutaj tak, jakby nikt w okolicy nie mieszkał. To bardziej niż wygodne dla niego, bo nie lubi tłumów oraz nadmiernej uwagi.

Odruchowo skręca na pomost, chociaż już nie szuka Sasuke. Nawet nie rozgląda się na boki i właściwie to dlatego popełnia błąd. Hamuje gwałtownie, nagle zauważając przy barierkach chłopaka. Ma narzucony kaptur na głowę, ale Naruto zna tę sylwetkę i wie, z kim ma do czynienia. Sasuke też musi słyszeć nagłe hamowanie, czy dźwięk uderzenia roweru o chodnik, gdy z niego zsiada, ale nie odwraca się.

Może wie, że to on, a może nie obchodzi go kto to.

Nerwowo podchodzi do stalowych prętów. Nie tak, by naruszać przestrzeń Sasuke, po prostu o krok od niego. Też wychyla się, by popatrzeć na wodę, która odbija szereg gwiazd na tafli oraz szare, gęste chmury. Nie widać przez nie księżyca, tylko jego niknący w wodzie skrawek. Właściwie to jeszcze nie jest aż tak ciemno. Raczej ponuro, dopiero za godzinę powinna zalać ich odurzająca czerń.

— Czy myślałeś kiedy nad skokiem?

To pytanie go zaskakuje. Nie spodziewał się, że Sasuke się do niego odezwie, a szczególnie tak cichym, szorstkim głosem. Nie słuchać w nim rozpaczy ani czegokolwiek innego, niż chłodu. Stalowe nuty mrożą Naruto. Sasuke brzmi jakby naprawdę był zainteresowany odpowiedzią.

— Skokiem? — powtarza zmieszany, nerwowo oblizując usta. Karci się jednak zaraz potem, ponieważ są na zewnątrz i tak łatwo w ten sposób o opryszczkę. Nie chce zaś wyglądać jak trędowaty, szczególnie przy Sasuke. — Jak do wody?

— Po prostu skokiem. — Sasuke wzrusza ramionami. I chyba Naruto go rozumie, nie mówi o tym moście. Mówi o czymś więcej. O czymś znacznie gorszym.

— Czasami — przyznaje Naruto cicho, jakby bał się to przyznać. W istocie myśli o tym ciągle, chciałby zniknąć z tego miejsca, chciałby móc odejść tak po prostu, w zapomnieniu. Ale jest też tchórzem i... i nigdy nie zrobiłby tego swojej mamie. — Ale to chyba samolubne.

— Tak — potakuje Sasuke, zaciskając dłonie na barierce. Naruto widzi jego knykcie, niezdrowo białe. Najchętniej by go przed tym powstrzymał, bo to musi boleć. Ale nie porusza się, nie ma bowiem prawa tego robić. — Rzeczywiście jest samolubne.

Sasuke nagle odwraca się do niego i robi krok, tak, że nie są od siebie aż tak oddaleni, jedynie na wyciągnięcie ręki. Naruto więc może śmiało ujrzeć twarz pod kapturem. To jednak, co najbardziej przykuwa jego uwagę, to oczy. Marszczy brwi, ponieważ wydają się być jakieś inne, źrenice mocno rozszerzone. Tak mocno, że zalewają czerń tęczówki.

Jest na haju — osądza w szoku Naruto. Kilka razy widział efekt u Gaary. Nie jest dobrze zaznajomiony z narkotykami, ale słyszał to i owo. Być może negatywne myśli Sasuke są właśnie tego przyczyną.

Naruto uświadamia sobie, że nie może go tutaj zostawić samego.

Sasuke nagle prycha, jego usta wyginają się w kpiący uśmiech, dłoń chwyta Naruto za szyję, przyciągając do siebie. Dyszą sobie w usta, palce Sasuke mkną po jego szczęce, a potem muskają usta.

— Uspokój się — mówi mu Sasuke. — Nie zamierzałem skakać. Jestem tutaj, żeby odetchnąć, nic poza tym.

Naruto marszczy brwi, zastygając. Opuszki suną po jego ustach, a ciemne oczy Sasuke obserwują własne poczynania. Maluje się w nich pożądanie.

— Chcesz mi w tym pomóc? — pyta Sasuke, z warg przechodząc spojrzeniem do błękitnych tęczówek Naruto.

— W czym? — Naruto formuje słowa z automatu, nawet właściwie się nad nimi nie zastanawiając. Czuje się niczym w jakimś nierzeczywistym śnie.

— Żebym mógł odetchnąć — oświadcza, po czym dodaje: — Zrób mi loda.

Nie ma w nim wstydu czy skrępowania. To nawet nie rozkaz, tylko stwierdzenie, jakby rozmawiali o pogodzie. Naruto wciąż na niego spogląda rozszerzonymi oczyma.

— Tutaj? — Ma jeszcze bardziej zachrypnięty głos niż wcześniej.

— Nikogo tu nie ma — oświadcza swobodnie, wciąż czekając.

Naruto wie, że to szalone. Ale po dłużących się sekundach cofa się, ręka Sasuke puszcza go, a Naruto opada na kolana. Beton pod jeansami jest zimny i twardy, ale nie o tym myśli, kiedy trzęsącą się ręką sięga do spodni Sasuke. Biegał, więc ma na sobie dresy, wystarczy pociągnąć za sznurek, a potem zsunąć nieznacznie materiał w dół.

Znowu ma na sobie białe bokserki, jak dzisiejszego ranka, chociaż te są ozdabiane czerwonym paskiem. Naruto nie zna się na firmach, szczególnie sportowych, ale przypuszcza, że to znana marka, może nawet sponsor ich drużyny piłkarskiej. W każdym razie Sasuke wygląda w nich gorąco. A kutas odznacza się ładnie, tym bardziej, gdy jest już na wpół twardy.

Naruto nerwowo masuje prącie przez materiał. Sasuke obserwuje go jednak bez żadnego jęku. Blondyn podziwia jego samokontrolę, ponieważ nigdy nie widział nikogo tak spokojnego przy jakichkolwiek czynnościach seksualnych. Tylko oddech ma trochę bardziej słyszalny. I brutalnie wplata palce w kosmyki Naruto, kiedy ten wyciąga w końcu żołądź i bierze od razu do buzi.

Pozwala na to, pozwala, by Sasuke ruchał go w usta. Nie jest w tym nowicjuszem, naprawdę potrafi robić dobrego loda, nie krztusząc się i biorąc go, niczym prawdziwa dziwka. Gaara nauczył go jak zaciskać gardło, by sprawić więcej przyjemności.

— Kurwa — mruczy Sasuke niemal zdumiony tym, jak Naruto jest dobry. — Faktycznie wiesz, jak to robić, co?

Naruto uśmiechnąłby się w odpowiedzi, a tak tylko mocniej zasysa się na końcówce, a potem znów połyka całość, aż jego nos opada na miednice. Wdycha piżmowy zapach Sasuke i mruży powieki. Sam jest cholernie podniecony. Jego dłonie, ku podparciu, błądzą po umięśnionych udach Sasuke, czasami także chwytając za kraniec czarnych spodni. Sasuke nie narzeka, wciąż przeczesując blond kosmyki. Brutalnie, ale w niemal intymnym geście.

Nagle rozbłyskają świata. Z lewej strony przejeżdża auto, Naruto spanikowany chce się oderwać, ale Sasuke przysuwa go bliżej, pchając mocniej biodrami. Samochód na całe szczęście nie zatrzymuje się, jedzie dalej, a Sasuke rozlewa się do jego ust. Naruto prawie się dławi, starając się połknąć wszystko z mięknącym członkiem w środku.

Co najśmieszniejsze, też doszedł. We własne spodnie i jest to cholernie niewygodne i upokarzające. Sasuke chyba jednak nie podziela jego zdania, ponieważ, gdy Naruto wstaje na nogi, dotyka go przez materiał, jakby chciał się upewnić, że zauważył. Jego drgnięcie kącików i ogień w oczach mówią aż nazbyt wiele.

— Więc lubisz to, co? — mruczy. Naruto z sapnięciem jest do niego przyciągany. Dłonie Sasuke mocno chwytają za jego tyłek. Ugniata pośladki, jakby był ich właścicielem. Jakby Naruto należał do niego, a także każdy jego skrawek.

Cholera, Naruto chce, żeby to była prawda. Żeby mógł powiedzieć, że faktycznie jest jego, że może z nim zrobić, co tylko chce.

— Co lubię? — podpytuje Naruto, mimo że wie, o czym dokładnie Sasuke mówi.

— Mojego kutasa — szepcze mu do ucha. Naryto zaciska palce na jego bluzie, żeby się uspokoić. Nigdy nie czuł czegoś takiego... nawet z Gaarą. Mógł tutaj autentycznie zemdleć odurzony wodą kolońską i zapachem potu Sasuke.

— Jest... duży — sapie Naruto, chcąc sprawdzić Sasuke. Jego reakcje. Paznokcie niemal wbijają się w jego tyłek. To boli, tak kurewsko przyjemnie. Czuje, że dziura też mu pulsuje. Wie, że jak tylko wróci, zaszyje się w łóżku i zrobi sobie palcówkę. Nawet nie ma już wyrzutów sumienia, że będzie wyobrażać sobie tego czerwonego, wielkiego kutasa.

— To dobrze, prawda? — Wargi Sasuke niemal stykają się z płatkiem ucha. — Myślę, że lubisz duże rzeczy w swoim tyłku.

— Czasami nie liczy się wielkość, a technika — oświadcza Naruto, odsuwając się delikatnie. Nadal jest trzymany przez Sasuke, ale teraz może zobaczyć jego twarz, a nie tylko poczuć jego miętowy oddech.

Sasuke wygląda na zaintrygowanego, ale nadal ma zadowolony błysk w oczach.

— Kto by pomyślał, że jesteś taki bezwstydny — mruczy Sasuke do niego. — To zasługa twojego byłego?

Naruto nie ukazuje zaskoczenia, chociaż jego serce przyspiesza w panice. Skąd Sasuke wie o jego byłym? A potem przypomina sobie o Instagramie, zapewne powinien usunąć wcześniej te zdjęcia. Zrobił to z kolei za późno, na pewno ktoś z tej szkoły musiał zobaczyć na nich Gaarę, bo wątpił, czy Sasuke sam by go tak uważnie śledził.

— Lubił seks — kwituje tylko Naruto.

— Ja też lubię seks — mówi Sasuke.

Naruto wzrusza ramionami, nie utrzymując już kontaktu wzrokowego. Na pewno Sasuke musi też wyczuwać jego spięcie, ale dłonie bruneta jedynie wznawiają intensywny masaż tyłka. Naruto na to również mu pozwala. Dotyk sprawia, że czuje, że żyje. Że może udawać, że ktoś się nim interesuje i go chce.

— Ale nie jesteś nim — oznajmia Naruto, jakby do siebie.

— Nie jestem — przytakuje chłopak.      

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top