6.
Trochę to trwało, aczkolwiek nie chcę pisać na siłę tego opowiadania, ponieważ bardzo zależy mi, żeby oddać wszystkie emocje i całą historię dokładnie tak, jak sobie to wyobrażam. A w dodatku rozdziały są obszerne, więc to też sprawia, że publikacja trwa znacznie dłużej. To tak w gwoli wyjaśnienia, dlaczego tak późno wstawiam rozdział. BTW, chyba jestem mega z niego zadowolona :) I jestem ciekawa Waszych opinii ^^
Sasuke rozpina rozporek jeansów jednym, sprawnym ruchem. Naruto mu na to pozwala i przełyka ślinę, ponieważ gardło ma nagle niesamowicie suche. Jego mięśnie nadal są napięte, barierki wrzynają mu się w plecy, a dłonie ściskają z całej siły stalowe oparcie, bojąc się, że gdyby nie ono, czekałoby go brzydkie spotkanie z chodnikiem. Najważniejsze jednak jest to, że nie może się doczekać, aż poczuje te długie knykcie na swoim kutasie, albo gdziekolwiek indziej.
Brunet nie waha się, gdy sięga do czarnych bokserek i wyjmuje penisa. Zimny prąd powietrza dmucha na czerwoną główkę, a Naruto drży z sykiem. A potem jęczy, patrząc jak Sasuke wykonuje zręczny ruch ręką. Obciąga go mocno, poruszając ręką w górą i dół. Nie jest to nieprzyjemne uczucie przez ejakulat, który ciurkiem wylatuje i służy za naturalny lubrykant.
— Dobrze? — pyta spod zmrużonych powiek Sasuke, mocniej odchylając koszulkę chłopaka, by mieć lepszy widok na płaski brzuch. Jego twarz nie ma rumieńca w odróżnieniu od Naruto i gdyby nie to lubieżne spojrzenie, Naruto sądziłby, że cała ta sytuacja na niego nie wpływa. A jednak spodnie Sasuke też się odznaczają. Kutas stoi na baczność, na pewno będąc bolesnym. Blondyn podziwia jego samokontrolę. On sam już by go wyciągnął i sprawił sobie ulgę. Te myśli jednak szybko odchodzą, kiedy Sasuke palcem odchyla, a potem puszcza napletek żołędzi. Biodra Uzumakiego napinają się, jakby miał zamiar dojść. A tego nie chce, pragnie jak najdłużej utrzymać to błogie, porażające uczucie. Jest jak brudne zwierzę, które mogłoby zrobić teraz absolutnie wszystko.
Przypomina sobie też pytanie Sasuke i kiwa głową, zaledwie chwilę później odchylając ją z błogością. Sasuke jest blisko niego, tak blisko, że stykają się udami. Musi czuć jak mocno trzęsie się w ekstazie. Naruto też nagle dostrzega, że Sasuke zwinnie odpina własne spodnie. Spycha białe bokserki w dół, wyciągając w całości swojego członka.
I nawet ta część ciała jest bez skazy. Naruto wpatruje się z niezwykłą fascynacją w o wiele większego penisa, który wyginała się w łuk, niezwykle twardy i pulsujący. Żyły prężą się z podniecenia, a główka jest niczym czerwona, dorodna wiśnia. Jądra z kolei wydają się napełnione po brzegi i gotowe do spuszczenia. Naruto myśli o tym, jak by to było się nadziać na tego potwora. Albo zrobić mu loda, osunąć się na kolana, wziąć do ust, może nawet zakrztusić się. Był taki duży...
Cholera, na samą myśl może dojść.
— Podoba ci się? — pyta z ciekawością Sasuke. Jego głos jest ostry i wprawia go w jeszcze większe podniecenie.
Brunet, wiedząc zapewne jakie na nim robi wrażenie, głaszcze się powolnymi ruchami, a następnie przekracza kolejny centymetr i chwyta oba członki w dłonie, ocierając je o siebie. Spogląda na penisy z zadowoleniem, po czym pluje, by jeszcze bardziej nadać poślizg.
Naruto jęczy, ledwo powstrzymując się, by nie być zbyt głośnym. Są na dachu szkoły i jest pewien, że gdyby się odwrócił, nawet stąd mógłby zobaczyć gromadę uczniów. Miał tylko nadzieję, że nikt nie dostrzega ich lubieżnych sylwetek. I nie słyszy tego, co się dzieje. Bo w jego uszach odbija się najmniejszy ruch Sasuke. Szybkie trzepanie, które ma wznieść ich do cholernego piekła.
Dyszą sobie w usta, ponieważ pocałunek wymaga więcej siły, a obaj są tak blisko orgazmu, że jest to niewykonalne. Więc jedynie ich wargi się o siebie ocierają. Sasuke wtenczas kontroluje tempo. Jego twardy fiut ociera się o członek Naruto, momentami również o jego miednicę, a czasami po prostu wdzierając się pod koszulkę. I to wszystko wydaje się takie nierealne, jak dobre porno, które ogląda się w czterech, pustych ścianach. Ale nawet to porno, myśli Naruto, nie dostarczyłoby mu tego, co aktualnie Sasuke.
Ostatecznie dochodzi, drżąc jakby miał padaczkę i pchając tyłkiem, by wydoić więcej. Pot perli mu się na czole, koszulka przylega do pleców. Nogi odmawiają posłuszeństwa, ale nie upada tylko dzięki silnym dłonią Sasuke, który przytrzymuje go pod udami.
— W porządku? — pyta, gdy po kilku sekundach Naruto dochodzi do siebie, a jego spojrzenie robi się bardziej klarowne. Już nie ma przed sobą mgły ani niepokojącej bieli.
Szczerze mówiąc, nie spodziewał się takiego pytania i tym bardziej oczu, które wydają się naprawdę przez ułamek sekundy zamartwione.
— Nie jestem z waty — mruczy, orientując się, że Sasuke ma zabrudzoną bluzę. Też się spuścił, a część spermy opadła na czarny materiał, druga część na brzuch Naruto, który krzywi się z tego powodu. Nie wie jak stąd teraz pójdzie, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Sasuke podsunął mu koszulkę, ale wystarczy ją opuścić, żeby nadawała się do wyrzucenia.
O dziwo, to Sasuke go ratuje. Po prostu nachyla się i przeciera swoją, i tak brudną bluzą, ich wspólny wytrysk. Naruto rzuca mu zdumione spojrzenia, na które Sasuke nonszalancko wzrusza ramionami, już zapinając spodnie.
— Mam w szafce drugą, a i tak są lekcje, więc wątpię, aby ktoś zwrócił na mnie uwagę.
— No tak — szepcze Naruto dość niezręcznie. Przygryza wargę, ale potem czuje palec, który go od tego powstrzymuje. Sasuke zbliża się, muska ustami jego szczękę w niemal intymnym geście, patrząc mu przy tym prosto w oczy. Naruto czuje, że znowu może się osunąć w dół. Kciuk po chwili rozchyla jego wargi i wdziera się do środka.
— Następnym razem mój kutas znajdzie się tutaj, co ty na to? — pytanie jest drażniące i Naruto ma wrażenie, że znowu tli się w nim iskra podniecenia. — Mówiłeś, że nie jesteś z waty, więc to sprawdzimy. Jak dużo wytrzymasz, hmm?
— Możesz się zdziwić — odpowiada Naruto, gdy Sasuke robi krok do tyłu. Ślinę z palca zlizuje samemu. Ich oczy nadal są ze sobą niemal scalone. Sasuke patrzy się na niego tak, jakby chciał go pożreć.
Potem uśmiecha się kącikiem ust i odchodzi, zostawiając go samego. Jeśli Naruto wcześniej uważał, że Sasuke to chodząca zagadka, teraz ma większy mętlik w głowie. I Boże, czuje, że jest na skraju przepaści, to co przed chwilą miało miejsce... cholera, ma wrażenie, że śni. Żałuje tylko, że Sasuke go nie zerżnął. Chciałby go poczuć w sobie.
I wie, że to głupie. Bo przecież nie mieli ze sobą lubrykantu, prezerwatywy czy nawet nie wziął porządnego prysznica, aby wyczyścić się, ale... sama wizja tego, że Sasuke go odwraca i wsuwa bez przygotowania jest tak upajająca, że mógłby zemdleć. Nie pierwszy dzisiaj raz.
W tym momencie oplata go czyste szaleństwo. Słyszy nasilający się szum w uszach i właściwie nie ma pojęcia jak się uspokoić. Nie wie również, czy tego faktycznie pragnie. Czy nie lepiej oddać się temu szaleństwu całkowicie.
***
Sasuke ma szczęście, ponieważ nadal trwają zajęcia, więc nikogo nie spotyka po drodze. Przemyka więc zręcznie po korytarzach, aż znajdzie się przed szafkami, gdzie przebiera się w pośpiechu. Brudną zaś od spermy koszulę wrzuca z niesmakiem do szafki z zamiarem, żeby później ją wziąć do prania.
Jego myśli są w tym momencie spokojne. Od wielu dni napięcie z mięśni znika. Adrenalina opada i czuje się wolny. Tak jakby wreszcie wszystko było w porządku. Chociaż, zdaje sobie sprawę, że ta mydlana bańka długo trwać nie będzie.
Dzwonek kończący lekcję, przywraca poczucie niepokoju. Pierwsze przytłumione głosy dobiegają do jego uszu. Euforia maleje, chaos w głowie przybiera na sile, chociaż to nic z tego, co zwykle miewa.
Jeszcze chwilę bierze długi wdech, opierając czoło o zimną szafkę i dopiero potem odwraca się. Już widzi rzesze uczniów.
W tym momencie chciałby być nieznanym, szarym kujonem, na którego nikt nie zwraca uwagi. W tej rzeczywistości jednak nie ma takiego przywileju i obce spojrzenia od razu na niego padają. Dziewczyny z młodszej klasy chichoczą kilka kroków dalej, jakby był jakimś pieprzonym idolem.
Dostrzega, jak usta formują niemo jego imię, jakby mieli do tego prawo. Jakby go znali. Nic jednak o nim nie wędzą. Wszystko to tylko plotki, plotki i kłamstwa. Nie jest kimś, kogo stworzyli w swoich chorych głowach. Jest kimś znacznie gorszym.
Sasuke nienawidzi uwagi. Miażdży własnymi oczami każdy szmer, chociaż niewiele to daje. Wystarczy przejść ledwie metr, a rozmowy pomiędzy ludźmi znowu rozbrzmiewają tuż za nim. Idzie jednak dalej, nie odwracając się, chociaż ma ochotę wszystkim wykrzyczeć, żeby się, kurwa, zamknęli.
— Gdzie byłeś?
Podnosi wzrok, by zobaczyć Sakurę. Towarzyszy jej Neji, który wraz z nią pojawia się tuż za zakrętem. Oboje dołączają do niego ze zmieszanym wyrazem twarzy. Przypuszcza więc, że to Sakura spotkała Nejiego po drodze i wiedząc, że nie było go z nim, zdziwiła się.
Haruno czeka na odpowiedź, krocząc obok niego, chociaż jednocześnie SMS-uje. Kiedyś by ją skarcił, dzisiaj jednak odpuszcza. Ma dość mówienia non stop tego samego, ma dość upominania. Tak jak nic nie wspomina o ostatnich odwiedzinach Suigetsu, tak i teraz milczy. Co by to dało?
— Musiałem odetchnąć. Pieprzona algebra nie będzie za mną płakać — odpowiada sucho Sasuke. — Chyba, że Smith to zrobiła — prycha dodatkowo.
Neji uśmiecha się.
— Tylko wspomniała, że kwadrans temu była pewna, że cię mijała — wyznaje Hyuuga. — Powiedziałem jej, że chyba ma urojenia i powinna udać się z tym do lekarza.
Kącik ust Sasuke drga. Mógł sobie wyobrazić irytujący grymas Smith. Młoda nauczyciela wyraźnie ich nie trawi. Chociaż Neji często mawia, że w rzeczywistości się w nim podkochuje, stąd tym większa, udawana niechęć. Sasuke może jeszcze dwa lata temu by to sprawdził, ale teraz nie bardzo nachodzi go ochota, aby podjudzać nauczycielkę. Ma większe zmartwienia niż zastanawianie się, czy robi się jej mokro między nogami na jego widok.
— Więc chciałeś odsapnąć? — zagaduje Haruno, w końcu wygaszając ekran telefonu. Kierują się na boisko, ponieważ zaraz mają trening. Neji i Sasuke piłki nożnej, a Haruno cheerleaderski. Co prawda, nie odbywają się dokładnie w tym samym miejscu. Drużyna Sakury ma zwyczaj zbierać się w budynku obok, oni z kolei zajmują boisko. To rozdzielenie wynika tego, aby jedni nie rozpraszali drugich. W dodatku zasada niespotykania się była potwierdzona przez obu trenerów. Sasuke, gdyby go o to zapytać, również się z nimi zgadza. Co by nie mówić, sport traktował poważnie i denerwowało go, gdy jego kumple zamiast na piłce, skupiali się na, o cal za krótkich, spódniczkach.
— Tak — mruczy w odpowiedzi. — Musiałem zapalić.
— Coś cię zdenerwowało? — pyta natychmiast Sakura, chwytając go za ramię i gładząc przez warstwę ubrań, niby w pocieszającym geście. Przez sekundę Sasuke ma ochotę wyszarpnąć rękę, chociaż ostatecznie tego nie robi. Mimo to Sakura musi wyczuwać jego nagłe, wyraźniejsze spięcie. Chociaż zapewne wcale jej to nie dziwi.
— Nic konkretnego — oznajmia ze wzruszeniem ramion. — Po prostu ojciec jednak nie przyjedzie w piątek.
— Twoja mama do ciebie zadzwoniła? — Sakura marszczy brwi w zaniepokojeniu, a Neji także robi ten grymas, który oznacza zbyt wiele. Sasuke dlatego nie patrzy na przyjaciela, mimo że się tego domyśla. Pusty wzrok kieruje przed siebie.
— Tak — potwierdza. I nie jest to całkowicie kłamstwo, faktycznie Mikoto wykonała do niego telefon, by mu przy okazji o tym wspomnieć. Być może rzeczywiście odczuł wtedy nikłe rozczarowanie, być może gniew i frustrację, ale nie było to nic, z czym nie mógłby sobie poradzić. Przyzwyczaił się do braku obecności ojca. Chociaż liczył... liczył, że może jednak go zobaczy.
W ich rodzinie Fugaku był najbliższą osobą Sasuke, ponieważ potrafił najlepiej go zrozumieć, czasami nawet bez słów. A przynajmniej do tej pory Sasuke tak sądził, tyle że od pięciu miesięcy ojciec się do niego nie odezwał, nie przyjechał również wtedy, gdy... najbardziej tego potrzebował. Najgorsze jednak było to, że nie mógł się do końca złościć. Fugaku miał taką pracę, która nie pozwalała na bliskie relacje z rodziną, czasami także bywał odcięty od świata, kiedy podróżował w dalekie kraje.
— Przykro mi — mówi Sakura, po czym całuje go w policzek. — Muszę już iść, zobaczymy się potem, tak?
Daleko w tle Sasuke dostrzega znajome swojej dziewczyny, które z uśmiechem na nią czekają przed wejściem do sali. Sakura macha do nich z radosnym wyrazem twarzy. Jej włosy rozwiewa wiatr, a Sasuke świerzbią palce, aby poprawić je za płatek ucha. Kiedyś by to zrobił, teraz pięść zaciska w kieszeni bluzy.
— Tak, obiecałem przecież pomóc — odpowiada, a ona już idzie.
Zostają sami z Nejim, który od razu kieruje na niego swoje oceniające spojrzenie.
— Dziwnym trafem nie czuję od ciebie papierosów — informuje, mrużąc powieki. — I chyba ta bluza nie jest tą, którą miałeś z rana...
Kącik ust Sasuke znowu drga. Nie powinien się cieszyć, aczkolwiek i tak czuje dziwną ulgę, że chociaż jedna osoba jeszcze potrafi go tak łatwo przejrzeć. Mimo to, nie zamierza mówić z kim był ani po co. Neji nie może wiedzieć o jego winie. O tym, że przed chwilą prawie ruchał się z nowym uczniem. W dodatku z gejem, z którego ostatnio się naśmiewał.
Nie to, żeby Neji był homofobem. Mógłby tak powiedzieć o paczce Sakury, ale nie o swoim przyjacielu. Jeszcze zresztą kilka lat temu zdarzało im się wymienić trochę śliny, gdy byli zbyt podchmieleni. Nigdy o tym nie rozmawiali, bo ostatecznie nie było to istotne. Hormony im wtedy buzowały, a jeszcze nie wiedzieli, jak to jest zaliczyć kogokolwiek, więc edukowali się na samych sobie.
Chociaż Neji nie miał pociągu do chłopców. Traktował to jako zabawę, ale nic poza tym. Sasuke też jakoś zbytnio nie przykładał do tego wagi, dopiero jakieś dwa lata później przez przypadek wyruchał gościa na obozie letnim, odkrywając tym samym, że lubi i jedno, i drugie. Chociaż nigdy się z tym nie obnosił. Wolał, żeby nikt o tym nie wiedział, bo to nie miało w gruncie rzeczy znaczenia. Nie, kiedy i tak z Sakurą pozostał związany. Pięć lat. Mieli za sobą już pięć lat.
— Wydaje ci się — stwierdza Sasuke. Neji po tym oświadczeniu więcej nie naciska, ponieważ dobrze wie, że i tak nie wydusi niczego z Uchihy. Jeśli nie będzie chciał powiedzieć, podpytywanie niczego nie da. Dlatego Hyuuga jedynie marszczy czoło i posyła mu ostatnie, badawcze spojrzenie. Następnie kierują się w prawo, przechodzą przez boisko, by wejść do tego samego budynku, co Sakura wcześniej, ale od drugiej strony, gdzie znajduje się ich szatnia.
Dobywają już stamtąd głosy i śmiechy. Chłopcy przebywający razem w większej ilości są niezwykle głośni, niczym stado bachorów. Trochę się jednak uspokajają, widząc ich dwóch. Sasuke jest ich kapitanem, więc mimo wszystko traktują go z dozą respektu, szczególnie, gdy zaczynają rozgrzewkę. Więc śmiechy giną, gdy wchodzi, a potem spokojnie przebiera się w ciuchy.
— Jak ci poszedł egzamin, Uchiha?
To pierwsze pytanie, które otrzymuje, gdy tylko znowu wychodzi na zewnątrz. Reszta zaczęła już okrążenia wokół boiska, ale Sasuke nachyla się i sznuruje tenisówki, ponieważ właśnie jedna mu się rozwiązała. Hatake Kakashi z założonymi rękoma stoi nad nim. Mimo że na twarzy posiada czarną maskę, taką jaką zwykle nakładają Japończycy, żeby nie musieć wdychać smogu, to wie, że ma strapione lico.
Kakashi nie zawsze zakrywał twarz. Stało się to tuż po wypadku jakieś cztery lata temu. Wypadek samochodowy, po którym została mu oszpecająca blizna. Szkło nieźle poharatało mu prawy polik, co miał przyjemność samemu zobaczyć. Hatake nie ukrywał i nie wstydził się tego, aczkolwiek — jak tłumaczył — często miał zajęcia również z młodszymi i wolał nie narażać dzieci na takie widoki.
— Dobrze — oświadcza Sasuke, wreszcie wstając. — Nie spodziewam się mniej niż A.
W kąciku oczu Hatake dostrzega kurze łapki, więc może się założyć, że starszy mężczyzna się uśmiecha. Niemniej i tak z zadowoleniem kiwa dodatkowo głową. Kakashi od dawna nadzorował jego oceny, szczególnie w angielskim, który wymagał college, do którego chciał aplikować. Kakashi też obiecał mu swoje poparcie. List polecający podobno od dawna czekał na jego biurku, a Sasuke nie marzył o niczym innym niż o tym, aby w końcu uwolnić się z liceum i spełnić swoje cele w karierze sportowej. Chociaż ostatnio wyjątkowo trudno było mu przestawić się na pełne zaangażowanie.
Kakashi to wiedział, dlatego bacznie obserwował jego działania. Także często pytał, czy wszystko w porządku, aczkolwiek nie jawnie, a właśnie w taki sposób, by formować swe podejrzenia mniej dosadnie. Gdyby Sasuke go nie znał, nawet by nie zauważył, że trener ma stale na niego oko.
— Dobra robota, Uchiha — mruczy, po czym lekko klepie go po plecach. — A teraz ruszaj się. Czeka cię jeszcze dziesięć okrążeń.
— Dziesięć? — Sasuke unosi brew w wyrazie niezrozumienia. — Powiedziałeś, że mają zrobić pięć.
— Jesteś kapitanem — przypomina mu rozsądnie Kakashi, a w jego głosie pobrzmiewają prześmiewcze nuty — a dobry kapitan musi dawać przykład drużynie, racja?
Sasuke może by się sprzeczał, ale wie, że nic to nie zmieni. Więc tylko klnie pod nosem i dołącza do reszty. Boisko jest ogromne, to 364 metry, które zawiera jedno okrążenie. Dziesięć okrążeń sprawi, że pot będzie mu się perlił na czole, koszulka przywrze do pleców, a mięśnie będą zaciskać się w bólu, szczególnie, że jak na złość, dzisiaj jest zdecydowanie ciepło. Sasuke nie przejmowałby się tym, gdyby to było tylko bieganie, ale wie, że przez te dwie godziny to będzie jego najmniejszy wysiłek, nim przejdą do prawdziwych ćwiczeń z piłką. Zrywy, przyspieszenia czy podania. Niedługo będą mieli mecz przeciwko drużynie z konkurencyjnej szkoły. Trzy lata temu przegrali, ale Sasuke jeszcze wtedy nie był kapitanem i ma nadzieję, że tym razem zmieni ich passę.
Kakashi też w niego wierzył. I w resztę składu, ponieważ w piłce nożnej nie tylko liczyła się jednostka, ale przede wszystkim praca zespołowa. Sasuke nie mógłby wbić żadnej bramki, gdyby nie inni zawodnicy. Stał na pozycji środkowego napastnika, ale Neji był drugim napastnikiem i on również nie tyle, co dryblował i podawał mu piłkę, by umożliwić czysty strzał, ale także czasami sam ładnie zdobywał bramkę.
W składzie mieli także umiejętnie dobranych czterech pomocników, którzy — o czym ludzie zapominali — mieli również bardzo znaczące zadania. Musieli być bowiem i dobrzy w ataku, i obronie. Obrońcy także byli ważni dla drużyny, tak jak i bramkarz.
Jeszcze do niedawna to Suigetsu stał na jego pozycji. Teraz zastępował go jednak Hunter, blondwłosy laluś, za którym Sasuke nie bardzo przepadał. Sui zwykle nie przepuszczał żadnej bramki, a Hunter niestety tak. Czasami nawet Sasuke myślał, że sam by chyba mniej przepuścił, niż wspomniany bramkarz, gdyby go postawili na te miejsce. Kakashi jednak pozostawał nieustępliwy w zmianie Huntera. Mówił, że musi dać czas chłopakowi, bo jest nowy. Sasuke zaś naprawdę pieprzył to, czy jest nowy, czy nie. Liczył się efekt, a go na chwilę obecną nie było wcale.
W każdym bądź razie, te dwie godziny minęły mu naprawdę szybko. Nim się obejrzał, już z powrotem był w szatni. Pospiesznie wziął prysznic, a potem, biorąc torbę, ruszył do auta. Jak się spodziewał Sakury jeszcze nie było, więc przeglądał sobie Twittera do czasu aż się nie pojawiła.
— Neji z nami nie jedzie? — zaciekawiła się, od razu wchodząc na miejsce obok kierowcy. Sasuke zablokował komórkę, wrzucił swoją własną torbę na tylne siedzenie, po czym w końcu usiadł za kierownicę.
— Jego ojciec wrócił — odpowiada krótko Sasuke.
— Och — mruczy w zmieszaniu Sakura. — Na długo?
Sasuke wzrusza ramionami, jednocześnie sprawnie wyjeżdżając z parkingu.
— Oby nie — kwituje sucho. — Szczerze mówiąc, wolałem nie pytać.
Sakura nerwowo bawi się swoim różowym telefonem, przekładając go z ręki do ręki. Oboje nie lubią poruszać tego tematu, jak wielu innych, równie niewygodnych. Kiedyś częściej rozmawiali, teraz zamiast tego się po prostu rżną. Bo jest to wygodniejsze — dopowiada sobie prześmiewczo Sasuke. Tak łatwo zamieść wszystko pod dywan.
— Ktoś jeszcze się dzisiaj zjawi? — zmienia temat Sasuke, automatycznie skręcając na ulicę. Tyle razy jeździł do domu Sakury, że nawet nie musiałby patrzeć na drogę, by tam dojechać.
Ona nie mieszka w aż tak dużym domu jak on. Nie ma basenu z tyłu ani aż tak zjawiskowego tarasu. Niemniej dom jest ładny, zadbany i uroczy. Takie jakie się widzi w tych wszystkich serialach, gdzie poustawiane są bliźniacze, w jednakowym kolorze białe domki. Tutaj także ogrodzenie stanowi niewielki, schludnie pomalowany bielą płot.
Rodzice Sakury nie są biedni, ale wydają pieniądze rozsądnie, rzadko rozpieszczając jakoś mocno córkę. Nie kupują jej drogich aut ani żadnych innych bezsensownych rzeczy, większość funduszy bowiem oszczędzają na jej studia, co Sakurę wielokrotnie denerwuje.
— Ino też przyjdzie, ale dopiero potem, bo musi siostrę zawieźć do stomatologa — wyznaje Sakura. — Może jeszcze Kabuto, chociaż mówił, że nie jest stuprocentowo pewien. I Ann... z dziewczynami.
— Ann? To ta ruda? — Sasuke zimno zadaje pytanie, a jego szczęka zaciska się, pulsując z tego tępym bólem. — Jakoś wcześniej się z nią nie zadawałaś.
Sakura, co widzi kątem oka, przygryza lśniące błyszczykiem wargi.
— Cóż... — mówi — wcześniej nie wiedziałam, że jej chłopak jest tatuażystą. Powiedziała, że jak dobrze z nim zagada, to w weekend będzie mógł zjawić się na moich urodzinach i zrobić kilka darmowych dziar.
— Świetnie — prycha Sasuke. — Czy twoi rodzice wiedzą...?
— Och, nie mówiłam ci! — Sakura się ożywia z uśmiechem. — Na rocznicę ślubu dałam im karnet na wakacje i właśnie w moje urodziny ich nie będzie. Pozwolili mi zaszaleć bez ograniczeń, byle bym tylko domu z dymem nie puściła. Mama powiedziała, że masz mieć na mnie oko — śmieje się sugestywnie.
Sasuke nic nie odpowiada.
***
Naruto po tym, co się wydarzyło, nie potrafił wrócić na lekcję. Więc po prostu wyszedł ze szkoły i usiadł na ławce, czytając podręcznik od literatury. Nie, żeby cokolwiek zrozumiał. Jego myśli dryfowały bezwolnie w stronę tego, co jeszcze chwilę temu się działo. A jego puls przyspieszał za każdym razem, gdy tylko przypomniał sobie ciemne spojrzenie na sobie.
— Już się dobrze czujesz? Kiba mówił, że nie było z tobą dobrze.
Chociaż usłyszał moment temu dzwonek i widział wychodzących ludzi ze szkoły, nie spodziewał się zobaczyć Hinaty. Teraz jednak stoi przed nim, nerwowo skręcając pasek od torebki w palcach. Przygląda mu się, jakby przypuszczała, że zaraz może zemdleć.
Naruto stara się do niej uśmiechnąć. Udaje mu się to tylko dlatego, że ma w tym wprawę.
— Tak, już jest dobrze — oświadcza.
— Może lepiej pójść z tym do pielęgniarki? — szepcze Hyuuga, a jej poliki stają się lekko różowawe.
— Nie, nie ma potrzeby — natychmiast zaprzecza. — Poza tym mamy tylko jeszcze jedną lekcję, racja? Dam radę.
Po jego słowach zapada niezręczna cisza, która trwa na całe szczęście tylko chwilę, bowiem zaraz do nich podchodzi Shikamaru. Chłopak ziewa, kiedy tylko siada obok Naruto. Wygląda też jakby nie spał całą noc, aczkolwiek Naruto zaczyna pojmować, że Shikamaru po prostu tak ma, że nieważne ile śpi i tak jest zmęczony.
— Zazdroszczę Inuzuce, że ma koniec — mówi Nara, przymykając oczy. Następnie jednak otwiera je, przechyla się trochę w kierunku Naruto, a na jego twarzy pojawia się grymas obrzydzenia. — Nowożytność?
Jego wzrok z książki przynosi się na Naruto, jakby go oceniając.
— Naprawdę to czytałeś? Będziesz miał to dopiero pod koniec roku.
Naruto nerwowo się śmieje, przeczesując swoje włosy. Ma ochotę zapaść się pod ziemię, bo czuje, że Shikamaru wie, iż tak naprawdę otworzył podręcznik na jakiekolwiek stronie i przeczytał zaledwie jedno zdanie, w ogóle go nie rozumiejąc. Po prostu starał się przywrócił umysł na właściwie tory. Tory, gdzie nie było Sasuke Uchihy.
Teraz czuje nie podniecenie, a strach. Boi się, że ktokolwiek będzie wiedział, że ktokolwiek się dowie, o tym, co zrobił. Jakby to wyglądało? Zapewne nazwaliby go dziwką, w dodatku Sasuke miał dziewczynę, więc na pewno oskarżyliby go o zrujnowanie związku. A nowi przyjaciele? Hinata, Choi, Shikamaru czy Kiba... cóż, przypuszczalnie już więcej by się z nim nie zadawali.
Dlatego w panice stara się wymyślić racjonalną odpowiedź. W końcu pod presją decyduje się na treściwe wytłumaczenie.
— Właściwie jeszcze trochę mnie boli brzuch — mówi — więc starałem się skupić na czymkolwiek innym.
— Wiedziałam — wzdycha szeptem Hinata. Jej oczy stają się jeszcze większe, gdy jest zmartwiona, a teraz na taką wygląda. Poza tym przyciska do piersi torebkę, niczym pluszaka. — Powinieneś sobie odpuścić zajęcia, Naruto. Na pewno twoja mama zrozumie.
— Już ostatnio wróciłem wcześniej — przypomina jej. — Moja mama więc nie będzie zachwycona, ale to w porządku. Wytrzymam.
Oboje obserwują go z niepokojem. Naruto nie chce, żeby marnowali na niego swoje współczucie. Szczególnie, że wszystko to, to tylko kłamstwa. A on wysadzał kutasa z Sasuke, myśląc jedynie swoim penisem.
— Okej — wolno przytakuje Nara, a potem dodaje: — Napisz jeszcze Kibie, mówił, że czeka na SMS-a od ciebie.
— Szlag — sapie Naruto, szukając w plecaku telefonu. Faktycznie miał to zrobić, ale wypadło mu z głowy. Ostatecznie wysyła pospiesznie wiadomość, dodając na końcu emotikonę z oczkiem. Pisanie zawsze było dla niego łatwiejsze niż rzeczywista rozmowa. Łatwo było manipulować rozmówcą w ten sposób, bo gdy ktoś wysyłał beztroski uśmieszek na końcu zdania, mózg nie przyjmował, że ta sama osoba w rzeczywistości może właśnie szlochać po drugiej stronie.
— No dobra, czas lecieć — mówi Shikamaru, zerkając na zegarek na ręce. — Za dwie minuty zajęcia.
Cała trójka równo kieruje się z powrotem do budynku szkolnego. Przedzierają się pomiędzy tłumem ludzi, aż w końcu rozdzielają się. Nara ma inne zajęcia niż oni. Mają teraz informatykę, Shikamaru zaś fizykę, dlatego on rusza na drugie piętro, gdy oni zostają na pierwszym.
Lekcja z kolei przebiega nudno. Naruto wsłuchuje się w nużący głos nauczyciela, który po kolei, jakby mówił do dzieci w przedszkolu, instruuje ich w kodowaniu stron. Naruto, szczerze mówiąc, w jednej karcie robi niby to, co mówi mężczyzna, w drugiej jest na Instagramie. Od czasu do czasu zerka na kolegów i koleżanki w sąsiednich stanowiskach, ale na całe szczęście są od siebie sporo oddaleni i nikt nie spogląda w jego kierunku. Dlatego Naruto bezkarnie znowu przegląda zdjęcia Sasuke. Wchodzi także na profil jego dziewczyny, przeglądając zjawiskowe zdjęcia różowowłosej. Na wielu jest również sam Sasuke. W kilku przypadkach nawet bez koszulki. Chociaż zdjęcia zdecydowanie są robione z zaskoczenia, czy to w czyjeś sypialni, czy na balkonie, to jednak nadal wygląda tak, jak gorący model. Naruto nie może uwierzyć, że był tak blisko kogoś takiego. Strzałką myszki obrysowuje mięśnie brzucha. Pamięta jak drgały, gdy chłopak dochodził.
Boże... znowu jest na wpół podniecony.
— Panie Uzumaki, rozumiem, że uwielbia pan doceniać męskie, nagie ciała, ale proszę się skupić na zajęciach, bo za tydzień będzie pan miał z tego egzamin.
Naruto nerwowo zamknął kartę niemal w ułamku sekundy. Wie, że nikt nie mógł zobaczyć, że to był Sasuke — powiększył zdjęcie tak, że tylko klatka piersiowa była widoczna, nie twarz, ale i tak ma wrażenie, że zaraz serce wyskoczy mu z piersi.
— Oczywiście, profesorze — mówi w odpowiedzi, bojąc się nawet spojrzeć na nauczyciela. Ten jednak z zadowoleniem mruczy coś pod nosem, po czym wznawia instruowanie.
Naruto już teraz nie otwiera nowej karty. Po prostu z automatu robi to, co każdy inny uczeń. Jeśli zaś niektórzy jego koledzy z klasy nadal się z niego podśmiewują, udaje, że wcale tego nie słyszy. Stara się też nie spoglądać na Hinatę, nie chce zobaczyć na jej twarzy obrzydzenia. Wie, że to irracjonalne, Hinata znała jego orientację, ale nauczył się, że ludzie potrafili ranić. Ludzie też zawodzili. I ludzie sprawiali, że czasami miało się ochotę umrzeć. Więc obawy są na tyle silne, iż patrzy przed siebie. A na jego ustach wolno formuje się uśmiech. Uśmiecha się bowiem zawsze, bo wtedy ludzie myślą, że nie udało im się go zranić.
Uśmiech mówił też jak przykładoweemotikony, że wszystko jest w porządku. Nawet, kiedy nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top