4.

Cześć, Kochani! <3 Jestem podekscytowana tym rozdziałem, waszymi komentarzami i całą historią, która była w mojej głowie taaak długo! Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu ten rozdział, ponieważ redagowanie długich części jest moją zmorą, ale czego się nie robi dla czytelników :P 

Nadal jest otumaniony. Odtwarza nieustannie wydarzenia sprzed chwili w głowie, próbując zrozumieć, co właściwie się tak naprawdę stało. W międzyczasie mrowienie rozchodzi się po całym jego ciele, a gonitwa myśli nie ustaje. Czuje jednocześnie wiele emocji. Gorycz, wstyd i... iskrę nadziei?

To nie tak, że nie wie, że to wszystko jest po to, aby bardziej go upokorzyć. Na pewno Sasuke Uchiha gra z nim w jakąś chorą grę i pewnie cała szkoła jutro będzie świadoma, że stanął mu kutas na widok szkolnej gwiazdy. Ale umysł Naruto jednocześnie ma to do siebie, że przez sekundę rozważa alternatywę. Wyobraża sobie, jak przejmuje życie Sakury Haruno. Jak staje się drugim najpopularniejszym chłopakiem w szkole i owija sobie wokół palca Sasuke.

To tylko jednak krótkie pragnienie, które jak szybko powstaje, tak upada. Po pierwsze, nie lubi być w epicentrum uwagi. Po drugie, Sasuke Uchiha nie wygląda na kogoś, kim można tak łatwo dyrygować. Właściwie wydaje się, że w tym związku to on przejmuje pałeczkę. Jego słowo jest zawsze tym ostatecznym.

W istocie zazdrość, o czym jest świadomy, wynika z relacji z Gaarą. To jedyna miłość, którą zna i chciałby wiedzieć, jak to jest, gdy ta druga osoba odwzajemnia uczucia, a nie traktuje cię jak worek na spermę. Dlatego może chciałby, żeby ktoś pieprzył go z taką pasją, jak brunet Sakurę tamtej nocy, przypierając do okna.

Nie to, że nie lubił seksu ze swoim byłym. Ani, że pragnął jakiegoś romantyzmu. Właściwie Naruto był daleki od tego i w tamtym czasie brał to, co mógł. Liczył jednak na więcej, a Gaara ostatecznie nic w zamian nie dawał... Naruto może więc odczuwać teraz nutkę zazdrości, gdy widzi obściskujących się ze sobą ludzi. Myśli, że ma do tego prawo.

Poza tym Sasuke Uchiha jest cholernie pociągający. Ma ciało modela, porusza się niczym kocur, a jego mroczne spojrzenie pali wszystkie zakamarki we wnętrzu Naruto. Intryguje blondyna na wszelkie możliwe sposoby. Chociaż chciałby to zmienić, nie potrafi. Nie potrafi niczego nie czuć, kiedy to spojrzenie jest skierowane w jego osobę.

W dodatku Sasuke jest chodzącą zagadką. I przyciąga do siebie niczym magnes.

***

— Wróciłeś szybciej?

Na progu, przy ściąganiu butów, słyszy głos Kushiny. Naruto domyśla się, że jest w kuchni przez zapach smażonego kurczaka, który rozprowadza się po wszystkich pomieszczeniach, docierając nawet do korytarza.

Jakby na znak burczy mu w brzuchu. Przypomina sobie w tej samej chwili, że nie miał szansy zjeść lunchu.

Niepewnie przedziera się przez hol, przechodzi przez salon, a potem zagląda do kuchni. Kushina faktycznie podsmaża mięso na patelni. Zerka na niego z zaciekawieniem.

— Tak, miałem drobny wypadek — mówi, wskazując na mokrą i jeszcze zabrudzoną bluzę, którą ma na siebie zarzuconą. Szczerze mówiąc, nie miał ochoty nakładać wilgotnego i śmierdzącego ubrania, ale musiał zapewnić sobie lepsze alibi. — Strąciłem wodę ze spaghetti, które sobie kupiłem.

Kushina nie musi wiedzieć, że po pierwsze nie miał szans niczego jeszcze sobie kupić, a po drugie, że to nie on coś na siebie strącił, a raczej oberwał w ramach Hinaty. Liceum Konoha, myśli, to piekielne miejsce.

— Nie chciałem tak iść na resztę lekcji — kontynuuje. — Możesz zadzwonić do dyrektorki i poinformować ją o mojej nieobecności?

Kushina kiwa głową, patrząc na niego od stóp do głów. Wydaje się być rozbawiona całym incydentem, więc Naruto też udaje, że go to śmieszy. W duchu jednak jest daleki od rozbawienia, szczególnie jak sobie przypomni spojrzenia wszystkich w stołówce. Patrzyli się na niego, jakby był jakąś pieprzoną atrakcją.

— Zawsze byłeś nieporadny — mruczy do siebie z uśmiechem na ustach, zabierając się do krojenia sałatki. — I jasne, załatwię to. Tylko idź się przebierz, a najlepiej wejdź pod prysznic. Ta tacka musiała nieźle zawirować, bo masz sos nawet we włosach.

Szlag.

Chyba jednak nie do końca udało mu się wyczyścić twarzy oraz kosmyków. Chociaż winę za to w zupełności ponosi Sasuke, który rozproszył go swoją obecnością. Naruto, po tym incydencie z brunetem, stał się zbyt roztrzęsiony, by chociaż spojrzeć na siebie w lustrze. Po prostu pragnął stamtąd uciec i to jak najszybciej.

Na moment obawia się, że matka nabierze podejrzliwości, aczkolwiek skupiona jest już na warzywach. Kroi na równe kawałki ogórka, a jej spojrzenie ani na sekundę stamtąd nie odchodzi. Ostry nóż precyzyjnie uderza w drewnianą deskę do krojenia.

— Pewnie jesteś głodny, skoro twoje śniadanie wylądowało na tobie — zauważa. — Postaram się podać obiad szybciej.

— Okej — odpowiada, już wychodząc z kuchni.

Wchodzi po trzeszczących schodach na górę, a potem kieruje się do swojego pokoju. Plecak rzuca w kąt. W międzyczasie słyszy dźwięk powiadomienia telefonu i czuje wibracje w kieszeni spodni. Wyciąga swoją Nokię. Nie dziwi się, widząc SMS-a od Hinaty.

Gdzie jesteś? — pyta dziewczyna.

Wróciłem do domu. Sos jednak nie był tak łatwy do zmycia — odpisuje.

Hinata pewnie czuje się winna wszystkiemu. Szczególnie, że naciskała na pomoc, gdy rozstali się przed męską łazienką. Naruto jednak uparcie twierdził, że wszystko w porządku i sobie poradzi samemu. Nie wiedział jednak, że jeszcze spotka Sasuke. To go całkowicie wybiło z rytmu.

Sprawdzimy to? — przypomina sobie jego wibrujący ton, który ociekał szyderstwem. Twarz jednak pozostawała wtedy zupełnie beznamiętna, oczy cholernie ciemne i tak okrutnie zimne. Dotyk jednak palił.

Na pewno nie spodziewał się, że Sasuke Uchiha szturchnie z taką pewnością siebie jego penisa. To było zaledwie potarcie i to przez grubą warstwę jeansów, aczkolwiek na niego i tak wpłynęło. Naruto mimowolnie zastanawia się, co by było, gdyby nie miał na sobie nic. Jakby to było czuć te mocne palce, sunące w całości po jego członku?

Sfrustrowany opiera się o komodę i przymyka oczy. Jest zły na siebie i swój umysł. To wszystko jest takie głupie. Jak może kogoś pragnąć, wiedząc, że jest takim dupkiem?

***

Pod wieczór próbuje się uczyć. Wszystkie książki leżą porozrzucane na biurku, zeszyt ma otworzony, a długopis trzyma w prawej ręce. Przekłada strony podręcznika, aczkolwiek jeszcze nie notuje. Jutro prawdopodobnie będzie miał niezapowiedziane odpytywanie z fizyki. Hinata wspomniała, że lepiej, aby się przygotował jeszcze kilka dni temu. Teraz jednak naprawdę żałuje, że go o tym powiadomiła. Po pierwsze, stresuje się na samą myśl, że to jego nauczyciel miałby wybrać do tablicy. Po drugie, ma wrażenie, że w jego poprzedniej szkole poziom był znacznie niższy. Chociaż czuł się dobrze z fizyką i lubił ją na tyle, aby właśnie ją wyznaczyć jako swój dodatkowy przedmiot, tak aktualnie nie jest pewien żadnego z dokonanych przez siebie wyborów. Czuje się jak idiota, szczególnie że nadal nie może się skupić.

Z domu naprzeciwka dobywa donośna muzyka. Teoretycznie Naruto powinien domknąć okno, aby jej nie słyszeć, ale jakoś nie ma ochoty tego robić. Od czasu do czasu tylko zadziera podbródek i zerka na sąsiadów, starając się dostrzec jakieś sylwetki. Powoli robi się szarawo na dworze, ale pomimo tego na pewno dojrzałby kogokolwiek, gdyby faktycznie jakieś osoby zdecydowały się kroczyć do frontowych drzwi. Nie wie jedynie co się dzieje za budynkiem, ponieważ tyły odgradzają wysokie, równo przystrzyżone krzewy.

To nie tak, że jest jakaś gruba impreza. Naruto nikogo innego poza dwoma obcymi facetami nie widział w okolicy. Przypuszcza więc, że jeden z lokatorów po prostu lubi wieżę pogłaśniać na pełną moc. Rodzice Sasuke z kolei nie wydają się mieć z tym problemu. A może ich po prostu nie ma.

Nagle Naruto drętwieje, widząc wysokiego bruneta, który po schodkach schodzi w dół, a potem wkłada do uszu słuchawki Bluetooth. Ma na sobie cienką, czarną bluzkę z krótkim rękawkiem i dresowe spodnie. Na nogach zaś sportowe, zapewne w cholerę drogie, markowe buty.

Zaczyna biec.

Naruto nagle odkłada długopis, zatrzaskuje podręcznik i wychodzi z pokoju. Na szybko nakłada jakąś bluzę, bo zapewne już jest chłodniej na dworze, po czym kieruje się na zewnątrz.

Szczerze mówiąc, nie ma pojęcia co robi, wiążąc buty. Być może naprawdę zwariował, ale aktualnie żadne racjonalnie myśli nie przebiegają mu przez głowę. Po prostu słyszy szum adrenaliny.

— Gdzie idziesz? — zdumiona Kushina wychyla się z salonu. Marszczy brwi, trzymając talerz z kanapkami. Zawsze wieczorem je kolacje przy brazylijskich telenowelach, czasami przy nich również zasypiając.

— Ja... um. Na przejażdżkę? — mruczy zmieszany Naruto, nerwowo przeczesując palcami blond kosmyki. Już jest wyprostowany i gotowy do wyjścia.

Na całe szczęście nie ma jeszcze siódmej, więc Kushina nie może powiedzieć, że jest na to za późno. Dlatego teraz przez dłuższy czas milczy, dopiero potem wolno potakując głową.

— Nie wracaj zbyt późno — komentuje tylko cicho, wycofując się z powrotem do pomieszczenia. Naruto widzi jednak, że grymas zaniepokojenia nadal utrzymuje się na jej twarzy, nawet gdy odchodzi. Trochę ściska go przy tym serce, ponieważ relacja z mamą jest znacznie gorsza niż lata temu i oboje o tym wiedzą. Czasami po prostu ani jedno, ani drugie nie ma odwagi, by dalej wypytywać, nawet gdy wie, że coś jest nie tak.

I właśnie dlatego, jest pewien, Kushina odpuszcza.

Naruto niemal wybiega z domu, po tej uwadze, a następnie idzie do garażu. Omija samochód, po czym wyciąga rower. Zaczyna jechać po ścieżce, już po chwili zjeżdżając na jezdnię. Wie, w którą stronę biegł Sasuke, i właśnie dlatego samemu też się w tamtym kierunku wybiera.

Nie mija długo, aż widzi chłopaka, który zachowuje stały rytm. Nawet od tyłu widzi jak spocona koszulka przylega do napiętych mięśni. Serce Naruto zaczyna walić z niepokoju. Zwalnia też, bo nie chce, żeby Sasuke go widział.

Ale Uchiha gwałtownie skręca i kątem oka odnajduje jego spojrzenie. Nie wydaje się zdziwiony; jego twarz jest tak samo obojętna jak zawsze. Naruto przez chwilę waha się, czy nie zboczyć w drugą stronę, ale ostatecznie decyduje się podążać za Sasuke.

Co ja, cholera, odwalam?

Sasuke przebiega kolejne dwa kilometry, a Naruto nadal jedzie za nim. Być może ma odruchy samobójcze, ponieważ prześladowanie bruneta nie wydaje się być dobrym pomysłem. Ale Sasuke jak na razie nic nie powiedział, mimo że na pewno wie o jego obecności. Naruto zresztą przestał się kryć.

Nagle chłopak zatrzymuje się.

Blondyn także przestaje pedałować. Ze strachem patrzy jak Sasuke wyjmuje słuchawki z uszu i chowa je do kieszeni, równie ciemnych co T-shirt, spodni. Myśli, że właśnie to jest ten moment, w którym Sasuke się do niego odwróci, ale nie... on po prostu opiera się o barierkę i kieruje zmrużone powieki na widok przed nimi.

Dopiero teraz Naruto orientuje się, że stoją na pomoście. Widzi wodę i promienie umierającego słońca na tafli. Pomarańcz maluje się na horyzoncie, nim całkowicie zanika, pozostawiając tylko ciemność za sobą. Automatycznie lampy, jedna po drugiej, zapalają się w ciemnościach. Naruto domyśla się, że to tylko zbieg okoliczności, że zaraz po zachodzie włączono światła, ale jest coś w tym niemal wyjątkowego.

Przez chwilę tak stoi wraz z Uchihą, niewiele kroków za nim, opierając się o swój zużyty rower. Wiatr smuga go po plikach, a cisza daje ukojenie. To miasto jest naprawdę niebywałe — osądza nagle. Ani jeden samochód nie przejeżdża przez ulicę, jakby ludzie już zaszyli się pod pierzynę.

Sasuke w końcu porusza się, nakłada słuchawki i biegnie z powrotem, wymijając Naruto bez ani jednego słowa czy spojrzenia. Zachowuje się jakby był jedynie duchem. Naruto właściwie sam czuje się jak jeden z nich.

***

Nie chce tam iść. Czuje mdłości na samą myśl, kiedy wchodzi na teren szkoły. Boi się, że już cała szkoła wie o jego incydencie z Sasuke. O tym, że był twardy dla szkolnej gwiazdy, albo że go prześladował kilka godzin później. Wszystko to go tak bardzo przeraża, że ma wrażenie, iż niewiele trzeba by runął na ziemię.

Co dziwne, nikt nie posyła mu aż tak bardzo zgorszonych spojrzeń. Patrzą na niego tak, jak zwykle — z lekkim obrzydzeniem, ale potem idą w swoją stronę. Niektórzy nawet w ogóle nie zwracają na niego uwagi.

Myśli, że wszystko jest w porządku do czasu, aż nie staje przed swoją szafką. Znowu widzi napisy. Przez jego ciało przechodzi dreszcz. Tym razem nie są wykonane czerwoną szminką, a czarnym markerem. Może się nawet założyć, że jest on niezmazywalny.

Z westchnieniem otwiera drzwiczki, a potem ponownie zamiera. Sterta origami wypada z szafki. Wszystkie są ułożone w pomiętolonego kutasa.

Najgorsze jednak jest to, że papier to nie puste kartki, a kartki wypełnione tekstem. Tekstem jego podręczników.

Wszystkie zniszczone.

Naruto cieszy się, że przynajmniej fizykę ma w plecaku.

Drżącymi palcami zbiera origami i zatrzaskuje w panice szafkę. Nie wie, co ma teraz zrobić. Szum w uszach się natęża. Strach i gniew to jedyne emocje, które nim szargają. Bierze więc głęboki łyk powietrza dla uspokojenia.

— O, hej! — Hinata zmierza do niego, niczego nieświadoma. Naruto próbuje się pozbierać w sobie, gdy ją widzi, ale wewnętrznie czuje się jakby umierał. Ma nadzieję tylko, że uśmiech na twarzy jest wystarczająco szeroki.

— Wszystko w porządku? — Hinata przysuwa się do niego niepewnie. Jej duże oczy mocno wpatrują się w jego twarz.

— Tak — zapewnia ją pospieszenie. — Wiesz może tylko gdzie znajdę Sasuke?

— Sasuke? — powtarza zmieszana Hinata, poprawiając torebkę na ramieniu. — Być może... w szatni? W środy ma zwykle trening z rana?

Hinata wygląda jakby chciała coś dodać, ale Naruto już idzie przed siebie, nie oglądając się na nią.

Nie pamięta wszystkich pomieszczeń w szkole, jednak zapamiętał, gdzie jest boisko. Musi wyjść na zewnątrz, przedrzeć się przez kampus i wejść do kolejnego dużego budynku. To właśnie robi, ignorując ciekawe spojrzenia co niektórych osób. Dobrze, że zwykle jest szybciej w szkole, to przynajmniej jeszcze nie musi się mierzyć zbyt dużą ilością mijanych ludzi. W duchu liczy też, że Sasuke faktycznie jest już w szkole i to nie w obecności swoich znajomych. Chociaż szanse na to są zbyt małe.

Ma rację, słyszy śmiechy dobywające z szatni. Są uchylone drzwi, więc wychyla się, by zobaczyć przebierających się kumpli Sasuke oraz samego bruneta, który wolno wkłada przez głowę koszulkę. Błysk jego mięśni na chwilę wprawia w konsternacje Naruto, ale po chwili gniew znów buzuje pod jego skórą. Sasuke ostatecznie poprawia włosy, a jego ciemne tęczówki na sekundę spoglądają na Naruto.

Albo mu się wydaje. W każdym razie, Naruto chowa się za drzwiami.

— Idźcie beze mnie — słyszy ostry ton Sasuke, a potem pomruki całej ekipy. — Muszę jeszcze zadzwonić.

Zastyga, gdy nagle szóstka chłopaków kieruje się do wyjścia. Jest za drzwiami, więc ma nadzieję, że go nie zauważą. I faktycznie, przechodzą bez podejrzeń, mimo że Neji prawie miażdży go drzwiami.

Potem całkowicie znikają za rogiem, a Naruto może w końcu odetchnąć. Nie na długo jednak.

— Możesz już wyjść.

Naruto nerwowo faktycznie wychodzi. Z lekkim wahaniem przekracza próg, próbując odzyskać poprzednią determinację. Bezskutecznie jednak, szczególnie, że Sasuke patrzy na niego spod zmrużonych oczu, z prawą brwią wysoko uniesioną.

— Śledzisz mnie? — pyta na wpół rozbawiony, na wpół zainteresowany.

— Jak mogłeś? — wypala nagle Naruto, robiąc krok bliżej. To jednak niczego nie zmienia, ponieważ nadal znajdują się daleko od siebie. Naruto przy zamkniętych drzwiach, które specjalnie zatrzasnął, aby nikt im nie przeszkadzał i nie widział tej całej sceny, a Sasuke przy ławkach, opierając się biodrem o słupek. Ale przynajmniej chociaż ma poczucie, że jest odważniejszy, niż w rzeczywistości. — Jak możesz być takim pieprzonym homofobem?! Czy naprawdę tak cię obrzydzam, żebyś zrobił tyle gówna z moich podręczników? To nie tak, że mam, kurwa, możliwość wybrać kogo lubię! Jesteś takim...

Naruto urywa. Z oblicza Sasuke znika uśmieszek, furia ogarnia ciemne spojrzenie. Nie mija sekunda, a Naruto czuje jak uderza plecami w drzwi. Sasuke zakleszcza go. Nosy niemal się przy tym stykają. Ciepły oddech owiewa wargi Naruto, a serce przyspiesza bezwolnie.

Dłonie Sasuke zaciśnięte w pięści są po obu stronach jego głowy. Naruto nie ma gdzie się poruszyć, jest uwięziony.

— Co ty, kurwa, możesz o mnie wiedzieć? — prycha Sasuke cicho. Jego ton jest pozbawiony grama ciepła. Usłyszeć w nim można jedynie nutki lodu. — Usłyszałeś plotki gromady bachorów i co? Nagle masz prawo wypowiadać się na mój temat? Nie wiesz o mnie nic.

I wtedy to się dzieje. To nie jest pocałunek. A przynajmniej nie taki jak zna. Czuje w pierwszej kolejności język, nie usta. I to on mało subtelnie wdziera się do środka, od razu liżąc podniebienie. Potem są zęby, Naruto mruży powieki, jęcząc cicho, gdy dostaje śmiałe ugryzienie w dolną wargę. Zapach bruneta go opatula, zapach jego ciała zmieszanego z męskimi perfumami. Masywne dłonie w tym czasie dotykają jego tali na tyle mocno, że przechodzi go iskra bólu. Ale to przyjemny ból, nie taki, by pozostawił siniaki, ale taki, by mógł wiedzieć, że to, co się działo, jest prawdziwe.

W Sasuke nie ma wahania. Napiera na niego śmielej, ocierając się udem o jego członka i wprawiając go w zmieszanie. Już w połowie jest twardy, chociaż moment temu był całkowicie daleki od tego.

Pochłaniają siebie dalej. Naruto niepewnie wplata palce w ciemną czuprynę i choć myśli, że Sasuke na niego warknie i przerwie to, co zaczęli, nic takiego się nie dzieje. Wydaje się być zadowolony, bo jego palce wdzierają się pod koszulkę Naruto i gładzą talię bez zbędnych warstw.

Ich języki muskają się z odgłosem mlaskania i Naruto drży przy tym kontakcie. Z Gaarą nigdy nie czuł czegoś takiego. Nigdy się tak nie całował, jakby już teraz się pieprzyli. Jakby nie mogli oderwać się od siebie choćby na sekundę. I chociaż nic w tym wszystkim nie ma sensu, Naruto nie chce przestać.

— Idziesz, Sasuke?

Naruto otwiera oczy, ponieważ na korytarzu słychać głos jednego z kolegów Sasuke. Drugi chłopak bez pośpiechu przerywa pocałunek, ostatni raz ciągnąc wargę Naruto, a potem zerka na niego tak, jakby nic niepokojącego się nie działo.

— Daj mi chwilę — oznajmia donośnie, bez cienia stresu.

Naruto nie pojmuje jak może być tak spokojny, gdy dzieli ich cal od przyłapania. Jak może nie przejmować się tym, że przed chwilą do czegoś między nimi doszło? Sam Naruto drży, a jego nogi odmawiają mu posłuszeństwa.

Umysł jest po prostu jedną wielką papką.

Sasuke znów się zbliża. Liże go po szczęce, jakby już miał władzę nad całym ciałem blondyna. Jakby Naruto był jego i miał prawo robić takie rzeczy. Potem język sunie do ucha.

— Wiesz, gdzie jest schowek woźnego? — pyta.

Naruto nerwowo oblizuje nabrzmiałe wargi.

— Tak — mówi również szeptem.

— Dobrze. — Czuje uśmiech na skórze. — Bądź tam jutro o dziewiątej.

Naruto nie odpowiada, chociaż ma milion pytań. Sasuke odsuwa się, jeszcze chwilę utrzymując kontakt wzrokowy. Blondyn nieporadnie przesuwa się, by ten mógł wyjść. I faktycznie Sasuke wyciąga z kieszeni telefon, który przykłada do ucha i wychodzi na korytarz.

— Co tak długo? — pyta jego kolega, który zapewne czekał tam, gdy oni jeszcze wymieniali ślinę.

— Itachiemu zebrało się na pogawędkę — odpowiada Sasuke neutralnym głosem.

Naruto ma wrażenie, że tonie. Chociaż jeszcze przed chwilą był żywy jak nigdy. Co ciekawe, Sasuke nie zapytał, czy jutro zamierza przyjść. Nie, on był tego pewien. Jakby Naruto nie uznał tego za cholernie głupi pomysł.

Bo co mogli robić w schowku woźnego?

Wiedział i wiedział też, że to wszystko nie powinno się dziać. Sasuke był szkolną gwiazdą, miał dziewczynę, miał swoje idealne życie... Naruto pozostawał zaś przybłędą, która nagle znalazła się w tym pieprzonym liceum.

Nie powinien.

I nawet jeśli wiedział, że być może to też jakaś gra, to jednak pocałunki były prawdziwe. Dotyk był prawdziwy. Elektryzujące spojrzenie Sasuke też.

Nie wiesz o mnie nic.

Może ma rację? Może faktycznie nic o nim nie wie. Teraz jedynie jest pewien, że wszystko to, co sobie wyobrażał, pozostawało kłamstwem. Smak Sasuke okazał się znacznie lepszy niż przypuszczał. Znacznie bardziej uzależniający. I nie równał się z Gaarą.

Usta ma tak opuchnięte, jak nigdy w życiu.

***

— O co chodzi z podręcznikami Uzumakiego? — pyta nonszalancko brunet, kopiąc piłkę do Nejiego. Trener już jest po drugiej stronie boiska i nie może usłyszeć ich rozmowy. Zresztą zerka właśnie na zegarek, nie bardzo zaangażowany w przebieg treningu.

— A o co ma z nimi chodzić? — nie rozumie Hyuuga. Jego twarz ujawnia zaintrygowanie zapewne dlatego, że nie spodziewał się takiego pytania, a przede wszystkim wspomnienia o nowym uczniu.

— Słyszałem plotki, że coś się stało z jego podręcznikami — wyjaśnia Sasuke, przyjmując piłkę od Haru, który dość nieumiejętnie mu ją podał. Sasuke jednak ma wprawę i dzięki temu bezbłędnie udaje mu się jej nie stracić. Haru jest nowy, więc Sasuke stara się nie rzucić jakiegoś ostrego komentarza.

— A, tak. — Olśnienie przemyka przez oblicze przyjaciela. — Ale to pytanie kieruj do Kabuto.

Neji wskazuje na chłopaka wiążącego sznurówki, które przed chwilą mu się rozwiązały. Sasuke natychmiast przenosi na niego spojrzenie, czekając na wyjaśnienia. Kabuto wstaje i uśmiecha się szeroko, jakby z siebie dumny.

Wzrusza ramionami.

— Wiesz — zaczyna — to, jak wspomniałeś, pieprzony pedał. Nasz drugi zresztą, ale Sai przynajmniej się z tym tak nie obnosi. A Sakura pokazała mi jego Instagrama...

— Co z nim? — Sasuke marszczy brwi.

— Ma jakieś stare zdjęcia ze swoim facetem. Obrzydlistwo. W każdym razie chcieliśmy dać mu nauczkę i zrobiłem kilka origami. — Kabuto śmieje się. — Ten wzór to jedyny, który wychodzi mi po tym kursie, pamiętasz? Kutasy — moja specjalność.

— Głupota chyba też — odpowiada sucho Sasuke. — Jeśli dyrektorka się dowie, mogą nas zawiesić.

Uśmiech Kabuto nie wydaje się być już tak szeroki. W oczach pojawia się zmieszanie.

— Od kiedy przejmujesz się dyrektorką, Uchiha? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top