2.
Właściwie nie spodziewałam się takiego pozytywnego odbioru z Waszej strony. Dziękuję i wiedzcie, że Wasze komentarze niezwykle mnie inspirują do pisania <3 I tak, ten rozdział też jest dość długi, więc miłego czytania, Kochani! <3
Naruto zatrzymuje się przed marmurowymi schodkami, prowadzącymi do mosiężnych drzwi szkoły. Liceum Konoha. To właśnie tutaj ma zmarnować swoje następne lata.
Przełyka ślinę, niemal nadal słysząc echo rechotów za sobą, chociaż nie jest to możliwe. Grupa nadal bowiem znajduje się na parkingu, a Naruto nawet stąd już ich nie widzi. Naprawdę się z tego cieszy, chociaż radość nie trwa zbyt długo.
Ponownie oblewa go zimny pot, ponieważ nie chce wchodzić do środka. Myśli, że jeszcze może się wycofać. Potem jednak przypomina sobie zmartwiony wyraz Kushiny i czuje napływ mdłości. Nie zamierza jej rozczarowywać ani teraz, ani w ogóle. Obiecał, że sobie poradzi, więc musi okiełznać swoje wewnętrzne lęki, nieważne jak bardzo go przytłaczają. Zresztą jest na tyle dorosły, że przecież może przetrwać następne osiem godzin zajęć, choćby udając, że jest zadowolony. Wystarczy, że będzie siedział cicho i nie będzie się wychylał na przerwach. Proste, prawda?
Tak cholernie, kurwa, proste.
Zwykle nie jest takim tchórzem, aczkolwiek sytuacja sprzed chwili spowodowała, że nie potrafi sobie poradzić ze swoimi emocjami jak należy. Ma ponadto żałosne wrażenie, że mógłby się rozpłakać, gdyby tylko bardziej pomyślał o całej sprawie. Nie zamierza jednak tego robić, nie będzie nikomu pokazywał swoich słabości, a tym bardziej wstydliwych łez. Szczególnie, że czułby się jeszcze bardziej upokorzony. Na dzisiaj wyczerpał z kolei swój dzienny limit upodlenia, a przynajmniej ma taką cichą nadzieję.
Odkąd zniknął za zakrętem, już się nie uśmiecha. Ze zmartwionym grymasem na twarzy patrzy na wysoką budowlę z oknami w kształcie rombu. Budynek jest okropnie żółty, choć ta żółć nie przypomina żadnego znanego mu odcienia. Przez starość wchodzi już nawet w zgniłą zieleń. Szkoła nie jest jednak ruiną, bo oprócz koloru, wygląda całkiem przyzwoicie. Nawet część ogrodów przed placem jest zadbana, a trawa równo przystrzyżona. Chodnik zaś nie ma żadnych dziwnych wgnieceń, o które potykał się w swojej starej placówce. Więc tak, Naruto może uwierzyć, że chodzi tu część bogatych dzieciaków. Ale i też takich, które są podobne do niego.
Marszczy czoło i w końcu decyduje się wspiąć po schodkach. Kilkoro innych uczniów także przemyka do środka, ale żaden z nich nie bardzo się nim interesuje. Naruto w duchu się z tego cieszy. Na myśl o poprzednich gapiach aż go ściska w żołądku.
Niepewnie pcha drzwi, a one z oporem wpuszczają go do wnętrza budynku. Od razu czuje też większy chłód, który powodują wysokie, grube mury szkoły. Korytarz nie jest aż tak zatłoczony, jak myślał. Może dlatego, że jest jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia zajęć, więc większość młodzieży jeszcze nie pofatygowała się, aby przybyć o tak wczesnej godzinie.
Dla Naruto to dobrze. Dzięki temu ma szansę spokojnie podejść do tablicy i spojrzeć na rozmieszczenie poszczególnych klas. Nie, żeby cokolwiek z tego rozumiał, ale przynajmniej gabinet dyrektora wydaje się być najbliższym punktem, do którego trafić powinien znacznie łatwiej, niż do innych części sal.
Odruchowo poprawia plecak na ramieniu, a potem zmierza według rozpiski do gabinetu. Szybko okazuje się, że odnalezienie go jest naprawdę proste — znajduje się tuż za rogiem.
Co zabawne, nim zdąży zapukać, drzwi same się otwierają. Przed nim staje równie zaskoczona kobieta o ostrych rysach twarzy. Naruto z podziwem patrzy na falowane, czarne włosy, opinającą uda spódniczkę czy czerwone usta, które moment później się do niego ciepło uśmiechają.
— Jesteś zapewne Naruto, prawda? — pyta pierwsza, otwierając szerzej drzwi. — Wejdź proszę.
Naruto posłusznie wchodzi do środka. Kobieta jeszcze przed momentem zamierzała wyjść z gabinetu, ale zapewne nie jest to tak bardzo nagląca sprawa, skoro teraz wpuszcza go do pomieszczenia, bez cienia wahania. Prawdopodobnie, myśli Naruto, planowała zrobić sobie kawę w szkolnym automacie albo odwiedzić łazienkę. Jakikolwiek by nie był jej powód, teraz nie ma znaczenia, bo dyrektorka przelewa na niego całą swoją uwagę.
Naruto prędko dostosowuje się do polecenia, a potem siada na wskazane dłonią krzesło. Gdy to robi, mimowolnie odnajduje wzrokiem plakietkę z imieniem i nazwiskiem dyrektorki.
Kurenai Yuhi — czyta.
Przyjazny uśmiech z twarzy kobiety nie znika, dlatego Naruto instynktownie go odwzajemnia. Chociaż w duchu naprawdę się za to karci, ponieważ zaczyna nienawidzić tego nawyku.
— Jest nam niezmiernie miło, że zdecydowałeś się przenieś do naszej placówki — oświadcza, otwierając jedną z szafek dębowego biurka w odcieniu lśniącego mahoniu. Naruto patrzy spokojnie, jak dyrektorka wyciąga stos papieru, kolejno je przeglądając. Nie ulega wątpliwością, że czegoś szuka.
To nie tak, że miałem wybór — niemal prycha na głos, ale jednak nie ośmiela się rzucić to w stronę Kurenai. Zapewne nie przyjęłaby tego dobrze. Zresztą już teraz może powiedzieć, że pomimo przyjacielskiej postawy, wyczuwa się od niej pewną dozę respektu. To kobieta zapewne jest nie tylko miła, ale także stanowcza i szorstka w naturze, kiedy wymaga od tego sytuacja. Raczej Naruto nie planuje w najbliższej przyszłości jej denerwować.
Tak naprawdę jego zamiary na następne lata szkole są naprawdę proste — pragnie usunąć się w cień. Nie chce nikogo uwagi, ani bycia w epicentrum zainteresowania, czy nawet nawiązywania głębszych relacji. Już w poprzedniej szkole miał tego pod dostatkiem.
Nic nie może poradzić na to, że wspomnienie o Gaarze, chociaż nie powinno, zwyczajnie boli. Wyrywa się jednak z nieprzyjemnych myśli, wracając do rzeczywistości.
— Proszę, to twoja karta uczniowska — podaje mu dokumenty, a Naruto natychmiast wyciąga rękę. Z wahaniem odbiera swoją legitymację, gdzie widzi samego siebie. Z niechęcią patrzy na rumianą twarz z kocimi bliznami i roztrzepane blond włosy. Uśmiecha się — cholernie szeroko, acz jego błękitne oczy nie błyszczą tak, jak powinny. Najsmutniejsze, że zapewne tylko on to dostrzega. Tylko on wie, jak fałszywy jest to uśmiech, jak za każdym razem, gdy formuje usta w to coś, węzeł powstaje w jego żołądku i myśli, że może zwymiotować.
Nienawidzi na siebie patrzeć, dlatego szybko chowa zdjęcie do torby.
— Jakbyś miał jakieś pytania, możesz do mnie zajrzeć. Na chwilę obecną nasza sekretarka się rozchorowała, więc to do mnie w razie czego się zgłoś. Twoja mama mówiła, że jeszcze nie miałeś okazji zapoznać się z klasami, dlatego oprowadzi cię jedna z naszych uczennic. Powinna być za jakieś pięć minut, a do tego czasu poczekaj sobie w przedsionku.
Naruto zdumiony zerka na „przedsionek". Jest to po prostu róg pomieszczenia, gdzie stoi stoliczek z dwoma małymi fotelami w kolorze granatu. Na blacie stoi jakiś bujny kwiat, a nad siedzeniami widzi powieszone portrety poprzednich dyrektorów szkoły.
— Mam nadzieję, że będziesz dobrze się czuł w naszej placówce — dodaje jeszcze, gdy Naruto zmierza do przytulnej, prowizorycznej poczekalni.
Siadana na fotel, a torbę kładzie obok siebie. Pod butami wyczuwa miękki dywan i liczy, że za bardzo go nie wybrudzi swoimi znoszonymi trampkami.
— Na pewno tak — zapewnia dyrektorkę z wymuszonym entuzjazmem, choć osobiście już czuje, że nie podoba mu się nie tyle sama szkoła, co całe miasteczko. Jego nowe życie w tym miejscu powinno być lepsze od poprzedniego, ale Naruto ma wrażenie, że tylko bardziej się dusi.
Od jakieś roku żyje, bo żyje, nie czując nic innego oprócz przygnębienia.
Miał poczekać pięć minut, ale mija kwadrans nim wreszcie słychać pukanie do drzwi. W międzyczasie Kurenai krząta się, na sekundę gdzieś wychodzi, wraca z kubkiem kawy, a potem stuka w klawiaturę komputera, gdy jednak słychać natarczywy dźwięk, automatycznie unosi głowę i donośnie mówi:
— Proszę wejść.
Drzwi niepewnie się rozchylają, po czym do pomieszczenia wchodzi niska, szczupła dziewczyna. Ma długie, ciemne włosy, równą grzywkę oraz ładne, duże oczy, aczkolwiek zgarbiona postura sprawia, że nie wygląda tak zjawiskowo, jak zapewne by mogła.
— Dzień dobry, pani dyrektor — wita się na tyle cicho, że Naruto ledwo słyszy wypowiedziane słowa.
— Dzień dobry, Hinato — odpowiada pogodnie dyrektorka o wiele mocniejszym głosem, po czym dodaje: — To jest Naruto, o którym ci wspomniałam, a to, Naruto — zwraca się do niego — jest Hinata Hyuuga. Wyjaśni ci rozmieszczenie sal, co powinno być łatwe, bo macie większość zajęć wspólnych. O reszcie ci zresztą powie sama.
— Okej — odpowiada Naruto, wstając z siedzenia.
— M-miło mi — wita się czarnowłosa, podchodząc bliżej. Jej poliki zaczynają się przybierać czerwoną barwę. Naruto teraz ma możliwość przyjrzenia się jej wnikliwiej. Widzi, że ubrana jest w typowy szkolny mundurek i chyba jako jedyna ma wszystkie jego elementy — i kloszowaną spódniczkę, i marynarkę, buty oraz podkolanówki.
Niby w regulaminie szkoły Naruto wyczytał, że noszenie całości należy do obowiązków ucznia, ale zauważył, że jak dotąd mijani uczniowie niezbyt chętnie przestrzegali tego podpunktu.
Sam chłopak o czarnych włosach miał ciężką bluzę, chociaż — dodaje w duchu blondyn — być może pod spodem znajdowała się biała bluzka. Tego może się tylko domyślać. Jest jednak dziwnie pewien, że ktoś taki nie nosi sztywnego garniturku, a jeśli już, jedynie arogancko rozpięte koszule.
— Mi też — odpowiada Naruto, kiedy Hinata głęboko się przed nim kłania.
***
Tak naprawdę nie mają zbyt wiele czasu na zwiedzanie, ponieważ wkrótce rozpoczynają się pierwsze zajęcia. Dlatego póki co Hinata pokazuje mu nieczynny sekretariat, toalety oraz najbliższe sale, napotykane po drodze do klasy od fizyki, którą mają razem. Hinata informuje go także, że, tak jak on, ma również chemię.
Naruto w duchu modli się, by dzieciaki, które widział przed szkołą, nie miały z nim zajęć. Może — łudzi się — są starsze albo młodsze? Albo wybrały co innego?
Na całe szczęście, niewielu z nich widzi faktycznie na fizyce. Może kilka twarzy, które jednak nie zwracają się w jego kierunku, jakby nie spotkały go wcześniej. Niektórzy uczniowie, co prawda, mimowolnie ośmielają się unieść na niego spojrzenia, ale Naruto nie odwzajemnia się.
Cieszy się też, że nauczyciel nie przedstawia go, chociaż przypuszcza, że to albo zasługa jego matki, albo tego, że przecież na pewno każdy wie kim jest. Chociaż nie liczy się powód, a to, że na ten moment Naruto może odetchnąć.
Pierwsze zajęcia przebiegają bezstresowo, choć Naruto nie potrafi się odpowiednio skupić na przekazywanej wiedzy, ponieważ ma braki. Nie dość, że miewa trudności nawet kiedy jest na bieżąco, to teraz wychodzi na to, że ta szkoła jest z materiałem do przodu. Dla Naruto czasami słowa nauczycieli brzmią niemal jak język obcych.
W każdym razie, w końcu słyszy dzwonek oznaczający lunch. Cały dzień pozostawał przyklejony do boku Hinaty, która co prawda zbyt wiele nie mówi, to jest jednak miłym towarzyszem. Nie wypytuje ani o jego rodzinę, ani o orientację, więc tym bardziej czuje się przy niej komfortowo. Również dzięki temu przestaje się przy niej tak kontrolować.
Przypuszczał, że Hinata prowadzi tryb samotniczki, jakież więc jest jego zdziwienie, gdy na stołówce nagle przed nim wyrasta postać chłopaka, który natychmiast ściska go, niemal przy tym zabijając.
— Cześć, stary! — krzyczy mu do ucha, poklepując po plecach energicznym, wręcz agresywnym ruchem. Naruto próbuje w tym czasie złapać oddech i jest wdzięczny, gdy chłopak wreszcie odsuwa się o krok. — Jestem Kiba Inuzuka! To jest Sai Yamanaka, Choi Akimichi i Shikamaru Nara.
Kolejno Kiba wskazuje na ciemnowłosego, ponurego faceta, który po sekundzie macha mu sztywno z nagłym, doklejonym uśmiechem, potem otyłego chłopaka o łagodnym spojrzeniu oraz na końcu, drugiego szatyna, ale o wyjątkowo znudzonej twarzy. Ten ostatni jedynie odmrukuje coś pod nosem.
Wszyscy siedzą już przy stole, więc i Naruto z Hinatą się dosiadają. Dwie tacki z cichym hukiem uderzają o blat, aczkolwiek nikt nie zwraca na to uwagi, ponieważ jest zbyt tłoczno, zaś ludzie naokoło powodują o wiele większy hałas. Wszędzie słychać odgłosy donośnych rozmów, śmiechów czy uderzenia sztućców, czasami nawet wynikających z rzucania nimi przez stół.
Najbardziej jednak Naruto przykuwa uwagę do stolika, umieszczonego na środku stołówki. Są najgłośniejsi ze wszystkich i nikt nawet nie mruga okiem na to, co się tam dzieje. Gdy Naruto patrzy w tamtym kierunku, różowowłosa dziewczyna siada na kolanach przystojniaka, który śmiało chwyta ją w talii. Jej biodra zaczynają podrygiwać, więc możliwe, że robi to nie tylko po to, aby zwrócić uwagę bruneta, czy innych swoich kolegów, ale także, aby go podrażnić.
— Lepiej trzymaj się od nich z daleka — nagle zawiadamia Shikamaru. Naruto niemalże podskakuje, ponieważ jeszcze sekundę temu myślał, że Nara przysypia, ale właśnie teraz ma oczy, co prawda zmrużone, ale zdecydowanie otwarte. Dodatkowo wpatruje się w niego, jakby potrafił odczytać jego jawne zainteresowanie.
— Chociaż to może być już trudne — dodaje Kiba, który również zerka w stronę hałasujących. Naruto sądzi, że teraz nie brzmi wcale na podekscytowanego. Ponadto na jego obliczu odczytać idzie zmęczenie. Sam nieprzyjemny ton także daje do myślenia.
— Dlaczego? — pyta Naruto, powracając wzrokiem do swojego stołu i przyglądając się każdemu z osobna. Nawet Hinata wygląda na przygnębioną. Wzrok ma o wiele bardziej rozbiegany niż chwilę wcześniej.
— Usiadłeś z nami — wyjaśnia Choi, wgryzając się w ociekającego tłuszczem kurczaka. Przy tym również wzrusza ramionami. — Nie jesteśmy zbyt lubiani.
— No wiesz — wtrąca jeszcze raz Inuzuka — to typowe liceum. Bogatce dzieciaki raczej takich jak... och, przepraszam — urywa niespodziewanie. — Nie miałem na myśli ciebie.
— Nie jestem bogaty — informuje dosadnie.
Twarze wszystkich przy stole zwracają się do niego z niezrozumieniem.
— Ale twój tata... — zaczyna niepewnie Kiba.
— Kiba — ostrzega Shikamaru, jakby insynuując, żeby nie drążył tematu. Naruto jest mu za to wdzięczny. Nie ma ochoty mówić o swoim życiu ani o tym, jak ono teraz wygląda.
Kiba odchrząkuje trochę niezręcznie, po czym nachyla się do niego konspiracyjnie.
— W każdym razie to jest Liga Dupków, jak ich nazywamy. Widzisz tego po lewej, to jest Kabuto — wskazuje na chłopaka — potem masz Karin, dalej Ino — to są tak zwane przydupasy. Myślą, że są kimś, ale tak naprawdę wszystkie przywileje mają tylko dlatego, że przyjaźnią się czy to z Sakurą, czy z Nejim. Sakura to właśnie ta, co siedzi na kolanach Króla Ligi.
— Króla Ligi? — Naruto unosi brew, lekko rozbawiony ksywką.
— O tak. Sasuke Uchiha, najbogatszy, najprzystojniejszy i mający władzę. Wszyscy liżą mu dupę, a jeśli tego nie robią, kończą jak my. Neji Hyuuga, ten siedzący obok z długimi włosami, to jego najlepszy przyjaciel i jemu także lepiej nie naciskać na odcisk. Uwierz mi, że chcesz, aby traktowali cię jak powietrze, bo tak jest po portsu najbezpieczniej.
— A jeśli nie będą mnie traktować jak powietrze?
Wszyscy przy stole milkną. Naruto nie spodziewał się grobowej ciszy ani tego, że nagle ciemne oczy ze stołu naprzeciwko ponownie go odnajdują. Przechodzi go dreszcz, na który nie ma wpływu. Nic nie może poradzić na to, że Sasuke Uchiha jest przystojny. Byłby głupi, gdyby tego nie dostrzegał.
Nerwowo spuszcza wzrok na swój talerz. Odkłada widelec, ponieważ nie ma ochoty dalej jeść pieprzonego spaghetti. Właściwie wydaje mu się, że zaraz je zwróci.
— To, co powiedział Kiba może brzmieć zabawnie, ale ich rodzice wpłacają spore kwoty na rzecz szkoły. Mówiąc więc, że rządzą tym miejsce, to za małe powiedziane — wyjaśnia Nara, przerywając w końcu napiętą ciszę. — Są jej twarzą.
— Nie interesuj się nimi, a jeśli cię zaczepią bądź potulny.
Ten głos należy do Saia. Ton Yamanaka ma suchy oraz wypruty z emocji i recytuje to niczym wyuczoną formułkę. Naruto po usłyszeniu jego słów tym bardziej liczy na szybki powrót do domu.
— Jasne, przyjąłem! — Uśmiecha się instynktownie swoim najszerszym uśmiechem. Tym, który najbardziej zasłania rosnący niepokój. Jego ojciec nauczył go wiele, a przede wszystkim, że lepiej było nie pokazywać słabości. Świat nie może wiedzieć. Tak mawiał.
***
— Senator Uzumaki odmawia wywiadu na temat ostatnio doniesionych plotek, jakoby nie miał poprzeć ustawy o zamrożeniu środków na wojnę, jeśli takowa miałaby miejsce w przyszłości. Jego wyborcy są oburzeni...
— Wyłącz to, do cholery — to pierwsze słowa Sasuke, kiedy tylko przekracza próg salonu.
Itachi siedzi z nogami na kanapie i posyła mu wymowne spojrzenie, jedynie ściszając wiadomości.
— O co ci chodzi? — pyta z uniesioną brwią, patrząc na młodszego brata. Ten właśnie rzuca torbę na stolik, nie dbając o to, że przy tym trąca butelkę wody. Na całe szczęście jest zamknięta, więc tylko toczy się po blacie, nim zatrzymuje się na krawędzi stołu. Niemniej żaden z nich na to nie zwraca uwagi.
— Mam dość słuchania o pieprzonych Uzumakich.
— Czyżby w szkole to był gorący temat? — kpi Itachi, ręce zakładając za głowę.
Sasuke prycha szorstko.
— Nawet Sakura, kurwa, jest zafascynowana tym pedałem, chociaż wybiłem jej z głowy przymilanie się do niego.
— To nic dziwnego, że są ciekawi dzieciaka. Nawet w mediach nigdy nie pokazano jego twarzy — rzuca racjonalnie Itachi. — Mnie jednak ciekawi, dlaczego ty nim tak gardzisz?
Sasuke krzywi się.
— Nienawidzę bogatych gówniarzy z dużych miast. W dodatku, tak tylko przypomnę, to syn polityka i gej. Czy jeszcze czegoś mi trzeba?
— Chyba samokontroli — prycha Itachi, widząc jak Sasuke zaciska dłonie w pięści. Oczy starszego, zauważając ten fakt, ciemnieją. Uśmiech znika z oblicza. — Kiedy ostatnio wziąłeś?
Sasuke wykrzywia usta w wyrazie udawanego rozbawienia.
— Nie masz, kurwa, prawa o to pytać — oświadcza, po czym wstaje i zgarnia plecak, by móc ruszyć po schodach do góry. Nie ogląda się za siebie, nie chcąc widzieć twarzy brata. W tym momencie znów go obrzydza.
***
Naruto zapisał się na dodatkowe zajęcia artystyczne, ponieważ nie miał siły odmawiać Hinacie, kiedy posłała mu ten swój wstydliwy uśmiech. Właśnie z tego powodu dołączył do Hyuugi i dlatego wycinał jakieś durne liście, które niby miały być rekwizytem dla szkolnego kółka artystycznego. Hinata tłumaczyła mu, że wkrótce robią przedstawienie, ale Naruto nie miał ochoty się w to zagłębiać, ponieważ dla niego nie miało znaczenia streszczanie mu poprzednich miesięcy. I tak nie nadrobi tego, co się wydarzyło. Poza tym on też miał wtedy swoje życie. Miał przyjaciół, znajomych, chłopaka...
— Och, przykro mi.
Dobiega go spanikowany głos Hinaty. Dopiero po krótkiej chwili sam zerka na to, na co ona patrzy od dłuższego czasu. Tuż przed nim, na jego szafce, czerwoną szminką dostrzega wypisane bluźnierstwa. Niezbyt łagodne.
Pedał. Zdzira. Męska suka...
Naruto podchodzi o jeszcze jeden krok. Naciąga rękaw białej koszuli i zaczyna ścierać słowa.
— To nic. Nic się nie stało — mówi wyprutym tonem. — To tylko szminka.
***
Ten tydzień był męczący. Co prawda, oprócz incydentu ze szafkami nic niepokojącego się nie stało, ale nauczyciele okazali się wymagający. Naruto miał większe trudności niż się spodziewał, chociaż starał się po lekcjach nadrabiać materiał. Nie, żeby efekty były zadowalające, ale lepiej było przeglądać podręczniki niż grać na telefonie, czy oglądać seriale. Niemniej czasami i to mu się zdarzało.
W każdym bądź razie dotrwał do piątku i właśnie teraz, przy obiedzie, naszła go myśl. Odkłada łyżkę obok talerza, mimo że jeszcze nie skończył jeść zupy, a potem patrzy na Kushinę.
— Mamo, wiesz może czy mają tu kluby?
Kushina z początku zaskoczona, dopiero po sekundzie wyciera usta chusteczką. Uśmiecha się także, jakby zadowolona z pytania.
— Koleżanka mówiła, że dwie przecznice dalej chyba coś się znajduje. Chcesz, żebym cię podwiozła?
Mówiłaś, że paliwo jest drogie.
— Nie trzeba — zaprzecza natychmiast Naruto. — Przejdę się, po za tym do wieczora jeszcze daleko, może mi się odechce.
— Powinieneś iść — zapewnia Kushina. — Dawno nigdzie nie wychodziłeś. A w ogóle jak tam Gaara? Dzwonił do ciebie?
Naruto zastyga. Czuje, że serce mu zamiera. Blada twarz, tatuaże i krwiste włosy migoczą mu przed oczyma. Ma wrażenie, że ktoś wbija mu nóż w pierś.
— Tak, wczoraj dzwonił — odpowiada Naruto, próbując nie dać po sobie nic poznać. — Wszystko u niego w porządku.
Kłamca.
— Teraz ma dużo koncertów, więc rzadziej się odzywa.
Kłamca.
— A kiedy zamierza nas odwiedzić?
— Nie wiem, może w przyszłym miesiącu?
Kłamca!
***
Naruto nie potrafi odczytać nazwy klubu, bo szyld napisany jest po francusku. Niemniej nie jest to też klub, który miałby ochroniarzy przed wejściem. Raczej wygląda bardziej na bar, bowiem kilka osiłków odpowiedzialnych za bezpieczeństwo znajduje się jedynie w środku. Niby lokal został ładnie wykonany, ludzi też ma całkiem sporo, aczkolwiek na małe miasteczko nie sądzi, by jeszcze gdzieś młodzież mogła znaleźć rozrywkę, oprócz tego miejsca. Dlatego idą tam, gdzie mogą.
Co najgorsze, tłum z godziny na godziny rośnie. Naruto początkowo siedzi przy barze, sącząc drinka, dopiero po półgodzinie zmieniając miejsce na ustronniejsze. Przysiada na kanapie na tyłach i zastanawia się, czy znajdzie tutaj kogoś, kto mógłby go przerżnąć. Chociaż podświadomie wie, że są na to małe szanse. Tutaj nikt nie wygląda na tolerancyjnego, a po drugie Naruto sam nie jest pewien, czy jest na to gotowy.
Jego jedynym facetem był Gaara. I może ten seks nie należał do luksusowych i czasami odbywał się na szybko w śmierdzących toaletach, to jednak Naruto coś do niego czuł. Poza tym Gaara był jego pierwszym. Szczerze, nie wyobraża sobie jakby to było mieć na swoim ciele inne palce niż te wytatuowane knykcie. Jak to by było mieć innego penisa w sobie?
Na samą myśl czuje mdłości. Odczuwa jeszcze większe, gdy sobie pomyśli, że teraz jakiś obcy chłopiec ujeżdża gitarzystę, dla którego Naruto zrobiłby jeszcze wcześniej niemal wszystko. Ma to, co Naruto stracił.
Ma dość. Wstaje od samego stolika, ignorując donośną, klubową muzykę, przedzierając się przez tłum do łazienki. Musi przemyć twarz, ponieważ naprawdę robi mu się słabo. Być może od alkoholu albo od emocji, które nim targają.
Wchodzi do środka, zatrzaskując białe drzwi. W pomieszczeniu jest sterylnie jasno, a dźwięki z zewnątrz nie są tak natarczywe.
Naruto w pewnym sensie może wziąć oddech, a przynajmniej, dopóki nie widzi plam krwi na kafelkach, a potem dalej — ścieżka kończy się na pochylonym nad zlewem chłopaku.
— Kurwa — dobiega go solidne przekleństwo. W tle leci szum wody, która pochłania część posoki, spływającej ciurkiem z nosa. Chłopak wyraźnie nie może zatamować krwotoku, o czym świadczą również zabrudzone sterty papieru toaletowego.
Naruto wie, że osobnik go jeszcze nie zauważył. I dlatego korci go, żeby stąd wyjść, jakby nigdy nic.
Jednak nie może. Mimo tego, że ma przed sobą Sasuke Uchihę, nie może.
Więc robi pierwszy krok, potem kolejny, pewniejszy. Gdy jego lico odbija się w lustrze za Sasuke, ten nagle zastyga, a potem warczy. Naruto nie ma szansy go nawet dotknąć, a dostaje bolesne pchnięcie na ścianę.
Krew brudzi i jego, ponieważ dłoń brutalnie przyciska go do kafelków. Ociekające juchą palce boleśnie trzymają ubranie, niemal je przy tym rozdzierając.
Naruto cicho jęczy z bólu.
— Nie dotykaj mnie, kurwa! — krzyczy brunet, a potem, niespodziewanie, lekko chwieje się. Masywne ręce puszczają Naruto, a Sasuke pochyla się, widocznie próbując odzyskać równowagę.
Naruto czuje, że wciąż szumi mu w głowie, ale jednak szybko przytrzymuje faceta, pomimo tego, co się przed chwilą wydarzyło. Sasuke jest ciężki, ponieważ ma sporą, umięśnioną sylwetkę, która teraz tym bardziej jest uwydatniona przez rozpięte guziki czarnej koszuli. Chociaż zauważa, że część z nich po prostu odpadła, ukazując idealny, wyrzeźbiony brzuch. Twarz Sasuke zaś nie tylko pozostaje umazana krwistą czerwienią, ale także widać na niej kilka dorodnych siniaków.
Nie trzeba być więc geniuszem, by wiedzieć, że brunet przed chwilą się z kimś bił.
Jednak to wszystko koduje mimowolnie, jednocześnie pozwalając mu osunąć się na podłogę. Już po chwili wraz z nim Sasuke klęczy.
Naruto delikatnie chwyta za jego ostrą szczękę i równie łagodnie klepie po poliku.
— Hej, hej, nie mdlej, słyszysz? — mówi do niego. Sasuke kiwa głową, choć wzrok ma lekko szklisty.
Na całe szczęście nie odeszli daleko od zlewów, więc wystarczy, że blondyn mocno się odchyli, by rękę zmoczyć w zimnej wodzie. Zgrania kilka kropel, a następnie zaczyna ochładzać czoło Uchihy.
Chwilę to trwa, ale z sekundy na sekundę mroczki przed oczami bruneta odchodzą. Naruto jest o tym przekonany, bowiem spojrzenie wygląda na coraz klarowniejsze, a i krew z nosa przestaje już tryskać. Brunet oddycha głęboko raz, drugi, Naruto z kolei odsuwa się.
Uchiha wstaje. Ciemne oczy, mrożące krew w żyłach, lądują na nim. Uzumaki boi się poruszyć i nie robi tego. Nie robi tego nawet, kiedy Sasuke podchodzi raz jeszcze do zlewu, samemu opłukując sobie twarz i szyję, a potem ruszając wreszcie do wyjścia.
Dopiero trzask drzwi wyrywa Naruto z amoku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top