19.

Dziękuję za wszystkie komentarze — zrobiły mi dzień! Uwielbiam słyszeć, że sprawiam Wam radość. Niezmiernie cieszę się też, że równie mocno jak ja przeżywacie historię Sasuke i Naruto w Źli chłopcy dobrze całują <3

Został nam jeszcze jeden rozdział, który prawdopodobnie ukaże się w środę, więc do zobaczenia!

Jesteś dobrym chłopcem — Sasuke przypomina sobie słowa Mikoto. Mimowolnie nabierają ironicznego wydźwięku, szczególnie teraz, kiedy wysiada z niebieskiego pick-upa wraz ze znajomymi Itachiego.

— Właściwie, po co ci jesteśmy? — pyta Deidara. Sasori nie mógł przyjechać, bo miał jakieś rodzinne sprawy, dlatego też blondyn go zastępuje. Osobiście Sasuke nie lubi Deia, ale nie będzie wybrzydzał nieoczekiwanego towarzystwa, póki chłopak spełnia swoje zadanie.

— Dla ozdoby — szydzi Sasuke, wysiadając z samochodu. Trzaska mocno drzwiami, nie przejmując się, że zostanie na nich jakiś ślad.

— Świetnie — kwituje Kisame, spoglądając na budynek, przed którym się przed chwilą zatrzymali. Jego czujne spojrzenie głównie ląduje na otwartym garażu, z którego dobiega donośna muzyka. — Rozumiem, że to tutaj mieszka twój kolega?

— Otóż to.

Sasuke już nie zwleka. Kroki śmiało kieruje do otwartego wejścia garażu, a reszta mężczyzn podąża w ślad za nim. To nie tak, że potrzebuje bezwzględnie obstawy, ale woli dmuchać na zimne. Może stać się brudno, jeśli gitarzysta będzie ze znajomymi. Sasuke z kolei nie jest idiotą i wie, że tak naprawdę w walce przede wszystkim liczy się liczba, dopiero potem umiejętności.

Im bliżej się znajdują, tym muzyka staje się znacznie głośniejsza. To jakiś ostry metal, który rani uszy Sasuke. Jednak, pomimo wstrętu, który się w nim rodzi, nie zwalnia, a idzie energicznym krokiem dalej.

— Podoba mi się — oświadcza Deidara, wyciągając język z zachwytem, na co Sasuke przewraca oczami, czego chłopak już nie może zobaczyć. A nawet gdyby, nie sądzi, aby się obraził. Dei jest jak dziki kot: podrapie, by zaraz potem się do ciebie połasić. I ma nierówno pod sufitem — dodaje w myślach Sasuke. Chociaż prawdopodobnie jego brak ogłady to wina ćpania. Dei jest żywym królikiem doświadczalnym na nowe mieszanki. I z racji tego też ulubieńcem Nagato.

Na całe szczęście krzywienie się Sasuke może być odebrane jako wyraz niechęci na odór zioła oraz smród alkoholu, który opatula ich, kiedy tylko wchodzą do środka. Nikt więc nie komentuje jego spojrzenia czy wyraźnego grymasu na zwykle beznamiętnym obliczu. Zresztą paczka Itachiego zatrzymuje się pod grarażowymi drzwiami, które zwisają nad ich głowami zaledwie do połowy.

Na razie nie będą się udzielać, bo taka była pomiędzy nimi umowa.

To miejsce to bałagan. Jest zagracone nie tylko licznymi kablami do sprzętów muzycznych, takich jak perkusja, gitara czy mikrofon, ale również stertą ciuchów oraz butelek po piwie. Na brudnej kanapie leży jakaś dziewczyna, prawdopodobnie główna wokalistka The Black Alchemic. Ma otwarty notes i bazgrze po nim ołówkiem. Sasuke jej nie zna, ale zna za to rudowłosą nastolatkę, siedzącą na oparciu kanapy tuż obok.

Ann pierwsza go zauważa. Źrenice rozszerzają się w wyrazie zaskoczenia, a puszka w dłoni niemal wysuwa się na podłogę. W ostatniej chwili udaje jej się jednak powstrzymać piwo przed rozlaniem.

Sasuke nie poświęca Ann Jiho uwagi. Nawet się do niej nie uśmiecha, tylko robi krok na przód, wzrokiem błądząc po dalszej części pomieszczenia.

— Co ty tu robisz, Uchiha?

Maszynka do tatuażu zostaje odłożona. Kankuro przerywa tatuowanie chłopaka na krześle, a potem ścisza muzykę, która dudni z wysokiego głośnika przy ścianie.

To właśnie wspomniany facet interesuje go najbardziej.

— Ty jesteś Gaara? — pyta, chociaż zna odpowiedź. Miał czas, aby przejrzeć profil faceta na Instagramie. Miał też czas, aby dowiedzieć się o nim różnych rzeczy. Choćby takich, że jest gitarzystą The Black Alchemic oraz, że dorabia jako tatuażysta wraz z Kankuro. I jest pieprzonym sukinsynem, tym samym, który ośmielił się przekazać nagie zdjęcia Naruto.

Chociaż w Sasuke tli się nieludzki gniew, zewnętrznie jest spokojny.

— A ty to, kurwa, kto? — pyta Gaara, marszcząc brwi. Nagle jego spojrzenie, tak jak Kankuro, unosi się nad ramieniem Uchihy. Sasuke wie, że już dostrzegł jego towarzyszy. Prawdopodobnie Deidara im nawet pomachał.

— To ten Uchiha, o którym ci wspomniałem — odzywa się Kankuro opanowanym tonem. W gruncie rzeczy nie ma pojęcia, czego może chcieć od nich Sasuke. W ten sposób więc bada teren, na którym się znajdują. — Znajomy Ann ze szkoły.

Ann porusza się, kiedy tylko jej imię zostaje wypowiedziane. Odstawia całkowicie puszkę na stół, a dźwięk uderzenia o drewniany blat jest niemal za głośny w tej nagłej ciszy. Z kolei dziewczyna po prawej stronie Jiho już nie leży beztrosko, tylko również siada w zmieszaniu. Blond grzywa opada na jej czoło, a oczy śledzą uważnie Sasuke. Zdaje się być najstarsza z tej całej bandy.

— I ten, przez którego została zawieszona? — Widocznie Gaara nie ma za dużo rozumu, osądza Sasuke. Równocześnie przygląda mu się od stóp do głów. Nie ukrywa niechęci. Właściwie jego usta niemal drgają w geście odrazy.

Rude włosy, jakiś dziwny tatuaż na czole oraz oczy pomalowane eyelinerem — absolutnie wszystko w nim go irytuje.

— Co znowu zrobiłeś, G? — blondynka zabiera głos. Widocznie nikt jej nie powiadomił o ostatnich wydarzeniach w Liceum Konoha, co Sasuke wnioskuje po tym, jak równocześnie zerka ze złością na Ann. Chętnie by nawet jej to wyjaśnił, ale czas go nagli. Zresztą nie przybył tutaj dla pogawędek.

— Daj mi swój telefon.

To głos Sasuke rozbrzmiewa w pomieszczeniu o oktawę głośniejszy niż chwilę wcześniej. Wszyscy zebrani nagle na niego patrzą, jakby widzieli go po raz pierwszy. Jego nieporuszone, ciemne oczy mówią jednak, że nie żartuje. I naprawdę tego nie robi.

— Co ty do mnie mówisz? — Na ustach Gaary maluje się rozbawiony, niedowierzający uśmiech. Ale nie trwa długo, w następnej chwili Sasuke znajduje się tuż przed nim. Nikt nie ma nawet czasu na zareagowanie, bo Sasuke okazuje się szybki — chwyta chłopaka za kraniec koszuli i pcha na zimną, betonową ścianę, nie bacząc, czy go to zrani. Potem zaciska knykcie na krtani.

Brutalnie dusi.

— Powiedziałem: daj mi swój telefon — podkreśla wyraźnie każde słowo, aby Gaara nie miał wątpliwości, co do jego życzenia.

— No tak... — kpi rudowłosy, ledwo formując odpowiedź. Jego głos jest zniekształcony, choć w oczach zaczyna pojawiać się zrozumienie. — Nowy chłopak? Czy Naruto... dobrze tobie obciągnął? Bo wiesz... — kaszle, gwałtownie próbując zaczerpnąć powietrza — ja go wszystkiego nauczyłem. Nawet całować się nie umiał... był taką pieprzoną dziewicą.

Sasuke widzi czerwień. Jego knykcie zaciskają się jeszcze mocniej na kruchym ciele. Siniak wokół knykci nie powstrzymuje go, ani nawet krew płynąca ciurkiem z nosa Gaary. Jest w amoku, pochłonięty przez furię. Ona go pochłania i pulsuje intensywnie w żyłach.

Ręka Gaary próbuje go odepchnąć. Paznokcie ranią policzek piłkarza, ale Sasuke nawet się nie wzdryga. Metaliczny smak w kąciku ust traktuje niczym trofeum.

— Daj mu to, do cholery! — słyszy krzyk blondynki w tle.

— Kurwa, masz.

Kankuro pojawia się obok i pcha w jego stronę komórkę. Jego dłonie drżą, panika pojawia się w oczach, gdy patrzy na nich obu. Szczególnie na Gaarę, który zaprzestaje oddychać. Sasuke fascynuje to, jak powieki chłopaka opadają. Jak rozbiegany wzrok próbuje odegnać pojawiającą się mgłę.

Ale ostatecznie puszcza gitarzystę. Nie przejmując tym, że upada na ziemię z łomotem.

Jego koledzy z zespołu natychmiast są przy nim. Nawet Ann stoi nad chłopakiem, jakby mogła w czymkolwiek pomóc. Ale Sasuke to nie obchodzi. Ma to, co chciał.

Bez wahania przykłada kamerkę do twarzy Gaary, potem, po odblokowaniu, wchodzi w galerię ze zdjęciami i przegląda wszystkie pliki. Po kolei kasuje większość tego gówna, które Gaara trzyma na telefonie. Stara się jednocześnie nie skupiać na tych fotografiach czy plikach video, ponieważ wie, że to tylko jeszcze bardziej go rozjuszy, a już i tak jest na krawędzi.

Wreszcie kończy, po czym od niechcenia rzuca smartfon na stół. Jeśli szybka się przy tym stłukła, nie bardzo go to interesuje.

— Możesz być jego pierwszym, ale pod koniec dnia to ja jestem z nim w łóżku — kwituje, nim odchodzi.

Deidara, Kisame oraz Hidan unoszą wymownie brwi. Cokolwiek chcą powiedzieć, koniec końców się powstrzymują, choć nie szczędzą zdezorientowanych spojrzeń między sobą, gdy ich mija.

— To ja go wyrzuciłem! To ja... wyrzuciłem go jak śmiecia!

Głos Gaary słychać nawet na zewnątrz, ale Sasuke nie zamierza się cofać. Mimo że słowa odbijają się echem w jego głowie.

— Co to, kurwa, było? — Hidan zastanawia się, chociaż wcale nie kieruje tego pytania do bruneta. Kieruje je do siebie.

***

Kushina była sceptycznie nastawiona, żeby pozostał w domu. Jakoś nie uwierzyła, że boli go gardło. Przede wszystkim dlatego, że tak późno wrócił i — według jej słów — jakoś nie cierpiał na żadne z dolegliwości, które wymienił z rana, wczoraj wieczorem.

Ale także nie wykłócała się. Być może przez fakt, że zauważyła jego opuchnięte oczy oraz nerwowe przygryzanie wargi. Szczere mówiąc, Naruto zastanawia się, czy czasem źle nie oceniał matki w ostatnich miesiącach. Może jednak okłamywanie jej nie było takim prostym przedsięwzięciem. Może zawsze zauważała czające się cienie pod jego szerokim, pozornie radosnym uśmiechem. Tylko nic nie mówiła.

W każdym bądź razie, Naruto sądził, że czas wolny spędzi na pałętaniu się bezcelowo po pustym mieszkaniu. W najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczał, że ktoś go odwiedzi.

Pukanie wyrywa go z bezmyślnego wpatrywania się w telewizor. Nawet nie angażował się w lecący na antenie program, ponieważ jego umysł szalał. Teraz zaniepokojenie tym bardziej się nasila, ale mimo to Naruto wstaje z kanapy i idzie do holu.

Drzwi nie otwiera od razu, dopiero po odczekaniu kilku sekund niepewnie je rozchyla, jakby czaił się za nimi nieznany drapieżnik.

Jest jednak gorzej. Naruto w szoku spogląda na stojących przed nim przyjaciół. Wygląda na to, że nie tylko on odpuścił sobie dzisiejsze zajęcia. Przed nim bowiem stoją praktycznie wszyscy z jego paczki — Kiba, Hinata, Sai, Choi oraz Shikamaru. Ten ostatni przewodniczy grupie.

— Zamierzasz nas dalej ignorować? — ciekawi się Nara, chociaż ton nie brzmi tak oskarżająco, jak zapewne powinien. Raczej wkradły się w niego łagodne nuty. — Możemy wejść?

Naruto wiedział, że prędzej czy później będzie się musiał z nimi zmierzyć, a ignorowanie SMS-ów tylko zaogni problem. Ale poczucie wstydu go nie opuściło. Niedobrze mu się robi, gdy pomyśli, że stali się świadkami tego wszystkiego. Że widzieli go na tym pieprzonym zdjęciu, kiedy wyglądał niczym najtańsza dziwka. To było obrzydliwe na tak wielu płaszczyznach, że Naruto nie ma pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Sasuke pomógł mu emocjonalnie, ale nie mógł wymazać całego upokorzenia, które wczoraj dane mu było doświadczyć.

— Tak, jasne — mruczy z uciskiem w piersi. Gardło ma teraz naprawdę tak suche, jak opisywał to Kushinie kilka godzin wcześniej. Tylko że wcale go to nie cieszy. Jest w rzeczywistości przerażony, że przyjaciele tutaj przyszli.

— Nie jesteśmy twoimi wrogami — mówi Shikamaru, kiedy wszyscy ruszają do salonu. Już po chwili całe towarzystwo siada na kanapie, co przez Choiego okazuje się prawie że cudem. Naruto stoi niezręcznie przed nimi, chcąc zaproponować coś do picia, aczkolwiek jakoś nie potrafi wydusić z siebie słowa.

Ma wrażenie, że znowu będzie płakał. A to jest jeszcze bardziej upadlające.

— Nie jesteśmy tutaj, żeby cię oceniać — dodaje Kiba głośno. — Shikamaru nam wspomniał, że ty i... Sasuke — robi chwilę pauzy, aby przetrawić to, co zamierza powiedzieć — jesteście czymś.

— Kiba — Hinata upomina go sykiem. — Mieliśmy to zostawić na koniec!

— Właśnie — potakuje Choi, na co Sai kręci głową. Bo Naruto wszystko słyszy i okazuje się, że dyskrecja w ich słowniku raczej nie występuje.

— Nie jesteśmy tu z powodu Sasuke — wzdycha Nara ponownie, zabierając głos. — Ale jak już o nim wspomnieli, to powiem ci, co myślę. Wcześniej nie uważałem tego za dobry pomysł...

— Ale? — ponagla Naruto, świadomy, że przyjaciel się waha.

— Ale okazał się lepszym człowiekiem niż myślałem — wzdycha Nara. — Myliłem się, Naruto. Jeśli coś cię z nim naprawdę łączy, nie będę się dalej wtrącał.

Nara niezręcznie odchrząkuje. Potem wznawia.

— Jednak nie jesteśmy tu po to, aby oceniać twoje relacje z Uchihą, a przez wzgląd na to, co się stało w szkole. Nie uciekaj od nas, uważamy, że to było odrażające. Nikt nie powinien robić czegoś takiego. Nikt nie powinien cię tak ośmieszać, Naruto — podkreśla.

A Naruto naprawdę ma teraz łzy w oczach, ponieważ zalewa go fala ulgi.

Odrażające, to, co zrobili, było odrażające — powtarza sobie niczym mantrę. — Nie ty.

I po raz pierwszy naprawdę w to wierzy.

— I nie musisz walczyć z całym światem sam. Nie po to ma się przyjaciół.

— Bo chyba nimi jesteśmy? — wtrąca cicho Hinata. Brzmi tak, jak w pierwszym dniu szkoły, gdy była tak nieśmiała w stosunku do niego.

Naruto kiwa pospiesznie głową.

— Tak — mówi. — Tak, jesteśmy.

Po jego odpowiedzi nagle ciężka atmosfera opada. Nawet barki Shikamaru nie są już tak sztywne, jak chwilę temu. Pojawiają się również pierwsze uśmiechy.

Naruto zaczyna pojmować, że to, co powiedział Nara, jest rzeczywiście prawdą. Oni go nie oceniają, nie pogardzają nim, a tylko wykazują troskę. Chcą go chronić.

Naruto przypomina sobie, że w poprzedniej szkole miał znajomych, którzy nawet odwiedzili go w pierwszych dniach przeprowadzki, ale to nigdy nie była głębsza relacja. Teraz zresztą już nie utrzymują kontaktów — przestali odpowiadać na jego wiadomości. Prawdopodobnie dlatego tak bardzo bał się otworzyć przed kimkolwiek. Bał się, że ponownie zostanie zraniony, że jego wrażliwość obróci się przeciwko niemu. To właśnie zrobił mu Gaara. Kiedy naprawdę Naruto myślał, że chociaż dla niego się liczy, okazało się to jedynie kłamstwem, w które głęboko uwierzył. Gaara traktował go jak zabawkę, nic poza tym. Naruto z kolei tak bardzo pragnął miłości, że do ostatniej chwili żył we własnej iluzji.

— Jestem głodny — odzywa się nagle z żalem Choi, przywracając wszystkich do rzeczywistości.

Naruto patrzy się na niego, a potem parska tłumionym śmiechem. Tym razem jest on naprawdę szczery.

***

Sasuke miał do niego przyjść zaraz po zajęciach, ale spóźnia się. To wprawia Uzumakiego w nerwowość. Co chwila sprawdza przez okno, czy nikt się nie pojawia w okolicy. Matka zabiłaby go, gdyby wiedziała, ile razy przesunął firankę w salonie.

I chociaż obecność przyjaciół pomogła na stres, to teraz znowu chodzi jak na szpilkach. Przygryza dolną wargę, nie przejmując się świeżymi ranami. Po prostu zlizuje kilka kropel z ust.

Wreszcie widzi niebieskiego pick-upa na ulicy. Samochód zatrzymuje się przed domem Uchihów, ale ciemna postać, która z niego wysiada, zamiast do Uchihów pospiesznie idzie w stronę domu Uzumakich.

Przekracza kilka schodków, a następnie Naruto słyszy donośne pukanie.

Naruto odsuwa się od okna i zmierza do drzwi. Gwałtownie otwiera je, a jego spojrzenie w te samej chwili opada na zadrapany policzek Sasuke.

— Gdzie byłeś? — pyta, względnie spokojnie. Nie wpuszcza też Sasuke, zagradzając mu wejście swoją osobą, co zdaje się dziwić bruneta.

Piłkarz niezręcznie przeczesuje ręką burzę ciemnych włosów.

— Ze znajomymi, mieliśmy...

— Nie kłam — ostro przerywa mu Naruto. Potem pokazuje mu telefon, który ściska w dłoni. — Shikamaru mi napisał, że byłeś u Gaary!

Sasuke tylko przelotnie zerka na wiadomości. Naruto zabiera komórkę tak szybko, że nawet nie ma szans na właściwie odczytanie SMS-ów. Ze względu jednak na wściekłość Uzumakiego, nie prosi o ponownie pokazanie chatu.

— I nawet mnie nie zapytałeś, czy możesz! — warczy. — A gdyby coś ci się stało? Gaara nie jest zbyt miłą osobą...

— Ja też nie — wtrąca Sasuke zdecydowanie. Zaraz potem przybliża się do Naruto i go całuje. Uzumaki, pomimo gniewu, oddaje pocałunek, a przez to również milknie. — Skąd w ogóle wie, że tam byłem? Śledził mnie, czy co?

— Temari jest wokalistką The Black Alchemic — mówi Naruto, na co Sasuke unosi prawą brew.

— A Temari to...?

— Jego dziewczyna — oznajmia, jakby Sasuke powinien to wiedzieć. Uchiha niemal już ma na końcu języka uszczypliwą uwagę, bo dalej nic mu to nie mówi, ale potem przypomina sobie blondynkę, której imienia, jako jedynej, nie znał. I prawdopodobnie to właśnie była Temari.

— Bardzo boli?

Pytanie Naruto wyrywa go z przemyśleń, a potem kręci głową na nie. Mimo to Naruto zdaje się nie przyjmować takiej odpowiedzi, bo ciągnie go do środka mieszkania. Potem pcha do łazienki, gdzie wyciąga z szafki apteczkę. Sasuke ma ochotę przewrócić oczami na dwa plastry, które delikatnie mu nakleja na policzek. Jednak tego nie robi, zamiast tego skupiając się na opuchniętych wargach chłopaka. Niestety, nie są one zranione przez jego własne usta, ale przez ten irytujący, nerwowy nawyk przygryzania wargi przez Naruto. Niestety, nic nie może na to poradzić.

Wątpi, że powiedzenie „nie rób tego" nagle wyleczy nastolatka. Właściwie tym sposobem może tylko pogorszyć problem. Więc Sasuke po prostu skupia się na czymś innym.

Na szyi Uzumakiego. Konkretnie na nieoznakowanej szyi.

Nachyla się i najpierw składa skromny pocałunek na uwydatnionej żyle. Potem kolejny, ale już mniej niewinny. Zasysa skórę prawie że z obsesją. Naruto wypuszcza urywany oddech i zaprzestaje chowania bandaży z powrotem do apteczki. Upuszcza ją na podłogę, kiedy Sasuke usadza go gładko na pralce. Woda utleniona turla się pod ich nogami, ale obaj się tym nie przejmują.

Całują się dalej, zachłannie oraz z agresją. Ich języki spijają jęki, powodując mrowienie w pachwinach.

— Moja mama — informuje między pocałunkami Naruto, chociaż wcale się nie odsuwa — wróci zaraz z pracy.

— Mamy pół godziny — mówi Sasuke, zerkając na zegarek w telefonie. Po tym jednak nie wkłada go ponownie w kieszeń tylnych spodni, a odkłada na blat zlewu. Odpina zamek jeansów. Naruto z pożądaniem przygląda się, jak wyciąga penisa na zewnątrz. Już jest twardy jak skała.

— Na co czekasz? Podobno się spieszymy — ironizuje Sasuke prześmiewczo. Naruto przełyka i zsuwa się z pralki tylko po to, aby móc także pozbyć się spodni. Jednak w odróżnieniu od piłkarza spycha je całkowicie. Ściąga też bluzkę i bieliznę. Nawet odrzuca skarpetki.

Świadomość, że on jest nagi, a Sasuke nie, dodaje tylko pikanterii.

Posłusznie odwraca się do niego tyłem, opadając łokciami na pralkę, tyłek zaś wystawiając.

Słyszy jak Sasuke szpera po szafkach w poszukiwaniu jakiegoś nawilżenia, potem zaś czuje zimną maź na dziurze. Sasuke nie bawi się z nim, ponieważ nie ma na to czasu — od razu wkłada palec i rozciąga go niemal klinicznie.

— Och, kurwa — wzdycha mimo wszystko Naruto, już rozpływając się z przyjemności. Sapie tym mocniej, gdy dochodzą dwa palce i krzyczy, kiedy są w nim trzy.

— Uwielbiam to — wyznaje w rozkoszy. Sasuke mógłby palcować go wieczność, a mu to by się nie znudziło. Jego mocny dotyk, zapach potu zmieszany z wodą kolońską i wiedza, że to właśnie jest on, Sasuke Uchiha — ogłupia go.

Ale to nie wystarcza, nie, dopóki wreszcie żołądź Uchihy się w niego nie wsunie do końca. Najpierw pcha delikatnie, ale wystarczy kilka chwil, a jego biodra zaczynają uderzać w brutalnym, obezwładniającym rytmie.

— Czekaj, czekaj!

Sasuke zamiera na podniesiony głos Naruto. Ekstazę zastępuje niepokój i na nic nie bacząc, wysuwa się z niego.

— Co jest nie tak?

Naruto kręci głową.

— Nic — sapie. — Tylko...

Blondyn odwraca się. Jednak nie wygląda na ani zranionego, ani przestraszonego. Właściwie to na jego twarzy widać lekki uśmiech. Obejmuje go też za szyję, a Sasuke odruchowo kładzie ręce na jego nagiej, cienkiej talii, badając jej kuszące kształty.

— Tylko chcę cię zobaczyć, kiedy dojdę.

Sasuke nigdy nie lubił ckliwych rzeczy, ale dziwnym trafem jego kutas jakoś się z nim nie zgadza. Pulsuje mocniej, więc dlatego ponownie sadza Naruto na tę pieprzoną pralkę, nogi chłopaka kładąc sobie na ramionach. Po raz kolejny umieszcza penisa w ciasnym otworze. Tym razem Naruto przyjmuje to gładko i sam w odpowiedzi odpycha biodra, by ponaglić go do działania.

Patrzą sobie intensywnie w oczy podczas kolejnych pchnięć, sapnięć i jęków. Nawet wtedy, kiedy orgazm przeszywa ich ciała, nie odrywają od siebie wzorku.

I to jest najbardziej intymny stosunek ze wszystkich, jakie odbyli do tej pory — stwierdza Sasuke, walcząc z nierównym oddechem. Jego płuca palą, ale jest to nadal przyjemny, satysfakcjonujący ból.

— Jeśli ci powiem, że cię kocham...

W pierwszej chwili Sasuke sądzi, że się przesłyszał. Ale wyczekujące spojrzenie błękitnych oczu mówi mu, że to wcale mu się nie wydawało. Naruto naprawdę poruszył ustami.

— ... przestraszysz się?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top