16.
Witajcie, Kochani, po tej długiej przerwie <3 Tak właściwie to nie ukończyłam książki, którą miałam skończyć do lutego, ponieważ powalił mnie zupełny brak weny. Zdecydowałam jednak, że nie będę się katować za to i po prostu pokonam brak weny pisaniem czegoś innego. Tak właśnie powstał ten rozdział.
Co zabawne, uświadomiłam sobie, że zbliżamy się powoli do końca historii.
A co w tym rozdziale nas czeka? Trochę dramatu (może więcej niż trochę) oraz wreszcie rozwiązanie kilku tajemnic.
Kilka godzin później Sasuke odgryza kawałek hamburgera, wiedząc, że połowa osób przy jego stole się w niego wpatruje. Niemniej jednak zachowuje się, jakby nie czuł na sobie żadnego z tych natarczywych spojrzeń. W gruncie rzeczy przecież nic nie wiedzą. Mogą jedynie domyślać się, że to on wyśpiewał wszystko dyrektorce, w czego efekcie przed chwilą Haruno została wyprowadzona do gabinetu Yuhi. Ale nikt nie ośmiela się zasugerować na głos tego, co wszyscy sądzą — mianowicie, że tylko Sasuke od rana dziwnie się zachowuje. Przez to właśnie teraz panuje przy stole grobowa atmosfera. Praktycznie tylko brunet je.
— Myślisz, że ją wydalą? — wreszcie ciszę przełamuje Neji, który faktycznie wygląda na zaciekawionego odpowiedzią. Poza tym nie zerka na Sasuke z ostrożnością, jak to robią pozostali. Zdaje się równie niewzruszony, co Sasuke, mimo że samemu nie sięga po już zimne spaghetti na talerzu. Być może owe zainteresowanie nie wynika z tego, że aż tak przejmuje się Haruno, a raczej zasługą jest Ino, która spięta siedzi obok niego. Z tą myślą bezwolnie wzrok Uchihy opada na Yamanakę, na co ta gwałtownie sztywnieje. Sasuke zdążył się już przyzwyczaić do jej wyraźnego dyskomfortu, więc nie robi to na nim wrażenia.
Po przełknięciu kęsa hamburgera, wzrusza obscenicznie ramionami. Mogą odebrać to jak chcą, a jeśli stwierdzą, że ma w głębokiej dupie co się z nią stanie, mają racją. Aktualnie buzują w nim same złe emocje i nie ma sensu kłamać, że tak nie jest. Wstając dzisiaj z łóżka nawet nie przypuszczał, że tak to się wszystko potoczy. Widok nagiego Naruto przyprawia go o bolesne pulsowanie adrenaliny. Ma ochotę pozabijać ich wszystkich.
Przez kolejne godziny lekcyjne sensacja pozornie ustaje. Paczka Uchihy wraz z pozostałymi podekscytowanymi wydarzeniami uczniami udaje się na zajęcia, jakby wcześniejsza wrzawa wcale nie miała miejsca. Jedynie na przerwach plotki na nowo żyją własnym życiem. Sasuke ignoruje je. Szczerze mówiąc, najchętniej już teraz wydostałby się poza teren szkoły i znalazł Naruto, ale nie może. Wie, że przykuje tym jeszcze więcej uwagi, a teraz nie chce dolewać oliwi do ognia.
Jakimś cudem udaje mu się przebrnąć przez ostatnią lekcję, po czym prędko zgarnia torbę i rusza do wyjścia. Nie interesuje go nic innego niż ucieczka z tego pieprzonego budynku. Nawet nie żegna się z przyjaciółmi.
Chwila ulgi zalewa go po przekroczeniu progu bramy. Oddycha głębiej, jakby dopiero teraz mógł pozwolić sobie na jakąkolwiek swobodę. Gniew w nim nadal pulsuje, ale jest mniej intensywny. Powoli przygasa. Byle tylko nie myślał ani o Sakurze, ani o zdjęciach, ani o tym skurwielu, który zrobił te wspomniane fotografie. Były Naruto to jakiś psychol i, jeśli wcześniej się nad tym zastanawiał, teraz nie ma co do tego wątpliwości. Ale tym zajmie się później. Najpierw musi znaleźć Naruto.
Na parkingu szybko odnajduje własne auto, ale nim do niego wsiada, słyszy za sobą wołanie. Zdumiony odwraca się, aby zobaczyć szczupłego bruneta, którego kojarzy tylko z twarzy. To jeden z przyjaciół Naruto, jeśli się nie myli, niejaki Shikamaru.
— Czekaj, Uchiha! — Zwykle facet ma to leniwie, zmęczone spojrzenie, ale teraz kocie oczy mrużą się w niepokoju. Gdyby nie to, Sasuke olałby gościa. Jednak ten fakt nie pozwala mu na swobodne wejście do auta i zlekceważenie wołania. Stoi więc, czekając aż chłopak do niego podejdzie. Najgorsze jest to, że po drugiej stronie parkingu widzi również Najiego, który także zmierza w jego kierunku.
Kurewsko cudownie — myśli, ale nie robi nic, aby ich powstrzymać. Nie ucisza też Shikamaru, kiedy zatrzymuje się przed nim wraz z Nejim. Pozwala mu mówić, mimo obecności Hyuugi oraz jego jawnego zdziwienia wymalowanego na twarzy.
— Wiem, że jesteście ostatnio z Naruto blisko — szorstko komunikuje chłopak, na co Sasuke unosi brew. Jednak ten uprzedza jego domysły: — Zanim zapytasz, nic mi nie mówił. Sam się domyśliłem. Zresztą nie byliście wcale subtelni...
Ostre spojrzenie Shikamaru sugeruje, że musiał coś zobaczyć. Sasuke próbuje we wspomnieniach połączyć, kiedy cokolwiek takiego mogłoby mieć miejsce. Może kiedy Naruto robił mu loda na moście? Albo na dachu szkolnego budynku, kiedy wspólnie sobie trzepali?
— Czego chcesz? — ponagla Sasuke. Nie ma czasu na głupie pogadanki o tym, co robił. I z kim. Nawet jeżeli rzeczywiście miał bliskie relacje z Naruto, to nie powinien być niczyi interes.
— Naruto nie odbiera telefonu od żadnego z nas. Jego mama też nie może się do niego dodzwonić. Może ty... mógłbyś spróbować? Naprawdę nam na nim zależy... Wiem, że nie masz w obowiązku...
Sasuke spokojnie analizuje twarz i głos chłopaka. Wie, że ta prośba dużo go kosztuje. Zdaje się zdesperowany i zapewne w innym wypadku nie zapytałby o to, ale Shikamaru naprawdę się przejmuje blondynem. Ewidentnie się o niego martwi. Na tyle, aby porzucić swoją niechęć do Uchihy.
— W porządku. Zrobię to. Znajdę go —przerywa mu wywód Sasuke zimnym tonem. Shikamaru zamiera, jakby nie tego się spodziewał. Mimo wszystko jednak kiwa głową i wycofuje się, przelotnie jeszcze zerkając na Nejiego, który nadal przystaje z boku. Oczywiste jest, że dotychczas przysłuchiwał się ich rozmowie.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — pyta szeptem Neji po tym, jak Shikamaru jest już poza zasięgiem ich wzroku. Sasuke zamiast odpowiedzieć z westchnieniem wyciąga z kieszeni spodni papierosy wraz z zapalniczką. Jednego szluga oferuje Huudze, który nie odmawia. — Zrozumiałbym.
Obaj patrzą na tłumy licealistów oraz ogromny budynek szkolny. Lekceważą co niektórych ciekawskich uczniów, przeglądającym się im podejrzliwe. Popularność właśnie w takich chwilach jest tym bardziej uciążliwa. Sasuke, wprost mówiąc, nienawidzi, że każdy wie kim jest.
— To z Sakurą skończone? — interesuje się Neji, również opierając o samochód Uchihy. Obaj w tym samym momencie wydmuchują dym z płuc, przez co szara chmura obejmuje ich sylwetki, nim w następnej chwili rozwieje ją ostry podmuch wiatru.
— Chyba skończyliśmy się już dawno, ale po wypadku Suia... — Sasuke gwałtownie przerywa. Obrazy z klubu znów go przytłaczają. Jak zawsze są odrażająco żywe, jakby wydarzyło się to zaledwie wczoraj. Odór wymiocin, białe prochy, widok prawie że martwego ciała. — Chyba trudno było mi to zaakceptować.
— Wiedziałeś, że się z nim kurwiła? — parska suchym śmiechem Sasuke. Nic innego mu już nie pozostało niż drwienie z tej sytuacji.
— Naprawdę? — Neji prostuje się, nagle zerkając na Sasuke i tym samym badając, czy to aby nie żart. Jednakże stalowy wzrok Sasuke nadal się utrzymuje, a Neji zaczyna rozumieć, że wcale nie jest mu do śmiechu.
— O cholera — kwituje cierpko.
— Taa... — Sasuke w końcu wyrzuca niedopałek na beton, po czym przydeptuje go butem.
— Nie współczuj mi — ostrzega sucho, po czym robi pauzę, tylko po to, żeby bezdusznie oznajmić: — Na imprezie Kabuto przerżnąłem się z Ino.
Sasuke nie patrzy na przyjaciela, kiedy to mówi. Po prostu otwiera wreszcie drzwi, siada, zatrzaskuje je i odpala samochód. Maszyna uruchomia się z głośnym warkotem, a Sasuke może wreszcie zabrać stąd swoje cztery litery.
***
Neji nie porusza się jeszcze przez parę długich minut. Nawet po tym, jak czerwone BMW znika za zakrętem. Stwierdza, że zapali sobie jeszcze jednego, więc to robi. Odpala drżącą dłonią kolejnego szluga i wciąga się tak, jakby chciał, żeby wybuchły mu płuca.
Nie wie, co o tym wszystkim sądzić. Z pewnością nie spodziewał się na odchodne takich nowin.
Na imprezie Kabuto przerżnąłem się z Ino.
Te słowa nieustannie rozbrzmiewają w jego głowie i drapią w środku, tuż pod mostkiem. Czuje nadchodzące do gardła mdłości. Być może równie silne, co u samego Naruto, kiedy zobaczył własne pornograficzne zdjęcia dzisiejszego ranka.
Impreza u Kabuto jest wydarzeniem mglistym. Neji pamięta głównie tonę alkoholu, który zastępował dragi, ponieważ była to pierwsza impreza od czasu Suigetsu. Nikt nie śmiał się, ani nie pił dla zabawy, ale po to, aby zapomnieć o stracie jednego z przyjaciół. Nie wspominali o tym jednak, traktując ten temat jako tabu. Właściwie, jak sobie Neji uświadamia, nawet teraz, po tylu miesiącach, utrzymywali pewną zmowę milczenia.
Być może tak było łatwiej. Ale nie słuszniej — uświadamia sobie Neji.
Zaczyna powoli łączyć kropki. To dziwne zachowanie Sasuke, to ciągle zdystansowanie od otoczenia. Neji zauważył, że Sasuke nie był już tak do niego otwarty, co kiedyś. Stworzył między nimi mur, który z każdym dniem stawał się coraz wyższy i masywniejszy. Neji zakładał, że to były konsekwencje Suia, ale teraz ta teoria bezpowrotnie upadła.
Co śmieszne, ta zdrada chyba boli najbardziej z powodu Uchihy. Byli od tak dawna przyjaciółmi, iż nigdy nie sądził, że Sasuke zrobi mu coś takiego. Z drugiej strony wie, że to wina przede wszystkim nie radzenia sobie z problemami. Kiedy robi się strasznie źle, Uchiha staje się tym bardziej autodestrukcyjny. Zapewne nawet nie zamierzał tym sposobem skrzywdzić Nejiego, a zamiast niego siebie. Chciał doprowadzić do tego, aby wszyscy go nienawidzili.
Cóż, w pewnym sensie mu się to udało — prycha bezwolnie Neji, strzepując nerwowo popiół ma chodnik. Chociaż nie jest przekonany, czy w rzeczywistości ma to na myśli. Czy naprawdę czuje nienawiść.
Jest wstrząśnięty — to na pewno.
Co zabawne, telefon w drugiej ręce nieustannie wibruje, ponieważ przychodzą do niego kolejne wiadomości.
I co?
Dowiedziałeś się czegoś?
...?
Nadal rozmawiacie?
Gdzie jesteś? Czekam na ciebie.
Neji zerka przelotnie na treść SMS-ów, po czym wygasza ekran smartfona. Nie zamierza odpisywać. Nie teraz i nie w tym stanie.
Siada na ławce. Gasi papierosa, po czym opiera dłonie na kolanach i pochyla głowę. Nie płacze, chociaż ma ochotę wylać wszystkie te negatywne emocje z siebie. Być może to by mu właśnie pomogło.
Jego włosy przysłaniają blade oblicze, chociaż dla niego to tym lepiej, woli, aby inni uczniowie go nie dostrzegali, tutaj, przygarbionego. Aby ignorowali go, jak wszystkich innych szarych przechodniów. Niestety, widocznie mimo tego nadal łatwo go rozpoznać, co potwierdza się, kiedy słyszy nad sobą cichy, lekko trzęsący się głosik:
— Wszystko w porządku?
Chyba ma pecha, że ze wszystkich ludzi to właśnie kuzynka przed nim stoi. Hinata ma na sobie zbyt dużą czerwoną kurtkę, w której wygląda na jeszcze mniejszą, niż zwykle. Jej czarne włosy pcha szaleńczo wiatr i w tym momencie nie da się nie zauważyć ich wzajemnego podobieństwa. Naprzeciwko siebie tym bardziej rzucają się w oczy ich równie ciemne, długie włosy oraz niemal białe tęczówki, które pozostają cechą charakterystyczną rodu Hyuugów. Niektórzy wątpią w ich prawdziwość, myśląc, że to soczewki. Mylą się.
Neji próbuje wykrzesać w sobie tę iskrę niechęci, co zwykle w kierunku Hinaty. Niestety, bezowocnie. Dzisiaj nie ma sił na jeszcze jedno starcie.
— Nie bardzo — wyznaje, przecierając twarz. Potem ich spojrzenia się łączą. Przez lico Hinaty przemyka cień zaskoczenia. Z pewnością nie spodziewała się, że jej odpowie. Ile to już czasu minęło, odkąd ostatni raz normalnie rozmawiali? Chyba od czasu śmierci rodziców. Sześć lat co najmniej.
Oczywiście, że wtenczas na siebie wpadali. Szyderstwa i dogryzki od strony paczki Nejiego były na porządku dziennym. Chociaż on sam tylko uśmiechał się sarkastycznie, niczym dobrze bawiący się obserwator. Prawdopodobnie to było dla niej tym bardziej upadlające. Ale o to właśnie chodziło, racja?
To było niemal absurdalne, że po tym wszystkim Hinata i tak się o niego martwiła. Jakby nie doświadczyła żadnej ze wspominanych krzywd od własnego kuzyna.
Z drugiej strony Neji nie potrafi zaakceptować faktu, że to właśnie ją z nich dwóch dziadkowie wybrali. Jakby był gorszy. Jakby jego życie nic nie znaczyło. Dlatego za każdym razem czuje wstręt, kiedy na nią patrzy. Przypominała mu o wszystkim, co stracił. A stracił zbyt wiele jak na tak młodego człowieka — rodzinę.
Prawie siedem lat temu oboje ich rodzice wybierali się na przyjęcie urodzinowe do znajomych. Wpadli w poślizg. I już nie wrócili z tej podróży.
Jeszcze przed tym Hinata z Nejim byli jak rodzeństwo. Często się ze sobą bawili, razem układali klocki lego, toczyli pojedynki na miecze. Ale potem ich świat się rozpadł. Dziadkowie nie byli zamożnymi ludźmi, więc nie mogli przyjaciół obojga dzieci. To Hinatę zdecydowali przygarnąć, a Nejiego oddać do domu dziecka.
Dzisiaj Neji ma nową rodzinę, ojca, który posiada krocie na koncie, ale wcale nie czuje się z tego powodu szczęśliwy. Wręcz przeciwnie, nienawidzi swojego przybranego taty. To dyktator. Potwór. Wszystko musi być według niego idealne. Nie daj Bóg by Neji nie dostał się do szkolnej drużyny piłkarskiej lub na zajęcia teatralne, które miały otworzyć mu drogę do lepszego świata. Dobrze, że jego tata nie przyjeżdżał zbyt często. Ciągle delegacje przynajmniej pozwalały na odetchnięcie od tej nieustannej presji. Mama też wyglądała wtedy na znacznie szczęśliwszą. A on mógł sprawnie oszukiwać, że chodzi na te pieprzonego lekcje aktorstwa. Jeśli matka była przy tym partnerem w zbrodni, nie poruszali tego tematu.
Szczerze mówiąc, Neji oddałby wszystko, aby żyć z dziadkami, nawet gdyby nie miał w ten sposób grosza przy duszy. Nie potrzebne mu były drogie auta, wyjazdy, markowe ciuchy. Ponieważ tym nie szło zastąpić miłości.
Neji pocieszenie znajdował w znajomych, ale najbardziej wsparcie okazywał mu Sasuke. Uchiha jako jedyny wiedział o wszystkich jego koszmarach. W najgorszych chwilach bowiem to właśnie on wyciągał do niego pomocną dłoń. Podnosił z klęczek.
I Ino. Ino też była dla niego ważna, kiedy robiło się źle. Kiedy przybrany ojciec znęcał się nad nim psychicznie.
Dwie osoby, które właśnie zdradziły jego zaufanie.
— Chcesz o tym pogadać? — pyta Hinata, przyprawiając go tym samym do rzeczywistości.
Neji zaprzecza, kręcąc głową. Dziewczyna na to niepewnie przestępuje z nogi na nogę, po czym z wahaniem przysiada się na ławce. Nic nie mówi. On też nie. Jeśli zaś przysuwa się do niego jeszcze bliżej, oboje nie wspominają o tym.
Mimo wszystko Neji jest wdzięczny. Za ciszę i ciepło drugiej osoby. Nawet, a może dlatego, że jest to właśnie jego kuzynka.
Przez ulotną chwilę ma wrażenie, że jest tak jak dawniej.
***
Naruto drży na całym ciele. Nie tylko od chłodu wiatru, który od czasu do czasu przeszywa go bezlitosnym zimnem, ale także przez uczucie bezsilności i strachu. Patrzy pustym wzrokiem w stronę rzeki, z całych sił zaciskając palce na barierce. Knykcie przez to pulsują nieprzyjemnym bólem. Nie zwraca jednak na to uwagi, zamiast tego zastanawiając się, jak czułby się pod wodą. Czy, gdyby się zanurzył, problemy odeszłyby na dobre.
Właściwie to wydawało się dziwnie łatwe. Musiałby tylko przejść przez metalowe pręty i skoczyć. Potem na pewno w końcu odnalazłby spokój. I być może dla niego tak byłoby najlepiej. Porzucić to życie na zawsze. Już nie odczuwałby wiecznego strachu, bezradności i odrzucenia.
Drży mocniej, chociaż jeszcze moment temu nie wydawało się to możliwe. Teraz jednak lęki w jego głowie wzrastają, a ciało na to reaguje. Ponieważ tak, uświadamia sobie, że zamierza to zrobić.
Naokoło jest pusto. Żadnych przechodniów, samochody zaś przejeżdżają przez okolice sporadycznie. Idealne warunki, powiedziałby ktoś.
Naruto wcześniej nie rozważał czegoś takiego. Nogi same go tu poniosły, potem usiadł na ławce w pobliżu i patrzył pusto w dal. Siedział tak długo, aż nie czuł własnych kończyn. Potem jednak przyciągnęła go woda. Wstał, przybliżył się do nurtu rzeki i zaczął wierzyć, że nie było sensu w jego życiu. Notoryczne porażki uświadomiły go, że nie ma nic do zyskania żyjąc. Nawet Sasuke się od niego odwrócił.
Najprawdopodobniej to nim najbardziej wstrząsnęło. Czarne, przeszywające spojrzenie prześladowało go we wspomnieniach. Nie mógł się pogodzić z tym, że było tak beznamiętne i zimne. A jednocześnie mieściło w sobie stłumiony gniew oraz obrzydzenie. Sasuke także nic nie powiedział, nie stawił się za nim.
Naruto wmawiał sobie wcześniej, że nie wymagałby od niego niczego. Żadnej deklaracji. Ale w duchu nie była to prawda. Mimo wszystko naiwnie liczył, że byli czymś więcej. Że darzyli się wzajemnym uczuciem. Że nie scalało ich wyłącznie pożądanie.
Oczywiście, był głupi.
Nagle wzdryga się. Obca kurtka zostaje zarzucona mu na ramiona, a czyjeś dłonie brutalnie odpychają go od barierek. Potyka się w amoku i tylko to drugie ciało sprawia, że nie upada.
— Co ty, kurwa, robisz?!
Znajomy głos rozbrzmiewa w uszach. Naruto dopiero po długich sekundach orientuje się, że patrzy właśnie na wzburzonego Uchihę, który wykrzykuje do niego obelgi. I wraz z tą świadomością, zaczyna się szarpać.
— Nie dotykaj mnie — warczy niemal w panice. Z tymże żadna z prób ani ostrzeżenie nic nie dają — ręce Sasuke są silne i zaciskają się jeszcze mocniej na ramionach, chcąc go przytrzymać przy sobie. — Słyszysz? Nie dotykaj mnie!
Powtarza prawie jak mantrę, ale to bez znaczenia. Sasuke ignoruje wszystkie jego błagania.
— Nie jestem tylko dziurą do pieprzenia! Nie jestem dziwką! Nie jestem... — Słowa tłamsi szloch. Sasuke patrzy na niego ze zmarszczonymi brwiami, a potem obejmuje go całego. Palce zanurza w stadzie blond włosów, przysuwając głowę Naruto do swojej szyi. I wbrew rozsądkowi, chłopak pozwala sobie wtedy odetchnąć. Spazmatycznie oddycha, zaciągając się przyjemnym zapachem wody kolońskiej piłkarza. Bluza Uchihy zaś chłonie wszystkie łzy.
— Wiem — mruczy Sasuke, przeczesując jasne kosmyki z łagodnością, o którą nikt by go nie posądził. — Wiem, że nie jesteś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top