1.
Na dworze panuje skwar, co jest dziwne dla tej pory roku, ale ostatnio pogoda ewidentnie wariuje i nawet w wiadomościach pogodynka mówi o temperaturze, jako o niespodziewanym ociepleniu. Sasuke, słysząc w tle kobiecy, lukrowy głos, ma ochotę przewrócić oczami i to właśnie robi. Potem zaś podciąga rękawy długiej, czarnej bluzy aż po łokcie.
Nie chce mu się przebierać. Zresztą tutaj w domu mają klimatyzację i nie jest tak źle, jak na zewnątrz. Ci mężczyźni, których obserwuje przez okno w kuchni, nie mogą powiedzieć jednak tego samego. Chociaż mają tylko kombinezony z szelkami, odkrywające tłuste ramiona, ich skóra nawet z tak daleka ocieka potem. I jest niezdrowo zaczerwieniona, jakby słońce już oparzyło ciała. Sasuke tak naprawdę nie współczuje im tak bardzo, jak powinien, jest raczej zaintrygowany tym, co robią. A od godziny wnoszą okryte płachtami meble do domu naprzeciwko. Mimowolnie więc patrzy na niekompetentnych pracowników, starając się równocześnie przeszukiwać Internet do prezentacji na jutro. Niestety, ciągłe rozproszenie mu na to nie pozwala. Matka też niczego nie ułatwia, krzątając się tuż obok. Zgrzyt garnków czy szum wody wprawia go w irytację, aczkolwiek i tak jest lepszą opcją, niż dudnienie muzyki na samej górze, czy śmiechy w salonie. Właściwie fakt, że musi tutaj odrabiać pracę domową, jest wyłącznie zasługą Itachiego i jego głośnych znajomych. Jak zwykle robią rozróbę w domu i nikt ich o to nie upomina. Nie, żeby Sasuke się tak naprawdę dziwił, znajomi Itachiego są prawie jak rodzina i pewnie w innym wypadku sam by do nich dołączył, ale dzisiaj nie ma na to w ogóle ochoty. Poza tym musi się uczyć.
— Podekscytowany? — Dobiega go pytanie, przez które Sasuke na moment drętwieje. Dopiero potem unosi brew, kierując spojrzenie na Mikoto, która popija od czasu do czasu ciepłą kawę. Kobieta właśnie skończyła robić masę na ciasto, które w obecnej chwili rośnie w nagrzanym piekarniku. Teraz sama odpoczywa, oparta łokciami o blat stołu.
— Czym? — wypala.
— Nowymi sąsiadami — wyjaśnia matka, obracając czarny kubek w dłoni. — Wydajesz się bardzo pochłonięty tym, co się dzieje za oknem. Może chcesz mi potowarzyszyć, kiedy pójdę ich przywitać?
— Nie — natychmiast szorstko odpowiada, znowu kierując wzrok na laptopa. — Dzięki, odpuszczę.
Mikoto wzdycha, nie jest zadowolona ani z jego odpowiedzi, ani z wrogiej postawy. Sasuke jednak nie bardzo to obchodzi, nie ma ochoty robić cokolwiek, by poprawić jej nastrój. Szczególnie, że temat nowych sąsiadów nie jest dla niego zbyt ciekawy.
— To może chociaż skusisz się na kawałek szarlotki?
Sasuke nie podnosi wzroku znad wyświetlacza, po prostu ponownie wchodzi w przeglądarkę i wyszukuje odpowiednie frazy, które — gdyby nie rozproszenie — powinien mieć już dawno uwzględnione na slajdach.
— Nie — mruczy.
Ma nadzieję, że matka się zrazi i nie będzie go już więcej dręczyć. Mimo że czuje na sobie osądzające spojrzenie, stara się pozostać nieugiętym. W końcu powinna się zmęczyć, jak zresztą zawsze.
— Wiesz, że pani Uzumaki ma syna? — Jednak próbuje dalej, co wprawia Sasuke w gorycz. Jego nerwy już są w strzępach. Ma dość. — Może się polubicie z tym chłopcem?
— To pedał — odpowiada ostro Sasuke, z hukiem zatrzaskując komputer. Jego okrutnie zimne spojrzenie ląduje na Mikoto. Może gdyby nie była jego matką, wzdrygnęłaby się, ale tak pozostaje spokojna.
Marszczy tylko czoło z urazą.
— Nie bądź okrutny — szepcze, jakby zmęczona jego zachowaniem. A może to jest prośba — w każdym razie Sasuke mało do tego przykłada wagi.
Ociężale wstaje i chwyta pod pachę laptopa. Szybko kroczy w stronę schodów. Mija Konan, na którą prawie wpada, bez słów. Ona jedynie posyła mu nieczytelne spojrzenie, ale wzrusza ramionami i wchodzi do salonu, ostatecznie bagatelizując cały incydent. Sasuke także nie ogląda się za dziewczyną, po prostu wspina się po krętych schodach. Ignoruje głośniejszą muzykę i wpada do swojego pokoju. Modli się, by słuchawki Bluetooth mu się już załadowały.
Wie, że nie powinien aż tak gwałtownie reagować, ale ostatnio jest bardziej podenerwowany, niż zwykle. Niedawno odstawił amfę, a zejście z tego nie jest tak łatwe, jak myślał. Nadal odczuwa skutki nałogu w postaci senności i wypalenia. Ponadto narkotyk często pomagał mu przy nauce, a teraz jest zdany sam na siebie. Ale Sasuke wie też, że jego uzależnienie nie jest tak głębokie, a przynajmniej nie tak, jak w przypadku Suia.
Dlatego lepiej to ukrócić już teraz, nim problem stanie się znacznie większy, a przynajmniej tak właśnie myśli, kiedy otwiera z powrotem laptopa na szerokim biurku, stojącym w kącie pomieszczenia. To nic, że drżą mu dłonie, przejdzie — stwierdza.
***
Gdyby ktokolwiek zapytał Naruto, czy lubi przeprowadzi, odpowiedziałby, że kurwa, nie. Aczkolwiek tylko wtedy, kiedy byłby ze sobą całkowicie szczery. Bo aktualnie Kushina posyła mu szeroki uśmiech, poprawia rude włosy, a potem pyta:
— I jak ci się podoba pokój?
Naruto odwzajemnia uśmiech. To jest odruch; od pieprzonych kilku miesięcy ma wrażenie, że nie robi niczego innego. Gdy ojciec dzwoni i pyta, jak się czuje, uśmiecha się, kiedy byli znajomi próbują nawiązać kontakt i znienacka przybywają z wizytą, uśmiecha się, kiedy matka patrzy na niego, a przede wszystkim wtedy — uśmiecha się. Policzki tak naprawdę zaczynają go ostro mrowić, naciągnięte w sztucznie spiętych mięśniach.
Jest jednak tak dobry w udawaniu, że Kushina i reszta świata się nabiera. Więc znowu to robi, nieustannie pokazuje jak jest cholernie szczęśliwy. To nic, że ma ochotę się w duchu rozpłakać. Uścisk w żołądku się tylko nasila.
— Naprawdę świetny. Podobają mi się zielone ściany — wyznaje, chociaż ten kolor w ogóle do niego nie pasuje. Zgniła zieleń to nie to, o czym w rzeczywistości marzył. Najchętniej przemalowałby to na cokolwiek innego. Może czystą biel, by pomieszczenie było przestronniejsze i bardziej przytulne. Teraz wydaje się ciemne i przygnębiające. Ponadto meble jeszcze całkowicie nie zostały wniesione i rozpakowane, więc tym bardziej gołe ściany wydają się być druzgocąco obrzydliwe. Ale Naruto nie chce robić matce kolejnego problemu. Dlatego mówi wszystko, co by tylko ją zadowoliło, by powróciła do swojej bańki nieświadomości.
— Widziałeś już łazienkę? — pyta go, zarzucając cienki kardigan na ramiona. Chociaż na dworze jest upał, w salonie wydaje się być o kilka stopni niżej. I na pewno w zimę to będzie bardziej odczuwalne, aczkolwiek na chwilę obecną woli o tym nie myśleć. W ogóle woli nie przywoływać tego, jak tutaj będzie. Jak uda mu się przetrwać w tym mieście, w tym domu i w szkole, do której go przepisała. — Nie mamy wanny, ale ten prysznic jest oszałamiający. Zgodzisz się?
Oszałamiający. W rzeczywistości nic nie nazwałby tym słowem. Co prawda sam dom jest ogromny, ale nie jest wykończony w całości. W kuchni ściany są jeszcze nawet nieoszlifowane. Chociaż kafelki zostały położone, to już miał przyjemność zobaczyć, jak niektóre zostały w rogach pobite. Przez to wydawało się, że na nich opadły czarne, ogromne pajęczyny. W łazience istotnie jest prysznic, ale ze słuchawki woda nie leci prosto, a rozbija się na boki przez kilkuletnią rdzę.
Naruto potakuje ruchem głowy. W tle słyszy szelest folii, drżących przy położeniu opakowanych w nie mebli. Pracownicy nadal krzątają się w tę i z powrotem, niczym zapracowane mrówki. Naruto obserwuje ich z grymasem na twarzy. Właściwie powinni już dawno wnieść ich wszystkie rzeczy, ale często przerywają swoje obowiązki na rzecz piwa czy rozmowy. Matka na ten moment jeszcze ich nie upomniała i naprawdę wątpi, żeby to zrobiła. Ostatnio stała się zupełnie wyobcowana i stroniła od ostrzejszej wymiany zdań.
— Tata do ciebie dzwonił? — zapytała nieoczekiwanie.
— Tak — przyznał Naruto — ale powiedziałem, żeby zadzwonił wieczorem, kiedy zdążymy się wypakować. A do ciebie?
Naruto kieruje spojrzenie na matkę. Ona już się nachyla nad pudłami i zaczyna odwijać taśmę z wysokiego kartonu. Dźwięk nie jest przyjemny dla uszu, właściwie brzmi donośnie i raniąco.
— Pyta, czy sobie na pewno poradzimy — odpowiedziała, wyciągając pierwsze naczynia. — Zapewniłam go, że ma się nie martwić.
Naruto ponownie się uśmiecha.
— Bo poradzimy sobie, mamo — zapewnia, także nachylając się nad kartonem. Zaczyna mechanicznie wyciągać rzeczy, pomagać przy układaniu, chociaż myślami jest już gdzieś indziej. Czuje się tak, jakby miał się zaraz udusić. Jakby ktoś ściskał mu gardło na tyle mocno, aby zabrać mu oddech.
***
Dopiero o pierwszej w nocy skończyli. Naruto jest wykończony, gdy kładzie się do łóżka, ale także zadowolony, że mają to za sobą. Niemniej powinien już spać, w założeniu, wystarczyłoby, żeby położył głowę na poduszce, a sen natychmiast by go opatulił. Niestety, w realiach nie ma czegoś takiego. Nie może zasnąć, nieważne jak bardzo tego pragnie. Od pięciu minut, co chwila, podnosi telefon, by rozumieć, że wierzga się od ponad pół godziny. Dochodzi nawet już druga, a on jeszcze nie usypia.
Tym razem jednak nie odkłada telefonu na drewniany stoliczek obok, a po prostu przegląda Instagrama. Masa zdjęć zalewa stronę główną. Przede wszystkim są to fotki znajomych, a przynajmniej dawnych znajomych. Z bólem patrzy na twarze wykrzywione w szczęściu. Błyszczące oczy, uśmiechy na pijanych licach, butelki alkoholu w tle.
Przy jednej fotografii zamiera.
Krótkie, przefarbowane na czerwień włosy są mu dobrze znajome, tak jak masa eyelinera wokół oczu, czy tatuaż na czole. Pomimo tego wszystkiego chłopak jest zdecydowanie przystojny. A może właśnie to jest powód, dla którego tak przyciąga uwagę. Być może to jednak także postawa — pewność siebie i wyczuwalna oschłość. Wiele dziewczyn uwielbia niegrzecznych, tajemniczych facetów, tak samo jak niektórzy chłopcy. Naruto znajdował się w tej drugie grupie, albo raczej nadal się znajduje, chociaż wolałby nie. Nic jednak nie poradzi, że przygryza wargę, patrząc na czerwonowłosego chłopaka, który od niechcenia obejmuje nieznajomego gościa. Jego serce niespokojnie bije w spazmach bólu. To niemal zabawne, jak bardzo to boli.
Zabawniejsze jest jednak to, że przez chwilę chciał do niego zadzwonić, bo gdzieś tam pragnie podzielić się z kimkolwiek swoimi przemyśleniami i wyrzutami. Teraz jednak jedyne, co robi, to wchodzi w kontakty i szuka Gaara, ale tylko po to, aby z kilkusekundowym wahaniem usunąć numer.
Nowy start — tak właśnie zatytułował zdjęcie na Insta Gaara, a Naruto nie może pozbyć się tego sformułowania z głowy.
Nowy, pieprzony start. To on powinien to napisać, to on powinien zakończyć ich związek, ponieważ od początku wiedział, że był tylko dupą do ruchania. Dlaczego więc oczekiwał czegoś więcej? Czegokolwiek? Może wyznań? Może przebłysku uczuć?
Odwraca się od zimnej ściany. Ma otwarte okno, przyjemny wietrzyk wdziera się przez szparę. Naruto mruży oczy, ponieważ po drugiej stronie trawnika zauważa przytłumiony blask światła, gdzie znajduje się drugi dom, należący do ich sąsiadów. To tam mieszka zapewne kobieta, która dzisiaj powitała ich szarlotką. Mikoto, tak się nazywała. Mikoto Uchiha.
Oczy Naruto rozszerzają się, kiedy widzi czyjeś nagie ciało przy oknie. Dostrzega kobiece piersi, spłaszczone na szybie i czyjąś męską sylwetkę tuż za nią. Nawet z tak daleka jest wstanie zobaczyć jak facet płynnym ruchem wsuwa się w nią od tyłu i wysuwa. Nie widzi jednak jego twarzy, jedynie muskularne ramię, oplatające talię dziewczyny.
Ona jest ładna, ma długie, różowe włosy, rumianą twarz i idealnie, szczupłe ciało. Piersi dość spore, chociaż w takich warunkach trudno je dobrze zobaczyć. W każdym bądź razie wydaje się być naprawdę piękna, a facet za nią, kimkolwiek jest, zdecydowanie wie, co robi. Dziewczyna wygląda, jakby była w raju.
Przez ułamek sekundy Naruto chciałby się z nią zamienić miejscami.
***
— Wyłącz ten pieprzony budzik — warczy Sasuke, odsuwając się wymownie od nagiego ciała. Jest zirytowany, ponieważ wie, że też musi wstawać do szkoły, ale jego alarm zdecydowanie nie jest nastawiony na tak wczesną godzinę. Jest, do cholery, szósta pięć, a on powinien jeszcze spać, szczególnie po seksie, który uprawiali w nocy.
Niestety, Sakura jak zwykle musi się jeszcze uszykować, co znaczy, że przez półtora godziny zamknie się w łazience i będzie Bóg wie, co robić.
— Już nie bądź taki wrażliwy — mruczy do niego, nachylając się nad jego uchem i cmokając go w policzek. Sasuke niemal się krzywi.
Z tego właśnie powodu nie lubi z nią spać. Jest zbyt dotykalska i szuka czułości, które go wcale nie podniecają. Lubi ostatnio dystans i ten dystans z chęcią by utrzymywał, ale wie też, że po pięciu latach związku — lub jak to zwie: dobrego ruchania — chociaż tyle może jej dać. Nie, żeby mu to jednak pasowało. To też jednak jego wina, to on pod wieczór stał się podniecony i zamiast użyć własnej dłoni, wolał cipkę Sakury, próbując się znowu oszukać.
Więc teraz musi za to cierpieć.
— Pospiesz się — mówi do niej ospale. — Jak wstanę, też chcę wziąć prysznic.
— Możemy wziąć go razem — odpowiada, krzątając się naga po pokoju. Zbiera swoje porozrzucane ciuchy, w tym również jakąś bluzę Sasuke, którą z pewnością później nałoży na swój mundurek szkolny. Sasuke ma świadomość, że często to robi po takich nocach i zdaje sobie sprawę, że nosi je tylko po to, by jej koleżaneczki wiedziały, że znowu uprawiali seks. Albo inne, mniej popularne suki, dobrze zrozumiały, że ona nadal jest jego.
Sasuke ma ochotę parsknąć śmiechem. Nie rozumie tego gówna i nie lubi, gdy Sakura zaczyna zachowywać się jak cholerna gwiazda szkoły. Nie lubi też jej cukierkowych perfum, które potem wsiąkają w bluzy, szczególnie że musi wdychać je na meczach. Ale nie zamierza wszczynać teraz kłótni, nie, gdy chce jeszcze dzisiaj zaliczyć szybki numerek.
Jego poranne drewno samo nie opadnie, więc Sasuke podnosi się do siadu i odsuwa kołdrę. Jego kutas jest na w półtwardy. Sakura jeszcze nie weszła do łazienki, a pochylona, zbiera kosmetyki z plecaka. Nagle patrzy na niego zmieszanym wzrokiem.
— Nie mam ochoty na wspólny prysznic, ale możesz zrobić mi loda — informuje zwięźle Sasuke. Nie stara się być subtelny, ponieważ ma w dupie subtelność. Jest twardy i tego właśnie od niej wymaga w ramach zabierania pieprzonych bluz czy przywilejów, jakie ten związek jej daje. Mógłby mieć każdą, on to wie, ona to wie. Więc jako jego cholerna dziewczyna powinna robić wszystko, aby go zadowolić. Aby się nie znudził.
Przez chwilę widzi w jej oczach niepewność, ale potem odkłada natychmiast rzeczy na miejsce i podchodzi do niego. Opada na kolana, a on przysuwa się do krawędzi łóżka, rozkładając śmiało muskularne uda. Nie czeka na nią, po prostu brutalnie wplata rękę w jej włosy i zaczyna ruchać ostro ciasne gardło.
Dochodzi po kilku minutach, a potem zadowolony odsuwa się i z powrotem kładzie na łóżku. Słyszy jak Sakura przez chwilę kaszle, próbując się pozbierać.
— Czyli nie dołączysz? — próbuje ponownie, kiedy kaszel ustaje.
— Nie — odpowiada, przymykając zmęczone powieki.
***
Jeszcze kilka pudeł znajduje się na blacie, talerze i zastawa nie są całkowicie pochowane do szafek, więc Naruto zamroczony je płatki w otoczeniu tych wszystkich rzeczy, również przez nie ściśnięty. Czasami, ku własnej irytacji, łokciem zahacza o dzbanek z wodą.
— Nie musisz dzisiaj iść, jeśli jesteś zmęczony — mówi mu Kushina, sama już stojąc i nastawiając kawę. Za jakieś pół godziny ma pracę, więc dlatego także wstała. Z tymże dla niej to nie pierwszy dzień, ponieważ dwa miesiące temu już zaczęła pracować w pobliskiej bibliotece. Do tej pory dojeżdżała do miasta kilka kilometrów dziennie, teraz zaś mogła dojechać zaledwie w piętnaście minut samym rowerem.
— W porządku, pójdę — zapewnia Naruto. — Poza tym im szybciej zacznę, tym lepiej. Nie wiem jaki mają program nauczania, a nie chce być całkowicie w tyle.
— Jak chcesz — komentuje, wyciągając rękę, aby zmierzwić mu blond włosy. — Ale, pamiętaj, bez presji, dobrze?
— Yhm — mruczy Naruto, chociaż ledwo przełyka mleko w ustach. Nie ma ochoty, szczerze mówiąc, na jedzenie i na pójście do nowej szkoły, ale też nie chce siedzieć samotnie w tych obcych ścianach i wpatrywać się w próżnie. Może zresztą faktycznie nie będzie tak źle? Może pozna nowych przyjaciół.
I właściwie o nauce też mówił całkiem poważnie. Nie jest zbyt dobry w przyswajaniu wiedzy, a wie, że wystarczy, aby opuścił kilka lekcji i już będzie zagubiony w tematach. Być może jednak w tej szkole poziom nie jest wyższy, niż w jego poprzedniej. A przynajmniej taką ma nadzieję.
Ostatecznie kończy śniadanie, po czym naczynia kładzie do zlewu. Wyjątkowo myśli pozytywnie, kiedy wiąże tenisówki, nakłada bluzę, bierze plecak, zakłada go przez ramię, a potem wychodzi z domu. Słońce powoli wznosi się nad błękitnym niebem. Jest wiosna, drugie półrocze, ale zamiast chłodu, ostatnio miasto nachodzi upał. Nawet przed ósmą godziną czuć przyjemny, ciepły wietrzyk. Naruto naprawdę ma wyjątkowo dobry nastrój, pomimo tego, że czeka go co najmniej dwadzieścia minut drogi pieszo. Ale woli to niż jak matka dojeżdżać rowerem — nie chce wyglądać jak zgrzany pomidor, gdy znajdzie się na szkolnym korytarzu. Poza tym lubi spacer, to oczyszcza jego myśli.
Na ulicach panuje względny spokój. Tylko z daleka widzi kilka samotnych osób, zapewne albo idących do pracy rodziców, albo wychodzących do szkoły dzieci, ale tak szybko jak się pojawiają, tak szybko znikają. Ten spokój jednak jest ulotny. Naruto w zdumieniu zerka na czerwone, lśniące BMW, które wygląda na dopiero co odebrane z salonu. Dreszcz przeszywa go, patrząc jak z piskiem opon mknie po ulicach. Zostawia też ślad na asfalcie. Echo muzyki po chwili cichnie, Naruto zaś wznawia krok.
Gdy dochodzi do szkoły, natychmiast się rozgląda. Już wcześniej co prawda, przed zapisaniem do tego liceum, przyjechał, aby zaznajomić się z klasami i całym otoczeniem, ale i tak niezbyt pamięta wszystkie szczegóły. Po drugie, wzrokiem właściwie próbuje objąć nie tyle otoczenie, co ludzi. I takim oto sposobem jego spojrzenie pada na pobliski parking, gdzie zaparkowana trwa Bmka. Przy niej przystaje kilku nieznanych mu nastolatków i farbowana na różowo dziewczyna, ta sama, którą oglądał nagą w nocy. Chichocze głośno, oparta plecami o faceta, który zapewne jest jej chłopakiem. Naruto zauważa, że jest ubrana w spódniczkę i zbyt dużą czarną bluzę, która nie może do niej należeć.
Naruto bezwolnie przenosi wzrok na chłopaka, który ją obejmuje w talii.
Ten także odwraca nagle znudzoną twarz, a Naruto zatrzymuje się w tym samym momencie. Jego źrenice rozszerzają się, temperatura ciała zaś niepokojąco wzrasta, kiedy ich oczy się wzajemnie odnajdują.
Cholera.
Naruto nie wie, co ma myśleć, bo ten chłopak jest odurzająco przystojny. Ciemne włosy porozrzucane na wszystkie strony, otulają ostro zarysowaną szczękę. Ma wąskie usta i czarne, cholernie czarne oczy, które wyglądają na zupełnie pozbawione emocji. Nieczytelne, a Naruto wie, że teraz w nich tonie, próbując odszyfrować cokolwiek. I ciało... ciało ma takie, jakie już ustalił wcześniej — muskularne, pomimo zbyt dużej bluzy, którą teraz ma na sobie. Ale opinające jeansy i tak zdradzają jędrne, wyćwiczone uda. Nieznajomy wygląda dosłownie jak z mokrego snu, a właściwie, dopóki..., dopóki ktoś nie szturchnie go barkiem i nie wskaże obscenicznie na Naruto palcem. Na twarzy przystojniaka bowiem po tym, zamiast maski obojętności, pojawia się wyraz obrzydzenia.
Naruto nie stoi tak daleko, więc słyszy jak nieznajomy szatyn pyta:
— Czy to nie syn Uzumakich?
— O tak — parska czarnooki. — Przywitajcie się z moim nowym, spedalonym sąsiadem.
Naruto słyszy szum w uszach. Poci się, nie z upału, a ze stresu. Ale mimo tego na jego usta wpełza szeroki uśmiech, wyciąga rękę i do nich macha. Różowowłosa dziewczyna i jej dwie, ładne koleżanki oglądają się na niego z jawnym śmiechem. Jawnie kpią z niego.
— Miło mi was poznać — wita się, a potem bierze głęboki wdech i mija tych ludzi, nie oglądając się za siebie. Uśmiech dalej ciąży mu na ustach, mimo że go boli bardziej, niż zwykle. Stara się też mocniej trzymać torbę na ramieniu, by nie przyszło mu do głowy ukrywać swojej tęczowej bransoletki. Mimo że w myślach już to robi, rękawy zaciąga na sam dół.
Nie chce jednak tego. To i tak niczego nie zmieni, a tylko poczuje się jeszcze gorzej, jeszcze wstrętniej. To przecież nie tak, że może coś poradzić na swoją orientację. I na takich pieprzonych dupków.
Już zapomniał, jak to jest, gdy ludzie go nie akceptują. Jak to jest być wyszydzanym i wytykanym za coś, na co nie ma wpływu. Wygląda jednak na to, że będzie musiał na nowo sobie odświeżyć pamięć. Jakby świat już i tak wystarczająco mu nie dopiekł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top