Zło czające się w cieniu
***
Mazowsze, luty 1393
Na zamku mazowieckim trwało poruszenie w komnacie księżnej. Niewiasta leżała nieprzytomna na łożu. Medycy uwijali się jak w ukropie, nie mogąc znaleźć przyczyny niemocy żony ich księcia. Przy łożu czuwał sam książę Siemowit, gładząc czule zimną dłoń małżonki. Nie mógł znieść, że ona tak leży. Modlił się żarliwie, oczekując na moment aż jego ukochana, uniesie swoje powieki skrywające te oczy, które tak pokochał od pierwszej chwili.
- Nie zabieraj jej - wyszeptał, przyciskając usta do jej delikatnych dłoni.
-Nigdzie się nie wybieram najmilszy.
Na te słowa książę mazowiecki podniósł oczy z nadzieją. Nie mógł uwierzyć, że się wybudziła, od razu zaczął całować ją po dłoniach. Łzy, które powstrzymywał od tak dawna, znalazły swoje ujście. Zaczęły powoli spływać po jego licu, znikając w jego brodzie.
- Już lepiej się czujesz Pani? - zapytał medyk, który stał po drugiej stronie łoża Pani Mazowsza.
Przyłożył jedną dłoń, do czoła niewiasty sprawdzając, czy aby nie ma ciepłoty.
- Jest lepiej Mikołaju - powiedziała cicho Aleksandra - Jednak nadal nie czuję się w pełni sił.
- Podajcie zioła dla jaśnie pani - rozkazał nadworny medyk, po
chwili dostał kielich z naparem, który od razu przyłożył do warg niewiasty - Musisz wypić księżno, dopóki ciepłe.
Olgierdowa córa napiła się odrobinę, gdy przełknęła gorzki napar, zaczęła się krztusić.
- Znowu te okropne zioła? - wykrztusiła z trudnością tych kilka słów - Dajesz mi je tylko wtedy kiedy...
- Masz słuszność Pani - pokiwał lekko głową - Nosisz w sobie nowe życie. Pod koniec tego miesiąca powinno widać już lekko zaokrąglony brzuszek.
- To od kiedy księżna jest brzemienna? - zapytał zaskoczony książę Mazowiecki.
- Przypuszczam książę, że od ostatniego miesiąca roku pańskiego - odparł medyk, podał kielich księżnej, która już mogła pić sama - Poród odbędzie się w połowie tego roku...
Po tych słowach zaczął powoli się zbierać.
- Więc latem powitamy następnego księcia? - zapytała z uśmiechem Aleksandra - Siemowicie to wspaniała wiadomość, Jadwiżka i Siemowit będą mieli rodzeństwo. Lepszych wieści nie mogliśmy się doczekać...
- Zapewne moja droga - ucałował jej drobne rączki - Czuję, że to będzie syn. Nadamy mu na imię Władysław... Po twoim bracie zapewne się ucieszy...
- Czyżby? - uniosła brew w rozbawieniu - Nie dworujesz z mego brata, który tylko ma córkę?
- Może trochę moja miła - powiedział z lekka drwiną w głosie - Zamiast siedzieć na zamku i starać się o następcę tronu to on woli spędzać czas na wojnie z Opolczykiem...
- Ma przecież następcę tronu i jest nim moja chrześnica - litewska księżniczka zaczęła powoli, wstawać z łoża siadając - Elżbietka może dziedziczyć tron.
- Niewiasta na tronie? Skończ dworować najmilsza, panowie polscy się na to nie zgodzą...
- Nie masz racji - przerwała mu wzburzona - Jadwiga jest przecież królem, a nosi suknię. Zresztą skończmy tę bezsensowną rozmowę, przyprowadź tu moje skarby...
- Już idę - ucałował ją w czoło przed wyjściem.
Przed zamknięciem drzwi ujrzała skrawek jego czerwonego płaszcza. Czułe pogłaskała swój brzuch, w którym rosło nowe życie w jej łonie... Nie mogła się doczekać, aż utuli je w ramionach. W głębi duszy czuła, że to nie będzie syn, a córka... Chciałaby jedno z jej dzieci, przypominało ją, a nie jej ukochanego męża... Jej rozmyślania przerwał radosny dziecięcy krzyk...
- Mateńko, mateńko dobrze się czujesz? Tatko mówił, że chcesz się z nami zobaczyć - trzyletnia księżniczka podbiegła do łoża, wdrapując się, przytuliła się z całych sił do piersi rodzicielki - Ty nie umrzesz? Siemowit mówił, że...
- Nie, nie nigdzie się nie wybieram moja kruszynko - pogłaskała ją po ciemnych włosach - Nie słuchaj tego, co mówi twój brat, jeszcze nie moja pora...
- Na pewno matko? - zapytał czteroletni następca księstwa Mazowieckiego - To, co ci jest, jak nie umierasz?
- Niedługo będziecie mieć braciszka - wytłumaczył pospiesznie Mazowiecki.
- Albo siostrę - wtrąciła uśmiechnięta Olgierdówna.
- Będę wreszcie miała z kim bawić się lalkami - zawołała uśmiechnięta Jadwiżka - Bo tak będzie prawda, matulu?
- Tak maleńka.
Cały wieczór upłynął książę rodzinie w rodzinnej atmosferze. Czuć było miłość, którą książęca para przelewała swoim pociechom. Nikt nie był w stanie popsuć tej rodzimej atmosfery.
***
Po wielu tygodniach podróży Mikołaj, dotarł na zamek. Trudy podróży, nie były mu straszne. Zeskakując z konia, prędko udał się na zamek.
- Weźcie te kufry i chodźcie za mną - zarządził do swoich sług.
Szedł tak jak zawsze pewnym siebie krokiem i wyprostowany. Czuł dumę, że został rycerzem i jako rycerz pragnął zginąć. Mijał nieznane mu twarze, pomyślał od razu o Zawiszy.
Czy dalej służy wiernie dla swojej królowej. Gdy tak dalej o niej myślał, wpadł na kogoś.
- Uważaj, jak chodzisz - warknął Mikołaj.
- To ty uważaj Panie, jak chodzisz, pewnie o niewiastach tylko myślisz... - znajomy mu głos nagle przerwał.
Zobaczył przed sobą najprawdziwszego Zawiszę z Oleśnicy.
- Witaj druhu - mężczyźni złapali się w ramionach i klepiąc się po plecach - Z czym przybywasz? Czyżby królowa Węgier miała Cię dość? Czy zakończyłeś służbę królestwu Węgier?
- Moja służba nigdy się nie kończy Zawiszo - powiedział - Muszę się zobaczyć z królową Jadwigą. To jest bardzo pilne, przybywam z poselstwem.
- Jeśli tak to chodź za mną - Oleśnicki zaczął iść przy boku dawnego przyjaciela - Czyżby siostra naszej królowej przysłała drobne upominki?
- Drobne upominki? - zaśmiał się - Można tak to ująć, drobne upominki, które zajmują praktycznie całe dwa kufry.
- Twoja królowa ma wyczucie smaku, jak i moja, więc nie dziwne, że dba o swoją jedyną siostrę i siostrzenicę - stwierdził pewnym tonem Zawisza - Teraz królowa Jadwiga zajmuje się nie tylko córką, ale także biednymi jak najczęściej może.
- Słyszałem o jej wielkim sercu... I nie tylko...
- Co to znaczy?
- O jej urodzie anioła krążą legendy na wszystkich dworach - zaśmiał się lekko - Króla Zygmunta już te plotki denerwują, już knuje jak swój ojciec.
Po tych słowach przystanęli przed dwoma strażnikami. Zawisza ruchem ręki nakazał im otwarcie drzwi. W komnacie zastał czytającą królową, co jakiś czas zaglądającą do kołyski która stała obok niej, oraz jej dwórki. Śmichna, spokojnie wyszywała na tamborku, nucąc cicho pod nosem. Natomiast Śmichna i Erzebet, grały w tryktraka, denerwując się co chwilę.
- Pani wybacz, że przerywam - zaczął mówić Zawisza, kłaniając się - Ale przybył poseł z Węgier.
- Coś się stało? - zapytała, odrywając się natychmiast od czytania - Coś z Marią? Proś tego posła jak najszybciej.
- Mikołaju możesz wejść.
Wszystkie obecne tu niewiasty oderwały się od swoich zajęć, patrząc na wchodzącego rycerza. Jadwidze i Erzebet ten mężczyzna wydawał się bardzo znajomy.
- Królowo - rycerz oddał należny pokłon, podszedł bliżej do królowej, podając jej zwinięty pergamin.
Rycerz z Soprony dał znak swoim sługom, że już mogą wejść. Zaczęli wchodzić jeden za drugim, kładąc kufry w niedalekiej odległości i je otwierając.
- Mikołaju? Czy to naprawdę ty? - wydusiła z siebie Erzebet podchodząc bliżej.
- Oczywiście, że tak iskiereczko ty moja - rycerz podszedł, całując ją w dłoń, obrócił ją kilka razy, oglądając ją z każdej strony - Ależ ty wyrosłaś... Widzę, że i mężatką jesteś...
- A co ty tutaj robisz, Mikołaju? - wtrąciła się królowa.
- Wszystko dowiesz się z listu, Pani.
Jadwiga, przełamując pieczęć, rozwinęła list i zaczęła czytać. Z każdym kolejnym zdaniem jej uśmiech powoli się poszerzał.
- Tak więc, jeśli moja siostra to zaproponowała, to ja jestem bardzo rada z twej decyzji Mikołaju. Mam nadzieję, że niedługo poczujesz się tu jak w domu.
- Zapewne tak będzie - mężczyzna lekko się uśmiechnął - A gdzie jest Margit? Już nie służy na twoim dworze Pani?
- Margit powinna niedługo przybyć z Litwy wraz z mężem - na ostatnie słowo rycerzowi zszedł uśmiech.
- Poszła za Litwina? - zapytał się zdziwiony - A tak się ich bała, że to niedźwiedzie a tu taka niespodzianka... Jednego z nich poślubiła...
- A teraz zakochana do szaleństwa w swym małżonku - włączył się do rozmowy Zawisza - Iskiereczka za to weszła do rodu Melsztyńskich.
- To widzę, że wiele mnie ominęło - zaśmiał się - A przedstawisz mi Pani pozostałe swoje towarzyszki?
- Gdzie ja mam głowę - pokręciła głową lekko rozbawiona - To jest Śmichna z Brzezia - wskazała ręką niewiastę, która od samego przyjścia nie odezwała się ani jednym słowem, co było do niej niepodobne - A to jest Mścichna z Kościelca, małżonka mojego nadwornego medyka i wspaniałego rycerza - szlachcianka dygnęła, posyłając lekki uśmiech.
- A to zapewne przyszła chluba Królestwa? - zapytał, podchodząc bliżej kołyski, pierwsze co zwróciło jego uwagę to tę niezwykłe oczęta.
- Tak to jest Elżbieta Bonifacja...
- Zawiszo pójdziesz po Spytka i Bolka to udamy się na przejażdżkę po naszych krakowskich lasach - zmieniła temat królowa - Skoro Mikołaj ma zostać tu na dłużej, to musi zobaczyć okoliczne tereny.
- Już po nich idę i od razu udamy się do stajni przyszykować konie - Oleśnicki, kłaniając się uprzednio, wyszedł prędko.
- Któraś z was mi potowarzyszy?
- Ja chętnie - odezwała się Melsztyńska - Niedługo znowu trzeba wracać do Melsztyna, więc to może być ostatnia nasza przejażdżka konna przed moim wyjazdem.
- Jeśli pozwolisz Pani, ja zostanę na Wawelu - odezwała się Mścichna - Z królewną, jeśli mogę Pani.
- Niech tak będzie - westchnęła Jadwiga - A ty Śmichno?
- Tak Pani, jeśli nie masz nic przeciwko, to chętnie potowarzyszę...
- Zatem chodź ze mną kochana, pomożesz mi się ubrać - królowa chwyciła pod ramię swoją dwórkę.
Obydwie niewiasty zniknęły za drzwiami.
- A ty Pani, czemu nie idziesz z nami?
- Boję się koni - wymamrotała prawie niesłyszalnym tonem.
- Możesz głośniej Pani, bo nic nie słyszę.
- Nasza Mścichna nie przepada za końmi, ale za to jej siostra przeciwnie - wtrąciła się Erzebet chcąc wybawić od odpowiedzi speszoną Janową żonę.
Krajani zaczęli rozmawiać, od czasu do czasu wybuchając śmiechem. Ich rozmowa trwała do czasu aż królowa nie wyszła ze swojej komnaty. Odziana była w szafirową suknię i zarzucony na to płaszcz z obszyciem z gronostaja.
- Już jestem gotowa - uśmiechnęła się - Erzebet, Śmichno idźcie się odziać, a ja zacznę iść z Mikołajem, do królewskich stajni...
- Pani, ale nie możesz iść sama z obcym mężczyzną - wypaliła Mścichna - A jak ci coś zrobi?
- Nie musisz się o mnie frasować, Mikołaj przybył, aby zostać opiekunem i rycerzem Elżbiety - podchodząc, położyła dworce na ramieniu rękę w uspokajającym geście - Jego ród służy mojej rodzinie od czasów mojej babki, Elżbiety. Całe dzieciństwo opiekował się mną i moimi siostrami. Z jego ręki nic mi nie grozi.
- Prędzej umrę, niż zrobię krzywdę królowej Jadwidze.
Jadwiga szła korytarzami ze swoim nowym rycerzem, co jakiś czas wybuchając śmiechem, mijając co jakiś czas służki.
- A pamiętasz królowo, jak będąc pacholęciem, próbowałaś latem, wspiąć się na najwyższe drzewo w ogrodzie królowej matki - zaczął wspominać - Twoja siostra Maria była wielce przerażona, a ty, zamiast wołać pomocy, to huśtałaś się na gałęzi. I wkrótce się wydało, dlaczego tego nie zrobiłaś.
- Pamiętam to, zabroniłam Marii iść do zamku, żeby nikomu, aby nie powiedziała co, robię - roześmiała się - Byłam zbyt dumna, aby przyznać, że bałam się zejść. Jednak ma matka próbowała oddalić Margit za to, że nas nie pilnowała.
- I ta twoja stanowcza reakcja przeciwko decyzji twej matki, Pani - zaśmiał się lekko - Broniłaś jej jak lwica, a miałaś zaledwie pięć wiosen...
- W tym kontekście nic się nie zmieniło, moich dwórek będę bronić do końca, nie pozwalając im zrobić krzywdę.
***
Zobaczyła w oddali swoje dwórki, które były w otoczeniu rycerzy.
- Zawiszo czy moja Izolda jest gotowa do podróży?
- Tak, Pani.
Królowa z lekką pomocą dosiadła swojej klaczy. Zobaczyła jak Spytek jednym ruchem sadza swą małżonkę w siodle, to samo robiąc po chwili. Kątem oka zobaczyła jak jej dwórce, z potrzebą idzie trzech rycerzy.
- Pomóc Ci Pani? - zaoferował pomoc Bolko.
- Dziękuję za pomoc, ale Zawisza mi pomoże - wysiliła się na lekki uśmiech.
Bolko i Mikołaj odeszli od Brzezianki widząc, że ona ma już swojego rycerza.
- Czyżby Bolko ci w czymś uchybił? - zapytał, pomagając jej wsiąść na konia - Jeśli tak to od razu go posiekam na kawałki.
- Zawiszo nic takiego nie uczynił - wymamrotała - Po prostu w jego towarzystwie czuje się niepewnie.
- Porozmawiamy podczas przejażdżki, tam nikt nam nie będzie przeszkadzał...
Jadwiga wyczuła jakby ktoś ją, obserwował, niemiłe uczucie nie zniknęło, gdy się rozglądała. Porzuciwszy tę myśl, ściśle przyłożyła łydki do boków konia i robiąc delikatny ruch bioder. Jej klacz ruszyła, gdy minęli z murów wawelskich, pospieszyła lejcami swoją ulubienicę, która ruszyła do galopu. Nie przejmowała się nikim, gnała przed siebie, chciała uciec. Od wszystkich problemów, obowiązków jako matka, królowa i żona. Chciała poczuć się choć raz jakby była w Budzie. Jadwiga zauważyła kątem oka nieznaczny ruch obok niej.
- Widzę, że nic się nie zmieniło Pani. Wciąż uwielbiasz przejażdżki konne.
- Wtedy czuję, że nie mam nic na głowie. Czuję się wolna jak ptak - westchnęła - A gdzie reszta? - odruchowo spowalniając zwierzę.
- Spytek i Erzebet zamykają pochód naszej małej kompani - lekko się uśmiechnął - Twoja druga dwórka, trzyma się natomiast Zawiszy, nie zwracając uwagi na umizgi towarzyszącego nam rycerza.
- Ta dwórka jak ją określiłeś to Śmichna.
Lekko zganiła swojego towarzysza, zobaczyła dokładnie to, co mówił. Jej ukochana dwórka jechała obok Zawiszy. Pragnęła jej szczęścia.
Dalej widziała wciąż zakochanych państwa Melsztyńskich, którzy nie zwracali uwagi na nic.
- Nadobna z niej niewiasta - usłyszała ciche słowa Mikołaja.
- Czyżby serce ci mocniej zabiło na widok mej dwórki?
- Królowo ja...
Jadwiga przerwała zaczynający się wywód szlachcica z Soprony.
- Nie mnie oceniać Twoje wybory, Mikołaju. Jednak nie zamykaj serca na nikogo jak Zawisza...
Nic już nie odpowiedział, czekali w ciszy na pozostałych.
- Śmichno, Erzebet my pojedziemy przodem do naszego miejsca - na twarzy Ludwikowej córy pojawił się ten znany uśmiech - Wybacz panie wojewodo, że porywam twoją małżonkę...
- Żadna krzywda się mi nie stanie, będąc chwilowo rozłączony z moim Aniołem.
- W takim razie niedługo wrócimy.
Trzy niewiasty pogalopowały przodem, zostawiając w zdziwieniu rycerzy, którzy mogli zobaczyć tylko ich plecy. Ich podróż do tajemniczego miejsca nie trwała długo.
- Zapomniałam jak tu pięknie zimą - zachwycała się widokami Erzebet - Żałuję, że częściej nie możemy tu przyjeżdżać...
- Nic nie stoi na przeszkodzie - wtrąciła się Jadwiga, rozglądając się po okolicy - Na zamku jesteś zawsze mile widziana.
Miejsce, do którego przybyły było ich sekretem. Królowej i jej towarzyszek. Nikt inny oprócz nich z nimi tu nie przyjeżdżał. Tu mogły wylewać swoje żale i radości z dala od wścibskich oczu.
- Wiem, ale moje dziatki są jeszcze za małe... A nie chce ich zbyt wcześnie wprowadzać na dwór... Niech mają spokojne i szczęśliwe dzieciństwo...
Smutek i melancholia zaczęły się mieszać na twarzy Andegawenki. Po chwili uroniła jedną łzę, która spłynęła jej powoli zarumienionym licu, spadając na jej futrzane okrycie.
- Czuję - urwała, nie chcąc mówić dalej.
- Jesteś chora Pani? - zapytała przestraszona Śmichna.
- Czuje, że oddalamy się z Władysławem od siebie z każdym dniem... Dla niego teraz najważniejsza jest pokonanie Opolczyka... Tylko przy was wiem, że mogę pokazać słabość i nie muszę udawać cały czas silnej...
Jadwiga objęła się rękami, jakby to miało zapobiec przed planowanym atakiem z zaskoczenia. Stojące kilka kroków dalej niewiasty usłyszały cichy szloch, który wstrząsał w ruch jej drobne ciało.
- Pamiętam jeszcze jakby to dziś moja babka, mówiła mi o najważniejszych dwóch rzeczach... Królowa nie może pokazać swojego bólu i strachu przed poddanymi... I ja na pewno tak zrobię... Będę zawsze stała z podniesioną głową... Chciałabym się rozpłakać otwarcie na ramieniu Władysława i czuć jego oparcie...
- A ta druga rzecz, Pani?
- Królowe nie przepraszają i będę się trzymać wszystkich nauk swojej babki... Choć ból rozrywa mi pierś, muszę udawać, że jestem taka jak zawsze... A chciałabym wieść zwykłe, normalne życie... Jednak nie było mi to dane... Tylko ja wiem, jak jest mi ciężko udawać twardą i niewzruszoną...
- Królowo wybacz mą śmiałość, ale może jesteś przy nadziei i stąd te twoje wahania nastrojów? - zapytała Erzebet podchodząc wraz z Śmichną bliżej królowej - Nigdy nie widziałam Cię w takim stanie...
- Tak myślisz? - zapytała się z niedowierzaniem Jadwiga - Dawno nie gościłam Władysława w moim łożu...
- Od razu poślemy po Jana i się przekonamy - zaproponowała Brzezianka.
- Kolejny dziedzic korony się urodzi - zawołała rozradowana Melsztynska, przytulając swoją Królową - Tak się cieszę, Pani z twojego szczęścia.
- Może to nic takiego, nie ma co się cieszyć na zapas - próbowała ostudzić zapał swoich towarzyszek - Jeśli Jan potwierdzi, iż jestem brzemienna, wtedy będziemy się radować...
W oddali ujrzała czarnowłosego jeźdźca, który się zbliżał coraz szybciej na swoim rumaku.
- Pani, wojewoda i Zawisza proponują już powrót na Wawel - odezwał się Bolko, zeskakując z konia - Robi się coraz zimniej i ciemniej, królowo.
- Już wracamy - westchnęła - Nie musisz bać się o swoją głowę.
Rycerz pomógł po kolei z każdej z niewiast wsiąść na konia. Wszyscy udali się w podróż powrotną na Wawel.
W głowie Jadwigi kotłowała się myśl, że być może jest brzemienna. Gdyby tak było, byłaby rozanielona. Zawsze marzyła o gromadce pociech, którym mogłaby przelać miłość do Boga i poddanych. Oczami wyobraźni jak uczyła swoją ukochaną Elżbietkę łaciny i jej rodzimego języka. Synów by wychowała na prawych i dzielnych rycerzy jak ich ojciec i jej ojciec. Córkom nigdy by nie dała odczuć, że są mniej kochane. Miała w głowie, jedno wspomnienie jak matką ją traktowała, tylko dlatego, że nie była tym wymodlonym następcą tronu. Wszystko się zmieniło po śmierci jej starszej siostry, Katarzyny. Dopiero wtedy poznała prawdziwą matczyną miłość.
***
Wawel
W sali tronowej trwała narada, w której udział brali najważniejsi panowie polscy.
- Panowie potrzebuje dwóch posłów, którzy bez wahania wyruszą do księcia Jana Meklemburskiego.
- A z jakim poselstwem ma się udać? - zapytał Spytek.
- Potrzebujemy nowych sojuszników, a żaden sojusz nie będzie trwalszy od małżeństwa. Dzięki temu pokonamy Opolczyka.
Powiedziawszy, to król nie zobaczył min, jakie przystroiły szlacheckie twarze. Było widać od razu, że niesmak im kolejna wojna.
- Królu kolejna wojna? - zapytał kasztelan Krakowski — Rycerze potrzebują odpoczynku od tych utarczek między Opolczykiem a Tobą, Panie. Są zmęczeni kolejnymi wojnami. Korona potrzebuje spokoju i pokoju, a jeszcze bardziej potrzebuje prawowitego dziedzica Korony.
- Królestwo Polskie i Księstwo Litewskie ma dziedzica, królewnę Elżbietę — odezwał się od razu Melsztyński.
- Spytku, Spytku, ale to niewiasta... - wymamrotał Dymitr — Nie daj Boże, żeby była taka charakterna jak nasza Pani...
- Co tam mamroczesz Dymitrze?
- Spytku kolejna niewiasta nie może rządzić, tu jest potrzebny syn z krwi króla Władysława i królowej Jadwigi.
- Po raz pierwszy zgadzam się z Panem podskarbim — zawołał Dobiesław — My potrzebujemy króla, a nie króla niewiasty.
- Jednakże jak królewna Elżbieta będzie miała przy swoim boku mądrego męża to dlaczego nie może rządzić swoim dziedzictwem? - ośmielił odezwać się Zbigniew z Brzezia — Wybierzemy jej znakomitego męża...
- Dość! - krzyknął Władysław, mając dość ich słownych utarczek — Książę Jan Meklemburski nie będzie dla mojej córki a mej siostry, Katarzyny. Do księcia uda się Spytek z Janem z Kościelca. Koniec narady.
Wzburzony król wyszedł.
- I widzicie, co zrobiliście? Tym waszym gadaniem rozgniewaliście króla — zapytał Spytek — Nic nie poradzicie panowie, jeśli król i królowa będą chcieli usadzić na tronie swoją pierworodną.
- Minęła już wiosna od porodu jaśnie Pani, a co będzie, jeśli się nie doczeka syna?
- To królewna będzie królem...
- Jeśli by się nie wdała w rodziców, to łatwiej można by ją sterować — myślał na głos Dobiesław — Najlepiej jakby wdała się w swoją babkę, Elżbietę.
- O czym ty prawisz? - zapytał zaskoczony Tęczyński.
- Czyś ty oszalał Dobiesławie? Jeśli królowa nie powije więcej następców, to myślisz, że pozwoli by jej jedyna córka, nie była wykształcona? - zaśmiał się Pan na Teczynie — Rozum najwyraźniej postradałeś od tego miodu.
- Na razie to jeszcze pachole jest — odpowiedział najbardziej przytomny ze szlachciców, Sędziwój z Szubina — Królewna może nie dożyć objęcia tronu i będziemy bez następcy... Nie daj Boże królowa Jadwiga, umrze a jej małżonek, nie doczeka się syna, jak król Kazimierz — po tych słowach wyszedł, nie chcąc słuchać dalszych kłótni, swoich kompanów.
***
Karczma niedaleko Krakowa
Przy stoliku siedział jeden bogato ubrany mąż, który co jakiś czas popijał z kufla. Nie zwracał uwagi na otoczenie, sprawiał wrażenie, jakby na kogoś czekał i nie mógł się doczekać jego przybycia. Ową karczmę, w której się znajdował, prowadziło pewne małżeństwo, Esterka i Nikodem. Kobieta prowadziła karczmę twardą ręką, nie pozwalała się obłapiać mężczyznom zamroczonym zbyt dużą ilością miodu czy piwa.
Esterka przede wszystkim była bardzo życzliwą osobą, która nigdy nie odmówiła bliźniemu pomocy w potrzebie. Dzięki swojej empatii i dobremu sercu zjednała sobie wielu przyjaciół. Już powoli dobiegała czwartego krzyżyka, mimo takiego wieku wciąż zachowała pewien młodzieńczy urok.
Delikatnie zamroczony miodem Moskorzewski usłyszał, coś go wielce zainteresowało.
- Ta niewiasta nie zasłużyła na taką straszliwą śmierć, tylko miłowania pragnęła... Jej mąż to był okrutnik, po miodzie potrafił podnieść rękę na nią i pacholęta...
- Jednak to zdrada, ślubowała mężowi, a już innemu do łoża wskoczyła. A za zdradę jest tylko jedno... Śmierć...
- Ale taka straszna? - załamała ręce niewiasta — Przez ukamieniowanie?
Wtem odezwał się Moskorzewski.
- To i tak za lekka śmierć dla niej... Powinni ją przywiązać do powrozu konia i przeciągnąć po ulicach Krakowa na oczach wszystkich... Wszystkie niewiasty potrafią zdradzić, nawet nasza miłościwa królowa Jadwiga... Przyjęła dwóch nowych rycerzy i będzie się z nimi zabawiać...
- Królowa Jadwiga, Panie? To niemożliwe, królowa jest czysta jak łza — karczmarka zaczęła bronić swojej władczyni.
- Na czas nieobecności króla Władysława sprowadziła sobie rycerzy, aby umilali jej brak męża... Urodzi bękarta, który nie daj Boże, będzie chłopcem — mężczyzna ledwie wypowiedział te słowa — I bękart zostanie królem — na znak pogardy szlachcic splunął na ziemię.
Większość niewiast nie uwierzyła w słowa pijanego szlachcica. Kilka z nich się przeżegnało, aby odgonić złorzeczenie.
- Królowa to jest świętą niewiastą, żaden inny król tyle nie zrobił dla nas — zaczęła bronić swojej Pani tęga niewiasta.
- A może pan szlachcic ma rację, w końcu nie raz tam bywa — odezwała się inna niewiasta — Więc wie najlepiej, o czym mówi...
- Zsiadłego mleka się opiłaś — zagrzmiała Esterka — Jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, to lepiej zamilcz. Klepiesz co Ci ślina, na język przyniesie... Już moje gęsi są od ciebie mądrzejsze... Mówisz o królowej, a nie o przekupce na straganie.
Karczma wypełniła się głosami o rzekomych schadzkach panującej królowej. Nikt już nie zwracał uwagi na pijącego w samotności mężczyznę, który po kilku chwilach usnął z powodu zbyt dużej ilości miodu. Miał wkrótce pożałować swoich słów, które wypowiedział pod wpływem upojenia miodem.
***
Wilno
Na zamku trwało zamieszanie z powodu przyjazdu księcia kijowskiego, Iwana Skirgiełły. Nie każdy wszak z tego przyjazdu był zadowolony. Księżna od rana była w złym humorze. Nie był jej na rękę przyjazd Olgierdowego syna.
W komnacie siedziały dwie niewiasty, każda, czyim inna zajęta. Wilhejda próbowała zająć swe myśli haftowaniem, lecz nic z tego nie wychodziło. Wciąż myślała o wyjeździe do Krakowa, który z każdym dniem się zbliżał nieuchronnie. Zastanawiała się co, wyniknie z jej wyjazdu. Natomiast jej młodsza siostra pogrążona była w modlitwie do najwyższego. Nic nie było w stanie zmącić spokoju, który wokół niej panował.
- Czyżby tu się ukrywały dwie najpiękniejsze perły w Wielkim Księstwie Litewskim? - postawny blondyn oparł się o futrynę drzwi.
- Skirgiełło — na znajomy głos Katarzyna odrzuciła na bok tamborek — Bracie nie wierzę, że Cię tu widzę...
- Gdy król każe przywieźć swoje siostry w nienaruszonym stanie to, kto lepiej się nadaje do tego niż ja? - zapytał, rozkładając ramiona, po chwili młoda księżniczka podbiegła do swojego starszego brata — I na Wawel wreszcie zawitam, dawno mnie tam nie było...
- Nikt inny tego lepiej nie wykona bracie — powiedziała Olgierdowa córa, po chwili zaczęła droczyć się z bratem — Chyba że Witold by lepiej się nami zaopiekował i sukniami swojej ukochanej Anny.
W tym czasie młoda księżniczka skończyła modlitwę, żegnając się na koniec.
- To nie po chrześcijańsku dworować z żony naszego kuzyna — odezwała się cicho Jadwiga, łapiąc poły swojej sukni, podchodząc do swojego ukochanego brata — Witaj bracie żywię nadzieję, żeś zdrowy i twoje rządy na Kijowie przebiegają bezproblemowo.
- Nie musisz mówić ze mną aż tak oficjalnie ptaszyno — kijowski książę chwycił swoją drobną siostrę w ramiona i tuląc ją ze wszystkich sił — Czasami aż za bardzo przypominasz matkę.
- Nie drwij sobie ze mnie bracie — zaśmiała się lekko, na twarzy czuła mile łaskotanie jego futra, gdy wtulała się w szeroką pierś brata.
- Skirgiełło, z jednym się mylisz — stwierdziła Wilhejda siadając na zydlu, poprawiając poły, sukni uważając, aby nie było żadnego zgniecenia — Nasza matka była charakterna, pamiętasz jak nie raz, potrafiła złoić wam skórę albo jak wszczynała kłótnie, bo jej nie słuchaliście?
- Ja najbardziej pamiętam — ze Skirgiełły nagle uleciał dobry humor — Chodźmy, muszę pomówić z Witoldem.
Obie księżniczki spojrzały na siebie z niezrozumieniem, żadna z nich nie domyślała się jaką osobistą tragedię przeżył ich starszy brat. Były zbyt małe, by pamiętać to, co się, wydarzyło w tamtym czasie. Jednak odcisnęło to piętno na jego duszy, jak i życiu. Obie córki nieżyjącego księcia były ubrane w niebieskie suknie z dodatkiem srebrnej nici, które były wyhaftowane w różnorakie wzory.
- Witaj Witoldzie — odezwał się książę — Moje siostry nie sprawiają żadnego problemu?
Młode księżniczki zobaczyły, że ich bratu powrócił już humor. Jednak czujny obserwator zauważyłby jego spiętą sylwetkę i ten lekko wymuszony uśmiech.
- Żadnego — zaśmiał się — Wilhejda dużo czasu spędza z moją Anną, a natomiast Ausra sam wiesz...
- Wiem, wiem — książę litewski nalał do kufla miodu z dzbana — W naszą matkę się wdała. A Świdrygiełło na razie liże rany po ostatnim buncie?
- Musimy go mieć na oku — wymruczał Kiejstutowy syn — Za bardzo się rozbestwił w Witebsku...
- Co radzisz?
- Wybaczcie, że się wtrącam, ale może Świdrygiełło udałby się z nami do Krakowa i nasz brat by zdecydował co z nim dalej — najmłodsza latorośl z rodu Olgierdowiczów podeszła do brata i kuzyna, położyła rękę w uspokajającym geście — Wiecie obydwoje, że on najbardziej się krnąbrny i nieposłuszny. Wy sami nie dacie rady.
- I myślisz, że sam Jogajła da mu radę? - zdziwił się szczerze Witold, popijając miód.
- A w czym Jogajła ma dać sam radę? - zapytała wchodząc do auli Anna Światosławowna — Witoldzie?
- Z naszym bratem Świdrygiełłą, Anno — westchnęła Wilhejda — Witold i Skirgiełło zastanawiają się co z nim uczynić...
- A co radzicie?
- Ausra chce go odesłać do Jogajły.
- I wreszcie mądrze prawi — stwierdziła lekko kpiącym głosem — Niech Jogajła jako król zdecyduje co z nim zrobić.
Skirgiełło zauważył cień smutku, który przemknął przez twarz jego młodszej siostry, który po chwili zniknął. Zdawało mu się, że jako jedyny to zauważył.
- Anno lepiej nie mieszaj się do naszych spraw — odezwał się ostrym tonem Skirgiełło — To ja i Witold zdecydujemy o jego losie, nie Ty... Możesz zająć się tym, co na czym znasz się najlepiej, strojeniem się... I traktuj moją siostrę z szacunkiem, który jej się należy...
- Skirgiełło, Anna nie miała nic złego na myśli — próbował ratować sytuację Witold.
- Nie obchodzi mnie, co miała na myśli, jeśli jeszcze raz zauważę, jak się do niej odnosisz, to taki sam będę w stosunku do niej — wściekły walnął kielichem o stół, rozlewając miód.
- Moje drogie siostry udacie się ze mną do naszych lasów? I nad Wilejkę?
- Z chęcią bracie wyrwę się z murów tego zamku — zaśmiała się Wilhejda, okręcając się wokół własnej osi, przez co jej suknia zaczęła falować.
Najmłodsza Olgierdówna niepewnie skinęła głową, nie ważąc się odzywać przy Annie Witoldowej.
- Więc chodźmy.
Anna i Witold poczekali, aż wyjdą. Nie chcieli, aby rodzeństwo Olgierdowiczów usłyszało ich rozmowę.
- Na następny raz lepiej zamilcz, jak nie masz nic mądrego do powiedzenia — namiestnik Litwy zganił lekko swoją żonę — Nie potrzebuje twojej pomocy, jeśli ona ma dotyczyć w skierowaniu z wszystkich twoich żalów na Olgierdowiczów. Nie potrzebuje teraz wojny ze Skirgiełłą skoro jesteśmy w zgodzie.
- Witoldzie, Witoldzie — westchnęła księżna — Beze mnie Witoldzie błądzisz jak ślepiec we mgle... Gdyby nie ja, nie miałbyś takiej władzy... I będę je, traktować tak jak chce...
- Sam zawdzięczam, gdzie jestem.
- Nie rozumiem Cię, słyszałem jak ostatnimi czasy spędzasz czas z Wilhejdą. A co z Ausra? - zapytał, bezsilnie nie rozumiejąc humorów swej żony.
- Z Wilhejdą da się miło spędzać czas, ale z tą jej siostrą... Tylko modlitwy jej w głowie, chyba świętą chce zostać — dworowała księżna, przewracając oczami na wspomnienie najmłodszej Olgierdówny — Czasami zachowuje się jak Twoja siostra, Ryngałła...
- Dość — namiestnik wielkiego księstwa litewskiego trzasnął otwartą dłonią w stół, dzbany i kufle z miodem się porozlewały — Nie pozwolę ich obrażać... Ausra może jest i cicha, ale jest bliska memu serca... Tylko ona nie dworowała z mej siostry, gdy miała ataki histerii.
- Ależ Witoldzie, Jogajła już powinien szukać jej męża — Witoldowa żona próbowała przetłumaczyć swojemu lubemu, jednak na nic się to zdawało.
- Ausra w tym zamku będzie mieszkać, dopóki Jogajła nie znajdzie jej odpowiedniego męża. Jak wróci z Krakowa, ma nie usłyszeć od ciebie żadnego słowa przepełnionego drwiną — huknął Witold — I to jest moje ostateczne zdanie.
Książę Litewski szybko wyszedł z auli, zostawiając księżną bez słowa. Anna była zdziwiona zachowaniem swojego męża.
- Co się z Tobą stało, mój kochany...
***
Zatrzymali swoje konie niedaleko zamarzniętej rzeki, nad którą latem często przychodzili w dzieciństwie. Wszędzie był biały puch, który gdzieniegdzie przykrywał gałęzie wysokich drzew.
- I jak trzymacie się w otoczeniu tego kiejstutowego nasienia i jakże jego uroczej małżonki? - zapytał zaciekawiony Skirgiełło, zeskakując ze swojego wierzchowca.
- Dajże spokój — zaśmiała się lekko Wilhejda, poprawiając swój płaszcz — Ja z Anną spędzam większość czasu i nie jest taka zła... Natomiast Witold...
- Jest zupełnie inny niż kiedyś — przerwała siostrze Jadwiga, która z lekką pomocą brata zeszła ze swojej klaczy — Nie daje nam odczuć, że jesteśmy dla niego ciężarem i by nas chętnie się pozbył z zamku...
- Ciebie, Ausra tak łatwo się nie pozbędzie — powiedział z lekkim śmiechem książę kijowski — On pamięta jak zawsze broniłaś Ryngałły, dlatego na Ciebie nie powie ani jednego złego słowa...
- Przesadzasz, zachowywałam się tak w stosunku do każdej osoby — zarumieniła się lekko niewiasta — Dla każdego jestem miła, nawet jeśli on nie jest dla mnie... Matka zawsze mi mówiła, że jeśli będę czyniła dobro to wkrótce los i mi się odwdzięczy...
- Spójrz na taką Annę Witoldową, niby piękna i taka strojna — dworowała z niej Wilhejda — A czasami nie da się z nią przebywać w jednym pomieszczeniu...
- A sama z nią spędzasz ostatnio każdą wolną chwilę — wypalił Skirgiełło.
- A jaka jest żona Jogajły? - przerwała Olgierdówna widząc nadchodząca sprzeczkę rodzeństwa — I nasza bratanica?
- Takiej drugiej jak Jadwiga nie znam i raczej już nie spotkam — westchnął Skirgiełło z pewną melancholią — Jest niezwykle pobożna i przy tym ma wielkie serce... Każdemu potrafi przebaczyć, nawet wrogowi. Nikomu nie potrafi życzyć źle, każdemu potrafi dodać otuchy i powiedzieć dobre słowo... A przy tym ma urodę anioła, piękniejszej od niej jeszcze nie widziałem na tym świecie... Najbardziej w oczy zapadły mi jej oczy... Te błękitne oczęta, które zdają się przewiercać twoją duszę... Jest także niezwykle skromna...
- Czyżby jak ta ptaszyna stojąca obok nas?
- Masz trochę słuszności siostro, jednak z drugiej strony bije od niej królewski majestat, duma, pewność siebie... Nie pozwoli także sobie na gorsze traktowanie, tylko dlatego, że jest niewiastę. Jeśli trzeba to nawet, Wielkiemu Mistrzowi przygada, że aż straci rezon...
- Natomiast Elżbietka — na samo wspomnienie córki swojego ukochanego brata, uśmiechnął się lekko — Jest idealna... Ma takie same oczy jak Jadwiga... Najlepsze co mogła odziedziczyć... Skóra zdarta z naszej bratowej... Jedyne co psuje efekt to ten nos po naszym bracie — zaśmiała się głośno.
- Nie przesadzaj z tym nosem Skirgiełło — skarciła brata jasnowłosa.
- Ja wiem swoje siostro — chwycił ją w objęcia — Nie wiem, czy znalazłaby męża, gdyby była podobna do Jogajły...
Obie córy Olgierda wybuchły śmiechem na wspomnienie wyglądu ich brata.
Cały dzień minął im na rozmowach, które głównie dotyczyły na wspominkach ich rodziny. Śmiechom nie było końca. Nie wiedzieli, że niedługo czeka ich próba, która wykaże, kto jest wierny tej osobie... Niestety nie wszyscy tę próbę przejdą zwycięsko... On jedyny zwątpi w jej niewinność... Tylko on...
***
Wawel
Jasność zaczęła powoli ustępować ciemność, gdy kompania wróciła na Wawel. Stajenny czekał na konie, które chciał oporządzić po przejażdżce.
- Dziękuję Mikołaju — Ludwikowa córka uśmiechnęła się lekko, dziękując tym samym za okazaną pomoc.
Jadwiga podeszła do swojej klaczy, planując ją nakarmić jabłkami i marchwią, jednak ktoś zniweczył jej plany.
- Widzę, że wreszcie raczyłaś wrócić.
Słysząc ten chłodny ton, odwróciła się zamaszystym ruchem, wprawiając co po niektórych w zdziwienie. Ujrzała przed sobą Władysława, który stał z rękami splecionymi za plecami. Cała jego postawa zdradzała zdenerwowanie na swoją lubą. Nie zobaczyła tego uśmiechu, którym ją zawsze obdarzał, gdy się spotykali. Dzisiaj ustąpił temu wszystkiemu chłód na twarzy, który wprawił ją w konsternację.
- Słucham?
- Gdzie byłaś? Zostawiłaś naszą córkę samą tylko z dwórką? Wolałaś oddać się przyjemnościom?
- Nie zostawiłam jej z byle kim — odparła — Była pod opieką mojej zaufanej dwórki...
- Dlaczego nie poinformowałaś mnie, że wybierasz się konno?
- Możecie nas opuścić — uśmiechnęła się — Mikołaju, Zawisza pokaże ci, którą komnatę zajmiesz. Natomiast ty Śmichno, Erzebet wiecie co macie zrobić? - zapytała, patrząc na obie niewiasty sugestywnym wzrokiem.
- Tak, pani — dwórki skłoniły się przed władcami, odchodząc w stronę zamku.
Natomiast rycerze Andegawenki skłoniwszy się, podążyli śladem fraucymeru królowej. Królowa nie chciała, aby ktoś niepożądany usłyszał fragment rozmowy z królem, która nie wiadomo jak się potoczy.
- O co ci chodzi, Władysławie? - podeszła powolnym krokiem do małżonka, położyła mu rękę na jego ramieniu — Nie uchybiłam Ci w żaden sposób.
- To nie ja, zamiast opiekować się naszą córką, wybieram konne przejażdżki — zakpił — I to jeszcze, wśród których rycerzy tak naprawdę nie znasz...
- Bolesława zna bardzo dobrze Spytek, a ja ufam jego osądowi — zaczęła mówić łagodnym głosem — Natomiast Mikołaja znam jeszcze z moich dziecięcych lat, odkąd pamiętam, służył mojemu ojcu, a później Marii...
- I tak nagle znalazł się na naszym zamku? A dlaczego ja nic o tym nie wiem?
- Władysławie, mamy przecież oddzielne dwory... Do mojego dworu będzie należał i do mnie należy decyzja...
- Tego nie neguję, ale chyba powinienem wiedzieć, kogo przyjmujesz na nasz zamek... Może chcieć śmierci naszej córki... Być może, Zygmunt go wysłał do nas...
- Jeśli tak ma wyglądać nasza rozmowa, to lepiej ją skończmy, niż powiesz kilka słów za dużo... A może jeszcze powiesz, że to Maria wysłała skrytobójcę na własną siostrzenicę...
Zaczęła oddalać się szybkim krokiem, nie pojmowała jak Władysławowi, takie słowa mogły przejść przez usta. Gniew w niej buzował, którego w żaden sposób nie mogła ugasić.
- Jadwigo — usłyszała za sobą wołanie, jednak nie była w stanie się odwrócić jeszcze nie teraz.
Znikając w wejściu zamku, odwróciła się na moment. Zobaczyła zgarbioną sylwetkę jej męża. Przez moment chciała wrócić, jednak przypomniała sobie słowa skierowane w stronę swojej jedynej siostry. Nim spostrzegła się, znalazła się przy drzwiach swojej komnaty. Otwierając zamaszystym ruchem ręki drzwi, ujrzała tam swojego medyka oraz swoje dwórki.
- Pani — szlachcic z Kościelca skłonił głowę — Śmichna mi powiedziała o waszych podejrzeniach, zaraz się wszystkiego dowiemy.
Jadwiga skierowała się ze swoim medykiem do swoich komnat.
- Pamiętasz, Pani, kiedy miałaś ostatnio plamienia?
- Kilka niedziel temu miałam takie drobne plamienie, ale nie wzbudziło to moich podejrzeń, że jestem przy nadziei...
- Zatem połóż się Pani — polecił.
Lekkimi ruchami dłońmi zaczął sprawdzać brzuch królowej. Po kilku chwilach medyk, odezwał się.
- Miałaś słuszne podejrzenia Pani, jest przy nadziei — uśmiechnął się lekko — Na jesień powitamy dziecię.
- Jesteś pewny?
- Tak, Pani. Z pewnością miałaś już wahania nastrojów, zachcianki albo poranne mdłości.
- Poranne mdłości na razie mi nie towarzyszyły ani żadne zachcianki... Natomiast miałam wahania nastrojów... Możesz przez to, że jestem brzemienna, taka zła ostatnio byłam...
Jadwiga, wychodząc z komnaty, oznajmiła radosnym głosem.
- Miałyście rację moje drogie, jesienią powitamy dziedzica.
- Gratulacje królowo — zawołała Śmichna, przytulając swoją panią.
- Tak się cieszę — powiedziała Erzebet, roniąc kilka łez ze szczęścia — Zawsze marzyłaś o dużej rodzinie...
- I to marzenie się spełnia — uśmiechnęła się przez łzy.
Radości nie było końca, przez cały wieczór Jadwiga rozmawiała ze swoimi dwórkami. Postanowiła, że jutra z rana powiadomi o tym Władysława. Postanowiła dać swojemu ukochanemu ochłonąć po ich kłótni. Zastawiały się jakiej płci będzie dzieciątko. Nie wiedziała, że niedługo nadejdzie burza, której tak łatwo się nie pobędzie. Nadejdą dla niej ciężkie miesiące, przez które nie raz uroni łzy.
***
Hej, hej wszystkim ❤️ Nareszcie jest nowy rozdział 😻 Pracowałam nad nim jak nigdy aby jak najszybciej wstawić jeszcze dziś ❤️🙈
Na początku wędrujemy do naszej kochanej Oleńki, która jest w ciąży 🥰 Niebawem powitamy ją na świecie, zgadujecie jak będzie miała na imię? 🤔
Na Wawelu wreszcie pojawia się Mikołaj ☺️ Jak go oceniacie? Shipujecie go już, ze Śmichna? 🥰
Znowu pojawiamy się w naszym ukochanym Wilnie, gdzie coraz bliżej poznajemy Ausre i Wilhejde 🥰 Żałuję, że w kk nie bo w ogóle o nich mowy 🥺 Myślałam, że ostatecznie się pojawią, ale srogo się rozczarowałam 😢
I najlepsze zostawiłam na koniec, nasza Jadwiga jest w ciąży 🥰❤️☺️
Jak myślicie, tym razem urodzi syna czy córkę? Może, poród ją zaskoczy i będą bliźniaki? Jestem ciekawa waszych odpowiedzi ❤️
Jadwiga i Władysław coraz bardziej oddalają się od siebie, niebawem czeka ich próba która wystawi ich uczucie na potężną próbę zaufania 😔 Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to co im przygotowałam 😁😉
Zapraszam was wszystkich chętnie do czytania, komentowania i głosowania ❤️ Mam nadzieję, że wam się spodoba ❤️🥰 Dziękuję wszystkim moim wiernym czytelnikom, że wciąż czytacie twe moje wypociny 😂😂😂 Wasze ostatnie komentarze sprawiły mi mnóstwo radości, czytając je miałam cały czas uśmiech na twarzy 😁😊 Zapewniam was, że czytam wszystkie komentarze na które także staram się odpisywać. Kazdy głos daje mi coraz więcej motywacji do pisania a komenatrze sprawiają, że mam dla kogo pisać 😁😊
Całuski kochani, miłego wieczoru 🥰😘😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top