Zmiany na Wawelu

Wawel, lipiec 1391

Do kaplicy na Wawelu światło wlatywalo przez kolorowe witraże, więc dawało to tajemniczy półmrok. Wszyscy w skupieniu słuchali słów czeskiego Ojca Cysterów, Jana Szczekny. Szczególnie Jagwiga, bardzo zaciekawiły ja słowa duchownego.

- Papież Urban VI trzy lata temu pisał do Króla Władysława, takie oto słowa.
W Twoich działaniach przybieraj postawę troski, wedle służebności Marty i wznoś się na wysokość, wedle kontemplacji Marii. Dotąd słyszeliśmy im więcej modlitwy, tym bliżej zbawienia. Tak myślano dawniej, dziś aby zostać świętym trzeba działać dla innych. Czysta kontemplacja nie jest już prostą drogą do Boga. Tak, trzeba też być tak jak Marta. Jak Marta, która w Biblii usługuje przy stole, chcąc ugościć Boga codzienną krzątaniną. To jest droga do świętości, nie tylko słowo, nie tylko księgi. Maria i Marta. Tylko razem te dwie postawy niewieście, wypełniają Boże przykazanie. - wygłaszał kazanie czeski duchowny.

Jadwiga z wielkim zainteresowaniem wstała i zadała następujące pytanie.

- Chcesz opowiedzieć, że ktoś się tylko modli, nie wypełnia Bożych przykazań? Skoro nie walczę mieczem jak Król, nie mam szansy na świętość? - zapytała Jadwiga.

- Tak. Królowa zadała ważne pytanie - odpowiedział po chwili zamyślenia Jan Szczekna.

- Odpowiedź jest prosta, nie wystarczy sam czyn, albo sama modlitwa. Dzięki mądrości, dzięki kontemplacji i modlitwie, budujemy dusze jak cele.

- Jakie cele? Co on plecie? - zapytała Śmichna ze zdziwieniem. Przy czym zaczęła ją uciszać Margit.

- Nie chodzi o to, że nie jesteśmy wolni. Nie chodzi o to, że ciało jest więzieniem dla duszy. Cela duszy to bezpieczne miejsce, w którym kontemplacja pozwala nam rozeznać i spytać Boga, co ma czynić ciało. To nasza twierdza, w codziennej walce. To nasza zbroja na wędrówkę, przez doczesny świat. Wewnątrz tej celi jesteśmy wolni. Kto ma taką cele, ten włada sobą, a kto włada sobą, może władać innymi. - zakończył Czech.

Królowa popatrzyła na niego uważnie, po czym gwałtownie wstała i opuściła kaplicę. W ślad za Jadwiga podążyły wszystkie jej dworki. W całej kaplicy nastała cisza widząc wyjście królowej z mszy świętej.

***

Jadwiga niespokojnie poruszała się po swojej komnacie. W jej głowie kotłowało się od nadmiaru myśli oraz postanowień. Głos w jej głowie raz szeptał imię Marty, a raz Marii. To natchnęło ją do działania. Podbiegła do szkatuły, w której trzymała swoje listy. Szperała w niej chwilę, aby trochę później wyjąć ten jeden, właściwy list. Otworzyła go i przebiegła po nim swym wzrokiem. Lekko uśmiechnęła się do siebie.

- Czyżby był to znak od Ciebie Panie? Czy taką drogą mam podążać?

Odłożyła list na stół. Kilka chwil później usłyszała kroki. Ktoś wszedł do jej komnaty. Był nim Jan.

Mężczyzna był lekko zdenerwowany. Bał się, że w jakiś sposób zranił królową i że będzie musiał wrócić do Czech, a tego by nie chciał. Po ostudzeniu swych myśli i emocji odezwał się.

- Wezwałaś mnie Pani, więc jestem.

- Właśnie jesteś, ale skąd? Skąd pochodzisz ojcze? - zapytała Jadwiga.

Lekko speszony mnich, który nie spodziewał się takiego pytania odpowiedział.

- Wybacz Pani, pochodzę z Czech. Jestem ojcem Zakonu Cystersów. Choć pewnie to już wiesz - przerwał swoją wypowiedź i popatrzył się bojaźliwym wzeokiem na Jadwigę. - Królowo proszę o wybaczenie, jeśli w jakikolwiek sposób Ci uchybiłem. - zaczął tłumaczyć się czeski duchowny

Królowa popatrzyła się zdziwionym spojrzeniem na Jana. Nie rozumiała w jaki sposób miałby jej uchybić. Swój delikatny, piękny uśmiech skierowała w stronę duchownego zanim dała mu odpowiedź.

- W niczym mi nie uchybiłeś. Dziękuję Ojcze, za słowa o Marii i Marty. O tym jak połączyć działanie dla ludu, z pełnym uwielbieniem kontemplacji Boga. Czułam się jakbyś czytał mi w myślach. Już jako dziecko czułam, że jedno bez drugiego, jakby niepełne. - przerwała mu Jadwiga.

Duchowny poczuł się tak, jakby ktoś zabrał mu ciężar z ramion. Odrzekł już o wiele spokojniejszy.

- Wybacz mi Pani, nie spodziewałem się takich słów.

- Czy poświęcisz mi chwilę ? Pragnę ci coś pokazać. Znak - rzekła Andegawenka, po czym i wzięła do ręki list.

- Nie wiem czy zasłużyłem, Królowo.

- Znak od Boga.

Duchowny zaczął czytać list, który podała mu z uśmiechem na twarzy Jadwiga.

- List od Rajmunda z Kapui? Do Ciebie Pani? - zapytał Szczekna.

- Pragnę, abyś go przeczytał Ojcze.

Duchowny czytał dalej, jednak musiał przerwać, ponieważ to co zobaczył zdumiło go niezmiernie.

- Widzę tu słowa Katarzyny ze Sienny. - powiedział zdumiony

- Znam te słowa na pamięć, ale dopiero teraz całkowicie zrozumiałam ich sens w pełni. I Ty to sprawiłeś, Ojcze.

- To naprawdę znak od Boga. Jeśli można mi tak powiedzieć jesteś niezwykła, Królowo. Czy wolno mi spytać, Pani co łączy Cię z Rajmundem? Skąd znasz nauki Katarzyny ? - zapytał ze zdumieniem, a także zdziwieniem.

Jadwiga wspomnieniami powróciła do czasów kiedy była jeszcze małą dziewczynką, a jej babka jeszcze żyła. Pamięta jakby było to wczoraj, jak Elżbieta opowiadała jej o Katarzynie ze Sienny.

- Moja świętej pamięci babka, Królowa Węgier Elżbieta korespondowała z Katarzyną ze Sienny. Natomiast ja w trudnych chwilach, kiedy nie wiem co czynić, którą ścieżką podążać pisze do jej spowiednika - odpowiedziała Jadwiga.

- Nie sądziłem, że spotkam w Krakowie kogoś kto zna pojęcie celi duszy - rzekł z podziwem zakonnik.

- A ja wierz mi ojcze, nie pomyślałabym, że kiedykolwiek usłyszę je w wawelskiej kaplicy. Dlatego chciałabym o coś Cię prosić.

- Dla naszej miłościwej Królowej, uczynię każdą jej prośbę. - powiedział, po czym ukłonił się.

- Nie wyjeżdżaj z Krakowa do swojej ojczyzny. Zostań moich kapelanem - poprosiła Jadwiga.

***

Wawel, grudzień 1391

Był rześki zimowy poranek, za oknami widać było biały puch otulający cały Kraków. Królowa z niecierpliwością czekała na powrót króla z kolejnej wojny, tym razem z jej krewniakiem. Bała się, że te wojny nigdy nie ustaną i nie będzie miała szansy na potomka. Mija kolejny miesiąc gdzie przychodzi jej niewieścia przypadłość, coraz bardziej się tym martwiła. W związku z nadchodzącym nowym rokiem pańskim postanowiła poprosić swojego kapelana, aby postawił jej horoskop. Czuła, że nadchodzący rok będzie dla nich łaskawszy. Szła w ciszy ze swoją dwórką do kaplicy na poranną jutrznię. Zdziwiona ujrzała w kaplicy obok biskupa Radlicy dwóch nieznanych jej duchownych, postanowiła po mszy dowiedzieć się o personaliach duchownych. W ciszy słuchała pięknego kazania nieznanego jej duchownego, postanowiła zapytać się swojego kapelana kim oni są.

- Nie znam tych duchownych.

- Ten po prawej to Piotr Wysz, uczony w prawie studiował w Pradze jak i Padwie - ściszonym głosem odpowiedział jej cysters.

- Nie przypomina wyglądem uczonego Janie, a ten po lewej?

- Kanonik sandomierski Wojciech Jastrzębiec.

Gdy tylko jej kapelan to powiedział msza chyliła się ku końcowi. Biskup pobłogosławił wszystkich zebranych po czym wolnym krokiem kierowali się w stronę wyjścia z kaplicy. Do królowej podszedł jej nowy ochmistrz.

- Królowo, zaprosiliśmy tych dwóch duchownych, gdyż jeden z nich mógłby zostać królewskim kanclerzem. Sama Pani wyłożyłaś taką wolę.

- Wspaniale, który z nich nadałby się twoim zdaniem najbardziej? - chciała się dowiedzieć krolowa.

- Piotr Wysz, najjaśniejsza Pani jednakże krol musi zatwierdzić to zatwierdzić- próbował ostudzić jej entuzjazm Klemens z Moskarzewa.

- Właśnie rozmawiasz z Królem. Jednakże na Wawelu powinien zjechać mój mąż, a jednak wciąż go brak jakbyś nie wiedział. Zapominasz, że to ma być mój kanclerz a nie króla Władysława więc do mnie należy ostatnie zdanie - mówiła spokojnie królowa.

- Nie zapominam o tym Pani, jednak król nie będzie zadowolony, że obsadzamy bez jego wiedzy urzędników - stwierdził pokornie Moskarzewski.

***

Królowa Jadwiga wraz ze swoją dwórką, Mścichną, dumnie kroczyła do swojej komnaty. Gdy zbliżała się do drzwi, te nagle się otworzyły. Ze środka jak poparzony wyskoczył Król Władysław i ucałował małżonkę.

-Władysławie? - zapytała ze zdziwieniem Jadwiga. Wszak miała go spotkać później.

-Jadwigo - odpowiedział ze szczerym uśmiechem Jagiełło, a Jadwiga odwzajemniła ten gest. Królowa odwróciła się do niewiasty i rzekła.

- Mścichno zostaw nas samych. - Młoda kobieta ukłonił się przed obliczem władców i znikła w korytarzach Wawelu. - Właśnie szłam się położyć, rozbolała mnie głowa. - powiedziała Andegawenka.

Władysław popatrzył na Jadwigę, podszedł do niej i narzucił jej ciemny płaszcz na ramiona i ucałował ją w lico.

- To będzie musiało zaczekać. Porywam cię - wyszeptał jej do ucha.

- Dokąd? - zaciekawiła się niewiasta.

- Nie zadawaj pytań, miła moja. Zobaczysz - odparł, po czym wziął Królową za rękę i podążyli w stronę stajni Królewskich.

***

Stajnie Wawelskie

Władysław wraz z Jadwigą stali u wejścia do Stajni Królewskich. Królowa uśmiechała się szczere do męża.

- Mam wyrzuty sumienia, że nie ma mnie teraz przy Margit. - odparła Andegawenka i oparła się o kolumnę.

Jagiełło objął żonę i powiedział.

-Nikt z poddanych Ci tego nie powie, ale jesteś tam nie potrzebna, Jadwigo. Margit wystarczy Sirputis, a ona jemu.

- I kapłan, który pobłogosławił ich przed obliczem Pana Boga. - przerwała mu niewiasta — Na Wawelu są duchowni... - Jadwiga nie mogła się skupić, gdyż Władysław całował ją po szyi, a później spojrzał jej głęboko w oczy. - Spośród których trzeba wybrać mego kanclerza...

- Jeśli im zależy, zaczekają. Nie martw się, dwór poradzi sobie bez nas.- odparł Król, nie przerywając pocałunków.

-Panowie wiedzą, gdzie będziemy w razie pilnych spraw? - zapytała Królowa.

- Nie wiedzą. I o to właśnie chodzi, żeby nie przychodzili do nas z każdym głupstwem i nam nie przeszkadzali. Dziś nie ma pilniejszych spraw niż Ty, najmilsza. - popatrzył na Królową Jadwigę i się lekko uśmiechnął. Zastanawiał się, czy niespodzianka się jej spodoba.

- Zorientują się i wpadną w panikę.

- Zadbałem o to, żeby się nie zorientowali. - powiedział Jagiełło.

- Nawet Dymitr nie wie? - zapytała ze zdziwieniem, wszak Podskarbi wie wszystko.

- Nie wie. Wie jeno tyle, że ma nas nie szukać pod karą pokrycia ze skarbca kosztów budowy nowego dworku myśliwskiego.

-Szelma z Ciebie, Królu — rzekła Jadwiga.

- Stęskniony szelma — powiedział Władysław, po czym namiętnie pocałował żonę.

Kiedy już przerwali pocałunek Król, pomógł Jadwidze wsiąść na konia, po czym sam wdrapał się na swojego rumaka i podążyli w siną dal.

***

Jadwiga oraz Władysław mknęli przez las, rozmów nie było końca, co chwilę śmiali się i spoglądali na siebie. Zapomnieli o wszystkim, co złe. Mieli tylko czas dla siebie.

Para królewska dojechała do jakiejś leśnej chaty. Władysław zeskoczył ze swojego konia, po czym podszedł do Jadwigi, by pomóc jej zejść z rumaka. Królowa była zaciekawiona, dlaczego tutaj przybyli. Król przywiązał oba konie do drewnianej bali, by te nie uciekły. Kiedy skończył wykonywać tę czynność, podeszła do niego młoda Królowa. Złapała męża za rękę i weszli do chaty.

Kiedy Para Królewska znajdowała się już w chacie, Jadwiga oniemiała. Na stołach zobaczyć można było ulubione owoce Królowej ananasy cytrusy oraz gruszki, które polubiła dziki mężowi. Prócz tego były najróżniejsze sery, kołacze i mięsa oraz trunki. Na środku chaty postawione było ogromne łoże z dużą ilością poduszek, a na skraju łoża leżało piękne kremowe futro.

- Władysławie, wybacz — powiedziała Jadwiga.

Król ściągnął płaszcz Jadwigi, a także swój i rzucić je na kufer przy oknie. Wziął w dłonie nowe futro i zapytał.
- Ja tobie mam wybaczać?

Królowa przytaknęła głową.

- Że zwątpiłam w Twoją miłość. - Jagiełło włożył Jadwidze owe futro na ramiona i ucałował ją w lico — A Ty kazałeś to wszystko przygotować. - dodała niewiasta.

- To Ty mi wybacz, Jadwigo. Wybacz te wszystkie dni, kiedy nie ma mnie przy Tobie, wszystkie noce i myśli nie dość skupione na Tobie. - odparł Olgierdowicz.

- Jeśli są skupione na sprawach Korony i Litwy, wybaczam. - Jadwiga obróciła się twarzą do męża i uśmiechnęła się szczerze. Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę łoża, cały czas patrząc sobie w oczy. Królowa usiadła się na łożu, a jej oczom ukazał się cudowny sznur lśniących pereł. Wzięła je do rąk i z zadowoleniem popatrzyła na Władysława.

-Miała tu leżeć, sprowadzona z Paryża lub Rzymu jakaś mądra i pięknie ilustrowana księgą. - rzekł Jagiełło.

- Miałabym wtedy siniaki na plecach. - odpowiedziała mu z uśmiechem żona.

- Więc dobrze się stało, że to jednak perły. Pomyślałem, że wśród tysiąca słów zginie to, co pragnę Ci powiedzieć. - Władysław dotknął delikatnie policzka Jadwigi.

- Że do niewiasty jednak bardziej pasują perły? - przerwała mu małżonka.

- Że to Ty, Jadwigo jesteś najpiękniejszą perłą w Polskiej Koronie. Bez Ciebie nie miałaby swojego wyjątkowego blasku. - powiedział Król, a Jadwiga miała łzy w oczach.

Patrzyli na siebie jeszcze przez parę chwil. Jadwiga zbliżyła swoją twarz do twarzy męża. Dotknęli się lekko ustami, zaczęli się całować. Byli spragnieni siebie, swojego dotyku i swoich gestów.

***

***
- Władysławie? - spytała cicho Królowa.

- Tak najmilsza?

- Chciałabym, aby Piotr Wysz został moim kanclerzem. Na to stanowisko nadaje się jak nikt inny, dzięki niemu będę miała wsparcie. Zna się znakomicie na prawie, a przy tym jest skromnym człowiekiem - mówiła z przekonaniem Królowa Jadwiga.

- Jeśli taka jest Twoja wola, nie będę się sprzeciwiał. A teraz, miła moja ja mam pytanie do Ciebie. Rzeknij mi, kiedy się doczekamy potomka? - spytał się Jadwigi Władysław.

- Mam nadzieję, że z Nowym Rokiem Pańskim doczekamy się dziecka - zdradziła swoje myśli. - Na pewno tak będzie, mój Królu. Czuję to - powiedziała Jadwiga, całując powoli Króla.

***
Rozdział jest zainspirowany odcinkami korony królów. Mimo że brak weny i chwilowo zawiesiłam opowiadanie, starałam się coś napisać specjalnie dla Was ❤ Mam nadzieję że wam się spodoba. Liczę na szczere komentarze. Mogę wam zdradzić, że niedługo doczekacie się tego o co mnie tak wypytujrcie więc jeszcze chwilkę musicie być cierpliwi 🔥❤😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top