Our Christmas Dream

*** 23 grudzień ***

Dopiero co wróciłam ze szkoły, zdecydowanie nie był to najprzyjemniejszy dzień. Już nie chodzi mi nawet o sam fakt tej instytucji, bo w miarę ją lubię, ale wszyscy przeżywają ten świąteczny klimat. A ja? To dobre pytanie, ja nie widzę jakiejś szczególnej różnicy między tym dniem, a innymi. Powiem szczerze moja rodzina jest dosyć nietypowa pod kilkoma względami...

Typowa bogata rodzinka, nie mająca na nic i na nikogo czasu, to właśnie idealne określenie moich rodziców. Mój ojciec jest właścicielem firmy zajmującej się handlem międzynarodowym, która jest dla niego najważniejsza. Nigdy nie skupiał się zbytnio na swoich dzieciach, w sumie podobnie jak moja matka. Z tych właśnie względów najwięcej czasu spędzałam z Dastinem.

Wydawało by się, że mam dobry kontakt z moim bratem. Jednak jest to tylko złudna wizja, jaką widzą ludzie, którzy nas otaczają. Prawda jest taka, że Dastin ma ciężki charakter, co odbija się na mnie. Mój brat starszy o dwa lata ma problemy z agresją, można powiedzieć, że bardzo łatwo da się go wyprowadzić z równowagi. Niestety, ale już kilka razy przez jego gniew, oberwałam od niego, co nie jest przyjemnym wspomnieniem. Nikt o tym nie wie, co się z nim dzieje, nawet nasi rodzice. Kilka razy, gdy widzieli moje siniaki i rany mówili, że jestem strasznie niezdarna. Nikt nie przypuszczał, że te ślady są wykonane przez mojego jedynego, rodzonego brata.

Najgorsze jest to, że ukrywam to w sobie. Nikt o tym nie wie, nawet moi najbliżsi. Jest to taki jakby sekret między mną i Dastinem. Kiedyś moja dobra znajoma z klasy, zapytała mnie czy nie jestem ofiarą przemocy domowej, nie umiałam powiedzieć jej prawdy. Okłamywałam Abigail w żywe oczy, dlatego starałam się jej unikać, bo czułam się winna. Liczę na to, że kiedyś wszyscy poznają prawdę, ale zanim do tego dojdzie muszę się przyzwyczaić.

Leżałam spokojnie na swoim łóżku i rozmyślałam, jestem taką trochę marzycielką. Uwielbiam snuć teorię o tym, co by było gdyby. Jednak ta czynność została przerwana, przez dzwoniący telefon, który leżał tuż obok mnie.

-Cześć, jesteś w domu? - od razu do moich uszu dotarł nieprzyjemny głos mojej matki. Trochę się zdziwiłam, że dzwoni do mnie, bo zdarza to się bardzo rzadko.

-Hej, tak jestem. A czemu pytasz? - jestem w stu procentach pewna, że coś ode mnie chce, taki jest to typ człowieka.

-Wraz z Richardem mamy ważną sprawę służbową, wrócimy za trzy dni. Wiem, że są święta, ale i tak ich nie obchodzimy, więc nic nie tracimy na naszej nieobecności. Teraz kończę, trzymajcie się. - chciałam już jej coś odpowiedzieć, ale już się rozłączyła. Jest to uciążliwe mieć taką rodzinkę, ale jeszcze gorsze było to, że miałam zostać trzy dni sam na sam z Dastinem.

Stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli mu powiem o planach naszych "kochanych" rodziców. Z tą myślą zeszłam po schodach do salonu, gdzie słyszałam, że rozmawia razem ze swoim kolegą Ianem, którego osobiście nie znoszę. Już kilka razy naruszył moją przestrzeń osobistą, co jest strasznie uciążliwe.

Stałam w salonie, gdzie widziałam siedzących dwóch chłopaków. Nie chciałam im przerywać w rozmowie, więc postanowiłam chwilę zaczekać. Postanowiłam rozejrzeć po pomieszczeniu, które zawsze było takie puste i bez duszy. Przeważały białe, puste ściany, surowe meble i ogólnie brakowało tu nawet głupich zdjęć. Mój pokój początkowo też taki był, jednak miałam w pewnym momencie tak dosyć tego braku przytulności, że poszłam do sklepu kupić kilka dodatków. Wystarczyło dołożyć kilka poduszek, rozłożyć dywan oraz postawić ramki ze zdjęciami i od razu było przyjemniej. Oprócz tego u mnie było mnóstwo roślin, które uwielbiam. Mimo iż mój pokój w mdłej kolorystyce zdecydowanie był przyjemniejszy od reszty domu.

W tym momencie zobaczyłam, że mój brat zorientował się, że stoję w pomieszczeniu.

-Czego tu szukasz? - widziałam ten jego wzrok, który zawsze mnie przyszywał. Miał brązowe oczy w których zawsze widziałam ten brak życia i nienawiść kierowaną wobec mnie.

-Dzwoniła mama, jadą gdzieś na trzy dni. - powiedziałam to na jednym wdechu, aby jak najszybciej mieć możliwość pójścia do siebie. Nie miałam ochotę na dłuższą konwersację z nim.

-A ok. - powiedział to takim głosem bez życia, wydaje mi się, że gdyby nasi rodzicie inaczej postępowali, on też był by inny pod względem zachowania.

Bez słowa poszłam z powrotem do swojego pokoju, nie miałam co robić, więc zastanawiałam się jak to jest mieć kochającą się rodzinę. W myślach wyobrażałam sobie, jakim niesamowitym dniem muszą być święta, gdy cała rodzina zbiera się przy stole. Wiadomo mówi się, że zazwyczaj podczas takich zebrań ludzie kłócą się o poglądy. Ale brakuje mi tego, ja nawet nie znam własnych dziadków. Jestem po prostu sama, otoczona całkowitą pustką...

*** 24 grudzień ***

Rano obudziłam się w ubraniu z wczoraj, co oznacza że usnęłam podczas moim rozmyślań. Musiałam mieć serio mocny sen, z tego powodu poszłam się ogarnąć do łazienki, która znajdowała się tuż obok mojego pokoju. Nalałam sobie ciepłej wody do wanny, a także użyłam jakiejś kuli do kąpieli, ponieważ chciałam dziś całkowicie się zrelaksować. Zażyłam bardzo długiej i odprężającej kąpieli, co na jakiś czas oderwało mnie od zmartwień.

Po ogarnięciu się w łazience wróciłam do swojej sypialni. Wzięłam swój telefon i zadzwoniłam do Abi, która ma dziś urodziny. Zawsze, gdy moja przyjaciółka mówi kiedy ma urodziny, ludzie są zdziwieni. Też początkowo byłam, ale już się przyzwyczaiłam do tej myśli. Większość myśli, że dziewczyna jest poszkodowana w wyniku urodzenia się w taki dzień, jednak ona dostaje dwa prezenty. Rano otrzymuje urodzinową niespodziankę, a wieczorem pod choinkę drugi prezent.

-Wszystkie najlepszego, zdrowia, szczęścia, super ocen, znalezienia tego jedynego, chociaż chwila nie ty już go znalazłaś, ciekawych prezentów, wiele miłości i spełniania marzeń. - złożyłam jej te życzenia, ale brakowało im składni. Nigdy nie umiem składać życzeń na jakieś okazję, przez co brzmią one tak bezsensownie.

-Dziękuje, a tobie wesołych świąt. - odparła, słyszałam w tle jakieś rozmowy, więc stwierdziłam, że nie będę jej przeszkadzać.

-I nawzajem. Ja już ci nie przeszkadzam, spotkamy się za kilka dni, aby opić twoje urodziny. - powiedziałam jej to wyłączając rozmowę.

Odłożyłam telefon na szafkę nocną, a następnie ruszyłam w stronę szafy, aby ubrać coś wygodnego i ciepłego. Postawiłam na ciepły żółto-musztardowy sweter oraz czarne jeansy z przetarciami na kolanach. Mimo, iż nie obchodzę świąt ubrałam ciepłe świąteczne skarpety, aby chociaż odrobinę umilić sobie dzisiejszy dzień. Usiadłam koło mojej prowizorycznej toaletki i zaczęłam ogarniać swój wygląd. Delikatnie zakryłam niedoskonałości oraz pomalowałam usta pomadką w kolorze nude. Oczywiście musiałam też ogarnąć swoje dosyć krótkie rudawe włosy. Dziś postawiłam na delikatne pofalowanie ich.

Już przygotowana ruszyłam na parter w kierunku kuchni. Otworzyłam lodówkę i zorientowałam się, że niestety ale jest w niej tylko światło. Muszę iść coś kupić, bo oczywiście Dastin o tym nigdy nie pomyśli. Stwierdziłam jednak, że zanim pójdę na zakupy spożywcze, napiję się kawy. Włączyłam ekspres i czekałam na moment, aż napój będzie gotowy. W tym momencie zobaczyłam tuż za mną Iana. Starznie mnie nastraszył, byłam pewna że wrócił wczoraj do domu, a jak się można było domyślić nocował tu.

-Wczoraj tak szybko uciekłaś skarbie z salonu, że nie miałem czasu się z tobą przywitać. - powiedział to z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem, co mnie strasznie zdenerwowało. Widziałam, że chłopak co raz bardziej zbliżał się w moim kierunku, co nie wróżyło nic dobrego.

-Ian proszę cię odsuń się ode mnie. - mówiłam to dosyć głośno, aby zrozumiał. On jednak co raz bardziej się zbliżał i próbował się do mnie przytulić.

-Skarbie nie ma obok twojego brata możesz być spokojna nie nakryje nas. - gdy usłyszałam to co powiedział, miałam wrażenie że się przesłyszałam. On serio myślał, że ja zgrywam niedostępną tylko z powodu Dastina.

-Posłuchaj nie interesujesz mnie i tu nie chodzi o mojego brata. Od dłuższego czasu przekraczasz granicę, co tylko mnie denerwuje, więc z łaski swojej odsuń się ode mnie i zostaw mnie w spokoju. - starałam się to mówić tak, aby nie usłyszał łamiącego się mojego głosu.

Gdy usłyszał ode mnie te słowa, widziałam w jego oczach złość. Przypominało mi to emocje jakie dominowały we wzroku mojego brata. W tym momencie zaczęłam się bać, przecież niczego nie mogłam być pewna. Tak jak myślałam, Ian mocnym uderzeniem popchnął mnie do tyłu przez co dość mocno uderzyłam głową w szafkę kuchenną.

Przeraziłam się i jak najszybciej wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Nie chciałam przebywać z nim w jednym pomieszczeniu ani minuty dłużej. W przedpokoju ubrałam w pośpiechu czarne botki i beżowy płaszcz. Bez żadnego zastanowienia ruszyłam przed siebie. Nie zastanawiałam się zbytnio, gdzie prowadzą mnie nogi, po prostu wiedziałam, ze wszędzie będzie lepiej niż w moim własnym domu.

Nim się zorientowałam byłam w parku, który był niegdyś moim ulubionym miejscem. To właśnie tu spędzałam całe swoje dzieciństwo. Ku moim oczom pojawił się ten plac zabaw, na którym codziennie się bawiłam. Szczerze mówiąc tęsknię za tym czasem beztroski.

-Susan! Uważaj, bo upadniesz. - wykrzyczał mój brat, który bardzo się przejmował, aby nic mi się nie stało. Jednak ja i Julie byłyśmy tak bardzo pochłonięte, że nigdy nie zwracałyśmy uwagi na jego słowa.

-Spokojnie Dastin, nic nam nie będzie. - odpowiedziałyśmy niemal jednocześnie z moją najlepszą przyjaciółką.

-Jak ja bym chciała być już dorosłą, nie słuchać już nikogo poleceń i móc decydować sama za siebie... - powiedziałam wierząc w to bardzo mocno.

A jaka była prawda? Taka, że chce wrócić do tamtych lat, jak Dastin był inny, a moim jedynym problemem było to jaką kredką pokolorować rysunek. Tak skupiłam się na wspomnieniach związanych z tym miejscem, że nie zauważyłam, że siedzę na huśtawce. Ostatnio zdecydowanie za dużo myślę, co mam wrażenie tylko pogarsza mój stan psychiczny.

Zaczęłam rozglądać się po parku, aby popatrzeć na zabieganych ludzi, którzy wracają z pracy, aby jak najszybciej udać się do swoich rodzin. Zauważam nieopodal mnie chłopaka, który podobnie jak ja siedzi sam i mam wrażenie, że w przeciwieństwie do innych nigdzie się nie śpieszy. Chwilę wpatruję się w niego, może trochę za długo, ponieważ uniósł swój wzrok, przez co nasze spojrzenia spotkały się ze sobą. Natychmiastowo odwróciłam głowę w inną stronę, aby nie wziął mnie za osobę, która go obserwuje. Zauważyłam kątem oka, że chłopak zmierza w moim kierunku, ale nie dałam po sobie niczego poznać. Chłopak usiadł na huśtawce tuż obok mojej i przyglądał mi się, co trochę mnie peszyło.

-Hej, widzę że podobnie jak ja siedzisz sama, więc umilmy sobie nawzajem czas siedząc razem. Nazywam się David. - powiedział to takim łagodnym głosem. Mogę szczerze powiedzieć, że miło mi się zrobiło na samą myśl, że ktoś zainteresował się całkowicie nieznaną osobą.

Zeskanowałam go wzrokiem, aby móc zobaczyć z bliższej odległości jak wygląda. Wydawał się o kilka lat starszy. Był dużo wyższy ode mnie, jednak co się dziwić skoro ja miałam zaledwie metr sześćdziesiąt pięć wzrostu. Miał brązowe włosy, które były starannie ułożone na jedną stronę. Przyjrzałam się również jego twarzy, miał mocne rysy. W jego niebieskoszarych oczach można było ujrzeć iskierki, z którymi wyglądał na osobę bardzo przyjazną i wesołą. Miał na sobie szarą bluzę z kapturem i czarną kurtkę, którą miał rozpiętą. Oprócz tego miał czarne jeansy i tego samego koloru adidasy. Postanowiłam, że przestanę tak go skanować, a w końcu odpowiem coś.

-Hej, jestem Susan i miło mi. - odrzekłam to z nieśmiałością w głosie. Nie byłam zbyt ufna w stosunku do obcych. Ogólnie rzadko kiedy poznawałam kogokolwiek, więc była to dla mnie nowa sytuacja.

-Mi też miło. Samotniczka z wyboru czy z przeznaczenia? - zapytał z uśmiechem na ustach. Widziałam, że próbował jakoś wzbudzić zaufanie, ponieważ byłam nieufna.

-Zarówno jedno i drugie. A ty nie przeżywasz tej całej "magii świąt"? - postanowiłam spytać go o to, ponieważ widziałam, że podobnie jak ja nie śpieszył się nigdzie.

-Święta nie kojarzą mi się z niczym dobrym, mam same złe wspomnienia, więc zawsze staram się ich uciekać. Ale ty chyba również jej nie odczuwasz. - widziałam, w jego oczach smutek, gdy mówił o tych złych momentach. Nie chciałam go zasmucać ani nic z tego rodzaju. Wydawał mi się dosyć pozytywnym człowiekiem.

-Jak mam odczuwać coś, co nigdy do końca nie przeżyłam? - zapytałam z kpiną w głosie. Była ona skierowana ku mojej wspaniałej rodzince, która miała mnie dosyć. Ale takie jest życie, nie wszyscy mogą mieć kochających bliskich.

-Jak to? Wybacz za moją ciekawość, ale taki mój charakter. - powiedział to, a ja zastanowiłam się czy należy ufać komuś kogo nie znam prawie w ogóle. Po chwili zastanowienia, stwierdziłam, że mogłabym mu powiedzieć to nie wgłębiając się w żadne detale.

-Nic nie szkodzi, moja rodzina jest dosyć nietypowa. Nigdy nie obchodzimy żadnych uroczystości. - starałam się mówić to bez załamywania głosu. W końcu nie jest to dla mnie nic przyjemnego.

-Oh, wybacz nie chciałem abyś mówiła mi nic na siłę. - odrzekł to z taką troską w głosie. Poczułam się wtedy lepiej, czułam że w końcu ktoś przejął się moją sytuacją.

-Nie masz za co przepraszać, powiedziałam to z własnej woli. - w końcu taka jest prawda, wahałam się, czy zaufać, ale może to nie przypadek, że podszedł do mnie i zaczął ze mną rozmawiać.

-W pewnym sensie rozumiem co odczuwasz. Trzy lata temu moi rodzice mieli wypadek wracając w pośpiechu z pracy do domu, aby móc urządzić Wigilię. Przez to wydarzenie, przestałem obchodzić te święta. Kojarzą mi się tylko ze smutkiem i rozpaczą. - gdy to usłyszałam, nie wiedziałam co powiedzieć. Zatkało mnie, nie spodziewałam się chłopak, który był tak uśmiechnięty mógł przeżyć coś takiego. Pochłonęliśmy się ciszą, jednak postanowiłam coś z siebie wydusić, aby wyrazić swoją skruchę.

-Współczuję, pewnie byli dla ciebie bliscy, a ty nie umiałeś się pogodzić z ich utratą. - wydusiłam te słowa, wydawało mi się, że to co powiedziałam, nawet nie miało sensu, ale naprawdę to było dla mnie zaskoczenie.

-Racja nie umiałem, co odbiło się na szkole. Byłem głupi i uważałem, że skoro ich nie ma, nie mam po co się starać. Przez moje olewanie przedmiotów, nie zdałem egzaminów końcowych i do dziś żałuję tamtej decyzji. - powiedział to bez żadnego zdenerwowania. Naprawdę zazdroszczę mu takiego spokoju, ja się strasznie stresuję, gdy mam mówić o swojej przeszłości i przeżyciach.

-Za pewne dużo osób pocieszało cię, jednak ja powiem ci coś innego. Wydaje mi się, że tak miało być. Trudno jest się pogodzić z problemami, które są nam dawane pod nogi, ale one mają na celu nauczenie nas czegoś nowego. - powiedziałam to bez żadnego zastanowienia. Bałam się, że może się na mnie obrazić, ale niestety już mu to powiedziałam.

-Mądra myśl. Twoja rodzina jest aż tak zła? - zdziwiłam się trochę, że nie uraziłam go, ale jednocześnie ucieszyłam się. Poczułam, że mogę mu zaufać, mimo iż kompletnie go nie znałam.

Nie wiem czemu zaufałam całkowicie nieznanemu chłopakowi, ale wzbudzał moje zaufanie. Miałam wrażenie jakbyśmy się znali od bardzo długiego czasu. Opowiedziałam mu historię swojej rodziny. On odpowiedział mi również wiele o sobie, a nasza rozmowa trwała i wciąż się nie kończyła.

***

Na dworze już się ściemniło, a my z Davidem dalej rozmawialiśmy na huśtawkach. Uważam, że podobnie jak ja wiele przeżył. Cieszę się, że mogłam poznać kogoś kto umiał słuchać, a zarówno był dobrym pocieszycielem.

-Trochę nam się ta rozmowa przedłużyła. Już zdążyło się ściemnić. - powiedziałam jednocześnie spoglądając w jego niebieskoszare oczy, w których widziałam taką niesamowitą głębię.

-Jak się rozmawia z ciekawą osobą to nie odczuwamy, kiedy czas nam ucieka. - odrzekł mi uśmiechając się do mnie.

-Wybacz, wiesz może która jest godzina, bo nie wzięłam ze sobą telefonu. - zostawiłam go w domu, gdy uciekałam stamtąd jak najszybciej. Mogę powiedzieć, że była to bardzo dobra decyzja.

-Jest szesnasta. - gdy usłyszałam David musiał zobaczyć wielkie zdziwienie w moich oczach. Nie spodziewałam się, że już tyle czasu minęło.

-To naprawdę przedłużyła nam się bardzo ta pogawędka. Nie zabieram już ci czasu. Miło było cię poznać, może kiedyś jeszcze się spotkamy. - nie chciałam wracać do domu, jednak nie chciałam, aby czuł się w jakiś sposób zobowiązany do dalszej konwersacji ze mną.

-Poczekaj... Wiem, że się nie znamy, ale może spędzimy te święta w inne atmosferze niż zwykle? - zdziwiłam się na jego wypowiedź. Sądziłam, że wraz z chłopakiem chcemy chwile porozmawiać i rozejść się w swoje strony, jakbyśmy się całkowicie nie znali.

-Mhm, wybacz ale nie wiem czy jestem na to gotowa. Zresztą jest mi strasznie zimno, więc lepiej będzie jak się pośpieszę. - miałam na sobie tylko ten cienki płaszcz, a na dworze było coraz zimniej. Zresztą nie chciałam mu się w jakikolwiek sposób narzucać.

-Mieszkam zaledwie pięć minut stąd. A po drugie moglibyśmy po prostu dalej kontynuować naszą rozmowę, bo wydaję mi się, że mamy jeszcze sporo wspólnych tematów. - miło mi się zrobiło na sercu, że serio chciał mnie bliżej poznać. Z drugiej strony nie znam go, więc trudno mi od razu mu zaufać.

-Mhm, w sumie czemu by nie. I tak nie do końca mam gdzie wrócić... - zgodziłam się, liczyłam tylko na to, że nie będę żałować tej decyzji. Przecież dalej byliśmy dla siebie przypadkowo spotkanymi osobami. Podjęłam ryzyko w przypływie emocji, szczerze powiedziawszy nie wiem czym się kierowałam.

-No właśnie, więc nic nie tracisz, a jedynie możesz na tym zyskać miłe towarzystwo. - powiedział to jednocześnie uśmiechając się do mnie. Ten uśmiech działał cuda, nawet osobie ponurej takiej jak ja, potrafił poprawić humor.

I w ten o to sposób poszłam z chłopakiem, którego znam od trzech godzin. Wydaje się to całkowicie abstrakcyjne, że zaufałam komuś „obcemu", a nawet moi najbliżsi nie wiedzieli tyle o mnie. Miałam wrażenie, że ten chłopak jest w pewien sposób moją deską ratunku. Gdzieś w środku siebie odczuwałam, że nasze poznanie nie jest całkowicie przypadkowe. Los tak chciał, a od niego nie uciekniemy.

Razem z Davidem poszliśmy do kamienicy, gdzie znajduje się jego mieszkanie. Budynek znajdował się w nieznanej dla mnie okolicy, ale nie powiem wyglądał na bardzo przyjemny. Chłopak otworzył mi drzwi, więc udałam się tuż za nim.

-Mam nadzieję, że masz kondycję, bo mieszkam na ostatnim piętrze. - gdy to usłyszałam od razu bez żadnego zastanowienia chciałam zadać pytanie. - I uprzedzając pytanie, nie ma tu windy. - aż tak przewiadująca byłam, że wiedział o co chcę zapytać.

-Teoretycznie trenowałam kilka lat temu lekkoatletykę, więc powinnam dać radę. - powiedziałam to dosyć nieśmiałym głosem.

-Nie spodziewałem się tego, większość dziewczyn które znam unika sportu jak ognia. - widziałam zdziwienie w jego wzroku.

-Widzisz jestem nietypowa w porównaniu do innych. - specjalnie odparłam to z taką przesadzoną pewnością siebie. W tym samym czasie odrzuciłam włosy do tyłu, co musiało wyglądać bardzo zabawnie. Widziałam, że Davida zaczął się śmiać z tego.

-Długo trenowałaś? - nie spodziewałam się, że będzie tym zainteresowany.

-Mało osób wie, że kiedyś sport był nieodzowną częścią mnie. Jednak przez poważną kontuzję, miałam roczną przerwę, która okazała się już całkowitym zakończeniem treningów. Niedawno myślałam nad powrotem do tego co kocham, jednak brakuje mi czasu.

Ruszyliśmy po schodach, aby dotrzeć na to czwarte piętro. Nie powiem, że się jakoś szczególnie zmęczyłam, ale ja nie byłabym wstanie codziennie pokonywać aż takiego wysiłku. Stanęliśmy przed drzwiami, gdy David zaczął szukać kluczy w kieszeni kurtki. Otworzył drzwi i przepuścił mnie jako pierwszą. Od razu po wejściu poczułam się w tym mieszkaniu dobrze.

Nie było tu przedpokoju, wchodziło się na otwartą przestrzeń. Pomieszczenie było dosyć duże, przeważała kolorystyka brązu i beżu. W mieszkaniu czuło się to coś, nie umiem tego nazwać, ale serio było klimatyczne. Bardzo przypadło mi do gustu, w przyszłości chciałabym mieć własne gniazdko w podobnym stylu.

-Rozgość się i czuj się jak u siebie. - powiedział to robiąc klepiąc mnie delikatnie po ramieniu. Musiał widzieć, że jestem zestresowana.

-Dziękuje, masz bardzo ładne mieszkanie. - zazwyczaj mówi się tak, ponieważ tak wypada. Jednak mi zdecydowanie przypadło do gustu, więc nie było to żadne kłamstwo.

-Trochę małe, ale wydaje mi się, że starałem się je urządzić tak, aby było w moim guście. - powiedział to jednocześnie ściągając swoją kurtkę. Jednocześnie zdjął swoje buty zimowe, zostając w skarpetach z motywem świątecznym.

-Mi się bardzo podoba, chociaż osobiście dodałabym więcej roślin. - postanowiłam, że będę z nim szczera i zaprezentuje mu swoją propozycję.

-Lubisz rośliny? - widziałam podobnie jak na klatce schodowej, że był zdziwiony. Zdecydowanie miałam inne hobby niż większość osób w moim wieku.

-Tak uwielbiam. Można powiedzieć, że jest to mój taki jakby konik. W moim pokoju pełno jest donic z kwiatami i innymi tego typu roślinami. - próbowałam mu jak najjaśniej opisać jakie kwiaty najbardziej nadają się do jego mieszkania.

-Teraz jak mi to powiedziałaś, nabrałem ochoty na zakupienie jakichś kwiatów. Masz jeszcze jakieś inne ciekawe pomysły? - cieszyłam się, że chłopak z tak wielkim zainteresowaniem rozmawiał ze mną. Jest to dosyć rzadkie zjawisko, ponieważ dużo osób uważa mnie za nudną dziewczynę.

-Dla mnie jest tu idealnie, nic bym nie zmieniała. - nie będę udawać jakiejś osoby, która zna się na dekoratorstwie wnętrz, po prostu mówię to co czuję. Sama sobie się dziwię, że coraz bardziej rozluźniam się w jego towarzystwie.

Rozsiadłam się na sofie, która była w stylu vintage. Gdy tylko usiadłam poczułam, że jest bardzo wygodna. Ozdobiona była kilkoma poduszkami z motywem świątecznym.

-Widzę, że mimo iż nie przepadasz za klimatem świąt masz poduszki w takim motywie. - nie byłam pewna, czy David nie obrazi się na mnie za takie stwierdzenie.

-Nigdy nie mówiłem, że nie przepadam. Po prostu źle mi się kojarzą. - zdecydowanie ten chłopak jest osobą ze stoickim spokojem, czego mu bardzo zazdroszczę.

Siedziałam w ciszy, ponieważ mimo iż panowała w mieszkaniu domowa atmosfera, nie chciałam strzelić jakiejś gafy. Na przeciwnej ścianie widziałam kilka fotografii, domyślam się, że przedstawiają Davida i jego rodzinę. Widząc te zdjęcia zrobiło mi się smutno, ponieważ w moim domu nie znajdę żadnych pamiątek. Chciałabym, aby kiedyś moja rodzina zrozumiała swoje błędy, ale boję się że będzie już wtedy za późno.

-Widzę, że odrobinę posmutniałaś. Nie przejmuj się i żyj chwilą. - widziałam, że chłopak zawiesił swój wzrok na mnie, co było lekko dekoncentrujące.

-Gdyby to było takie proste. Mam taki charakter, że często rozmyślam albo zastanawiam się kilka razy zanim coś zrobię, co zazwyczaj jest uciążliwe. - odwróciłam głowę w jego kierunku, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. W jego wzroku widziałam samą dobroć, a także gesty wsparcia kierowane w moją stronę.

-Dziś są święta, które dwóch samotników spędzi razem. Więc koniec rozmyślania, a więcej rozmawiania i cieszenia się z obecnej chwili. - po usłyszeniu tych słów zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie dowierzałam, że dziś będę miała okazję pierwszy raz obchodzić ten niezwykły dzień, a do tego w tak miłym towarzystwie.

-Mhm no dobrze, to co robimy? - zmieniłam temat, ponieważ tak jak chłopak powiedział mieliśmy się cieszyć chwilą, a nie dołować się.

-Proponuję, aby upiec jakieś ciasteczka. Spędzimy przy tym miło czas, a oprócz tego będziemy mieli coś pysznego do zjedzenia. - powiedział to swoim delikatnym głosem, w tym samym czasie wstając z wersalki.

-Podoba mi się ten pomysł, ale ostrzegam moje zdolności kulinarne są dosyć niskie. - nie powiem, że nie umiem nic, ale nie jest to umiejętność, którą mogłabym się chwalić. Jak dziś pamiętam, jak prawie spaliłam dom, kiedy robiłam dla siebie pizzę.

-To przy okazji nauczysz się od mistrza. - odrzekł z wielką pewnością w głosie. Nie powiem rozbawiło mnie to, dlatego postanowiłam dać mu przysłowiowego pstryczka w nos.

-Ale skromność... - powiedziałam to z wyraźnym sarkazmem, aby nie pozwalać mu dalszą pewność siebie.

-Nie mówiłem ci, ale pracuję w restauracji na stanowisku kucharza. - po usłyszeniu tych słów zrobiłam wielkie oczy, co wyraźnie zauważył chłopak, ponieważ zaczął się uśmiechać od ucha do ucha.

-Teraz to mnie zdziwiłeś. Podaj gdzie pracujesz to może spróbuję twoich popisowych dań. - z chęcią poszłabym do jego miejsca pracy, aby skosztować jakichś nowych przysmaków.

-Oczywiście zapraszam. - mówiąc to David napisał mi na kartce adres restauracji w której pracuje. Okazało się, że znajduje się w pobliżu mojej szkoły, więc na pewno kiedyś tam wpadnę.

Poszliśmy razem do jego kuchni, która jest otwarta na salon. Mimo iż jest średniej wielkości, znalazło się w niej miejsce na wszystkie potrzebne sprzęty. Początkowo stałam i przyglądałam się chłopakowi, który zaczął wsypywać potrzebne produkty do miski.

-Może jednak skusisz się na pomoc, a nie stoisz jak jakiś słup soli. - powiedział to nie odrywając się od wykonywanej czynności. Był bardzo skupiony na przygotowywaniu ciasta, a ja nie chciałam mu przerywać.

-Bardzo śmieszne. - podeszłam w kierunku blatu i zaczęłam mieszać otrzymaną masę.

W tym momencie David zaskoczył mnie i posypał mnie mąką. Miałam ten sypki produkt we włosach, a oprócz tego moje ubranie było brudne. Gdy zobaczyłam w lustrze jak wyglądam miałam ochotę mu zrobić coś złego.

-To był cios poniżej pasa... - ze zdenerwowaniem poszłam do sofy chwyciłam płaszcz i kierowałam się w stronę drzwi.

-Susan, gdzie ty się wybierasz? - zapytał to ze zmartwieniem, najprawdopodobniej domyślał się, że wyprowadził mnie z równowagi, a ja byłam gotowa wyjść i zostawić go samego.

-Jak najdalej stąd. - już chwyciłam za klamkę, jednak David złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. W ten sposób prawie na niego wpadłam. Staliśmy dość blisko siebie, tylko obserwując swój wzrok. Z uwagą oglądałam jego niebiesko-szare spojrzenie, w którym można było dostrzec smutek.

-Przepraszam to miał być taki żart, nie chciałem cię w żaden sposób urazić. Proszę cię zostań i kontynuujmy pieczenie ciasteczek. - David mówił to z wyraźną skruchą w głosie. Wydaje mi się, że zależało mu na tym, abym została z nim.

Byłam pewna swojej decyzji, jednak gdy chłopak mówił do mnie tym swoim przekonującym głosem uległam. Sama się zdziwiłam, że tak łatwo udało mu się mnie przekonać. Zdecydowanie chłopak ma dar przekonywania do swoich poglądów i planów.

-Zostanę, ale ma to się więcej nie powtórzyć. - mruknęłam, aby pokazać mu, że dalej jestem na niego zła za te obsypanie mnie mąką.

-Postaram się. - w tamtym momencie jego oczy z powrotem rozświetliły się, a także zobaczyłam uśmiech na jego twarzy. Od razu robiło się ciepło na sercu, gdy on był taki zachwycony.

***

Przed chwilą wyjęliśmy ciasteczka czekoladowe z piekarnika. Tak pięknie pachniały, ale były jeszcze wrzątek, więc nie mogłam ich jeszcze zjeść. W między czasie David przygotował według jakiegoś szybkiego przepisu ciasto piernik. Zdecydowanie mogę uznać go za zdolnego kucharza. Zapachy jakie roznosiły się po mieszkaniu roznosiły się nawet do sąsiadów. Mi coraz bardziej burczało w brzuchu, ale co się dziwić skoro ostatni posiłek jaki zjadłam był wczoraj.

-Czyżbyś była głodna? - zapytał siedzący obok mnie chłopak. Oboje byliśmy nakryci ciepłymi kocami, a na stoliku kawowym stały dwa kubeczki z herbatą korzenną. W tle leciała muzyka w typowo świątecznym stylu.

-Zdecydowanie tak tu pachnie, że mój brzuch nie wytrzymuje. - powiedziałam to łapiąc się za brzuch. Dziś byłam w stanie zjeść wszystko, nawet niezbyt lubiane przeze mnie mięso.

-Co ty na to, aby obejrzeć jakiś film albo serial? - szczerze mówiąc spodobał mi się ten pomysł, w wolnym czasie często oglądam jakieś produkcje filmowe.

-Niech gospodarz domu decyduje, dla mnie i tak wszystko będzie lepsze niż spędzenie czasu w moim domu. - na drugiej części zdania załamał mi się głos. Mimo iż mu zaufałam, ciężko było mi o tym mówić.

-Wybacz, że się wtrącę, ale może powinnaś zrobić krok naprzód i spróbować chociaż trochę uniezależnić się od swojej rodziny. - po usłyszeniu tego wiedziałam, że tak powinnam tego dokonać, jednak łatwiej powiedzieć niż zrobić.

-Chciałabym, ale wydaje mi się, że to nic nie zmieni. - w pewnym sensie sama siebie okłamywałam, ale ja bałam się zaryzykować. Nigdy nie byłam osobą zbytnio odważną, a ostatnio to już w ogóle nie posiadałam tej cechy.

-Pamiętaj, mimo iż się nie znamy możesz na mnie liczyć. - powiedział to głaszcząc moje ramię. Wiedziałam, że chciał w ten sposób wyrazić wsparcie wobec mojej osoby.

-Bardzo ci dziękuje. W ciągu jednego dnia zrobiłeś tyle, czego nawet moi bliscy nie dokonali przez miesiące.

-No to decyduj "Kevin sam w domu" czy "Grinch świąt nie będzie"? - zdecydowanie zmienił temat rozmowy. Domyślam się, że było to spowodowane tym, aby dzisiejszy dzień wykorzystać w pełni szczęścia.

-Powiem ci trudna decyzja, ale może postawmy na klasyk. - często oglądałam podane przez chłopaka filmy podczas ferii, gdy nie miałam co robić. Mogłam w ten sposób poczuć zimowy klimat, więc cieszyłam się że zaproponował akurat takie produkcje.

-Jakbym miał sam wybierać, również bym na to postawił. - chłopak powiedział to jednocześnie włączając telewizor. Następnie na Netflixie wyszukał upragniony przez nas film.

Tak spędziliśmy kolejne dwie godziny oglądając "Kevina samego w domu", zajadając się upieczonym przez nas wcześniej słodkościami. Przez nas to może złe określenie, ponieważ moja pomoc była minimalna w porównaniu do wkładu pracy bruneta. Następnie zgodnie zdecydowaliśmy, aby obejrzeć kontynuację, czyli "Kevin sam w Nowym Jorku".

Po skończeniu oglądania filmu, David przygotował gorącą czekoladę z piankami. W tym czasie przyglądałam się ozdobione choince stojącej tuż obok telewizora. Nie była jakaś duża, jednak wystarczająca. Wszystkie ozdoby miała w jednym kolorze, jakim jest czerwień. Znów skupiłam się nad rozmyślaniami i nawet nie zauważyłam, że mój znajomy już wrócił.

-Marzycielko o czym tak znów rozmyślasz? - chłopak wyrwał mnie z moich rozmyślań. Postanowiłam, że będę z nim szczera i powiem to o czym aktualnie myślę. Skoro i tak zaufałam mu dziś już tyle razy.

-Dziękuję ci. Pierwszy raz mam przyjemność obchodzić święta. Dzięki tobie mogłam skupić się na sobie, a nie na moich problemach. Od bardzo dawna nie miałam okazji się uśmiechać i cieszyć, a ty to spowodowałeś. Po prostu dziękuje ci za wszystko. - po tych słowach poczułam pieczenie w oczach, a to było rzadkością. Zazwyczaj dużo chowałam w głębi siebie, ale bardzo rzadko płakałam, zazwyczaj starałam się być twarda z zewnątrz.

-Nie masz za co dziękować. Wydajesz się miłą dziewczyną, która serio jest więcej warta niż myśli. Wystarczy kilka zmian, a twoje życie ulegnie całkowitej zmianie. - gdy to powiedział wiedziałam, że wystarczy tylko kilka słów. Jednak jestem tchórzem i nie wiem czy jestem na to gotowa. - Ja również mam ci za co dziękować. Pierwszy raz obchodzę święta od śmierci rodziców i to jeszcze w tak miłym towarzystwie.

W przypływie chwili postanowiłam go przytulić. Oboje sobie coś zawdzięczaliśmy i to było niesamowite, że wystarczyła głupia konwersacja na huśtawkach w parku. Poczułam bijące od niego ciepło i bliskość, jakiej nie czułam od bardzo dawna.

Wydaje mi się, że los raz w życiu postanowił mi pokazać, że można żyć inaczej. To były najlepsze, a zarazem najlepsze święta w moim życiu. Zarówno dla mnie jak i dla Davida to były święta jak marzenie.

***

______________

Wattpad: Jakendo

Wiek: Za kilka dni 18 lat

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top