fall or raise

- Rai! - usłyszałam za sobą.

Moje brązowe włosy do ramion latały mi po twarzy i co chwilę wpadały do ust. Jeszcze chwila i przysięgam, że zetnę się na łyso.

- Kochana gdzie tak pędzisz - chłopak zaśmiał się nerwowo próbując mnie dogonić - zaczekaj - dodał cały zdyszany.

Udawałam, że go nie słyszę. Niech się pomęczy. Szczerze, gdy pierwszy raz się do mnie przyczepił i cały czas za mną łaził myślałam, że oszaleje. Przetarłam twarz dłonią i zwolniłam.

- To znowu ty - mruknęłam, gdy mnie dogonił.

Wiedział, że sobie żartuję, więc tylko się uśmiechnął.

- Jak weekend? Poznałaś kogoś? Dobrze się bawiłaś? - bardzo szybko zadawał pytania. Zbyt szybko.

- Ja byłem trochę tu, trochę tam - powiedział podekscytowany - niestety wiem, że bardzo byś chciała wiedzieć gdzie się podziewałem ale nie mogę ci powiedzieć - dodał klepiąc mnie w ramię.

Parsknęłam śmiechem. Czasem był zabawny.

- Nie śmiej się ze mnie - burknął pod nosem kopiąc lód.

Widziałam kątem oka jak traci równowagę i chciałam zacząć się śmiać ale poczułam jak ciągnie mnie za kurtkę. Sekundę później razem byliśmy na ziemi. Siedziałam z dupskiem w śniegu nie odzywając się. Nie miałam siły tego komentować.

- Przepraszam - mruknął - naprawdę nie chciałem to tak odruchow.. - zaczął, ale wcisnęłam mu śnieg w usta.

- Ani słowa więcej, Daniel - odezwałam się.

Powoli wstałam i podałam mu rękę. Jeszcze męczył się ze śniegiem na twarzy, aż w końcu na mnie spojrzał. Pomrugał kilka raz.

- Myślałem, że będziesz zła - dodał ciszej.

- Zlituję się nad tobą - mruknęłam, przewracając oczami, a kąciki moich ust zaczęły drgać.

- Widziałem to! - krzyknął kiedy odwróciłam głowę i zaczęłam strzepywać śnieg z ubrań.

Mimo że był czasem irytujący i sześć lat młodszy, polubiłam go. Momentami łapałam się za głowę gdy jego zachowanie było równe dziesięciolatkowi. Wyglądał przy tym na takiego wesołego. Jego ciemnozielone oczy po prostu błyszczały ze szczęścia. Bawiło mnie jak wściekał się za każdym razem gdy kosmyki jego brązowych włosów wpadały mu do oczu. Był po prostu kurwa uroczy. Traktowałam go jak kolegę, a czasem nawet jak młodszego brata. Dziwiło mnie, że nie miał dziewczyny. Przynajmniej nic o tym nie wiedziałam.

Chłopak za trzy lata miał skończyć liceum. Tak się złożyło, że jego szkoła jest bardzo blisko mojej uczelni dlatego w tygodniu widujemy się prawie codziennie.

- Dobra robimy tak - klasnął w dłonie kiedy ruszyliśmy. Właśnie zbliżaliśmy się do miejsca, w którym on zawsze szedł w lewo, a ja na drugą stronę.

Czekałam, aż dokończy, ale coś długo to trwało, więc spojrzałam na niego z pytającą miną.

- Nie wiem, zapomniałem - zmarszczył czoło - dobra trudno, widzimy się jutro bo trochę się śpieszę - dodał z uśmiechem.

Kiwnęłam tylko głową i skierowałam się na pasy.

Za kilka dni miały być święta, a ja odczuwałam mieszane uczucia. Wiedziałam, że coś pierdolnie. Święta zapewne będę spędzać tylko z rodzicami i starszym bratem. Mój ojciec co roku próbuję namówić moją mamę, żeby ktoś do nas przyjechał albo my kogoś odwiedzili. Ona natomiast jest nieugięta.

Weszłam do szkoły i prawie zakrztusiłam się własną śliną. Stałam jak wryta. Przede mną wisiały krzywe bombki, przyczepione do sufitu. Zrobione były z papieru jakby ktoś przypomniał sobie o tym, że za kilka dni są święta. Szczerze w tamtym roku by mnie to nie zdziwiło, ale na początku listopada była zrzutka wszystkich uczniów na ozdoby świąteczne i przepraszam bardzo, ale na co poszły moje pieniądze? Skierowałam się do mojej szafki, żeby odłożyć ubrania, cały czas śmiejąc się pod nosem. Minęłam kilka znajomych, z którymi się przywitałam, aż wreszcie zobaczyłam Lenę. Jej fioletowe włosy z lekkimi pasemkami granatowego były upięte w wysokiego kucyka. Szła rozbawiona i załamana jednocześnie. Chyba domyślała się, z czego mam taki ubaw.

- Przepraszam bardzo, ale co to jest? - zapytałam nadal śmiejąc się, gdy do mnie podeszła - cytuję twoje słowa kochana "niech się pan niczym nie martwi, ja wszystko załatwię".

- Ja pierdole, chyba mam przesrane - mruknęła łapiąc się za głowę - zapomniałam o tym totalnie, chyba Mad próbowała to jakoś ogarnąć, ale.. - przetarła twarz dłonią - nie za bardzo jej się udało - dodała.

Myślałam, że tam padnę ze śmiechu. Przecież każdy, kto znał Lenę dobrze wiedział, że to nie wypali. Była zbyt roztrzepana i niezorganizowana na takie rzeczy.

- A tam przesadzasz - machnęłam ręką - spokojna głowa, dyrektor na pewno zrozumiem - dodałam drwiąc z niej.

Spojrzała na mnie poirytowanym wzrokiem.

- Idę na zajęcia, widzimy się później - mruknęła.

Kiwnęłam jej na pożegnanie i ruszyłam w kierunku schodów. Wchodząc do sali wykładowej, minęłam kilka osób i usiadłam na wolnym miejscu.

Socjologia nie była moją mocną stroną. Profesor zawsze nam powtarzał, że na jego zajęciach uczymy się rozwiązywać problemy w sposób, którego inni nie rozumieją i o których nawet nie mają pojęcia, że istnieją. Jego zdaniem nauczymy się tu zrozumienia oraz interpretowania działań społecznych, a także ich przyczyn i skutków. Nie jestem tego taka pewna. Wątpię, żebym zrozumiała jak działa dzisiejsze społeczeństwo, ale stwierdzałam, że dam mu szansę.

Trzy następne wykłady były dość nudne. Gdy mieliśmy omawiać lekturę pani Welk jak zwykle zaczęła nam tłumaczyć, że nie warto chodzić na wykłady kiedy łączy się zajęcia z pracą i brakuje na nie czasu, nijak przyswaja się wiedzę czy mieszka dość daleko. Mówiła to tak bardzo często, że miałam wrażenie jakby, nie chciała nas uczyć i próbowała pozbyć się wszystkich, którzy uczęszczają na jej zajęcia.

Wchodząc na stołówkę myślałam, że łeb mi pęknie, chyba nigdy nie było tu takiego szumu jak dzisiaj. Usiadłam obok załamanej Leny, która dłubała widelcem w swoim talerzu.

- Koniec tego! - wrzasnęła obok mojego ucha i gwałtownie wstała.

Skrzywiłam się. Laska ma mocny głos.

- Każdy może popełnić błąd, a wy - wskazała na stolik po prawej - przestańcie na mnie patrzeć z takimi wyrzutami i się ogarnijcie. Brak ozdób to nie koniec świata - powiedziała poirytowana.

- W takim razie gdzie są nasze pieniądze?! - jedna z dziewczyn zaczęła się burzyć.

- Nie martw się - kiwnęła palcem - są w bezpiecznym miejscu.

W tym samym czasie kiedy Lena kłóciła się z tamtą dziewczyną, stwierdziłam, że zjem mój makaron, który przyrządziłam sobie w domu.

- Kurwicy można dostać - odezwała się do mnie gdy już siadała - ale bym taką - zacisnęła zęby - nie ważne.

- Musimy przełożyć dzisiejszy wypad na jutro albo pojutrze. - powiedziałam.

- Czemu - jęknęła, stukając paznokciami o stolik.

- Szef kazał mi dzisiaj przyjść do Blues - westchnęłam - wiesz, że go nie przegadasz.

Terra Blues było nawet uroczym barem. Pomijając oczywiście ludzi, którzy zazwyczaj tam przebywali. Cztery miesiące temu szukałam pracy i akurat natrafiłam na ogłoszenie, że szukają kelnerki. Nie za bardzo mi to pasowało, ale potrzebowałam pieniędzy, więc poszłam na rozmowę i tak oto mnie przyjęli. Ostatnimi czasy potrzebowali barmana. Dość długo nikt się nie zgłaszał, więc stwierdziłam, że czemu by nie spróbować.

Już chciała się odezwać, ale wiedziała, jakie to dla mnie ważne, więc tylko mruknęła ciche "dobra" i wzięła się do jedzenia.

Po skończonym posiłku pożegnałam się z Leną i ruszyłam do sali. Następnym przedmiotem i już ostatnim na dzisiaj była filozofia. Zazwyczaj na zajęciach dużo czytamy, analizujemy oraz rozmawiamy. Dzisiaj natomiast było dość... dziwnie. Przez cały wykład nikt się nie odzywał oprócz profesora.

- Ej co jest - szturchnęłam dziewczynę po lewej - czemu nikt się nie odzywa? - zapytałam.

- Nie wiem - szepnęła - ale podobno studenci z pierwszego roku tak go wkurzyli i oznajmił, że na jego wykładach nikt ma się nie odzywać - kontynuowała.

- Przecież to nie ma sensu - jęknęłam - Co on ma piętnaście lat, żeby tak się obrażać?

Ona tylko wzruszyła ramionami.

*

Wchodząc do sekretariatu, niechcący kopnęłam w kosz na śmieci.

- Kto to tu postawił - mruknęłam pod nosem.

Usłyszałam, jak ktoś chrząka. Spojrzałam w tamtą stronę. Przy biurku siedziała starsza kobieta. Trzymała w ręce dokumenty i popijała kawę. Miała długie, proste, rude włosy, pełno piegów i okrągłe okulary. Wyglądała na pozytywnie zaskoczona moją wizytą. Chyba nikt jej tu ostatnio nie odwiedzał.

- Dzień dobry, co cię do mnie sprowadza? - zapytała.

- Dzień dobry, mam prośbę. Mogłaby pani mi to skserować? - zapytałam, wskazując na kartkę w mojej dłoni.

- Jasne - ucieszyła się - może napijesz się herbaty?

Spojrzałam na zegar. Miałam jeszcze trochę czasu.

- W sumie czemu by nie.

Ona tylko kiwnęła głową w stronę fotela i odezwała się ciepło:

- Usiądź, proszę.

Kiedy poszła skserować moje papiery ja spojrzałam na duże, brązowe biurko, które stało naprzeciwko mnie. Walało się na nim mnóstwo segregatorów, a w rogu stał wielki monitor. Po co jej takie ogromne biurko? Przerwała moje zamyślenia, stawiając filiżankę herbaty obok mojej ręki. Usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła opowiadać o swoim życiu za czasów kiedy chodziła jeszcze na studia.

Zrobiło się jakoś cicho. Spojrzałam na nią, bo myślałam, że przestała mówić, ale jej usta wciąż się poruszały. Zmarszczyłam brwi. Nagle moja głowa stała się nieco ciężką. Oparłam ją o fotel. Czułam się dziwnie. Chciałam spojrzeć na swoją rękę, ale nie byłam w stanie. Nie miałam pojęcia co się, działo. Nie sądzę, żeby to była wina kobiety. Nawet gdyby chciała mnie otruć to po pierwsze, po co? A po drugie nie zrobiłam ani jednego łyka herbaty, którą przygotowała. Siedziałam chyba tak z pięć minut. Ona nawet nie zorientowała się, że coś jest nie tak. Nadal gadała. Powoli robiło mi się lepiej. Wreszcie mogłam spojrzeć na swoją rękę i oblizać wargi. Przesiedziałam tam chyba następne dziesięć minut, kiedy dopiero poczułam się na siłach, żeby wstać.

- Pani wybaczy, ale ja muszę już iść - powiedziałam zachrypniętym głosem.

- Ale jak to? - zapytała zaskoczona - nawet nie napiłaś się herbaty - dodała z żalem.

- Przepraszam, ale tak mnie pani zagadała ze nawet nie zauważyłam, która jest godzina - podrapałam się po głowie - Mam dzisiaj dużo do zrobienia.

- Wpadnij jeszcze kiedyś do mnie! - oznajmiła gdy już wychodziłam.

To sytuacja była nieco dziwna.

*

Była godzina siedemnasta dwadzieścia cztery i powiem szczerze, było ciemno jak w dupie. Właśnie szłam parkiem w kierunku baru gdzie pracuje. W Blues miałam być dopiero na osiemnastą. Mieszkam daleko dlatego nie, opłacało mi się wracać do domu na dwadzieścia minut. Stwierdziłam, że po drodze wejdę do jakiegokolwiek sklepu i kupię coś do jedzenia. Równie dobrze mogłabym podjadać przekąski, które są za barem tak jak zawsze, ale dzisiaj miałam ochotę na coś dziwnego.

Pizgało jak nie wiem. Dobrze, że posłuchałam mamy i wzięłam czapkę. Pamiętam jak pod koniec podstawówki, ignorowałam co do mnie mówiła. Potem przez dwa tygodnie leżałam chora w łóżku. Matka była tak wściekła, że za karę, kazała mi przyszyć czapkę do swojej bluzy. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy to była dla mnie istna katorga. Ryczałam nad moją ulubiona bluza chyba przez dwie godziny. Szczerze? Cieszę się, że kazała mi to zrobić. Ta bluza była okropna. Przynajmniej od tamtej pory w niej nie chodziłam i całe szczęście.

Zbliżałam się do wyjścia z parku kiedy zauważyłam na rogu mały sklepik. Przez światełka powieszone na drzwiach i szybach musiałam nieco przymknąć oczy.

- Co? - jęknęłam kiedy drzwi nie chciały się otworzyć. Spojrzałam na tabliczkę, która wisiała na drzwiach. Zamknęli dokładnie dwie minuty temu.

Idąc dalej, nie czułam już swoich palców, próbowałam je ogrzać w kieszeni, natomiast nic to nie dawało. Zbliżałam się do baru kiedy zaczął dzwonić mój telefon. Chciałam go odebrać, ale nie byłam w stanie.

- Do kurwy nędzy - warknęłam.

Obok parkingu przy barze minęłam grupkę dzieciaków, którzy próbowali wykminić jak załatwić sobie alkohol w lokalu. Zaśmiałam się pod nosem. Po wejściu do środka ruszyłam w kierunku szatni, gdzie odłożyłam swoje ubrania i sprawdziłam telefon. Dzwoniła do mnie Lena. Jak zwykle nie odebrała kiedy próbowałam do nie oddzwonić. Napisałam jej krótkiego sms-a, że zdzwonimy się gdy będę miała przerwie.

Myjąc ręce, spojrzałam w lustro, miałam ogromne rumieńce spowodowane pogoda za zewnątrz. Mój szary golf ładnie komponował się z czarnymi spodniami. Zakręciłam wodę, a następnie ruszając w kierunku stolików, wytarłam ręce w spodnie. Czułam, że atmosfera w lokalu była dość spięta. Pomrok, który tu panował tylko nakręcał moje złe przeczucia. Z daleka dostrzegłam Susan. Zawsze miała zmianę przede mną. Ruszyła w moją stronę.

- Hej - przywitałam się.

- Hej - mruknęła cicho - słuchaj.. jeśli chcesz to, mogę cię dzisiaj zamienić, mamy dość - podrapała się po głowie - specyficznych gości.

- No i zajebiście. Przynajmniej nie będę się nudzić - ucieszyłam się.

Spojrzała na mnie zmartwionym wzrokiem i westchnęła.

- Jak coś, to dzwoń. Na razie. - dodała.

Pomachałam jej na pożegnanie.

*

Od jakiś dwóch godzin czuje silny wzrok na sobie. Zaraz nie wytrzymam. Wcześniej to ignorowałam, ale stało się to strasznie uciążliwe. Skończyłam obsługiwać klienta i spojrzałam w stronę kanapy. Siedział na niej chłopak, popijając drinka. Jego ciemne brązowe oczy przeszywały mnie na wylot.

O kurwa.

Oparłam ręce o blat i utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy. Dość długo nie odwracaliśmy wzroku. W końcu nie wytrzymałam i kąciki moich ust drgnęły. Mimo, że był dość daleko, widziałam jak prycha pod nosem. Znajomi z którymi siedział kątem oka, spojrzeli w jego stronę.

Nagle usłyszałam tłuczące się szkło i poczułam kropelki cieczy na twarzy. Spojrzałam w tamtą stronę. Na krześle barowym po mojej prawej siedział chłopak. Był wkurwiony. Trzymał resztki szklanki w dłoni, z której leciała mu krew. Podeszłam do niego powoli. Z takimi trzeba na spokojnie.

- Hej, co się dzieje? - zapytałam.

Siedział, zaciskając zęby. Nawet na mnie nie spojrzał. Wiem, że w takiej chwili wszystko go wkurwia i jak się zaraz nie zamknę to mi przypierdoli, ale musiałam jakoś to ogarnąć. Nie odzywając się już więcej, powoli wyjęłam resztki szklanki z jego dłoni. Gdzie jest kurwa ochrona? To ona powinna zajmować się takimi sprawami. Usłyszałam donośny śmiech ze stolika obok. Spojrzałam w tamtą stronę. Oczywiście, że tam byli. Dwóch ochroniarzy siedzieli razem z gośćmi. Przypuszczam, że byli to ich znajomi. Jeden spojrzał w moją stronę i tylko wzruszył ramionami.

Wdech. Wydech.

Wróciłam wzrokiem do chłopaka, który siedział naprzeciwko mnie. Wzięłam mokrą ścierkę i powoli złapałam jego nadgarstek. Poluźnił uścisk i dał mi wytrzeć krew. Nagle szybko ścisnął moją rękę. Syknęłam pod nosem. Nie powiem, dość bolało. Chyba to usłyszał, bo puścił moją dłoń.

- Przepraszam, nie chciałem tak mocno. - powiedział zachrypniętym głosem.

Już miałam się odezwać, że nic nie szkodzi, ale był szybszy.

- Mogłabyś wyciągnąć mój telefon i zadzwonić do Mary, żeby po mnie przyjechała? - zapytał - Prosze..

Kiwnęłam tylko głową i wzięłam jego kurtkę w dłonie. Wyciągnęłam telefon z kieszeni. Nie miał zabezpieczenia, więc od razu, weszłam w kontakty. Mery odebrała od razu. Była dość.. spanikowana. Powiedziałam jej, żeby się nie martwiła i przyjechała do Blues. Dziewczyna tylko powiedziała krótkie "już jadę" i się rozłączyła.

Westchnęłam i spojrzałam na chłopaka, który siedział ze spuszczoną głową.

- Moja słodka - usłyszałam za sobą ten obrzydliwy głos - dawno się nie widzieliśmy - szepnął mi do ucha.

Szybko się od niego odsunęłam. Nie po to prosiłam o zmiany godzin pracy, żeby znów go widzieć. Bardzo dobrze wiedział, że za nim nie przepadam. Za każdym razem próbował stworzyć taką sytuację, żeby móc mnie dotknąć w jakikolwiek sposób. Był typowym starym oblechem. Gdyby nie to, że jest przyjacielem właściciela i nie mogę mu nic zrobić, już dawno dostałby ode mnie w pysk.

Stanęłam nieco dalej, ale on do mnie podszedł. Złapał za kosmyk moich włosy i owinął sobie wokół palca. Skrzywiłam się. Przybliżył do mnie swoja twarz. Był za blisko. Zaczęłam go odpychać, ale on nie ustępował. Myślałam, że się zaraz zrzygam. Chłopak, który wcześniej rozbił szklankę już, chciał wstać i mu przeszkodzić, ale usłyszałam głośne syknięcie tego faceta i po chwili mnie puścił. Widziałam przed sobą tylko czyjeś plecy.

- Michael, no co ty? Zwariowałeś? - zaczął się nerwowo śmiać cały czas masując miejsce, w którym ten drugi go złapał - przecież nic się nie dzieje - dodał.

- Myślę ze ona nie ma ochoty na twoje towarzystwo, Finlay - odpowiedział mu ostrym głosem.

Finlay przesunął się lekko w prawo, żeby na mnie spojrzeć. Obrzydliwie oblizał wargi i już chciał postawić krok w moją stronę. Byłam spanikowana. Przełknęłam ślinę i lekko złapałam za rękę chłopaka, który stał tyłem do mnie. Spiął się na mój gest. Drugą ręką chwycił w dwa palce twarz tamtego mężczyzny i mocno ścisnął. Ten tylko prychnął, cofnął się i gdzieś poszedł. Michael odwrócił się w moją stronę i zmrużył oczy. Rozpoznałam w nim chłopaka, który wcześniej siedział na kanapie.

Z ulgą wypuściłam powietrze. Puściłam jego rękę i przetarłam twarz dłonią. Po chwili spojrzałam do góry. Był wyższy ode mnie. Miał gęste czarne włosy i duże pełne usta. To była jedyna rzecz, na której się skupiłam w tamtym momencie.

- A gdzie jakaś nagroda? - zapytał z drwiącym uśmieszkiem.

- Jeśli myślałeś, że w nagrodę ci obciągnę to jesteś w błędzie - odezwałam się. - Albo w sumie.. - dodałam przelatując wzrokiem po jego ciele.

Spojrzał na mnie nonszalancko i uniósł jedna brew.

- Dobra nie walmy tak od razu z grubej rury - przewracając oczami pociągnęłam go za koszulkę.

Dostał ode mnie buziaka w policzek.

- No kolego, tak jak mawiają, ciesz się tym, co masz.

Przymknął na chwile oczy. Chciałam go trochę podrażnić. Przysunęłam się nieco bliżej jego ciała. Widziałam, jak na mnie zareagował. Gwałtownie złapał moje biodra i po chwili poczułam jego rozgrzane wargi na swoich. Zaczął mnie łapczywie całować.

Co jest kurwa?

Byłam zszokowana i w pierwszej chwili chciałam się odsunąć, ale było tak dobrze. Za dobrze. Co ja jestem święta dziewica, żeby nie móc się zabawić?

Pierdole to.

Zaczęłam oddawać każdy jego pocałunek. Włożyłam dłonie w jego roztargane włosy jednocześnie delikatnie ciągnąc za końcówki. Chłopak warknął i przyciągnął moje ciało jeszcze bliżej.

- Przepraszam.. - usłyszeliśmy cichy głos.

Michael go zignorował. Ja też bym chciała, ale mimo wszystko byłam w pracy. Wątpię, żebym w ogólne w niej została. Jeśli szef dowie się co tu zaszło, na pewno mnie wyleje. Niechętnie odsunęłam się od chłopaka. Puścił moje biodra i zaczął mordować wzrokiem dziewczynę, która nam przeszkodziła. Miała krótkie blond włosy i słodką sukienkę w kwiatki.

- Hej.. - zatrzymała się, spoglądając w moją stronę.

- Raisa - dokończyłam. Zapewne chodziło jej o moje imię.

- Właśnie. Hej Raisa, chciałabym ci bardzo podziękować.

Zmarszczyłam brwi.

- Jestem Mary. Dziękuje, że po mnie zadzwoniłaś. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy - kontynuowała.

Wtedy zrozumiałam, o czym mówi.

- Mogłaś go olać i wezwać ochronę a ty mu pomogłaś.

- Nie ma za co. Zresztą z tą ochroną to dość skomplikowana sprawa - mruknęłam.

Ona tylko uśmiechnęła się szeroko, powiedziała, że jeszcze raz bardzo dziękuje i że musi już lecieć. Następnie pobiegła do chłopaka, który nadal siedział przy barze. Złapała go za rękę i razem wyszli z lokalu.

Czy ona naprawdę przerwała nam w takim momencie tylko po to, żeby powiedzieć cztery zdania?

Odwróciłam się Michaela. Nadal był wkurzony. Stał z założonymi rękami. Brakowało, tylko żeby zaczął tupać nóżką.

- Już się tak nie dąsaj - poklepałam go po policzku, kierując się za blat.

Słyszałam jego kroki za sobą. Usiadł na krześle barowym i w milczeniu nie spuszczał ze mnie wzroku. Spojrzałam w stronę kanapy gdzie wcześniej siedział. Była pusta. Jego znajomi najwyraźniej już sobie poszli. Myjąc jedną ze szklanek, zerknęłam na niego i zapytałam:

- No co?

Nie odpowiedział mi więc, tylko przewróciłam oczami. Stwierdziłam, ze nie będę się nim przejmować i zaczęłam wycierać blat. Chwile później usłyszałam jak drzwi do baru, otworzyły się z hukiem. Lekko się wystraszyłam. Tym razem nie był to jakiś gówniarz, który chciał się popisać przed kolegami. Była to trójka młodych mężczyzn. Zaczęli rozglądać się po całym lokalu wyraźnie czegoś szukając. A raczej kogoś.

Michael zeskoczył z krzesła i dyskretnie pocałował mnie w policzek, dodając:

- Jeszcze się spotkamy.

Ruszył w ich stronę jednocześnie, zakładając swoją skórzaną kurtkę. Gdy go zauważyli, kiwnął w ich stronę i razem wyszli. Pstryknęłam się policzek, żeby sprawdzić, czy ostatnie trzy godziny nie były tylko moim snem a ja tak naprawdę nie leżę gdzieś na ławce w parku. Dla pewności zrobiłam to jeszcze dwa razy, ale wciąż nic. Nadal stałam za barem ze szmatą w ręce.

Jak dobrze, ze za chwile kończę moją zmianę i dzisiejsza karuzela śmiechu dobiegnie końca.

Nie sądzę, żebyśmy mieli jakikolwiek kontakt z Michaelem po tym wydarzeniu. Może raz lub dwa spotkamy się na mieście i powiemy krótkie "hej" ale to wszystko. Miałam dużo takich sytuacji. Co prawda bez całowania, ale i tak wolałam nie robić sobie nadziei. To tylko zwykły pocałunek. Kogo ja próbuję oszukać? To był najlepszy pocałunek w całym moim życiu, a było ich dość sporo.

Dokładnie dwadzieścia cztery minuty później stałam przed moją szafką, w której wisiały ubrania. Zakładając je, przypomniałam sobie o Lenie. Miałam do niej zadzwonić na przerwie, ale byłam tak zakręcona, że totalnie o tym zapomniałam.

Odblokowałam telefon i przeczytałam krótkiego smsa, którego od niej dostałam:

"juz nic!!W1 myslalam ze zostawilam u ciebie ladowarke ale byla w mojej torebce"

Uśmiechnęłam się tylko pod nosem i zablokowałam telefon.

Wychodząc z baru, poczułam zimny wiatr i płatki śniegu spadające mi na głowę. Automatycznie zaczęły piec mnie policzki, więc wtuliłam twarz w szalik. Było dość późno dlatego, stwierdziłam, że wrócę do domu taksówką. Na szczęście blisko wyjścia był parking gdzie zawsze stały. Podeszłam do najbliższego samochodu i wsiadłam do środka. Taksówkarz zapytał tylko o adres i ruszył. Obyło się bez zbędnych rozmów, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Zaczęłam rozmyślać o tym co wydarzyło się dzisiaj w sekretariacie. Może byłam na coś chora? A może to tylko działo się w mojej głowie? Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło i naprawdę nie miałam pojęcia, o co chodzi.

Około dziesięć minut później byliśmy już na miejscu. Zapłaciłam, wysiadłam i przeszłam na drugą stronę ulicy. Wytarłam buty o wycieraczkę i chciałam sięgnąć po klucze, ale jak się okazało drzwi, były otwarte.

- Kiedyś wam telewizor wyniosą a wy nawet nie zauważycie - mruknęłam cicho wchodząc do środka.

Zdjęłam buty i odłożyłam ubrania na wieszak. W salonie zobaczyłam mojego tatę. Siedział na fotelu i lekko pochrapywał. Było dość cicho, wiec domyśliłam się, że moja mama już śpi. Wyłączyłam telewizor, który nadal grał i odłożyłam pilota na kanapę. Miałam straszną ochotę na zieloną herbatę. Niestety nie chciałam nikogo obudzić dlatego od razu, skierowałam się do swojego pokoju. Wchodząc po schodach, poślizgnęłam się i straciłam równowagę, czułam jak lecę w dół. Potem był tylko ogromny huk i ból mojego prawego biodra.

- Kurwa - jęknęłam.

W tamtym momencie nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Po chwili światło na schodach zapaliło się, a moja mama stała na najwyższym stopniu.

- A to tylko ty - mruknęła.

Zaczęłam wstawać i pomasowałam obolałe biodro.

- Tak, mamo wszystko w początku, nic mi nie jest.

Ona tylko machnęła ręką i wróciła do swojej sypialni. Dla niej, dopóki nie lała się krew wszystko, było dobrze. Spojrzałam w stronę salonu i Nie mogłam uwierzyć ze mój tata jakby nigdy nic nadal spał. Kto by przy takim hałasie się nie obudził? Dla pewności podeszłam do niego i lekko szturchnęłam w ramie. Na szczęście zaczął mamrotać coś pod nosem.

*

Minął dokładnie tydzień od mojego nieszczęsnego wypadku na schodach. Nareszcie dobiegł ten dzień tak bardzo wyczekiwany przez mojego brata. Dzisiaj był dwudziesty czwarty grudnia, a on od rana śpiewał jakieś kolędy i zmuszał naszą mamę do pieczenia ciast. Stwierdził, że trzy rodzaje mu nie wystarczą.

Właśnie wychodziłam z domu z dwoma prezentami w ręce. Jeden był dla Leny, a drugi dla Daniela. Stwierdziłam, że nie ma opcji, żeby te dwa zjeby nie dostały ode mnie czegoś na święta. Dzisiaj pierwszy raz się spotkają i nawet o tym nie wiedzą. Umówiłam się z nimi na gorącą czekoladę w kawiarence na rogu pobliskiej biblioteki. Musiałam iść nieco powoli. Na chodniku był jeden wielki kawałek lodu, a ja nie miałam zamiaru znowu mieć stłuczonego biodra. Kiedy zbliżałam się do wejścia kawiarni, zobaczyłam Daniela ślizgającego się na lodzie. Gdy mnie zauważył gwałtownie zaczął machać. Myślę ze tego pożałował, bo sekundę później leżał na ziemi. Zaczęłam się śmiać, kiedy on próbował wstać, ale po prostu nie był w stanie. Podeszłam do niego i podałam rękę.

- Zostaw tego dzieciaka i się pośpiesz bo mi zimno.

Odwróciłam głowę w bok i zobaczyłam Lenę idącą w naszą stronę. Wymachiwała rękami i trzęsła się jak galareta. No cóż, nie dziwie się jej skoro ubrała tylko bluzę.

Podniosłam brew jednocześnie pomagając Danielowi.

- Twój ubiór jest nieco nieadekwatny do dzisiejszych warunków pogodowych - powiedział spoglądać na Lenę.

- A zamknij się - warknęła - moja mama powiedziała, że jest ciepło.

- Nie wątpię.

Zaczęli się przedrzeźniać. Lena już chciała wysmarować mu twarz śniegiem kiedy im przerwałam wskazując na drzwi.

- Czemu zadajesz się z jakimś dzieciakiem - jęknęła kiedy wchodziliśmy do kawiarni.

Zignorowałam jej pytanie i postawiłam dwa prezenty na podłodze obok wolnego stolika. Po szybkim zamówieniu sobie gorącej czekolady usiedliśmy na fotelach.

- Proszę to dla ciebie - odezwałam się do Leny wręczając jej małe pudełko ozdobione papierem świątecznym.

- A to dla ciebie - skierowałam się w stronę Daniela - Macie otworzyć dopiero w domu zrozumiano?

Kiwnęli tylko głowami.

- Ja też coś dla ciebie mam - powiedziała przeszukując swoją torebkę.

Oboje w tym samym czasie wystawili ręce, w których były torebki świąteczne. Odwrócili głowy w swoją stronę i zaczęli mrużyć oczy. Wzięłam prezenty i usiadłam wygodnie na swoim fotelu.

- Jest jeszcze coś.. o czym muszę ci powiedzieć - spojrzałam na dziewczynę.

- Lena.. Posłuchaj mnie, proszę i nie oceniaj - zaczęłam - żeby ci to powiedzieć, zbierałam się do tego od kilku miesięcy. Wiem, że po tym wszystkim możesz przestać mieć chęci do tego, abyśmy się przyjaźniły, ale nie potrafię już tego wytrzymać.

Patrzyła na mnie zszokowana, czekając, aż dokończę. Daniel był wniebowzięty. Słuchał mojej opowieści, bawiąc się w najlepsze. Ja natomiast ledwo umiałam powstrzymać śmiech.

- Daniel jest moim synem.

Chłopak wypluł gorącą czekoladę, która poleciała na środek stolika i zaczął się krztusić. Leciały mu łzy ze śmiechu. W momencie kiedy on wybuchł, nie byłam w stanie zachować powagi i zaczęłam się śmiać. Przypominam, że mam dwadzieścia jeden lat i nadal bawią mnie takie rzeczy. Lena miała otwartą buzię i ledwo przyswajała informacje. Przetarła twarz dłonią, a kąciki jej ust poleciały do góry.

- Ja pierdole.

Oparła się o fotel i wypuściła powietrze.

- W pierwszej chwili naprawdę się wystraszyłam - krzyknęła oburzona.

Następną godzinę przesiedzieliśmy, luźno rozmawiając. Lena chyba uświadomiła sobie, że chłopak jest w porządku, bo co jakiś czas nawet była miła. Dowiedziałam się, że moja przyjaciółka dzisiaj po południu jedzie z rodzicami na święta do dziadków i będzie tam, aż do sylwestra. Daniel natomiast, tak samo jak ja, spędza je w domu z rodzicami i swoim psem. Później rozmawialiśmy trochę o szkole, do której chłopak chodzi. Wraz z Leną uczyłyśmy się kiedyś w tamtym liceum, więc byłyśmy ciekawe czy coś się pozmieniało.

Lena spojrzała na telefon i westchnęła.

- Muszę już lecieć, za godzinę wyjeżdżamy, a ja nawet nie jestem spakowana.

Ja dostałam buziaka w policzek, a Daniela mocno pociągnęła za włosy, dodając:

- Nara dzieciaku. Jak następnym razem się spotkamy to śnieg, będzie wychodzić ci dupą.

On tylko prychnął.

- Rai - zaczął gdy już wyszła - ja też muszę lecieć. Obiecałem ojcu, że pomogę mu z naprawieniem lampek na choince - nieco się skrzywdził.

- No problemo amigo. Ja też miałam zamiar spadać.

Szybko się zebraliśmy i razem wyszliśmy.

Pożegnałam się z Danielem i ruszyłam spacerkiem do domu. Zaczęłam nucić pod nosem jakąś świąteczną piosenkę, która nawet nie wiem kiedy wpadła mi w ucho. Minęłam dwie starsze kobiety, które stały na pasach i rozmawiały o tym co kupiły swoim wnukom na święta. Kątem oka w małej uliczce obok mignęła mi znana postać.

Ja mam jakieś omamy czy właśnie widziałam Michaela?

Zresztą nie wiem czemu, byłam taka zaskoczona. To nic dziwnego, że można go spotkać w mieście, w którym zapewne mieszka. Chyba. Nie wiem o nim nic oprócz tego, że jest wykurwiście przystojny i dobrze całuje. Klepnęłam się lekko w policzek i nie zwalniając kroku, przeszłam na drugą stronę.

Szczerze? Miałam nadzieję, że go spotkam. Dziesięć minut później wchodziłam już do domu. Rozebrałam się i ruszyłam w kierunku kuchni. Moja mama stała przy blacie i jadła kawałek ciasta.

- Ja tylko próbuję czy dobre - zaczęła się tłumaczyć podnosząc ręce w geście obronnym.

- Przecież nic nie mówię.

Umyłam ręce i zaczęłam rozglądać się po kuchni.

- Jak już tu jesteś to, możesz mi pomóc. Zrobisz sałatkę. Składniki są w lodówce.

- Którą sałatkę? - zapytałam.

- No tą - nie umiała się wysłowić - wiesz którą.

Pomrugałam kilka razy. "Tą"? Dużo mi to mówiło. Otworzyłam lodówkę i po zawartości domyśliłam się, o którą jej chodziło. Zaczęłam wyciągać składniki i pojedynczo kłaść je na blacie.

- A gdzie reszta rzeczy? Mam zrobić sałatkę tylko z pomidora i awokado? - zapytałam, podnosząc brew.

Niestety nie mam, aż takich umiejętności kulinarnych. Ogólnie nie jestem dobra w gotowaniu. Gdybym znajdowała się na miejscu kogokolwiek z osób, które były świadkami moich dań, w życiu nie pozwoliłabym sobie wejść do kuchni, a co dopiero czegokolwiek dotknąć.

- Już jestem! - usłyszałyśmy krzyk z przedpokoju. Chwilę później mój ojciec podszedł do nas z wielką torbą zakupów.

- Co ty znowu kupiłeś? Nie byłeś przypadkiem tylko po siedem rzeczy? - zapytała moja mama nieco wkurzonym głosem.

- A takie tam słodycze - machnął ręką - Spokojnie, przecież nic się nie straci.

Z torby zaczęłam wyciągać brakujące warzywa i kurczaka. Wzięłam deskę z suszarki, a następnie zaczęłam kroić pomidora.

- Mamo! Babcia do mnie dzwoni i próbuję wcisnąć, że pójście do kościoła w święta to mój obowiązek. Co ja mam jej powiedzieć? - jęknął mój brat, wchodząc do kuchni.

- Powiedz tak: "Babciu jeśli przez najbliższe pół roku nie znajdę sobie dziewczyny to w każdą niedzielę przez dwa lata będę chodził do kościoła" - odezwałam się, spoglądając w jego stronę.

Mama posłała mi karcące spojrzenie, a ojciec zaczął kiwać głową całkowicie zgadzając się z moim pomysłem.

- A w życiu - zaczął się bronić.

Wzruszyłam tylko ramionami i wrzuciłam wszystkie pokrojone składniki do miski, która stała przede mną. Chłopak zaczął mamrotać coś pod nosem i wrócił do salonu. Pomogłam jeszcze mamie doprawić kilka dań. Gdy skończyłyśmy nareszcie, mogłyśmy na chwilę usiąść. Nasz odpoczynek nie trwał zbyt długo. Chwile później zaczęłyśmy ozdabiać choinkę, która zawsze stała przy oknie. Może wydawać się to dziwne, że robimy to dopiero w wigilie, ale spokojnie. Wszystko się nadrabia, zazwyczaj stoi tak do połowy stycznia. Wzięłam kolorowy łańcuch i owinęłam nim całą choinkę. Moja mama wieszała bombki od strony kuchni a ja przedpokoju. Zdecydowanie jej wygrywała. Robiła to co roku odkąd była mała, więc nie dziwie się, że miała taką wprawę. Gdy już skończyłyśmy, spojrzałam na zegar i wytrzeszczyłam oczy. Było trochę po szesnastej. Za godzinę mieliśmy zacząć jeść, a ja nawet nie byłam przygotowana. Pobiegłam do mojego pokoju i wzięłam szybki prysznic.

Jęknęłam kiedy zdałam sobie sprawę, że nie zadzwoniłam do rodziny z życzeniami.

Wciskając na siebie granatową sukienkę, zaczęłam dzwonić do dziadków. Kiedy moja babcia odebrała, włączyłam na głośnomówiący i próbując zapiąć naszyjnik, zaczęłam życzyć im wszystkiego dobrego. Obdzwonienie reszty rodziny zajęło mi chyba z pół godziny. Pomijając fakt, że rozmowa z moją drugą babcią, która kilka godzin wcześniej namawiała Eliota, żeby wybrał się do kościoła, teraz poszła o krok wyżej. Poprosiła mnie, żebyśmy wybrali się na pasterkę.

Przekochana kobieta.

Byłam na dole akurat na styk. Mój tata właśnie stawiał talerze na stole, a brat pomagał mamie nosić naczynia z różnymi daniami. Chwilę później każdy siedział na swoim miejscu i nakładał sobie jedzenie. Nie powiem. Kolacja była w porządku, ale mimo wszystko brakowało mi choćby tych małych kłótni między dziadkami, a moją mamą. Tak naprawdę nie wiem czemu od dwóch lat, nie zgadza się na żadnych gości. Może się z kimś pokłóciła?

- Nie wiem, kto to robił, ale jest przepyszne - odezwał się mój tata, wskazując na sałatkę, którą przygotowałam jakiś czas temu. Chyba chciał podnieść mnie na duchu w kwestii gotowania, bo naprawdę w krojeniu składników i ich wymieszaniu nie ma większej filozofii. Po chwili mój brat zaczął opowiadać jak jego firma pomału się rozwija i przynosi zyski. Chociaż jedno z nas osiągnie coś w życiu.

Po zjedzeniu posiłku mama stwierdziła, że przed deserem możemy wręczyć sobie prezenty. Eliot wyskoczył z krzesła jak strzała i szybko znalazł się pod choinką. Podniósł prezenty, które przywiózł ze sobą i wrócił do stołu.

- To dla ciebie - skierował paczkę w moją stronę. Później przeszedł do mojej mamy, a na końcu do taty. Zaczęłam otwierać prezent, który mi wręczył. Zakryłam usta dłonią, śmiejąc się głośno. Spojrzałam na chłopaka, który czekał na moją reakcję. Przysięgam, że bardziej trafionego prezentu nie mogłam dostać. Przede mną leżała szczoteczka do zębów śpiewająca piosenki Justina Biebera. Nie jestem jego wielką fanką, ale strasznie się ucieszyłam. Kiedy do mnie dotarło co właśnie się wydarzyło, wybuchłam ogromnym śmiechu. Tak. Mam dwadzieścia jeden lat i cieszę się ze szczoteczki do zębów. Chłopak widział, że prezent jak najbardziej mi się spodobał, więc szeroko się uśmiechnął. Reszta prezentów była tak samo dobra. Od rodziców dostałam serię książek, o której marzyłam odkąd, wyszła na rynek. Dziadkowie przysłali nam kartki i małe upominki w postaci słodyczy. Miałam nadzieję, że moje prezenty spodobały się wszystkim tak samo jak mi te, które dostałam.

Powiem tak. Wrażenia z takich drobnostek towarzyszyły mi do końca dnia. Przez cały wieczór szczerzyłam się pod nosem jak głupia do sera. Przed północą mój brat stwierdził, że pójdziemy do sąsiadki, która mieszkała w domu naprzeciwko i spytamy się jej czy nie pożyczyłaby nam swojego kota na parę minut. Eliot chciał sprawdzić, czy zwierzęta naprawdę rozmawiają. Nasz pomysł chyba się jej nie spodobał, bo zaczęła wrzeszczeć, że mamy się wynosić inaczej zadzwoni po policje. Chłopak był zawiedziony, a ja miałam niezły ubaw.

Było dość późno kiedy położyłam się spać. To był wyczerpujący dzień. Zaczęłam się zastanawiać, jak minęły święta Lenie i Danielowi. Napisałam do nich po krótkim sms-ie i zablokowałam swój telefon. Zgasiłam światło i wygodnie się układając chciałam już zasnąć kiedy przypomniały mi się wydarzenia z baru. Ten pocałunek siedział w mojej głowie i nie chciał z niej wyjść. No cóż. Chyba czas się znów z nim spotkać.

*

Za dwa dni był sylwester, a ja nie miałam żadnej ładnej sukienki, którą mogłabym włożyć. Dlatego w tym momencie siedzę w galerii, popijając herbatę w przerwie pomiędzy zakupami. Przyszłam na zakupy sama, ponieważ wzięcie Leny nie byłoby dobrym pomysłem. Ja potrzebuję tylko wejść do kilku sklepów, a nie dwóch galerii handlowych. Przerwałam swoje przemyślenia kiedy dostrzegłam przepiękną czarną sukienkę. Ona, aż mnie wolała, żebym ją kupiła. Szybko wstałam, wzięłam swoją kurtkę i ruszyłam w stronę sklepu.

- Dzień dobry, czy mogłabym w czymś pomóc? - gdy weszłam do środka przede mną pojawiła się ekspedientka.

- Cześć, chciałabym przymierzyć tą czarną sukienkę, która wisi na wystawie.

Kiwnęła głową, spytała o mój rozmiar i poprosiła mnie, żebym chwilkę poczekała. W tym czasie przejechałam wzrokiem po nowych kolekcjach. Nie ma mowy, żebym znalazła większe cudo od tego co wypatrzyłam parę minut temu. Młoda dziewczyna przyniosła mi sukienkę i wskazała gdzie, są przebieralnie. Gdy byłam w jednej z nich, zaczęłam się rozbierać. Założyłam sukienkę i okej, wyglądałam kurwa zajebiście. Zaczęłam przeglądać się w lustrze. Było dość małe, więc stanęłam przed tym większym na zewnątrz.

Już chciałam się odwrócić, zdjąć i kupić, ale przeszkodziły mi w tym męskie dłonie, które poczułam na swoich biodrach. Wciągnęłam powietrze, kiedy w lustrze zauważyłam, że to Michael.

- Stęskniłaś się? - zapytał, przygryzając mój lewy opłatek - Bo ja bardzo.

W tym samym czasie wepchnął mnie do jednej z przebieralni.

Bez zastanowienia wpiłam się w jego usta. Czułam jak lekko uniósł kąciki swoich ust jednocześnie przyciągnąć moje ciało bliżej siebie.

Nie mam pojęcia jakim cudem, ale dwadzieścia minut później byliśmy w jego mieszkaniu, a on właśnie ściągał ze mnie koszulkę. Rzucił moje ciało na łóżko i zaczął całować szyje. Złapałam końcówki jego włosów, lekko szarpiąc kiedy on podgryzał moją skórę na ramieniu. Wsunęłam rękę pod koszulkę chłopaka i ściągnęłam ją szybko. Już zaczęłam się rozkręcać kiedy on złapał moją rękę, wcisnął pocałunek w usta i dodał:

- Jeszcze przyjdzie na to czas.

Słucham?

Westchnęłam, opierając się o zagłówek. Może był jakiś nieśmiały? Nie wiem, kurwa. To ze mną było coś nie tak? Ja i moja chcica potrafimy się opanować, ale nie wiem, czy długo tak pociągnę. Leżałam na plecach z cyckami na wierzchu. Michael miał położoną głowę na moim brzuchu i palcem kreślił jakieś wzorki. Czy on testuje moją cierpliwość? Skoro chce czas. To proszę. Kurwa. Bardzo. Tak szybko go nie oddam.

W co ja się do chuja, wpakowałam.

___________________

Wiek: 16

Konto na watt: raisedeath

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top