Duch Świąt Bożego Narodzenia ds. miłości
Nazywam się Avery Kandi co znaczy, w wolnym tłumaczeniu, Słodki Elf Króla i jestem Duchem Świąt Bożego Narodzenia do spraw miłości. Jeżeli nigdy o mnie nie słyszeliście to są dwie opcje:
a) Ogarniacie życie i relacje międzyludzkie i nie potrzebujecie mojej pomocy
b) Jesteście kolejni na mojej "to do list"
Dzisiaj opowiem Wam historię Clary. Szybciutko zbriefuję Wam jej osobę. Clara ma 25 lat, niedawno przeprowadziła się do Londynu. Znalazła pracę w firmie marketingowej i obecnie znajduje się w delegacji w Saint Helier, Jersey na Wyspach Normandzkich. Nasza bohaterka, mimo że tego nie przyznaje otwarcie, czeka aż miłość zapuka do jej drzwi. Pomimo niechęci do randkowania i kilku rozczarowań nadal głęboko w jej wnętrzu tli się nadzieja na znalezienie tego jedynego. Tę nadzieję zawsze odsuwa jej racjonalna część.
Dobrze, więc zaczynajmy!
***
5 grudnia
Clara POV
Przeglądam ostatnie potwierdzenia obecności, które odesłali zaproszeni i zaznaczam wszystko w komputerze. Do gali zostało piętnaście dni i w poniedziałek muszę zatwierdzić noclegi i catering. Słyszę swoje imię, podnoszę głowę. Do mojego biurka z moim płaszczem zbliża się Josh.
- Zamykaj laptopa i idziemy.
Spojrzałam na niego z pytaniem w oczach i wróciłam do wklepywania danych.
- Idziemy na drinka. Nie mów, że zapomniałaś. Kończ pracę, jest piątek wieczór.
Przewróciłam oczami i zanim Josh zdążył zatrzasnąć mi laptopa przed twarzą zapisałam plik.
- Zapomniałam, przyznaję się. Muszę dokończyć jeszcze jedną rzecz i upiec ciasto na jutrzejszy jarmark. Naprawdę nie mogę z Wami iść.
- Tym razem się nie wykręcisz. Chodź. Chociaż jeden drink - klasnął w ręce i uśmiechnął się poganiając mnie.
Wywróciłam oczami, schowałam laptopa do torby, ubrałam płaszcz i skierowałam się do wyjścia. Wszyscy moi współpracownicy czekali przed główną bramą. Kiedy dotarłam do nich rozległy się gromkie brawa. Ukłoniłam się w formie żartu i wszyscy razem skierowaliśmy się lekko ośnieżoną drogą w stronę centrum. Miasto wyglądało cudownie! Na każdym kroku wisiały lampki. Nad Saint Helier unosiła się łuna kolorowego światła od wszystkich tych ozdób świątecznych. Klimat Bożego Narodzenia był wręcz namacalny.
Na miejscu zajęliśmy stolik w rogu. Josh z Tylerem poszli złożyć zamówienie dla wszystkich, a ja z resztą kontynuowaliśmy rozmowę. Razem z chłopakami do naszego stolika dołączył Henry, którego, jak się dowiedziałam później, zaprosiła Caitlin mając nadzieję na randkę z nim. A moje oko nie okazywał on żadnego zainteresowania dziewczyną, ale co ja tam wiem. Wiem, że to kolejne nasze spotkanie poza pracą i dalej czuję lekki dyskomfort (nie wiem czy to odpowiednie słowo) kiedy zwraca na mnie uwagę. Nienawidzę tego.
Około 21:30 i po trzech drinkach doszłam do wniosku, że czas na mnie.
- Robaczki, ja się zmywam - wszyscy zaczęli się przekrzykiwać i protestować - Muszę upiec dwa ciasta na jutrzejszy jarmark. Jeżeli tego nie zrobię Marianne mnie zamorduje własnymi rękami i zaniesie moje ciało na pożarcie mewom. Wy sobie spokojnie pijcie, zobaczymy się jutro na mieście.
Zaczęłam się zbierać, gdy usłyszałam ten głos. Henry wstał i powiedział
- Też powinien się zbierać. Obiecałem pomóc jutro przy jarmarku. Przy okazji mogę Cię odprowadzić - zaproponował.
Próbowałam protestować, niestety bezskutecznie. Nim się obejrzałam szłam ramię w ramię z Henrym. Mniej więcej w połowie drogi zdecydował się przerwać ciszę.
- Więc moja mama zmusiła Cię do pieczenia ciast na jarmark?
Tsa... Zanim dowiedziałam się, że Marianne jest mamą Henry'ego zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić. Dostałam nawet zaproszenie na święta.
- Nie zmusiła - uśmiechnęłam się - Sama jej to zaproponowałam. Uwielbiam święta, a takie imprezy są bardzo klimatyczne. Wiesz grzane wino, pierniczki, kolędy.
Mruknął. Aha? Okej.
- Z tego co mówłeś to też zostałeś wmanewrowany w pomoc.
- Od kilku lat przyjeżdżałem tylko na święta i wracałem do Londynu lub w inne miejsce z powodu pracy. W tym roku jestem wcześniej dzięki współpracy z parkiem Durrell Wildlife. Jak idą przygotowania balu?
Nim zdążyłam odpowiedzieć dotarliśmy do mojego mieszkania. Powinnam zaprosić go na górę? Czy to będzie przesada? Jezu, potrzebuję pomocy.
Dobra, pieprzyć to.
- Chcesz wejść na górę? Dokończę opowiadać o balu - zaproponowałam i modliłam się, by nie wyjść na idiotkę.
Henry posłał mi jeden ze swoich firmowych uśmiechów i przytaknął. Weszliśmy do środka i od razu skierowałam się do kuchni. De facto całe mieszkanie było jednym pomieszczeniem podzielonym na strefy. Zaproponowałam coś do picia. Ostatecznie stanęło na winie.
- Okej, siadaj sobie, ja zajmę się robieniem ciasta i zaraz opowiem Ci o balu.
Mężczyzna usiadł na jednym z dwóch hokerów przy wyspie, a ja zabrałam się za obieranie marchewek do ciasta. Czułam na sobie wzrok Henry'ego, więc zaczęłam mówić.
- Dostałeś oficjalne zaproszenie na bal. Oprócz tego co zostało napisane, mogę Ci powiedzieć, że całość będzie w stylu Secret Agents Christmas. Połączenie Bonda z magią świąt. W pierwszej części imprezy odbędzie się aukcja, podczas której zbierzemy środki na przebudowę jednej z części parku. Później zacznie się regularny bal z bufetem. Załatwiłam DJ, będzie grał set muzyki z filmów o Bondzie i piosenek świątecznych. Także pamiętaj, garnitur to podstawa. Chyba, że chcesz być casual jak Daniel Craig w sweterku i spodniach garniturowych. A no i z tego co mówił prezes masz razem z nim witać gości, ale to potwierdzę Ci po poniedziałkowym spotkaniu.
- Okej, coś wymyślę. Pomóc Ci z tym ciastem?
***
Avery POV
Zanim zaczęłam projekt o nazwie Clara nie wierzyłam, że jest ona aż tak niedomyślna. Jak można nie zauważyć, że facet jest Tobą zainteresowany skoro poza pracą spędza z Tobą kolejny wieczór? Albo gdy posyła ci pełne fascynacji spojrzenia? Jak można tego nie widzieć?! Clara zdecydowanie nie zdawała sobie sprawy, że facet do którego wzdychają miliony kobiet na całym świecie, od pierwszego spotkania wzdycha do niej. Zaaranżowałam już kilka sytuacja, kiedy byli ze sobą sam na sam i Clara nadal nic nie zauważyła. Muszę zintensyfikować moje działania.
Podczas jarmarku dałam im kolejne sytuacje, gdzie Henry i Clara mogli spędzić ze sobą czas i zbliżyć się do siebie. Grzane wino i wspólne lepienie mini bałwanków z cienkiej warstwy śniegu przyniosło zamierzony efekt w niewielkim stopniu. Co prawda nasza bohaterka zaczęła się otwierać, zatrzymywała swój wzrok na mężczyźnie, gdy ten nie patrzył. Dosłownie rozpływała się patrząc mu w oczy. Jednak cały czas coś ją blokowało. Miałam coraz mniej czasu.
***
20 grudnia
Clara POV
Oookej jestem cholernie zestresowana. Zaraz zaczynamy aukcję, goście cały czas się zbierają. Prezes parku razem z Henrym, który jest ambasadorem parku witają gości na wejściu. Za kilka minut muszę wyjść na scenę i przywitać ponad setkę ludzi. Dlaczego ja? Zadaję sobie to pytanie odkąd prezes stwierdził, że skoro bal był moim pomysłem powinnam zająć się wszystkim, on będzie tylko ładnie wyglądał. Thanks a lot, man.
Ostatnie spojrzenie w lustro, czy wszystko z moim wyglądem okej i mogę iść. Ubrałam się w inspirowaną czarną sukienką Vesper z "Casino Royale" sukienkę w kolorze błękitu. Do tego, zupełnie nie świąteczne, kolczyki i naszyjnik z motylkami. Blond włosy jak zwykle zostawiłam rozpuszczone, jedynie je pofalowałam. Szybki check w lustrze, lepiej nie będzie, mogę iść.
***
Aukcja dobiegła końca. Zgromadziliśmy niezłą sumkę, sam prezes był w szoku. Nawet mnie pochwalił, ha! Weszłam ostatni raz tego wieczoru na scenę.
- Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy zdecydowali się wesprzeć nas finansowo. Wasza hojność przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Jeszcze raz bardzo dziękujemy i zapraszamy na parkiet.
Kiedy skończyłam mówić w całej sali rozbrzmiały oklaski. Zeszłam ze sceny. Za kotarą oddzielającą salę od zaplecza zauważyłam Henry'ego, który odwrócił się jak tylko stuknęłam obcasami. Przysięgam, że gdy jego wzrok spotkał się z moim poczułam uderzenie gorąca. Jego oczy błyszczały.
- Jak ci się podoba? - zapytałam nawiązując do aukcji
- Bardzo ładna sukienka. Vesper Lynd?
- I'm the money - zobaczmy, czy podłapie żart. Uśmiechnęłam się z wyzwaniem w oczach.
- Every penny of it - uśmiechnął się z tryumfem.
Zaśmiałam się i wypytałam go o wrażenia z aukcji. Henry szybko zmienił temat i zaproponował mi taniec. Na to mam standardową odpowiedź "Ja nie tańczę. Takie są zasady".
Złapałam moją lustrzankę i wyszłam na salę zrobić kilka zdjęć, by jutro wstawić je na nasze social media. Właśnie dlatego, że jestem w stanie zrobić wszystko od rozpracowania social media, przez fotorelację po event zostałam przydzielona do projektu dla Durrell Wildlife. Lawirowałam między tańczącymi parami (goście naprawde postarali się jeżeli chodzi o dress code). Fotografowanie przerwał mi Henry w momencie, gdy DJ włączył moją ulubioną piosenkę z Bonda.
- Tym razem Ci nie odpuszczę. Jedna piosenka.
Próbowałam się bronić, jednak nie chciałam robić sceny przy gościach. Odłożyłam lustrzankę na DJkę.
- Ostrzegam, że nie potrafię i nie lubię tańczyć.
Henry posłał mi uśmiech i objął mnie w talii. Wtopiłam się w jego ramiona i pozwoliłam mu prowadzić. Ja naprawdę nie wiedziałam co tam robię. Miałam nadzieję, że nikt akurat nie nagrywa żadnej relacji na social media. Przez całą piosenkę czułam jego wzrok na sobie. Podczas refrenu odważyłam się spojrzeć w jego błękitne oczy.
How do I live? How do I breathe?
When you're not here I;m suffocating
I wanna feel love run through my blood
Tell me is this where I give it all up?
For you I have to risk it all
Cause the writing's on the wall
Słysząc słowa piosenki i widząc głębię jego oczu chciałam z powrotem odwrócić wzrok, ale po prostu nie potrafiłam. Wydawało mi się to zbyt intymne. Nie chciałam czuć tego co czułam. Nie chciałam żeby patrzył na mnie TAKIM wzrokiem. Tak jak bardzo wewnętrznie podobała mi się cała sytuacja tak bardzo rozum krzyczał uciekaj. Gdy tylko resztka mojego mózgu, który stał się papką usłyszała, że Writing's on the wall dobiegło końca oderwałam się od Henry'ego. Potrzebowałam złapać dystans.
***
Avery POV
Widzicie, tak to właśnie jest z Clarą. Ja podsuwam jej okazje, ona od nich ucieka. Tak się z nią bujałam od miesiąca. Nie dopuszcza do siebie nikogo nowego. Nie pozwala sercu dojść do głosu. Dwoiłam się i troiłam, by ta uparta dziewczyna w końcu zrozumiała co straci jeżeli nie sięgnie po owoc granatu, który dzięki mnie miała na wyciągnięcie ręki. Czas uciekał, a w tym przypadku im dalej w las tym więcej drzew. Miałam nadzieję, że nie będę musiała ingerować w pogodę, by postawić na swoim...
***
22 grudnia
Clara POV
Mamy 22 grudnia. Jutro wracam do Londynu, a później lecę do rodziców na święta. Muszę dzisiaj zamknąć ostatnie sprawy, by z czystą głową i sumieniem stąd wylecieć. Z tą czystą głową może nie być wcale tak łatwo. Dwa dni temu, podczas balu, Henry wszedł do mojego umysłu i w żaden sposób nie mogę go stamtąd wyciągnąć. Szczerze mówiąc jestem tym sfrustrowana. Tyle czasu broniłam się przed zadręczaniem się myślami o jakimś facecie, a tu proszę. Człowiek, który jeszcze kilka lat temu wydawał mi się nieosiągalny w żaden sposób teraz burzy mój wewnętrzny świat. Jeżeli nie wrócę do normalności będę za to winić pracę. To przez nią go poznałam. Powiedzenie "uważaj o czym marzysz" jest potężne jak sam skurwysyn. Potrząsam głową, by wyrzucić, chociaż na chwilę, oczy Henry'ego z mojej głowy. Przygotowuję ostatnie raporty do wysyłki, gdy słyszę swoje imię po drugim stronie biura.
- Już idę - odkrzykuję wstaję, by przejść przez całe pomieszczenie do biurka Jenny. Widzę, że wisi na telefonie i komentuje coś razem z Caitlin.
- Co jest?
- Okej, powiedz nam co jest między Tobą, a Cavillem.
Yyy...
- Nic nie ma? - powiedziałam z pytaniem w głosie - Przecież ty chciałaś go wyciągnąć na randkę. Udało Ci się w końcu?
Dziewczyny wymieniły się porozumiewawczym spojrzeniem.
- Chciałam, nie udało się. Teraz wiem dlaczego - zaświergotała i pokazała mi kilka zdjęć z balu, na których tańczyłam z Henrym, a następnie krótki filmik.
Okej właśnie tego nie chciałam. Spojrzałam na nie z pytaniem w oczach.
- Dziewczyno, czy ty nie widzisz jak on na Ciebie patrzy?! Oddałabym wszystko żeby facet tak na mnie spojrzał.
- Jak patrzy? Normalnie. Dajcie spokój.
Podsumowałam i wróciłam do mojego biurka. Dziewczyny jeszcze próbowały mnie przekonać żebym do niego uderzyła, ale nie reagowałam na to, więc odpuściły.
O 15:00 zakończyłam wszystkie promocyjne i raportowe sprawy parku, pożegnałam się ze współpracownikami i złożyłam im świąteczne życzenia. Prawdopodobnie przylecę z powrotem do Saint Helier po Nowym Roku na kilka dni. De facto wszystkie działania marketingowe mogę wykonywać z Londynu, ale okropnie polubiłam to miejsce.
Zabrałam laptopa i resztę swoich rzeczy. Ostatni spacer trasą Durrell Wildlife - mieszkanie. Jestem już prawie spakowana, zostały mi ostatnie pierdoły do zabrania. Jutro o 8:20 mam lot do Londynu. Zostawiam laptopa w mieszkaniu, przebieram się z ubrań w których byłam w pracy i idę na ostatnią kawę z Marianne. W duchu modlę się żeby nie spotkać Henry'ego, chociaż biorąc pod uwagę, że zatrzymał się u matki są to marzenia ściętej głowy.
Z Mariannie rozmawiamy tak jakbyśmy znały się lata, a nie niecałe trzy miesiące. Wypijamy hektolitry kakao. Kobieta ponawia propozycję zostania u nich na święta, jednocześnie rozumiejąc że chcę wrócić na Boże Narodzenie do rodziców. Podczas mojej kilkugodzinnej posiadówki u Marianne nikogo oprócz nas nie ma w domu. Jak się dowiedziałam jej mąż ma wrócić z delegacji jutro rano. Szczęśliwa, że nie natknęłam się na Henry'ego, który pojechał po choinkę, zbieram się do wyjścia. W momencie kiedy żegnam się z kobietą Henry wchodzi do domu. Hej, mówiłam że właśnie tak wygląda moje szczęście do niezręcznych sytuacji? Posyłam mu uśmiech i dziękuję za współpracę w Durrell WIldlife. Oczywiście co zrobił Henry? Powiedział, że mnie odprowadzi! Mimo moich protestów wyszedł ze mną. Na pożegnanie mężczyzna przyciągnął mnie w swoje ramiona. Widziałam w jego błękitnych jak niebo oczach, że chciał coś dodać, ale zrezygnował w ostatniej chwili. Podziękowałam mu jeszcze raz za współpracę i wspólnie spędzony czas i weszłam do mieszkania.
Oparłam się o drzwi i drżącym oddechem wypuściłam powietrze. Nie chciałam czuć tych wszystkich emocji, które teraz przeze mnie galopowały niczym stado koni arabskich. Nie po to wznosiłam mur wokół siebie żeby przeżywać coś takiego. Co ten człowiek ze mna robił?
***
Avery POV
Ha! Byłam coraz bliżej sukcesu! Potrzebowałam kilku dodatkowych dni, których nie miałam. Musiałam posunąć się do ostateczności...
***
23 grudnia
Clara POV
Obudziłam się przed budzikiem, zawsze tak miałam gdy musiałam wstać na coś ważnego. Dzisiaj miałam lot do domu, na który nie chciałam się spóźnić. Niestety od samego rana miałam dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Wyjrzałam za okno, gdzie zobaczyłam że spadło całkiem dużo śniegu. Uśmiechnęłam się, jednak uczucie niepokoju nie opuściło mnie.
Kiedy dotarłam na lotnisko zobaczyłam, że wszystkie, ale to wszystkie loty są odwołane. Spanikowana podeszłam do Pani w informacji i grzecznie zapytałam, czy wiadomo kiedy loty będą przywrócone.
- Niestety nie jestem w stanie niczego Pani obiecać. Nad Wyspami Brytyjskimi szaleje burza śnieżna. Proszę wracać do domu. Dzisiaj nigdzie Pani nie poleci.
Chciało mi się płakać. Co miałam zrobić? Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do właściciela mieszkania, który niestety nie był w stanie mi pomóc. Dzisiaj po południu wchodzą do niego nowi lokatorzy. Okej, jedna opcja spalona. Stwierdziłam, że potrzebuję kawy jak najszybciej. Skierowałam się do jedynej na tym lotnisku kawiarni. Zamówiłam najsłodszą, najbardziej kaloryczną świąteczną kawę jaka była w ofercie. Po wypiciu połowy nadal biłam się z myślami czy skorzystać z propozycji Marianne i zatrzymać się u niej. W międzyczasie napisałam do mojej współlokatorki z Londynu jak wygląda sytuacja oraz poinformowałam rodziców, że nie jestem pewna czy dotrę na święta i żeby się nie martwili.
Okej, nie ma co. Dzwonię do Marianne.
- Cześć. Przepraszam, że Cię niepokoję o tej porze, ale pojawiły się komplikacje. Czy twoja oferta świąteczna jest nadal aktualna?
Kobieta brzmiała na całkiem zadowoloną z mojego nieszczęścia. Cała podekscytowana powiedziała, że pokój dla mnie jest już gotowy i Henry (!) przyjedzie po mnie w ciągu pół godziny. Byłam jej naprawdę wdzięczna za pomoc.
- Więc jesteś skazana na święta z rodziną Cavill ha? - usłyszałam nad sobą. Podniosłam głowę i mój wzrok od razu trafił na roześmiane oczy Henry'ego. Zmrużyłam na niego swoje i wystawiłam język.
- Mogę się założyć, że Twoja mama maczała palce w tym całym zamieszaniu. Zbyt dużo razy namawiała mnie bym z Wami została, by nie wydawało się to podejrzane.
- Więc myślisz, że moja mama jest wiedźmą? - zaśmiał się
- No wiesz, starsza krew, przeznaczenie i te sprawy - puściłam do niego oczko - możemy jechać?
Skinął głową, wziął moją walizkę i skierowaliśmy do samochodu, a następnie do domu. Radość Marianne, gdy zobaczyła mnie w progu była nie do opisania.
Okazało się, że jestem zmuszona zostać na święta w Saint Helier. Burza śnieżna nie ustała do dnia następnego. Loty odwołano do 25 grudnia niezależnie od tego jak zmieni się sytuacja pogodowa. Przez całe zamieszanie okazało się, że wszystkie dzieci Marianne nie pojawią się na święta. Więc będą to czteroosobowe święta, chyba najmniej liczne odkąd kobieta urodziła. Ostatnim lotem, który się odbył na wyspę dotarł mąż kobiety. Przeuroczy człowiek, już wiem po kim Henry odziedziczył charakter.
***
24 grudnia
Clara POV
W wigilię rano ubieraliśmy z Henrym choinkę. W tle cały czas leciały świąteczne piosenki od Last Christmas po te Michaela Buble. Pieczę nad nami sprawował Kal, który rozłożył się pod drzewkiem i nas obserwował. Miałam obawy, że będę się czuła niezręcznie, ale wcale tak nie było. Cały stres, który przy nim odczuwałam po prostu wyparował. Muszę przyznać, że bawiłam się bardzo dobrze. Przywieźliśmy nawet ozdobione przez nas wcześniej pierniczki!
Po przepysznej kolacji wigilijnej przygotowanej przez Marianne zostałam z Henrym w salonie. Czas leciał, a rozmowa dalej trwała. Gdyby ktoś powiedział mi, że spędzę Boże Narodzenie z Henrym Cavillem, w życiu bym nie uwierzyła! Uśmiechnęłam się i wzięłam łyk letniego już kakao. Spojrzałam na Kala, który zasnął na siedząco z łebkiem opartym na moim udzie. Był przesłodki, nie mogłam oprzeć się, by go nie pogłaskać. Ani nie drgnął. W tle cicho leciały świąteczne piosenki, jedynym źródłem światła był kominek i stojąca za mną duża choinka, na którą założyliśmy trzy kilkumetrowe łańcuchy lampek. Idealnie oświetlała twarz mężczyzny siedzącego przede mną. Boże, jak można być tak pięknym? By odgonić przypływ emocji całą swoją uwagę przeniosłam i skupiłam na głaskaniu Kala. Czułam wzrok Henry'ego na sobie, ale twardo wpatrywałam się w psa. Henry wstał, uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił z butelką Jacka Danielsa i dwoma szklankami. Ciężkie działa zostały wytoczone. Usiadł na kanapie, odkręcił butelkę i nalał whisky. Podał mi jedną ze szklanek i zaczął.
- Mogę zadać Ci pytanie? Tylko chciałbym pełnej szczerości.
Wzięłam łyk alkoholu i skinęłam głową. Będzie grubo?
- Dlaczego cały czas odbudowujesz mur wokół siebie, który staram się zburzyć?
Tego się nie spodziewałam. Wypuściłam drżąco powietrze.
- Ogólnie raczej trzymam ludzi na dystans. Ty akurat możesz uznać za sukces, że przebiłeś się przez jedną z warstw. A dlaczego to robię? Nie chcę być zraniona. Za dużo razy moja przyjaciółka cierpiała przez, jak myślała, bliskie jej osoby.
- Nie uważasz, że odbierasz sobie szansę na szczęście przyjmując taką postawę?
- Nie uważam, że jestem nieszczęśliwa - odpowiedziałam wymijająco - Mam pracę, którą lubię, mam przyjaciół o których dbam i którzy dbają o mnie.
- A związki?
- Nah. To nie dla mnie.
- Dlaczego?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wyobrażam sobie siebie w związku. Jest to tak szalony koncept jak wehikuł czasu.
- A ja myślę, że byłabyś wspaniałą dziewczyną i żoną.
Spuściłam wzrok na kakao, które trzymałam w dłoniach. Żadne z nas nic nie mówiło.
- Przepraszam, ale muszę to zrobić - Henry powiedział szybko i nim zdążyłam jakkolwiek zareagować poczułam jego usta na swoich.
W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Byłam oszołomiona. Nie tylko tym co zrobił, ale tym jak dobre było to uczucie. Mój mózg zaczął orientować się w sytuacji w momencie, gdy Henry zaczął się odsuwać. Ostatnia, ogarniająca rzeczywistość wokół nas, szara komórka przypomniała mi o tym, że trzymam kubek z resztką kakao. Trzymając pewnie napój w lewej dłoni, prawą szybko przyciągnęłam mężczyznę zanim zdążył się całkowicie odsunąć. Cholera, może nie chciałam tego przyznać, ale pół życia czekałam na ten moment. Zanim poznałam go osobiście byłam jedną z milionów kobiet na świecie, które uważały go za ideał. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek stanie się to rzeczywistością... uważaj o czym marzysz. Do jasnej Anielki! Całowałam się z pieprzonym Henrym Cavillem. Jezu tak dobrze było czuć jego usta na moich. To był ten rodzaj pocałunku, który burzy cały twój wewnętrzny świat. Był słodki, jednocześnie mocny, pełen emocji... Odsunęliśmy się od siebie, kiedy Kal szczeknął. Henry oparł swoje czoło na moim i przymknął oczy.
- I co teraz? - wyszeptałam
- Nie wiem co ty na to, ale ja bardzo chciałbym żebyś jednak przemyślała koncept bycia w związku. W związku ze mną - doprecyzował.
- Przemyślę to - powiedziałam i złożyłam pocałunek na jego idealnie wykrojonych ustach.
***
Avery POV
Ha! Widzicie, ja potrafię wszystko! Czasami muszę manipulować zjawiskami atmosferycznymi, ale jestem w stanie znaleźć miłość każdemu. Dam Wam radę, która sprawi, że mogę być bezrobotna, ale co mi tam. Słuchajcie sercem, a miłość sama Was znajdzie. Wykonałam swoje zadanie, teraz wszystko w rękach Clary.
_____________
Wiek: 22
Nazwa na wattpad: coconutcocaine
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top