Piętnasty pierniczek
15 grudnia
#15dzieńWritemas
✩
Pomimo grudniowych mrozów i całej gromady śniegu, która zdążyła spaść przez ostatnie dni na tereny wokół Hogwartu, słońce zdawało się nie opuszczać swojego miejsca na niebie.
Śnieg sięgał Cynthii powyżej kostek i chrupał pod naporem zimowych butów, kiedy przedzierała się przez błonia z Neville'em u boku. Wiatr rozwiewał jej średniej długości, jasnobrązowe włosy oraz łapał za szalik z godłem Hufflepuff, który podrygiwał na wietrze, jakby mu grano jakąś skoczną melodię. Czapka co chwilę opadała dziewczynie na oczy, więc zmuszona była ją co rusz podciągać.
Kiedy stało się to ponownie, zirytowana już Cynthia chwyciła obiema dłońmi za nakrycie głowy i już chciała je podciągnąć, gdy przez nieuwagę uderzyła w Neville'a. Gryfon ani drgnął, zaś Puchonka odbiła się i runęła plecami na śnieg, a czapka jeszcze bardziej zakryła jej pół twarzy.
Warknęła pod nosem, sfrustrowana przez swoje nieszczęście.
— Cynthia! Wszystko w porządku? — zląkł się Neville i upadł na kolana obok niej.
— Jest super... — mruknęła, a jej głos został stłumiony przez materiał czapki. — Uwielbiam leżeć na śniegu, takie hobby...
Neville uśmiechnął się pod nosem i delikatnie poprawił Cynthii czapkę, podciągając ją. Dziewczyna przez ten gest zakłopotała się i lekko zarumieniła, wbijając wzrok w swoje dłonie, które okryte były rękawiczkami, nieco przemokniętymi przez śnieg.
Po chwili, kiedy ponownie spojrzała na Neville'a, nagle sobie coś uświadomiła.
— A ty wciąż nie masz swojej czapki! — spostrzegła.
— Bałwan ukradł. — Wzruszył ramionami z rozbawionym uśmiechem.
— Nie chcesz jej z powrotem? — zapytała z zaskoczeniem i zmarszczyła nos.
— Nie trzeba mi jej jakoś specjalnie bardzo... — rzekł z zastanowieniem.
— A co, jak zachorujesz? Jest zima, wieje wiatr, a ty łazisz po błoniach bez żadnego nakrycia głowy — zauważyła i wstała ze śniegu, otrzepawszy spodnie, płaszcz i dłonie.
Gryfon jedynie wzruszył ramionami, a wtedy Cynthii wpadł do głowy pewien pomysł. Odwróciła się na pięcie i rzuciła biegiem w stronę zamku.
— Hej, a ty gdzie idziesz? — zawołał za nią skołowany Neville, ale Cynthia nawet się za siebie nie obejrzała.
Wbiegła do sali wejściowej, otrzepała z butów śnieg i ruszyła szybkim krokiem w stronę podziemi, a następnie weszła do wspólnego pokoju Hufflepuffu, gdzie, grzejąc się przy kominku, siedział Justyn w towarzystwie Hanny i Ernesta.
— Cynthia... — zaczął Justyn, lecz Cynthia nie zwróciła na brata najmniejszej uwagi. Szybko i sprawnie wdrapała się po schodach i otworzyła drzwi do swojego dormitorium.
Wpadła do środka jak burza i rzuciła się na swoje łóżko, co zwróciło uwagę Amandy i Connie, które przestały ze sobą plotkować i pytającym spojrzeniem przyjrzały się dziewczynie. Amanda uniosła brwi.
— Głośniej się nie dało otworzyć drzwi? — zapytała z przekąsem i obrzuciła Cynthię nieprzychylnym spojrzeniem, a Connie zachichotała.
Cynthia na moment uniosła wzrok, ale stwierdziła, że puści tę uwagę mimo uszu. Nie lubiła wplątywać się w żadne konflikty, nawet jak ktoś był dla niej nieprzyjemny. Wyciągnęła z szuflady materiał, nitki i igłę i zaczęła szyć, aby się czymś zająć.
— Księżniczka nie odpowie? Nie jesteśmy godne? — nie poddawała się Amanda.
— O co ci chodzi? — westchnęła cicho Cynthia.
— My tu rozmawiamy.
— Więc sobie nie przerywajcie... — powiedziała powoli Cynthia.
— Trochę na to za późno — pierwszy raz odezwała się oschle Connie. — Byłybyśmy rade, gdybyś nie trzaskała tak ostentacyjnie drzwiami, nie tylko ty tu mieszkasz.
Czy one sobie żartowały? Cynthia musiała kilka razy zamrugać oczami, aby zorientować się, że to nie był żaden sen ani przesłyszenie. Przecież to one nie dawały jej spać, odrabiać wypracowania i uczyć się, gdy wręcz wrzeszczały, obgadując wszystkich dookoła w środku nocy!
— Po prostu się śpieszyłam — wymamrotała i wbiła wzrok w materiał, z nadzieją, że zostawiają już ją w spokoju.
Amanda jednak zdawała się wręcz pławić w swojej złośliwości.
— Do tego czegoś? — Uniosła brwi i pogardliwie spojrzała na materiał, który wyszywała Cynthia. — Babcine zajęcie, tak bardzo nie masz, co robić?
— Och, niech robi sobie, co chce — rzuciła Connie. — Byle nie tutaj. Masz cały pokój wspólny lub każdy zakątek Hogwartu, no już, już, zmykaj.
— Co? — wydusiła Cynthia. — Dlaczego? Żebyście mogły mnie obgadywać za plecami?
— Może — uśmiechnęła się Connie. — Skoro nam przerwałaś rozmowę, to mamy prawo cię wyrzucić.
Cynthia szczerze wątpiła w to „prawo", ale nie miała ani odwagi, ani sił, aby tego zakwestionować. Nie była zbytnio asertywna i zdecydowanie nie lubiła się kłócić, a nieśmiałość nie pozwoliła jej wydusić z siebie choćby słowa sprzeciwu. Z westchnięciem wstała z łóżka i powoli ruszyła w stronę drzwi.
— Tego cośka możesz sobie wziąć — powiedziała wyniośle Amanda.
— Odechciało mi się — mruknęła pod nosem Cynthia i wyszła poza drzwi dormitorium.
Naprawdę miała dość tego, że każdy sobie mógł nią ot tak pomiatać i kierować, jakby była pionkiem w grze. Wielokrotnie bardzo chciała się sprzeciwić lub wyrazić swoje zdanie w towarzystwie, ale czuła blokadę. Dlaczego to było tak trudne, skoro tak bardzo tego chciała?
Ponownie przeszła przez wspólny pokój, ponownie nie zwracając uwagi na Justyna i ponownie ruszyła tymi samymi korytarzami, nie wiedząc zbytnio, co ze sobą zrobić. Ostatecznie, po krótkim spacerze, postanowiła odwiedzić kuchnię, gdzie wymieniła kilka zdań ze skrzatką Renią, która przygotowała w między czasie nową dostawę lukrowych pierników. Pozostał jej ostatni, kiedy wyszła z pełnym brzuchem z kuchni.
W drodze powrotnej do wspólnego pokoju Hufflepuff natrafiła na Eleinę.
— A co to za wieczorne pałętanie się po korytarzach, Cynth? — zapytała ożywionym tonem Ślizgonka.
— Współlokatorki mnie wyprosiły z dormitorium — westchnęła Cynthia.
— I sobie wyszłaś?! — zawołała oburzona Eleina i założyła ręce na piersi. — Trzeba było im kazać pocałować się w tyłek.
— Łatwo mówić...
— Łatwo mówić, łatwo zrobić — stwierdziła Eleina. — Kim one niby są? Władczyniami tego dormitorium czy co? Nie możesz pozwolić na to, aby cię ot tak wywalały.
Cynthia westchnęła i usiadła na schodku. Eleina uczyniła to samo.
— Ale ja tak nie potrafię, nie jestem tobą — odparła zrozpaczona Cynthia.
— Nie musisz być mną, aby dać im w kości. Wystarczy, że... No powiesz zwykłe, chociażby, „Spierniczaj" i nie ruszysz się z miejsca. Niech sobie gadają i robią, co chcą, miej je w dalekim poważaniu. Ja to samo robię w stosunku do moich dawnych znajomych. — Eleina wzruszyła ramionami.
— Nie mam tyle odwagi, co ty — wyszeptała ze smutną miną.
— Wiesz, tutaj raczej chodzi o chamskość, nie odwagę — zaśmiała się Eleina. — Ja po prostu mówię wprost, co myślę i reaguję, jak coś mi się nie podoba lub mnie wkurza. W każdym razie, już bez poszukiwania żadnych kategorii, nie powinnaś pozwolić, aby ktoś się źle traktował. Nawet jeśli wolisz mieć spokój i w nic się nie mieszać. Masz swoją wartość i powinnaś jej bronić. Nikt nie może sprawić, że poczułabyś się mniej wartościowa niż jesteś, a takie sprawy, choć może na zewnątrz nie wydają się takie okropne, to naprawdę dobijają twoje poczucie wartości. Może tego na razie nie widzisz, ale ten fakt się odbije w twoim życiu za rok czy dwa lata.
Puchonka musiała przyznać rację Eleinie, bo już teraz z jej poczuciem własnej wartości nie było zbyt kolorowo.
— Potrafisz gadać od rzeczy — zaśmiała się Cynthia.
— Ej... Bo się zaraz obrażę. — Eleina odrzuciła włosy na plecy i zrobiła wszechwiedzącą minę, zadowolona z komplementu.
Tymczasem Cynthia spojrzała na swojego ostatniego piernika i wyciągnęła go w stronę Eleiny.
— Ostatni został, chcesz?
— Zawsze! — stwierdziła żywo, na co Cynthia ponownie się roześmiała.
Siedziały jeszcze ze sobą przez kilka kolejnych minut, po których obie stwierdziły, że nadszedł czas powrotu do swoich dormitoriów.
✩
9 dni do świąt
Taka późna pora, bo przeskakuję od felietonu do rozdziału na zmianę. Klasa dziennikarska nie pozdrawia XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top