Jedenasty pierniczek
11 grudnia
#11dzieńWritemas
✩
Do świąt były jeszcze jedynie dwa tygodnie, przez co Cynthia nie potrafiła usiedzieć w szkolnej ławce. Zapisała się już na listę osób pozostających w Hogwarcie i bardzo się z tego powodu cieszyła. Dodatkowo miała mieć całe dormitorium tylko dla siebie! Jej współlokatorki, Amanda Bradshaw i Connie Wilkins, rozjeżdżały się do swoich domów na święta.
Czy mogło być jeszcze lepiej?
Nareszcie będzie mogła na spokojnie sobie poczytać, odrobić wypracowania, które zostały zadanie na święta, pouczyć się, aby nadrobić lekkie zaległości, których trochę już zebrała... A do tego wszystkiego jeszcze miała do dyspozycji calutką bibliotekę.
Wielka Sala przyozdobiona była w świąteczne dekoracje, a już początkiem grudnia gajowy Hogwartu, Hagrid, zorganizował całą masę choinek, które ozdobione były pięknymi łańcuchami i migającymi za pomocą magii światełkami.
W kościach Cynthia już czuła zbliżające się święta, które tak uwielbiała.
Usiadła z wielkim uśmiechem i westchnięciem obok Justyna i pochwyciła tost oraz sok dyniowy.
— A ty co w tak dobrym humorze? — zapytał rozbawiony Justyn.
— Święta idą — odparła oczywistym tonem.
— Dzień jak dzień — rzucił Ernest. — Czy to Boże Narodzenie, czy zwykły piątek z Binnsem. Dzień jak dzień.
— Porównujesz zajęcia z Binnsem do Bożego Narodzenia? Oszalałeś, Ernest? — zapytała z niedowierzaniem w głosie Hanna.
— Binns pewnie nawet nie ogarnie, że są święta i zjawi się na lekcji — zaśmiał się Justyn, a Hanna zaraz do niego dołączyła.
— Nie zdziwiłbym się — przyznał Ernest i wzruszył ramionami. Nagle jego wzrok zatrzymał się na kimś za plecami Cynthii. — Idzie i twoja luba, Justyn.
— Przestań — burknął i skulił się w sobie, jakby nie chciał, aby go zauważyła.
— Wiesz, że ona pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że istniejesz? — zauważyła Hanna. — Nie musisz się przed nią chować.
Justyn pokręcił ze zrezygnowaniem głową i przewrócił oczami. Cynthia tymczasem odwróciła się, aby dostrzec Selenę, która, ku zgrozie Cynthii, zatrzymała się tuż przy niej.
— Koszula odżyła — wyszeptała Selena i na dowód swoich słów podciągnęła rękaw szaty, spod której wyłonił się biały materiał. — Ma jednak wielką nadzieję, że już nigdy więcej nie spotka ją taka tragedia. Ja również — mrugnęła i potarmosiła zaskoczonej Cynthii włosy. — Smacznego! — zawołała i zniknęła w tłumie.
Zaraz potem Hanna wybuchła nagle głośnym śmiechem i schowała twarz w dłoniach.
— Co jest? — zapytał Justyn i zmarszczył brwi.
— Właśnie sobie uświadomiłam... — zaczęła wciąż roześmiana Hanna — że pomimo twojego dwuletniego zainteresowania jej osobą, Selena zna lepiej twoją siostrę niż ciebie.
— Ha. Ha — burknął ponuro. — Bardzo zabawne, Hanna. Bardzo zabawne.
Ernest zmarszczył brwi, a po chwili na jego twarzy zagościło zrozumienie i on również parsknął śmiechem.
— Ty, faktycznie!
— Świetni z was przyjaciele — rzekł z sarkazmem. — Nigdy więcej nie powiem wam, jeśli ktoś będzie mi się podobał.
— Nie będziesz musiał — zachichotała Hanna. — Zawsze to widać.
Cynthia uśmiechnęła się pod nosem i wypiła do końca swój sok dyniowy, a następnie wstała, nagle sobie coś przypominając.
— A ty gdzie, siostra? — zapytał Justyn i rzucił Hannie złowrogie spojrzenie, gdy ta zrobiła głupią minę, próbując go przedrzeźniać.
— Zapomniałam wypracowania na transmutację z dormitorium — westchnęła. — Do zobaczenia później.
Ruszyła prędko przez Wielką Salę i wypadła na korytarz. Skierowała się do lochów, jednakże schodząc po schodach, usłyszała nagle czyjś szloch. Zdezorientowana przystanęła i zaczęła nasłuchiwać, skąd dobiegał.
Z szybko bijącym sercem powoli i najciszej, jak tylko mogła, aby nie wystraszyć tej osoby, zeszła po schodach. W rogu korytarza dostrzegła opartą o ścianę ciemnowłosą dziewczynę, której po policzkach spływały łzy.
Wokół szyi obwiązany miała ciemnozielony krawat, a na piersi figurowało godło Slytherinu. Cynthia niepewnie zrobiła kilka kroków do przodu, a głowa Ślizgonki, która usłyszała stukot butów Cynthii, wystrzeliła do góry, a ona sama szybko wstała, otrzepawszy swoją szatę.
— Na co się gapisz? — wypaliła i przetarła zaczerwienione od płaczu oczy. — Chcesz się ponabijać? A może rozpowiedzieć wszystkim, jak to Eleina Hammond ryczała po kątach? No, śmiało. Biegnij.
Cynthia jednak ani nie drgnęła.
— Niemowa, no jasne — prychnęła Eleina i szybko ruszyła w jej stronę. Ceremonialnie uderzyła ją w ramię i już chciała wbiec po schodach, gdy Cynthia pochwyciła ją za nadgarstek, tym samym zatrzymując.
Eleina wyglądała na zaskoczoną, ale to głównie Cynthia nie miała bladego pojęcia, co zrobiła. Wpatrywała się bez słowa w bladą twarz Eleiny i jej rozmazany tusz pod oczami. Dostrzegła w niebieskich oczach Ślizgonki zmęczenie, o czym świadczył również fakt, że już nie próbowała być na siłę niemiła i nawet się nie wyrywała. Cynthia więc przełknęła ślinę i wymusiła na sobie odwagę, aby cokolwiek powiedzieć, zamiast stać jak kołek.
— Co się stało?
— Nic — oznajmiła twardo i odwróciła wzrok. — Dla hecy ryczałam, ot co.
— No jasne — mruknęła Cynthia. — Pewnie nie wiesz, ale...
— Jesteśmy na tym samym roku — dokończyła Eleina. — Wiem, Cynthia.
Gdyby teraz Justyn dostrzegł minę swojej siostry, to chyba do końca życia by się z niej nabijał. Tego to Cynthia naprawdę się nie spodziewała. Raczej nie była kojarzona, nawet przez Puchonów z tego samego roku. Mogłaby się założyć, że większość nawet nie wiedziała o jej istnieniu, tymczasem Eleina nawet zdawała sobie doskonale sprawę, jak się nazywa!
— To może mi opowiesz, co się stało — powiedziała pewniejszym tonem i z wyczekiwaniem spojrzała na Eleinę, która pociągnęła nosem i wbiła wzrok w ścianę. — Na pewno będzie ci lżej.
— Ta, super — rzuciła i zacisnęła usta, ale po chwili mięśnie jej twarzy się rozluźniły. — Dobra, niech ci będzie.
Usiadły razem na drugim stopniu, kompletnie nie zwracając uwagi na fakt, że był zimny, a wokół nich panował półmrok, rozbity jedynie przez pojedyncze pochodnie, zdobiące ściany.
Eleina ponownie pociągnęła nosem i odgarnęła z twarzy długie, czarne jak smoła włosy, zastanawiając się nad słowami, które chciała wypowiedzieć. Cynthia natomiast oczekiwała cierpliwie.
— Poczęstuj się — wyszeptała i podała dziewczynie piernika.
Ślizgonka nie protestowała, choć przyjrzała się z cieniem niepewności w oczach wypiekowi. Ostatecznie jednak wzruszyła ramionami i go ugryzła.
— Moje dwie najlepsze przyjaciółki okazały się być fałszywymi sukami — rzuciła wściekłym tonem, kiedy skończyła jeść piernika, i zacisnęła palce na swojej szacie. — Za moimi plecami mnie obgadywały i nabijały się z mojej rodziny tylko dlatego, że moja ciocia jest charłakiem. Na domiar wszystkiego powiedziały o tym chłopakowi, który mi się podobał, a on rozpowiedział to wszystkim znajomym. Teraz każdy z roku wytyka mnie palcem... — Przetarła twarz, ale tym razem nie zapłakała. Po jej oczach łatwo było wysunąć wniosek, że była już zbyt na to zmęczona.
— To okropne — stwierdziła sfrustrowana Cynthia. — Przecież bycie charłakiem nie jest niczym złym! Nie rozumiem, dlaczego uznają ten fakt za tak zabawny...
— Ja też — rzekła z kpiącym uśmiechem. — Ludzie to pizdy. Mam gdzieś, że ich to śmieszy. To świadczy jedynie o niskim poziomie inteligencji i pomieszaniu mózgowym. Boli mnie tylko to, że Audrey i Tiffany kompletnie odwróciły się do mnie plecami. Szmaty.
Eleina ponownie pociągnęła nosem i odgarnęła kosmyk włosów ze swojej twarzy, zwracając swoje spojrzenie na Cynthię.
— Najwidoczniej obie nie zasługują na to, aby nosić miano twoich przyjaciółek — stwierdziła rzeczowym tonem Cynthia, starając się brzmieć pewnie. — Wiesz, dobrze, że zauważyłaś to teraz... Uniknęłaś w ten sposób na pewno wiele nieprzyjemnych sytuacji, które mogłyby cię spotkać, gdybyś nie zrozumiała tego wcześniej.
— I tak czuję się podle — rzuciła sucho. — Ale nie chcę dać im tej satysfakcji, dlatego ryczę sobie tak długo, aż zabraknie mi łez, gdy one są sobie na śniadaniu, a przez resztę dnia staram się być tak wredną suką jak zawsze — dodała z kpiną i cieniem rozpaczy.
— Nie wyglądasz na wredną — próbowała pocieszyć ją Cynthia.
— Pozory. Gdybyś mnie nie spotkała na etapie tego dołku, to z pewnością znienawidziłabyś mnie po jedynie jednym spotkaniu...
— Nie sądzę — przekonywała. — Od razu zauważyłam, że potrzebujesz jedynie towarzystwa i wsparcia.
— Dzięki, Cynthia... — wyszeptała.
— A lepiej chociaż odrobinę? — zapytała z nadzieją.
Eleina uśmiechnęła się i odpowiedziała szczerze:
— Zajebiście lepiej.
✩
13 dni do świąt
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top