Drugi pierniczek
2 grudnia
✩
Pokój życzeń napełnił się wieloma okrzykami: „Expeliarmus!". Niektóre niecelne zaklęcia padły na szafkę z książkami, które spadły ze swoich półek z głośnym hukiem.
Nie inaczej było z zaklęciem wymierzonym przez przez przerażoną Cynthię. Nawet nie trafiła w Neville'a. Poczuła, jak dłoń ciężko jej się przekręca, a zaklęcie trafiło w sufit nad nimi. Z niesmakiem przyjrzała się fontannie iskier.
Z frustracją westchnęła i spojrzała z powrotem na Neville'a.
— Może teraz ty spróbujesz? — podsunęła nieśmiało.
Chłopak spojrzał na nią, jak na wariatkę, a potem przeniósł niepewny wzrok na swoją różdżkę.
— To chyba nie jest zbyt dobry pomysł...
— Co ty opowiadasz! Na pewno sobie poradzisz lepiej ode mnie! — zauważyła z rozbawieniem i znacząco spojrzała na sufit. — Dalej, spróbuj!
Neville przestąpił z nogi na nogę i zacisnął mocniej palce wokół różdżki. Widocznie był zestresowany, kiedy wypuścił powietrze ustami i krzyknął:
— Expeliarmus!
Cynthia poczuła, jak różdżka wyrywa jej się z ręki. Z podziwem w oczach zauważyła, jak opada kawałek dalej. Uśmiechnęła się szeroko do Neville'a i zaklaskała w dłonie.
— Udało ci się! — krzyknęła.
Wyglądał na zdezorientowanego. Zmarszczył brwi, aż nagle w jego oczach pojawiły się iskierki. Zrozumiał, że naprawdę mu się udało.
— UDAŁO MI SIĘ! — zawołał uradowany Neville. — Po raz pierwszy w życiu... UDAŁO MI SIĘ!
— Zuch z ciebie! — pochwalił go Harry, który właśnie przechodził obok.
Wzrok Cynthii szybko przemknął tymczasem po pomieszczeniu, aby zorientować się, jak idzie pozostałym. Ginny widocznie nie miała najmniejszych problemów. Luna ćwiczyła z Justynem i szło jej jeszcze trochę opornie, ale Cynthia była pewna, że wkrótce sobie poradzi, natomiast Justyn radził sobie z kolei całkiem-całkiem.
Nieco dalej zauważyła postać Zachariasza Smitha, którego szczerze nie lubiła. Był w jej mniemaniu bardzo złośliwy, bez przerwy się wszystkich czepiał, dlatego z satysfakcją popatrzyła, jak Fred i Don, którzy stali tuż za nim, celowali w jego plecy różdżkami i wytrącali zdezorientowanemu temu chłopakowi różdżkę z dłoni. Zachariasz nawet nie zdawał sobie sprawy z ich obecności za sobą,
Niestety Harry też to zauważył.
— To demony Don! — obronił się natychmiast Fred. — Nie miałem nad nimi kontroli!
Don zrobiła znudzoną minę i walnęła się ręką w czoło.
— Przecież to był twój pomysł, kretynie... — wymamrotała, a Fred posłał przyjaciółce miażdżące spojrzenie, po czym dał potajemny sygnał Harry'emu, że to było kłamstwo, choć ewidentnie było inaczej.
Wtedy Cynthia odwróciła się i ponownie skupiła na Neville'u, który w dalszym ciągu wyglądał na bardzo podekscytowanego swoim małym sukcesem, chociaż Puchonka nawet nie próbowała się obronić przed tym zaklęciem rozbrajającym.
— Spróbuj jeszcze raz — zachęcił Neville. — Tylko nie... — urwał, gdy Cynthia machnęła swoją różdżką i wytrąciła tę Neville'a. Gryfon otworzył szerzej oczy i spojrzał na podłogę kawałek od nich, gdzie właśnie leżała. — Super!
Uśmiechnęła się szeroko, bardzo z siebie zadowolona. Ćwiczyli jeszcze przez chwilę, gdy Harry nagle zagwizdał gwizdkiem, uciszającym tym samym kolejne okrzyki zaklęcia: „Expeliarmus".
— Było bardzo dobrze — powiedział Harry — ale trochę się zagapiłem, musimy szybko wracać do domów. Za tydzień o tej samej porze, w tym samym miejscu, tak?
— Wcześniej! — krzyknął Dean Thomas, a Cynthia natychmiast przytaknęła skinieniem głowy, zupełnie jak jeszcze kilka osób.
Don zauważyła również, że wraz z rozpoczęciem treningów quidditcha terminarz niektórych osób będzie bardziej napięty, więc ostatecznie stanęło na tym, że w następną środą zadecydują o kolejnych spotkaniach. Ta opcja większości pasowała, więc zaczęli się rozchodzić, w małych grupkach, utworzonych przez Harry'ego.
— To cześć! — powiedziała z wielkim uśmiechem Cynthia. — Fajnie było!
— No... — przyznał cicho Neville i również się uśmiechnął.
— Cynthia! — Puchonka usłyszała głos brata, dobiegający z prawej strony. Odwróciła się i dostrzegła, jak Justin dołącza do Hanny i Ernesta, którzy wyczekiwali na nią przed wyjściem.
— Muszę już iść... — powiedziała i już chciała ruszyć w stronę brata, gdy nagle się zatrzymała. Zawahała się, zastanawiając nad czymś. — Może... chcesz pierniczka?
— Pierniczka? — powtórzył z lekkim zaskoczeniem.
— Tak, mam trochę przy sobie... Chwileczkę... — Przeszukała pośpiesznie swoje kieszenie, aż wyciągnęła małe pudełeczko ze świątecznym wzrokiem. Ostrożnie je otworzyła i przysunęła do Neville'a. — Poczęstuj się, naprawdę są przepyszne.
— Dzięki! — powiedział, zdumiony, że zechciała go poczęstować, i chwycił pierniczka. — Racja, przepyszne.
Ponownie się uśmiechnęła, tym razem jeszcze szerzej, o ile to było możliwe i w takim nastroju ruszyła do swojego brata, a następnie wspólnie, w towarzystwie jeszcze Hanny i Ernesta, opuścili Pokój Życzeń.
Ruszyli pośpiesznym krokiem schodami, licząc, że nie napotkają po drodze Filcha, który wraz ze swoją kotką Pani Norris bardzo skrzętnie pilnował, aby żadni uczniowie nie pałętali się o późnej godzinie po korytarzach zamku.
Przemierzyli całą drogę do wspólnego pokoju Hufflepuffu w ciszy, aby przypadkiem nie zostać usłyszanym przez kogoś niepowołanego. Kiedy dotarli, zajęli wolne miejsce, aby spokojnie ze sobą nareszcie porozmawiać.
— Nie było tak źle, nie? — zaczął Justyn. — Przez całe spotkanie wyobrażałem sobie minę Umbridge, gdyby dowiedziała się, że za jej różowymi plecami ćwiczymy obronę przed czarną magią. Ten widok byłby przecież bezcenny!
— Lepiej nie kracz — wtrąciła Hanna. — Coś czuję, że jej mina byłaby naszym najmniejszym zmartwieniem.
— Skąd ta ponura mina, Hanno? — zapytał zaskoczony Ernest. — Nikt nas nie przyłapie, spokojnie. Nie ma nawet takiej opcji.
Czy naprawdę nie było takiej opcji? Cynthia chciała w to wierzyć ze wszystkich sił, ale naprawdę obawiała się tego, co mogłoby się stać, gdyby zostali wykryci. Umbridge była nieprzewidywalna.
Cynthia porzuciła jednak te nieprzyjemne myśli i pożegnała się z przyjaciółmi. Nie mogła być pesymistką. Zresztą zawsze starała się patrzeć na pozytywne aspekty, bo w końcu każdy medal miał dwie strony. Miała jeszcze do skończenia bardzo długie i zdecydowanie nudne wypracowanie o jakieś wojnie, już sama nawet nie pamiętała jakiej dokładnie, na historię magii.
Weszła do środka dormitorium, gdzie znajdowała się pozostała dwójka współlokatorek — Amanda Bradshaw i Connie Wilkins, dobre przyjaciółki. Cynthia niepewnie się do nich uśmiechnęła, ale obie ten fakt zignorowały. Amanda nawet obrzuciła ją dziwnym wzrokiem i powróciła do swojej ożywionej rozmowy z Connie.
Dlaczego tak bardzo mnie nie lubią?, zastanowiła się zasmucona Cynthia i opadła z westchnieniem na łóżko. Wyciągnęła ze swojej szafki nocnej podręcznik do historii magii, pióro oraz czysty pergamin. Oparła się wygodniej o poduszkę, podłożyła pod pergamin podręcznik do transmutacji i rozpoczęła pisanie eseju.
Czasami musiała trzy razy czytać to samo zdanie, ponieważ miała wielki problem ze skupieniem myśli przez późną porę, zmęczenie po ćwiczeniach obrony oraz zdezorientowanie, wywołane ciągłymi i głośnymi rozmowami Amandy i Connie, które w ogóle nie przejmowały się tym, że Cynthia potrzebowała chwili ciszy, aby być w stanie na spokojnie napisać wypracowanie.
Przez myśli Cynthii przemknęło nawet, aby zwrócić uwagę współlokatorkom, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Nie miała tyle odwagi. Przeczuwała, że obie dziewczyny bardzo by się naburmuszyły, że próbowała je uciszyć, a ona po prostu nie chciała mieć problemów... Pragnęła przeżyć te lata Hogwartu w spokoju, bez żadnych kłótni. Nienawidziła się kłócić i zdecydowanie nie potrafiła, zawsze ustępowała, aby tylko zakończyć spór.
Ostatecznie udało jej się zakończyć, na szczęście, wypracowanie. Był już środek nocy — Amanda i Connie zdążyły zasnąć. Przetarła zmęczone oczy i odłożyła pergamin, a następnie schroniła się pod kołdrą i szybko zasnęła, myślami błądząc wciąż wokół pierwszego spotkania z obrony przed czarną magią, które tak miło wspominała.
✩
22 dni do świąt
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top