✰ 22. Świąteczny Spacer ✰
22 grudnia, #22dzieńwritemasu
✰
Przez następne kilka dni Eleina spędzała coraz więcej czasu z Justynem, nie tylko na wspólnej nauce, ale również w czasie wolnym. Było to dla niej nowością, gdyż do tej pory raczej nie zostawali razem we dwójkę, tylko, jak już, to ze swoimi przyjaciółmi w pobliżu. Nie narzekała. Więcej — Eleinie bardzo się to podobało.
Tymczasem Ron trafił do skrzydła szpitalnego. Podobno czymś się zatruł, Eleina zbytnio nie ogarniała, jak to dokładnie było, ale w każdym razie nic poważniejszego nie stało się bratu Ginny. Harry uratował już kolejnego Weasleya do kolekcji. Ten niefortunny wypadek pociągnął za sobą jedną dobrą rzecz — Ginny pogodziła się nareszcie z Ronem.
— Podsumowując, zatrucia łączą ludzi — powiedział zwięźle Justyn, kiedy Eleina mu opowiedziała o zgodzie rodzeństwa Weasleyów.
— Ta, chyba w grobach... — mruknęła, zbytnio nie myśląc o tym, co mówiła.
Justyn się na to tak głośno zaczął śmiać, że musieli się na chwilę zatrzymać w czasie swojej wspólnej przechadzki. Eleina się uśmiechnęła. Uwielbiała rozbawiać ludzi, a ostatnio zwłaszcza Justyna.
— Chyba powinnam już wracać, zaczyna się robić późno — powiedziała Eleina. Bardzo nie chciała tego robić, zbyt przyjemnie było w towarzystwie Justyna, ale zaczynała się przy nim czuć coraz dziwniej, za dużo ostatnio spędzali czasu tylko we dwoje. Tak, to zdecydowanie było dziwne.
— Słońce dopiero zachodzi, ostatnio w bibliotece siedzieliśmy znacznie dłużej. Poza tym coś mi obiecałaś, pamiętasz?
Eleina zmarszczyła brwi. Z lekką obawą zorientowała się, że kompletnie nie pamiętała. Uznała w myślach, że musiała zacząć ograniczać swoje obietnice, bo jak dalej będzie tak nimi rzucać na lewo i prawo, to w końcu zadłuży się u połowy Hogwartu.
— Za pomoc z nauką — rzekł.
— Nie przypominam sobie, żebym ci coś obiecywała.
— Och, a powinnaś — odparł z cwanym uśmieszkiem. Eleina otworzyła z niedowierzania usta i trąciła Justyna w ramię.
— No naprawdę, w tych czasach to trzeba już płacić za wszystko.
— Moje towarzystwo jest bardzo cenne, cóż zrobić? — zażartował.
Dziewczyna pokręciła głową z lekkim uśmiechem.
— To jak będzie? — zapytał niezrażony Justyn.
— Powiedz mi, czego chcesz, a się zastanowię.
— Chcę więc... Hmm... — Justyn udał zastanowienie. — Hmm... Czego ja chcę...?
— Koleś, pośpiesz się trochę, co? Nie mam całego dnia, żeby tutaj stać i czekać na twoje życzenia.
— Dobra, dobra... — Justyn rozejrzał się, jakby poszukiwał w pustym korytarzu jakiegoś pomysłu. Wtedy jego wzrok na dłużej zatrzymał się na oknie, a raczej na tym, co było za nim — śnieżnymi błoniami. — Chcę, żebyś się ze mną przeszła po błoniach.
— Jutro — zgodziła się Eleina, i już myślała, że uda jej się czmychnąć, gdy Justyn złapał ją za ramię.
— Moje życzenie nie przewiduje żadnego kompromisu.
— Udław się tym życzeniem... — burknęła, ale z większą już chęcią ruszyła ku wyjściu na błonia.
Śniegu nie było już za wiele, ale nikt w Hogwarcie by się nie zdziwił, gdyby już następnego ranka znowu było go po kostki. Spod jego resztek wystawała trawa, która wydawała się z ulgą ogrzewać w słońcu. Wiał lekki, choć mroźny wiatr, który jednak nie był taki zły — nacierające zza chmur na bezchmurnym niebie słońce zmniejszało jego efekt.
Choć Eleina lubiła zimę, z wytęsknieniem oczekiwała wiosny, a później lata. Już zatęskniła za ciepłem, wręcz upałem, i tych dni spędzanych wraz z przyjaciółkami po lekcjach na błoniach... Było to coś naprawdę przyjemnego. W zimę rzadko wychodziła na zewnątrz. Wolała zimne powietrze wdychać przez okno, niż zamieniać się w żywy sopel na zewnątrz.
W pobliżu nie było nikogo, byli sami — tylko ona, Justyn i te wszystkie osoby, które podglądały ich z zamku. Na samą tę myśl się zaśmiała. Puchon posłał jej pytające spojrzenie. Odprawiła je machnięciem ręki.
Zatrzymali się w pobliżu hogwardzkiego jeziora. Niebo pod wpływem zachodzącego słońca miejscami zmieniło swoją barwę na ciepłą czerwień, pomarańcz i róż. Wcześniejsza już monotonna, całkowicie niebieska barwa teraz przybrała rumieńców. Eleina naciągnęła rękawy bluzki na dłonie, aby skryć je przed zimnem.
— To jest chyba ten moment, gdzie powinienem ci zaproponować moją kurtkę — powiedział znikąd Justyn.
— Tandetne — stwierdziła surowo Eleina.
— Dlatego ci jej nie zaproponuję.
— A nie dlatego, że jej nawet nie masz?
— To jest drugi powód.
Wyszczerzyła się, zaraz jednak, w duchu się besztając, że ostatnio tyle się uśmiechała jak ostatni głupek, powróciła do swojej neutralnej miny. Wiatr smagnął dziewczynę po twarzy. Kilka kosmyków jej czarnych włosów wyrwało się spod koka i połaskotało ją w twarz.
— Justyn... — odezwała się Eleina.
— El... — w tej samej chwili wypalił Justyn.
Zmieszani spojrzeli po sobie.
— Mów pierwsza — zachęcił ją Puchon, drapiąc się po karku.
— Chciałam tylko powiedzieć, że po tej całej sytuacji z Bradleyem czuję ogromną ulgę. Miałeś rację, kiedy wraz z Cynthią mi mówiliście na początku naszego związku, że to był toksyczny gość. Żałuję, że już wtedy bardziej nie przeanalizowałam waszych słów. Gdybym to zrobiła...
— Nie mogłaś być pewna, zresztą my też — przerwał jej. — Ludzie uczą się na błędach.
— Tak, już to zrozumiałam... — przyznała oraz zapatrzyła się w dal. Z westchnięciem dodała: — Już nie popełnię tego błędu i nie wejdę drugi raz w związek, dopóki na pewno nie będę na to gotowa. A po tych doświadczeniach z Bradleyem... — zaśmiała się gorzko.
— Och... — mruknął Justyn, ale Eleina już machnęła dłonią, odganiając ten przykry temat.
— Nieważne. Mniejsza już z tym. A ty, co chciałeś powiedzieć? Mów szybko, bo powoli tu zamarzam.
— Ee... — Justyn się zmieszał. — Wiesz co, właściwie nic takiego. Mnie też robi się już zimno, nie ma co dłużej siedzieć na tym mrozie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
— Na pewno? Mógłbyś już powiedzieć, skoro...
— Na pewno — wszedł jej w zdanie. — Chciałem tylko zapytać, czy jutro też masz czas, żeby się pouczyć, ale przypomniałem sobie, że z Cynthią macie dodatkowe zajęcia.
— Taak... Wreszcie nas wszystkie przekonała... a raczej do nich zmusiła... — parsknęła.
W czasie drogi powrotnej do zamku Eleina tak się rozgadała na temat tych dodatkowych zajęć, że nawet nie zauważyła, iż mina Justyna była dosyć niemrawa.
✰
2 dni do świąt
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top