✰ 20. Świąteczna Zgoda ✰
20 grudnia, #20dzieńwritemasu
ZAPOMNIAŁAM, ŻE MAM WRITEMAS XD Życie z samą sobą to dla mnie beka totalna. Nie krzyczcie, simsy mnie w ciągnęły. Ocknęłam się 20 min przed północą i napierdziela łam w klawiaturę. Ale 400 słów zdążyłam jedynie napisać XD Plus ja wyznaje złotą zasadę — dzień się zaczyna od wtedy gdy jest słońce okej. Więc zdążyłam no i spadać spać krasnale.
PS. Przepraszam jeśli ten rozdział jest chaotyczny i miejscami pokręcony, ale już za późna godzina 😹
✰
Pomiędzy Eleiną a Justynem zapanowało napięcie. Pomimo tego, że chłopak wyjaśnił swoje intencje, Eleina była i tak podenerwowana faktem, że wmieszał się w jej sprawy. Głupotę zrobiła, pokazując mu tę durną wiadomość. Tego jej było tylko jeszcze trzeba, żeby brat przyjaciółki stał jej na głowie.
Starała się go unikać, zajmując się własnymi sprawami. Nie było to stosunkowo łatwe, bo Justyn dość często rozmawiał z Cynthią, zaś Eleina większość wolnego czasu spędzała właśnie z przyjaciółką, ale nie było także niemożliwe.
Bradley próbował do Eleiny zagadywać jeszcze kilka razy, ale dziewczyna za każdym razem wymyślała jakąś szybką wymówkę i uciekała mu sprzed nosa. W końcu przestał ją nachodzić, ale wraz z kolegami szeptał o niej po kątach, Eleina nawet nie chciała wiedzieć co.
Wciąż nie czuła w kościach sumów. Nie była w stanie uwierzyć, że pozostało do nich jeszcze jedynie cztery miesiące z haczykiem. Nie czuła się gotowa w żadnym stopniu. Może jej się zdawało, stres przyciemniał racjonalne myślenie, ale była niemalże pewna, że kompletnie nie jest na żaden z przedmiotów przygotowana tak, aby go chociaż zdać. A najgorsze w tym wszystkim było to, że Eleina wzięła się jako tako za naukę dopiero od tego roku. Poprzednie cztery lata minęły dziewczynie na spaniu w czasie lekcji. Miała wiele do nadrobienia.
Nie chciała zbierać cennego czasu swoim przyjaciółkom, które miały swoje powtórki, swoje mniej opanowane wiadomości, na które musiały zwrócić szczególniejszą uwagę. Czasami owszem — przysiadywaly do wspólnych powtórek, ale dla El było to zdecydowanie za mało, za spore miała zaległości. Toteż ostatnimi wieczorami okupowała bibliotekę nagminnie. Przysiadywała gdzieś w kącie, zbierała potrzebne materiały i studiowała wiedzę.
Powiedzenie, że Eleinie nie szło zbyt dobrze, byłoby zwykłym niedomówieniem. Ślizgonce bowiem szło tak mozolnie, iż była prawie pewna, że dogoniłby ją w tej czynności nawet ślimak, gdyby z nim wystartowała w konkurencji. Trzy, cztery godziny skupienia, notatek, uważnego czytania i powtarzania zaciekle szły na zmarnowanie. El miała wielką ochotę się poddać, ale zdawała sobie sprawę, że sprawi tym przykrość matce, która ostatnio i tak miała zbyt wiele na głowie, żeby sie jeszcze martwić o szkołę córki.
Tego wieczoru Eleina pomimo swojego najpełniejszego skupienia, nic nie mogła przyswoić. W nocy źle spała, a przez to, że musiała z rana wstać na zajęcia, teraz padała już z nóg. Ze frustracją zamknęła książkę i wstała od stołu. Jakież było jej zdziwienie, kiedy się odwróciła z zamiarem ruszenia do wyjścia, a kilka kroków przed sobą dostrzegła stojącego i patrzącego na nią Justyna.
— Zawału kiedyś przez ciebie dostanę, na Merlina — mruknęła, nawet na niego nie patrząc. Szybko się zebrała, aby opuścić już towarzystwo Justyna, które było niezręczne.
— Cynthia mi powiedziała, że tutaj jesteś. Nie martw się, nie śledzę cię.
Powiedział to poważnie, tak że Eleinie przez chwilę się nawet wydawało, że również nieco ze złością i pretensją. Mimowolnie spojrzała na Justyna. Dostrzegając lekki uśmiech na jego twarzy, zorientowała się, że jednak po prostu się zgrywał. Zaczęła odchodzić.
— El, zaczekaj.
— Hm? — Zatrzymała się gwałtownie, przez co prawie na nią wpadł. Nie spodziewał się takiej reakcji, był przygotowany na to, że będzie musiał za nią iść i naciskać na rozmowę.
— Wciąż jesteś zła?
Przez chwilę milczała. Pod pachą trzymała dwie książki, które zaczęły się nieco osuwać z uścisku. Poprawiła je i odpowiedziała:
— Nie, nie jestem.
Patrzył na nią bez przekonania.
Westchnęła.
— Już za dzieciństwa moi rodzice przykładali sporą wagę do tego, abym była niezależna. Zależało im, żebym wyrosła na silną kobietę, która ze wszystkim jest w stanie poradzić sobie sama. Nie chcieli, abym kiedykolwiek była od kogoś zależna. Ja też tego nigdy nie chciałam.
— Nie chciałem zgrywać żadnego bohatera — powiedział Justyn, ze skrępowaniem drapiąc się po karku. — Zauważyłem, że lubisz być samodzielna, ale... Jeśli chwycisz wyciągniętą w swoją stronę rękę, nie oznacza to od razu, że jesteś życiową niedorajdą. Czasami to, że nie potrzebujesz pomocy wcale nie oznacza, że masz jej pod żadnym pozorem nie przyjmować.
Te słowa nieco zaskoczyły Eleinę. Justyn to zauważył, więc rozwinął.
— Ludzie przez ofertę pomocy pokazują, że im na tobie zależy. Często chcą się poprzez to do ciebie zbliżyć, spędzić z tobą więcej czasu. Zadbać o to, żebyś czuła, że masz u boku wsparcie.
— Och... — wykrztusiła, a nie wiedząc, jak swoje „och" rozwinąć, rzuciła żartem, by tylko pokonać ciszę: — Nie wiedziałam, że śpię chcesz do mnie zbliżyć. Mogłeś dać znać wcześniej, to pogralibyśmy w jakieś szachy czy coś.
Zaśmiał się, co udzieliło się również Eleinie. Przez chwilę stali w milczeniu. Eleina z wciąż książkami pod pachami, zaś Justyn z zaświeconą rożdżką w dłoni. Wpatrywali się sobie w oczy, a stało się to w pewnej chwili tak niekomfortowe dla nich obojga, że w tej samej chwili odwrócili spojrzenia z delikatnymi rumieńcami.
— Ee... No to ten, ja już pójdę, padam z nóg... — oznajmiła po krótkiej chwili Eleina.
— Ja też... No to w sumie mamy po drodze...
— Faktycznie...
Wyszli razem na korytarz, gdzie było już tak ciemno, jak w środku Zakazanego Lasu o tej godzinie. Nawet pomimo pochodni rzucających słabym blaskiem i z nieco efektowniejszej zapalonej rożdżki Justyna, która jarzyła się blaskiem tak ogromnym, iż niemal oślepiającym.
Większość drogi przeszli w milczeniu. Zwykle rozgadana Eleina, która miała w zwyczaju gadać jak najęta w towarzystwie jakichkolwiek osób lub też nawet i w samotności, tym razem nie potrafiła wydobyć z siebie zdania. W głowie miała pustkę tak dojmującą, że czuła się jak w obcym ciele.
— Czego się uczyłaś? — zapytał w pewnej chwili Justyn, a Eleina była mu za to ogromnie wdzięczna. Przełamał pierwsze lody. Odpowiedź na postawione pytanie była znacznie łatwiejsza.
— A czego się nie uczyłam? — odparła pytaniem na pytanie, śmiejąc się niewesoło. — Czytałam historię magii, powtarzałam eliksiry z zeszłego roku i wszystkie zaklęcia od pierwszego roku do czasu aktualnego.
— Sumy — podsumował jednym słowem Justyn.
— Jak ty sobie z nimi rozdziłeś? Zwłaszcza z Umbridge przy karku...
— Łatwo nie było — przyznał szczerze, krzywiąc się na nazwisko znienawidzonej nauczycielki z zeszłego roku. — Swoją obecnością odbierała nam wszystkim chęci do nie tylko samej w sobie nauki, ale i istnienia. — Justyn zrobił ironiczną minę, na widok której Eleina parsknęła.
— Z obroną przed czarną magią było najprościej — przyznał po chwili. — Potter nam wszystkim z nią pomagał na spotkaniach GD, więc nią się zbytnio się przejmowałem. A jeśli chodzi o inne przedmioty... Chyba najlepszym wyjściem jest się skupić na kilku, które są dla ciebie najważniejsze, które lubisz najbardziej. Wiesz już co chciałabyś kontynuować?
— To, co zdam.
— Skoro tak, to tym bardziej polecam się skupić na wybranych zamiast na wszystkich. Lepiej jest zdać kilka przedmiotów na dobrą ocenę niż oblać wszystko przez to, że na wielu przedmiotach na raz się skupiałaś.
— Ma to sens... — wymamrotała z westchnięciem. — Najgorsze jest to, że nie wiem jeszcze, jaki kierunek w przyszłości chciałabym obrać, gdzie pracować. Nie wiem, co będzie mi trzeba potem na owutemach, a jak nie zdam już na sumach tego, co będzie mi na nich potrzebne, no to będę strona. To beznadziejne, że tak szybko musimy o tym decydować.
— Nawet jeśli nie zdasz czegoś, co później się okaże, że będzie Ci potrzebne, nie wszystko jest od razu stracone. Z tego, co mówiła nam Sprout, jest możliwość pisania na owutemie każdego przedmiotu bez znaczenia, czy go zdałaś. Ale musiałbym się w tym jeszcze upewnić. Właściwie, jeśli chodzi o naukę, to jako doświadczony mogę Ci pomóc. Sumy mam już za sobą i wiem, w jaki sposób wyglądają, jakich zadań się spodziewać i w ogóle...
— Tak? — zapytała z zaskoczeniem, patrząc na niego.
— Jeśli byś tylko chciała... To żaden problem. Wiem, że nie lubisz korzystać z pomocy... — Nie zdążył dokończyć, Eleina mu weszła w zdanie.
— Chętnie.
✰
4 dni do świąt
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top