✩ 2. Jeszcze Bardziej (nie) Świąteczny Były Chłopak ✩

2 grudnia, #2dzieńwritemasu

Biegnie korytarzem. Nawet nie jest pewna, gdzie dokładnie. Omija czarodziejów i czarownice, którzy z niepokojem przyglądają się jej zaczerwienionej od łez twarzy.

Czuje się tak, jakby miała zaraz zwymiotować. Zwymiotować, potem paść w te rzygi i więcej nie wstawać. Zamiast tego ciągle biegnie.

W końcu trafia, gdzie miała od początku trafić. Została wcześniej zatrzymana za jedną z pracownic, która dopytywała, czy wszystko jest w porządku. To przez nią została skierowana do tego zimnego pomieszczenia bez okien, ulokowanego w piwnicy. 

W żadnym stopniu nie przypomina lochów Hogwartu. Tutaj zapach i cała atmosfera jest zupełnie inna. Dreszcze przebiegają dziewczynę na wskroś, choć nie było chłodno. Włoski na ciele stają dęba, a ciałem wstrząsa drapieżny dreszcz. Czeka przed wielkimi drzwiami. Wyglądają jakby były zamknięte na cztery spusty co najmniej. Nie zdziwiłaby się, gdyby chronił je szereg zaklęć, o których wcześniej nigdy nie miała okazji jeszcze usłyszeć.

Przy ścianie stoi kilka krzeseł, którymi jednak się nie interesuje. Jest sama, przynajmniej tyle. Nie zniosłaby teraz niczyjej obecności. Drzwi się otwierają. Wchodzi niski mężczyzna o włosach koloru mysim. Jego mały i zadarty nos także ma w sobie coś z myszy. 

Przerwa.

Prosektorium. Wysuwające się ciało pokryte aż po czubek głowy jakąś płachtą. Spojrzenie lekarza: czujne, ostrożne, dopytujące. Kiwa głową. Płachta odkrywa zwłoki.

Rankiem ukradkiem wymknęła się z dormitorium, aby nie konfrontować się ze współlokatorkami. Zasiadła w Wielkiej Sali przy stole Slytherinu, skubiąc śniadanie. Kiedy już większość osób zaczęła się zbierać, dosiadła się do Cynthii przy niemalże wolnym stole Hufflepuffu. Obok zasiadała również Ginny Weasley.

— Czego chciała od ciebie wczoraj Sprout? — zapytała prosto z mostu Eleina. Usiadła na ławie okrakiem.

Oczy Ginny się zmrużyły

— Odwiedziła cię Sprout, Cynth?

Cynthia nie wydawała się zaskoczona tymi pytaniami. Wyprostowała się.

— Zgłosiłam się na dodatkowe zajęcia z zielarstwa, które profesor Sprout organizuje dla piątorocznych, i przyszła dogadać szczegóły.

— Tylko do ciebie? — zdziwiła się Ginny, a Eleina posłała jej spojrzenie spod sugestywnie uniesionych brwi.

— W końcu jedna z ulubienic.

Policzki Cynthii poróżowiały.

— Przestań, po prostu czasem jej pomagam, dlatego zwraca się do mnie.

— A komu ty nie pomagasz? Nawet Pani Norris służysz — zaśmiała się Eleina, za co dostała kuksańca w ramię od przyjaciółki.

— W każdym razie mam przekazać innym. Gdybyście się ze mną zapisały, to już byście wszystko wiedziały.

— Czy wyczuwam nutkę pretensji? — Ginny zamrugała kilkukrotnie.

— W tym roku mamy sumy — zauważyła rzeczowo Cynthia. — A te dodatkowe zajęcia to naprawdę dobry pomysł ze strony profesor Sprout. Zapewniła, że będą się odbywały, parafrazując, w luzie.

— Czy ja usłyszałem „profesor Sprout"?

Znikąd zjawił się Justyn, który wcisnął się między Cynthię a Eleinę, opierając się łokciami o stół.

— Profesor Sprout? — powtórzył. — Ta sama, którą wczoraj musieliśmy z Hanną i Erniem zabawiać, bo siedziałaś do późna w bibliotece? — zapytał, zwracając się do siostry.

— Wielki problem — bąknęła, podczas gdy niezrażony Justyn zaczął opowiadać.

— Kiedy ją zobaczyliśmy w wejściu, Ernie cały poszarzał na twarzy. Bo, widzicie, miał pewną styczkę z woźnym. Filch przyczepił się do jego butów, zauważając, że są brudne z błota. A Ernie na to rzucił ze złością: „A jakie, na kurzy zadek, mają niby być? Wylakierowane w deszczowy dzień?!".

Dziewczyny się zaśmiały.

— Jak można się domyślić, Filch nie zostawiłby czegoś takiego bez niczego. Ernie był więc pewny, że nasza opiekunka przyszła do niego właśnie w tej sprawie, a tutaj się okazuje, że babka szuka mojej siostry. Powiedziałem, że jesteś w bibliotece. Hannie się wymknęło, że przyjdziesz za dziesięć minut, no więc Sprout stwierdziła ochoczo, że sobie z nami poczeka. Wiesz, jakie to było niezręczne? Musieliśmy z nią siedzieć ponad czterdzieści minut w prawie całkowitej ciszy. W pewnej chwili Hanna nawet zaczęła grać na flecie.

— Skąd ona wzięła flet? — zainteresowała się Eleina.

— Nie mam zielonego pojęcia. — Justyn odwrócił się, spoglądając przez ramię. — Zmywam się, mam zaraz lekcje, a tu idzie twój chłopak, siostra. Masz u mnie dług, pamiętaj.

— Och, ty już zadbasz o to, abym nie zapomniała. — Cynthia uniósła do góry oczy, kręcąc lekko głową. Jej pofalowane, skrócone przez wakacje aż do ramion jasnobrązowe włosy delikatnie zatrzepotały w powietrzu.

Brat tylko posłał jej uśmiech.

Cynthia niezwykle się zmieniła w czasie niespełna roku. Nie tylko pod względem fizycznym, ale również emocjonalnym. Stała się dużo bardziej dojrzalsza, choć w dalszym ciągu nie traciła swojej, jak to Eleina lubiła określać, cynthiowej frywolności. I wciąż była tą samą Cynthią, którą Eleina tak polubiła — tryskającą energią, wesołością, optymizmem i ciepłem do innych. 

Eleina przetarła zmęczone oczy. Widziała, że Cynthia to kątem oka zarejestrowała, ale nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż wtedy zjawił się Neville. Przywitał rozpromienioną Puchonkę nieśmiałym i pomimo miesięcy chodzenia ze sobą, niepewnym, całusem w policzek. Ginny się tak zachwyciła, że chyba tylko cudem nie spadła z ławy. 

Po krótkiej rozmowie Eleina prędko się zmyła. To nie tak, że nie lubiła Neville'a. Był jej raczej obojętny, ale z pewnym względów nie lubiła przebywać z Cynthią wtedy, kiedy i on był obok. Chociaż oboje nie afiszowali się swoim uczuciem i rzadko kiedy publicznie je sobie okazywali, to Eleina wciąż czuła się dosyć niezręcznie. 

A może to było spowodowane tym, że niedawno zerwała z chłopakiem i przechodziła tę fazę, kiedy wszystkich osobników płci męskiej tymczasowo miała dość. Z Bradleyem miała bardzo toksyczne relacje. Wszystko zaczęło się jakieś półtora roku temu, kiedy się zaczął Eleinie podobać. Zdawał sobie o tym doskonale, ewidentnie mu to pochlebiało, lecz jednocześnie nie brał dziewczyny na poważnie. Niczego do niej nie czuł, a robił jej żmudne nadzieje, bawił się emocjami i bezcelowo flirtował. 

Ślepo zakochana Eleina nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo to było toksyczne. Cały czas miała nadzieje, że w końcu i ona mu się spodoba, ale Bradley nie był zainteresowany dziewczyną. Pewnego dnia Eleina po prostu palnęła się w głowę i zapytała samą siebie, co takiego właściwie robiła. Do czego doprowadziła, że uganiała się jak głupia za jakimś chłopakiem, który, jak wiedziała, za plecami się z niej z tego powodu naśmiewał.

Zwykły burak, uznała tego pamiętnego dnia. A jakiś tydzień później na oczach całej klasy wylała zawartość swojego kociołka na głowę zbyt śmiałego chłopaka. Na szczęście — lub nie! — nic poważniejszego się mu nie stało, ale i tak musiał zostać zaprowadzony przez kolegów do skrzydła szpitalnego, a Eleinę spotkała ciężka harówka przez następne kilka tygodni. 

Na Bradleyu, o ironio, zrobiło to wrażenie. Nagle zaczął się interesować Eleiną, która jednak prychała na to nagłe zainteresowanie i obrzucała Ślizgonka wiązanką przekleństw oraz wyzwisk przy każdym spotkaniu. Unosiła się dumą, której tarcza ją ochraniała aż na miesiąc przed zakończeniem roku. To wówczas coś się takiego wydarzyło — Eleina nie wiedziała do końca, co konkretnie — co spowodowało przewrotną zmianę.

Dopuściła do siebie Bradleya, przyjęła jego przeprosiny za to, jak była przezeń traktowana i jakimś sposobem krótko po tym zaczęli być razem. Ich związek nie przetrwał długo, nawet nie miesiąc. Tuż przed zakończeniem roku zerwali i przez wakacje nie odezwali się do siebie słowem.

Po powrocie do Hogwartu i rozpoczęciu piątego roku wrócili do siebie. Te dwa miesiące rozłąki oczyściły ich relację, więc postanowili spróbować jeszcze raz. I to był największy błąd. Eleina mało rzeczy żałowała, jak tego, że znowu dała się nabrać na fałszywe przeprosiny, zapewnienia i uśmiechy. Chodzili ze sobą dwa miesiące z hakiem, aż pewnego dnia Eleina dowiedziała się, że Bradley od początku ją zdradzał. Od samego początku. 

Tamtego dnia wstąpiło w nią coś, co uświadomiło Ślizgonkę o tym, że jeśli nie zacznie ostudzać swoich emocji, to wkrótce każda najmniejsza rzecz będzie doprowadzać ją do takiego stanu. Stanu, którego nie chciała nigdy u siebie więcej widzieć. W każdym razie rozeszli się po raz drugi z Bradleyem z niecałe trzy tygodnie temu, a Eleina zaprzysięgła sobie, że to już naprawdę był definitywny koniec. Nie mogła pozwolić się tak traktować.

Nie wiedziała jednego — z toksycznych, uzależniających relacji jest się bardzo trudno wyrwać. I choć była zdeterminowana i znała swoją wartość, to gdzieś w głębi siebie w dalszym ciągu liczyła, że może jeszcze wszystko się ułoży...

22 dni do świąt

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top