Rozdział 34

#swiatecznausterka

Cisza panująca w domu jest nie do zniesienia.

Nie mam pojęcia, jakim cudem zdążyłam się przyzwyczaić w ciągu zaledwie dwóch tygodni do nieustannej paplaniny Charlie, dźwięków kręcącego się po domu Daxa czy nawet dziwnych odgłosów, jakie czasami wydaje z siebie drukarka w gabinecie, lodówka w kuchni albo suszarka w łazience. Nawet do puszczania wieczorami świątecznej muzyki i podśpiewywania Charlie i Daxa.

U mnie jest idealny spokój.

Smutny, okropny spokój w moim perfekcyjnie wysprzątanym po dłuższej nieobecności domu. Spędziłam na ogarnianiu wszystkiego cały dzień, bo podczas tych krótkich wypadów, żeby kontrolować, czy nic złego się nie dzieje przez niedziałające ogrzewanie, nie chciało mi się tego robić i nazbierało się trochę do roboty. Do tego parokrotnie upewniałam się, że nowy piec funkcjonuje, jak powinien i daje wystarczająco ciepła. A chociaż jestem zmęczona, wciąż nie mogę sobie znaleźć miejsca.

Tęsknię za nimi.

I czuję się jakoś dziwnie, odkąd wczorajszego wieczoru po kiermaszu wróciłam do siebie. Ciągle coś mi nie pasuje w kuchni albo w salonie, albo sypialni. Lubię swój wystrój, ale teraz czegoś w nim brakuje i łapię się na tym, że kilkukrotnie zerkam na komodę, jakbym mogła na niej zobaczyć migoczący napis „Wesołych świąt", jaki stoi u Shelleyów. Kiedy wyglądam przez okno i żadna naklejka nie blokuje mi widoku, od razu odnoszę wrażenie, że coś nie tak.

To dlatego wpadam na idiotyczny pomysł.

Ja:

Hej. Co u was? Jesteście zajęci wieczorem?

Dax:

Już się za nami stęskniłaś?

Ja:

Nigdy.

Dax:

Szkoda. My za tobą bardzo.

Dax:

Ale wieczorem widzimy się z Lindą. Zatrzymała się u kuzynki i zaprosiła Charlie, a ja nie chcę, żeby spotykała się z nią sama. Przynajmniej na razie.

Moje serce kurczy się, a ja cała się kulę, wpatrując w wiadomość. Nie umiem nic poradzić na to, że w głowie od razu pojawiają mi się wątpliwości. Dlaczego niby Dax nie chce puścić Charlie samej? Naprawdę tylko o to chodzi? A może... może powrót Lindy oznacza dla niego coś więcej i...

Ja:

Rozumiem. To miłego wieczoru!

Dax:

Przepraszam, Mira. Możemy umówić się na jutro?

Okay, nie nakręcaj się. Gdyby coś się zmieniło, nie chciałby się z tobą widzieć też jutro. Spokojnie – mówię do siebie w myślach.

Ja:

Pewnie.

Dax:

Wpadniesz do nas o piątej? Skończymy pewnie odrabianie lekcji i będziemy mogli coś porobić razem. A w czwartek zawiozę małą do babci i spędzimy czas we dwoje. Co ty na to?

Moje natrętne myśli na moment cichną.

Ja:

Brzmi super.

Dax:

Możemy też zamienić dni kolejnością. Jutro spędzimy czas tylko we dwoje... a w czwartek w trójkę. Bo za mną tęsknisz chyba mocniej, prawda?

Ja:

No nie wiem...

Dax:

Wiem, że tak. I mamy swoją drogą do pogadania.

Ja:

O czym?

Dax:

Nie dostałem dziś od ciebie zdjęcia po przebudzeniu. Nie taka była umowa.

Uśmiecham się mimowolnie.

Ja:

Nie sądziłam, że mówiłeś poważnie.

Cały ranek rozmyślałam, czy on mówił poważnie o tych fotkach, czy nie, i próbowałam się przekonać, że to nic takiego i mogę po prostu wysłać mu zwykłe selfie po przebudzeniu. Jestem słabym negocjatorem, nie uwierzyłam sobie samej.

Dax:

Mówiłem. Za karę powinnaś wysłać mi zdjęcie wieczorem przed snem. W mojej koszulce, którą mi zabrałaś.

Ja:

Myślałam, że nie zauważysz. Przecież i tak zawsze była w suszarce...

Dax:

Będę czekał.

Odsyłam mu serduszko, na co odpowiada tym samym. Opadam wtedy na kanapę, przyciskając telefon do klatki piersiowej i uspokajając się powoli. To, że jego była wróciła, nie musi nic zmienić. Ona go przecież zdradzała, nie zszedłby się z nią. Powiedział, że zniesie ją jedynie ze względu na Charlie. A Charlie mnie bardzo lubi. Możemy nadal tworzyć swoją... drużynę. Po prostu od czasu do czasu będzie w niej też ta kobieta. To nic. Poradzę sobie z tym, że czasami mi ich zabiera. Tylko czasami, bo nie dam ich sobie odebrać na zawsze. Oni zasługują na wszystko, co najlepsze, a ja spróbuję im to od siebie dawać, skoro w zamian dostaję to samo.

I damy radę. Będzie dobrze.

*

Nie jest dobrze. Właściwie to jest całkowicie okropnie, ponieważ śnieg pada jak szalony, ja kompletnie zwariowałam przy dzisiejszych zakupach, a kiedy wracam do domu, zauważam wjeżdżający na podjazd Shelleyów nieznany samochód. Mam przeczucie, do kogo należy i zupełnie mi się to nie podoba, bo dzisiaj mieliśmy spędzić czas w trójkę.

Moje podejrzenia się potwierdzają, gdy widzę wysiadającą ze środka Lindę. Na jej widok zapala się we mnie złość, przez którą odczuwam wyrzuty sumienia, ponieważ kobieta spogląda w moim kierunku i uśmiecha się szeroko.

– Och, hej! Mira, dobrze pamiętam?

Przytakuję niemrawo.

– Tak. Hej, Linda – odpowiadam.

– Ale pada, co? Niedługo nas całkiem zasypie, jak tak dalej pójdzie – rzuca z rozbawieniem. – Już prawie nie widać żadnych ozdób przed domem. – Zerka na mój. – Twoich to już kompletnie.

– Pewnie dlatego że ich nie mam.

Przechodzę do bagażnika, otulając się kapturem, a kobieta śmieje się cicho.

– Ach, faktycznie. Charlie mi opowiadała, że ich nie lubisz, ale miała nadzieję, że cię na nie namówi. Ona ma obsesję na punkcie świąt.

Opowiadała jej o mnie. Z jakiegoś powodu ta informacja poprawia mi nieco nastrój.

– Rzeczywiście, ma – przyznaję, wyjmując ogromne torby z bagażnika. – Przyjechałaś... spędzić z nią wieczór?

Mój wieczór?

– Tak – odpiera lekko. – Mamy trochę zaległości przez moją pracę i inne rzeczy, więc póki mam urlop, chcę z nią spędzić jak najwięcej czasu.

Zmuszam się do uśmiechu.

– Pewnie się ucieszy.

Otwiera usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale wtedy dobiega nas dźwięk otwieranych drzwi. Odwracamy się obie do Daxa, który pojawia się na ganku. Jego wzrok biegnie do byłej żony, nim kieruje się na mnie.

– Co tu robisz? – pyta ją, zbiegając po schodach.

Zapina kurtkę, ruszając w moją stronę, a Linda przestępuje z nogi na nogę.

– Chciałam... zrobić Charlie niespodziankę – odpiera. – To chyba nie kłopot? Wiem, że miałam uprzedzać, ale byłam dzisiaj na zakupach i znalazłam coś świetnego...

– Mamy dzisiaj inne plany – ucina Dax. – Nie możesz nagle pojawiać się i ich zaburzać, bo przypomniałaś sobie, że jesteś matką.

Jego ostre zachowanie nieco mnie deprymuje, podobnie zresztą jak Lindę. Kiedy na nią zerkam, widzę, jak opuszcza wzrok i wykręca nerwowo palce.

– Dax...

– Pomogę ci, Mira – zwraca się do mnie, ignorując kobietę.

Gdy się nachyla, moje serce zaczyna walić jak szalone. Ale nie widać nas od strony domu, auto zasłania, dlatego pozwalam mu pocałować się krótko w usta.

– Hej, kochanie – szepcze Dax, na co mięknę. – Chodźmy.

Przygryzam wargę.

– A co z Lindą? – mamroczę.

Nim odpowiada, znowu słyszymy dźwięk otwierających się drzwi, a potem głos Charlie:

– Mamo! – woła. – Co tu robisz?

Dax przymyka powieki.

– Mówiłem ci, żebyś została w środku, skarbie – rzuca do niej.

– Ja... przejeżdżałam obok i wpadłam się przywitać – odpowiada Linda. – Ale będę już uciekać.

– Co? Nie, zostań! – protestuje mała.

– Charlie, przeziębisz się, wracaj do domu – mówi Dax.

– Ale niech mama zostanie – upiera się dziewczynka. – Będziemy robić kolację z tatą i Mirą, i potem mieliśmy malować. Mam więcej farbek, będzie fajnie. Proooszę.

Linda odwraca się do nas, a ja nawet nie wiem, jak zareagować. Bo przecież to jej matka. Może i była okropną żoną czy nawet osobą, ale skoro teraz się stara, pewnie zasługuje na szansę. Gdybym ja zyskała możliwość spędzenia czasu z moją mamą, jakakolwiek by nie była, skorzystałabym bez zawahania.

– Twoja mama ma inne plany... – zaczyna Dax.

– Nieprawda, mówiła, że ma wolne aż do nowego roku – przypomina Charlie.

– Charlie...

Łapię jego dłoń.

– W porządku – mówię cicho. – Możemy przełożyć nasze plany.

Dax kręci głową.

– Nie. Mieliśmy dzisiaj...

– W porządku, Dax – powtarzam, chwytając pewniej torby. – Chodzi o Charlie. Przecież to rozumiem. Nic się nie dzieje.

Nawet jeśli mam ochotę się właśnie rozpłakać to nie mogę być egoistką. Nie jestem jej matką. Linda nią jest.

– Mira...

– Serio – zapewniam, zamykając bagażnik, mimo że mam tam jeszcze dwie inne ogromne torby. – Idźcie, bawcie się dobrze. Ja i tak w sumie powinnam jeszcze trochę popracować, bo Lilly już dała mi wytyczne do tych projektów i tak dalej. Chcą je na już. – Patrzę na Lindę. – Miłego wieczoru.

Po tych słowach kieruję się do domu, a Charlie wciąż stojąca w drzwiach, owinięta jedną z ciepłych koszul Daxa, posyła mi zaskoczone spojrzenie.

– Ale ty też przyjdziesz, Mira, prawda?

Zmuszam się do uśmiechu.

– Innym razem, skarbie. I wracaj do domu, bo serio będziesz chora.

Chyba chce coś dodać, jednak wbiegam już po schodkach na ganek. Na szczęście odnajduję szybko klucz i udaje mi się dostać do środka, zanim wpada mi do głowy, że nie powinnam uciekać i się wycofywać. To ta kobieta zaburza naszą codzienność. Tyle że... ona jest jej mamą. Mamą, której Charlie bardzo brakuje.

Myślę o tym, kierując się do pokoju, w którym zostawiam ogromne torby. Zdążam zrobić jedynie to, gdy rozlega się pukanie, więc biorę głęboki wdech. Przed drzwiami oczywiście zastaję Daxa.

– Mogę wejść? – pyta.

Odsuwam się, żeby zrobić mu miejsce, po czym zamykam za nim. Sekundę później znajduję się już w jego ramionach, bo Dax przytula mnie od tyłu. Jest lodowaty, tak samo zresztą jak ja, bo nawet nie zdjęłam kurtki, jedynie zsunęłam kaptur. Dzięki temu mężczyzna przesuwa właśnie nosem po moim policzku.

– Tęskniłem za tobą, Miracle – szepcze.

Opieram się na nim i przymykam powieki.

– Ja za tobą też – przyznaję cicho.

Odwraca mnie wtedy przodem, spogląda mi w oczy, a potem nachyla się, żeby mnie pocałować. O wiele dłużej i namiętniej niż przed domem. Rozgrzewa mnie w jednej sekundzie.

– Przepraszam cię za to – odzywa się po chwili. – Mówiłem jej, że ma nie przyjeżdżać bez zapowiedzi i że mamy dziś plany. Nie powinnaś była się wycofywać, Mira. To ona miała pojechać.

– Charlie chciała, żeby została – przypominam.

– Bo Charlie jeszcze nie rozumie bardzo wielu rzeczy i nie wie, co jest dla niej najlepsze – odpiera Dax. – Myśli, że musi spędzać z Lindą każdą chwilę, bo inaczej ona znowu zniknie. A to nie powinno tak działać. Dlatego wprowadzam granicę w ich kontaktach, żeby ona znowu jej nie zawiodła. A Linda tę granicę przekracza, o czym dobrze wie.

– Ja po prostu... Nie chcę stać im na drodze, a nie dałabym chyba rady spędzić z tą kobietą wieczoru – wyznaję szczerze. – To dla mnie za dużo na ten moment.

Kiwa głową.

– Rozumiem. Nie wymagam tego od ciebie. Jedynie... nie rezygnuj na przyszłość z naszych planów, które ona stara się niszczyć, dobrze? To ona pojawiła się znikąd i włazi z butami w naszą codzienność. Wkurza mnie to. Próbuję dla dobra Charlie jakoś to pogodzić, ale Linda tego nie ułatwia, więc... proszę, chociaż ty mi pomóż, dobrze? Jeśli mamy plany, to mamy. Nie uciekaj. Pozbyłbym się jej dla ciebie w mgnieniu oka.

Przełykam z trudem ślinę.

– Potraktowałeś ją dość ostro – zauważam.

– I tak zbyt łagodnie, skoro nadal nie rozumie – stwierdza Dax. – Posłuchaj, Mira... Ja wiem, że może ci się wydawać, że jestem dla niej okropny i niesprawiedliwy, ale ona nie dbała o moje dziecko, naraziła je na niebezpieczeństwo, zdradziła mnie. Zrezygnowała z Charlie dawno temu. Nie widzisz, co robi? Próbuje wrócić, jak gdyby nigdy nic, bo usłyszała o tobie, ale to się nie uda.

– O mnie? – pytam ze zdziwieniem.

Dax łapie moją twarz w dłonie.

– W każdej ostatniej rozmowie Charlie mówiła przez większość czasu o tobie, kochanie. Jestem pewny, że w mieście też mówią o naszej dwójce. Ona wie, że chcę cię w naszym życiu i pewnie dotarło do niej, że jeśli nie spróbuje ostatni raz, dla niej już całkowicie zabraknie miejsca w życiu Charlie, bo ty je zajęłaś.

– Och. Ja wcale... Ja nie próbuję przecież jej zastępować ani...

– Nie mówię, że to robisz. Po prostu Charlie uważa cię za swój wzór, Mira. A Linda to wie. I dopiero to ją ruszyło. Powiedz, jaką musi być osobą, skoro przez miesiące próśb własnego dziecka nie miała czasu nawet na odwiedziny, a w momencie, gdy to dziecko spędza czas z kobietą, którą poprosiło o bycie jego mamą, ona nagle wraca?

Rumienię się.

– Wiesz, że Charlie mnie o to prosiła?

– Tak. Opowiadała mi o tym – przyznaje. – I dziękuję ci za to, co jej wtedy powiedziałaś. Nieustannie o tym wspominała, gdy byliśmy we dwójkę.

Uśmiecham się lekko.

– Mówiłam prawdę.

Dax zdejmuje mi czapkę i poprawia moje rozczochrane, naelektryzowane włosy.

– I bardzo mnie to cieszy – odpiera. Potem nachyla się i znów całuje mnie miękko. – Muszę wracać. Nie chcę, żeby mała zostawała sama z Lindą. Wolę kontrolować, co ona jej opowiada. Widzimy się jutro, tak?

– Mhm.

– I wszystko między nami w porządku?

Obejmuję go.

– Tak.

– Na pewno? – dopytuje. – Obecność Lindy nie jest dla ciebie nieprzyjemna?

– Jest – przyznaję szczerze. – Ja... nie podoba mi się, że wróciła.

– Mi też nie – odpowiada Dax. – Dlatego tym bardziej nie pozwólmy jej sądzić, że może mieszać w naszym życiu i się w nie wcinać, dobrze?

– Dobrze.

– I pamiętaj, że zawsze możesz do mnie napisać czy zadzwonić – dodaje. – Jeśli będziesz mieć jakieś wątpliwości, będzie ci smutno, będziesz się czuła samotnie... Jestem obok, Mira. I pojawię się zawsze, gdy będziesz potrzebować, dobrze?

Wzdycham cicho, na co unosi brwi.

– Co? – pyta.

– Nie mam pojęcia, jak Linda mogła być tak głupia, żeby wypuścić cię z rąk.

Na jego wargi wypływa szeroki uśmiech.

– Ty nie jesteś – stwierdza. – I mnie nie wypuścisz.

– Właśnie. – Marszczę brwi. – A... Powiedziałeś, że ona... naraziła Charlie. Co miałeś na myśli?

Dax się krzywi.

– To, że była złą matką, nie umiała zapewnić Charlie bezpieczeństwa ani opieki. Nigdy jej tego nie wybaczę i nie przestanę nienawidzić za to, jak dbała wyłącznie o siebie, a kiedyś... – Kręci głową. – Ponoć się zmieniła, ale śmiem w to wątpić. Dlatego jej nie ufam, gdy jest sama z małą.

Kradnę mu ostatni pocałunek, nim się odsuwam.

– Więc leć do nich. Ja dam radę. Zobaczymy się jutro, a dziś... dziś ty mi wyślij zdjęcie.

Unosi kąciki ust.

– Zrobię to – obiecuje.

Żegna się i znika na zewnątrz, a ja zerkam na stojące w pokoju gościnnym torby. Jest mi nieco smutno, ale nie zamierzam się nad sobą użalać, więc ruszam do auta po pozostałe dwie. Może i plany się posypały, lecz nie uciekną. Jutro poproszę Charlie i Daxa o pomoc w rozłożeniu wszystkich ozdób świątecznych, które kupiłam, aż mój salon będzie świecił się jeszcze jaśniej niż ten ich.

Bo czego się nie robi dla tych... których się kocha?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top