Rozdział 31

#swiatecznausterka

Raczej rzadko bywam spontaniczna i nie robię szalonych rzeczy. Prawdopodobnie dlatego czuję aż tak mocną ekscytację, gdy po wzięciu prysznica przechodzę w koszulce Daxa do sypialni, w której na mnie czeka. On też jest już przebrany, był w łazience przede mną i miał przygotować dla nas nieco miejsca. Zastaję go więc przy łóżku, na które narzucił ręczniki oraz dodatkowe prześcieradło; kolejne leży na podłodze.

– Zgaś światło – poleca, kiedy odkładam swoją torbę w kąt.

– Jak będziemy malować, gdy nie będziemy nic widzieć?

Uśmiecha się tylko, więc po prostu robię, co powiedział. Pstrykam przełącznik, jednak w sypialni nie zapada całkowita ciemność, ponieważ mężczyzna uruchamia projektor gwiazd przyniesiony tu kiedyś przez Charlie. Zostawiła mi go, żebym lepiej sypiała. Rumienię się na myśl, że wykorzystamy go do czegoś zupełnie innego niż spanie.

Lekka niezręczność znika natychmiast, kiedy Dax zmienia kolorystykę, a pokój wypełnia przyciemnione czerwone światło. Wprowadza idealny nastrój. Na suficie i ścianach falują ciemniejsze i jaśniejsze efekty, które odbijają się także w oczach mężczyzny, gdy na niego spoglądam.

– Co na mnie namalujesz? – odzywa się Dax.

– To tajemnica.

– Osioł całkowicie zniszczy klimat w razie czego – podpowiada.

Parskam cicho i łapię pierwszą buteleczkę. Jedną Dax napełnił wodą, pozostałe pięć są z farbami o różnych smakach, których zdecydowanie jestem ciekawa. Odwracam się więc i kładę dłoń na nagim torsie Daxa, by wycofać go na łóżko. Stawia parę kroków, nim opada na nie, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Przesuń się nieco wyżej – mówię.

Robi to, a wtedy zostawiam opakowania na prześcieradle i zajmuję miejsce na kolanach mężczyzny. Na sam początek wyciskam nieco farbki na dłoń moją i jego, by upewnić się, że nie wywołają żadnej nieprzyjemnej reakcji, a w oczekiwaniu na potwierdzenie, całuję Daxa, czując rozprzestrzeniające się po ciele rozkoszne iskry.

– Nadal nie otrząsnęłam się z zaskoczenia, że wpadłeś na coś takiego, wiesz? – rzucam. – Ale to... to serio ciekawe. Pobudzające wyobraźnię. I możemy... możemy dzięki temu poznać się kawałek po kawałku.

Obejmuje mnie, wplata palce w moje włosy i kiwa głową.

– Ty decydujesz, Mira – szepcze. – Jeśli będziesz chciała się zatrzymać, to po prostu powiedz.

– Ty też – odpowiadam.

Śmieje się nisko.

– Kochanie, ja nie mogę się doczekać, aż zrobisz sobie ze mnie prywatne płótno.

Całujemy się coraz bardziej paląco, przez co niemal zapominam, co zamierzałam zrobić. Dopiero gdy jedna z buteleczek dotyka mojego kolana, uświadamiam sobie, że miałam zadanie, i odrywam się od Daxa. Czeka na mój następny ruch, a że wszystko wydaje się być w porządku, sięgam po pierwszą farbkę i rozpoczynam nową grę.

Jest coś naprawdę fascynującego w przesuwaniu pędzlem po jego miodowej skórze. Zostawiam nim ślad zieleni najpierw na policzkach Daxa, a później jego szyi i torsie, by dodać do tego następne kolory. Na razie oboje mamy na sobie jakieś części garderoby, bo chcę działać powoli i skupiam się na górnych partiach. Wyrysowuję tam linie, zostawiam kropki i łapię następną butelkę.

– Co to będzie? – pyta Dax.

– Nasz chaos. Przeszłe nieporozumienia i wpadki, które później zmieszają się w nasze barwy. W nas.

Uśmiecha się, a ja dodaję wprost do jego ucha:

– A później je z ciebie zliżę.

Dax zaciska palce na moich pośladkach. Nie wykonuje żadnego innego ruchu, jedynie ten. Pozwala mi tworzyć na swoim ciele obraz, który po chwili zaczynam rozcierać dłońmi, żeby otrzymać nowe kolory. A gdy już je mam, wsuwam palec między wargi, wpatrując się prosto w Daxa, który wypuszcza głośno powietrze przez usta.

Potem popycham go na plecy. Uderza nimi w materac, a wtedy zmieniam ręce na język i wargi. Poznaję mężczyznę skrupulatnie, smakując owocowe farbki, których słodycz tak bardzo kontrastuje z tym, co właśnie się dzieje. Jaka pobudzona jestem i na co jeszcze mam ochotę. A że nie sądzę, żeby było fair, że jedynie ja mogę to robić, no i nabieram więcej pewności, obserwując reakcje Daxa, przerywam na moment. Nakierowuję jego dłonie na rąbki mojej koszulki, na co wstrzymuje oddech.

– Na pewno? – chrypi.

– Tak.

Pomaga mi zrzucić materiał przez głowę. Do moich uszu dociera zduszone przekleństwo, kiedy Dax mnie przed sobą odsłania. I chyba orientuje się, że rzeczywiście miałam na sobie jedynie jego koszulkę. Nic więcej.

– Ja pierdolę, Mira – szepcze. – Wykończysz mnie.

Podaję mu farbkę, uśmiechając się. Jego zachwyt mną to wszystko, czego mi teraz trzeba.

– Poznaj mnie tak, jak tylko chcesz – proszę cicho.

Kręci głową, chwyta mnie za kark i naciera na moje usta bez zawahania. Nasze oddechy mieszają się w jeden i stanowią główną nutę symfonii skomponowanej z sunących po skórze pędzli, ocierających się o siebie ciał i cichych westchnień, które wydostają się z mojego gardła, kiedy Dax naznacza mnie swoimi ulubionymi barwami.

Nie zajmuje mi dużo czasu zorientowanie się, że w czasie gdy ja używałam ciemnej zieleni, purpury i pomarańczowego, on sięgnął po biel, błękit i róż. Nawet w tym się różnimy, ale kiedy dotykamy się coraz śmielej, kiedy kolejne gesty przestają już być tylko rozprowadzaniem farby, a zmieniają się w pieszczoty, i nasze ciała zderzają się ze sobą, bo łączymy się w kolejnym pocałunku, te wszystkie kolory się plączą... Nie. Harmonizują ze sobą.

I tworzą nowe.

Stajemy się jeszcze większym chaosem. Przestajemy już próbować tworzyć obrazy, a zaczynamy smakować siebie nawzajem. Mój oddech staje się tak ciężki, że na moment odchylam głowę i pozwalam Daxowi zlizywać farbki z mojej szyi, a sama staram się nieco ochłonąć. To oczywiście niczego nie daje. Z każdym muśnięciem jego warg przepadam bardziej i bardziej.

– Jesteś moją ulubioną barwą, Miracle – odzywa się Dax.

Moje serce rośnie po tych słowach, a ciało się rozgrzewa. Nie wyobrażam sobie teraz się zatrzymać, potrzebuję Daxa przy mnie, ciągle, tak mocno, że przestaję w ogóle się kontrolować. Sięgam do jego spodni, które pomagam mu zdjąć, choć nastręcza to nieco problemów. Przez nasze rozgorączkowanie i pozycję, w jakiej leżymy, to serio trudne, więc oboje śmiejemy się lekko, po czym zamieniamy miejscami.

Ląduję na plecach, a Dax pozbywa się ostatniej części garderoby i nakrywa mnie swoim ciałem. Chociaż dopiero co czułam jego wargi na własnych, już zaczyna mi ich brakować, dlatego całuję go znów zachłannie, na co odpowiada bez zawahania. Następnie zaczyna dążyć w dół, przez podbródek i szyję, aż dociera do moich piersi.

Poświęcił im sporo uwagi, gdy miał jeszcze w rękach pędzel. Teraz za to smakuje efektu i sprawia, że wiję się pod nim, rozpalając do czerwoności. Wszystko, co się dzieje, wywołuje we mnie niesamowite wrażenia. Nie mogę powstrzymać się przed szeptaniem imienia Shelleya, jakby to mogło pomóc i dać nieco ulgi od żywiołu, jaki trawi właśnie mnie całą.

– Dax...

– Jesteś zachwycająca – odzywa się z ustami przy mojej skórze.

– Proszę, dotknij mnie – szepczę.

– Robię to.

– Wszędzie – wyduszam. – Dotykaj mnie wszędzie, Dax.

Jego duże dłonie przesuwają się od moich bioder w górę, aż mężczyzna łapie w nie piersi. W ustach czuję eksplozję nowych smaków, kiedy do tego Dax mnie całuje, a nasze języki odnajdują się po tym, jak próbował połączenia naszych kolorów. Nie mogę przestać drżeć pod jego twardym ciałem, tak bardzo rozgorączkowana i spragniona jestem.

Zauważa to i rozumie, czego potrzebuję, bo nie przestaje naznaczać mnie pocałunkami i dłońmi. Nikt nigdy nie poświęcał mi takiej uwagi, jaką właśnie od niego dostaję, bo Dax sunie ustami po każdym kawałku mojej rozpalonej skóry. Gasi na moment płomień, ale to tak, jakby próbował zrobić to benzyną, ponieważ natychmiast zajmuję się mocniej.

Zwłaszcza gdy jego palce docierają między moje uda. Nowe doznania wyrywają mi z gardła cichy jęk przypominający znów imię Shelleya, które ten spija prosto z moich warg. Całuje mnie, pieści, smakuje i dotyka tak umiejętnie, że powoli zapominam, jak się nazywam. A kiedy wydaje mi się, że za moment będzie po mnie, bo nie wytrzymam tego napięcia, Dax w końcu daje mi ulgę, zataczając szybsze kółka kciukiem.

Później, kiedy drżę od spełnienia, sięga do szafki nocnej, wyjmuje z niej prezerwatywę i po chwili łączymy się nie tylko dzięki kolorom i pocałunkom. Dax atakuje moje wargi, obniżając biodra, aż wypełnia mnie powoli, spokojnie, zupełnie inaczej niż całuje. Potrzebuję tego, żeby się do niego przyzwyczaić, nim zaczynamy szukać wspólnego rytmu.

To zbliżenie nie równa się żadnemu, jakie przeżyłam. Nie chodzi tylko o nastrój zbudowany przed, o to, jak poznawaliśmy się nawzajem, powoli pozwalając sobie na więcej, ani nawet o to, jak Dax właśnie wypowiada moje imię niczym przekleństwo i jedyne lekarstwo na nie jednocześnie. Nigdy nie czułam do nikogo tego, co do tego mężczyzny i nigdy nie ufałam nikomu tak, jak jemu. Właśnie to czyni z tego momentu coś więcej.

I daje mi jeszcze potężniejszą przyjemność niż przed chwilą, niż kiedykolwiek. Ta po prostu pochłania mnie w całości i nie wypuszcza, tak samo jak Dax nie wypuszcza mnie z pułapki swojego spojrzenia. Wpatruje się we mnie, gdy dochodzę, ledwo potrafiąc nabrać kolejny wdech, aż sam szczytuje, uśmiechając się w tak wspaniały, seksowny sposób, który zapamiętam do końca życia.

Później opada na mnie, ukrywa twarz w mojej szyi i próbuje wyrównać oddech, a ja oplatam go ramionami, całując w skroń. Nie chcę, żeby się odsuwał. Potrzebuję jego ciepła, ciężaru jego ciała, jego zapachu.

Jego.

Potrzebuję jego.

– Ty też jesteś moją ulubioną barwą, Dax – wyznaję.

Muska wargami moją szyję.

– To dobrze. Bo jeśli myślisz, że po tym, co właśnie ze mną zrobiłaś, kiedykolwiek wypuszczę cię z rąk, to jesteś w błędzie.

Parskam cicho i wyrównuję powoli oddech, głaszcząc jego włosy.

– Narobiliśmy sporo bałaganu – mamroczę.

– Nie mam nic przeciwko takiemu bałaganowi.

Unosi się w końcu i spogląda na mnie uważnie.

– W porządku? – pyta miękko.

– Tak. A u ciebie?

Kąciki jego ust wędrują w górę.

– Nigdy nie było lepiej.

Całuje mnie delikatnie, nim odsuwa się i rozgląda po sypialni. Czerwone światło wciąż wypełnia wnętrze – a ja zapewne nigdy nie spojrzę już tak samo na ten projektor – otwarte buteleczki z farbkami leżą po naszych bokach i wsiąkają w prześcieradło, a my jesteśmy wciąż wysmarowani pomieszanymi kolorami.

Dax chyba dochodzi do takiego samego wniosku, jak ja – potrzebujemy to z siebie zmyć – ponieważ podnosi się i po chwili bierze mnie na ręce. Obejmuję go natychmiast, kiedy rusza ze mną w ramionach w stronę wyjścia. Docieramy do łazienki, gdzie mężczyzna pozbywa się gumki i otwiera przede mną drzwi kabiny. Tym razem żadne z nas nie żartuje ze wspólnego prysznica. Wchodzimy pod strumień wody, stajemy jedno przy drugim i łapiemy żel, by rozprowadzić go sobie nawzajem na skórze. Jest w tym dla mnie kolejny nowy rodzaj intymności, jakiego do tej pory nie zaznałam.

– Zdradzić ci tajemnicę? – rzuca po jakimś czasie Dax.

Spłukuje właśnie mydliny z mojej skóry, a ja wtulam się w niego plecami. To takie przyjemne i komfortowe, gdy zajmuje się mną w ten sposób. Nawet nie wiem, ile dokładnie tu stoimy. Kabina całkowicie zaparowała, ale mam to gdzieś.

– Tak.

Przysuwa wargi do mojego ucha.

– Nigdy więcej nie spojrzę tak samo na żadne farby. A już na pewno nie wtedy, gdy będziesz w pobliżu.

Uśmiecham się z satysfakcją.

– Ojej.

Później odwdzięczam się i także pomagam mu pozbyć się resztek mydlin ze skóry, nim wracamy do sypialni. Dax wyłącza projektor, zwija oba prześcieradła oraz ręczniki i wrzuca je do pralki, choć nie wiem, czy cokolwiek z tego wyjdzie. Ja uprzątam opakowania i ścielę nam od nowa łóżko. Potem wkładam jego koszulkę, którą wyjmuje dla mnie z szafy.

– Dax?

Kładziemy się do łóżka, a on przytula mnie od tyłu i całuje we włosy.

– Hm?

– Ja też zdradzę ci tajemnicę, dobrze?

– Pewnie – odpiera.

Wzdycham cicho, przymykając powieki.

– Tak naprawdę malowałam osła, gdy nie patrzyłeś.

Śmieje się, obejmuje mnie ciaśniej i zasypiamy znów w swoich ramionach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top