Rozdział 13
łapcie bonus 💚
#swiatecznausterka
W centrum handlowym pierwszym, co rzuca się w oczy, są wystawy świąteczne za witrynami. Atakują z każdej strony, niezależnie od tego, jaki sklep mijamy, a wisienką na torcie jest oczywiście kącik Mikołaja, przy którym tłoczą się dzieci, dorośli i elfy. Z tego, co wiem, można tu codziennie wpaść po zdjęcie z gościem w czerwonym, na pogawędkę z nim i żeby wrzucić swój list do skrzynki. Chyba do dwóch dni przed świętami mają tu dyżury.
Współczuję.
– O, spójrz, twój kumpel – odzywa się Dax.
Podążam za jego spojrzeniem i widzę kogoś przebranego za Grincha, więc uderzam mężczyznę w ramię.
– A tam twój – odpieram, wskazując w lewo.
– To dziecko? – pyta z zaskoczeniem.
Prycham.
– Nie. Jego osioł.
Charlie i Isla chichoczą, także zerkając na chłopczyka niosącego pluszowego osła ze Shreka. Dax za to uśmiecha się do mnie szeroko.
– Ciekawe gdzie jego smoczyca – komentuje.
Przewracam oczami, a później rozpinam kurtkę i zdejmuję czapkę, bo robi mi się ciepło. Charlie w tym czasie pokazuje na jakąś witrynę sklepową, za którą widzi sukienkę, więc Isla przystaje obok i się jej przygląda. Moich uszu dobiega za to rozbawione parsknięcie.
– Ktoś zapomniał się uczesać – mówi Dax.
Następnie odwraca mnie w swoją stronę i unosi dłoń. Kiedy odsuwa mi sprzed twarzy rozczochrane włosy, przeczesując je palcami, a do tego muska opuszkami policzki, gdy zakłada mi kosmyki za uszy, moje serce zaczyna bić zdecydowanie za szybko. Wpatruję się w niego, bojąc się choćby drgnąć, ponieważ nie chcę, żeby jego dotyk zniknął. Jest przyjemny.
– Już naprawione – szepcze Dax.
Zwilżam delikatnie wargi językiem.
– Dzięki – odpowiadam cicho. – Co prawda wzięłam szczotkę, ale twoje palce też chyba całkiem nieźle sobie poradziły.
Kącik jego ust drga.
– Magiczne dłonie, pamiętasz?
Krzywię się i odsuwam. Oczywiście, że musiał przypomnieć mi o mojej głupocie z kluczykami.
– Ta, pamiętam – burczę. Potem spoglądam na Islę i Charlie, które stoją kawałek dalej, rozmawiając o sukience z wystawy. Ruszam do nich. – Co tam mamy?
– Próbuję właśnie wyjaśnić Charlie, że ta kiecka przyda jej się najszybciej za dziesięć lat.
Zerkam na witrynę. Na manekinie dostrzegam sukienkę z kopertowym dekoltem, przewiązaniem w talii i asymetrycznym dołem sięgającym połowy uda. Jest jednocześnie elegancka i seksowna, w kolorze butelkowej zieleni z drobinkami brokatu. Wygląda genialnie, tyle że to zdecydowanie nie kreacja dla siedmiolatki.
– Ale jest zielona – mówi Charlie. – I błyszczy.
– Lubisz zielony?
– Mira lubi – oznajmia dziewczynka, po czym patrzy na mnie. – Przymierzysz ją?
Zaskakuje mnie tym.
– Och. Ja w sumie...
– I znajdziemy dla mnie podobną na święta. Będziemy miały obie śliczne, choinkowe sukienki – stwierdza.
– Nie potrzebuję właściwie...
Isla łapie mnie pod ramię.
– Przymierzenie nie zaszkodzi – stwierdza, po czym kiwa głową na Charlie, która chwyta mnie z drugiej strony. – Dawaj ją.
Charlie chichocze, kiedy jęczę głośno w proteście. Zaczynają mnie jednak prowadzić do sklepu, a że nie chcę przyciągać uwagi, nie zapieram się. To młoda w pewnym momencie zwalnia, aż nas zatrzymuje i ogląda się przez ramię.
– Idziesz, tato? – pyta.
– Poczekam na was w kawiarni – odpiera Dax. – Dam wam tylko kartę i...
– Ale myślałam, że też pomożesz mi wybrać rzeczy – rzuca Charlie.
– Masz już Islę i Mirę. One doradzą ci lepiej niż ja. Ale gdybyś mnie potrzebowała, po prostu zadzwońcie.
Dziewczynka przytakuje, a Dax zbliża się, żeby wręczyć mi kartę. Macham ręką, bo pewnie i tak zapomniałabym pinu, i ustalamy, że zwyczajnie odda mi później pieniądze za zakupy Charlie. Wyznacza jej oczywiście limit wydatków i informuje, jakich ubrań potrzebuje, żeby za bardzo nie szalała, a potem zabiera nasze kurtki do szatni i odchodzi.
My za to zaczynamy zakupy. Dziewczyny naprawdę zmuszają mnie do przymierzenia tej sukienki, która leży na mnie idealnie i cholernie mi się podoba. Isla przekonuje, że będę mogła ją włożyć na jakieś przyjęcie, na przykład świąteczne, na które się nie wybieram, albo na firmowe, bo po nowym roku przecież studio będzie obchodziło jubileusz. Uginam się więc i kupuję kieckę, a później znajdujemy taką w podobnym kolorze, tylko o innym kroju, no i na dziale dziecięcym, dla Charlie. Ta jej jest bajkowa, z tiulem i cekinami, co bardzo się oczywiście podoba dziewczynce. Mówi, że będziemy wyglądać w nich idealnie i że koniecznie zrobimy sobie zdjęcie.
Przechodzimy z jednego sklepu do drugiego. Charlie wybiera sobie różne rzeczy i parę z nich nawet kupujemy, wciąż mieszcząc się w wyznaczonym przez Daxa limicie. Widać, że dziewczynka chciałaby już ubierać się bardziej młodzieżowo, chociaż ma na to jeszcze czas, a jednocześnie przyciągają ją kolorowe koszulki z nadrukami z różnych bajek. Wyznaje nam, że jej koleżanki już takich nie noszą, tylko mają doroślejsze ciuchy, dlatego ona też po takie sięga. Tłumaczymy jej z Islą, że to nic złego, że ma ochotę na coś innego niż rówieśnicy. Ostatecznie staje na tym, że w torbach lądują i takie, i takie ubrania, z których będzie mogła zawsze wybrać, co aktualnie woli.
W końcu środki przeznaczone przez Daxa na zakupy się wyczerpują, a ja padam już ze zmęczenia. Isla i Charlie oczywiście tryskają energią i dobrymi humorami, w czasie gdy ja ledwo się już za nimi włóczę. Przyjaciółka chce jednak zajrzeć jeszcze do jubilera, co okazuje się błędem, bo młodej aż zaświecają się oczy na widok biżuterii.
– Sonia ostatnio dostała od mamy bransoletkę – mówi. – I nosi ją zawsze. Ma różowy rzemyk i złotego motylka. Jest taka śliczna... Mówiła, że kupiły ją tutaj. Ciekawe czy mają takie jeszcze.
– Spytamy – stwierdza Isla.
Później stajemy naprzeciwko najsmutniejszego obrazka na świecie, ponieważ ekspedientka pokazuje nam takie bransoletki z różnymi wzrokami, a Charlie zakochuje się od razu w tym z białym rzemykiem i śnieżynką. Problem w tym, że nie ma już pieniędzy, bo wydała wszystko na ciuchy.
– No dobrze – wtrącam. – To będzie prezent ode mnie.
Dziewczynka spogląda na mnie z nadzieją.
– Naprawdę?
Przytakuję.
– Na święta. Proszę zapakować.
Charlie przytula mnie mocno i dziękuje wylewnie, na co Isla śmieje się lekko. Jej radość udziela się zresztą nawet mi, odzyskuję nieco energii i jakoś tak... jest fajniej. Sprawianie, że ktoś cieszy się tak jak ona teraz jest przyjemne. Mam tylko nadzieję, że Dax nie będzie zły, że to zrobiłam. Nie chciałabym, żeby pomyślał, że kupuję coś jego córce, bo on tego nie zrobił czy cokolwiek. Dał jej przecież naprawdę spory budżet, po prostu roztrwoniłyśmy go wcześniej, co też pewnie było mało odpowiedzialne. Cholera. A jeśli uzna, że uczymy jego dziecko złych nawyków? No ale... raz nie zawsze. No i sam spytał, prawda?
Oglądamy jeszcze przez moment naszyjniki, ponieważ Isla szuka jakiegoś dla mamy. Jest tu mnóstwo ślicznych opcji, na przykład taki jeden ze szmaragdami, który pasowałby mi do sukienki. Wpada mi w oko, lecz jego cena powala, więc odpuszczam, za to przyjaciółka wybiera coś z szafirami, które lubi pani Dunbar.
Kończymy wreszcie zakupy i kierujemy się do kawiarenki, w której ma czekać Dax. Znajdujemy go dość szybko, siedzi przy jednym z pierwszych stolików, z telefonem przy uchu. Rozmawia z kimś cicho, ale kiedy nas zauważa, kończy połączenie. Na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
– No w końcu – rzuca. – Wykupiłyście chyba całą galerię, co?
– Zaledwie połowę – zapewnia Isla, opadając na krzesło.
My też zajmujemy miejsca.
– Mamy super ubrania – odzywa się Charlie. – Będziesz chciał, żebym ci pokazała w domu?
– Oczywiście, że tak – odpowiada Dax. – Jestem bardzo ciekawy, co wybrałaś. I pewnie nawet nie mam co marzyć, że nie wydałaś wszystkiego, prawda?
Charlie przywołuje na twarz niewinną minkę.
– Wzięłyśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
– Nie wątpię – odpiera z rozbawieniem jej ojciec.
– A Mira kupiła mi też bransoletkę – dodaje. – Na prezent świąteczny. Jest śliczna, ze śnieżynką. Pokażemy?
Marszczę nos, rozglądając się po torbach.
– Eee... Jeśli wiesz, gdzie ją dałyśmy.
– Czego się napijecie i co zjecie? – pyta wtedy Dax. – Na pewno jesteście wykończone.
– Wcale nie – stwierdza Charlie.
– I to jak – przyznaję w tym samym czasie.
Patrzymy na siebie i parskamy równocześnie, a Isla dodaje:
– Nie jest źle. Obeszłyśmy przecież tylko kilkanaście sklepów. A ja napiłabym się latte i zjadła jakiś sernik.
Mam ochotę na to samo ciasto tylko z białą herbatą, Charlie również, więc Dax idzie złożyć zamówienie. Gdy wraca, młoda opowiada mu o naszych zakupach, a on słucha z uwagą, popijając swój napój. Biorąc pod uwagę, ile minęło czasu, pewnie z trzeci. Nie narzeka jednak, uśmiecha się ciągle i wydaje się rozluźniony. Nam też jest o wiele lepiej, gdy w końcu dostajemy napoje i jedzenie. Charlie próbuje do tego znaleźć bransoletkę, ale nie pamiętamy, do której torby ją wrzuciłyśmy, więc się poddaje i obiecuje pokazać ją Daxowi w domu.
– Ooo, to Elsa i Anna! – wola nagle, wskazując na idące między sklepami postacie. Zaczepiają je właśnie jakieś dzieci z ojcem, i wszyscy pozują do fotki. – Też chcę z nimi zdjęcie! Mogę, tato?
Dax przytakuje.
– Pewnie.
Chce już wstać, ale dziewczynka zwraca się do mnie i Isli.
– Pójdziecie ze mną?
Na samą myśl o wstaniu mam ochotę zapłakać.
– Ja odpadam – stwierdzam. – Jeśli się ruszę, odpadną mi nogi.
– One już sobie idą! – mówi z niepokojem Charlie.
– Chodź, dogonimy je – zarządza Isla. – A staruszka niech zostanie i odpoczywa. Lepiej się nią zajmij, Dax.
Następnie łapie rękę Charlie i zrywają się z miejsc, by puścić biegiem za znikającymi na ruchomych schodach postaciami. Prycham wtedy, a Dax zaczyna się śmiać.
– Chyba zabrałyście mi dzieciaka – oświadcza.
Spoglądam na niego.
– Niemożliwe. Nie mam siły się ruszyć, nigdzie bym jej nie zabrała.
W jego oczach pojawia się błysk rozbawienia.
– Aż tak?
– Tak – potwierdzam. – Dlatego zwykle robię zakupy online.
Przypatruje mi się parę chwil.
– Doceniam waszą pomoc – rzuca w końcu cicho. – Charlie wydaje się naprawdę szczęśliwa. Dziękuję.
Macham ręką.
– To nic wielkiego.
– Nie dla mnie – odpowiada. – Ja... Staram się być dla niej najlepszym rodzicem, ale wiem, że brakuje jej kobiecej ręki. Moja mama robi, co może, tyle że wciąż jest jej babcią, którą Charlie kocha, ale już nie chce się na niej wzorować. To ciebie upatrzyła sobie na kogoś takiego. Bardzo cię lubi. Więc dziękuję, że to dla niej zrobiłaś.
Moje serce przyjemnie się rozgrzewa.
– Nie ma za co. – Wzruszam ramionami. – Podejrzewam, że po dzisiaj i tak przerzuci się na Islę. Ja tylko narzekałam, a ona szalała razem z nią.
– Isla jest świetną osobą, ale nie ma szans, żeby cię przyćmiła – mówi Dax.
Robi mi się jeszcze cieplej.
– Jest otwarta, wesoła i...
– I nie jest tobą – ucina Dax.
Przełykam z trudem ślinę.
– Tak myślisz?
– Wiem to.
Uśmiecham się do niego nieznacznie, a on zamiera, wpatrując się we mnie jak porażony.
– Co się stało? – pytam od razu.
– Właśnie pierwszy raz w życiu się do mnie uśmiechnęłaś.
Mrugam.
– Co? Nieprawda. Uśmiechałam się już.
– Nigdy do mnie – rzuca cicho.
– Może wcześniej nie zasłużyłeś – żartuję.
Przytakuje prosto, zamiast podjąć żart, przez co się rumienię. Na szczęście sekundę później wracają Charlie i Isla, które już od połowy korytarza śmieją się głośno, a potem wciągają nas w opowieść o tropieniu dwóch bajkowych postaci po połowie centrum handlowego. Słuchamy ich z Daxem, kończąc swoje napoje, a po jakimś czasie zbieramy się wreszcie do wyjścia.
W drodze do domu uświadamiam sobie, że chyba mogłabym polubić takie wypady od czasu do czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top