Rozdział 4 #ciepło

24 grudnia 2005

Drzwi zamknęły się z impetem przez silny wiatr, który szalał na zewnątrz. W taką pogodę przejście choćby stu metrów stanowiło nie lada wyzwanie. Na szczęście istniały takie wynalazki jak samochody, bardzo przydające się w tym okresie. Przez ich coraz większą ilość, czas przejazdu z jednego punktu do drugiego często się wydłużał, ale wszyscy wybierali ten środek transportu niż spacery w śnieżną zamieć.

- Daj kurteczkę i biegnij pod kocyk - Marlette kucnęła, by pomóc rozebrać się córce. Chociaż spędzili w kościele dwie godziny, jej rączki nie były tak zimne jak podejrzewała. To pewnie za sprawą dwóch swetrów, które młoda matka ubrała dziewczynce. Wolała nie ryzykować chorobą na święta.

- Zrobię dla was kakao, a dla siebie herbatę - zaproponował mężczyzna i udał się do kuchni, ówcześnie całując kobietę w czoło. Chwilę później Winter zniknęła pod różowym, puszystym materiałem. Jako iż mąż przygotowywał gorące napoje, ona dołączyła do córki, biorąc po drodze kolejny koc. Mały aniołek wystawił na zewnątrz tylko głowę, a widząc obok mamę, od razu się do niej przysunął i położył na jej kolanach.

- Podobało ci się? - spytała Marlette, bawiąc się włosami dziewczynki. W tym roku małżeństwo  zdecydowało się zabrać Winter na bożonarodzeniowy spektakl odgrywany przez dzieci. To była jedna z ich rodzinnych tradycji. W każdą wigilię o tej samej porze wybierali się do kościoła, aby przy śpiewie kolęd radować się z innymi Bożym Narodzeniem.

- Tak! Aniołki były super! Też chce kiedyś takim być - oznajmiła podekscytowana Winter, co sprawiło uśmiech na twarzy jej mamy. Podczas przedstawienia mała księżniczka cały czas obserwowała wszystko uważnie, a jej błyszczące oczy wyrażały wielką radość, co udzieliło się młodemu małżeństwu. Dla rodziców szybko szczęście dziecka było najważniejsze.

- Proszę bardzo drogie panie - Jacques podstawił przed nimi dwa kubki z gorącym napojem i chwilę później wrócił ze swoją herbatą. Wziął też kilka pierników, które znalazł na kuchennym stole. Następnie usiadł obok żony, oplatając ją ramieniem. Rodzina była już w komplecie.

Nastał moment ciszy. Każdy z nich był pogrążony we własnych myślach. Święta były czasem podsumowania całego roku. Wszystkie dobre i złe dni pojawiały się przed oczami Marlette. Jednak jedno wydarzenie zawsze przyćmiewało pozostałe. Cztery lata temu w ich życiu pojawił się mały aniołek, który dawał im ogromną radość każdego dnia. Patrząc na spokojną twarz Winter pogrążoną w śnie, kobieta ledwo powstrzymywała łzy, dziękując po raz kolejny za świąteczny cud. Od tej pamiętnego wigilii  słowo rodzina stało się dla niej tym najpiękniejszym i kojarzyło się wyłącznie z domowym ciepłem i miłością.

***
Wesołych świąt!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top