ROZDZIAŁ 11
Siedziałam w Pokoju Wspólnym aż do północy czekając na Draco i Blasie'ego. Chciałam jeszcze z nimi pogadać i wytłumaczyć ich dziwne zachowanie, ale traciłam już nadzieję, że pani Pomfrey ich wypuści. Parę minut później w końcu przyszli. Byli cali brudni i zdenerwowani.
- Jak tam pobyt w Skrzydle Szpitalnym? - zagadnęłam.
- Jakim Skrzydle Szpitalnym? - Draco był szczerze zdziwiony.
- Jakiś czas temu wybiegliście stąd krzycząc mi, że idziecie do Skrzydła Szpitalnego. - wytłumaczyłam marszcząc brwi. - Czemu jesteście tacy brudni?
- Nie wiem nic o Skrzydle Szpitalnym, ale jesteśmy brudni, ponieważ zaatakowali nas bliźniacy Weasley'owie. - odparł Szczurek krzyżując ręce na piersi.
- I walczyliście tak długo ? - zapytałam niedowierzając, miałam dziwne przeczucie, że coś tu nie gra.
- No... nie do końca... - młody Malfoy przeniósł wzrok ze mnie na podłogę. - Walczyliśmy krótko i... i przegraliśmy...
- A potem wepchnęli nas do schowka na miotły woźnego... - dodał Zabini. - Nie mieliśmy szans: wzięli nas z zaskoczenia, a poza tym oni mają większe doświadczenie magiczne...
Potem nikt się już nie odzywał. Niezręczną ciszę przerwał Szczurek:
- Pokaże wam coś na prawdę super, poczekajcie.
Spojrzałam na niego zastanawiając się co też może być takiego ,,na prawdę super''. Szczurek pobiegł do swojego dormitorium, a po paru minutach wrócił trzymając jakiś wycinek gazety.
- Spójrzcie. - polecił, podając mi wycinek.
Już od nagłówka wiedziałam, że to ten sam artykuł, który pokazałam im parę godzin temu.
- Super, nie? - zapytał podniecony chłopiec.
- Ale Draco, ja już wam to pokazywałam. - zmarszczyłam brwi, czemu Malfoy i Zabini o tym nie pamiętają? To działo się, przecież stosunkowo niedawno. Nagle coś wpadło mi do głowy.
- Draco, powiedz mi co robiliście od wyjścia z biblioteki.
- Już ci mówiliśmy. - odparł zdezorientowany Szczurek.
- Powiedz. - ponagliłam.
- Dobrze, dobrze... - mruknął Draco. - Zaraz po wyjściu z biblioteki zaatakowali nas Weasley'owie, kiedy wydostaliśmy się ze schowka na miotły od razu wróciliśmy do Slytherin'u.
- To niemożliwe... - mruknęłam cicho. Zmarszczyłam jeszcze bardziej brwi zagryzając zgięty palec w oznace skupienia. - Żaden drugoroczny nie dałby rade zmienić tak dobrze swojego wyglądu, chyba że...
Eliksir Wielosokowy. Dziwnie się zachowywali, byli ze mną tylko godzinę, a potem ta panika Blasie'ego, kiedy spojrzał na Malfoy'a, ale nie... nie, nie daliby rady, nie. Nie. To zbyt trudna receptura dla zwykłego ucznia i w ogóle, po co ktoś miałby to robić ? Chyba, że... to był Potter i Weasley, ale gdzie Granger? Złote Trio na pewno szuka dziedzica Slytherin'a i podejrzewają mnie. Muszę to sprawdzić, ale jak? Nie znam jeszcze legilimencji. Ugh. Jak mogłam tego nie zauważyć ?
- Delphi, wszystko gra? - zapytał ostrożnie Draco.
- Nie. - odparłam ostro. - A teraz idźcie się wykąpać. - rozkazałam, zła na Dumbledore'a za to, że teraz mnie wszyscy podejrzewają, na Złote Trio, że mnie oszukało i przede wszystkim byłam zła na siebie, że tak łatwo się dałam.
Chłopcy podskoczyli jak oparzeni i szybko udali się do swojego dormitorium. Za pewne moje oczy płonęły czerwienią. Siedziałam na swoim fotelu jeszcze przez chwilę, żeby się uspokoić i wszystko przemyśleć, a potem udałam się do mojej pustej sypialni.
***
Następnego dnia moja zwykła rutyna została zachwiana i spałam o godzinę dłużej, ale to tylko dlatego, że położyłam się ok. 2:00. Wszystko robiłam dwa razy szybciej, żeby jeszcze zdążyć coś zjeść w Wielkiej Sali. Wyszykowałam się w dziesięć minut i już przemierzałam labirynt w lochach. Zaraz miałam skręcać do holu głównego, ale zatrzymałam się, ponieważ usłyszałam strzępy rozmowy:
- Może wrócimy się dla niej po coś słodkiego?
- Czy widziałeś kiedyś Hermionę jedzącą słodycze?
- No, raczej nie, ale myślę, że to by jej poprawiło humor...
- Biedaczka siedzi w Skrzydle Szpitalnym...
- Przynajmniej nie w bibliotece... Mówię ci, w końcu skończą jej się książki do czytania...
Zza rogu wyłonił się Potter z Weasley'em.
- Riddle. - warknął Złoty Chłopiec.
- Potter. - przywitałam się z miłym wyrazem twarzy. - Słyszałam, że ta szlama, z którą ciągle chodzicie jest w szpitalu... - zacmokałam pseudo-współczująco. - Powinniśmy wszyscy dziękować dziedzicowi Slytherin'a, że uwolnił nas od panny Wiem-to-wszystko.
Obaj zaczerwienili się ze złości.
- Ona nie jest szlamą! - ryknął rudzielec. - Jest o tysiąc razy lepszą czarownicą, niż ty kiedykolwiek będziesz!
- Taak, taak, taak, jasne... widzę, że mała szlama rozkochała w sobie zdrajcę krwi. - mruknęłam z szyderczym uśmieszkiem na twarzy.
Zrobiłam duży, szybki krok w bok, kiedy niespodziewanie rudzielec rzucił się na mnie, co skończyło się tym, że chłopiec runął na podłogę.
- Ron! - zawołał przejęty Potter pomagając wstać swojemu koledze.
- Widzę, że wyznajesz mugolskie sposoby walki i to jeszcze na dziewczynie.
Jego twarz jeszcze bardziej się zaczerwieniła kiedy zaciskał pięści. Teraz kolor w jego twarzy mógłby konkurować z odcieniem jego włosów.
- Kompletnie jak twój żałosny ojciec.
Odwróciłam się, żeby zobaczyć kto mówi. Był to Draco, a zaraz obok niego stali Blasie, Crabbe i Goyle.
- Nikt cię nie pytał o zdanie, Szczurku. - warknął rudzielec.
Moje podejrzenia potwierdziły się, ale pozostaje jeszcze pytanie jak oni to zrobili? Oburzony Potter spojrzał na Weasley'a, a ja otrzymałam wręcz oskarżycielskie spojrzenie od Draco.
- Wiesz, mój ojciec jest bardzo ważnym urzędnikiem ministerstwa i ludzi obchodzi jego i moje zdanie. - odparł Draco. - W przeciwieństwie do ciebie i twojego żałosnego starego.
Chłopiec miał mu już coś odpowiedzieć, ale Potter pociągnął go za ramię szepcząc coś do ucha. On wiedział, że przez to iż nazwał Draco ,,Szczurkiem'' ja się dowiem.
- Jak to zrobiliście? - zawołałam za nimi. - Jak zdołaliście tak dobrze się pod nich podszyć?
- Nie wiem o czym mówisz, Riddle. - odparł Złoty Chłopiec znikając za zakrętem.
- Co zrobili? - zażądał Draco. - Pod kogo się podszyli? I czemu wiedzą o ,,Szczurku''?
- To nie czas i miejsce na taką rozmowę. - ucięłam ostra i ruszyłam w stronę Wielkiej Sali.
Zaburczało mi w brzuchu, ale kiedy szarpnęłam za drzwi, żeby je otworzyć napotkałam opór. Jadalnia była już zamknięta. Odwróciłam się do mojej świty:
- Wiecie gdzie jest kuchnia ?
Niestety nikt nie wiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top